czwartek, 2 maja 2019

Apostołka

  Jezus, jak wynika z Ewangelii, miał u swego boku apostołów – samych mężczyzn, co w zasadzie nie dziwi, takie były wtedy czasy. Ryby, dzieci i kobiety głosu nie miały. To o kobietach potwierdził swoim autorytetem św. Paweł. Jezus nawet w stosunku do swojej Matki bywał opryskliwy. Toteż, gdy znalazłem takie określenia jak: „Apostołka Bożego Miłosierdzia, Sekretarka Jezus Miłosiernego, Prorok naszych czasów” dopadło mnie lekkie zdumienie.

  W ostatniej notce pisałem o Bożym Miłosierdziu, teraz może o sprawczyni całego zamieszania z tym miłosierdziem. Mam na myśli Helenę Kowalską, która przybrała imię Faustyny, a którą Jan Paweł II ustanowił świętą. Kiedy oddałem się lekturze „Dzienniczka” i jednocześnie zetknąłem się z opinią iż jest to arcydzieło światowej literatury, pomyślałem, że ten świat naprawdę zwariował. Ta opinia o arcydziele jest przesadzona, ale nie sposób zaprzeczyć, że jest najczęściej czytaną książką nie tylko polskiej autorki, ale w ogóle z polskich autorów. Nawet Miłosz i Szymborska razem wzięci nie mogą iść z nią w szranki. Jakim cudem? To żaden cud, to Jan Paweł II jako promotor takiej literatury. W ten sam sposób rozsławił wadowickie kremówki. 

  Lektura „Dzienniczka” to była droga przez mękę, porywanie się na szczyt K2 w samych slipkach i plażowych klapkach. Jedyny pozytywnym skutkiem było to, że porzuciłem wiarę raz na zawsze. Jeśli lektura Bibli studziła mój religijny zapał, o tyle po lekturze „Dzienniczka” miałem koszmary. Śniłem, że zgłupiałem jak św. Faustyna. Gdybym ja miał pokochać Jezusa tak jak ona, zostałbym, jeśli nie czynnym homoseksualistą, to na pewno świętym gejem, co w dzisiejszym Kościele, ogarniętym lobby homoseksualnym uszło by mi pewnie na sucho. Już pominę ten jawny erotyzm jej tekstów, surowe życie w zakonie w jakiś sposób to tłumaczy. Gorzej z megalomanią Faustyny, która jeszcze bardziej bije po oczach z jej tekstów. To jej wywyższanie się ponad wszystkich urąga ludzkiej przyzwoitości. Muszę się uciec do przykładów: „Tyś mi jest mieszkaniem i stałym odpoczywaniem moim, dla ciebie powstrzymam rękę karzącą, dla ciebie błogosławię ziemię” [Dz 431] mówi Jezus do Faustyny, jakby zapominając, że umiłował sobie wszystkich ludzi jednakowo. „Córko moja, jeżeli chcesz, stworzę w tej chwili nowy świat piękniejszy od tego, a resztę dni w nim przeżyjesz. (...) Z żadną duszą nie łączę się tak ściśle i w ten sposób, jak z tobą, a to dla głębokiej pokory i ognistej miłości, jaką masz ku nie” [Dz 587] I dalej: „Każdy ruch serca twego jest mi przytomny; wiedz o tym, córko Moja, że jedno spojrzenie twoje na kogoś innego zraniłoby mnie więcej niż wiele grzechów przez duszę inną popełnioną” [Dz 588]; Ale to nie koniec miłosnych wyznań, na które zasługuje wybranka Faustyna: Córko moja, Ja z miłości ku tobie zstąpiłem  z nieba, dla ciebie żyłem i dla ciebie stworzyłem niebiosa [Dz 853]. Jak takiej herezji nie dostrzegł Jan Paweł II, tego też nigdy nie pojmę. On chyba tego Dzienniczka nie czytał w całości. Jezus zakochała się bez reszty w prostej zakonnicy i zapomniał o całym Bożym świecie. Składam na karb niewiedzy Faustyny, co dla nas znaczy określenie „ognista miłość”, była wszak dziewicą w żeńskim zakonie, niemniej nawet i wtedy bluźni strasznie. Ale żeby Jezus był tak zazdrosny o jej spojrzenie (sic?!), że nie dostrzega grzechów popełnianych przez innych? Wierni, jakiego Wy Jezusa wielbicie? Zaślepionego miłością do Faustyny? Okazuje się, że Jezus na krzyżu nie umarł za grzechy ludzi, to się stało dla Faustyny. Wy Jezusa w ogóle nie obchodzicie, liczy się tylko Faustyna. Ona przynajmniej tak twierdzi.

  Już sobie daruję inne, równie bulwersujące cytaty związane z gorącym uczuciem i manią wielkości. Wróćmy do tego Miłosierdzia. Jezus mówi do swej oblubienicy: „Córko mój, mów światu całemu o niepojętym [podkreślenia moje] miłosierdziu moim. (...) W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia mojego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia Mojego. Która dusza przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. (...) Miłosierdzie moje jest tak wielkie, że przez całą wieczność nie zgłębi go żaden umysł, ani ludzki, ani anielski. Każda dusza w stosunku do Mnie rozważać będzie przez wieczność całą miłość i miłosierdzie moje. Święto Miłosierdzia wyszło z wnętrzności moich, pragnę, aby uroczyście obchodzone było w pierwszą niedzielę  po Wielkanocy. Nie zazna ludzkość spokoju, dopokąd nie zwróci się do źródła miłosierdzia mojego” [Dz 699]. Kiedy w poprzedniej notce pisałem o interesowności Bożego Miłosierdzia, miałem na myśli ten fragment Dzienniczka. Czyż w tych zdaniach nie kryje się groźba? I ten konieczny warunek spowiedzi i Komunii świętej(?) Interesowność zaś wyraża się przede wszystkim w ustanowieniu jeszcze jednego święta, jakby tych, ku Jego czci było mało. Jezus chce być miłosierny, ale jeśli człowiek nie chce tego miłosierdzia, oj biada mu, oj biada, piekło pewne jak amen w pacierzu. Tymczasem, jeśli ktoś mówi o Bożym Miłosierdziu to znaczy, że nie wie o czym mówi, bo przecież człowiekowi, aniołom również, całej wieczności nie starczy, aby to zrozumieć. A jednak są tacy, co podobno rozumieją...

  Jestem w stanie założyć, że większość wierzących nie czytała całego „Dzienniczka”. Ważne, że ktoś orzekł, iż jest wręcz tekstem, jeśli nie natchnionym, to na pewno objawionym. Niemniej bardziej interesujący niż sam „Dzienniczek” jest portret psychologiczny jego autorki, jaki na podstawie tego  c a ł e g o  tekstu można sobie wyobrazić. Ale jak przystało na grzesznego ateistę, aż tak bardzo nie będę się znęcał nad tą świętą. Właściwie tylko czekam aż ustanowią ją doktorem Kościoła, co wcale nie byłoby ewenementem. Lekturę gorąco polecam tym, którzy mają anielską cierpliwość i nerwy ze stali.






63 komentarze:

  1. No wiesz, akurat ten fragment, że jeśli nie chcesz miłosierdzia to w takim razie otrzymasz coś wręcz przeciwnego jest dość jasny.

    Resztę pominę, choć zastanawia mnie opinia psychiatrów na temat Faustyny - bardzo niejednoznaczna, wbrew temu, co można by przypuszczać po tych fragmentach. M.in prof. Jerzego Strojnowskiego, problem w tym, że ta diagnoza, wystawiona po śmierci pacjenta nie ma za bardzo wartości i jest sprzeczna wobec innych diagnoz. Nie chce mi się też wnikać, na ile wypowiedzi Jezusa są zindywidualizowane, - w końcu wiele znam podmiotów lirycznych, w które rozmawiają z Bogiem. "Dla mnie na zachodzie. Rozlałeś tęczę blasków promienistą..." itp.
    Poza tym zgubiłeś słowo - arcydzieło literatury ale mistycznej, nie światowej - faktycznie trudno jest te słowa przypisać zwykłej dziewusze ze wsi, tak sobie wykształconej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spotykasz znajomego, który częstuje Cię fajką, a Ty przecież nie palisz, więc odmawiasz. W myśl tej „jasności o odmowie miłosierdzia”, o której piszesz, powinien Ci za to dać po pysku i to tak, żeby Ci wszystkie zęby wyleciały...

      To my możemy traktować „Dzienniczek” w kategorii literatury mistycznej. Ci co chwalą się poczytnością, o tym mistycyzmie nie wspominają. Świadomie nie wspominam o diagnozach psychologów. Za Życia Faustyna była przez nich badana, ale poziom psychologii był daleko niższy niż po jej śmierci. Znamienne jest jednak to, że diagnozę Strojanowskiego podważali psycholodzy też po jej śmierci, czyli dysponując tym samym materiałem. Dlaczego te opinie są tak bardzo różne? Dla nie sprawa jest prosta, trudno ich uznać za obiektywnych, skoro byli wierzącymi (nie twierdzę, że Strojanowski był obiektywny). Ważne jest jednak coś innego. Watykan odrzucał prawdziwość objawień Faustyny do czasu, aż na tronie piotrowym zasiadł Jan Paweł II.

      Usuń
    2. A może tak - wisisz nad przepaścią, ktoś chce podać Ci rękę a Ty mówisz że dasz sobie radę sam i lecisz na pysk... Jak widzisz - mnogość interpretacji może być bardzo duża...

      Co do poziomu psychiatrii niższy był, ale raczej nie w kwestii diagnostyki, tylko leczenia, bo choroba, którą Strojnowski przypisał Faustynie była już znana.
      A nieprawda, bo stało się to już za pontyfikatu Pawła VI.

      Usuń
    3. Przesadzasz. W życiu nie ryzykowałbym zawiśnięciem nad przepaścią. Na samą myśl robi mi się niedobrze. Wymyśl coś innego.

      W kwestii diagnostyki również było kiepsko. Pomyłek było multum. Znane są powszechne przypadki, że zamykano w zakładach psychiatrycznych zdrowych ludzi (najczęściej celowo), wariatom pozwalając żyć na wolności.

      Chyba się jednak mylisz z tym Pawłem VI, dopiero w 1978, niespełna rok przed objęciem tronu, na prośbę Wojtyły odwołano notyfikację zakazującą szerzenie kultu Miłosierdzia Bożego w wersji Faustyny. Dopiero w 1984 roku zakończono proces informacyjny – wstęp do beatyfikacji (za wiki). Innymi słowy, JPII był głównym orędownikiem Faustyny.

      Usuń
    4. Metafora przecież... :D Zresztą wiszą często ludzie, którzy wcale tego nie chcą...

      A dziś tak nie jest? Ostatnio był taki przypadek przedstawiany w TV.
      Zresztą skoro umieszczano ich wtedy celowo, to znaczy, że umieszczający zdawali sobie sprawę, że chorzy oni nie są.

      No skoro na rok przed objęciem tronu - to się nie mylę, bo rok wcześniej był właśnie Paweł VI.

      Usuń
    5. Wiszą, najczęściej na szubienicy. Trudno porównać sytuację niewierzącego do wiszenia nad przepaścią. Bliżej mu do niepalącego, który dba o swoje zdrowie (również psychiczne) ;)))

      Ale konkluzja jest tak, że ocena psychologiczna może mieć różną wartość. Dlatego nie opieram się na takiej diagnozie. Choć znalazłem opinię Henryki Machaj, która twierdzi, że opinia Strojanowskiego daleka od obiektywizmu, kiedy ona sam była propagatorką psychoterapii o podejściu chrześcijańskim. Ona z pewnością jest obiektywna.

      Nie wiem w jakim stanie zdrowia był Paweł VI na pół roku przed śmiercią. Przypuszczam, ze godził się na wszystko, co mu podkładano do podpisu. Wątpię nawet, czy on wiedział, kto to była Faustyna i czego dotyczył „Dzienniczek”.

      Usuń
    6. Doprawdy? A znam przykłady wielu ateistów całkiem zdrowo jebniętych, chociaż nie palili i nie wierzyli przy okazji.

      Ano tak, tu nie ma co się spierać...

      Ja też nie wiem, więc się nie wypowiadam na temat jego zdrowia i znajomości "Dzienniczka", jednakowoż wątpię, by w jego imieniu podjął wtedy decyzję sam jeden Wojtyła.

      Usuń
    7. Zależy, co uznajesz za bycie jebniętym. Nie chcę wdawać się w proporcje, ale na pewno znam więcej takich po drugiej stronie ;)

      W takich sprawach nikt nie działa sam. Nawet Wojtyła, czy później JP II. Niemniej bez wątpienia był tu najważniejszą osobą.

      Usuń
    8. Może jednak warto wdać się w proporcję - wyjdzie Ci po równo. :)

      Usuń
    9. "faktycznie trudno jest te słowa przypisać zwykłej dziewusze ze wsi, tak sobie wykształconej. "
      Proszę jednak nie zapominać, że owa dziewuszka jako zakonnica nie żyła gdzieś samotnie "na pustyni", ale była w stałym kontakcie duchowym ze swoimi spowiednikami, a w szczególnie z ks. Sopoćko, stale uczestniczyła w modlitwach i katechezach wygłaszanych przez księży, którzy co by nie powiedzieć byli osobami wykształconymi w Piśmie św. I zapewne wiele spraw jej tłumaczyli zgodnie z Pismem i ją w tym zakresie jednak jakoś dokształcali.
      Więc ten argument o "niewykształceniu" , tak często używany przez sympatyków siostry Faustyny, mnie wydaje się jednak trochę naciągany.

      Usuń
    10. Mario:

      Toteż nie używam tego określenie niewykształcona. Gdzieś czytałem, że była osobą wręcz chłonącą wiedzę..., niestety tylko religijną. Jest pewien fragment w „Dzienniczku”, w którym sama daje dowód swojej ignorancji. Dotyczy przyrównanie jej przez Jezusa do księżyca, świeckich „tylko” do gwiazd. W jej mniemaniu księżyc był większy niż gwiazdy [Dz 424].

      Natomiast, co do jej otoczenia. Niewiele wiem o ks. Sopoćko, a już na pewno nic o tym, czym się kierował w promowaniu „Dzienniczka”. Natomiast Faustyna miała duży problem ze współsiostrami w zakonie, przełożonej zakonu nie wyłączając.

      Usuń
    11. Radku:

      Piszę o ilości m o i c h znajomych, a tych mam niemal w całości wierzących. Natomiast proporcjonalnie może faktycznie oznaczać po równo, co niczego, naprawdę niczego nie zmienia. ;)

      Usuń
    12. Asmodeuszu:
      No to się w zasadzie zgadzamy co do tego wykształcenia religijnego Siostry. :)
      W końcu wykształcenie można zdobyć różnymi sposobami, wystarczy chcieć i mieć trochę talentu.

      Ale wiesz? Ja też widzę księżyc jako duuużo większy (zwłaszcza w pełni) niż najjaśniejsza z gwiazd. :)))
      Ty widzisz inaczej????
      Proszę nie czepiaj się oczywistych "faktów". :)

      Usuń
    13. To prawda, ja też widzę Księżyc większym niż gwiazdy, szczególnie w pełni ;)
      Tylko związku z widzieć a wiedzieć nie widzę :D
      Dobrze, nie będę się więcej czepiał "faktów" ;)

      Usuń
    14. Radku:

      Coś mnie w tym przykładzie wiszenia nad przepaścią niepokoiło ;))). Potrzebowałem czasu, aby zrozumieć, że użyłem złej kontrargumentacji. A powinna brzmieć tak:
      Skoro wisząc nad tą przepaścią odmówiłem przyjęcia tej pomocnej ręki, to w myśl Twojej interpretacji Bożego Miłosierdzia, ta ręka mnie w tę przepaść zepchnęła...

      Usuń
    15. O spychaniu to już nadinterpretacja. Jeżeli wisząc trzymasz się czegoś, musisz to puścić, żeby podać komuś rękę. Jak nie puszczasz, to prędzej czy później...

      Usuń
    16. Po pierwsze, masz dwie ręce, jedną możesz na chwilę oderwać.
      Po drugie, odnosimy się do idei miłosierdzia bożego, które za odmowę karze, czyli odmawiając pomocy, ten ktoś, kto Ci pomoc oferuje, za tę odmowę pomoże Ci spaść. Co się będziesz męczył ;)))

      Usuń
    17. Ok, ja nie mam powodów, by zmieniać Twoją wizję bożego miłosierdzia... Po prostu chciałem Ci pomóc dostrzec inne ewnetualności...

      Usuń
    18. "Tylko związku z widzieć a wiedzieć nie widzę :D" Zgoda, Ty jako ateista takiego związku w tych sprawach widzieć nie możesz. Bo napisano "Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli". Skoro uwierzyli, to już jakąś wiedzę mają. To jest przecież clou wiary. Tobie z natury rzeczy niedostępne. :)

      Usuń
    19. Ależ kiedyś to ja byłem wśród tych błogosławionych, co to nie widzieli a uwierzyli ;) Tylko to nie poszerzało mojej wiedzy. Gdy zacząłem wiedzieć, przestałem wierzyć...

      Usuń
    20. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    21. @ Asmo

      W kwestii badan psychiatrycznych Faustyny uwazam, ze wypowiedzi Rademenesa sa trafione.
      Kosciol nagle ma do czynienia z wizjonerka- nie pierwszyzna to w kosciele , nie jednych takowych przerabiali, ale… skoro dysponuja nowa metoda sprawdzenia owych wizji, wiec korzystaja i wysylaja delikwenta np.: do psychiatry. Z pewnoscia metodologia badan psychiatrycznych posunela sie wraz z rozwojem ludzkosci do przodu, ale podstawy pozostaly takie same- sprawdziliczy Faustyna nie jest szurnieta. Wedlug psychiatrow wyszlo, ze jednak nie. Pod wzgledem psychiatrycznym nie mieli w tym przypadku nic do roboty.
      Poza tym dobrze wiesz, ze ksociol jest bardzo ostrozny w sprawach wizji, objawien, proroctw… Przymanjmniej w czasach nam wspolczesnych tak jest; w czsach, w ktorych zyla Faustyna, niewatpliwie tez tak bylo. Proces beatyfikacyjny nie trwa kilka dni, nawet w wobec osob, ktore juz za zycia miano swietych od wspolczesnych im odtrzymywali.

      Kosciol chce miec podstawy i pewnosc wiary ( coz za paradoks nieprawdaz?) bo wie, ze zawsze znajda sie ludzie podwazajacy, szukajacy, grzebiacy… no i niech beda, tacy wlasnie czesto robia niezla robote dla koscielnych weryfikacji. Pomimo zarzutow czynionych Faustynie jej przekaz o Bozym Milosierdziu jest jak dotychczas niepodwazalny w koscielnych weryfikacjach.
      Niewyuczna kobita, ktora ledwo pisala i czytala opowiadala o Bozym Milosierdziu rzeczy, ktore wczesniej wypowiedzieli chrzescijanscy mysliciele, filozofowie, mistycy... Z tego co sie orientuje Faustyna nie znala owych dziel wczesniej, bylo to ponoc sprawdzanie. Ona nie przekazala tym wyzej stojacym , czytajacym koscielne lektury niczego tego, czego oni by juz nie przeczytali i nie wiedzieli. Ona to rozglosila na "nizsze poziomy", rozslawila nauke istniejaca w kosciele od dawna. Tyle tylko, ze gdzies upchnieta , zakurzona…

      Z tym chwytaniem sie brzytwy. Ty uchwyciles sie ewolucji, ktos inny nazizmu, jeszcze inny Bozego Milosierdzia, znowuz inni chwyca sie Manifestu Komunistycznego …. nie wiem co jest lepsze- kazdy swoje chwali i o to walczy.

      Usuń
  2. ja tylko w jednym temacie:
    nie bardzo rozumiem Twoich zastrzeżeń do słowa "apostołka"... najpierw tak określano pierwszych uczniów Jezusa, którzy dostali misję głoszenia jego nauk, werbowania nowych wyznawców, etc... potem rozszerzono znaczenie na innych takich typów, no i trafiła się nagle kobitka... co w tym zdumiewającego?... patriarchat patriarchatem, ale patriarchat niekoniecznie musi być aż tak szczelny i może się zdarzyć, że jakaś wybitna laska, która zrobi na innych takie wrażenie, że zrobią dla niej wyjątek i potraktują jak chłopa...
    natomiast pytanie brzmi, czy ona faktycznie była taka wybitna?... tylko że to jest problem samych chrześcijan, a nie Twój lub mój... co to obchodzi niechrześcijan?... chwilowo mnie ta postać Faustyny nie interesuje, ale jak mnie zainteresuje i przeczytam ten wspomniany dzienniczek i inne materiały na jej temat to na pewno nie będę sobie głowy zawracał kwestią, czy słowo "apostołka" jest w jej przypadku trafne... bo to nie mój problem... ale dlaczego Twój?...
    ...
    tak samo zresztą nie rozumiem, dlaczego co poniektórzy (niechrześcijanie) tak się jarają sprawą, czy ktoś zasłużył na tzw. "beatyfikację" lub "kanonizację"... to przecież sprawa wewnętrzna w gronie samych wyznawców... to jest tak naprawdę działanie po myśli chrześcijan... próbują swoją wizję świata awansować na uniwersalną, dotyczącą wszystkich ludzi, a takie typy tylko im w tym pomagają... przyznam, że kompletnie tego nie rozumiem... a efekt jest potem taki, że jakaś organizacja wyznaniowa /konkretnie K.Rz-kat./ rości sobie pretensje, by być rzecznikiem, reprezentantem i przewodnią siłą narodu ze wszystkimi tego konsekwencjami... naprawdę czasem zdarza mi się słyszeć /lub czytać/ takie dziwactwa w wykonaniu niekatolików /niechrześcijan/, do tego bezwyznaniowych /tzw. "ateistów"/, jak np. "nasz kościół"... dla mnie to jest zaiste jakaś schizofrenia albo coś w tym guście...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hipotetycznie: od dziś nazwę Cię apostołem trawki i zacznę to określnie propagować. Pewnie sam nie miałbyś nic przeciw, ale śmiem przypuszczać, że wielu na takie określenie znacząco pukałoby się w czoło. Płeć nie ma tu w zasadzie znaczenia, ale przyjrzyj się zwrotowi „sekretarka Jezusa”. Co ona Jezusowi odbiera telefony, parzy mu kawę, przynosi poranną prasę? Apostoł to ktoś, kto szerzy wiarę idąc między lud, tymczasem ona zamyka się klasztorze, i w „Dzienniczku” snuje wizje osobistych relacji z Jezusem, czasami heretyckie. Taki pamiętniczek nastolatki... Co to ma wspólnego z apostolstwem?

      Ja myślę, że Twoje pytanie jest bardziej ogólne i brzmi: po co ja się tym katolicyzmem zajmuję? Mam dwa, zresztą dość osobiste powody. Pierwszy to odniesienie do czasów kiedy sam byłem wierzący. Ateizmu nikt mi nie zaszczepił, on wyrósł na wierze, ściślej – na hipokryzji tej wiary, która wyrządziła mi (i nie tylko mi) w życiu wiele szkód. Bardziej istotną przyczyną jest fakt, że ten mój światopogląd, do którego przekonałem się z wielkim trudem, jest dziś przez gro wierzących i kaznodziei obśmiewany, deprecjonowany, piętnowany, a na dodatek szerzy się opinię, że jest ideologią śmierci i przez to niebezpieczny. Nikt mnie nie zmusi, abym się temu biernie przyglądał, udawał, że tego nie ma, ani tym bardziej ze wstydu spuszczał wzrok w ziemię.

      Pozostaje kwestia takich szczegółów, jak właśnie św. Faustyna (i tym podobne), oraz wszystko, co się z tym wiąże. Teoretycznie masz rację, kit im w oko, niech się kiszą we własny świecie absurdów. Problem w tym, że to akurat u nas ma pośredni wpływ na moje czy Twoje życie. Nie będę wymieniał wszystkich aspektów tego oddziaływania, ale czy nie sądzisz, że takie twory jak: obrazu uczuć religijnych, klauzula sumienia, wpływ na edukację, zakaz handlu w niedziele, antysemityzm, ksenofobia, a nawet wpływ na politykę – to efekt rozprzestrzeniania się niezrozumiałych (by nie napisać absurdalnych) kultów? O ile mogę zrozumieć potrzebę wiary, ba!, jakieś tam apostolstwo zapisane w idei chrześcijaństwa, o tyle w żaden sposób nie pojmuję takich oddziaływań jak wspomniałem. Ideą apostolstwa, posługując się językiem ewangelii, jest nieść nowinę, a nie ją wymuszać.

      Usuń
    2. "apostoł legalizacji trawki" zgadza się, ale "apostoł trawki" to już nieprawda... mniejsza jednak o te detale, ale sam widzisz, jak pewne słowa przechodzą do języka potocznego, który rozszerzył znaczenie słowa "apostoł" jako pewnej metafory... być może masz rację, że termin "apostołka" w tej konkretnej sytuacji może nie mieć sensu nawet jako metafora, bo wydawać by się mogło, że istotą "apostolstwa" jest rozpowszechnianie jakiejś idei... tak sobie teraz pomyślałem, że choć to może trochę naciągane, to od chwili wydrukowania i opublikowania tego "Dzienniczka" można mówić o apostolstwie post mortem, zza grobu? :)... a wtedy faktycznym apostołem byłby wydawca lub kolpolter?... ciekawe zagadnienie mi podrzuciłeś jako temat do myślenia o sprawach mało istotnych przy porannej herbacie :)...
      ...
      ależ tak... pomijając jakieś małe, zamknięte społeczności to każda grupa wyznaniowa jest jakoś tam wpleciona w całą społeczność miasta, czy kraju i ma taki, czy inny, mniejszy czy większy wpływ na naszą rzeczywistość... tylko teraz pytanie, co powinno w działalności takiej grupy koncentrować uwagę, a co lepiej ignorować, by nie "karmić trolla"?... czasem to jest jasne, klarowne, ale czasem trudno wyznaczyć granicę pomiędzy jednym i drugim...
      dużą rolę w gra kwestia świata pojęć i wartości, w którym tacy wyznawcy się poruszają... gdy ktoś da sobie narzucić język, to już jest do połowy wkręcony w ten ich świat i zaczyna myśleć jak oni... różnie się można przed tym bronić, na przykład wymagać prawidłowej komunikacji... albo właśnie nie przywiązywać uwagi, nie wikłać się w tematy, które dla niewyznawcy nie powinny być istotne... ale jak już wspomniałem wcześniej, nie zawsze jest łatwo odróżnić te tematy od tych, których zignorować nie można...

      Usuń
    3. Apostoł trawki to przysłowiowy już skrót myślowy ;)
      Podrzucę Ci jeszcze jeden problemik, rzekomo mało istotny, do rozmyślań przy porannej kawie. Nie wiem jaki jest Twój stosunek do mitologii greckiej, ale uważa się, że arcydziełem literatury tamtego okresu jest Iliada i Odyseja Homera. W Iliadzie jest wątek miłości Achillesa do Patroklesa i nikt do dziś nie widzi w tym nic nadzwyczajnego. Tymczasem za sprawą nawiedzonych autorów Biblii (ST) uznano taką miłość za występek, który dziś stał się wręcz sprawą być albo nie być, rozdmuchaną do rozmiarów absurdu. Ludzie, dla których wiara jest sprawą trzeciorzędną, też określają homoseksualizm mianem Sodomy. Tak niestety działa nawiedzenie.

      Ja powtórzę po raz enty, mnie wiara sama w sobie nie przeszkadza, nawet fakt, że ktoś głosi jej nadrzędność, też nie robi na mnie wrażenia. Problem zaczyna się wtedy, kiedy narzuca mi się takie myślenie, czy tego chcę, czy nie. A ja zapytam, na jakiej podstawie wiarę uważa się za coś lepszego niż niewiara (ateizm)? Nawet przyjmując za oczywistość fakt, że wierzącym i niewierzącym zdarza się postąpić niemoralnie w jednakowym stopniu i tak pierwsi wpadają gorzej, bo nie stosują się do krzewionej przez nich samych idei. I tu wyłania się problem narzucania narracji. Że wspomnę słynne wystąpienie abp Jędraszewskiego, który dostrzegając zło w szeregach kleru, i tak będzie bardziej potępiał niewiarę. Potępiał publicznie! Niemoralny kler zasługuje wg niego na miłosierdzie (sic!), ale niewiara a priori już na żadne miłosierdzie nie ma co liczyć. I wierni to bezrefleksyjne łykają. Oto cała logika miłosierdzia i jego oddziaływania.

      Usuń
    4. "patriarchat patriarchatem, ale patriarchat niekoniecznie musi być aż tak szczelny i może się zdarzyć, że jakaś wybitna laska, która zrobi na innych takie wrażenie, że zrobią dla niej wyjątek i potraktują jak chłopa..."
      Czyli taki trochę lipny patriarchat albo "oczadziały" laską, chociaż antyfeministyczny i zakłamany, skoro nie może laski traktować jak laski, ale tylko jak chłopa … :)

      Usuń
    5. at Asmo...
      takie skróty myślowe nie są bezpieczne, bo potem jakiś idiota stwierdzi, że ja "namaaaawiam" do jarania tej trawki...
      tu w ramach dygresji na temat idiotów wspomnę, jak kiedyś miałem wykład w jakiejś klasie jakiejś szkoły społecznej na temat satanizmu laveyańskiego... oprócz dzieciaków był też jakiś ojciec i na sam koniec były pytania i odpowiedzi, w pewnym momencie odzywa się ten ojciec:
      - mnie pan nie nawrócił...
      zaiste zdębiałem na chwilę, ale na bardzo krótką i odparłem:
      - jeśli pan się czuł nawracany, to znaczy, że wcale pan nie słuchał...
      trawestując naczelnik Kolędową /Bożena Dykiel/: "głupota ludzka nie zna granic"...
      ale to była dygresja tylko...
      ...
      nie bardzo rozumiem, gdzie leży sedno problemu... dopóki ludzie pod wpływem lektury Biblii uważają miłość tych bohaterów eposu Homera za "występek" i tylko uważają, to niech sobie uważają, taki mają system wartości i nic nam do tego... ale gdy ich system wartości zaczyna wnikać do świata ogółu i w efekcie tego ktoś np. skreśla Homera z lektur szkolnych albo zaczyna tępić (prawdziwych lub rzekomych) homoseksualistów, to już przestaje to być ich wewnętrzna sprawa, tylko sprawa ogółu...
      ale w sumie, to trudno wychwycić ten moment, gdy ten system zaczyna wnikać i zaczyna się choroba...
      /ta szczerze mówiąc, to Iliadę (tłumaczenie) czytałem strasznie dawno i nie pamiętam już, czy ta miłość Achilles i Patroklosa to była taka erotyczna, czy braterska/...

      @Maria...
      ja sobie myślę, że patriarchat już z definicji ma taki wrodzony feler, że nie potrafi sobie radzić z sytuacją pojawienia się wybitnej laski i gdy taka się wydarzy, to wychodzą z tego różne dziwne sytuacje... tylko dystopijny absolutny, hardkorowy patriarchat ma na to sposób: zakłada, że "wybitna laska" nie istnieje i gdy się taka pojawi, to udaje, że jej nie ma...

      Usuń
    6. Spoko, apostoł legalizacji trawki i tak będzie wszystkim kojarzył się z propagowaniem używania trawki ;)))

      Czasy nazwania homoseksualizmu występkiem, skończyły się z chwilą nadania religii chrześcijańskiej statusu nadrzędnej na tym kontynencie.
      Achilles nie miał kochanki płci odmiennej, a przecież impotentem nie był. Jemu nawalał tylko pięta.

      Usuń
    7. okay, ale jak pamiętam, to tam była awantura o panienkę... Agamemnon przysposobił sobie Chryzeidę, Achilles Bryzeidę... ale Chryzeidę trzeba było puścić do domu, bo to była jakaś kapłanka i jakiejś bozi się to wszystko nie podobało, więc Agamemnon zabrał zabrał Achillesowi Bryzeidę... Achilles strzelił focha i odmówił dalszej wojaczki...
      czyli jakaś dupeczka była grana w temacie Achillesa?... no, chyba że mu tylko o kucharkę i praczkę chodziło, tedy sorry...
      ...
      skoryguj mnie pls, czy czegoś nie pomyliłem,bo jak wspomniałem, czytałem to wszystko dość dawno...

      Usuń
    8. Ok, pójdę na kompromis – Achilles był biseksualny ;)
      Jest jeszcze jedna ciekawa postać, już bardziej historyczna – Aleksander Wielki, który miał kochanka w osobie Hefajstiona. Też jakoś nikt się tym nie gorszy, i wciąż uznawany za Wielkiego.

      Usuń
  3. Kurczę, niemal Cię podziwiam - przeczytałam sporo książek z zakresu teologii, no ale tych bzdetów nie czytałam.I nie przeczytam, szkoda czasu.Ciekawe dlaczego tych co się uważają za Napoleona czy też Juliusza Cezara osadzają w psychiatryku, a tych co mają się za wybrańca Jezusa robią świętymi. Nie rozumiem tego, serio.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daleki jestem od tego by namawiać do lektury „Dzienniczka”. Zdanie w notce, o gorącym polecaniu, jest czystą ironią ;)

      Zarówno rzekomy Napoleon jak i Juliusz Cezar to postacie świeckie, którym daleko do wiary chrześcijańskiej, tymczasem wybrańcy Jezusa, to jednak wybrańcy ;)))

      Pięknego święta pracy, którego dziś patronem jest św. Józef. Nie uciekniesz od wiary, oj nie uciekniesz ;)

      Usuń
    2. No ale Faustyna byla psychiatrycznie badana.

      Usuń
  4. Ja nie czytałam Dzienniczka św. Faustyny, na razie nie zamierzam. Bardziej duchowo odpowiada mi podejście do wiary prezentowane przez protestantów, tj. bezpośrednie "rozliczanie się" z moim Bogiem. Oczywiście przy stosowaniu środków, które nakazuje KK, ale tylko w takim zakresie, w jakim jest to konieczne.
    Pan Bóg po to stworzył nas jako istoty niepowtarzalne, z własnym "ja", w naszych indywidualnych uwarunkowaniach, żeby do każdego zwracać się indywidualnie, nawet jeśli akurat jesteśmy w jednako "brzmiącym" tłumie. Kościół może nam przekazać wiedzę, może nas "zmusić" do pewnych zachowań, ale sprawa i stan naszej wiary to sprawa wyłącznie między nami (tj. naszymi pojedynczymi "ja") a Panem Bogiem.
    To zmusić napisałam w cudzysłowie, bo czasami być może trzeba stanąć "wbrew" nakazom zaleceń przedstawicieli władz ziemskich Kościoła, które niestety z ludzi ułomnych się wywodzą i w związku z tym czasami także mogą błądzić. Ale to jakby inna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jakoś mi nie pasuje owo stwierdzenie „Pan Bóg po to stworzył nas jako istoty niepowtarzalne, z własnym "ja"”, ale pomińmy tę kwestię. ;)
      Bardziej ciekawsze wydaje mi się samo odniesienie do tego „ja”. Wszystko jest dobrze, jeśli owo „ja” ma charakter czysto wewnętrzny, co pozwala nam racjonalnie widzieć otaczającą nas rzeczywistość. Nie jest nawet istotne czy na tę rzeczywistość patrzymy przez pryzmat Boga, czy bez Niego. Kłopoty zaczynają się wtedy, gdy owo „ja” wykracza poza ów wewnętrzny wymiar, to znaczy, gdy utożsamia się bez refleksji z zewnętrzną ideą. To chyba dotknęło Faustynę. Jej „ja” wciela się jestestwo Jezusa, przez co ani ona nie jest sobą, ani „jej” Jezus nie jest prawdziwym Jezusem.

      Usuń
    2. Niestety, ale nie jestem psycho-specem, nawet amatorsko. To co napisałeś to jest chyba kilka problemów naraz.
      Wydaje mi się, że "ja" ma zawsze wymiar wewnętrzny i odnosi się tylko do osoby, która to "wnętrze" posiada. Bo nawet gdyby mi się nagle zaczęło wydawać, że jestem przykładowo Napoleonem (co podobno niektórym się zdarza), to to moje "ja" będzie się czuło tym Napoleonem, a nie że to Napoleon akurat czuje się mną, moim "ja". :)

      Ponadto to "ja" jest "żywe" i zmienne, tak jak człowiek, i chociaż niewidzialne, to przecież mocno uświadamiane przez każdego myślącego osobnika. :)

      Nie jesteś jednak w stanie jako ktoś "zewnętrzny" w stosunku do "ja" Faustyny określić, na ile Faustyna jest sobą w tych widzeniach, ani na ile "jej" Jezus jest prawdziwym Jezusem. Chociaż akurat to drugie jako ateista chyba przecież wiesz.... :)

      Usuń
  5. Może pamiętasz jakiś czas temu wzięłam się za Dzienniczek po raz n-ty.Nie dałam damy.Ale z natury jestem uparta,więc pewnie spróbuje jeszcze raz.

    Sprawdziłam,dałam sobie spokój przy

    279. (...)Dziecię moje, najwięcej mi się podobasz przez cierpienie. W cierpieniach swoich fizycznych czy też moralnych — córko moja, nie szukaj współczucia u stworzeń. Chcę, aby woń cierpień twoich była czysta, bez żadnych przymieszek (...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno równie "ciekawy" jest "Pamiętnik duchowy św. Małgorzaty Marii Alacoque"
      Może ktoś czytał?

      Usuń
    2. Naprawdę nie wiem, czy strawiłbym jeszcze jeden podobny bestseler pamiętnikarski. Skoro przy pierwszy straciłem wiarę, ten drugi mógłby mi odebrać chęć do czytania w ogóle. Takich rzeczy nie czyta się bez konsekwencji.

      Pamiętam Twoje boje z „Dzienniczkiem” ;)

      Usuń
    3. Poświeciłbyś się dla dobra nauki ;)

      Usuń
  6. A cóż to za grafomania ten Dzienniczek! Zachęcona Waszymi wypowiedziami,spróbuję trochę podczytać.
    Homer jest jeden na dwa tysiące lat, lekko licząc. I zawsze się obroni.
    Współczesna polszczyzna idzie na skróty:
    adwokat-adwokatka
    lekarz- lekarka
    ginekolg-ginekolożka
    apostoł-apostołka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba przyznać, że to klasyka grafomanii. Ja sobie próbuję uzmysłowić jaki był oryginał, który Faustyna spaliła. Obecna wersja jest odtworzeniem, wersją pisaną przez nią już pod redakcją ks. Sopoćko.
      Mnie osobiści podoba się ta apostołka – podkreśla infantylność postaci.

      Usuń
    2. premier - premiera, premierka, czy może krótko: premia? :)...
      może apostolina?... nie, bo to jest żona apostoła... a mąż apostołki?... apostolec?... o żonie apostołki to już strach nawet myśleć... lol...

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    4. Piotrze, nie wymyślaj nowej gramatyki. Ta, co jest i tak sprawia wielu olbrzymie problemy ;)

      Usuń
  7. Asmodeusie widzę, że sobie dorabiasz w powyższym tekście. Ty negujesz Biblie,dokumenty chrześcijan,prace naukowe czyli Ewangelię - Chrystusa jako Boga i w ogóle Boga i wszelkie związane z tym wydarzenia.Trudno więc wymagać od Ciebie żebyś akceptował Faustynę i związane z nią wydarzenie. W tej sytuacji zawsze będzie na nie przecież to ateistyczne. Można się zastanowić nad pewnymi słowami w dzienniczku i mieć mętlik. W wizji tej nie ma nic co by zmieniało objawienie powszechne.Nie ma głoszenia "innej" Ewangelii. Lecz odniosę się do fragmentu o którym piszesz - „Córko moja, Ja z miłości ku tobie zstąpiłem z nieba, dla ciebie żyłem i dla ciebie stworzyłem niebiosa” [Dz 853]. Jak takiej herezji nie dostrzegł Jan Paweł II, tego też nigdy nie pojmę. On chyba tego „Dzienniczka” nie czytał w całości. - teraz pytanie czy Jezus dla np. indywidualnie dla jakiejś Zofii czyli czytaj córki Bożej,która jest dzieckiem Bożym żyje i stworzył niebiosa ? Jeśli jest wyrażenie „córko” to jest mowa o miłości rodzicielskiej o miłości Boga do człowieka a nie w takim sensie co chcesz zasugerować - tzn. można użyć liczby pojedynczej to co Jezus zrobił dla mnie i dla nas i dla każdego z osobna? Czy Jezus zstąpił z nieba po to aby Cie zbawić ? i każdego z nas? Czy św. Piotra uznasz za geja ? ponieważ odpowiada Jezusowi,że go kocha.Więc z tym fragmentem też możesz zmanipulować i uznać że Jezus i Piotr wyznają sobie gejowską miłość. Jeśli Faustyna poddał się całkowicie woli Bożej jako Jego służebnica to została uznana jako godna miłości Bożej i Chrystus to odwzajemnia i ukazuje to jej indywidualnie jeśli ma miejsce dialog z taką osobą jak Faustyna w czasie wizji.Takiego typu wizji Biblia nie zaprzecza. Manipulacją jest wyłapywanie i publikowanie zdań wyrwanych z kontekstu ( tu przypadek Św.Faustyny Kowalskiej ).
    Patrząc CAŁOŚCIOWO nabożna i wyraźnie w zakonie szykanowana zakonnica, mogła wszystko ZMYŚLEĆ ?
    Wychwycone wątki z rozmowy także mogły nieco inaczej brzmieć ( tego się nie dowiemy?) ale będącą poza realnym Światem w czasie wizji zakonnica, tak , a nie inaczej to przedłożyła nam ( do wiadomości )To, że nie przyjął to Episkopat z Prymasem .Hlondem nie dziwi. Ona pisała tez o marszałku Piłsudskim bardzo nieprzychylnie a To…przekraczało wszelkie ówczesne ” normy ” polityczno społeczne.?!
    Jednakże KULT Bożego Miłosierdzia rozprzestrzenił się na CAŁY Świat, – czyli zgodnie z zapowiedzią Chrystusa w owych wizjach.!! CZY z powodu NAWRÓCEŃ i Błogosławieństw czcicieli owego KULTU można coś tu negatywnego w wyrażaniu wiary i czczenie Boga zarzucić ?. . "Jestem miłością i miłosierdziem samym" - mówił o sobie Jezus, prosząc siostrę Faustynę, żeby ogłosiła to orędzie całemu światu. Wskazał s. Faustynie pięć sposobów, w jaki ludzie mogą wypraszać zbawienie dla siebie i całego świata: odmawiając koronkę do Miłosierdzia Bożego, modlitwę przed obrazem Jezusa Miłosiernego z napisem: "Jezu, ufam Tobie", modlitwę w godzinie konania Chrystusa na krzyżu, zwaną Godziną Miłosierdzia (godz. 15.00), obchodzenie święta Miłosierdzia i szerzenie czci Miłosierdzia Bożego modlitwą, słowem i czynem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Uzupełniając- Objawienia prywatne nie są nam do zbawienia koniecznie potrzebne lecz mają rolę swoistej podpowiedzi, wskazówki ale też i wypełnienia Bożego Planu zbawienia. To jedno. Drugie zaś to fakt, iż kanonizowani w Kościele Katolickim to już nie jest kwestia subiektywizmu: przyjmuję bądź nie przyjmuję, że ta, czy ów zostali wyniesieni na ołtarze. To jest nauczanie , zobowiązujące w sumieniu każdego wierzącego. Tak więc wątpliwości w tej materii należałoby poddać sakramentalnemu wzmocnieniu i oczyszczeniu. Faustyna nie wyjaśnia Boga – ona Jemu wierzy, w Niego wierzy. Daje nam tym samym drogowskaz: nie wyjaśniaj sobie Boga, lecz daj Mu dostęp do siebie, daj Mu się zaskoczyć. Skoro wiara w objawienia prywatne nie jest obowiązkowa w naszym Kościele, więc każdy ma prawo pozostać przy swojej opinii. Czytam analizuję kontrargumenty biorąc pod uwagę ma się pewien obraz. To co Faustyna pisze w wielu miejscach to zwykłe sprawy ludzkie, tyle że odnoszące się do Boga. «Wam dana jest tajemnica królestwa Bożego, dla tych zaś, którzy są poza wami, wszystko dzieje się w przypowieściach,
    aby patrzyli oczami, a nie widzieli,słuchali uszami, a nie rozumieli, żeby się nie nawrócili i nie była im dane... I mówił im: «Nie rozumiecie tej przypowieści? Jakże zrozumiecie inne przypowieści? Aby rozumieć to, co mówi Bóg, trzeba należeć do królestwa Bożego. Trzeba żyć w stanie łaski. Trzeba często się spowiadać i codziennie przyjmować Komunię. Trzeba służyć innym. Tym, co żyją poza królestwem, tłumaczy szatan. On tego języka nie rozumie. Ludzie żądni władzy, zadufani w swojej wiedzy i mądrości nigdy nie zrozumieją tego, co mówi Bóg. To taki archetyp (typ, wzorzec działania) uczonego w piśmie i faryzeusza. Dlatego mało jest tych, co rozumieją siostrę Faustynę. Jezusa też posądzano, że zwariował, że ma konszachty z diabłem. Można przyjąć że jej się to wydawało i uznać dzienniczek jako literackie dzieło.Tyle w temacie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorabiam? Zapewniam Cię, że grosika nie biorę za swoje teksty ;)

      A gdzieś Ty wyczytał, że ja neguję Biblię? Wręcz przeciwnie, potwierdzam wszem i wobec Jej istnienie, śmiem jedynie twierdzić, że jej przekaz jest niezrozumiały, a przez to szkodliwy (będzie o tym następna notka). Prawda, neguję boskość Jezusa, choć nie Jego istnienie, bo tę boskość nadali mu ludzie. Tylko ludzie.

      Piszesz: „W wizji tej nie ma nic, co by zmieniało objawienie powszechne”. Otóż ma i to spore, dlatego nazywam je herezją. Ta wizja czyni Jezusa indywiduum na miarę Roma, ślepo zakochanego w Julii. Konsekwencją tej wizji jest utworzenie kolejnego, entego święta, tak jakby Jezus niczego innego nie pragnął, jak tylko mnogości świąt ku Jego czci. Naprawdę Jezus tego chciał? Pokaż mi tekstach Ewangelii, gdzie on wyraża takie pragnienia? Jedyne zdanie w ty temacie mówi „To czyńcie na moją pamiątkę”, ale ono nie odnosi się do kalendarzowego święta, ani tym bardziej do bałwochwalstwa. Nawet tak dla mnie enigmatyczne pojęcie „miłosierdzia bożego” masz rozumieć na co dzień, a nie od święta. Masz rozumieć, nie świętować. Tymczasem majaki Faustyny niefrasobliwie przenosi się w rzeczywistość, czyniąc wiarę wręcz heretycką. Nie na darmo Watykan nie godził się na uznanie tego „Dzienniczka” I wcale nie dlatego, że Faustyna źle mówi o Piłsudskim, a dlatego, ze uznał je za herezję. Aby to się odmieniło potrzebny był inny klimat, klimat Jana Pawła II, którego fascynował ludowy, ckliwy katolicyzm, co, nie bójmy się słów, stało się zarzewiem dzisiejszych konfliktów doktrynalnych w łonie Kościoła.

      To, że kult Bożego Miłosierdzia rozprzestrzenił się na cały świat w żaden sposób nie dowodzi jego sensowności. Idee faszyzmu i bolszewizmu też rozprzestrzeniły się na cały świat i czy przez to należy uznać, że są dobre? Mirku, to chybiony argument. Piszesz: „Wskazał s. Faustynie pięć sposobów, w jaki ludzie mogą wypraszać zbawienie dla siebie i całego świata: odmawiając koronkę do Miłosierdzia Bożego, modlitwę przed obrazem Jezusa Miłosiernego z napisem: "Jezu, ufam Tobie", modlitwę w godzinie konania Chrystusa na krzyżu, zwaną Godziną Miłosierdzia” – a ja zapytam: gdzie tu jest czynienie dobra, gdzie tu jest dobre, chrześcijańskie życie, gdzie tu jest miłość do bliźniego? Stawiasz bałwochwalczy rytuał, bo te pięć sposobów jest tylko rytuałem, przed uczciwym życiem? Za ten właśnie rytualizm Jezus potępił faryzeuszy. Czyżby tak zgłupiał z miłości do s. Faustyny, że nagle mu się wszystko odmieniło?

      Możesz czuć awersję do mojego ateizmu i mnie to nie będzie dziwić, ale już dziwi mnie, że nie dostrzegasz jawnych herezji zawartych w „Dzienniczku” s. Faustyny. Tu dodam, bo chyba Ci umknęło, że s. Faustyna oryginalny „Dzienniczek” zniszczyła. Nową wersję pisała pod ścisłym nadzorem swego opiekuna duchowego Józefa Andrusza SJ, który bez wątpienia był jej surowym cenzorem. Gdyby nie on, jesteś w stanie sobie wyobrazić, z jakimi bredniami mielibyśmy dziś do czynienia? A skoro wspomniałeś o przypowieściach, jesteś pewien, że te, opowiadane przez Jezusa, na pewno rozumiesz, skoro jesteś w stanie przyjąć, że „Dzienniczek” to arcydzieło, godne naśladownictwa i rozpropagowania?

      Piszesz: „Ludzie żądni władzy, zadufani w swojej wiedzy i mądrości nigdy nie zrozumieją tego, co mówi Bóg. To taki archetyp (typ, wzorzec działania) uczonego w piśmie i faryzeusza. Dlatego mało jest tych, co rozumieją siostrę Faustynę”. Dobrze, że potrafię się powstrzymać od wulgaryzmów, bo w tym miejscu by ich nie brakowało. Kto, jeśli nie Kościół jest rządny władzy, nie tylko tej w ujęciu materialnym i politycznym, ale przede wszystkim – władzy na ludzką duszą?!

      Usuń
  9. oto MAMY wpisy dwóch (?) katechetów ,święcie przekonanych o swoich racyjach.
    Pan Kaczyński (nie jest moim katechetą!), wyraźnie powiedział ,że wróg Kościoła jest wrogiem Polski.To jest tragiczne.Mam nadzieję,że nie nastąpią żadne prześladowania i p.Jażdżewski, i reszta ateistów(neomarksistów) będzie mogła dalej prowadzić swoją działalność legalnie-bądźmy tolerancyjni przede wszystkim dla ludzi w pewnym sensie ograniczonymi kulturowo i nie czującymi się związani z narodem POLSKIM.
    Posługują się językiem polskim w szkalowaniu wiary i narodu-chociaż sami nie czują się z POLSKĄ ZWIĄZANI obowiązkami -tylko roszczeniami...wiadomoG.

    OdpowiedzUsuń
  10. Psychologia historyczna może mieć wypas z "Dzienniczkiem", inna sprawa, że nie wiem czy ktoś kiedykolwiek się za to wziął rzetelnie. Bo przebrnąć czytelnikowi dla samej tylko przyjemności czytania to ciężka rzecz, właśnie ze względu na poziom megalomanii autorki. Znam może jedną czy dwie osoby, które faktycznie by ten tekst poruszył, oczywiście czytając go stawiałyby się na miejscu Faustyny, bo bardzo tego potrzebują.

    Kwestia miłosierdzia bożego rozsierdziła niektórych (czytałam oburzoną autorkę;) ), niestety nie podnieśli jej w sposób, który zachęcałby do jakiejkolwiek dyskusji (i pewnie o to chodziło). Sprawa jest o tyle prosta, że po pierwsze nie trzeba wierzyć w Boga, żeby odnosić się do przymiotów boskich prezentowanych w książce. W tej sytuacji traktuje się Boga jako postać literacką i ocenia się na ile postać jest spójna psychologicznie. Po drugie interesowność oznacza, że za miłosierdzie Bóg się czegoś domaga. I on się czegoś w dziełach literackich domaga. Ten wątek domagania się jest i w Biblii (aż się nie chce podawać cytatów, bo jest ich multum) i w opartych na Biblii fanfiction - w tym przypadku w Dzienniczku. To jest tak oczywiste, że tutaj naprawdę nie widzę pola do dyskusji. Może ona się jakoś tam zawiązać, gdy ktoś bardzo ale to bardzo, wbrew logice tego, co jest NAPISANE, głosić inaczej. Nie ma sprawy. Ale to nie jest otwarte pole do dyskusji. Bo "ale tam jest tak napisane", "może i tam jest tak napisane, ale Ty nie rozumiesz". I o czym tu dyskutować? Może i miłosierdzie powinno być bezinteresowne, ale w tym przypadku nie jest, bo tak jest skonstruowana postać literacka w Biblii, fanficach i w tradycji opartej na obydwu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz od dziś twierdzić, że znasz trzy osoby, które przeczytały cały „Dzienniczek”, tyle, że ja się w żaden sposób utożsamiać z autorką nie potrafię. Dla mnie to przykład zjawiska zwanego mistycyzmem, który kiedyś usiłowałem zgłębić. Dziś nie ma dla mnie wątpliwości, że to zjawisko, to nic innego, jak pewne zaburzenie percepcji trójwymiarowego widzenia świata.

      Pełna zgoda, co do faktu, że trudno tu polemizować z kimś, kto swe przekonania opiera na takich przejawach mistycyzmu, które dla niepoznaki nazywa się transcendentnością. A przecież to tylko sygnał zwrotny własnych wyobrażeń.
      Dzięki za ciekawy komentarz.

      Usuń
  11. Nie czytałem i chyba nie zamierzam czytać. Po prostu jestem na takim etapie, że niby poszukuję wiary, a z drugiej odcinam się od pewnych jej aspektów jak chociażby instytucjonalny charakter KK. Z lektury takiej chyba niewiele bym umiał wynieść, tylko bym sobie pogmatwał i tak nie proste sprawy wiążące się z w/w poszukiwaniem.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli już chcesz, albo i musisz wierzyć, a jednocześnie nie chcesz zinstytucjonalizowanego Kościoła, wybierz którąś z religii protestanckich, ale ostrzegam przed zielonoświątkowcami. Ci zrobią Ci wodę z mózgu.
      Jakem ateista powiem Ci w sekrecie, że najpiękniej o Bogu pisze Abraham Joshua Heschel w książce „Bóg szukający człowieka”, ale wtedy grozi Ci judaizm ;)

      Odwzajemniam pozdrowienia.

      Usuń
    2. Na razie to chyba wystarczy mi samo poszukiwanie. Bo do tej pory uznaję siebie za lekkiego agnostyka, więc nie ma co liczyć na jakąś szybką zmianę poglądów. :) Nie mniej jeśli chodzi o protestantów to od wielu lat podziwiam w nich jak bardzo różnią się od KK w wielu sprawach.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  12. A propos miłosierdzia: Przypomniała mi się scena z "Listy Schindlera", w której Amon Leopold Göth, komendant obozu koncentracyjnego w Płaszowie, chce "ukarać za grzech" (oczywiście śmiercią) żydowskiego chłopca, który nie domył jego wanny, a obecny przy tym Schindler przekonuje go, że prawdziwa władza, władza godna równych bogom Cezarów, to władza ułaskawiania. Podłechtana pycha Amona każe mu poczuć się boskim Cezarem, więc mówi do chłopca "możesz odejść, ułaskawiam cię", ale nie trwa to długo, bo powraca odbierający rozum gniew, bierze karabin snajperski, by chłopca zastrzelić z dużej już odległości.
    Przemawia też do mnie Twoja opowieść z poprzedniej notki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam na blogu.

      To dość znany motyw w filmach, strzelania do ułaskawionego, choć akurat tej historyjki nie znam. Niestety nie do wszystkich przemawiają moje dykteryjki ;)

      Próbowałem się zrewanżować rewizytą. Coś nie wyszło, i teraz nie wiem czy się wyprowadziłeś, czy dopiero masz zamiar się wprowadzić?

      Usuń
    2. W trakcie przenoszenia starego bloga miałem pierwszą myśl, by wylądować na blogspocie, ale się rozmyśliłem i poszedłem na wordpress. W ogóle piszę bardzo rzadko, bo nie mam umiejętności robienia zbyt wielu rzeczy równolegle, a prywatnie dzieje się u mnie na tyle dużo, że zdobywam się na felieton najwyżej kilka razy w miesiącu, a JESTEM TUTAJ

      Usuń
    3. Göth realnie byl narkomanem i cukrzykiem do tego wierzyl w nazizm i mu sie popiermondolilo to i owo.
      No ale oni tam, na szczycie, to prawie wszyscy byli ideologami nazizmu.

      Wole wiec byc ideologiem Bozego MIlosierdzia:))

      Usuń
  13. Faustyny nie doczytalam , tzn w sumie mam ja przeczytana bo czytalam ja w odstepach czasowych, aby dac sobie odpoczac. Poza tym trafilam z ta ksiazka na niezbyt sprzyjajacy mi okres przemyslen i jakos tak, nie wiem- ogolnie nam nie wyszlo.

    Dzienniczek jest zalecany, ale jezeli sie z nim nie zgadzasz nie mozesz byc posadzany o brak wiary i czci. Te lekury maja w zalozenaich pomoc, byc dydaktyczne ( w rozumieniu kosciola, bo w twoim rozumieniu to wiadomo jak jest...) Natomiast jezeli nie podchodzi komus owa lektura absolutnie nie jest przymuszony zachwycac sie ta lektura i na niej wisiec, wierzyc i tak zyc. To nie grzech nie lubic ktoregos ze swietych. To nie grzech i olaboga jezeli przekaz , ktoregos ze swietych do nas nie trafia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że nie muszę akceptować objawień prywatnych, to ja już dawno wiedziałem. I nie byłoby problemu z s. Faustyną, gdyby jej objawienia prywatnymi pozostały. Jednak, gdy na ich podstawie tworzy się święto kościelne, sprawa przestaje być prywatnym objawieniem. Tu dodam, że na długo przed nią wielu wiele pisało o samym Miłosierdziu Bożym. Te opisy, choć z tych samych względów mało sensowne, co obecne za sprawą s. Faustyny, były rozważaniami teologicznymi i w ogóle, nawet dla mnie nie stanowią problemu. Teologia tak ma, że próbuje uzasadnić coś, czego sensownie uzasadnić się nie da.
      Tylko, co komu przeszkadzało takie status quo?

      Usuń
    2. Jezeli na podstawie objawien jakiejs swietej tworzy sie swieto koscielne to dla ciebie nadal jest to sprawa prywatna tych, ktorzy uczeszczaja do danego kosciola. Nikt nikomu nie nakazuje obchodzic tego swieta. Dobrze o tym wiesz.


      Nad Bozym Milosierdziem nie ma co filozofowac, po prostu jest. To nie musza byc wielkie wymozdzone dyskusje. To , ze jest cos takiego jak Boze Milosierdzie to nadzieja dla wierzacych, dla niewierzacych nic to nie zmienia i niczego nie wnosi.

      Ale gdybys sie jednak zechcial choc ciut zastanowic nad danym tematem, zauwazylbys, byc moze, jak wiele gadanie tej niedouczonej kobiety zmienia lub zmienilo.

      Usuń