Kto
ogląda serial „Gra o tron”? Kto nie ma dostępu do telewizji satelitarnej lub
kablowej właściwie nie ma szans, wszak serial jest emitowany tylko na kanale
HBO. Sam właściwie za serialami nie przepadam, na szczęście jest HBO GO, dzięki
czemu, nawet jeśli nie mogę odcinka oglądać w wersji premierowej, tam mam
możliwość nadrobić zaległości. Ponieważ ów bije rekordy oglądalności, w ciągu
tygodnia i tak są trzy, cztery powtórki.
Będzie
nie tyle o fabule (zbyt dużo zawiłych wątków, by je wszystkie opisać w jednej
notce), ile o ogólnych wrażeniach. Baśniowa opowieść z gatunku fantasy, w
klimacie średniowiecznej epopei, w disnejowskiej krainie marzeń i cudów, mocno
okraszona niesamowitymi efektami specjalnymi. Jeśli do tego dodać skomplikowane
intrygi, sceny okrutnych tortur i mordów, zdrady przeplatane
filozoficznymi rozważaniami o aspektach władzy monarszej, metodach jej zdobywania i
utrzymania, a w kontraście nieraz mocne sceny erotyczne, nie sposób się nudzić.
Aha, zapomniałbym o bitwach realizowanych z niespotykanym dotychczas rozmachem,
z udziałem latających i ziejących ogniem smoków, albo ciągle odradzających się truposzów.
Zdumiewająca jest ilość bohaterów ze zmiennymi charakterami. Ledwie w jednym
odcinku zaczyna się darzyć kogoś sympatią, pewne jest, że w następnym sympatia
przerodzi się odrazę. I na odwrót, w
najpodlejszych typach można się spodziewać ludzkich odruchów, więc i największą
kanalię daje się w końcu polubić. De
facto tylko trzy postacie są jednoznacznie pozytywne w mojej ocenie (przynajmniej
na razie) – Arya Stark (grana przez Maisie Wiliams), Brienne z Tarsu
(Gwendoline Christie) oraz przyrodni brat Aryii, John Snow (Kit Harington). W
jednym trzeba oddać twórcom serialu – od samego początku umiejętnie bawią się
oczekiwaniami widzów, przy czym jak dla mnie, ani na moment nie dają zapomnieć,
że ten film jest baśnią fantasy i nie ma w nim żadnego górnolotnego przesłania.
Masz się widzu tylko bawić i w napięciu czekać, co dalej...
Właściwie
z takim opisem powinienem poczekać do ostatniego odcina. Powinienem, ale nie
pozwolił mi pewien dziwaczny artykuł na katolickim portalu Pch24.pl, którego
już sam tytuł totalnie zaskakuje: „Prymitywizm zamiast chrześcijaństwa”1,
bo „(... ) w „Grze o tron” nie ma ani
krztyny chrześcijańskich wartości. (...) nie dajmy się przekonać, że o to dostajemy inspirowaną
chrześcijaństwem opowieść”
(sic!) Tomasz Figura, to on jest
autorem tych słów, chyba pisał pod wpływem kadzidła, bo ja sobie nie
przypominam żadnej opinii, a czytałem ich wiele, aby autorzy serialu mieli
jakieś ambicje stworzenia epokowego dzieła o chrześcijańskich wartościach, ani
nawet moralizującego przesłania. „Gra o tron” to nie sfilmowana opowieść
biblijna, ewangeliczna czy średniowieczna saga o religijnych męczennikach umierających
za wiarę. To tylko opis ludzkich, w przewadze podłych namiętności na tle bliżej
niesprecyzowanych czasów (w średniowieczu nikt nie widział latających smoków). T.
Figura na koniec puentuje: „Nie dajcie się zwieść naiwnym komentatorom, zapewniającym, że „Gra o tron”
to serial wartościowy. To brutalna i pełna wynaturzeń prymitywna rozrywka. Jej
demoralizujący charakter nie podlega wątpliwościom. I pozostaje współczuć tym,
którzy ulegli chorej fascynacji tym obrazem”. Znów sobie
za(sic!)uję.
Zaczynam uwielbiać takich chrześcijańskich moralizatorów. Gdyby to oni mieli
decydować o tym, co wolno nam oglądać... lepiej nawet sobie nie wyobrażać. Ki
diabeł każe im oglądać takie filmy? Zastanawiam się teraz, czy jednak nie
skusić się na kolejny sezon „Opowieści podręcznej”? Pierwszy wydał mi się totalnie
durnowaty, więc skończyłem na drugim odcinku, który w przejaskrawiony sposób
pokazywał przyszłość religijnego dyktatu. Ale może teraz pojawi się w nim postać
Tomasza Figury, lub kogoś na jego wzór i podobieństwo? Z przyjemnością popatrzę
sobie, jak takiego bohatera wieszają
na ulicznej latarni, bo ten sezon ma przedstawić rewolucję antyreligijną...
Przeczytałem ten artykuł. Figura napisał recenzję podług swojego uważania i polemizuje z jakimś "amerykańskim jezuitą". Jezuita twierdzi, że w serialu są chrześcijańskie wartości, a Figura, że nie ma. Czego tu się czepiać?
OdpowiedzUsuńOglądałem kilka pierwszych sezonów serialu, niezły jest. Zwłaszcza karzeł przypadł mi do gustu. Występuje jeszcze, czy go uśmiercili?
Występuje. :D
UsuńPrzeżył ostatnią czystkę ;)
UsuńWychdzi na to, ze u Asmo polemizowanie dwoch przeciwnych chrzescijanskich stanowisk ze soba jest juz zagrozeniem. No i znowu owe wyrywanie z kontekstu. :)))
UsuńJa wprawdzie nie oglądam tego filmu, choć fabułę mniej więcej znam i już miałem porechotać razem z Tobą nad dziwactwami pana Figury, który chciałby widzieć w serialu "chrześcijańskie wartości", gdybym wiedziony komentarzem Boi nie zajrzał do linku. No i właśnie - pojawia się pytanie z kim TY właściwie polemizujesz? Facet ma przecież rację. Nie sądzę, żebyś nie rozumiał, że jego tekst to polemika z jakimś jezuitą, który się tych wartości w tym filmie dopatrzył - pozostaje chęć ośmieszenia tego publicysty. Jeśli tak, to wyjątkowo chybiona, pomimo, że można dyskutować nad surową oceną GOT i bardziej z siebie zrobiłeś pośmiewisko.
OdpowiedzUsuńAle jak masz ochotę poczytać coś naprawdę głupiego - co napisano Grze o Tron, polecam wywody pewnej feministki... Blog znikł już - może pani zorientowała się, że robi z siebie idiotkę, ale internet nie zapomina... :)
Musiałbym być ślepy by nie zauważyć do kogo osobowo (patrz: pierwszy cytat) pije T. Figura. Ale jego tekst jest de facto przede wszystkim krytyką samego filmu, a przy okazji pretensją o to, że faktycznie nie ma w serialu wartości chrześcijańskich (patrz: drugi cytat). Naiwnością bowiem byłoby twierdzić, że serial niesie jakieś wartości. Niemniej we wcześniejszym sezonie jest wątek Wielkiego Wróbla (Jonathan Pryce) – wypisz wymaluj św. Paweł, nawracający pogan metodą chrześcijan X-XVI wieku. Marnie skończył
UsuńNie dopatrzyłem się jakichś pretensji - możesz uściślić gdzie te pretensje? Po prostu zmieszał go z błotem jako niezbyt wyrafinowaną rozrywkę. Miał prawo.
UsuńPrzeczytaj jeszcze raz akapit zaczynający się od słów: „Stawiam jednak dolary przeciwko orzechom...”. Gdyby „Gra o tron” była czymś na wzór sienkiewiczowskiego Potopu, ewidentnie serial byłby godny polecenia..
UsuńNo i co? Chodzi mu o sceny seksu i okrucieństwa, a nie pretensje o brak jakichś wartości. Choć akurat od tych drugich Sienkiewicz nie stroni - wystarczy przeczytać opis odnalezienia kompanionów Kmicica...
UsuńTo może Cię tytuł (nie tylko mojej notki) przekona?
UsuńNie przekona - ktoś tam widzi w nim chrześcijaństwo - Figura widzi prymitywizm.
UsuńA powinno według niego być chrześcijaństwo
UsuńNic takiego nie napisał.
Usuń„Nie dajcie się zwieść naiwnym komentatorom, zapewniającym, że „Gra o tron” to serial wartościowy. To brutalna i pełna wynaturzeń prymitywna rozrywka”. Czyli nieprymitywna, wartościowa to jak nic – tylko ta chrześcijańska. Innego wyboru nie ma.
UsuńNadal nie widzę tu tekstu, że powinna być chrześcijańska, żeby być wartościowa, oprócz Twojego widzimisię.
UsuńMoże autorowi wystarczy jak nie będzie "brutalna, pełna wynaturzeń i prymitywna", bo tylko tyle zarzuca temu filmowi w tym zdaniu?
Mnie te trochę inteligencji wystarczy, aby wyczytać o czym tak naprawdę piszę Figura.
UsuńPamiętasz film „Pasja”? Brutalny, pełen wynaturzeń i ociekający krwią? Nawiasem mówiąc, mnie się podobał.
@ Asmo :))
UsuńZlituj sie, "... te troche inteligencji…" to chyba raczej wystarcza aby mylic intencje i przekrecac wypowiedzi innych :))
Inteligencja? Chyba obsesja się to nazywa, jak ktoś sobie dopowiada to co nie wynika z tekstu, a co chciałby, żeby wynikało.
UsuńA Figurze może by się nie podobał, mimo chrześcijańskich wartości.
Zagadnienie rasizmu w Grze o tron męczy mnie od dawna, a im dłużej nad nim rozmyślam, tym więcej odnaduję argumentów potwierdzających tezę, że serial ten (i jego książkowy pierwowzór) są podszyte wieloma ideologiami, które powracają niczym echo z początków ubiegłego wieku. Ale po kolei.
OdpowiedzUsuńZacznijmy od rzeczy oczywistych. Wystarczy jeden rzut oka na pierwsze odcinki serialu, aby dostrzec, iż w Grze o tron brakuje czarnoskórych bohaterów. Ostatecznie żyjemy w końcówce drugiej dekady XXI wieku, nie musimy tłumaczyć, jak ważne jest równouprawnienie na planie filmowym. Tak się złożyło, że w tym największym hicie HBO brakuje bohaterów innych niż biali, choć nakreślony z rozmachem świat Westeros pozwala na puszczenie wodzy fantazji w dowolnym kierunku.
Kiedy czytałam po raz pierwszy Pieśni lodu i ognia R.R Martina, ignorując całkowicie opisy autora, wyobraziłam sobie królową Daenerys, Matkę Smoków i Niespaloną jako czarnoskórą piękność i już nic mi tego obrazu nie mogło wybić z głowy. Cukierkowo-lukrowana Emilia Clark jest co prawda sympatyczna i ślicznie się uśmiecha, ale mojej wyobrażonej córce Targaryenów nigdy nie dorównała. To właśnie brak czarnoskórych bohaterów nakłonił mnie do przemyślenia sprawy, bo choć są tacy, którym brak ten zupełnie nie przeszkadza, ja zaczęłam się zastanawiać – właściwie dlaczego w Grze o tron wszyscy bohaterowie są biali?
Daenerys w swej drodze ku władzy, wsławiła się niesieniem wolności ludom ciemiężonym w Zatoce Niewolniczej. Jest taki pamiętny obraz, którym kończy się drugi sezon Gry o tron, kiedy tłum wyzwolonych niewolników unosi na swych ramionach drobną, blond królową i nazywa ją Mysha, czyli Matka. Obraz dominacji białej królowej nad czarnym ludem – gęstym, anonimowym i podległym jest tak rasistowski, że chyba nie ma czego komentować. Właściwie można nawet powiedzieć, że wyzwoleni przez Daenerys niewolnicy nie odzyskali wolności, zmienili tylko swego pana i władcę na kogoś gorszego. Matka Smoków nie tylko oczekuje bezwględnego posłuszeństwa, ale i każe za siebie umierać na wojnie. Kim jest Daenerys, jeśli nie krwawą, okrutną dyktatorką, władającą zacofanymi, obcymi plemionami – byłymi niewonikami i Dothraki, których obraz zarówno w filmie jak i w książce powiela wszystkie, krzywdzące schematy o zacofaniu i głupocie "dzikich", którzy idą za Daenerys niemal dosłownie w ogień.
Już słyszę tłumaczenia niektórych z Was - Pieśni lodu i ognia nawiązują przecież do historii, a przecież nikt nie zaprzeczy, że biali ludzie dokonywali podbojów ludów południa świata – Afryki i obu Ameryk. Owszem, to prawda. Mój zarzut wobec tej produkcji nie dotyczy samego faktu podboju, ale tego w jaki sposób został on pokazany. Podboje południowych kontynentów były krwawe i okrutne. Biali ludzie wyżynali tubylców, grabili ich, zniewalali i wykorzystywali jako niewolników, dokonywali zatem czynów wręcz odwrotnych do tych, pokazanych w Grze o tron. Daenerys opisywana jest jako wybawicielka, jako dobra matka, wielbiona jest niczym bóstwo – czegoś takiego w historii nie było. Dlaczego zatem twórcy Gry o tron powielają rasistowskie schematy uzasadniając je historycznymi odniesieniami, aby nadać roli białego człowieka uprzywilejowaną, wręcz sakralną pozycję? Nie nazwałabym tego historycznym nawiązaniem, lecz manipulacją historią i to w najgorszym sensie tego słowa – to druga płaszczyzna rasizmu, którym podszyta jest Gra o tron. Jest jednak jeszcze jedna – ukryta, zamaskowana, z którą najtrudniej było mi się zmierzyć, gdyż łatwo jest ją pominąć analizując samą tylko warstwę fabularną. Zadajmy sobie zatem najważniejsze, fundamentalne pytanie – o czym tak naprawdę opowiadają nam Pieśni lodu i ognia?
OdpowiedzUsuńKiedy Charles Darwin, brytyjski przyrodnik (1809-1882) pisał dzieło swego życia O powistawaniu gatunków drogą doboru naturalnego, nie wiedziano nic jeszcze wówczas o DNA. Darwin, aby skonstruować swoją teorię, badał różne gatunki zwierząt i różnice między przedstawicielami tego samego gatunku, żyjącymi w różnych warunkach. Na przykład – ten sam gatunek zwierzęcia inaczej rozwijał się na wigotnych, ciepłych terenach Ameryki Południowej, a inaczej między suchymi piaskami Afryki. Darwin odkrył ważną zależność – zwierzęta i rośliny potrafią z pokolenia na pokolenie dostosowywać się do zmiennych warunków atmosferycznych.
W Grze o tron od klimatu i umiejętności dostowania się do jego warunków zależy właściwie wszystko, a na żywiołach – ogniu i lodzie – oparta jest cała filozofia Westeros. Żeglarze, mieszkańcy wysp, nie potrafią utrzymać swej władzy na lądzie. Przyzwyczajeni do łagodnego klimatu południowcy nigdy nie odniosą zwycięstwa zimą z tymi, którzy do zimy są przyzwyczajeni. Umiejętności te jednak nie biorą się znikąd. Najsilniejsi bohaterowie Gry o tron to ci, którzy w genach odziedziczyli swe wyjątkowe zdolności – Daenerys władająca ogniem, Starkowie – przyzwyczajeni do nadchodzącej zimy, czy też Jon będący owocem związku przedstawicieli obu tych rodów. Podkreślmy to – najsilniejsi, zwycięzcy bohaterowie tej opowieści nie są zwykłymi mieszkańcami północy czy też południa, lecz są "wybrańcami krwi", najczystszymi z czystych potomkami swych rodów. John Snow jest bękartem, uprawnionym być może do dowodzenia wśród Strażników Muru, ale to dopiero domieszka szlacheckiej krwi Starków i Targaryanów czyni go kimś wyjątkowym, zdolnym do przetrwania. Jego wyjątkowość polega na najwyższym przystosowaniu w łańcuchu pokarmowym Westeros - Jon Snow ma w sobie moc ognia i odporność na mrozy.
Każdy z rodów Westeros posiada swój zwierzęcy odpowiednik – Gra o tron jest więc zatem walką o przetrwanie najsilniejszych – lwa, wilkora i smoka, zmagających się dodatkowo z niszczycielską siłą natury. To czysty darwinizm, w którym Daenerys wygrywa nie dlatego, że jest wybawczynią zniewolonych, nie dlatego, że moralna racja jest po jej stronie, ani nawet dlatego, że jest kobietą i do tego blondynką, co tak bardzo schlebia nam, feministkom, ale wyłącznie dlatego, że jest w posiadaniu broni atomowej na miarę fantasy – ma swoje trzy smoki.
OdpowiedzUsuńZarówno Daenerys jak i Jon nie są ludźmi moralnie kryształowymi, nie wyróżniają się wśród innych dobrocią czy współczuciem. Oboje wieszają swych wrogów, palą ich żywcem, czy ścinają im głowy. Ich wyjątkowa pozycja "wysoko urodzonych" pozwala im na pozostawanie poza sferą tego, co normalnie uznajemy za moralne normy postępowania.
Koncepcja wyższości ludzi szlachetnie urodzonych nad motłochem przewija się przez niemal wszystkie kolejne strony Martinowskiej opowieści. Czytelnik (lub widz) nie dopuszcza do siebie możliwości utożsamienia się bohaterem z ludu. Nawet w perwersyjnej grze religijnych fanatyków – w Królewskiej Przystani w szóstym sezonie serialu, widzowie kibicowali jednogłośnie Cercei Lannister w jej krwawej rozgrywce z wyznawcami kultu Siedmiu bogów. Biedni i nisko urodzeni przewijają się w tle serialu, są mięsem armatnim na wojnach, przykładem słabości i głupoty, toteż skazani są w większości na śmierć i zagładę w czasie nadciągającej zimy. Najważniejsi bohaterowie Gry... pozostają zatem poza sferą moralności, a stąd już prosta droga ku... teoriom "nadczłowieka" i woli mocy Friedricha Nietzschego. Ciekawostką jest fakt, że Nietzsche właśnie, pytany o historyczne przykłady ludzi uosabiających jego teorię wskazywał właśnie na wielkich i krwawych przywódców – Aleksandra Wielkiego, Napoleona, czy nawet Cezara Borgię. Do Nietzschego wrócę jeszcze kiedyś w krytyczniku na pewno. Uważne czytanie jego teorii nasunęło mi myśl, że współczesna popkultura w wielu aspektach nawiązuje do jego filozofii, ale o tym opowiemy sobie przy innej okazji.
Wiemy, że Nitzche był i jest wykorzystywany do różnej maści teorii rasistowskich o wyższości białego, niebieskookiego, białowłosego aryjczyka nad resztą ras. Tak oto zatoczyliśmy koło i doszliśmy do punktu wyjścia – bo właściwie... dlaczego w Grze o tron są sami biali bohaterzy..?
Cóż ja mogę napisać? Jak nie ma się do czego doczepić, można i do rasizmu. ;) Niektórym faktyczne mocno odbija, jeśli w takiej produkcji szukają czegoś wzniosłego, a jeszcze bardziej poprawności.
UsuńJest dwoje aktorów, Mulatów: piękna Nathalie Emmanuel, której ścięto głowę i Jacob Anderson, zakochany w niej eunuch. Ten jeszcze żyje ;) A ta piękna blondyna, Deanerys okazała się żądną władzy, mściwą jędzą :D
Od pewnego czasu to chyba się ludziom mózgi lasują - we wszystkim starają się doszukać koniecznie jakiegoś drugiego dna- nie wiem tylko po co.
OdpowiedzUsuńKurczę, ja nawet nie wiem, że taki film istniał, choć miałam kablówkę i w niej HBO. Teraz też nie korzystam z dobrodziejstw telewizora, wystarcza mi smartfon i komputer.
Miłego;)
Żałuj, jeszcze raz żałuj. To dobry serial ;)
UsuńNależę do tych, którzy nigdy niczego nie żałują- ani tego co zrobili ani tego czego nie zrobili.Zen, pełen luz.
UsuńMiłego;)
zezem:
OdpowiedzUsuńGra o tron?Piast-Legia?G.
Zamiast ekscytowac sie Gra o Tron lepiej bys sobie Korone Krolow obejrzal. Bardziej realne i do sredniowiecza zblizone :)))
OdpowiedzUsuńNie ogladam Gry o tron, ale moi siostrzency sie tym ekscytuja… kiedys byli ministrantami, tzn jeden z nich byl.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPoza tym , masz racje:) Figura przesadza, bo zamierzchla ministrantura mojego siostrzenca dowodzi niezbicie, ze Gra o Tron jest przepelniona chrzescijanskimi wartosciami. Kipi nimi:))
OdpowiedzUsuńTwórca fantasy ma o tyle szerokie możliwości, że nie musi skupiać się na jakichś detalach, które w innym gatunku by nie pasowały lub uznano by je za bezsensowne. Doszukiwanie się elementów religii w tego typu produkcjach nie ma specjalnie sensu. To trochę tak jakby w ,,Star Treku" czy ..Gwiezdnych Wojnach" czepiać się jakichś nieścisłości związanych z fizyką np. lotu statku kosmicznego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
tytuł kojarzę, filmu i gry nie znam... ale mam pytanie: czy autorzy w zajawkach wspominali coś na temat "wartości chrześcijańskich" /cokolwiek by to było/, które ta produkcja miałaby zawierać?... jeśli tak, to okay, sorry, spadam i wcale mnie tu nie było... ale jeśli nie, to what's da fuckin' problem sobie tworzy ten, jak mu tam, Figura?...
OdpowiedzUsuńco prawda Boja, Jego komentarz sprawę wyjaśnia, tedy więc pytam, czego Ty tam szukasz w tej bilateralnej debacie?... panie Asmo zacny i szanowny, objaśnij mnie pan pliz, o co się pana centralnie rozchodzi?...
p.jzns :)...
Figura żadnych problemów nie tworzy - wyśmiewa się z jakiegoś jezuity, który się tam tych wartości dopatrzył. To Asmo dobudował teorię, że Figura chciałby tam widzieć jakieś wartości chrześcijańskie...
Usuń