wtorek, 14 stycznia 2020

To mamy tu pewien problem...


  Za wyprowadzeniem religii ze szkół agituje dziś nie kto inny jak Jan Hartman1, i to w swoim dość ostrym stylu. Lubię jego teksty, ale zawsze staram się mieć do nich właściwy dystans, bez żadnej hurra akceptacji. Jest podobny w swych opiniach do katolickich ortodoksów, choć z oczywistych względów, w drugą stronę. Nie inaczej jest i tym razem, w temacie religii w szkołach, i muszę przyznać, że mnie w jakimś zakresie przekonuje. A przecież do niedawna byłem przeciwnikiem tego pomysłu. Doszedł bowiem nowy argument. Jeśli dziś w Polsce, i to według własnych badań Kościoła, praktykujących jak Bozia przykazała katolików jest mniej niż czterdzieści procent, co wcale nie jest moją zasługą, to znaczy, że w tym kraju od jakiegoś czasu mamy dyktat mniejszości nad większością.

  Może najpierw o tych argumentach Hartmana, z którymi mam pewien problem. Na pierwszy ogień pedofilia. Bądźmy szczerzy, jej przejawy w samych szkoła są marginalne i zazwyczaj nie mają charakteru stricte pedofilskiego. To najczęściej coś na podobieństwo rozsyłania pornograficznych fotek, zjawisko istniejące i bez katechetów. Jeśli kościelna pedofila się gdzieś dzieje, dotyczy ministrantury i przykościelnych organizacji dla młodzieży młodszej. Nie widzę też problemu z opłacaniem katechetów z kasy państwowej. Prowadzenie lekcji religii nie musi być działalnością charytatywną. Nie przekonuje mnie argument, że to Kościół powinien opłacać katechetów, bo równie dobrze można by optować za tym, że Towarzystwo Geograficzne powinno opłacać nauczycieli geografii, Związek Literatów lekcje języka polskiego, a Instytut Fizyki nauczycieli fizyki i matematyki.

  Reszta zastrzeżeń Hartmana ma już bardziej racjonalny charakter. Weźmy na początek przypadek wpajania dzieciom i młodzieży w publicznej, świeckiej szkole przekonań, bajek i mitów o tym, że po śmierci wstaną z grobów. A jeśli do tego są ochrzczone i praktykujące, to mogą liczyć na liczne profity po śmierci. Równocześnie przekonuje się te nieochrzczone i niepraktykujące, że czaka je wieczne potępienie i smażenie się w piekle. I to w szkole, gdzie wszystkim dzieciom należy się jednakowy szacunek, gdzie mają zagwarantowane jednakowo równe prawa. Jak można wciskać kit młodzieży, że tylko religia chrześcijańska jest tą jedynie słuszną, górującą nad innymi? Jak słusznie zauważa Hartman – jest to swego rodzaju totalitaryzm – od siebie dodam: z przejawami czystej wody rasizmu. Postawa kompletnie nie przystająca do edukacji w szkole publicznej. Ale skoro chrześcijaństwo opiera się na takich a nie innych dogmatach, i trudno oczekiwać by je zmieniło, już chociażby z tego powodu lekcje religii powinny być natychmiast ze szkoły wycofane. Tymczasem dziś biskupi dążą dokładnie do czegoś przeciwnego: lekcje religii mają być obowiązkowe, w wyjątkowych wypadkach zastąpione też obowiązkową etyką (sic!) Dodajmy, etyką opartą na wartościach chrześcijańskich, gdyż innej owi biskupi nie uznają.

  Innym powodem wyprowadzenia religii ze szkół publicznych jest konflikt między tym, czego uczy świecka nauka a tym, co propaguje Kościół. W efekcie w młodych mózgach powstaje mało logiczna sieczka. Na lekcji biologii dowiaduje się o ewolucji, a na lekcji religii, w tej samej szkole, że ewolucja to wymysł szatana. Gdy na lekcjach fizyki mówi się o prawach rządzących materialnym światem, na lekcjach religii omawia się cuda, przeczące tym prawom, nota bene prawom ustanowionym przez rzekomego Boga stwórcę. Na lekcjach religii demonizuje się seksualność i antykoncepcję, wypierając dość skutecznie racjonalne podejście do tych zagadnień. Z jednej strony wmawia się uczniom, że papież Jan Paweł II był największym świętym współczesności, gdy jednocześnie wychodzą na jaw jego związki ze świadomą ochroną pedofilii w Kościele. Tu nie ma miejsca na kompromis, tu trzeba z czegoś zrezygnować i, albo szkolnictwo powszechne będzie się opierać na religijnych mitach i cudach, albo na weryfikowalnej nauce.

  Wreszcie ostatnia sprawa, z którą w wersji Hartmana już w pełni i bez zastrzeżeń się zgodzę. Pozwolę sobie na cytat: „Kościołowi udało się upowszechnić przekonanie, iż doktryna o zakorzenieniu norm moralnych w woli Boga chrześcijańskiego jest najlepszym wyjaśnieniem moralności, a ludzie religijni mają szczególne predylekcje do moralnie dobrego postępowania. (...) Jest wręcz odwrotnie – nauka religii katolickiej demoralizuje (choćby dlatego, iż uczy o wyższej moralności wierzących)”. Tymczasem z tą religijną moralnością bywa co najmniej kontrowersyjnie, i nie jest w niczym lepsza od świeckiej. Przy czym owo w w niczym lepsza jest wariantem optymistycznym.

  Oczywistym jest, że konfliktu między nauczaniem religii, nawet poza szkołą, a edukacją przedmiotów ścisłych w szkole powszechnej nie da się wyeliminować, ale to pozostanie już tylko zmartwieniem tych, którzy na te lekcje religii będą posyłani, i tych, którzy na te lekcje posyłają. A konflikt jeszcze bardziej się zaostrzy, gdy wyeliminuje się ortodoksyjnych katolików jako twórców programów edukacyjnych. Tymczasem, skoro mamy „przyjazny” i rzekomo konstytucyjny rozdział państwa od Kościoła, przynajmniej na papierze... raczej się na to nie znosi.

  Ta dystyngowana, starsza pani ujęła to dość dosadnie, ale wyjątkowo trafnie...





51 komentarzy:

  1. Ja generalnie nigdy nie byłem zwolennikiem religii w szkołach - z innych jednakowoż powodów niż Hartman - który jak na standardy nawet lewicowe jest upiorem wyjątkowo jadowitym. Ponieważ jego wynurzenia w tym temacie zawsze są nacechowane głęboką nienawiścią do KK, trudno go brać na poważnie.

    Co do konkretów - rozśmieszyłeś mnie z rana jednym z określeń. Dyktat mniejszości? To proponuję również zaniechać edukowania o odmiennych preferencjach seksualnych, bo ich jest jeszcze mniej niż katolików. Zresztą dyktat - oznacza obowiązkową naukę religii, a taką ona nie jest. Być może właśnie to, co obaj proponujecie jest takim dyktatem mniejszości, bo tak na dobrą sprawę trudno jest zakładać ilu tych wierzących uczniów jest - a to że oni nie chcą chodzić na religię, ma ścisły związek z tym, że nie chcą również na matematykę, czy polski. (mój syn nienawidzi muzyki - i średnio mi się z nim nie zgodzić, że gra na flecie nie będzie jego życiowym zajęciem)

    Ocena czy wiara czyjaś jest z baśnią czy nie, nie należy do kompetencji pana Hartmana, ani Twojej. Nawet jeśli, to sprawa ma zupełnie inne aspekty, niż obaj jesteście w stanie to dostrzec - więc pozostaje pozostać na etapie że niektórym jest ona potrzebna innym nie i każda ta grupa wierzy w co innego - przynajmniej na etapie wiedzy jaką dysponuje.

    Starsza pani być może wolała by po prostu penisa w bardziej dosłownym sensie? :D Gdyby porównać sprawę do cycków, z pewnością nie miałbyś nic przeciwko, żeby Ci nimi przed oczyma machano. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż jestem ciekaw Twoich powodów, dla których religii w szkole nie powinno być ;)

      Znów nadinterpretujesz. Moja uwaga na temat dyktatu mniejszości nad większością dotyczy, panie Radku, katolicyzmu w całym spektrum jego oddziaływanie na życie społeczne i polityczne w naszym kochanym grajdołku. Z tego dyktatu rodzi się opór przeciw wyprowadzeniu lekcji religii ze szkół. Inna sprawa, że znalazły się w szkole też z dyktatu, choć dla odmiany większości, bo wtedy prawdziwi katolicy stanowili zdecydowaną większość. Lekcje religii w szkole są dopiero pochodną tego dyktatu.

      Piszesz, że lekcje religii nie są obowiązkowe i mam tu dwie uwagi. Zamiarem arcybiskupów jest uczynienie ich obowiązkowymi, czego niedawno jeden z nich, abp Skworc, zażądał publicznie. I to wcale nie jest nierealna groźba. Chyba jednak przesadziłeś z tą niechęcią do nauki lekcji o charakterze świeckim, przyrównując niechęć do religii, z niechęcią do wszystkich przedmiotów. Bardziej pokrętnego tłumaczenia nie słyszałem. Uczniowie wypisują się z lekcji religii z wielu powodów, ale najczęstszym jest niezrozumienie tego, co katecheta im klaruje. W dodatku mają ku temu (jeszcze) prawo.

      A niby dlaczego nie mam mieć prawa do oceny treści jakie serwuje nam religia? Powinienem z pokorą opuścić głowę i wierzyć w te bajeczki, bo tak pan Radek uważa? A jakież to inne aspekty może mieć religia? Gdyś chciał zauważyć, nikomu nie bronię wierzyć, mam opory gdy te bajeczki stają się meritum oceny i wartościowania ludzkich zachowań. A już najbardziej, wkurza mnie próba narzucania tych bajek przez media publiczne i politykę społeczno-obyczajową.

      Chyba wartościujesz tę panią i mnie na podstawie własnych odczuć. :))) Ta pani powiedziała to, co powiedziała i ja bym się podtekstów nie doszukiwał. Natomiast, jeśli chodzi o cycki, to ja lubię je oglądać pod dwoma warunkami: należą do ukochanej przeze mnie osoby i w zaciszu własnego domostwa. W każdy innych okolicznościach budzą mój niesmak, czego nie myl z odrazą.

      Usuń
    2. Po prostu gdy była religia w kościołach cała dyskusja na temat tego gdzie powinna być nie miała miejsca - i nie uczęszczały na nią osoby przypadkowe. Miało to jeden minus - osoba nawet chcąca chodzić na religię musiała tam chodzić specjalnie w sobotę albo w niedzielę.
      Tak, zażądał sobie publicznie, niestety resort oświaty olał to jego publiczne żądanie. Zażądaj publicznie kary chłosty dla Skworca, zaapeluj nawet do jakiegoś ministerstwa żeby mu ją wymierzyło, niech i on się boi jakiejś groźby. :) Strachliwy jesteś, a nie wiem czego, przecież już chyba odbyłeś lekcje religii?

      Na takiej zasadzie niezrozumienia tego co nauczyciel klaruje gro uczniów wypisałby się z matematyki lub fizyki. :D W ogóle większość przestałaby chodzić do szkoły. Nie, to akurat nie jest dobry argument.

      A czy ja każę Ci wierzyć? Po prostu pultasz się o to, że Księża mają krytyczny stosunek do ateistów, a sam nie masz dla czyichś przekonań szacunku za grosz, co tylko dowodzi że pogarda dla takiego ateisty jest w pełni uprawniona. Poza tym ja nie widzę sprzeczności w ocenie czyichś zachowań pod kątem religii i dajmy na to etyki. Wkurzać się możesz rzecz jasna na zdrowie ile wlezie, ale skoro rościsz sobie prawo do oceny - bądź konsekwentny i sam przyjmij ocenę swojego stanowiska. Tymczasem ilekroć gdzieś się pojawia krytyka ateizmu - dostajesz wręcz białej gorączki. :D

      Własnych odczuć? Przecież to nie ja wrzuciłem na swojego bloga ten mem, swoją drogą drętwy.

      Usuń
    3. Kto Ci wcisnął ten kit o lekcjach religii w sobotę i niedzielę? Ja chodziłem prawie całą szkołę podstawową i średnią. Nie pamiętam, czy były też w sobotę, ale przypomnę Ci, że wtedy sobota była normalnym dniem roboczym i szkolnym. Nikt nawet nie znał pojęcia sobota pracująca albo niepracująca. Ale na pewno nie chodziłem w niedzielę. Niedzieli należała się Msza święta.

      Resort oświaty na pewno olał? Ja jeszcze nie znalazłem żadnego oświadczenia resortu w tej sprawie. Fakt, pierwsza jaskółka wiosny nie czyni i pewnie daleka droga do wprowadzenia tego przymusu. Ale jeśli PiS będzie rządził dostatecznie długo, tych jaskółek może być tyle ile jest ich w Polsce na wiosnę.

      Masz Radku jednak problem, skoro nie rozróżniasz nauki powszechnej (obowiązkowej) od nauki religii (nieobowiązkowej). Nawet podstawowa wiedza o muzyce może Ci się przydać, co niekoniecznie związane jest z umiejętnością śpiewania, czy grania na instrumentach muzycznych (choćby po to, abyś wiedział, że disco-polo to nie wyżyny muzyczne), natomiast nauka religii katolickiej już niekoniecznie.

      Ale mieszasz, ale mieszasz ;))) Po raz setny Ci przypomnę, że do samej wiary nie mam nic, poza tym, że jej nie praktykuję. Nie mam też nic do wierzących, jeśli mi tą wiarą (jak w memie) „nie machają przed nosem”. Tymczasem Ty, za opacznie rozumianym chrześcijaństwem chcesz mi wmówić, że nienawiść do ateizmu jest w pełni uzasadniona. Jeśli coś krytykuję, to hipokryzję niektórych wierzących, roszczenia Kościoła i jego rozpasanie. Niech mi ktoś zarzuca te cechy, nie będę miał pretensji, jeśli będą słuszne. Tymczasem mnie się nienawidzi tylko za to, że jestem ateistą, i to nawet tacy jak Ty, choć manifestujesz swoją niewiarę, swój rzekomy agnostycyzm. Piszesz: „bądź konsekwentny i sam przyjmij ocenę swojego stanowiska”, tak jakbym jej nigdy nie przyjmował. Nigdy nie odpowiedziałem wierzącemu na jego zarzuty, że jest głupi, natomiast ciągle słyszę, że kto nie wierzy w Boga (ciekawe, w którego?), jest głupcem.

      Drętwy powiadasz? Widocznie Cię trafił ;))))

      Usuń
    4. Powiedziałem "albo" i ja osobiście chodziłem w sobotę, ale niektóre zajęcia były też przekładane na niedzielę, bo potem od razu chodziłem na mszę, więc kit to możesz mieć wciśnięty najwyżej w oknach.

      Ty masz jakiś problem dziś z czytaniem ze zrozumieniem. Otóż jeszcze raz dla słabszych - nie porównywałem wcale lekcji obowiązkowych z nieobowiązkowymi - tylko stwierdziłem fakt, że ochota do chodzenia na lekcje uczniów jest taka sama. W ogólniaku natomiast lubiliśmy chodzić na religię - gdyż była to luźna godzina pomiędzy bardziej wymagającymi przedmiotami. Mój syn nie uczy się wcale na muzyce wiedzy o niej, tylko nauczycielka kazała zaopatrzyć się we flety i rzępolić na nich czy ktoś ma ku temu jakieś predyspozycje, czy nie. W takiej formie muzyka jest totalnie bez sensu.

      Wiesz, znam takich którym przeszkadza machanie ateizmem, a w zasadzie nie ma wpisu, żebyś tego nie podkreślał, choć mało kogo to interesuje. Oczywiście możesz powiedzieć, że jak ktoś nie chce czytać - niech nie zagląda na Twojego bloga. Ja nie chodzę do kościoła, ani nie śledzę katolickich portali - i wyobraź sobie jedyne informacje jakimś tam rozpasaniu i hipokryzji na ogół zdobywam na Twoim blogu - a żeby było śmieszniej bo ich zweryfikowaniu okazuje się często, że nie do końca wygląda to tak jak opisałeś. Nie chcę mi się już wracać do Twoich komentarzy i uwag na temat wierzących, ale teksty typu "nie mam nic do wiary i wierzących" to możesz opowiadać komuś kto dziś Cię poznał - może to kupi. :) Twoja krytyka nie ogranicza się do przywar, wynajdujesz sobie szereg powodów by wyśmiać samą wiarę - jak choćby tym określeniem, że ich wiara w Boga to "bajki". Także na każdym kroku dajesz do zrozumienia, że wierzący to głupek wierzący w bajki, więc jakby tu powiedzieć - bujaj las a nie nas.

      No właśnie nie trafił...

      Usuń
    5. Widzisz jak to wygląda? Nawet nie próbujesz się zorientować jak to było nim ujrzałeś pierwszy promyk słońca, ale już wyrokujesz. Pierwszą wolną sobotę wprowadzono 1973 r. jako jedną z dwóch w roku. O ile mnie pamięć nie myli wszystkie wolne soboty to dopiero 1981 albo 2 rok. Czyli ja nie chodziłem w wolne soboty na lekcje religii. Ja chodziłem w robocze soboty, jeśli w ogóle w soboty, bo ja sobie takich dni nie przypominam. Inna sprawa, że te lekcje prowadzili franciszkanie, a tych było w bród. Teraz nagle się okazuje, że w te niedziele to Ty chodziłeś sporadycznie, bo księdzu tak pasowało. ;) Wiesz, pamiętam larum, gdy Jaruzel chciał się wycofać z tych sobót. Aż mnie dziwi, że bez larum, godzono się w jakieś parafii na to, by ksiądz rodzinie zabierał część weekendu, ale nie wnikam. Co parafia to obyczaj ;) Tylko zapytam tak z ciekawości, to ile lat chodziłeś na tę religię poza szkołą w wolne soboty i niedziele?

      I znów jesteś w błędzie, ja tam z wyjątkiem ruskiego, lubiłem chodzić na wszystkie lekcje, choć nigdy prymusem nie byłem. Czasami był strach przed klasówką, czasami szło się na wagary, ale nie wyobrażam sobie, żebym mógł nie chcieć chodzić do szkoły w ogóle, tak jak dziś niektórzy nie chcą chodzić na lekcje religii. Natomiast, co do tej muzyki. Toż się Tobie dziwię niewspółmiernie ;) Gdyby tak Twojemu synowi zaaplikowano lekcje o LGBT, pewnie byś interweniował, a tu proszę, karnie kupujesz flet. Już ja bym tej nauczycielce zagrał na flecie, oj zagrał... ;)

      Wiesz, znów czegoś nie potrafisz zrozumieć. Czym innym jest pisanie o ateizmie, a czym innym wymachiwanie. Nie agituję do szturmów modlitewnych, gdy na ulicach pojawiają się procesje Bożego Ciała, wręcz przeciwnie, w te dni pokornie daję sobie wolne od wszelkich wyjazdów samochodem. Nawet przywykłem do tego, że zabrano mi handlowe niedziele z motywacji religijnej. Nie psioczę gdy ulice tarasuje piesza pielgrzymka do Częstochowy. Nie piszę petycji do ministra kultury, gdy w niedzielę rano budzi mnie kościelny dzwon, albo przez głośniki muszę słuchać pieśni kościelnych. Nie naciskam na klakson samochodu, gdy ludzie wychodzący z kościoła kilka minut blokują szosę na przejściu dla pieszych. Moja tolerancja wobec wierzących może być przykładem dla niech, gdy wieszają psy na ateistach, tylko za to, że są. ;) A na koniec o „bajkach” – podaj mi choć jeden konkretny powód, dla którego te bajki miałbym brać na serio i nie traktować ich jak bajki? Tak a propos, nie chodzę do kościoła, czy pod kościół, aby wszystkich przekonywać, ze w bajki wierzą. Tymczasem z ust księży i hierarchów wciąż słyszę, że kto w te bajki nie wierzy, ten hedonista, zboczeniec, i nomen omen, diabeł wcielony.

      Usuń
    6. W sprawie tych niedziel i sobot. Po co sie klocic? Nie wiem Asmo jak u ciebie, ale ja w przedszkolu kiedy mialam 5 -6 lat, bylam prowadzana na religie do salki katechetycznej w kosciele w niedziele. Najpierw lekcja religii i potem z rodzicami na Msze. Potem biegalam przez jakis czas juz sama ( podstawowka te nizsze klasy) w soboty, a dooopiero potem koncowka podstawowki i szkola srednia, chodzilo sie raz w tygodniu po lekcjach w szkole. Czasami na tych lekcjach bylo obecnych kilka klas- Najlepiej wspominam te lekcje religii przedszkolne- byly bardzo ciekawe, siostra niezle wykladala. Oraz ostatnia klase maturalna. Tlumy mlodych przychodzily. Nie tylko klasy z LO, ale i ostatnie klasy z technikum, z ekonomika… trafil sie nam ksiadz etyk, zarabiscie wykladal. Multum pytan ze strony mlodych, burza mozgow … niezla sprawa.

      Usuń
    7. "Tymczasem z ust księży i hierarchów wciąż słyszę, że kto w te bajki nie wierzy, ten hedonista, zboczeniec, i nomen omen, diabeł wcielony. "

      A ja jednak prosze cie Asmo o zalinkowanie czegos co potwierdzalo by twoje slowa hierarchow, ze ateista to nomen omen, diabel wcielony, zboczeniec…. bo nie wiem czy zauwazyles, to sa bardzo mocne slowa. Szczegolnie ten zboczeniec.
      I cos tak... czyzbys nie przesadzil?

      Usuń
    8. Nie o kłótnie tu chodzi a fakty. Nie wiem o jakich Wy młodzi czasach piszecie, ja chodziłem od 1958 do 1969, przy czym na pewno nie chodziło się w niedzielę, ani nie było lekcji religii w przedszkolach. Z religijnych spraw była tylko choinka bożonarodzeniowa.

      Na pewno Ci znajdę te tematy. Ile ich musi być, abyś uwierzyła? Żebym też nie przesadził ;)))

      Usuń
    9. Pisze o polowie lat siedemdziesiatych. Wydaje mi sie, ze oni nie mieli innej mozliwosci rozwiazania owych lekcji.
      Pamietam te spedy na lekcjach religii, bo gdyby chcieli zrobic konkretny plan, ze np.: klasa 7 a przychodzi we wtorki o 16.00, a klasa 7b o 17.00 , a 7c o 18.00... to by owej religii po zajeciach w szkole konca nie bylo. U nas dzialalo szesc szkol podstawowych. Klasy oznaczone do "f" chyba, akurat byl wyz demograficzny. Na dodatek obrobic musieli wszystkie szkoly srednie. Nie wyszlo by im. Dlatego spedzali nas, upychali jak sie dalo. To przedszkole to chyba jednak zerowka byla. Pamietam ze bylo chyba kilka grup maluchow, ale pewna nie jestem. I tak upchnieci siedzielismy, ale mi sie podobalo- ciekawie dla takiego dzieciaka bylo:))

      Usuń
    10. Tu już wymyślasz. Wiesz na jakie lata przypada największy wyż demograficzny? Na lata w których ja się urodziłem. I nigdy, nigdy nie chodziliśmy na lekcje religii w dwie, albo trzy klasy. Wyobrażasz sobie 80 uczniów (dwie klasy) w jednej małej salce katechetycznej? Jaki ksiądz opanowałby taką zgraję?

      To ja zapytam, jak teraz ci katecheci dają radę z tymi lekcjami religii?

      Usuń
    11. Guzik mnie to obchodzi, sam się orientuj jak było później - ja napisałem wyraźnie - sobota ALBO niedziela.

      Jestem w błędzie, bo Ty lubiłeś? Nie, to Ty się mylisz, bo ja lubiłem religię. :D Dajmy spokój takim argumentom.
      Dlaczego miałbym interweniować? Najpierw trzeba znać program takich lekcji, poza tym powinien poznawać nowe poglądy, nawet po to, by wiedzieć z czym się ma zgadzać z czym nie.

      Wiesz Ci co tak robią są po prostu nienormalni, więc jakoś Cię to szczególnie nie nobilituje, że nie zachowujesz się jak czubek. Bajek nie musisz brać żadnych na serio. Już jednak w twierdzeniu, że wiara to "bajki" - sugerujesz, że ci co wierzą są głupsi i naiwniejsi, lub infantylniejsi, więc nie dziw się, że oni traktują Cię podobnie. Natomiast żeby się o tym dowiedzieć musisz albo iść do kościoła, albo czytać na ten konkretny temat.

      Usuń
    12. @ Asmo

      Chodzilam to chyba wiem. Zawsze mialam spotanie z kuzynem, rownolatkiem chodzacym do innej szkoly, na religii w salce katechetycznej. Akurat nas do bierzmowania przygotowywali, Ten sam rocznik, rozne szkoly... Radzic se jakos musieli, a dzieci nie bylo wowczas malo.

      Usuń
    13. Radku:

      Tylko to „albo” niczego nie zmienia, bo ja nie mam powodów Ci nie wierzyć, że chodziłeś w niedzielę. Ale aż się chce zapytać, jak sobie teraz radzą ci katecheci, skoro są dwie lekcje na pięciodniowy tydzień?

      Nowe poglądy w obsłudze fletu? O czym Ty piszesz? Mnie ojciec próbował uczyć na mandolinie, a ja do dziś nie potrafię grać na gitarze, taki antytalent byłem. Już ja widzę jak mnie nauczycielka uczy gry na flecie, he, he, he...

      Wiem, że bajek nie muszę brać na serio i nie biorę ;) Ty chyba jednak zapominasz, ilu czyta mój blog, choć co ważne, każdemu daję szansę, aby mi udowodnił, że to bajki nie są. Ja nikomu nic nie sugeruję, ja twierdzę, że dla mnie to są baśnie i mity, i do takich twierdzeń mam prawo, i ich się nie wstydzę. Kto chce, niech w nie wierzy, nie będę mu bronił.

      Szukając artykułów dla Ani, trafiłem na ciekawy artykuł w Polityce. Polecam:
      https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1649200,1,wszystko-czego-nie-wiemy-o-lekcjach-religii-kto-i-za-co-wlasciwie-placi.read

      Usuń
    14. Aniu, ok, ok, niech Wam będzie, że chodziliście w sile dywizji na te lekcje religii ;)

      Usuń
    15. @ Asmo
      Sprobuj sobie wyobrazic. Miasto okolo 36 tysiecy ( doroslych) mieszkancow. Mazury i jedna parafia na miasto- w moim miescie tak wlasnie bylo. Polnocno wschodnia czesc Polski to ponoc teren pod wzgledem wiary zaniedbany, sporo pegieerow. Niechec wlodarzy powiatu, czy tez miast do wydawania zgod na powstanie wiekszych ilosci parafii, a przez to rozladowanie przeladowania chociazby w kosciolach. Dzieki temu zwiekszenia tez liczby kaplanow w miesci. Brak katechetow ( nie bylo mody na swieckich katechetow)- religie wykladaly zakonnice (mniejsze dzieciaki, tak do piatej klasy szkoly podstawowej) lub kaplani ( mlodziez). Spinac sie musieli jak nalezy. Nie bylo wyjscia. Pamietam jak budowali wlasnie w owym czasie salki katechetyczne, aby nas pomiescic- problem miejsca nawet jako tako udalo sie im ogarnac, ale problemu z personelem do nauczania nie mogli dlugo rozwiazac. Dlatego te laczenia klas i szkol.
      To nie dzialo sie na duzym i preznym Slasku

      Usuń
    16. No to po co robić temat z niczego? :D Rozumiem że już tak się do mnie przyzwyczaiłeś, że nawet jak się zgadzasz, co się nie zgadzasz, dla samej dywagacji? :D

      Jakiego fletu? Coś wspomniałeś o lekcjach LGBT. Otóż nie uważam, żeby trzeba było jakoś interweniować, gdyby u młodego ktoś by zorganizował takie lekcje. Są to jakieś poglądy i jakaś wiedza o nich i nie powinno się do niej podchodzić - nawet jeśli jest to podejście krytyczne - na zasadzie strachu przed smokiem, którego tak naprawdę nikt nie widział.

      Ale treści krytykujących ateistów też nie musisz czytać. :D

      No właśnie - tam jest ciekawy dość fragment. Faktycznie - po 89 kościół cieszył się wielkim poparciem społeczeństwa - głównie dzięki popieraniu Solidarności. To przywrócenie religii do szkół było, można powiedzieć wręcz naturalną koleją rzeczy po tym jak wyrzucili ją komuniści. Był to na dłuższą metę błąd - zresztą nie jedyny, który wynikał z całkowitego, bezmyślnego przenicowania i odwrócenia porządku panującego w czasach PRLu. Ja nawet się zgadzam z niektórymi słowami Woleńskiego - pomimo, że jemu również się wydaje, że katecheza jest w stanie wpoić uczniom dosłowną interpretację założeń wynikających z w religii. Moim zdaniem nie jest.

      Usuń
    17. Od ostatniego wątku. De facto Woleński pisze o tym samym, co Hartman, choć w bardziej zawoalowany sposób. Twoim zdaniem nie jest możliwe wpojenie dosłownych interpretacji dogmatów (by nie napisać dyrdymałów) religijnych, ale przecież to się dzieje na Twoich oczach. Już choćby przekonanie o istnieniu grzechu pierworodnego i dziewictwa Maryi. O innych drobniejszych sprawach nawet nie wspomnę poza jednym – katolicyzm jest jedynie słuszną, świętą i prawdziwą religią świata.

      Ależ czyżbyś nie zauważył, że przyjąłem Twoje i Ani twierdzenie o lekcjach religii w sobotę i niedzielę? ;) Mój sceptycyzm wynikał z własnych doświadczeń, ale ok, inne czasy, inne warunki społeczne.

      A..., lekcje LGBT ;) Ciekawa sprawa. Załóżmy hipotetycznie, że na zasadach pełnej dobrowolność, jak religia w szkołach, są zajęcia dla uczniów, którzy nie mają problemu z tym środowiskiem, choć niekoniecznie są homo. Nawet nie w środku zajęć szkolnych, aby nie powodować dodatkowych okienek. Nawet nie organizują ogólno-szkolnych uroczystości. I to LGBT wiesza we wszystkich klasach miniaturowe, tęczowe flagi, a w korytarzach wieszają swoje gazetki ścienne. Nic poza to, co praktykują uczniowie i katecheci. A przecież LGBT, nawet jeśli tego bardzo chce Jędraszewski, nie jest ideologią tak jak katolicyzm...

      To prawda nie muszę, niemniej jest pewna różnica. Mojego blogu nie da się w żaden sposób porównać do portalu konserwatywno-katolickiego. Ba, trzeba mieć dużo szczęścia, aby na niego trafić. Jednymi z treści, którym te portale poświęcają dużo miejsca, jest opluwanie niewierzących i nie będę udawał, że tego nie ma. Na szczęście nie jestem koniem, któremu założono na ślepia klapki. A też drobny przykład. Nikt nie zmusza wierzący do oglądania np. „Klątwy” i nie oglądają, a jednak przez Polskę przeszedł szturm modlitewny... O ile mnie pamięć nie myli, byłeś za. Za postulatami szturmujących ;)))

      Usuń
    18. Aniu:

      Nic nie muszę sobie wyobrażać. Przez ostatnie dwadzieścia lat mieszkałem w gminie, której ilość mieszkańców była mniejsza niż to miasto na Mazurach. Jedna parafia i..., i dwa kościoły plus dziewięć po wsiach, oraz jedna gminna szkoła podstawowa, do której zwozi się uczniów z okolicznych wiosek. W weekendy autobusy nie kursują. Żadne. Więc dwie lekcje religii dla każdej klasy z osobna muszą się odbyć (jeśli nie ma święta) w ciągu pięciu dni tygodnia. A ilość katechetów wcale nie jest większa, niż to drzewiej bywało. W czym był więc problem? To moje osobiste zdanie i nie muszę mieć racji – małe zdolności organizacyjne i... lenistwo kleru. Po co pracować kilka godzin dziennie, jak można dwie w tygodniu.

      Usuń
    19. @ Asmo
      O czym tu z toba gadac? O co ci w ogole chodzi, ze co? Ze klamie?
      Czas postkomunistyczny przekladasz na komunistyczny. Kiedy Rademenes i ja dzieciakami bylismy sytuacja wygladala troche inaczej. Zreszta nie tylko troche. Musisz sobie sprobowac to wyobrazic.
      Kiedy konczylam studia , pojawili sie pierwsi swieccy katecheci w liczbie wiekszej niz wyjatki gdzie niegdzie. Zaraz mi tu jeszcze napiszesz, ze u was na Slasku katechetow swieckich w latach szescdziesiatych , kiedys to ty brzdacem byl, bylo bez liku i w czym tu problem? Zauwaz, to jest tylko przypuszczenie, bo ty stawiasz non stop kontre. Moze mylisz lata Asmo?
      Dostep do nauczania katechezy swieccy dostali duzo pozniej. W podstawowce na katechezie pojawila sie razu ktoregos w salce pewna niewiasta , ubrana po cywilnemu , ktora zastepowala ksiedza. Bylismy bardzo zaciekawieni, ze kto to taki? Bezhabitowy i nas uczy? Okazalo sie, ze kobieta byla konsekrowana. Zyla w klasztorze ( zgromadzeniu) dla swieckich konsekrowanych i tylko dlatego mogla nas religii nauczac.
      Kosciol byl jeden na cale miasto. Potem pod koniec lat osiemdziesiatych zaczely tworzyc sie nowe parafie. Ojciec moj wydawal miedzy innymi zgody na te budowy, kontrolowal je. Kiedys w rozmowie z ksiedzem zapytal, ze na co taka ilosc kosciolow w miescie ( przyzwyczajony byl do jednego), ze przeciez w takiej sytuacji finansowo dostana te parafie po tylku.
      Sam ojciec przyznawal, ze w czasach komuny utrudnialo sie kosciolowi budowy nowych parafii. Takie byly wytyczne. Przede wszystkim nie wydawalo sie pozwolen na owe budowy, tudziez stosowalo sie inne metody.
      Obecnie w miescie , w ktorym mieszkam jest 10 parafii, moze byc o jedna wiecej, ale z pewnoscia nie mniej.
      Maja sporo katechetow, wyksztalcona kadre do nauczania katechezy. Zaplecze niewatpliwie tez , ale drzewiej tak nie bywalo.

      Usuń
    20. * errata,
      obecnie w miescie, w ktorym mieszkalam jest 10...

      Usuń
    21. Powiedzmy, że nie rozumiem dlaczego zawsze posądzasz mnie o najgorsze. ;))) Przecież nie zarzuciłem Wam kłamstwa, wyraziłem swoje powątpienie, a tego mi chyba nie zabronisz, tym bardziej, że dałem się przekonać ;)

      Nie przeczę, władza socjalizmu nie lubiła Kościoła, ale ja z kolei pamiętam, że na przełomie Gomułki i Gierka okrojono olbrzymia parafię panewnicką (południowa dzielnica Katowic), i w to miejsce powstały trzy nowe na bazie wybudowanych właśnie kościołów (Brynów, Zadole, i jeszcze jedna, ale nazwy nie pamiętam). Pamiętam za to zdumienie ojca, gdy podczas kolędy okazało się, że choć miejsca zamieszkania nie zmienił, nie jest już w jurysdykcji ukochanej bazyliki, choć miał bliżej do niej, niż do nowego kościoła.
      Nigdy też nie twierdziłem, że w latach sześćdziesiątych uczyli religii świeccy katecheci. Ta wspomniana parafia panewnicka należała do prężnego zakonu franciszkanów, a zakonników mieli w bród. Do pomocy siostry zakonne, ale też już nie pamiętam nazwy ich zakonu. I tak mi w związku tym się skojarzyło. W Polsce szaleje prawie komuna, a liczba kapłanów i zakonnych stale rosła. Ten trend na chwilę zatrzymała transformacja. Na chwilę, bo teraz ilość powołań drastycznie maleje. To jest dopiero dziw nad dziwy ;)))

      Usuń
    22. No to udalo sie jakims kaplanom gdzies tam dojsc z kims do porozumienia, ale nie wszedzie tak bylo. I nie bylo to nagminne, to budowanie nowych parafii i rozczlonkowywanie starych

      Usuń
    23. Ale ja nie mówię o nagminności. Pamiętam larum, nocne czuwanie, protesty, gdy na terenie tej parafii chciano zburzyć przydrożną kapliczkę.

      Usuń
    24. Bo ludzie, w tamtych czasach, w taki oto sposob, walczyli z ciazacym im ustrojem . Tak wyrazali swoj sprzeciw, niezadowolenie na dostepnym im poziomie. Tak tez stawiali sie wladzy.

      Moze wyda ci sie to , co teraz tutaj wkleje, dziwne jako cos nie majacego zwiazku z tym o czym piszemy , ale:

      Mahatma Gandhi: „Ci, co sądzą, że religia nie ma nic wspólnego z polityką, nie wiedzą, co to jest religia”. A religia jest przecież sprawczynią historii. Świat łudzi się, że od papieża można wymagać apolityczności.

      I odpowiadajac na twoje pytanie, zawarte kilka komentarzy wyzej:
      " W Polsce szaleje ( chodzilo ci chyba raczej o zwrot "szalala") prawie komuna, a liczba kapłanów i zakonnych stale rosła. Ten trend na chwilę zatrzymała transformacja. Na chwilę, bo teraz ilość powołań drastycznie maleje. To jest dopiero dziw nad dziwy"

      Dla kosciola rezimy raczej nie byly zagrozeniem w istnieniu. Przesladowaly, ale nie byly w stanie zlamac ducha. Nazwijmy to tak : Bylo o co sie modlic:
      Ducha lamie konsumpcja. Sprowadzanie czlowieka do roli idealnego konsumenta. Zryj i wydalaj i tak na okraglo. Pewnego rodzaju rozleniwienie… latwosc w dostepie do zaspokajaniu podstawowych potrzeb. Kolejna pulapka ludzkosci. Bo droga do nieba , drogi Asmo, jest ponoc waska.

      Usuń
  2. Jeżeli już ma być religia w szkołach, to nie jedna, a każda, której wyznawcy w danym kraju mieszkają. Wtedy, gdy jest to oficjalny przedmiot państwo ma wgląd w to, czego nauczają przeróżni "katecheci". Spychanie każdej z religii do nauczania w kościele/grupie wyznawców powoduje to, że państwo traci kontrolę nad tym co jakiś imam czy inny nauczyciel wiary wkłada dzieciakom do głów. Np. koran, w swej czystej, pierwotnej postaci niewiele ma wspólnego z tym, czego dziś nauczają w szkółkach koranicznych.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem pozwolę sobie całkowicie się z Tobą nie zgodzić ;)
      Po primo, już, jeśli tylko jest wystarczająca liczba wiernych, szkoła musi im zorganizować lekcje religii.
      Po drugie primo, im więcej obcych sobie religii w jednej szkole tym większy galimatias i sprzeczne ze sobą doktryny.
      Po trzecie primo, nie bardzo wiem, co da możliwość wglądu w to, co się na lekcjach religii „uczy”? Wcale szkoła nie zabezpieczy przed fanatyzmem religijnym ani katolickim, ani islamskim, a ni żadnym innym.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Juz mialam tu nie pisac, ale reka znowu mi drgnela.
      To trzecie twoje primo. Zwroc uwage, ze anabell pisze z pozycji kogos mieszkajacego w Niemczech.Ma wnuki , ktore uczeszczaja do szkoly.
      Wez poprawke na Niemcy, oni lubia miec kontrole nad wszystkim. Dlatego tez wydaje mi sie, ze nie jest latwo, pod obserwacja szkoly, wychowac tu kogos nietolerancyjnego chociazby na inne religie, lub tak fanatycznego, ktory w imie Boga sie wysadzi i przy okazji innych.

      Usuń
    3. Aniu:
      Jeszcze nie potrafię traktować Anabell jako Niemkę. Za mały ma staż ;)))
      Być może kontrola treści lekcji religii w szkole ma sens, ale też ją sobie nie wyobrażam, choć niekoniecznie w kwestii religijnego terroryzmu. Jaki szkoła może mieć wpływ na twierdzenia, że chrześcijanie, a szczególnie katolicy, to najlepsi ludzie na świecie? Do nieba pójdą... ;))) Tymczasem u nas jest zjawisko wręcz odwrotne. To ortodoksi zaczynają kontrolować treści przekazywane przez szkołę.

      Usuń
    4. "Jaki szkoła może mieć wpływ na twierdzenia, że chrześcijanie, a szczególnie katolicy, to najlepsi ludzie na świecie?"
      Nie ma takich twierdzen, nikt nie mowi tutaj w taki sposob. Obowiazuje poprawnosc. Poza tym ja za moich czasow tez nie slyszalam na lekcjach religii, ze jestesmy najlepsi. Konkurencji religijnej nie bylo:))

      Usuń
    5. Skoro nie było konkurencji, po co Ci mieli mówić, że jesteś wyznawczynią tej najlepszej religii? Niestety, dziś te inne podnoszą głowę, więc trzeba mówić, że nie ma lepszej religii niż katolicyzm (nawet nie chrześcijaństwo ogółem). A już nagminne jest twierdzenie, że katolicyzm jest „o niebo” lepszy od niewiary. ;)

      Usuń
    6. @ Asmo

      " A już nagminne jest twierdzenie, że katolicyzm jest „o niebo” lepszy od niewiary."

      Niewatpliwie zyjemy w roznych swiatach. Pomimo tego czytam polska prase, ogladam polska TV. Mie potrafie owej nagminnosci twierdzenia nigdzie wylapac.
      Moze mam stepione ucho, nie wiem? Ale na serio nie slysze czegos takiego nagminnie w polskich mediach. Wsrod moich znajomych nie ma rozmow , ani slowka nie pisna, ze niewiara jest gorsza .
      Masz albo pecha, natykajac sie non stop na tego typu okreslenia, czyli moze trzeba zmienic czytane periodyki lub srodowisko znajomych, ktorzy potrafia niewiare innym wytykac i ja detronizowac… albo przesadzasz i wyolbrzymiasz:))

      Usuń
    7. Może Tobie filtrują te wiadomości w Niemczech? ;)

      Mowa o lekcjach religii, choć i o ogólne media też chodzi. Podałbym Ci linki tych portali katolickich, takich stonowanych, gdzie nie ma artykułu, który by nie udowadniał tej wyższości bożego nieba nad piekłem ateizmu ;) , ale nie chcę Cię nimi zanudzać. Gdzie nie kopniesz, tam o wyższości katolicyzmu nad innymi religiami.

      Usuń
    8. Hm... ale ty na takowe lekcje nie chadzasz, nie bierzesz w nich udzialu, to skad mozesz wiedziec co i jak sie na nich wyklada? Skad wiesz, ze na zajeciach wywyzsza sie wiare chrzescijanska ponad inne? Byc moze z opowiesci innych, tyle tylko kim ci inni opowiadajacy sa?

      Usuń
    9. Z relacji na portalach internetowych. Jutro zasypie Cię linkami ;)
      Tak a propos – a Ty chodzisz teraz na te lekcje, że wiesz, że takich rzeczach nie ma mowy? ;)

      Usuń
    10. Nie chodze, ale znam relacje dzieciakow u rodziny w Polsce i dzieci kolezanek. Siostra ma dwoch synow. Kiedy chodzi o sprawy wiary, siostra ma jest kims w twoim stylu. Zacietrzewiona, nie czuje, klamia, otumaniaja… o dziwo pozwolila swym chlopakom na zajecia z religii chodzic, jakby wychowanie ich pod wzgledem duchowym troche jej zwisalo. Starszy szykuje sie na medycyne. Jest cholernie zdolny, oczytany w genetyce, ewolucjonizmie, bierze udzial w olimpiadach chemicznych ( ostatnio chyba na UJ w Krakowie) , a patrz… odbilo chlopakowi na tyle, ze na religie chadza bo sa ciekawe dyskusje. Jakby mu dyskusji na biologii i chemii nie wystarczalo. Mlodszy zas zapowiedzial , ze rezygnuje z religii , bo w tym roku bedzie bierzmowanie a on tego nie czuje. Po siostrze to splynelo, zas jej mlodszego, tego nieczuacego pociagu do bierzmowania, angazuja za jego oczywiscie zgoda do przedstawien koscielnych, bo ponoc na talent aktorski i nie jest "sztywnym, monotonnym" odtworca roli czy recytatorem. A on lubi sie pokazac, wiec bierze te propozycje. Nikt mu nic nie wypomnial, a on nie czuje sie gorszy od kumpli chodzacych na religie.
      Tak samo postapila corka przyjaciolki. Wypisala sie i do dalszych sakramentow nie ma zamiaru przystepowac, a w szkole, z tego powodu, nic sie nie dzieje. Totalny spokoj.
      Ja znam takie realia.

      Usuń
    11. Na podstawie dwóch gości chcesz mi pokazać przekrój młodzieży w Polsce? To ja zapytam inaczej: dlaczego w dużych miastach liczba uczęszczających na lekcje religii w ostatnich latach spada poniżej 50%? Gdyby te lekcje religii były atrakcyjne, a do tego mądre, jestem przekonany, że żadnego spadku by nie było. Nawet jeśli rodzice są letnimi katolikami.

      Usuń
    12. Masz tu trzy linki, trzy listy matek opisujące przeżycia ich dzieci w szkole w związku z religią. To tak w kontrze do Twojej znajomej ;)
      Jeśli nie masz dostępu do „Wyborczej” to ja Ci treść prześlę mailem…

      https://wyborcza.pl/7,95891,21668783,lekcje-religii-w-szkole-zenada-bezsilnosc-sredniowiecze.html
      https://wyborcza.pl/7,95891,21629247,twoja-mama-nie-kocha-boga-nie-pojdzie-do-nieba.html
      https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,21602912,mamo-boje-siedziec-sama-na-korytarzu-czyli-kosciol-ktory.html

      Aha, szukam jeszcze innych... ;)))

      Usuń
    13. Nie na podstawie dwoch. Nie bede opisywac bez liku, dalam ci pewne przyklady.
      Powiedz mi? Skoro liczba uczeszczajacych na religie spada ponizej 50% to raczej nie mozesz wysuwac tu hipotez , ze ludzie przezywaja nacisk slowny, slowne dreczenie, lub sa obdarzani niewybrednymi slowymi krytykam. Jak na moj gust odejscie z religii jest sprawa szalenie latwa, jak psytrykniecie z palca. Gdyby byly utrudnienia slowne, jakiekolwiek represje, psychiczne przymuszanie, spadek nie bylby az tak drastyczny. Widac spoleczenstwo ma w tyle kosciol. I nic dla owego spoleczenstwa slowne docinki nie znacza...a moze ich po prostu Asmo nie ma?
      Wiesz? Chyba Rademenes ma racje. To ty slownie , ile tylko mozesz dowalasz wierzacym. Nie wiem czy to wyczuwasz. Czytajac ciebie i twoj styl wypowiedzi jasnym jest , ze ma sie do czynienia z kims zajadle zwalczajacym kosciol:)))

      "Gdyby te lekcje religii były atrakcyjne, a do tego mądre,(…)"
      No patrz Asmo, jednoznaczna ocena. Znam takich, dla ktrorych owe lekcje religii sa atrakcyjne- chocby ow starszy moj siostrzeniec. Dla mnie lekcje religii w klasie maturalnej byly ekstra, super atrakcyjne ( tak, jak i etyka na drugim roku studiow). A mam do czynienia ze zlosliwcem , ktory na przekor twierdzi, ze lekcje religii sa nieatrakcyjnie. Moze ustalmy, ich atrakcyjnosc zalezy od prowadzacego nauczyciela. Dla mnie matma w szkole sredniej to byl moloch nie do ogarniecia, nudy niemozebne i brak zrozumienia. A na studiach tak ktos umial to poprowadzic, ze matma stala sie dla mnie jasna jak slonce, prosta i przejrzysta:))
      I tu mamy do czynienia z czyms co nazwalabym gustem. Jeden woli religie i historie , drugi matme i plastyke, trzeci chetnie wypierniczylby polski, a biologie oglosil krolowa nauk ( mialam taka kolezanke, ktora zaciecie klocila sie , ze na cholere jej przemyslenia jakiegis Mickiewicza lub ustalanie co Grochowiak mial na mysli w jednym ze swych wierszy… takie cos to wiedza nieprzydatna do zycia).
      Zostaw to bo nie dojdziemy do konsensusu. Uszanuj moje przykaldy, nie pomniejszaj ich zanczenia, ze tylko dwa. Ja zas chetnie przyjme do wiadomosci, ze religia nie musi byc nauczana w szkole.

      Usuń
    14. Nie przeczytam bo nie prenumeruje wyborczej

      Usuń
    15. Zapominasz, że dziś młodzież nie daje sobie w kaszę dmuchać, to my starsze pokolenia mieliśmy bezrefleksyjny i uniżony szacunek do tych w habitach. Jeśli masz na myśli rezygnację z lekcji religii, to rzeczywiście nie jest to trudne. Nie wiem jak w małych miasteczkach. Znałem jeden taki przykład, ale to tylko jeden i nie będę wyciągał ogólnych wniosków na jego podstawie.

      Wydaje mi się, że popełniasz jeden błąd, uogólniasz lekcje religii do klas ostatnich klas szkoły podstawowej i do średnich. Tylko, że największe „cuda” dzieją się tych klasach młodszych. I dlatego piszę, że nie zawsze są mądre, co zależy przede wszystkim od katechety (i tu się z Tobą w pełni zgadzam). A nie powiesz mi, że wszyscy są idealni. Jest jednak różnica między przedmiotami szkolnymi a religią. Te pierwsze są obowiązkowe, więc mogą się trafiać beznadziejni nauczyciele, i ich się eliminuje. Ponieważ religia jest na zasadzie dobrowolności, tu nie mają prawa tacy istnieć, a jednak istnieją, i ich nie da się ruszyć, bo szkoła nie jest władna. I gusta nie mają tu nic do rzeczy.

      PS. Jak chcesz prześlę Ci treść, ale to tylko zależy od Ciebie

      Usuń
  3. Mnie to akurat ani ziebi, ani grzeje. Moje pokolenie nie mialo religii w szkole i tez jakos bylo. Calkiem fajnie bylo:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapytałbym: i komu to przeszkadzało? Sam też chodziłem na lekcje religii poza szkołą (poza pierwszą klasą podstawówki – wtedy była jeszcze w szkołach, choć wokoło szalała komuna).

      Usuń
  4. W sumie to bez znaczenia, gdzie odbywają się lekcje religii - ważne kto i jak je prowadzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca się z Tobą zgodzę. Gdyby wszyscy uczniowie byli wierzący, to pewnie tak, ale nie są. A ci pierwsi mają ten profit, że ocena z religii, dość łatwa do zdobycia w stopniu celującym, podwyższa średnią ocenę ucznia. A to przyznaj, nie jest sprawiedliwy system oceny.

      Usuń
    2. Znajomość dekalogu jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

      Usuń
    3. Jakbym słyszał mojego ojca, który mówił: „religia jeszcze nikomu nie zaszkodziła”. ;) Problem w tym, że też nikomu nie pomaga. Nowy bóg – konsumpcjonizm – ma się dobrze, ludzie nie chcą święcić dnia świętego, kradną, zabijają, cudzołożą, nie szanują rodziców i obmawiają bliźnich mimo, że wszyscy, nie tylko katolicy, Dekalog znają.

      Usuń
    4. Niby wszyscy znają Dekalog a tylko nieliczni eis do niego stosują

      Ja tu chyba już gdzieś komentarz wstawiłam,tylko teraz go nie widzę :(
      Czy drugi blog też można ustawić na komentowanie przez Nazwa/adres URL

      Usuń
    5. Asenata:

      Zadajesz niewygodne pytania ;))) Kompletnie nie wiem o jakim ustawieniu piszesz ;)

      Jeśli zaś chodzi o Dekalog to większość stosuje się do 4, 5 i 7 przykazania, choć myślę, że bardziej podświadomie, niż w Niego patrząc.

      Usuń
    6. Jeszcze nie zdążyłam żadnego niewygodnego pytania zadać. Chociaż nieraz mi się to zdarza.
      Na drugim blogu https://zrzeda.blogspot.com/ nie mogę zostawić komentarza,bo nie mam e-maila w gmailu
      Jeśli chodzi o Dekalog to dużo by pisać
      Koleżanka Szarabajka poleciła blog jako ciekawy ,więc jestem

      Usuń
    7. Kiedyś zablokowałem dostęp anonimowym z powodu hajtera. Sprawdzę opcje i spróbują zdjąć to zabezpieczenie :)

      Szarabajka? No proszę, kto by pomyślał, muszę jej podziękować za reklamę ;)

      Usuń