wtorek, 7 stycznia 2020

Mieszane uczucia darczyńcy


  Ja wiem, że to jest trudne do wyobrażenia, ale fakt jest faktem – w ostatnią niedzielę byłem w kościele pod wezwaniem Trójcy Świętej w Bytomiu. Dwie bite godziny na stojąco, we wcale nie lekkim i na domiar wszystkiego, niezbyt wygodnym płaszczu. Nawet nie było gdzie się oprzeć o filar, tak dużo ludzi było. Kolęd słuchałem i nawet niektóre śpiewałem. Koncert charytatywny był, w którym brali udział również soliści Opery Śląskiej. Na szczęście żadnej Mszy świętej nie było, więc nikt mnie o profanację tego świętego rytuału nie oskarży.

  Przerywnikiem dla kolęd w wykonaniu artystów, były kolędy śpiewane przez wszystkich obecnych przy akompaniamencie młodego, choć już poprawnie grającego organistę, a muzykę organową też lubię. Wśród artystów, których nazwisk nie będę wymieniał, była moja ulubienica, pani Anna Borucka (druga z lewej), i gdy zaśpiewała „Lulaj, że Jezuniu” zapomniałem o wszystkich cierpieniach. Moja znajoma, której na koncert dałem się namówić, stwierdziła, że to była moja pokuta za grzechy. Żałowała, że spowiednika żadnego nie było, bo powinienem się przy okazji wyspowiadać. Prędko druga taka okazja się nie trafi...

                                                                              foto: Opera Śląska

  Trzeba mi jednak przejść do istoty rzeczy, rzeczy smutnej. Jak wspomniałem, był to koncert charytatywny którego zbiórka pieniędzy była przeznaczona na leczenie dwumiesięcznego dziecka z porażeniem mózgowy, w wyniku którego grozi mu całkowity bezwład nóg. Nieco nadszarpnąłem portfel, ale o tym cicho, o tym sza, niemniej naszły mnie mieszane uczucia, gdy ojciec tego dziecka wyjaśnił całą sprawę. Był w jakieś klinice w Poznaniu, gdzie po konsultacji stwierdzono, że przy pomocy skomplikowanego zabiegu chirurgicznego, jedną kończynę da się uratować, drugą trzeba będzie amputować. Wcale nie dziwi mnie rozpacz tego ojca. Gdzieś znalazł informację o lekarzu, który podejmuje się takich beznadziejnych przypadków i się z nim skontaktował. Po telefonicznej konsultacji z polskimi lekarzami, ów lekarz stwierdził, że jest w stanie spróbować usprawnić obie kończyny. Tylko tu zaczynają się schody. Ten lekarz jest Amerykaninem i leczy tylko w Stanach. Niestety, nie za darmo. Pierwsza operacja ma być w grudniu za bagatelka – dwa miliony złotych! Ojciec dziecka ma niespełna rok na zebranie tej kwoty, bo przecież nie zarobi uczciwą pracą. Przekalkulowałem. Na tej charytatywnej akcji mógł zebrać około pięćdziesiąt tysięcy złotych i to jest wariant optymistyczny. Niech urządzi taką akcję raz na miesiąc, a zbierze sześćset tysięcy. Z innych źródeł może dobierze drugie tyle, a i tak to wciąż nie będzie dwa miliony. Co gorsza, z jego opowieści wynikało, że to jest pierwsza operacja z... kilkunastu, jakie czeka dziecko do czternastego roku życia (sic!)

  Ostatnia konkluzja. Facet jest głęboko religijnym wierzącym, bo zapewniał, że będzie się modlił o powodzenie zbiórek i leczenie, oraz prosił o modlitwę innych, a tego już mu dać nie mogę. Mnie zastanawia tylko jedno. On młody, żona pewnie też (jej nie było, podobno się rozchorowała). Po tak tragicznym przypadku dałbym się profilaktycznie wysterylizować, aby taka sytuacja się nie powtórzyła. Ale to jest w katolickim świecie niedopuszczalne, podobnie jak antykoncepcja. Wiecie do czego zmierzam? Nie wiem, nie znam się na medycynie, ale być może badania prenatalne wykryłyby tę wadę płodu wcześniej. To też nie po katolicku, czyli można śmiało przyjąć, że uświęceni świętym związkiem małżeńskim rodzice, będą płodzić kalekie dzieci i organizować częste akcje charytatywne. Cierpienie własnych dzieci staje się dziś niemal spektakularnym przedstawieniem dla ogółu. Ku chwale Pana! Może się uda, a może nie, bo przecież żadnej gwarancji nie ma. Tak się zastanawiam, czy w tym przypadku to nie jest przerost pobożnych życzeń nad rzeczywistością? Brutalną rzeczywistością, bo dodam, że nie ma tygodnia, bym na Facebooku z apelem o datki na ciężko chore dzieci się nie spotkał. W telewizjach takimi przypadkami wręcz się prześcigają, a zakładam optymistycznie, że w tym żadnego oszustwa nie ma.

                jedna z wielu fotografii na fb (ta z wczoraj, przycięta, by nie pokazać twarzy dziecka)

  Ja też będę brutalny i mam apel do tego faceta (niestety, refleksje naszły mnie już po koncercie). Miałeś pecha, że nie urodziłeś się w rodzinie multimiliardera (multimilioner to może być za mało) i czy chcesz, czy nie, musisz się z tym pogodzić, jak wielu z nas. Bozia ci tu nic nie pomoże, tym bardziej Kościół. Może prędzej miałbyś szczęście w Lotto? Artyści operowi też cudów nie zrobią, choć jak widziałeś, śpiewali za darmo, by nagonić anonimowych sponsorów. Tyle, że nawet tysiące tych ostatnich, też cudów nie dokonają, nawet jeśli wśród nich są samorządowcy i przedsiębiorcy miasta. Właśnie tych multimilionerów tam brak. Nie, ja sam niczego nie żałuję, prędzej miałbym pretensje do siebie, gdyby na tej charytatywnej imprezie mnie nie było. Tylko zbyt szybko dopada mnie sceptycyzm i zwątpienie po takich akcjach, których jednym z celów jest wywołanie w nas poczucia winy za to, że nie oddaliśmy wszystkiego na rzecz ratowania tych maluszków. A ich jest tysiące...

  W kontekście tego, co powyżej, tym bardziej oburzają mnie katolickie akcje duchowej adopcji dzieci nienarodzonych, które mogą być poddane aborcji. To jest dopiero mydlenie oczu i hipokryzja!



56 komentarzy:

  1. W żadnym razie nie powinny Cię oburzać katolickie akcje duchowej adopcji dzieci nienarodzonych, bo to po prostu nie jest Twoja sprawa! Nikt nie oczekuje od Ciebie, że w takiej akcji weźmiesz udział czy ją jakoś inaczej będziesz wspierał. Ani Twoje małpy ani Twój cyrk, więc o co biega?
    Ta akcja, gdybyś nie wiedział to dobrowolne zobowiązanie się osób do regularnego odmawiania określonych modlitw przez 9 m-cy oraz pewnie Komunia św. Taki duchowy dar!
    Nie uczestniczę, więc tak do końca nie wiem, oprócz tego co jest ogólnie zapowiadane. :)

    Kalectwo człowieka jest wielkim nieszczęściem dla niego i dla osób bliskich. I to bez względu na wiek tego człowieka! Ale nie może być usprawiedliwieniem do dokonywania aborcji, jeśli dotyczyło by to bardzo młodego człowieka.
    Oczywiście trzeba robić co się da, żeby jakoś pomóc temu dziecku, ale nie można też "wariować" jeśli pomóc się nie da. I bez nogi, a nawet bez dwóch można dzisiaj znośnie żyć. Pamiętamy pewnie przypadek legendarnego Nicka Vujicica bez rąk i nóg, dzisiaj spełnionego szczęśliwego człowieka, męża i ojca rodziny.
    I proszę mieć na uwadze, że nikt z nas, najbardziej nawet dzisiaj sprawnych nie ma żadnej gwarancji, że za chwilę może też nie mieć ani ręki ani nogi. I będzie musiał (miejmy nadzieję, że raczej będzie chciał) jakoś dalej z tym żyć.

    PS. Zadziwiające, co piękna kobieta może zrobić nawet z zatwardziałym Asmodeuszem (?) … W kościele przez dwie godziny na stojąco, ze śpiewem kolęd na ustach! I jeszcze z uszczerbkiem dla portfela …. :)))
    Istne cuda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic na to nie poradzę, że ta akcja mnie oburza, rzekłbym – moje oburzenie to moja małpa, to mój cyrk. Nie ma w tej akcji żadnego sensu, żadnego poza tym, aby zaspokoić własny, w dodatku fałszywy egoizm. Będę się modlił, a Bozia mi (i to „mi” podkreślam) w kajeciku zapisze to na plus. Gdyby to było wsparcie, niekoniecznie finansowe, ale na przykład realna pomoc w opiece przez dziewięć miesięcy (nawet na raty) już narodzonego kalekiego dziecka, to ja bym temu przyklasną i rozsławiał na każdym kroku. A tak mamy do czynienia z przysłowiowym „pic na wodę fotomontaż”, którym, co niektórzy, mają czelność się chwalić.

      A ja twierdzę, że trzeba robić, co się da, aby do takich sytuacji nie dopuszczać, i nie mam tu na myśli li tylko aborcji. Może przydałyby się jakieś badania genetyczne przed płodzeniem dzieci, które w miarę precyzyjnie określiłyby ryzyko urodzenia się kalekich dzieci, a wtedy zamiast tysiące, rodziłoby się ich setka? Problem w tym, że mając świadomość ryzyka urodzenia kalekiego, trzeba coś i tak z tym zrobić.
      Ja bym w to kalectwa nabytego nie mieszał, to jednak osobna, inna sprawa, mająca zupełnie inne przyczyny.

      Do PS. A kto powiedział, że ja jestem zatwardziły? Wręcz przeciwnie, całe życie byłem wrażliwy na piękno kobiet, co z reguły się dla mnie źle kończyło ;)))

      Usuń
    2. Zgadzam się, że należy robić wszystko, żeby rodziły się dzieci zdrowe. I jest to marzenie nie tylko każdego rodzica, ale generalnie wszystkich ludzi. Ot, taki truizm.
      Tyle, że życie pisze różne scenariusze i jakoś w nich musimy się odnajdywać.

      A jednak będę się upierać, że ani Twój cyrk ani Twoje małpy. Każdy ma prawo spędzać swój czas jak mu "w duszy gra", pod warunkiem, że nie krzywdzi drugiego. Możesz Ty w operze, może ktoś inny na modlitwie w obronie życia całkowicie anonimowego dziecka poczętego. Narusza tym w czymś Twoje dobra? Prosi Cię o jakiekolwiek wsparcie w tym zakresie? Tak naprawdę przecież nawet nie wiesz, kto w takiej akcji "duchowej adopcji" uczestniczy, bo to sprawa w zasadzie intymna. Nie widać tych ludzi w przestrzeni publicznej, nie afiszują się uczestnictwem w tej akcji …

      Dajesz sobie prawo krytyki innych ludzi za to, że chcą się modlić w wybranych przez siebie intencjach???? Przecież to w żadnym razie nie wyklucza ani zastępuje realnej pomocy potrzebującemu bliźniemu.
      Może Ci się to pomyliło z ruchem "pro-life" albo podobnym?

      Zatwardziałość dotyczyła tylko oporności na to co kościelne i wpływu na jej łamanie przez damskie wdzięki. "Gdzie diabeł nie może, to … baba pomoże?"
      Rozanielony Asmodeusz śpiewający kolędy w kościele …. :)))
      To musiał być zaiste piękny widok!

      Usuń
    3. Musimy sobie coś wyjaśnić. Ogólnie rzecz ujmując, ja nie mam nic przeciw temu, że ktoś się modli, o ile ta modlitwa nie jest przeciw komuś. Niech się nawet ktoś modli za nienarodzone dziecko, tylko na Boga, niech się to nie nazywa adopcją, bo adopcja to zupełnie coś innego – przysposobienie lub usynowienie kogoś konkretnego i NA ZAWSZE, a nie na dziewięć miesięcy. Adopcja pociąga za sobą nie tylko prawne obowiązki, w przypadku tej „duchowej” nie ma żadnych i jest całkowicie bezosobowa, bo nie wiadomo, którego dziecka dotyczy i dlatego jest modlitwą w pełni interesowną (na siebie), co też jest zaprzeczeniem prawdziwej modlitwy. Tymczasem, aby była jasność, jest to też modlitwa przeciw komuś. Jakkolwiek to brutalnie nie zabrzmi, jest to modlitwa przeciw tej osobie, która chce aborcji dokonać i to nie wiadomo z jakich przyczyn. Te dwa aspekty: interesowność i skierowanie przeciw komuś, czynią tę modlitwę fałszywą. Niech się więc katolicy modlą o życie dla nienarodzonych, nawet tych, którym aborcja nie grozi, tylko niech z tej modlitwy zrzucą fałszywość, jaką jest rzekoma adopcja, bo to nic wspólnego z adopcją nie ma.

      Ja napisałem, że Mszy św. nie było, tym samym moja zatwardziałość do kultu religijnego pozostała nienaruszona ;))) A to, że śpiewałem kolędy. Jakby na to nie patrzeć, większość oper jest w jakiś sposób związana z religijnością. Nawet w mojej ulubionej Traviacie, pół libretta to modlitwy do Boga ;) Inna sprawa, że normalnie to ja głosu nie mam, więc i okazji do śpiewania brak. Ale w kościele, przy organach i tłumie, mój fałsz jest niesłyszalny..., więc się wyżywam ;)

      Usuń
    4. Specjalnie dla Ciebie poszperałem po portalach katolickich na temat modlitwy. Kilka cytatów:
      - „Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. (...) Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie. (...) Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski” [Mt 6, 5-14];
      - „Życie człowieka od samego początku przebiega zgodnie z Bożym zamysłem”, tym samym modlitwa nie powinna zmieniać tego zamysłu;
      - O co możemy się modlić: o wiarę w Boga [Łk 17, 5]; o ducha świętego, czyli czynną siłę Bożą, by pomogła nam właściwie postępować [Łk 11, 13]; o siłę potrzebną do radzenia sobie z trudnościami i pokusami [Lfp 4, 13]; o wewnętrzny spokój [Flp 4, 6-7]; o mądrość do podejmowania słusznych decyzji [Jk 1, 15]; o zaspokojenie codziennych potrzeb [Mt 6, 11]; o przebaczenie grzechów [Mt 6, 12];
      - „Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie” [Mt 6, 1]

      Usuń
    5. Nie ma fałszywości w tej modlitwie, ponieważ jasno zdefiniowano, co należy rozumieć przez tę duchową adopcję. Porównywanie jej do realnej adopcji prawnej jest nieuzasadnione, jest zwykłym czepianiem się i "robieniem wideł z igły". :(

      Rzeczywiście zabrzmiało brutalnie, ale w zgodzie z logiką przyznasz chyba, że modlitwa skierowana przeciw złym uczynkom (a takim niewątpliwie jest aborcja poczętego dziecka) z natury rzeczy jest jednak uczynkiem chwalebnym.

      Jak by na to nie patrzeć, kolędy to jednak są pieśniami religijnymi, a nie operowymi! Po co tak kluczyć, mnie się ten widziany oczami wyobraźni widok podobał i w niczym ujmy Ci nie przynosił. :)

      Usuń
    6. Jestem pod wrażeniem, że dla mnie szperałeś za tą modlitwą. Tej duchowej adopcji może dotyczyć przykładowo: o "siłę potrzebną do radzenia sobie z trudnościami i pokusami [Lfp 4, 13]; o wewnętrzny spokój [Flp 4, 6-7]; o mądrość do podejmowania słusznych decyzji [Jk.
      Nie wydaje mi się natomiast, że dotyczy tego fraza o uczynkach wykonywanych "na pokaz" przed innymi ludźmi, bo każdy modli się indywidualnie "w swojej izdebce". :)

      Wygląda na to, że pozostaniemy przy swoich racjach. Byłabym jednak wdzięczna, gdybyś w tej sprawie reagował mniej emocjonalnie i nie zarzucał innym niegodnych intencji, ale raczej uznał, że sam nie rozumiesz takiej idei. ;)

      Usuń
    7. To, że ta definicja jest jasna, nie znaczy, że nie jest fałszywa. Zresztą, sama się trochę poplątałaś. To czym ona w końcu jest? Modlitwą za nienarodzonego, czy modlitwą o to, aby do aborcji nie doszło? Oba przypadki są nie do przyjęcia. Nie wolno się modlić o kogoś by zrobił coś innego niż zamierza, ani tym bardziej, by coś się stało komuś inaczej niż On to zamierza. Jak słusznie zauważa św. Mateusz: „Ojciec wasz wie, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie. (...) Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski”. Ja, jako ateista mogę mieć zastrzeżenia do tych słów, ale nie wierzący ;) Bo nie wiesz, jakie są zamiary Boga wobec tego nienarodzonego.

      Ja się mogę zgodzić z tym, że sprzeciw przeciw złym uczynkom jest rzeczą chwalebną, tylko w żaden sposób takiej modlitwy ze sprzeciwem nie mogę skojarzyć. Prędzej zrozumiem tych protestujących przed klinikami, gdzie dokonuje się aborcji.

      Ależ ja nie uciekam przed faktem, że śpiewałem kolędy. Potwierdzam – śpiewałem, choć na pewno nie był to śpiew w takiej intencji, jak je śpiewali wierzący. Oni śpiewali chwaląc Pana, ja śpiewałem, bo kolęda mi się podobała. ;) A jakie jest Twoje wyobrażenie, no cóż, za bardzo na to wpływu nie mam ;)

      Mowa jest o radzeniu sobie z własnymi trudnościami i pokusami, o swoim wewnętrznym spokoju, o mądrość w podejmowaniu własnych decyzji.

      Kiedy z tym „na pokaz” mam najwięcej trudności. Mógłbym Ci wskazać tych, którzy się tym afiszują publicznie, ale nie będę aż tak podły. W końcu skądś tę akcję znam. I Mario, nigdy nie twierdziłem, że rozumiem tę akcję i jej ideę, wręcz przeciwnie – nie sądzę abym ją kiedykolwiek zrozumiał ;)

      Usuń
    8. Przytoczę Ci fragment tekstu na pewnym blogu: „W naszej parafii działa także Stowarzyszenie „Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego Zagrożonego Zagładą”, mają raz w miesiącu spotkania. Bliska znajoma przewodniczy tym Matkom”. Czy to jest przejaw osobistej, anonimowej działalności?

      Usuń
    9. Zamknięte spotkania raz w miesiącu i brak działalności publicznej oraz codzienna indywidualna modlitwa w przyjętej intencji w niczym, moim zdaniem nie naruszają zasad osobistej, anonimowej działalności tego Ruchu. :)

      Usuń
    10. Taaa, zebranie Anonimowych Alkoholików też ma podobno charakter anonimowy, bo tak sama nazwa wskazuje ;)))

      Usuń
  2. Nie wiem Asmo. Cuda sie zdarzaja. Ja tez czesto racjonalizuje, ale pamietam pewna akcje pomocowa na portalu , badajze "Pomagamy". Akcje wspierala tez TV. Czyli szlo to dwustronnie : na portalu i telewizja … kobieta zebrala niemozliwa dla mnie sume na wyjazd dziecka na rehabilitacje do Stanow przed terminem. Oczywiscie tam trzeba dostarczyc dokumenty do wgladu dla internautow...pokazc osobe chora… Poszlo jak burza. Kiedy patrzylam na sume jaka musza zebrac i na datki np.: 5 zl, 10 zl... to myslalam se:" Badz zdrow dzieciaku, ale nie uda ci sie". Udalo sie:))
    Dlatego nie spisuj na straty w momencie startu. Oczywiscie bywaja i tacy, ktorym sie nie udaje... wielka tajemnica zycia:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu się z Tobą zgodzę, telewizja ma dziwną siłę przebicia i są tam akcje, które kończą się sukcesem w zbiórce funduszy. Na TVN też oglądałem. Ale i tak mój sceptycyzm nie gaśnie. Na kilkadziesiąt takich akcji, kilka jest udanych i tym się te telewizje chwalą, ale znam tylko jedną (choć tu może to był tylko sen), gdzie telewizja pochwaliła się udaną operacją, chodziło o wydłużenie kończyny, przy czym operacji dokonano w... Polsce.

      Ale teraz weź pod uwagę fakt, jak z notki. Jedna udana operacja to nie koniec. Trzeba ich kilkanaście. Ciekawe czy ta sama telewizja wznowi akcję? Zastanawia mnie też, na jakiej zasadzie te telewizje wybierają konkretne przypadki? Czy to nie jest tak, że zatrudniają jakiegoś eksperta, który szacuje szanse i tych mniej rokujących nie bierze się już pod uwagę? I jeszcze jedno pytanko: czy sam portal „Pomagamy”, bez telewizji, jest w stanie zagwarantować tak drogą pomoc? Ja tam zajrzałem (tylko stronę tytułową) i mam poważne wątpliwości, choć być może akcja „Wyjazd na zawody sportowe” ma jeszcze szanse...

      Usuń
    2. Nie wiem jak to robi TV. Wiem jak u nas w robocie sie to robilo. Wiem tez jak to sie robi w chociazby takim swiatecznym programie pomocowym pt.: "Szlachetna paczka", bo siostra sie w to angazuje.
      Poniewaz pracowalam w z tzw ludzmi ( no i teraz wez czlowieku poprawny, nie wadzacy nikomu zwrot tu znajdz, trudne), powiedzmy, ze specjalnej troski. Takimi mocno niezaradnymi zyciowo. W rodzinach czesto naduzywano alkoholu… Bieda , nedza ( ta materialna i duchowa).
      Wazne aby nie dawac robic sie w bambuko z ta pomoca. Trzeba zebrac informacje na temat osoby, ktorej sie pomaga i trzeba miec jako taka pewnosc, ze to ktos rokujacy tak to nazwe, ze ta pomoc pomoze mu zmienic cos w zyciu. Czyli ludzie , ktorzy nie usiada i nie beda z takich akcji robic sobie sposobu na przezycie,a po prostu chwyca ta pomoc… cos to pozytywnego w ich zyciu zapoczatkuje.
      Nie warto wspomagac absolutnie ludzi, ktorzy zrobia z takich akcji pomocowych zroidlo swojego sposobu na przezycie. A bywaja tacy zaradni ludzie, ktorzy dosysaja sie do darczyncow i wiesz.. jest cos na zasadzie : " Chory Ludwiczek tak wam dziekuje za pomoc, blogoslawi was, ale wiecie co? Skoro mamy juz odpowiednia dla niego lazienke, bo to akurat byla potrzeba niecierpiaca zwloki… to osmiele sie zagadnac, ze on potrzebuje jeszcze dostosowanej do swego kalectwa kuchni…" I moze tak w wielu przypadkach byc, ale … trzeba po prostu sprawdzac "klientow" organizacji charytytwnych:)) Ale i tych darczyncow trzeba czesto tez sprawdzac, bo ludzie potrafia innym smieci- to co w domach zlega i szkoda do kubla na mieci wywalic, oddawac i czuc wewnetrzna satysfakcje z wniesionej w zycie innych öpomocy.

      Usuń
    3. Aleś wybrała! „Szlachetną paczkę” targał niedawno kryzys wizerunkowy, skutkiem którego ks. Stryczka musiał się podać do dymisji.

      Pomijając ów kryzys, wydaje mi się, że akurat w charakterze tej akcji nie powinno się stosować żadnych innych kryteriów poza stanem ubóstwa. To nie są pieniądze, którymi obdarowani mogą dowolnie dysponować. To są artykuły pierwszej potrzeby, w które, na przykład dzieci alkoholików, w inny sposób nie są w stanie się zaopatrzyć. Oczywiście, adresatami tej akcji powinni być tylko ludzie najbardziej potrzebujący, ale chyba po to się ci wolontariusze do tej akcji zapisali, aby to sprawdzać. Siłą rzeczy nie powinno to być też tworzenie luksusów. A co do darczyńców, ci powinni być całkowicie anonimowi, inaczej możemy mówić o reklamie, co uważam za sprzeczne z ideą charytatywności.

      Usuń
    4. Nie wiesz Asmo jak to od srodka wyglada.
      Akcja byla swietna na samym poczatku. Czysta byla. Teraz, kiedy sie rozdmuchala i nalazlo sie wielu dziwnych wolontariuszym tudziez dziwnych potrzebijacych to sprawa nie wyglada tak latwo.
      Ludze potrafia sperdolic wszystko. I to my sami z naszym wewnetrznym gnojem. Ten ksiadz rozpoczynajacy akcje mial swietna idee, ale wiesz... pod takie akcje potrafi poczepic sie caly ludzki syf.

      Usuń
    5. Pewnie, że nie wiem, ja się mogę jedynie domyślać, a ponieważ przez wiele różnych organizacji przeszedłem, mam o tym jakieś wyobrażenie. Mnie nie musisz tłumaczyć faktu, że do każdej akcji przyczepiają się niemal zawsze jakieś trutnie, gorzej – pasożyty. Niemniej, skoro tak się dzieje i to nie od dziś, te organizacje powinny być na to wyczulone, przede wszystkim zaś stale się kontrolować pod względem czynnika ludzkiego. Zdobyć reputację jest niezwykle ciężka, straci zaś można natychmiast.

      Usuń
  3. Dziecięce porażenie mózgowe nie jest wykrywalne badaniami prenatalnymi.Może nastąpić jeszcze w życiu płodowym, ale najczęściej występuje w okresie okołoporodowym- może być wynikiem źle prowadzonego porodu, gdy nastąpi u dziecka z tego powodu niedotlenienie mózgu. Tak do końca to nikt nie wie dlaczego ono występuje, teorii niemal jak mrówek w lesie.Taaa- kilkanaście operacji nim dziecko dojdzie do dorosłości- nie wygląda to dobrze ani przekonująco. Dziecko mojej koleżanki,którego poród trwał około 40 godzin, właśnie w wyniku tak długiego porodu urodziło się z DPM. Nie wiem jak jest teraz, ale większość tych dzieci nie doczekuje do dorosłości gdy ma obie kończyny porażone. A te, które przeżyły do dorosłości, są skazane na nieustającą rehabilitację do końca życia, o którą w Polsce jest niesamowicie trudno. Bo łatwiej jest chronić zygotę niż kalekiego dorosłego człowieka.
    I wcale nie jestem pewna czy mam Cię chwalić za gest dobroczynny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli co? Dobroczynnym gestem byloby w takim ukladzie podanie zastrzyku osobie z konczynowym porazeniem?

      Uczylam takowe dzieciaki. Fakt- niesamowite to obciazenie dla rodzicow. W przypadkach, ktore ja spotykalam byly to dzieci raczej z tych lepszych domow i smierc takiego dziecka, pomimo wielu trudow zwiazanych z jego wychowaniem bylaby wielkim ciosem dla rodzicow.
      My sobie tak na chlodno , z boczku na to patrzymy. Nie nasze to, wiec … no coz... Mozemy sobie procentowo przeliczac ile szans dajemy takiemu komus na przezycie, na powiedzenie sie jego akcji charytatywnej… Ludzie ci bliscy widza to wszystko inaczej. Inaczej oceniaja.
      I z calego serca wole takiego rodzica, ktory walczy. Zangazuje wszystkoie mozliwe sily, aby dziecku pomoc, niz takiego, ktory nawali sie, usnie gdzies w kacie i problem przespi, przepije… albo co gorsza takich, ktorzy na chorym dziecku zarabiaja, zyja z tego...
      W tych pierwszysz przypadkach powstrzymuje sie od przeliczania , analizowania ilez to taki ktos ma szans. Bo szans ma multum, w porownaniu z dzieciakiem, ktorego rodzice nic nie robia.))

      Usuń
    2. Anabell:

      Napisałem, że nie za bardzo znam się na medycynie, więc pewnie możesz mieć rację, co do przyczyn jego powstawania. Być może należałoby więcej kasy przeznaczać na rozwój badań w tym zakresie, lub przez akcje promowane przez rodziców takich kalekich dzieci, szukać datków na rozwój tych badań?

      Wcale nie żądam pochwały za swoją charytatywność ;) Już tytuł notki wyjaśnia, że sam mam wątpliwości, które zrodziły się po całym wydarzeniu. Niejaki Talleyrand powiedział: „Strzeż się swych pierwszych odruchów – zwykle są szlachetne” i ja bym to sparafrazował na: „Strzeż się swych pierwszych odruchów – zwykle nie są trafione” ;)

      Usuń
    3. Aniu:

      Będę „adwokatem diabła”. Anabell czegoś takiego nie zasugerowała, więc mocno przesadziłaś z tym oskarżeniem o zastrzyku.

      Sama piszesz: „W przypadkach, które ja spotykałam były to dzieci raczej z tych lepszych domów...” i ja tu zapytam, co to znaczy z „lepszych domów”? Masz jakąś miarkę na to określenie? Więc ja Ci wyjaśnię, tak jak rodzą się dzieci zdrowe i kalekie, tak samo rodzą się ludzie bardziej odporni na tragedie, jak i mniej odporni. I tu użyję Twoich słów: łatwiej nam ich oceniać, stojąc z boczku, tak na chłodno.

      Usuń
    4. Tyle tylko Asmo, ze ja nie wiem kogo ja tutaj oskarzylam. Zapytalam tylko, co lepsze. Bo wiesz ludzie nigdy nie maja czegos posredniego. Nie rozwazaja niczego pomiedzy. Z reguly jest dywagacja o dopuszeczeniu abrocji, badan prenatalnych, aby rodzic mogl za wczasu owa aborcje przeprowadzic… wiem, wiem , bo katolicy, bo wszystkiemu winna ta chrzescijanska- katolicka mentalnosc, to katolskie bla bla, bla… A ponoc o poziomie cywilizacyjnym danego spoleczenstwa wiele mowi to, co robia dla slabszych w swoim spoleczenstwie. W Polsce jak na razie rozwiazaniem bylaby aborcja, byc moze za jakis czas eutanazja…
      Nie ma nic posrodku. Nie ma mowy chociazby o edukacji spoleczenstwa w danym zakresie.
      Przecetny X nie orientuje sie w trudach zycia rodzin z osoba chora, niepelnosprawna… Dla niektorych zas to taka tragedia , ze najlepiej sprawe zalatwic w sposob jak najbardziej humanitarnym, po ludzku dla tych "obdarowanych" przez zycie chorym dzieckiem, czlowiekiem… czyli dlaczego maja sie meczyc opiekunowie i po co ma sie meczyc ta chora osoba?
      Tak ponoc to przecietnie pojmujemy. A kiedy w problem sie zaglebisz, to niekoniecznie aborcja bylaby dla tych ludzi rozwiazaniem wszystkich ich egzystencjalnych trudnosci i przeciwnosci. I dla tego, ktory mialby byc w przeszlosci abortowany i dla tych, ktorzy by zadecydowali .
      Trzeba uczyc spoleczenstwo chociazby wzajemnego wspomagania sie, i nie chodzi mi tu o temat przepchniecia ustaw aborcyjnych, ale np.: kiedy niepelnosprawne matki ( rodzice ) wchodza do sejmu to zamykac mordy przeciwnikom, ktorzy na rozmaitych portalach pisza hejterskie komentarze. Wspierac tych ludzi...a wspieranie zaczyna sie w momencie, kiedy poznajemy tych ludzi, to w jaki sposob mysla, jak rozumuja, jakie maja problemy codziennosci zwazane z posiadaniem w domu chorego czlonka rodziny … Nie przelaczanie programu telewizyjnego kiedy mowi sie w nim o przedluzajacym sie okupowaniu gmachu sejmu przez matki z niepelnosprawnymi dziecmi, ale wykonanie chciazby, paru wspierajacych telefomow gdzies do ministrow, od ktorych los tych ludzi zalezy….
      Widze i reaguje.. niech beda ci tam na gorze zalewani informacja zwrotna od spoleczenstwa. Cos na zasadzie tego, co zrobili ludzie w sprawie sadow.
      A nie gledzenie w stylu: "Znowu beda dawali jakies pincet plus nierobom i mlodym rozplodowym byczkom"

      Usuń
    5. Może miałaś inne intencje, ale wyszło to dość niezręcznie.

      Ja się z Tobą zgodzę. Jest potrzebne uświadomienie społeczeństwa, również w tym, jak ciężko jest wychowywać kalekie dziecko, które w niektórych przypadkach dzieckiem pozostaje nawet w życiu dorosłym, czyli do śmierci. Ale sama świadomość nie wystarczy, tak jak nie wystarczy wsparcie modlitewne, które dziś przede wszystkim, jeśli nie tylko, ma do zaoferowania Kościół, który jest głównym przeciwnikiem aborcji z przyczyn eugenicznych. Instytucjonalny Kościół nawet nie próbuje wpłynąć na polityków, by zmienić stosunek państwa do osób niepełnosprawnych i ich opiekunów. On potrafi grozić tylko ekskomuniką za opór wobec zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej. W efekcie rodzicom ciężko chorych dzieci pozostaje żebrać o pomoc. A może zamiast wspomagać imperium Rydzyka setkami tysięcy złotych, przeznaczyć te pieniądze na wspomaganie właśnie ich?
      To moje prywatne zdanie, ale póki mamy taki Kościół jaki mamy, nic się nie zmieni, bo w Polsce wciąż Kościół kształtuje wrażliwość społeczną, tylko tyle, że nie tak jakby się można tego spodziewać lub, jak podobno chciał Chrystus.

      Usuń
    6. Nie wiem jak odczytales moj komentarz, ale ruszylo mnie w komentarzu Anabell to, co napisala tutaj:
      "Bo łatwiej jest chronić zygotę niż kalekiego dorosłego człowieka.
      I wcale nie jestem pewna czy mam Cię chwalić za gest dobroczynny."

      No po prostu mysli mi poszly tak, jak poszly. Czyli skupiamy sie na czyms nieistotnym, jak chronienie zygot, a pomijamy czlowieka doroslego kalekiego.

      Nie mam zamiaru narzucac ludziom jak maja postapic przy niechcianej , czy tez "kalekiej zygocie". Ale mozna tez pieknie te slowa odwrocic w innym kierunku, wtedy odezwa sie znowu inni oburzeni , zakochani w zwierzetach ludzie, ze szybciej bedziemy rozprawiac o prawach zwierzat i przyznaniu im prawnego statusu osob, niz o polozeniu doroslego kalekiego czlowieka. :)
      Na swiecie panuje potezny burdel ideologiczno myslny. Jednym bysmy chetnie prawa nadawali, drugim ograniczali. Dla mnie zas czlowiek potrzebujacy, zygota, zwierzeta… czemu nie. To jest ogolny rozwoj nas jako gatunku. Szanujmy kazde zycie.
      Natomiast ludzie maja takie podejscie do spraw dosc mierne. Tu , jezeli cos przeszkadza to czemu sie tego nie pozbyc ( nie wazne zygota, czy stary czlowiek w rodzinie- nie rokuja poprawy, moga byc ogranicznikiem naszej wolnosci, stary ojciec czy matka medzi , ma demencje i tak nie wie co sie wokol dzieje, ma problemy z percepcja, dodatkowa geba do wyzywienia - lub myslenie w stylu: strace figure, moja wagina nie bedzie tak elastyczna jak w okresie przedporodowym, tyle mam planow , ze w tym momencie ewentualny dzieciak bedzie mi przeszkadzal… ). Z jednej strony nasz gatunek rozpylwa sie nad zwierzatkami, ich sytucja bytowa w schroniskach, martwiasie ginieciem pewnych gatunkow zwierzat… z drugiej: no coz byczki sie rozplodzili ( zamiast zaradzic przed rozplodem) niech se wiec radza z chorym czlekiem w rodzinie.

      Tu nie chodzi o wyrafinowanie kosciol , tu chodzi o wyrafinowanie nas jako gatuneku.
      Wyszlo Asmo, jak wyszlo z tym komentarzem, ale na ile moge prosic… nie wspieraj budowy, remontow, zawalajacych sie dachow w kosciolach…. Miejsce kultu nie jest istotne. Budynek zabytkowy klasy zero tez nie jest istotny… Czlowiek jest istotny. Niech sie wierchuszka ruszy i sobie naprawi. Zostanie nam Lichen, Czestochowa i Torun... tez dobrze... za jakis czas i ci tam beda miec problemy z naprawami swych budynkow. Niech rusza dooopy.

      Usuń
    7. "Jest potrzebne uświadomienie społeczeństwa, również w tym, jak ciężko jest wychowywać kalekie dziecko, które w niektórych przypadkach dzieckiem pozostaje nawet w życiu dorosłym, czyli do śmierci."

      Tak Asmo, ale to nie zanczy, ze te dorosle dzieci nie sa szczesliwe dlatego ze zyja. Np.: dzieci z zespolem Downa to najbardziej pozytwne dzieciaki jakie przszlo mi kiedykolwiek uczyc. Radosne, pozytywnie nastawione do zycia, lubiace zycie i sie nim cieszace, bardzo wrazliwe pod wzgledem artystycznym, to swietni odbiorcy sztuki wszelakiej:))
      Jak to kiedys ironicznie powiedzial nasz wykladowca od genetyki na studiach, kiedy nam tlumaczyl jak piernicza sie te chromosomy : " Taka mala rzecz…. a jak cieszy":)) Chodzilo o to, ze to potem taki krzyz cierpienia dla rodzicow , a jednak jego slowa okazaly sie, przynajmniej w wielu wypadkach, prorocze w innym jednak znaczeniu. Ah to zycie bywa przewrotne. I znam rodzicow kochajacych tych swoich malych doroslych. Takich, ktorzy nigdy by nie pomysleli, ze te dzieci to ich krzyz:))
      Ale zgodze sie, ze w zyciu bywa roznie.

      Usuń
    8. A ja myślę po tym Twoim komentarzu, że wszystko totalnie poplątałaś.
      Normalnie dostaję gęsiej skórki, gdy ktoś używa argumentu, że człowiek rozczula się nad zwierzakiem, ale nie ma empatii do „mordowanych” aborcją płodów. Ta „filozofia” jest po prostu chora, i gdy w ten sposób wypowiada się pani Godek, to ja przynajmniej wiem, że to fanatyczka, która ma „coś z łokciem”. Ale inni?! Ja tu ujmę tak:
      Co jest złego w rozczulaniu się nad zwierzęciem, w sytuacje gdy wiem, że jest skazane na zagładę np. przez myśliwego, który wcale nie jest głodny, przez hodowcę norek, który futra nie potrzebuje, albo frustrata, który po prostu nienawidzi kotów? A przypadków można by mnożyć.
      Sprawa aborcji, mowa o tej dopuszczalnej w ramach prawa jest, czy tego chcesz, czy nie, zdecydowanie bardziej złożona i daleko różna od poprzedniej. Weźmy tę eugeniczną. Możemy się rozczulać nad płodem, który matka zdecydowała się usunąć, ale czy tak samo będziemy się rozczulać nad kalekim dzieckiem, które ma szansę umrzeć lada dzień w daleko większych cierpieniach, i ich rodzicami, którzy muszą na to cierpienie patrzeć, patrzeć bezsilnie? Nawet jeśli będziemy się rozczulać, to i tak jest to sadyzm daleko większy niż sadyzm myśliwego, hodowcy norek i tego frustrata razem wziętych, bo tego cierpienia można było uniknąć, albo przynajmniej maksymalnie je zminimalizować. Gdy ja czytam ckliwe opowieści o rodzicach, w sercach których pojawiła się rzekoma radość z urodzenia śmiertelnie chorego, zniekształconego noworodka, to mnie się włos jeży na głowie, bo jak ktoś może takie bzdety publikować! A publikują..., publikują byśmy, Ty czy ja, mieli wyrzuty sumienia. Łapią Cię na to sumienie, jak się łapie muchy na lep. Tak naprawdę, przeciwnicy aborcji nie mają w sobie żadnej empatii, ani dla cierpiących noworodków i ich rodziców, jak tym bardziej dla zabijanych bezmyślnie zwierząt, więc o czym my tu dyskutujemy? To są ludzie, których rajcuje cierpienie, pod warunkiem, że jest to cierpienie innych. I od razu uprzedzę, nie próbuj mi porównywać wychowania dziecka z lekkim upośledzeniem umysłowym, do noworodka, który umrze za tydzień lub dwa po porodzie.

      I tu Anabell ma stu procentową rację, łatwiej jest rozczulać się nad zygotą, niż nad kalekim dorosłym. Pierwsze nic nie kosztuje, za drugie trzeba płacić wieloma wyrzeczeniami. I też nie jestem dziś przekonany, czy mój jednorazowy gest jest warty jakiejkolwiek pochwały.

      Usuń
    9. Posuwasz się do dalszej manipulacji. Nie wszystkie dzieci z zespołem Downa nadają się do takiej edukacji jaką opisujesz, nie wszystkie są pozytywne i radosne. Niemiłosiernie upraszczasz sprawę, ale mam nadzieję, że nie do końca świadomie. I bądźmy szczerzy, dziecko z zespołem Downa to nie takie, które na przykład nie potrafi samo nic wokół siebie zrobić. A to w takich przypadkach mów mi o krzyżu rodziców, a nie z lekkim zespołem Downa.

      Usuń
    10. Jeszcze odnośnie gestu, co do którego mam wątpliwości. Dziś powiem Ci w sekrecie, więcej miałem satysfakcji z datku na remont kościoła. Efekt był widoczny, i nikt, poza Tobą, nie miał o niego pretensji ;) A tu? Jeśli facet nie zbierze tej potrzebnej kwoty na operację w Stanach, ciekawe na co pójdzie moja forsa, bo mi jej na pewno nie zwróci?

      Usuń
    11. "Normalnie dostaję gęsiej skórki, gdy ktoś używa argumentu, że człowiek rozczula się nad zwierzakiem, ale nie ma empatii do „mordowanych” aborcją płodów."

      Skoro ja platam, to ty platasz arcymistrzowsko. Gdzie ja takie cos napisalam? Skad ow argument wytrzasnales? Przeciez nic o mordowanych plodach nie napisalam. Napisalam cos takiego
      "Nie mam zamiaru narzucac ludziom jak maja postapic przy niechcianej , czy tez "kalekiej zygocie"."
      Nie ma ani slowa o mordowaniu plodow. Nie ma ani slowa o mordzie, nie ma oceny postaw… nic nie ma.

      "Co jest złego w rozczulaniu się nad zwierzęciem, w sytuacje gdy wiem, że jest skazane na zagładę np. przez myśliwego, który wcale nie jest głodny, przez hodowcę norek, który futra nie potrzebuje, albo frustrata, który po prostu nienawidzi kotów? A przypadków można by mnożyć."
      Nic zlego nie ma w roczulaniu sie nad zwierzetami, jezeli w taki sam sposob roczulasz sie nad chorym, uposledzonym, kalekim, czy tez zdrowym , ale dotknietym tragedia zyciowa czlowieku. Nic zlego nie ma w czulosci . To piekna sprawa, ale nie wierze w czulosc, kiedy ktos rozczula sie nad zwierzatkiem a czlowieka nie znosi.
      W ogole nie chce z toba rozmawiac o plodach, o dziecku kalekim, nie mam na to ochoty… Wiem jak ja bym, byc moze posztapila, ale tylko byc moze... bo to co gadamy to nic w stosunku do tego jakbysmy postapili.
      Nie chce mi sie pierdolic Asmo o teoretycznych sytuacjach.
      Mowie tylko, ze ludzie tak pieknie empatuja ze zwierzatkami, a pierniczy ich niedolezny sasiad obok. Ratuja wymierajace gatunki zwierzat, a w tyle maja zycie swojego gatunku.
      Bdeda wygrzebywac jaja wymierajacych zolwi i je przechowywac, a nijak maja sie do ochrony swego wlasnego plodu, czy tez przetrwania kalekich, niedoleznych, starych...
      Nie mam nic przeciwko kontrolowaniu liczby urodziny ludzi, ale nie poprzez aborcje. Nie wzruszaja mnie historyjki babek, ktore musialy poddac sie aborcji. Bo tam na serio jest kupa gowna, a tylko gdzie niegdzie mozesz znalezc takie sytuacje, ze jak perly beda blyszczec na tle calego aborcyjnego syfu. Teraz sa takie srodki, ze ilosc poczec mozna spokojnie kontrolowac. Wspolczesny swiat daje tez mozliwosc antykoncepcji mezczyzn.

      Usuń
    12. Też już nie chcę rozwodzić się nad Twoim komentarzem, to znaczy rozkładać go na czynniki pierwsze. W każdym razie i z ostatniego wynika jasno, że masz pretensje do ludzi, że rozczulają się nad zwierzętami a nie nad kalekami. Tyle, że to jest zbyt daleko idące uproszczenie, bo sugeruje, że jeśli ktoś ma empatię do zwierząt to już nie może mieć empatii do kalekich ludzi.

      Nie przyszło Ci na myśl, że obie empatie są de facto bezsilne wobec rzeczywistości tego świata, którym rządzą oligarchowie i hierarchowie? Zostawmy faktycznie aborcję na boku, bo tu nigdy do konsensu między nami nie dojdzie, ale zauważ, że prędzej kaleka znajdzie zrozumienie i pomoc, niż samotny stary człowiek (i nie mam na myśli siebie). To jest dokładnie to, o czym piszesz. Sąsiad za ścianą nas nie interesuje. To się przekłada wyżej. Polityków kaleki nie interesują przynajmniej do czasu wyborów. Niech się społeczeństwo samo martwi jak im ulżyć w cierpieniu.

      Usuń
    13. "Gdy ja czytam ckliwe opowieści o rodzicach, w sercach których pojawiła się rzekoma radość z urodzenia śmiertelnie chorego, zniekształconego noworodka, to mnie się włos jeży na głowie, bo jak ktoś może takie bzdety publikować! "

      To twoj odbior sprawy. Wyobrazasz sobie siebie w podobnej sytuacji i dla ciebie taki uklad, byc moze, bylby tragedia. Ludzie dotknieci takimi sytuacjami absolutnie nie musza widziec owych sytuacji tak, jak widzisz je ty.
      Uczylam pewna Ksie z zespolem Downa. Chodzilysmy razem do szkoly. Ja jako nauczycielka ona jako uczennica ( oby nie bylo podejrzenia, pisze juz na wyrost). Kasia dopadala mnie zawsze w 1/3 drogi, tzn po drodze sie dolaczala do mnie. Jestem przyzwyczajona do ludzi uposledzonych , kalekich, do ludzi z nizin spolecznych- choc Kaska nie byla z rodziny z nizin. Ojciec inzynier, matka nauczycielka fizyki w normalnej szkole… dla mnie nie bylo to dziwne, ze Kaska sie dolacza, nie bylo to wstydliwe, ze idzie wraz ze mna. Fajnie, bo droga szybciej mijala i gadalysmy o dzieciecych pierdolach. kacha byla strasznie wesola, empatyczna… a potrafila w domu starszego brata do pionu ustawiac i walczyc z nim o telewizor bo akurat jej bajki lecialy. Kaska zostala taka dorosla 13 latka. I co? Ja jakos nie widzialam w tej rodzinie poteznej tragedii z powodu posiadania takowego dziecka. Tragedia jest na poczatku, a potem zycie sie toczy i zyc trzeba i ludzie zyja, niekoniecznie przygnieceni ciezarem i zalem do zycia. Mieli czas aby sie pogodzic.
      Po prostu nie jestes w ich skorze.
      Oczywiscie opisany przypadek to ludzie z ciut wyzsza swiadomoscia niz przecietna. Takich ludzi nalezy wspierac. Nie tragizowac, ze ojojoj… jaki was koszmar spotkal. Pomoc im zyc, pomimo niedociagnac ich pociech , normalnie. I wspierac ich postulaty, byc z nimi ,a nie dreczyc niewybrednymi komciami, albo lac lzy na temat ich sytuacji zyciowej:" Ze gdybym ja byla na pani miejscu to bym usunela, jak mi pani niezmiernie szkoda. Lacze sie w bolu".
      Znam tez takie przypadki, ktore tak dobrze nie mialy. Mialy pecha trafic do domu gdzie ojciec chlal, albo matka chlala , albo i oboje… roznie bywa. Nigdy jednak nie ubolewalabym nad ich trudna sytuacja zyciowa z powodu posiadania takiego dziecka. Zlozylabym im raczej kondolencje z powodu nadmiernego spozywania alkoholu.

      Usuń
    14. Aniu, ale Ty mi opowiadasz o zupełnie innym przypadku niż ten, do którego ja się odniosłem. Ja nie widzę żadnej tragedii w sytuacji, gdy dziecko ma lekkie upośledzenie w związku z zespołem Downa. Wprawdzie nie jest normalne, ale skoro jest w jakimś dużym stopniu samodzielne, to w czym problem? Pisałem Ci o kumplu ateiście. To schizofrenik, bez leków nie ma prawa funkcjonować, jest po prostu niebezpieczny dla otoczenia. Ale on o tym wie i choć jego życie daleko odbiega od normy (to pojęcie umowne), będąc stale pod opieką rodziny, daje sobie doskonale radę, przy czym jest doskonałym szachistą, a to umiejętność nie zawsze dostępna normalnym ludziom.

      Ale ja piszę o tragedii tych rodziców, którzy mają świadomość bliskiej śmierci ich nowonarodzonego dziecka i ją widzą, wręcz dotykają. Dodajmy, nieuniknionej śmierci.
      Inna jest też sytuacja tych rodziców, którzy muszą już dorosłemu dziecku umożliwić jakiekolwiek funkcjonowanie, łącznie z karmieniem, kąpielą czy nawet pójściem do sraczyka. Jeśli jest w nich jakieś uczucie, to przede wszystkim strach przed tym, co się z tym dzieckiem stanie, gdy ich zabraknie.

      Powinniśmy te dwie sytuacje, tę którą Ty opisujesz i tę o której ja wspomina, rozróżnić. Ta Twoja w żadnym razie nie oddaje tragedii tych rodziców, o których ja piszę. Natomiast przypadek rodziców alkoholików to już zupełnie coś innego.

      Usuń
    15. "W każdym razie i z ostatniego wynika jasno, że masz pretensje do ludzi, że rozczulają się nad zwierzętami a nie nad kalekami. Tyle, że to jest zbyt daleko idące uproszczenie, bo sugeruje, że jeśli ktoś ma empatię do zwierząt to już nie może mieć empatii do kalekich ludzi. "

      Ze co prosze? Nie rozumiem? Ze jak ktos ma empatie do zwierzat to juz nie moze miec empatii do kalekich ludzi?
      Nie to troche nie tak Asmo:))
      Raczej na zasadzie tych zolwich jaj. Na zasadzie gatunku, ktoremu grozi wyginiecie, wiec empatyczni ludzie beda chronic ten gatunek. Wygrzewac zolwie jaja na boku, aby zwierzatka nie wymarly, a kolezance majacej problem, ze sie jej ciaza w niewlasciwym momencie przytrafila , doradza aborcje:))
      I nie jest to przypadek z dupy wziety. Nie jest to przpadek wyimaginowany.
      To mozna podciagnac pod wiele ludzkich zachowan, nawet takich, ktorych ludzie sami w sobie nie rozumieja, nie zauwazaja.

      Czulosc jest jedna. Czlowiek ktory ja ma bedzie obdarzal ta czuloscia innych ludzi i zwierzeta...Milosc jest jedna. Czlowiek , ktory ja ma bedzie obdarzal tym uczuciem innych ludzi i zwierzeta, nature…

      Podam ci pewien przyklad. To mialo miejsce w rzeczywistosci. Kolezanka w pracy przezywala romans z zonatym mezczyzna. To bylo zewnetrznie piekne. Dostawala do miejsca pracy kwiaty dostarczane przez poslanca… Mowila nam, ze ona by za tym swym zonatym kochasiem przez pustynie na boso prula. Miala taki moment, ze bylaby w stanie zostawic dzieci i pojsc za lubym. Luby mial zone, ktora zaniedbywal, a szczytem syfu w tym calym czworokacie byla dla mnie sytuacja , kiedy dowiedzialam sie jak ow kochas traktuje slubna. Naszej kolezance wyznawal milosc, a zonie pierdolil, aby uczyla sie od jego kochanki, bo kochanka to ma taka podniecajaca bielizne; "A ty zono, masz barchany".
      Powiem wiec tak, tam milosci w ogole nie bylo. Bylo chore pozadanie trzymajace ich jak psy na smyczy. Jezeli sie kocha to sie kocha. A nie jedna osobe wywyzsza sie pod niebiosy, a drugiej dowala sie slownie tzw. piescia w brzuch.
      Czulosc jest jedna. Kochasz zwierzeta, kochaj i ludzi...
      Tyle tylko, ze ja nie nazwe miloscia dawania wiary w ludzkie smetne opowiesci o tym jak wpadli i usunac musieli i wspierania ich glupiego zycia. Niech troche dorosna. Madroscia jest zabezpieczac sie. Byc w owym zabezpieczaniu starnnym, systematycznym, nie leniwym. Wspolczesny swiat daje ku temu sporo mozliwosci.
      A tak a propo owej filozofii, ze zygota, plod to czlowiek, a jak nie czlowiek, to od kiedy nim jest. Holownia powiedzial kiedys cos madrego, ze w tej calej dyskusji nie wiadomo jak jest. Nie ma pewnosci, ze to czlowiek, ale tez nie ma pewnosci, ze to nie czlowiek. Skoro nie wiadomo, to czy lepiej nie szkodzic? Nie wiadomo co czas przyniesie i aby nie bylo niesmaku , moze lepiej nie szkodzic?
      Ludzie wiedza coraz wiecej na temat zycia prenatalnego, nauka sie rozwija. Moja babcia miala swiadomosci taka, ze plod to nic, jakas tam galareta… Teraz, byc moze, bylaby zdziwiona widzac obrazki z zycia plodowego.

      Usuń
    16. "Inna jest też sytuacja tych rodziców, którzy muszą już dorosłemu dziecku umożliwić jakiekolwiek funkcjonowanie, łącznie z karmieniem, kąpielą czy nawet pójściem do sraczyka. Jeśli jest w nich jakieś uczucie, to przede wszystkim strach przed tym, co się z tym dzieckiem stanie, gdy ich zabraknie."

      Znam i takie przypadki. Tez uczylam indywidualnie dziewczyne, w sumie kobiete z porazeniem ( na wozku jezdzila, matka musiala jej pampersy zmieniac). Cale mieszkanie bylo dostosowane do tego kalectwa. tez mieli szczescie, bo matka oddawala sie opiece nad kaleka corka ,a ojcie na to wszystko pracowal.
      Kolezanka po fachu, kiedys z ta matka przy kawie rozmawiala.
      -Jak pani widzi przyszlosc corki, kiedy pani zabraknie?
      -Staram sie nie myslec, a kiedy mnie nachodzi wyobrazam sobie, ze umrzemy razem.
      I nie wchodzilo tu w gre jakies samobijstwo. To bylo raczej pobozne zyczenie. A co czas przyniesie? Trudno powiedziec. Jak na razie styuacja trwa jako i trwala wczesniej.

      Usuń
    17. Do komentarza z 20:50

      A ja zapytam, co jest złego w tym, że ludzie chcą ochronić jakiś gatunek przed wyginięciem. Przypatrz się temu, co dzieje się w Australii. Ludzie tracą domostwa, a ratują misie koala i kangury. Tak samo jest z ciążą koleżanki. Jako osoba postronna, w dodatku bez odpowiedniej wiedzy nie zrobisz nic, aby ta ciąża była prawidłowo prowadzona. I nie pisz, że każdy doradzi jej aborcję, skoro nie ma warunków np. do wychowania dziecka, lub nie jest przygotowana do roli matki. Ubierasz skrajności w ogólny osąd i to nie jest w porządku.

      Skąd nagle problem kochanki i kochanka nie bardzo rozumiem, ale niech Ci będzie. Do opisanego przez Ciebie przypadku zapytam: czy gdyby ten facet nie miał kochanki, do swej żony odnosiłby się lepiej? Śmiem wątpić, bo jeśli była między nim a jego żoną miłość, to już na pewno dawno wygasła, na pewno dawniej, niż zauroczyła go kochanka. I się założę, że nic na ten temat nie wiesz, jakie były tego przyczyny.

      Mam straszny problem z tą Twoją tezą: „Kochasz zwierzęta, kochaj i ludzi”. Otóż, być może przesadzę, ale to czym obdarza Cię zwierzak, jest w jakimś sensie uczuciem daleko doskonalszym niż może dać człowiek. Jest to uczucie de facto całkowicie bezinteresowne, w dodatku naprawdę na dobre i złe. Fakt, to uczucie rodzi się na bazie opieki (karmienie), ale ten zwierzak nie obrazi się na Ciebie za „krzywe” spojrzenie, czy chwilowe „odstawienie na bok”. Wiec ujmując to w stosunku do Twojej tezy, uczuciowo kochanie zwierząt daje niejednokrotnie więcej satysfakcji niż kochanie ludzi, nie zawsze obliczalnych, z reguły kapryśnych i nastawionych na branie. Pójdę dalej – daj mi takich ludzi, jak potrafią być zwierzęta, a będę ich kochał wszystkich... ;)))

      Taaa, ale Hołownia też nie opowiada się za całkowitym zakazem aborcji: „Uważam, że ustawy nazywanej „zgniłym kompromisem”, ale jednak kompromisem, wypracowanym w debacie długiej i ostrej, nie należy zmieniać ani w jedną, ani w drugą stronę”.

      Usuń
    18. Też nie posądzam tej matki o chęci samobójcze lub zabójcze, niemniej masz klasyczny przykład tego o czy piszę przy takich sytuacjach. Opiekujący rodzice nie chcą nawet myśleć o tym, co się stanie z ich dzieckiem, gdy ich zabraknie.

      Usuń
    19. że się wtrącę /nie o aborcji, ale o Hołowni/ cytując:
      "...został zapytany o ewentualną ustawę liberalizującą ochronę życia. – Zwróciłbym ją Sejmowi do ponownego rozpatrzenia. Nie po to, żeby ją "uwalić". Po to, żeby zapytać, czy Sejm jest pewien tego, co robi"
      źródło:
      https://tiny.pl/t8qtx
      gdyby nie to, że nie chcę gadać o aborcji, to rzekłbym:
      czyli nie jest tak tragicznie, gdyby Hołownia został prezydentem, ale pod warunkiem jakiegoś przytomnego składu Sejmu, a nie obecnego :)
      inna sprawa, że Hołownia wie, jaki jest obecny skład Sejmu, więc mógł sobie pozwolić na taki bajer taki, żeby aż tak bardzo nie podpaść zwolennikom liberalizacji prawa aborcyjnego...

      Usuń
    20. @ Asmo

      "A ja zapytam, co jest złego w tym, że ludzie chcą ochronić jakiś gatunek przed wyginięciem."
      Nic nie jest zlego, to jest bardzo szlachetne. Nie mowie, ze widze cos zlego w ratowaniu ginacych gatunkow.

      "I nie pisz, że każdy doradzi jej aborcję, skoro nie ma warunków np. do wychowania dziecka, lub nie jest przygotowana do roli matki. Ubierasz skrajności w ogólny osąd i to nie jest w porządku."

      Nie rozumiesz co napisalam. Nie kazdy doradzi jej aborcje. Ja np.:bym nie doradzila, czyli nie kazdy.
      Moim zdaniem skoro teaoretyczna pani nie ma warunkow, jest nieprzygotowana do roli matki, to niech sie zabezpiecza. Kazdy ginekolog, lekarz specjalista powie ci, ze kobieta, ktora zaszla w niechciana ciaze po prostu sie nie zabezpieczala. I jako kobieta powiem ci, ze babki czesto mydla oczy , ze tak porzadnie i dokladnie lykaly tabletki antykoncepcyjne, a jednak stalo sie. Nie , nie lykaly systematycznie. Jezeli bylyby systematyczne nie zaszlyby w ciaze. Nie zadzialala antykoncepcja , bo ktos nieodpowiedzialnie do sprawy podchodzil. Gdyby byly odpowiedzialne nie musialyby potem ludziom oczu mydlic, ze aborcja im sie przytrafila, bo antykoncepcja do bani byla. To sciema.

      "Skąd nagle problem kochanki i kochanka nie bardzo rozumiem, ale niech Ci będzie."
      Jako ukazanie pewnego mechanizmu, ale niech ci bedzie, ze zboczylam z przykladem z utartego szlaku.

      "Śmiem wątpić, bo jeśli była między nim a jego żoną miłość, to już na pewno dawno wygasła, na pewno dawniej, niż zauroczyła go kochanka. I się założę, że nic na ten temat nie wiesz, jakie były tego przyczyny.

      Facet zmienial kobiety dosc czesto. Ciagle mial jakas kochanke. Spokojnie, ja tam nie mam nic przeciwko temu, ze facet bedacy w zwiazku zakochuje sie w kims innym, ale mysle, ze jezeli uwaza on , ze kocha to nie utraci szacunku, czulosci do kobiety, z ktora akurat jest zaslubiony. Nie bedzie jej tepil, a kochanke wywyzszal pod niebiosa, bo w taki zachowaniu milosci nie ma. Ale wez sobie to odpusc, bo dla ciebie to za duzo. Nie polaczymy watkow.

      "„Kochasz zwierzęta, kochaj i ludzi”. Otóż, być może przesadzę, ale to czym obdarza Cię zwierzak, jest w jakimś sensie uczuciem daleko doskonalszym niż może dać człowiek."

      Ha , ha ha… milosc jest jedna:)) Albo to masz, albo nie masz. Alnbo umiesz , albo nie umiesz.

      "Wiec ujmując to w stosunku do Twojej tezy, uczuciowo kochanie zwierząt daje niejednokrotnie więcej satysfakcji niż kochanie ludzi,(…) "
      Kochanie zwierzaka jest w takim ukladzie latwiejsze. Ale kochanie czlowieka rozwija nas. Musimy sie zmieniac.. a ty lubisz jak cos sie dzieje i nie jest monotonnie.
      Nawet nie wiadomo czy te zwierzeta nas kochaja. Przwiazuja sie, to pewne. Przywiazuja sie do nas tak, jak do miejsc, danego terenu…:))

      "Pójdę dalej – daj mi takich ludzi, jak potrafią być zwierzęta, a będę ich kochał wszystkich... ;)))"
      Jak ty chcesz miec latwo. Wysil sie, zadna to sztuka kochac kogos latwego. Nie przysparzajacego nam wysilku. Typowy facet len:))

      "Taaa, ale Hołownia też nie opowiada się za całkowitym zakazem aborcji: „Uważam, że ustawy nazywanej „zgniłym kompromisem”, ale jednak kompromisem, wypracowanym w debacie długiej i ostrej, nie należy zmieniać ani w jedną, ani w drugą stronę”."

      Ja tez nie opowiadam sie za calkowitym zakazem aborcji.



      Usuń
    21. Piotrze:
      W temacie aborcji Hołownia już tyle razy zmieniał zdanie, że ja bym sobie darował jego opinie na ten temat. To, co mówi teraz, jest absolutni podporządkowane kampanii wyborczej, czyli jeszcze mniej wiarygodne. Mój cytat pochodzi z Pch24 i ma niewiele więcej niż tydzień.

      Usuń
    22. Aniu:

      Nie chciałem poruszać tematu antykoncepcji, bo chyba zapominasz w jakim kraju my żyjemy. Ale skoro..., wszystko zależy od tego do jakiej ideologii zaliczysz kobietę. Te liberalne nie mają problemu z antykoncepcją, choć im się ją utrudnia. Ja już pominę tabletkę EllaOne, ale w tym kraju wciąż wielu ginekologów i aptekarzy hołduje zasadzie klauzuli sumienia. O jakiej tu systematyczności mówić? A przecież istnieje jeszcze wielkie i silne lobby zakazujący antykoncepcji w ogóle.

      Czytam: „ja tam nie mam nic przeciwko temu, że facet będący w związku zakochuje się w kimś innym” i przecieram ze zdumieniem oczy ;) I kto to pisze?! Pominę już wszystkie inne komplikacje tego stwierdzenia skupię się na jednym – czy można kochać ileś osób na raz? To, że on już wcześniej miał liczne kochanki dalej nie wyjaśnia, jakie były przyczyny tego, jak zachowuje się w stosunku do żony.
      Ja opiszę krótko własny przypadek z pierwszą żoną. Jesteśmy na targowisku i nagle moja żona spotyka kumpla z czasów panieństwa. Dla mnie to normalna rzecz, nie musi udawać, że go nie zna. Ale ona do mnie z takim tekstem: „Idź, pooglądaj sobie stoiska, bo chcę z nim pogadać”. Jakby mi ktoś w pysk strzelił. Skończyła się miłość i szacunek. Wróciłem natychmiast do domu. Sam.

      Chyba za dużo wymagasz od zwierząt ;) Trudno, aby kochały nas ludzkim uczuciem, dlatego zwykliśmy mówić o nim, jako o przywiązaniu. Tylko na dobrą sprawę owo przywiązanie jest najważniejszym elementem bycia razem dwojga ludzi, gdy, górnolotnie: „płomień namiętności wygaśnie”. Jedyne, co ułatwia związek ze zwierzęciem to brak możliwości słownej kłótni...
      Zawsze się wysilałem, gdy obdarzałem kobietę uczuciem. Niestety, w większości ten wysiłek obracał się przeciwko mnie. Ja nie wiem, co w Was kobietach jest takiego, że owe wysiłki traktujecie jako wyraz dobrowolnego i bezwarunkowego poddaństwa? I wiem, co piszę ;)))

      Usuń
    23. at Asmo...
      w rzeczy samej to o to mi głownie chodziło zapodając tamten cytat, by pokazać jak działa Hołownia... powinienem krócej i klarowniej to ująć, bez bocznej dygresji:
      - Panie Hołownia, jakie pan ma zdanie o aborcji?
      - A dla kogo ten wywiad?
      :D

      Usuń
    24. Bo taka jest prawda. Prezydent musi dokonać niemożliwego - starać się dogodzić wszystkim ;)))

      Usuń
    25. jak najbardziej można się zakochać będąc w związku... pomińmy osoby poliamoryczne, bo to są dość rzadkie przypadki, to zdarza się to wtedy, gdy ktoś wkręcił się w związek "aby tylko być w związku", a to już takie rzadkie nie jest...

      Usuń
    26. at Asmo...
      no, to obecnie panujący maliniak nawet nie próbował się starać, on od razu wybrał jeden klarowny wariant, by dogodzić małemu i konsekwentnie to robi :D

      Usuń
    27. Piotrze:

      Ale to nie o to chodzi, czy można w sensie możliwości, bo można. Pytanie dotyczy, czym to zakochanie skutkuje? Jeśli skutkuje zdradą, to już to tak jednoznacznie moralnie poprawne nie jest (przysięga małżeńska, nie tylko w kościele), co nie znaczy, że mam się w tym względzie za moralistę. Wręcz przeciwnie, byłem amoralny ;))) Bardziej sensowne wydaje mi się pytanie o przyczynę zdrady, bo nie zawsze jest to TYLKO zakochanie w kimś innym.

      Usuń
    28. at Asmo...
      moralnie to ja w ogóle tego /znaczy zdrady jako takiej/ staram się nie oceniać, choćby ze względu na tą niejednoznaczność wynikającą z różnorodności sytuacji, czyli także przyczyn... natomiast skutki nieraz potrafią być wręcz znakomite, np. szlag trafia związek, który nie miał sensu, a otwierają się możliwości powstania sensowniejszych...

      Usuń
    29. Piotrze:

      Dość ciekawe podejście ;) Ale są też konsekwencje (dzieci, majątek), więc to tak nie da się do końca jednoznacznie określić.

      Usuń
    30. at Asmo...
      okay, każdy dłuższy związek produkuje jakieś konsekwencje, nawet taki beznadziejny /tego zresztą zwykle tak szybko nie dowiadujemy, czy on jest beznadziejny, czy nie/... ale popatrzmy na to tak:
      im szybciej się dowiemy że jest, tym mniej jest tych konsekwencji i konieczności robienia czegoś z nimi... to prowadzi do ciekawego wniosku, że im zdrada wcześniejsza, tym lepsza... co oczywiście nie oznacza, by ją prowokować, takim sposobem można tylko spieprzyć każdy związek, nawet ten najsensowniejszy... tylko jeśli związek jest sensowny, sprawy między partner(k)ami idą dobrze, to czy komuś z nich przyjdzie do głowy taki idiotyczny pomysł?... a jeśli przyjdzie, to znaczy że związek jest jednak do dupy, więc po cholerę dalej ma istnieć? :)

      Usuń
    31. Piotrze:

      Błagam, zejdź na ziemię ;) Nie ma recepty na udany związek małżeński, tym bardziej nie możesz dywagować na temat tego, jak długo będzie udany. W dodatku dojdziemy do absurdu, bo skoro nie ma gwarancji udanego związku małżeńskiego na wieczność, można by dojść do wniosku, że te związki są zupełnie niepotrzebne. Tymczasem ludzie pobierają się dlatego, że wierzą iż im się uda, bez względu na to, jak bardzo jest naiwna ta wiara. Jakimś wyjściem jest konkubinat, ale ten też nie każdemu odpowiada bo obdziera związek z tej nadziei doszczętnie. Skoro w nas istnieje od zawsze wiara i nadzieja (nie tylko ta religijna) koło się zamyka, gdyż nawet kochankowie w coś tam wierzą, a na pewno w to, że ten nowy związek będzie na wieki udany. ;)

      Usuń
    32. @ Asmo

      Nie interesuje mnie rozwoj pogladowy Holowni. Ponoc tylko krowy pogladow nie zmieniaja ( choc ja chyba politycznych nie mam zadnych), natomiast to, co wtedy powiedzial o aborcji trafilo do mnie i uwazam to za celne. Przytoczylam te slowa za nim i szkoda ze podalam autora, bo sie na autorze skupiono , nie na sentencji. Moglam napisac: "kiedys ktos powiedzial..."
      Ja tez dorastam , doczytuje, zmieniam czasami nastawienie, kiedy mowa chociazby o antykoncepcji. Nagle dowiaduje sie czegos wiecej , a wczesniej nazwijmy to, ze wiedzialam inaczej.
      Przyjrzyj sie sam nawet takiej aborcji. Starsze pokolenia kobiet mialy slaby dostep do antykoncepcji. Pokolenie mojej babci, mloda moja matka... kosciol tez tak owej sprawy nie naglasnial chociazby na kazaniach, bo zajety byl walka z komuna. Kobiety mialy taka swiadomosci jaka mialy. Moja swiatobliwa babcia nie uznawala aborcji za cos nagannego. Nie byla w stanie wyobrazic sobie co tam sie w srodku w zyciu prenatalnym dzieje...Swiadomosc byla niska , dostep do antykoncepcji szalenie utrudniony, a jednak moja babcia nie miala tyle dzieci co jej matka. Maja mam tez nie rodzila na zasadzie : "Co rok to prorok". Jakos sobie te kobiety radzily a i mezow od loza nie separowaly.
      Nie bede sie tu madrzyc i rozliczac zaprzeszlych pokolen jak to kobiety wtedy rozwiazywaly, ale we wspolczesnych czasach niechciane ciaze jawia mi sie jako skandal. Poza tym wzrasta nasza swiadomosc, wiemy wiecej o zyciu prenatalnym, mozemy zobaczyc zdjecia z roznych okresow rozwoju plodowego… Nauka wie wiecej.
      I nie mow mi, ze w Polsce kobiety maja utrudniony dostep do antykoncepcji. Wszystkie moje znajome, majace partnerow i bedace w wieku, w ktorym ciaza moze sie jeszcze przytrafic maja dostep do antykoncepcji. Problem w tym jak ja stosuja.

      " Jesteśmy na targowisku i nagle moja żona spotyka kumpla z czasów panieństwa. Dla mnie to normalna rzecz, nie musi udawać, że go nie zna. Ale ona do mnie z takim tekstem: „Idź, pooglądaj sobie stoiska, bo chcę z nim pogadać”. Jakby mi ktoś w pysk strzelił. Skończyła się miłość i szacunek. Wróciłem natychmiast do domu. Sam."

      O matko ty moja, strach sie bac… i tylko z takiego powodu skonczyla sie u ciebie milosc do zony i szacunek? Jezeli sie kocha to sie takowe zachowania wyjasnia. Moze byla tak wlasnie wychowana, ze tego typu zachowanie nie bylo dla niej nietaktowne? Ilez to razy czlowiek popelnia gafy wszelakie wynikajace z tego, ze pod wzgledem wychowania zwiazanego z kultura osobista zdarzaja sie nam pewne niedociagniecia wyniesione z domu.
      Powiedzmy sobie, ze kobiety nie umawiaja sie na kolejne randki z kolesiem , ktory bedac z nimi za czesto oglada sie za przechodzacymi niewiastami. Zaloze sie, ze takiemu chlopu nikt po prostu jego zachowania nie uswiadomil, nie nauczyl i on nawet nie wie czesto co nie teges robi. Bo to przeciez facet i taka ma nature:)) Przeciez to meska przypadlosc i o co ten krzyk?:))

      "Zawsze się wysilałem, gdy obdarzałem kobietę uczuciem. Niestety, w większości ten wysiłek obracał się przeciwko mnie. Ja nie wiem, co w Was kobietach jest takiego, że owe wysiłki traktujecie jako wyraz dobrowolnego i bezwarunkowego poddaństwa? I wiem, co piszę ;))) "
      Bo moze za bardzo okazywales ze wlasnie ta "dupka" cie kreci. Sam wysylales sygnaly "zbij mnie":)) No to postepowaly tak, jak chciales:))

      Usuń
    33. Jeśli Tobie wolno poglądy zmieniać, dlaczego nie Hołowni? Teraz przestał być radykalny do problemu aborcji w przypadkach dopuszczonych przez prawo. I dobrze, choć podejrzewam, że to tylko na czas wyborów prezydenckich. Jeśli je znów zmieni, to będzie hipokrytą do kwadratu ;)))

      Czytałem ostatnio artykuł (nie zapisałem linku) w którym kobiety skarżyły się na zachowanie świętojebliwych lekarzy, którzy nie chcieli przepisywać środków antykoncepcyjnych. Zapewniam Cię, że to nie była tylko odmowa, to były również niewybredne epitety. Oczywiście, dla chcącej nie jest to problem, zawsze może poszukać innego lekarza, czasami musi jeszcze tylko pobiegać od apteki do apteki, gdzie jej ten środek sprzedają, wszak aptekarze już też mają prawo powoływać się na klauzulę sumienia. Właśnie czytałem przed chwilą artykuł, w którym Ordo Iuris wszczyna kolejną akcję wpierającą tych lekarzy i farmaceutów, którzy odmawiają wypisywania recept i sprzedaży środków antykoncepcyjnych. Manipulują przy tym uchwałami różnych gremiów w bardziej niż ordynarny sposób. A jak wygląda z badaniami prenatalnymi? W podkarpackim zlikwidowano ostatnią klinikę, gdzie te badania były możliwe.

      Hipotetycznie: idę z ukochaną żoną i spotkam swoją dawną miłość. Tej drugiej nie wystarcza wymiana ukłonów, więc przedstawiam sobie obie panie. Krótka rozmowa o tym jak leci nam życie i..., i spadaj Genia, świat się zmienia. Przez myśl by mi nie przeszło powiedzieć żonie: spływaj, ja musze ze swoją dawną miłością pogadać w cztery oczy, już nie mówiąc o próbie umówienia się na takie spotkanie. Aniu, to nie jest brak wychowania, czy wyczucia towarzyskiego – to jest totalna pogarda dla kochanej podobno osoby. To nie ja w tym momencie przestałem ją kochać, choć przestałem, to ona mi udowodniła, że od dawna jestem dla niej niczym, a co najwyżej przystojnym dodatkiem żony, który ją nobilituje. Taki kwiatek do kożucha. Dodam tylko, że w Bieszczadach między owcami się nie wychowywała.

      I tu jest pies pogrzebany. Najpierw piszesz, że trzeba się wysilać o względy kobiety, a teraz, że sam się prosiłem ;) Jak to się zmienia punkt widzenia od okoliczności. Cała Ty, cała kobieta. ;)))

      Usuń
    34. @Asmo...
      właśnie na tym polega tragedia wielu ludzi: wierzą, że jak wejdą w związek, do tego jeszcze rejestrowany, to będzie dobrze, więc pakują się od razu w ten związek, a potem nieraz okazuje się, że nie jest dobrze i zaczyna do nich docierać, że im wcale nie chodziło o to, by być w związku, ale o to, aby było dobrze... niektórzy/re coś z tym robią, niektórzy/re chociaż próbują, a reszta się mamle w tej idiotycznej sytuacji męcząc ją i siebie ad mortus defecatus...
      o tej sprawie czasem pisywałem u siebie, że całe mnóstwo ludzi po prostu NIE UMIE być tu i teraz z drugą osobą, cieszyć się tym, że jest fajnie /jeśli jest fajnie/, tylko myślą o tym, co dalej... i bywa różnie: jedni zrywają fajnie zapowiadającą się relację, bo się nastawili z góry na nie-wkręcanie w związek, tylko na jednorazowy numerek, zaś drudzy pchają się na chama w związek z kimś, której/go "fajność" polega tylko na tym, że w ogóle jest... teraz akurat gadamy o tych drugich, ale dla kompletności wspomniałem też o tych pierwszych...

      Usuń
    35. @ Asmo

      "Jeśli Tobie wolno poglądy zmieniać, dlaczego nie Hołowni?"
      O tym, miedzy innymi, pisze.

      "Oczywiście, dla chcącej nie jest to problem, zawsze może poszukać innego lekarza, czasami musi jeszcze tylko pobiegać od apteki do apteki,(…)"
      Dokladnie. Dla chcacego nie ma ponoc nic trudnego. Trudno to moze miec kobieta na odludzi w Bieszczadach. Zapasow na zime nie zrobila i zasypalo ich:))) Pewni internetowi ludzie mowia, ze w necie mozna dostac wszystko, nawet babki, wspolczesne wiedzmy, opowiadaja, ze i tabletki na spedzenie plodu dostaniesz. Reasumujac… nie wierze w owe pietrzace sie bariery nie dopokonania.

      "W podkarpackim zlikwidowano ostatnią klinikę, gdzie te badania były możliwe."
      W Niemczech tez likwiduja. Moze nie tak, jak w Polsce, ale i ich kryzys wszelaki dopada.:))

      "I tu jest pies pogrzebany. Najpierw piszesz, że trzeba się wysilać o względy kobiety, a teraz, że sam się prosiłem ;) Jak to się zmienia punkt widzenia od okoliczności. Cała Ty, cała kobieta. ;)))"
      Tak trzeba sie starac zmieniac siebie, ale nie merdac ogonem z wywieszonym jezykiem. A poza tym Asmo : " Babe zeslal Pan, aby dobrze zrobic Wam", wiec nie marudz.

      https://www.youtube.com/watch?v=IMMLenVfGuU

      Usuń
    36. Bądźmy szczerzy, antykoncepcja to nie jest rzecz, o którą dziś trzeba się „bić” jak za komuny o papier toaletowy. Nawet w bieszczadzkiej wiosce zasypanej śniegiem. Nie czujesz problemu, bo nie masz z nim styczności. Tymczasem ten „ukochany” kraj staje się coraz bardziej zaściankowy i otumaniony zabobonami. Nie przekonuje mnie Twoje twierdzenie, ż w Niemczech też likwiduje się kliniki z badaniami prenatalnymi, można sądzić, że tam owo ograniczanie ma związek z popytem, tu zaś niewyobrażalna jest sytuacja, że na całe województwo nie ma ani jednej.

      Jeśli Boga traktować jako stwórcę kobiet, to stworzył ją przez czystą, boską złośliwość ;))) Zauważ, że w Raju nie służyła do zaspakajania potrzeb seksualnych...

      Piosenka jest autorstwa kobiety, więc daleko jej do obiektywizmu ;)))

      Usuń
  4. w zeszłym roku też byłem w kościele... o ile dobrze pamiętam, pięć razy... raz w katolickim /jako turysta/, raz w judaistycznym (zwanym synagogą) /też jako turysta/, dwa razy w ewangelickim /jako widz/słuchacz koncertu muzyki chóralnej/ i raz w rodzimym /jako uczestnik obrzędu, taki raczej quasi-uczestnik, bo jako niewierzący niezbyt zaangażowany duchowo/... tak więc nie róbmy zagadnienia, potraktujmy to jako zabawę lingwistyczną: "być w kościele" to niekoniecznie znaczy "być w kościele", bo może też znaczyć "być w kościele" :)
    ...
    co do samego meritum, to może się nie wypowiem... jakoś nie uśmiecha mi się wikłać w kolejną gównoburzę na temat aborcji, zwłaszcza że nowy rok jeszcze porządnie się nie rozkręcił, aż chce mi się "wyjść z kina", gdy pomyślę o bezduszności, braku empatii wyznawców "anti-choice", o ich głupocie, ślepocie na skutki, na cierpienia ludzi padających ofiarami tej chorej ideologii... błeee :/
    proszę, jeśli możesz, nie odpowiadaj mi na tą część komentarza...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś częstszym gościem w kościołach niż ja. To był mój pierwszy raz po czteroletniej przerwie. Niemniej zauważ, nie byłem tym razem na żadnym rytualnym spektaklu ;)

      Życzenie moich Gości, jest dla mnie rozkazem ;)))

      Usuń