wtorek, 30 kwietnia 2019

Pouczająca(?) dykteryjka


  Krótka historyjka, próbka mojego literackiego talentu, bo ja się nie chwaląc, naprawdę go mam. Czasami w nadmiarze, co rodzi pewne komplikacje, ale to nieistotne.

  Napotkałem na ulicy człowieka biednego, wręcz nędzarza, na skraju głodowej śmierci. Z głodu ssał skrawek swoich brudnych i śmierdzących łachmanów. Współczułem mu, bo znałem jego historię. Był namiętnym hazardzistą, przegrał wszystko i dziś ledwie jakimiś znalezionymi na wysypisku śmieci łachmanami mógł się okryć. Moje współczucie nakazywało mu pomóc. Mogłem dać piątaka na chleb i piwo, ale to nie uspokoiłoby mojego sumienia, wszak jutro znów byłby takim samym wygłodniałym nędzarzem. Tymczasem ja przed tygodniem odziedziczyłem spory majątek po rodzicach, a wcześniej i tak miałem się całkiem dobrze za sprawą wysokiej emerytury. Przystanąłem nad nim (był w pozycji wpół leżącej) i zagadałem.
- Pomogę Ci, ale pod pewnymi warunkami.
Spojrzał na mnie z nadzieją w oczach, które jednocześnie domagały się natychmiastowych wyjaśnień.
- Nigdy więcej nie zagrasz o żadną stawkę?
Bez namysłu skinieniem głowy wyraził zgodę. Nie wątpiłem, że faktycznie przez ostatnie kilka miesięcy doznał tylu upokorzeń, że dziś przeklął swój nałóg. Dziś, ale pewności, co do jutra nie miałem żadnej.
- Znajdziesz sobie uczciwą pracę, a nawet drugi etat.
Tu już się dłuższą chwilę zastanawiał, ale widać doszedł do wniosku, że i ten warunek, choć ciężki dla niego, jest do spełnienia, więc znów przytaknął.
- Z każdej pensji zasilisz moje konto bankowe pięcioma procentami zarobionych pieniędzy.
I tu, po głębokim namyśle, w końcu uznał, jako zawodowy hazardzista, że to wcale nie jest wygórowana stawka i znów się zgodził.
- Będziesz sławił moje imię wśród swoich znajomych, których postarasz się odzyskać.
Przytaknął szybciej niż do tej pory, co mnie nawet zaskoczyło.
- Za każdym razem, gdy mnie spotkasz, będziesz mi gorliwie dziękował.
I tu nie miał żadnych oporów, w końcu to też nic nie kosztuje.
- Jeśli nie spełnisz tych warunków obiję cię kijem jak te dzieci w Pruchniku kukłę. Odbiorę ci wszystko co masz, nawet ostatni ciuch, jaki będziesz miał na sobie. I już nigdy nie podam ci pomocnej dłoni.
Trochę mu mina zrzedła, ale i na to się zgodził. To przecież li tylko groźba, w dodatku odłożona w czasie. Z niejedną podobną w życiu miał do czynienia.
- A teraz mówię ci wstań i bezzwłocznie idź szukać tej roboty...
Popatrzył na mnie zdumiony, a ja już bez zbędnych słów odszedłem, w pełni usatysfakcjonowany spełnieniem prawdziwego aktu miłosierdzia.

  Nie obrażę się za żadne, ale to żadne, nawet najbardziej plugawe epitety, zarówno za treść, jak i postawę miłosiernego bohatera. Przypomnę tylko nieśmiało, że ostatnia niedziela była niedzielą Bożego Miłosierdzia. Wszelkie podobieństwa są zupełnie (nie)przypadkowe i (nie)niezamierzone, niemniej polecam kilka artykułów (wcale nie po to, by usprawiedliwić mojego bohatera), a które mnie zainspirowały do napisania tej dykteryjki. Wystarczy kliknąć tytuł:



50 komentarzy:

  1. "Miłosierdzie – aktywna forma współczucia, wyrażająca się w konkretnym działaniu, polegającym na bezinteresownej pomocy." /tak twierdzi Ciotka Wiki w oparciu o Biblię/...
    tu warto dodać, że nie wliczamy jako własny interes /zysk/ przyjemności i satysfakcji odczuwanych z faktu, że się pomogło, bo w przeciwnym wypadku słowo "bezinteresowność" nic nie znaczy, jest puste, więc zbędne...
    wychodzi na to, że bohater opowiadania nie był miłosierny...
    ale z punktu widzenia "chrześcijanizmu realnego" jak najbardziej...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I znów zdajesz się "wiedzieć wszystko", tym razem o "chrześcijaństwie realnym". Realnym czyli jakim? Ano takim, które sobie wyobraziłeś, że tak właśnie wygląda. :)

      Usuń
    2. Piotrze, przecież ja się właśnie wzorowałem na miłosierdziu w sensie, w jakim rozumieją go wierzący. I nie miałem na myśli człowieczej postawy, a boską.

      Usuń
    3. Radku, tu nie ma miejsca na dowolną interpretację, kaznodzieje dokładnie tłumaczą czym jest (boskie) miłosierdzie.

      Usuń
    4. Ja wiem, że u Ciebie nie ma miejca na inną interpretację i tylko się temu biednemu Albertowi wszystko w głowie pojebało...

      Usuń
    5. Jeszcze raz – notka nie jest o św. Bracie Albercie. Jest o Bożym Miłosierdziu, święcie, którego inspiratorką była siostra Faustyna.

      Usuń
    6. Ale ja nie odnoszę się do Twojej notki, tylko do Piotrka komentarza.

      Usuń
    7. A, jeśli tak zwracam honor ;)

      Usuń
    8. no, i właśnie... "mądrej głowie dość dwie słowie"... a tej (zapewne) równie mądrej, ale jakby nieco mniej doinformowanej trzeba jeszcze kilku więcej... tedy wyjaśnijmy: oparłem się jedynie na wikipedycznej definicji miłosierdzia i porównałem z zaobserwowanymi realiami, które tak sobie roboczo nazwałem, jak nazwałem... i tyle, dalej już się w tym nie babrzę /nie babram?/...
      natomiast skoro ktoś sobie chce pogadać w celu znalezienia wspólnej definicji miłosierdzia, nie tylko zresztą w wikipedycznym /czyli biblijnym/ znaczeniu, ale w takim ogólniejszym, normalno-ludzkim, to powodzenia, miłej zabawy, ale wydaje mi się, że chyba poręczniej by było zacząć od pojęcia "pomoc"... zresztą nie wiem, nie moja to będzie dyskusja, jam napisał tylko com napisał...

      Usuń
    9. Na zasadzie palnąłem co mi do głowy przyszło i spieprzam. :)

      Usuń
    10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    11. to akurat była odmiana "brzytwy Ockhama" z mojej strony, ale jeśli tak to widzisz, to miłosiernie zamilknę, bo nic się z tym nie da zrobić...

      Usuń
  2. Kiedyś słyszałem taką ładną opowieść o bracie Albercie, choć w odróżnieniu od tego co napisałeś i od wyobrażeń Piotra, jego życie i pojęcie miłosierdzia wyglądało całkiem inaczej. Wolę jednak czerpać inspirację pojęciu miłosierdzia posiłkując się jego historią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wolałbym, aby miłosierdzie było czymś, co swoją postawą przedstawiał brat Albert. Tylko jak to się ma do tego, co przez ostatnie dni, z niedzielą włącznie, wciskali wiernym kapłani, hierarchów nie pomijając?
      Przyznam, to Boże Miłosierdzie było jednym z czynników, które minie od wiary odrzuciło.

      Usuń
    2. Nie wiem co wciskali, średnio mnie to interesuje. Natomiast bardziej mnie interesują realne działania. Np. pewnej katechetki i księdza, którzy zajęli się chłopcem z rodziny, gdzie umarła matka alkocholiczka. Był tak zniedbany, że śmierdział, zresztą nie miał możliwości się umyć, bo pracujący ciągle ojciec nie był w stanie napalić w domu. Z całej szkoły nauczycieli tylko ona miała ochotę się nim zająć - zaprowadzić do fryzjera itd. To jest dla mnie dowód na to, ile na ten temat obydwaj z Piotrem wiecie. A przecież nie trzeba być wierzącym, żeby coś takiego zrobić, prawda? I nie napisali o tym w gazetach, wiem to tylko dlatego, że ten dzieciak chodzi do szkoły z moim synem.
      Ale gratuluję pouczającej dykteryjki. Masz talent...

      Usuń
    3. Nie wiem dlaczego nie chcesz rozróżnić postać św. Brata Alberta od św. Faustyny? Możesz udawać, że nie wiesz do czego odnosi się Święto Bożego Miłosierdzia, ale to nie zmieni jego (święta) charakteru.
      Gdybym nie miał podobnego zdania na temat tego, czym jest prawdziwe, ludzkie miłosierdzie, nie ironizowałbym na temat tego święta.

      Za pochwałę dziękuję ;)

      Usuń
    4. Ok, trochę opatrznie pojąłem tą dykteryjkę.

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    6. Dziś mam dzień miłosierdzia, a i w notce obiecałem, że wolno, dlatego nie skasuję... Taki ze mnie łaskawca.

      Usuń
    7. i jaki skromny ...utalentowane ,łaskawe i miłosierne z Ciebie" panisko" jak na ateistę,bravo.Dla hipokrytów musi powstać SPECJALNE święto ,aby być miłosiernym i łaskawym-ja jestem takim na co dzień czytając arcyzabawne dykteryjki Autora i niektóre (zaznaczam niektóre)komentarze.Zgodnie z umową(dotrzymujesz słowa ) skrobnę za jakiś czas protest-song w osobnym wątku i tym samym dam wyraz swojej wyrozumiałości dla Twoich wywodów "ateistycznych". tymczasem ...pozdrawiam

      Usuń
    8. Jak to jest, że jeśli Ciebie nie kasuję, kasujesz się sam? Wstydzisz się?

      Usuń
    9. ciekawi Cię?przejrzyj komentarze(zaznaczam niektóre) i swoje dyrdymały to może się jorgniesz ,że to raczej nie ja powinienem się wstydzić... .Bystrości umysłu nie można Ci odmówić ,jak i niektórym (zaznaczam niektórym i to bez obrazy)dyskutantom i nie możesz pojąć?Może inni Ci podpowiedzą ?zaprawdę mówię Ci -te wpisy na Twoim blogu dostarczają mi masę interesujących wiadomości i materiału poznawczego .Więcej nie napiszę ,bo nadal jestem w trakcie drogi-widzisz,zwróciłeś na ten szczegół uwagę dla mnie nieistotny .I tak dałem Ci za dużo wskazówek-w każdym razie w żadnym wypadku nie chcę szkodzić i psuć Ci i zabawki i zabawy.Zostało Ci jeszcze parę bananów?Smacznego i podziel się z sąsiadką z pokorą w oczach,może i ona okaże Ci miłosierdzie?U mnie zdaje egzamin nawet z solą i nie muszę się martwić o śniadanie.

      Usuń
  3. No ale co do święta... Nie rozumiem jego idei, już sam pomysł, że Chrystus potrzebował Faustyny, by się o nie upomnieć jest jakimś kuriozum... Ale nic mi do tego, jak ktoś ma ochotę je sobie zinterpretować. Zresztą też po pierwszym przeczytaniu uznałem ten tekst za jakiś modelowy wzór postępowania - tymczasem znajduje się w tym pewien "myk" - uzmysłowienie ludziom, że jednak Bóg nie załatwia za nich problemów egzystencjonalnych, co być może przekłada się na zaniechanie paciorków o "skórę, furę i komórę"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet ciekawie to zinterpretowałeś. Bóg nie załatwia za nas problemów egzystencjonalnych. Wszak to najświętsza prawdą. Tylko dlaczego ten brak zainteresowania i pomocy nazywać miłosierdziem? Do tego, aby się przekonać, że trzeba liczyć na siebie, czasami na pomoc najbliższych, rzadko na takich jak św. Brat Albert, nie jest nam potrzebny żaden bóg (świadomie z małej litery, by nie odnosić się do jakiegoś konkretnego). Tymczasem ustanowiono święto, które dokładnie wypacza znaczenie słowa miłosierdzie. To jest de facto kodeks praw i obowiązków, mających udobruchać Boga, aby Ten łaskawie (a nie miłosiernie) wpuścił do nieba.

      Usuń
    2. Ale widzisz - w tym też można odnaleźć sens. Bóg wprawdzie osobiście ich nie załatwia, ale daje taką możliwość, byśmy uporali się z nimi sami. W ogóle dylemat na takim założeniu jest nierozwiązywalny, więc nawet szkoda się o to spierać...

      Usuń
    3. No jeszcze tego by brakowało, aby mi jakiś Bóg zabronił możliwości uporać się samemu ze swoimi problemami! Mam mu dziękować???

      Usuń
    4. Bo to jest tak: "Pracuj tak (nad swoimi problemami - przyp. mój) jakby wszystko zależało od ciebie ale ufaj tak, jakby wszystko zależało od Boga." (św. Augustyn z Hippony).
      Człowiek wierzący zawsze powinien dziękować Panu Bogu za otrzymane łaski, choćby nawet tylko za swoje życie, a jeśli jest ono postrzegane jako zbyt trudne, to prosić o nadzieję i siły do pokonywania tych trudności.
      Bo życie, to aktywność, ważne, żeby nie była to aktywność krzywdząca świat obok nas, ale przeciwnie, żeby czyniła go lepszym.
      Pozdrawiam


      Usuń
    5. Mario, czy nie sądzisz, że coś w ty Twoim tłumaczeniu jest nie tak? Weźmy „pod lupę” wierzącego i niewierzącego. Obaj mają podobne życie, pasmo klęsk i problemów przeplatane momentami wzlotów i sukcesów. Ich życie w zasadzie niczym szczególnym się nie różni, poza tym, że wierzący dziękuje Bogu, za to, że sam musi z problemami się uporać. Oczywiście, nie mam nic przeciw temu dziękowaniu, tyle, że go zupełnie nie pojmuję.
      Przed chwilą natknąłem się na portal jakieś parafii pod wezwaniem św. Józefa, gdzie wierni dziękują mu za wstawiennictwo. Między innymi za udane operacje chirurgiczne. Ani słowa podzięki dla chirurgów...

      Usuń
    6. Ale to portalu jakiejś parafii wierni mają dziękować chirurgom za odzyskane zdrowie? Chyba jednak mylisz "porządki" Asmodeuszu. :)
      Chirurgom za udane operacje się dziękuje gdzie indziej i trochę inaczej. A św. Józefowi można podziękować tylko w modlitwie. Może niekoniecznie na portalu, ale jeśli modlitwa ma być "na piśmie", to zapewne można i na portalu. Zwłaszcza, jeśli portal "poświęcony" , jak kiedyś chyba była Fronda. :)))

      Nie za problemy dziękujemy Panu Bogu tylko za otrzymane łaski. Przynajmniej na takim podstawowym poziomie wiary. :) Co innego przy wyższych poziomach, ale to jakby inna sprawa. :)
      Przy problemach prosimy o pomoc w ich rozwiązywaniu, np. o mądrość (to dar Ducha św. jakbyś nie pamiętał), albo męstwo (tak samo), zwłaszcza przy znoszeniu cierpienia itd.
      Dla wielu ludzi (PKanalia by pewnie dopisał, że dla ludzi słabych, ale cóż nie wszyscy jesteśmy siłaczami) takie skierowanie swoich myśli ku Bogu pozwala znaleźć sens i ulgę w tych cierpieniach, a także jakąś nawet małą nadzieję, a to już bardzo pomaga w rozwiązywaniu problemów.

      Usuń
    7. Miało być w parafii pod patronem św. Józefa, a te podziękowania są opublikowane na stronie tej parafii. Problem w tym, że w każdym tym podziękowaniu jest mowa o cudzie za wstawiennictwem tego patrona. Tymczasem dam sobie rękę uciąć (lewą, bo jestem praworęczny), że gdyby tej modlitwy nie było, operacja przyniosłaby ten sam skutek. Sam jestem tego dowodem, bo raz zabiegowi operacyjnemu byłem poddany. W dodatku to podziękowanie tylko św. Józefowi dyskredytuje chirurgów, uczciwiej byłoby, nawet jeśli to ogłoszenie parafialne, wspomnieć i o prawdziwych cudotwórcach. Bo przyznasz, że sama modlitwa o wstawiennictwo niewiele by dała, gdyby operacji podjął się niedouczony i kompletny laik.

      W drugiej sprawie jest jakby oszukiwanie samego siebie, ale nie będę wnikał. Może faktycznie nie każdy może polegać na samym sobie i potrzebuje świadomości, że opatrzność nad nim czuwa. Natomiast tego cierpienia w odniesieniu do Boga, to już w ogóle nie rozumie. Pytanie: czy ja muszę wszystko rozumieć? ;)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święto Miłosierdzia Bożego to między innymi święto wolontariuszy caritas. Jest ich podobno ok. miliona. Nie takich jak bohater dykteryjki, bo to cwaniak i hochsztapler.
      Prawie 2000 wolontariuszy Caritas Archidiecezji Wrocławskiej angażuje się w pomoc najuboższym i najbardziej potrzebującym mieszkańcom Dolnego Śląska. W mojej małej parafii jest 26 osób. Chorzy, ubodzy, samotni, bezdomni dla wolontariuszy są drogą do pełni człowieczeństwa w chrześcijańskim wymiarze. Spotkania z ludźmi doświadczonymi przez życie uszlachetniają, ale czy tego samego nie można powiedzieć o spotkaniach z wolontariuszami Caritas, którzy często rezygnują z własnych planów, czasu i ambicji? Można do nich odnieść słowa Matki Teresy z Kalkuty: „Dawać siebie samego to więcej, niż tylko dawać”. Najmłodsi udzielają się w Szkolnych Kołach Caritas, młodzież w Centrum Wolontariatu Caritas, lokalni działacze pomagają w ramach Parafialnych Zespołów Caritas, a przeszkolonych w opiece nad chorymi skupia Hospicjum [ w naszej diecezji w Nysie].
      Wolontariusze nie tylko są zawsze blisko potrzebujących, ale uwrażliwiają społeczeństwo na obecność tych w jakiś sposób słabszych, których Chrystus sobie upodobał. Wzorem jest miłość miłosierna Jezusa Chrystusa.
      A co do św.s.Faustyny - to dzięki niej to święto zostało rozpowszechnione, bo przecież wcześniej już było; cyt.z Dzienniczka; " Ale Jezu, jedno jeszcze słowo mam Ci powiedzieć, że dziwi mnie bardzo, że każesz mi mówić o tym święcie Miłosierdzia, a przecież takie święto – mówią mi – że jest już, więc po cóż mam o tym mówić? "
      Święto to ma nam przypomnieć słowa Jezusa;
      "Nim przyjdę jako Sędzia sprawiedliwy, otwieram wpierw na oścież drzwi miłosierdzia mojego. Kto nie chce przejść przez drzwi miłosierdzia, ten musi przejść przez drzwi sprawiedliwości mojej…" (Dz. 1146).
      "Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny..." Każdy ma swoje zadanie, powołanie, misję, cel i sens życia. Niektórzy podejmują się pełnić wolę Bożą i decydują się na działanie- czynienie dobra, jako przedłużenie rąk Stwórcy.

      Usuń
    2. Wiesz, ja akurat nie mam nic przeciw wolontariuszom, nawet tym zrzeszonym w Caritas. Nawet nie wnikam w ich intencje, ważne, że niosą konkretną pomoc, co mogę określić mianem miłosierdzia. W końcu nie każdego stać babrać się w ludzkich nieszczęściach.

      Tylko to akurat nie ma żadnego odniesienia do Bożego Miłosierdzia. Boże Miłosierdzie jest w stu procentach interesowne, jak w mojej dykteryjce. Jeśli ktoś tego nie dostrzega, to znaczy, że nie chce dostrzec. Mam też problem z Matką Teresą z Kalkuty. Trudno nazwać pomocą odmawianie komuś środków przeciwbólowych mając do dyspozycji niebagatelny majątek. Jeszcze większy z św. Faustyną. O ile nic mnie nie obchodzi jej indywidualny stosunek do Jezusa, o tyle narzucenia innym takiego spojrzenia, takiej postawy, i to za pomocą straszenia piekłem – jest poniżej krytyki. Miłosierdzie albo jest bezwarunkowe i bezinteresowne, albo nie ma go wcale.

      Usuń
    3. Napisałeś; "Boże Miłosierdzie jest w stu procentach interesowne,..."
      taaak> interesownie Jezus poniósł męczeńską śmierć na krzyżu; łatwo to dostrzec patrząc na krzyż Jezusa Chrystusa. Byłbyś zdolny do tak "interesownego" miłosierdzia???
      Zamiast mędrkować - proszę, spróbuj zaufać [lub ignoruj] a nie bluźnij miłosierdziu Bożemu, nawet jeśli [a zwłaszcza gdy] w Boga nie wierzysz;
      " W Chrystusie i przez Chrystusa dokonuje się najpełniejsze objawienie Bożego Miłosierdzia. Kto patrzy na Chrystusa, nie może nie dostrzec w Nim miłosierdzia. Chrystus „nie tylko mówi o miłosierdziu Bożym i tłumaczy je poprzez porównania i przypowieści, ale nade wszystko sam je wciela i uosabia” — encyklika „Dives in misericordia” św. Jana Pawła II (por. nr 2).
      Chrystus swoim postępowaniem i całą swoją działalnością objawiał, że w świecie obecna jest miłość wrażliwa na ludzką krzywdę, ubóstwo, słabość, nędzę, jednym słowem — miłość, która w języku biblijnym nazywa się miłosierdziem. Momentem kulminacyjnym objawienia i udzielania miłości miłosiernej Boga były wydarzenia paschalne — dzieło odkupienia świata i człowieka, a więc męka i śmierć Chrystusa na krzyżu".

      Usuń
    4. Ewidentnie mieszasz pojęcia (za sprawą św. Faustyny) stąd to zamieszanie. Jeśli Jezus już wyraził swoją miłość do ludzi w swojej śmierci, po co to enigmatyczne miłosierdzie obwarowane niezliczonymi warunkami? O co tu chodzi, potrafisz wytłumaczyć? Bo na pewno nie o miłosierdzie jakie człowiek okazuje człowiekowi. To, co człowiek ma do zaoferowania ma wymiar rzeczywisty, wręcz namacalny, czymże jest to Boże Miłosierdzie jeśli nie tylko obietnicą? Skoro lubisz przysłowia: dobrymi chęciami (a szczególnie obietnicami) piekło wybrukowane. W dodatku każdą taką obietnicę Jezus, ustami św. Faustyny obwarowuje warunkami. Daj mi choć jeden przykład tego miłosierdzia, choć od razu wykluczę odkupienie grzechów – dokonało się dwa tysiące lat temu. Wykluczę też zbawienie, to jest możliwe tylko po spełnieniu określonych warunków, a więc nie może być miłosierdziem. Miłość do ludzi też nie jest miłosierdziem, chciałabyś aby Twój mąż kochał Cię z litości?

      Nie dobieraj mi możliwości oceny pewnych aspektów wiary, bo nikt Ci nie dał takiego prawa. Dziś jednym z najważniejszych teologów katolickich jest prof. doktor habilitowany teologii Tomáš Halik, prałat honorowy Jego Świętobliwości, szanowany i ceniony również przez polskich księży. A to on powiedział, że prawdziwa wiara wtedy nabiera sensu, jeśli zderzy się z wątpliwościami ateizmu i..., potrafi sensownie na te wątpliwości odpowiedzieć. Jeśli takie wątpliwości odrzuca bez refleksji, to jest to przejaw tchórzostwa, takie chowanie głowy w piasek.

      Usuń
    5. Nie pojmuję w czym Twój problem ? skoro Boga nie ma,to jak można twierdzić, że "Boże Miłosierdzie jest w stu procentach interesowne"??? Gdzie tu logika i gdzie tu sens???
      Ja tam z teologami polemizować nie zamierzam, ale... swój rozum mam, doświadczenie życiowe również, a patrząc oczami wiary nie tylko dostrzegam, lecz też doświadczam miłosierdzia Bożego niemalże każdego dnia [m.in. miłosierdzia Bożego w sakramentach św. ustanowionych przez Jezusa].
      Oceniaj swoje aspekty wiary, a nie cudze. Co możesz wiedzieć o życiu i warunkach bytowania bądź okolicznościach czynów Matki Teresy albo św.s.Faustyny??? Aby obiektywnie oceniać,należałoby przywdziać habit i kroczyć ich śladami.
      Twój problem [według mnie] polega na tym, że ze swymi wątpliwościami trafiasz pod niewłaściwy adres. Tu na blogu siejesz nie tyle wątpliwości co...pychę. Jaki to Ty jesteś mądry,jaki oczytany, jaki utalentowany, jaki ....tylko nie rozumiem, po co Ci te "klaki" [klakierzy] ???

      Usuń
    6. No tak ;))) Kolejna osoba, która chciałaby mi dyktować o czym mogę pisać, a o czym mi absolutnie nie wolno. A nie mogę dlatego, że poruszam niewygodne tematy i zadaję jeszcze bardziej kłopotliwe pytania.

      Otóż wyjaśnię, jeśli ktoś mnie bombarduje ideami, publicznie, a jednocześnie zarzuca mi, że mój światopogląd jest nie tylko głupi, ale i wręcz śmiertelnie niebezpieczny, gorzej, usiłuje mnie straszyć, że skończę w wiecznych, strasznych mękach – to ja na swoim poletku będę te idee punktował w każdym możliwym calu. Jeśli bowiem wierni pewne przejawy świeckości piętnują szturmami modlitewnymi i różańcami do granic, jeśli zakłócają prawo innych do podejmowania własnych decyzji, jeśli mają czelność mówić, że coś obraża ich uczucia religijne i grożą wyrokami sądowymi, przyznasz, że moja pisania to przysłowiowy mały pikuś.

      Ja nie mam żadnego problemu, problem masz Ty, że ktoś może żyć bez Twojego Boga. Jeśli bowiem piszę, że Boże Miłosierdzie jest w stu procentach interesowne, to nie dlatego, żebym w tego Boga wierzył, ale dlatego, że mnie ktoś takim stwierdzeniem próbuje oszukać, deprecjonując to, co przez miłosierdzie rozumiem. Ludzkie miłosierdzie, dużo bardziej godne pochwały niż to Boże.

      Otóż to, mogę dużo więcej wiedzieć o okolicznościach czynów Matki Teresy i św. Faustyny, bo ja o ich czynach wiem nie tylko z tego, co ksiądz mówi na ambonie. Właśnie habit czyni te opinie fałszywymi, bo przecież ci, w habity odziani prawdy nie powiedzą. Nie mogą powiedzieć, bo musieli by zrewidować swój stosunek do takiej świętości. To jest właśnie to, co piszę o chowaniu głowy w piasek.

      Jeśli zaś chodzi o pychę, równie dobrze mógłbym ją zarzucić Tobie, więc może nie przerzucajmy się takimi inwektywami. Nie przypominam sobie, abym Cię w jakikolwiek sposób personalnie obrażał. Tym bardziej nie obrażaj moich czytelników. Ja na Twoim blogu tego nie robię. "Klakierzy" to akurat ci, co Ci słodzą bez krzty wstydu.

      Usuń
    7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    8. "kasuj,usuwaj,cenzuruj-to wyraz odwagi A." Nie, Gwidoneuszu, to nie wyraz odwagi, to prawo, a niekiedy i obowiązek właściciela bloga. Komentujący, czy nawet tylko czytający są gośćmi na blogu i powinni się na nim zachowywać tak, żeby nie było potrzeby usuwania ich z niego "siłą". W końcu, jeśli komuś się blog nie podoba, to nie ma żadnego obowiązku czy potrzeby na nim bywać. Prawda? No chyba, że ktoś tu bywa "z urzędu", ale wtedy cóż począć, może zmienić pracę na mniej uciążliwą?

      Usuń
    9. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  5. Asmodeuszu> czy mam rozumieć, że ze swego bloga zrobiłeś "ambonę" do walki z katolikami? Nie zamierzam narzucać Ci o czym masz pisać. Stwierdzam tylko, że widzisz źdźbło w oku brata, a nie widzisz belki we własnym.
    Skoro Boga nie ma, to po co o Nim piszesz? Dlaczego razi Cię cudza modlitwa, bez względu na to, jaką intencję by wyrażała? a niech się modlą ile chcą, krzywdy Ci tym nie robią, bo...przecież Boga nie ma,więc te ich starania, to tylko strata czasu - ich czasu, nie Twojego. Czego więc się boisz? MODLITWY i to cudzej? to już tylko pytania retoryczne, bo nie będę przeciągać tej dyskusji. Co miałam powiedzieć- powiedziałam..
    Asmodeuszu > napisałeś; " Nie przypominam sobie, abym Cię w jakikolwiek sposób personalnie obrażał".
    Proszę, cofnij się w czasie, a znajdziesz na swoim blogu notkę, w której obraziłeś mnie śmiertelnie. Uczyniłeś sobie ze mnie "chłopca" do bicia, tylko dlatego, że w czasie postu podjęłam postanowienie o przerwie w pisaniu bloga, a postanowienia nie dotrzymałam, [za radą spowiednika, lecz uznałam, ze nie muszę z tego przed nikim się tłumaczyć]. Tam masz biało na czarnym, jak Ty i Twoi klakierzy dorwali kamienie [słowa] aby we mnie walić. Ulżyło Wam? Przemilczałam, ale widać Ty nie jesteś tak bystry, za jakiego się uważasz, bo do tej pory nie widzisz w tym nic złego. Pewnie - Ciebie to nie bolało. Ty dałeś upust swoim "wątpliwościom".
    To inni czynią zło - Ty nigdy. Św. s. Faustyna i Matka Teresa czyniły zło, ale Asmodeusz jest świętszy od nich [świętszy od papieża] więc ma prawo to ich zło wytykać. Ta konkluzja mi wystarczy. Za wysokie progi [Twej święci] na moje nogi.
    Postaram się więcej nie zabierać głosu. Twój cyrk - Twoje małpy; babrajcie się w tym piekiełku, skoro to Wasza ulubiona zabawa.
    jeszcze tylko pozdrowię i spadam z Twego bloga; czy tylko zrobię przerwę,czy na zawsze? jeszcze nie wiem - może?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jednak nie chcesz pojąć wiele oczywistych i prostych spraw.

      Nikt tu nie obraził Cię personalnie, w ten sposób jak Ty to czynisz (wierzę, że tylko podświadomie). Skrytykowanie czyjegoś postępowania nie jest obrazą. Obrazą są słowa typu: klaki; Twój cyrk – Twoje małpy(!) Ja się inwektywami pod swoim adresem mogę nie przejmować, ale dlaczego obrażasz moich czytelników? Tym bardziej, że właściwie niewielu mam takich, którzy się ze mną w pełni zgadzają.

      Ambona, według prawidłowej nazwy, to miejsce wygłaszania kazań. Już prędzej Twój blog jest amboną. Ja wielokrotnie podkreślałem, że nie jestem i nigdy nie będę apostołem ateizmu. Ze mną można, ale wcale nie trzeba się zgadzać i ja się o to nie obrażam. Mierzi mnie tylko „czysta chamówa”. Nie walczę z katolikami, a jedynie wytykam części katolikom (nie tylko im) ich hipokryzję. Znam wielu takich, nawet wśród kleru, których sobie cenię, nie tylko dlatego, że są dobrymi ludźmi, ale podobnie jak ja, brzydzą się hipokryzją. Nikogo nie obrażam za to, że wierzy, za to czasami poddaję pod dyskusję te aspekty wiary, które budzą wątpliwości. Jeśli chcesz wiedzieć, czym jest walka z katolicyzmem i wiarą, chętnie podam Ci namiary na bluźniercze blogi, choć wątpię, czy po ich lekturze, będziesz usatysfakcjonowana.

      Z tym czynieniem zła jest tak, że niewiele mam sobie do zarzucenia. Może rozwód, choć taka ocena jest subiektywna. W tak małej społeczności jak wieś nie miałem żadnych wrogów, a co do popularności nie będę się chwalił, wspomnę tylko, że w takiej zamkniętej enklawie zdobyć zaufanie nie jest łatwo. Już raz się nacięłaś na zarzutach w stosunku do mnie, więc zalecam Ci daleko idącą ostrożność w mojej ocenie. Problemem dla Ciebie jest to, że ja nie oceniam tego w kategoriach świętości, a już na pewno nie po to, aby świętym zostać. Ja staram się postępować uczciwie z czysto egoistycznych pobudek, bo uczciwość zapewnia mi (i tylko mi) komfort psychiczny. Podobnie z moją działalnością społeczną. Daleko mi do idei naprawiania świata, robiłem to, co sprawiało mi przyjemność, a to też czysty egoizm, starałem się tylko unikać splendoru i sławy, bo to jest dla mojego dobrego samopoczucia zupełnie zbyteczne.

      Czy Ty będziesz tu zaglądać, czy nie, jest Twoim osobistym wyborem. Nie mam zamiaru na niego wpływać, a już tym bardziej oceniać.

      Usuń
    2. Gwidoniuszu:

      Moja dobroć i przyzwolenie ograniczała się do jednego dnia.

      Usuń
    3. "moja dobroć i przyzwolenie ograniczała się do jednego dnia"-cienko ,jak na cały rok-a co z odwagą i tolerancją -też jeden dzień?kompromitujesz się ....

      Usuń
    4. No i Aisab po raz 124 (chyba?) się obraziła i zagroziła, że już więcej na ten blog nie zaglądnie... :) Bo nie te progi itd.
      Biedna kobieta nawet nie jest w stanie zauważyć, że swoimi komentarzami tylko dolewa oliwy do ognia, a kiedy się już dobrze "rozpali", to strzela focha i … odchodzi, zapewne w nadziei, że się Autor "rzuci na kolana" z przeprosinami i deklaracją poprawy. :)
      Ile razy można to samo powtarzać …. :(
      To jest prowokacja, ale, że ci u nas nie ma tramwajów (pamiętam tę światłą "radę"), a musiałam się czegoś czepić, to znowu niestety padło jak padło … ;)
      Sorry Asmodeuszu za to nadużycie Twojego "królestwa", ale chyba rozumiesz co to jest "mus" ? :)

      Usuń
    5. Witaj Mario ;)

      Dobrze znów Cię widzieć na tym blogu. Już się martwiłem, że coś się stało, coś, co uniemożliwiłoby Ci lekturę moich tekstów i komentarzy czytelników. Niechcąco znów się przechwalam ;))) Wiem też, co to jest mus ;)

      Mnie już nic nie zdziwi ze strony Aisab. W zasadzie nie miałbym pretensji, gdyby mimochodem w swej krytyce i piętnowaniu moich tekstów nie obrażała czytelników. Coś mi się zdaje, że ona nie widzi różnicy między krytyką a inwektywami. Zwrócę uwagę i jak to trafnie określiłaś – foch. Taka jej uroda.

      Pozdrawiam pięknie ;)

      Usuń
    6. Za miłe słowa skierowane w moją stronę wielkie dzięki. :)
      Ostatnie tygodnie to dla katolika szczególny czas, kiedy więcej czasu trzeba było przeznaczyć na "sprawy wyższe" i "bardziej przyziemne" związane z okresem świątecznym, więc siłą rzeczy mniej go zostawało na "życie wirtualne". :)
      Ale lubię Twój blog więc z przyjemnością tu zaglądam. :)
      Pozdrawiam

      Usuń
    7. Ja też się cieszę, że święta się skończyły. Jeszcze tylko przeżyć ten długi weekend ;)))

      Usuń
  6. Asmodeuszu, talentu Ci nie brak, wiedzy również, piszesz mądre i ciekawe posty, czytam je z przyjemnością, ale...nie mam zamiaru z Tobą polemizować, jestem za leniwa:-)
    Pozdrowienia wiosenne zostawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle pochwał na raz, niemal pąsowieję ;)
      Nikt, ani tym bardziej ja, nie wymaga od Ciebie podjęcia polemiki. Takiego przymusu tu nie ma.
      Pozdrawiam pięknie.

      Usuń