Te
słowa wykrzyczał ks. Skrzypczak podczas homilii wygłoszonej na 111 miesięcznicy
z okazji (podkreśliłem by uwypuklić
ironię) katastrofy smoleńskiej. Tak mi się równie ironicznie skojarzyło, co się
stanie, gdy dojdzie do 666 miesięcznicy? Wprawdzie to tak za 60 lat, ale... Ok,
Asmo, dość ironii, postaraj się podejść do problemu poważnie.
Więc
z pełną powagą stwierdzam, że krzyk „my chcemy Boga!” ks. Skrzypczaka jest
zasadny, choć intencje tego krzyku powinny być zupełnie inne. Ks. Skrzypczak woła
o Boga, tyle że nie dla siebie. On chce tym Bogiem zaprowadzić porządek na
świecie, porządek na swoją modłę. Sarkastycznie - Bogiem jak miotłą wymieść tych, co nie z nim (tu: z księdzem). Jak bowiem rozumieć rozwinięcie tego wołania:
„My chcemy Boga, Panno Święta. Nie
chcemy skandali, nie chcemy reedukacji seksualnej, nie chcemy ideologii
jednego myślenia, nie chcemy zwidów narkotykowych, ani ateistycznych mrzonek
pseudoeuropejskich. My chcemy Boga”? W tym fragmencie jest dość dziwaczny nacisk z
pogranicza niemożebnej wręcz hipokryzji: nie chcemy ideologii jednego myślenia. Może
ja nie rozumiem tego do końca, ale w tym zawołaniu jest właśnie chciejstwo ideologii
jednego myślenia – katolickiego myślenia. Jakem ateista, podpowiem księdzu
Skrzypczakowi: Bóg jest w ewangelii i nikt nikomu nie broni Go stamtąd czerpać pełnymi
garściami. Wystarczy chcieć i zrozumieć. Chcieć dla siebie, a nie wciskać Go
innym na siłę. Jezus mówi, aby głosić Słowo, nigdzie zaś nie nawołuje do
krucjaty. Tyle, że ks. Skrzynecki nawet nie rozumie pojęcia „głosić Słowo”,
które ma Bogu przysparzać nowych owieczek. Do Boga trzeba przekonać wskazując,
jak w reklamach, Jego zalety, a nie wytykać i piętnować przywary tych, których do
Boga chce się namówić.
Kto
jeszcze pamięta reklamy z zawołaniem: „Media Markt nie dla idiotów”? Wprawdzie
nie miałem wtedy potrzeby nowego sprzętu elektrycznego, ale nawet gdybym miał,
do tych placówek z przekory bym nie zaglądał. Zresztą nie zaglądam do dziś. Obrażanie
innych tylko za to, że są inni, zawsze budzi mój zdecydowany sprzeciw.
Tymczasem część naszego katolickiego kleru nie potrafi inaczej, musi obrażać,
deprecjonować, oskarżać i wyśmiewać, by później wyrażać zdziwko, że kościoły
pustoszeją. Przy takiej narracji dziwne byłoby, gdyby nie pustoszały.
Jeszcze
jedno zaskakujące zdanie ks. Skrzypczaka z tej homilii: „Wydają oni [młodzi z
małą wiarą, lub bez wiary] z siebie jedno wielkie wołanie - spójrz na mnie,
zainteresuj się mną, jestem głodny miłości”. Cóż, może oni są głodni życia
wiecznego, może faktycznie potrzebny jest im jakiś bóg, lub ten Bóg, który
darzyłby ich miłością, tyle że ani ks. Skrzypczak nie głosi tej miłości, ani
nie potrafi powiedzieć jak ona się objawia. Ma jedynie do zaoferowania szaleństwo
miesięcznic i nienawiść do innych.
Przypisy:
1 - https://niezalezna.pl/279373-msza-sw-za-ofiary-katastrofy-smolenskiej-homilia-z-mocnym-przeslaniem-my-chcemy-boga-a-nie
1 - https://niezalezna.pl/279373-msza-sw-za-ofiary-katastrofy-smolenskiej-homilia-z-mocnym-przeslaniem-my-chcemy-boga-a-nie
Z tego co wyczytałem w artykule do którego odsyłasz, msza odbyła się w intencji ofiar katastrofy smoleńskiej, a nie z "okazji" katastrofy.
OdpowiedzUsuńNie wyczytałem, by ksiądz chciał wymiatać Bogiem jak miotłą kogokolwiek. Za to przedstawia kilka sensownych wniosków i zadaje kilka sensownych pytań.
I w czym zawarta jest ta księża nienawiść? Ja jej jakoś nie dostrzegłem...
Msza w intencji ofiar katastrofy nie jest dla mnie szaleństwem.
I nie czuj się zagrożony w swoim ateizmie, Asmo. Ksiądz krzyczy "My chcemy Boga", nie krzyczy "Wy macie chcieć Boga"!
Wiesz, jak to się oficjalnie nazywa jest tu bez znaczenia. Mszę w intencji można odprawić w dowolnie wybranym czasie, jeśli jest każdego dziesiątego (i tylko dziesiątego), to mamy tu ewidentnie do czynienia z okazją. Dalej, gdyby chodziło tylko o chcenie Boga, ja bym się z Tobą zgodził, ale nie na darmo ks. Skrzypczak wymienia tego, czego nie chce, co jakby na to nie patrzeć, nie ma nic wspólnego z chceniem Boga. W czym mu przeszkadza ateizm, który nawiasem mówiąc, Bogu nie przeszkadza (a przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo)?
UsuńCzytając wypowiedzi innych nawiedzony, jednak czuję się zagrożony w swoim ateizmie. Ks. Skrzypczak zdaje się im udzielać błogosławieństwa.
Ja też nie chcę skandali, ideologii jednego myślenia (cokolwiek to znaczy), zwidów narkotykowych, ateistycznych mrzonek pseudoeuropejskich (o ile są takie jak mi się wydaje). Może jedynie reedukacji seksualnej bym się poddał. Też nie bardzo wiem o co chodzi, ale mogę zaryzykować...
UsuńNo faktycznie, nie ma to nic wspólnego z chceniem Boga i pewnie komuś zagraża taka moja postawa.
Za to zagraża Ci ateizm. Strasznie Ci zagraża i dlatego go nie chcesz nawet gdzieś w pobliżu, ani o nim słyszeć.
UsuńZapytam inaczej: ktoś Cię zmusza do ateizmu, do brania udziału w skandalach, do edukacji seksualnej, do ideologii jednego myślenia? Bo jeśli nie, to dlaczego ogłaszasz wszem i wobec, że nie chcesz?
Te Twoje słynne przewrotne pytania... Nikt mnie nie zmusza. Nikt też mnie nie zmusza do hipokryzji, fanatyzmu, faszyzmu, szowinizmu, komunizmu, pedofilii, gwałtów, kradzieży, mordowania itp. itd... Też nie wypada mówić, że tego nie chcę?
UsuńAha. Wspomniałem gdzieś, że czuję się zagrożony ateizmem i że nie chcę go nawet gdzieś w pobliżu?
Uwielbiam przewrotne pytania ;)
UsuńWyjaśnię Ci to najprościej jak umiem. Jeśli ks. Skrzypczak ma prawo mówić, że nie chce skandali, nie chcemy reedukacji seksualnej, nie chcemy ideologii jednego myślenia, nie chcemy zwidów narkotykowych, ani ateistycznych mrzonek pseudoeuropejskich i wzywa na pomoc Boga, to ja mam takie samo prawo mówić, że nie chcę takich homilii i to bez wzywania Boga na pomoc.
Jeśli oznajmiłeś mi, w tym samym kontekście, co ks. Skrzypczak, że nie chcesz ateistycznych mrzonek pseudoeuropejskich – to jest to równoznaczne z twierdzeniem o zagrożeniu z tej strony. Dodam tylko, że wyimaginowane zagrożenie.
Asmo
UsuńDla katolika z pewnością ateistyczne mrzonki są zagrożeniem. :)
Generalnie Boja ma rację, w swoich komentarzach, więc nie będę powtarzał.
Głosisz wszem i wobec - że nie chcesz Boga, masz w komentarzach głosy aprobaty, czasem negacji - można powiedzieć że dyskutując wciskasz innym nie tylko swój ateizm, ale i negatywny stosunek do Kościoła, kleru, wierzących. Można odnaleźć w tym hipokryzję? Pewnie i to jaką. Ale Tobie przecież z nią dobrze. :)
Radku:
UsuńNiemal miałbyś rację, gdyby nie to, że Twoje wnioski są nadużyciem. Tak się składa, że wielokrotnie tłumaczyłem, iż nie mam się za apostoła ateizmu, ba! ostrzegałem, że sprawa nie jest ani łatwa, ani przyjemna.
Pozostaje pytanie, gdzie umieścić moje teksty o ateizmie i Kościele? Nie musisz się ze mną zgadzać, ale to są teksty krytyczne, a krytyka jest pełnoprawną formą wyrazu, i pod żadnym pozorem nie należy jej traktować jako agitkę, a już tym bardziej za przejaw hipokryzji. Chyba, że mi udowodnisz, iż krytykować nie wolno.
Ks. Skrzypczak swoje wywody umieścił na właściwym miejscu - w kościele.
UsuńGdzie Ty masz swoje umieszczać, to Twój problem. A skoro krytykować wolno - to że tak się spytam, jaki masz problem ze Skrzypczakiem? Bo tak brzmi cały Twój wpis, jakby jemu nie wolno było mówić co myśli, bo rani tym Twoja ateistyczną bezduszę.
Trochę mijasz się z prawdą, Asmo. Ksiądz nie wzywa Boga by zwalczył wymienione zjawiska. Ksiądz je po prostu odrzuca, bo ich nie chce. Chce tylko Boga...
UsuńPodobnie jest z Tobą. Odrzucasz wiarę i chcesz ateizmu.
Można się przyczepić do księdza, ale najwyżej za użycie liczby mnogiej.
Radku:
UsuńA gdzie ja napisałem, że mu nie wolno? Poddałem krytyce ten jego wywód, umieszczony na portalu i to wcale nie katolickim w sensie stricte. W kościele nie byłem, opieram się na tym, co przeczytałem na tym ogólnie dostępnym forum.
Boja:
UsuńNie udawajmy Greków, trzeba choć czasami umieć przeczytać coś między wierszami. Ale załóżmy, że źle odczytałem to między wierszami. Wytłumacz mi jaki sens jest w łączeniu pragnienia Boga (którego de facto się ma bez ograniczeń) z dezaprobatą wymienionych zjawisk?
Umknęło mi. Ja nie chcę ateizmu, ja już jestem ateistą.
UsuńTu się zgadzam, nie udawajmy Greków!
UsuńWywodzę się ze starej szkoły i wydaje mi się, że potrafię coś dostrzec między wierszami... Ale może tylko mi się wydaje.
Wiesz, Asmo… Jest mnóstwo pseudokatolickich oszołomów, których spokojnie można zaorywać. Po co na siłę szukać kontrowersji w raczej wyważonej i sensownej homilii?
Kiedy największa krytyka spotykała mnie za to, że poświęcam dużo uwagi pseudokatolickim oszołomom. Choć wciąż zaglądam na Frondę i aż mnie świerzbi, aby się na tym portalu wyżywać, uznałem, że owa krytyka była, jest zasadna. Nie sztuka być słabego.
UsuńTo, co Ty nazywasz wyważoną i sensowną homilią, dla mnie jest przejawem wyjątkowej megalomanii opartej na idiotycznym powiązaniu, mającemu służyć wyolbrzymianiu wyimaginowanego zagrożenia i podsycaniu animozji. Jak można coś chcieć, co się ma (tu Boga)? Jak można nie chcieć czegoś, czego nikt ci nie wciska na siłę? Jeśli w jednej homilii występują oba aspekty, to mamy do czynienia z przejawem pomieszania z poplątaniem.
Megalomanii? Nie zauważyłem by ksiądz skupiał się na własnej doskonałości i wyrażał samozadowolenie...
UsuńMoże uważa, że Boga nigdy za wiele? Może usiłuje nie dopuścić, by ktoś zaczął coś wciskać na siłę? Trudno teraz stwierdzić czy zagrożenia są wyimaginowane.
Ha, ha i dlatego musisz skrytykować coś normalnego?
UsuńSłowa "My chcemy Boga" są nawiązaniem do pieśni religijnej. Jej sens jest jasny - ponieważ na chrześcijaństwie wyrosła współczesna Europa, ks. nie może się pogodzić z laickością i sekularyzacją, oraz ideologiami które są sprzeczne z systemem wartości człowieka wierzącego.
Megalomania przejawia się w bezkrytycznej ocenie rzekomych zagrożeń oraz w tym pierwszym zdaniu „My chcemy Boga, słodka Pani”. Sam zwróciłeś uwagę na to mało precyzyjne określenie „My”.
UsuńPozwolę sobie na drobną ironię: jak można uważać, że Boga nigdy nie za wiele (tu tylko dla księdza)? Jeśli faktycznie mu mało, to jedynym wyjściem dla niego jest przenieść się na łono Abrahama, bo na ziemi więcej Go już mieć nie będzie.
Te zagrożenia są tak wyimaginowane jak twierdzenie, że katastrofa smoleńska to zamach.
Radku:
UsuńAkurat dobrze pamiętam słowa tej pieśni, i była jedną z nielicznych, które mi się podobały. Melodycznie. Treści przyjrzałem się później i mój zachwyt mocno ostygł. Jak na mój gust, to pieśń o charakterze nacjonalistyczno-religijnym, pragnienie państwa wyznaniowego. Chyba rozumiesz, że to nie dla mnie? ;)
Dwa lata wstecz zapadł na mnie wyrok. Moja choroba, choć nie grozi śmiercią jest nieuleczalna. Lekarz mi poradził: „Skoro nie może się pan jej pozbyć, trzeba ją polubić”. Ks. Skrzypczka nie namawiam do polubienia „ateistycznych mrzonek pseudoeuropejskich”, ale nie ma wyjścia, musi się z nimi pogodzić, a będzie mu lżej.
UsuńNo i to samo zastosuj do faktu istnienia KK :), będzie Ci lżej.
UsuńZależy do jakiego Kościoła, nawet jeśli tylko katolickiego. Tego normalnego będę bronił „własną piersią”. Już mi się za to oberwało, i to od ateisty ;)))
Usuńmnie się liczba 111 skojarzyła z buddyzmem tybetańskim, bo tam ona ma jakieś znaczenie, co jest pewną ciekawostką, bo w innych odmianach preferowane jest 108...
OdpowiedzUsuńale zostawmy numerologię, to akurat tu nie jest istotne...
faktycznie to tak wygląda, jakby ten pan chciał tego swojego boga nie dla siebie, tylko dla innych, także tych, którzy ani go nie chcą, ani tych, którzy tej potrzeby nie mają, ot typowa dla katolicyzmu /nie tylko zresztą/ ideologia uszczęśliwiania innych na siłę...
na głębszym poziomie jednak to on go chce dla siebie właśnie i współwyznawców, w imieniu których woła, by ów bóg zlikwidował swoje i ich lęki metodą likwidacji tego, co dla nich za trudne i niepojęte...
dodatkowa ciekawostka, to sub-zdanie: "nie chcemy zwidów narkotykowych", czyżby za tym miał stać w domyśle postulat co najmniej ograniczenia wydawania koncesji na punkty sprzedaży i wyszynku alkoholu?... toż to nie po katolicku...
p.jzns :)...
Też próbowałem skojarzyć jakoś tę liczbę 111, ale nic sensownego nie przychodzi mi na myśl ;) Za to znaczenie liczby 666 jest mi dokładnie znane.
UsuńChrześcijaństwo zawsze chciało uszczęśliwiać innych, na tym zresztą polega ewangelizacja, przy czym samo optuje za cierpieniem, bez którego podobno nie poznamy dobroci Boga.
Inaczej też kojarzę owe zwidy narkotykowe. To alegoria poglądów różnych od chrześcijaństwa, przy czym w praktyce wydaje się być dość trafną metaforą wiary.
no tak, znaczenie 666 jest dość jasne, jako liczba przypisywana mitycznemu Szatanowi, ale ciekawostką jest to, że A.S.Lavey, satanista "prawdziwy" wcale nie używał tej symboliki, właśnie z tego powodu, że był to produkt biblijny, z którym się nie utożsamiał... podobnie zresztą było z krzyżem "długim do góry", którego nie używają owi "prawdziwi", a jedynie urojeni występujący w horrorach i w kazaniach co poniektórych klechów... za w użyciu jest jedynie pentagram "ostrym na dół" jako pradawny ziemski symbol magiczny... za to wiccanie używają pentagramu "ostrym do góry", jako symbol czterech żywiołów plus człowiek, ale to już osobna sprawa, choć nie do końca, do kościelni też ich uważają za odmianę satanistów...
Usuń...
tak, masz rację, te zwidy jak najbardziej można tak rozumieć... ja tylko sobie zażartowałem, jako że ten narkotyk jest wpisany w schemat życia szeregowego "Polaczka - ka(r)to(f)lika", który "dzień święty" czci wizytą w kościele, potem pół litrem /a raczej co najmniej "siódemką"/ gorzały, potem na stole pojawia się rosół, jak zwykle za słony zresztą, z wiadomymi konsekwencjami... a skoro już o tych konsekwencjach mowa, to procedura Niebieskiej Karty i Unijna Konwencja Antyprzemocowa to "wymysły Szatana" według kościelnej narracji...
...
aha... jeszcze inny kwiatek:
"nie chcemy ideologii jednego myślenia"...
aż się ciśnie na usta: i kto to mówi? :D...
To, co myślą sataniści odnośnie tej symboliki jest jakby bez znaczenia, liczy się to, jak to opisują chrześcijanie. Podobnie jest z określeniem, że ateizm jest religią albo cywilizacją śmierci. Ma tak być, bo tak chcą wierni.
UsuńOstatni akapit: na szczęście oni się już sami gubią czym jest ideologia jednego myślenia. Ostatnio strasznie dużo się heretyków pojawiło ;)
@Piotrek... no coś takiego :D.
UsuńSam Lavey tak odrzucał symbolikę biblijną, że aż się przystrajał w czapeczkę z rogami. Ciekawe co to miało symbolizować...Krzyż również był mu nieobcy, choć nie w formie odwróconego krzyża, tylko tzw. krzyża Lewiatana - ale jego stosowanie miało u niego ten sam cel, co krzyża odwróconego przez pseudosatanistów, mimo bełkotu o jakiejś równowadze (w zasadzie są to dwa krzyże wpisane w symbol nieskończoności) - drwinę. Miano Lewiatana w jednej z ksiąg "Biblii Szatana" też sugeruje całkowitą obcość symboliki "Biblii" w tym dziele.
toć ja Radku świetnie wiem, że LaVey był mocno chrystianocentryczny i koszmarnie niedoszkolony religioznawczo niczym [cenzored ;D]... zresztą z tego (m.in.) powodu całe mnóstwo ludzi, których jego myśl inspirowała i jakoś im tam było z nią pod drodze nagle dochodziła do punktu "a na hooy mi ten cały Szatan?"... niemniej jednak wspomniałem o tych trzech szóstkach jako o pomyśle z gruntu "niesatanistycznym"...
Usuńprzewaga LaVeya nad psudosatanistami, których "satanizm" sprowadza się do prozaicznej kontry do chrześcijaństwa /po kościelnej myśli zresztą/, polegała na tym, że on przynajmniej spróbował owego Szatana zdefiniować na nowo, nawet nieźle (moim zdaniem) mu to wyszło i dociec, z czym tak naprawdę ideologia chrześcijańska ideologia walczy i co chce ograniczać...
Nie on to wymyślił, Piotrze, skorzystał gotowca niejakiej Ayn Rand (w większości Biblia jest parafrazą jej książki (Atlas Zbuntowany - można kupić), choć Biblia to plagiat w dosłownym tego słowa znaczeniu paru innych rzeczy). Nie znasz tych nazwisk, bo nie bawili się w tandetny satanizm i z dupy wzięte rytuały, które tak imponowały jego wyznawcom.
Usuńniekoniecznie, ale faktycznie nie można zaprzeczyć, że LaVey prochu nie wymyślił i jego filozofię można uznać za pewien przetworzony, aczkolwiek zgrabnie sformułowany i sklecony do kupy mix, między innymi myśli Ayn Rand oraz paru innych /nazwisk nie wymienię, bo ich przecież nie znam, tak?/ i trudno stwierdzić, co w tej syntezie było dodane stricte od niego samego...
Usuńtak swoją drogą, to wydaje mi się, że taka np. Ayne Rand też coś wcześniej czytała...
Nawet nie był zbytnio przetwarzany, choć oddać należy Laveyowi, że sam mówił, że filozofia nie jest jego, tylko Rand - on dodał do tego rytualizm.
UsuńNatomiast z tymi nieznanymi nazwiskami nie bierz do siebie, bo mam wrażenie, że Cię uraziło zdanie że ich nie znasz - czytałem o tych wpływach i sam je zapomniałem, bo nic mi nie mówiły. Tą Rand zapamiętałem bo wydali jej książkę w Polsce ze trzy lata nazad.
luz...
Usuń...
mam książkę Ayne Rand na pliku ".doc", ale późniejszą: "Cnota egoizmu", w wolne chwili może sobie odświeżę detale, których już nie za bardzo pamiętam...
natomiast pamiętam, że LaVey napisał jakiś tekst o różnicy pomiędzy jego satanizmem i randowskim obiektywizmem, gdzieś to mam nawet zakitrane, ale pierdolnik w moich zasobach danych na nośnikach elektronicznych dziś mnie przerasta :)...
Piotrze, za ten "pierdolnik w moich zasobach danych" masz lajka ;)))
UsuńWiesz co, jak na ateistę (bo za takiego się uważasz) to zbyt często zaglądasz na strony katolickie. Mnie to nawet do głowy nie wpadnie tam zaglądać bo odkąd nie po drodze mi z instytucją KK, to mnie oni zupełnie nie obchodzą.Oni nie przekonają mnie do swego wyboru, ja ich do swego też nie, więc nie widzę w tym wszystkim sensu.
OdpowiedzUsuńSkoro lubisz filozofować to znajdź może jakiś inny temat, bo to nieco śmiesznie chwilami wygląda - ateista buszujący w prasie katolickiej.
Poza tym jeszcze jakoś istnieje w Polsce wolność wyznania i dopóki tak jest nie warto wojenek toczyć, bo to niczego nie zmieni.
Tak naprawdę ateistów w Polsce jest sporo, ale się z tym nie obnoszą.
Nie muszą nikogo do swego wyboru przekonywać, walczyć o "poszerzenie terytorium".
Bardzo dużo osób odchodzi od tej instytucji, cicho, bez ostentacji, nikogo do takiego wyboru nie namawiając a kościoły jednak pustoszeją.
Miłego;)
Muszę Cię sprostować. Niezależna.pl to portal polityczny, prawicowy, gdzie artykuły o Kościele nie trafiają się zbyt często. A tak na marginesie, Kościół interesuje mnie na tej samej zasadzie jak innych np. zbieranie znaczków. Też kiedyś zbierałem, ale nie wiem czy potrafiłbym tyle napisać o znaczkach, co o Kościele ;)))
UsuńPozdrawiam ;)
Różnica zasadnicza- na znaczki można dziewczyny podrywać, na kościół raczej nie. Dobry filatelista o każdym swym znaczku bardzo dużo opowie.Jest pewne podobieństwo w tej dziedzinie- i filateliści i kościół nieco zmyślają, z tym, że chyba filateliści jednak mniej.
UsuńMam jeszcze klasery, niestety, otwieram je najwyżej raz do roku, aby je przewietrzyć, bo zachwycać już się nie potrafię. I jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, aby w moim wieku podrywać na te znaczki ;))) W moim wieku można najwyżej poderwać biedną babcię na kasę (czytaj: emeryturę) :D
UsuńJakbyś trafił na jakąś zapaloną filatelistkę to kto wie, może byś i poderwał. Na kasę to nie tylko biedne babcie polecą,kasa z reguły nęci samotne panie.;)
UsuńGdyby mnie chciała miłośniczka filatelistyki, uznałbym że bark jej piątej klepki. Na te, które lecą na moją kasę, odczyniam uroki ;)))
UsuńPrzeczytałam całą dyskusję. Z niektórymi stwierdzeniami się zgadzam, z innymi nie, ale nadal nie rozumiem, jaki mają związek biedne ofiary katastrofy lotniczej ze skandalami, reedukacją seksualną, ideologią jednego myślenia, zwidami narkotykowymi, czy ateistycznymi mrzonkami pseudoeuropejskimi? To przy okazji mszy w ich intencji była wygłoszona ta homilia, tak?
OdpowiedzUsuńNie wiem też, czy głosiło ich dwóch księży: Skrzypczak i Skrzynecki?
:) Chodzi oczywiście o ks. Skrzypczaka. W ferworze polemiki już się uwagi na nazwiska uwagi nie zwraca ;)
UsuńHomilia była wygłoszona na Mszy św. w intencji ofiar katastrofy smoleńskiej, ale właśnie z powodu poruszanych w niej treści napisałem z "okazji". A to, że brak tu związku, no cóż, kapłani już do tego wiernych przyzwyczaili.
oj tam, oj tam... kiedyś mieszkając w Szczawnicy zaobserwowałem, że podczas rytuałów zwanych "mszami" prowadzący na kazaniu zawsze gadał o szkodliwości pijaństwa i gromił wszystkich z tego powodu niezależnie od motywu tego rytuału... huczało na najbliższą okolicę, bo taki sprzęt był kościele, więc stąd to wiem, bo nie dawało się nie usłyszeć...
Usuńw końcu jednak ponoć zmienili proboszcza po naciskiem wiernych, bo chyba górale słabo się bawili na tych kazaniach, niezgodnych zresztą z ich wersją ka(r)to(f)licyzmu...
Mnie się podobało inne karcenie z ambony. Ksiądz grzmiał na tych, co do kościoła nie chodzą, tymczasem w kościele byli tylko ci, co do kościoła chodzą. Ci, co nie chodzili tych kazań nie słyszeli. ;)))
UsuńSzanowny PKanalio:
UsuńNaprawdę nie stać Cię na coś bardziej inteligentnego niż owy "ka(r)to(f)licyzm"?
Stosowany tak ogólnie, bez odniesienia do jakiejś szczególnej, sporadycznej sytuacji "wykrzywionego" katolicyzmu?
Jako katoliczkę boli mnie ten ogólny "ka(r)to(f)licyzm". Nie uważam, żebym z racji mojej wiary była kimś gorszym od Ciebie, kimś do wyśmiewania. OK?
Mario, popieram i przyłączam się do Twojego apelu do Piotra.
Usuń"Do Boga trzeba przekonać wskazując, jak w reklamach, Jego zalety,"
OdpowiedzUsuńTo nie do końca tak, bo żeby do Boga przekonać trzeba nie tyle używać pustych (bo nie do udowodnienia) czy mało zrozumiałych słów, ale przede wszystkim własną postawą i czynami, tzw. uczynkami miłosierdzia "głosić" Ewangelię, zwłaszcza zaś wobec tych, z którymi nam "nie po drodze" (czyli owych ewangelicznych nieprzyjaciół).
Inaczej jest to tylko "cymbał brzmiący" …. :))
Witaj Mario :)
UsuńUżyłem pewnego skrótu myślowego z tym pokazywaniem Boga. Zgadzam się z Tobą, że oprócz takiej reklamy jest potrzeba dawania świadectwa swoim postępowaniem. Moją rozterkę budzi jednak określenie „głosić Ewangelię, zwłaszcza zaś wobec tych, z którymi nam nie po drodze”. Otóż gdyby się to ograniczało tylko do głoszenia, nie miałby nic przeciw, tymczasem owo „głoszenie” dla wielu znaczy tyle, co piętnowanie, które nie ma nic wspólnego z krytyką, którą uznałbym za dopuszczalną. Problem w tym, że rzeczowa krytyka musiałaby się ograniczać li tylko do światopoglądu, bo jeśli chodzi o postępowanie niewiernych, dziś w zasadzie nie różni się niczym od postępowania wierzących. I to zarówno w sensie negatywnym jak i pozytywnym.
Pozdrawiam.