niedziela, 5 stycznia 2020

Asmo, gdzie ty masz sumienie?


   Mnie, walczącego z hipokryzją nie tylko ważnych ludzi Kościoła, ale i polityków – zarzucono właśnie postawę człowieka hipokryty. Przez jeden jedyny czyn, do którego zresztą sam się przyznałem, datek na remont kościoła, gdy byłem już ateistą. Jakże tak można, nie wierzyć w Boga, a jednocześnie przykładać rękę (z datkiem) do remontu budowli, która jest nieodłącznym elementem wiary, tu katolickiej. Wynika z tego, że bardziej racjonalnym (sensownym?) dla mnie postępkiem byłoby kościoły burzyć. Burzyć do fundamentów.

  Być może tak by należało, ale wtedy musiałbym nie mieć sumienia, albo być idiotą, który myśli, że jak nie będzie kościołów to zniknie wiara. Drugi przypadek całkowicie pominę, bo jest aż tak absurdalny, że nie wart żadnego rozważania. Ja tu przetoczę treść kanonu 1782 KKK: „Człowiek ma prawo działać zgodnie z sumieniem i wolnością, by osobiście podejmować decyzje moralne. Nie wolno więc go zmuszać, aby postępował wbrew swojemu sumieniu. Ale nie wolno mu też przeszkadzać w postępowaniu zgodnie z własnym sumieniem, zwłaszcza w dziedzinie religijnej”, z którego wynika jasno i niezbicie, że nie wolno mi przeszkadzać nikomu na płaszczyźnie wiary i religii. I jakem ateista, trudno mi się z tym nie zgodzić, choć mam duże zastrzeżenia do niektórych przejawów religijności, szczególnie wtedy, gdy wbrew temu kanonowi, narzuca się ją innym. Tak więc sumienie nie pozwala mi burzyć budowli będących przedmiotem kultu religijnego, a jednocześnie istnienie bezinteresownej empatii pozwala nawet przyłożyć rękę (z datkiem) na remont tychże budowli. Empatii skierowanej na społeczność wiejską, gdzie religijność ma duże znaczenie.

  Niestety, nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogłoby być gorzej. Oto niejaki abp Gądecki usiłuje mi dowieść, że moje sumienie nie jest moją prywatną sprawą (sic!) Z jego słów wynika, że „Człowiek bowiem ma w sercu wpisane przez Boga prawo [na którym opiera się sumienie – dopisek mój]; posłuszeństwo temu prawu stanowi właśnie o jego godności, i według niego on sam będzie osądzony. W sumieniu Pan Bóg prowadzi dialog nie tylko z ludźmi wierzącymi, ale także z niewierzącymi. Przemawia w każdym człowieku przez jego rozumną naturę, której jest stwórcą1. Najpierw zapytam, gdzie w tych słowach jest ów kanon 1782 KKK? Ponieważ diametralnie różnimy się w podejściu do tego, co zwykło się rozumieć przez Boga, wynikałoby z tego, że ja sumienia już nie mam, gdyż przez wybór ateizmu to boskie prawo wykasowałem. Innymi słowy, moje sumienie jest błędne: „Najgroźniejsza jest sytuacja, gdy człowiek sam uzurpuje sobie władzę decydowania o tym co jest dobre, a co złe. Taka właśnie sytuacja doprowadziła do grzechu pierworodnego”. Zastanawiam się dla kogo ta sytuacja jest najgroźniejsza i wychodzi mi, że tylko dla Kościołów chrześcijańskich, które wciąż plotą głupoty o grzechu pierworodnym jako niezbitym fakcie. Bo bez tego grzechu niemal wszystko się wali, przede wszystkim zaś sens odkupienia. A przecież ponad wszelką wątpliwość udowodniono, że ów mit o grzechu pierworodnym jest li tylko alegorią, mającą wytłumaczyć przyczynę trudów i znoju życia ludzkiego. Gdyby nie ów parawan – jakim jest grzech pierworodny, trzeba by uznać, że to Bóg tak urządził nam ten świat, a przecież Bóg jest samym dobrem.

  Na chwilę wróćmy do tego rzekomo wpisanego nam przez Boga prawa, które ma kształtować nasze sumienia. Chyba nie wymyślono większego kłamstwa. De facto katolickie sumienie, za Jeanem Cocteau’em, to twór: „który nie powstrzymuje nas od grzechu, przeszkadza tylko się nim cieszyć”. Tymczasem człowiek jest sam zdolny podjąć trud tworzenia samoograniczeń. Powoduje nim tylko zdrowy egoizm. Jak by na to nie patrzeć, religijne pojęcie sumienia to nic innego, jak kaganiec nałożony na czas kształtowania, by nie napisać indoktrynacji, naszej osobowości, i tak do..., do samej śmierci. Wiem, co piszę, wszak byłem religijnie indoktrynowany przez całą młodość, a co jeszcze przez długie lata odbijało się na mojej psychice, poprzez wyolbrzymione poczucie winy. Mało, że miałem poczucie winy wobec bliźnich, to jeszcze większe wobec Boga, chociażby przez fakty kołatania się we mnie sprośnych myśli. Nie da się ukryć, że człowiek z poczuciem winy będzie lgnął do tej religii, która nie tyle go z poczucia winy uwolni, ile daje mu nadzieję, że będzie mu ta wina odpuszczona, i może o grzechu przestać myśleć (czytaj: popełnić go kolejny raz). Oczywiście nie za darmo, i wcale nie mam na myśli pieniędzy. Dziś mam dużo lżej, tak o trzy czwarte ciężaru tego poczucia winy. Nie pozbywam się go, gdy naprzykrzam się bliźnim, ale nie mam go już w ogóle wobec Boga, na przykład przez lenistwo (czytaj: totalną niechęć i brak zrozumienia sensu) do modlitwy i innych praktyk religijnych.

  Jest jednak w tej jego, arcybiskupa opinii coś, z czym się muszę całkowicie zgodzić. Stwierdza: „Pewną formą zaburzonego sumienia jest fanatyzm. Z reguły ogranicza się on do wąskiego zespołu przekonań oraz inspirowanych przez nie działań. Polega na bezkrytycznej wierze we własną słuszność i łączy się z postawą nietolerancji wobec innych, a nawet z potrzebą walki” – wypisz, wymaluj postawa instytucjonalnego Kościoła katolickiego w Polsce, choć pewnie nie to miał na myśli.





42 komentarze:

  1. W sumie nie wiem o czym dokładnie chciałeś pisać, o swoim sumieniu katolickim, czy jakimś swoim prywatnej dywagacji czym to sumienie może być, więc tak jakby nie ma z czym dyskutować.
    Ale ten cytat z Cocteau "Sumienie - twór który nie powstrzymuje nas od grzechu, przeszkadza tylko się nim cieszyć - bzdurny jakiś. Bo jeżeli nas grzech nie cieszy i wiadomo że będzie nas potem świadomość występku dręczyć, na ogół właśnie powstrzymujemy się od niego. Tak jakby ktoś nie lubił kawioru i jadł go łychami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, może nie tyle nie lubił, co wiedział że będzie go po nim bolał brzuch.

      Usuń
    2. albo jak wielu, przynajmniej kiedys, nachlac sie wodki , jest chwilowa zabawa, a na drugi dzien z wyra zwlec sie nie moze, bo go glowa nachrzania. Tu go boli, tam go boli …. kac meczy.

      Usuń
    3. Zabawne. Moi główni oponenci nie wiedzą o czym piszę, he, he, he...
      Nie wiedzą, ale i tak mają coś przeciw, ha, ha, ha...

      Skoro twierdzisz, że w mojej prywatnej dywagacji odnoszę się do katolickiego sumienia, które podobno mam, i nie ma o czym dyskutować, to może odniósłbyś do opinii abp Gądeckiego? Tylko Tobie po prostu nie wypada, źle o hierarchach.
      Cytat wcale nie jest durny, celnie trafia w istotę sumienia katolickiego, a nie mojego. Nikt Ci nie każe jeść kawioru, jeśli go nie lubisz. Ale gdybyś lubił, może się okazać, że zżarłeś jeszcze niepoczęte i nienarodzone istoty rybie ;), wiec powinieneś mieć wyrzuty sumienia. A tak między nami, nie słyszałem, aby kogoś po kawiorze bolał brzuch. Chyba, że przy okazji nażarł się tradycyjnej polskiej potrawy – fasolki po bretońsku... ;)))

      Usuń
    4. Aniu:

      Skoro o alkoholu, to właściwy przykład. Jeśli jesteś katoliczką, a podobno jesteś, wystarczy, że w Wielki Piątek napijesz się jeden (słownie: jeden) kieliszeczek pysznej wiśnióweczki ku zdrowotności, to Twoje sumienie z miejsca powinno Ci strasznie ciążyć. I o tym pisze Cocteau ;)

      Usuń
    5. Znam inny, dosadniejszy przyklad. Kobieta tzw starej daty. Jej ciazylo, kiedy jej maz w piatki namawial ja na seks. Zamkniete i koniec, bo to dzien Meki Panskiej:)

      Usuń
    6. Nie wiem do końca Asmo jak to jest z tym kieliszeczkiem wiśnióweczki w Wielki Piątek ku zdrowotności wypitym. :)
      O ile dobrze pamiętam księża zawsze mówią, żeby było wolne od pokarmów mięsnych i tylko 3 posiłki, w tym tylko jeden "do sytości", a dwa skromne.
      O wiśnióweczce, zwłaszcza ku zdrowotności ani słowa nie wspominają. Może więc tylko wcześniej trzeba te wiśnie staranniej przebierać, żeby bez robaków było …. :)

      Usuń
    7. kiedyś /ujuj, tak spore kiedyś/ pewien ksiądz tłumaczył mi katolicką ideę postu, że jest to świadoma i dobrowolna deprywacja przyjemności w celach pokutnych... tedy mi wyszło, że gdybym był katolikiem, to w czwartek wieczorem powinienem porządnie się udynić alkoholem, bo piątkowy kac pozbawi mnie przyjemności życia... ksiądz po tym dictum zmienił temat, ale coś chyba do niego trafiło, bo faktycznie się udynił, jak szpadel... dodam dla uzupełnienia, że dyskusja miała miejsce w czwartek, w pewnej warszawskiej miodosytni na Nowym Mieście zwanej "Pasieka"...

      Usuń
    8. Mario, też nie wiem jak to jest z kieliszeczkiem wiśnióweczki dla zdrowotności w Wielki Piątek ;)
      Tu chodziło tylko o zobrazowanie tego, co miał na myśli Cocteau. Drobne przyjemności z powodów religijnych stają się obciążeniem naszego sumienia.

      Usuń
    9. Nie wiem czemu mi ma nie wypadać pisać źle o hierarchach kościelnych. W odróżnieniu od Ciebie mam na ogół gdzieś to co mówią i nie mam potrzeby się po prostu o tym rozpisywać, bo to dla mnie strata czasu.

      I nie masz co tak się rechotać, bo ani słowa nie napisałem że mam coś przeciw temu co piszesz, w tej sekundzie tyle mnie to obeszło, co słowa apb. Gądeckiego - nie odniosłem się wszak do ani jednego Twojego słowa - tylko do cytatu, który przytoczyłeś - dowodzi to tylko tyle, że może niekoniecznie obaj musicie wiedzieć czym tak naprawdę to sumienie katolickie jest - skoro takiego elementu nie posiadacie.

      Usuń
    10. Ale źle mówić i szydzić z gospodarza tego blogu to już nie jest strata czasu? Spokojnie, ja nie czynię Ci zarzutów, ja tylko po swojemu rozumuję Twoje słowa.

      Mierzi Cię cytat, który to ja przytoczyłem, i z którym to ja się w pełni zgadzam. I na domiar wszystkiego przeinaczasz jego znaczenie. Skoro ja nie wiem, co to jest katolickie sumienie, które mnie trawiło przez kilka dekad, to kto ma wiedzieć? Przecież nie Ty, który podobno nigdy katolikiem nie byłeś. Swoją drogą powinieneś się zdecydować, bo raz pomawiasz mnie o katolickie sumienie, by w drugim komentarzu zarzucać mi, że nie wiem, co to jest ;)

      Usuń
    11. Ależ gdzieżeś się dopatrzył tego szydzenia i źle mówienia? :)

      Cytat mnie nie mierzi - jest według mnie po prostu głupawy. Poza tym sam nie za bardzo mogłeś się odnaleźć w tym swoim katolicyzmie, skoro wykonałeś woltę o 180 stopni, więc chyba się raczej nie mylę twierdząc że to sumienie też z czymś tam pomyliłeś. Nie mam pojęcia np. jakie to to "drobne przyjemności" obciążają katolickie sumienie. Chyba że masz na myśli grzechy po prostu.
      Nigdy nie twierdziłem że nie byłem katolikiem - byłem. Kiedyś wierzyłem też bez zastrzeżeń w to co mówią na kazaniach - potem stwierdziłem że mogą być inne możliwości

      - a prawdy człowiek nie jest w stanie poznać - aczkolwiek nie mam jakiejś palącej potrzeby negowania tego w co tam sobie ktoś wierzy.
      W sumie masz z jednym rację - brak przecinka między swoim sumieniem i katolickim gmatwa tu nam sprawę...

      Usuń
  2. Ciekawe rozważania. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że ciekawie to dopiero będzie w komentarzach ;)))

      Odwzajemniam pozdrowienia ;)

      Usuń
  3. Nie wiem o co ci biega Asmo. Zamiast na ten kosciol , jako niewierzaca , dalabym taka pule pieniedzy na jakis dom dziecka. Jest tyle mozliwosci pomocy, wykazania owej empatii. Mozna wejsc w jakas dlugotrwala pomoc w stylu finansowania komus edukacji. Jakiejs babci, ktora wychowuje sama wnuki cos zasponsorowac. Na serio, tyle pieknych celow i mozliwosci pomocy innym, ze na co niewierzacemu bawic sie w remonty kosciolow? Moze mieszkanie jakiemus starszemu czlwoiekowi wyremontowac, aby zyl w przyzwoitych warunkach ( emeryci sie nie przelewa), zrobic mu cos na styl remontu kosciola... Kosciol sobie z toba, czy bez ciebie z pewnoscia poradzi. Moze chciales po prostu zaistniec na spotkaniu zarzadu parafii? Zeby glosno o tobie bylo, walnac im przy okazji pare razy piescia w stol, ze niecnie postepuja, chociazby wymieniajac sponsorow z imienia i nazwiska… no takie twoje porzadki chciales zaprowadzic:))
    Na co ci ten kosciol Asmo?
    Empatie mozesz tak pieknie pokazac w roznych innych sytuacjach zyciowych i innychmiejscach niz kosciol, i nie bawic sie w dzwiganie z ruin czegos co ponoc opusciles.
    Ale rob co chcesz i dawaj kase komu chcesz. Tyle tylko ze zwiazany jestes z ta instytucja szalenie mocno:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Z ta hipokryzja to moze byc u ciebie tak, jak u kogos, kto wszem i wobec oglasza, ze nie spozywa miesa. Oglasza, trabi, a w zaciszu domowym palaszuje kanapke z kielbasa.
    Wszem i wobec glosisz, ze jestes ateista. Kreci cie ewolucjonizm. A w zaciszu domowym datek na kosciol. Byc moze przyjecie ksiedza chodzacego po koledzie? Byc moze wpadniecie na Msze Sw., aby sprawdzic co slychac u starych, dobrych znajomych …. a co to szkodzi w byciu ateista, nieprawdaz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodzi z Ciebie cała katolicka mentalność ;)

      Skąd Ci przyszło na myśl, że moja empatia skończyła się na datku na remont kościoła (a nie na kościół)? Już Ci napisałem poprzednio, że moja empatia jest bezinteresowna, więc nie będę się tu chwalił swoimi działania na rzecz innych. Ale wspomnę jeszcze o jednej, bo tak ma większość. Jeden procent mojego podatku idzie na konkretny Dom Dziecka, w którym działałem również charytatywnie, na zasadzie wolontariatu. A na Domu Dziecka się nie kończyło, więc zamiast mnie oceniać, nie znając mnie zupełnie, zastanów się czy Twoje porady, co do kierunków mojej pomocy są na miejscu. Tu Cię tylko zapewnię, że następna notka, w podobnym temacie, zbulwersuje Cię jeszcze bardziej...

      Znów trafiłaś kulą w płot, gdyż ja jem mięso na potęgę i wcale się z tym nie kryję. Za to czasami trafia mi się zjeść coś wegetariańskiego, z czym też się nie kryję ;)))

      Nie, kolędy nie przyjmuję i nie dlatego, że miałbym nie lubić księdza, którego przecież nie znam. Mógłby się okazać całkiem spoko facetem. Problem w tym, że odczyniałby mi w mieszkaniu czary-mary, a tego już mój ateizm nie trawi. Natomiast, co do znajomych – mam prawie samych wierzących (tylko jednego ateistę) i spotykam się z nimi dość chętnie. Na wszelki wypadek nie dyskutujemy o ateizmie, choć są świadomi mojego światopoglądu.

      Usuń
    2. Juz mi nawet nie chodzi o ta twoja empatie, taka bezbrzezna jak ocean. Szarpiesz ten kosciol jak Szarik przednia kosc. Tyle tam masz do zarzucenia ludziom nieprawosci, hipokryzji, zlego prowadzenia sie, mordow, jedzenia osmiorniczek ( sorry nie stac cie na nie- zamiast na kosciol wywalac kase, kup se czlowieku te osmiorniczki, pozyj rozpustnie pod wzgledem jadla). Czasami czytajac ciebie niejeden burdel wydaje mi sie czystszy niz instytucja kosciola. Za moment sprawy odkrecasz, ten burdelowy kosciol ma jednak jakies zasady. Te robione w ciula owce… no , no nie tak latwo je w tego ciula robic i jakby sie nie wydawalo i one kontroluja przeplyw kasy w kosciele. Potrafia pokazac ksiedzu fakolca.
      No ale dla ciebie to miejsce pelne zgnilizny i z tej zgnilizny pochodza prawie wszyscy twoi znajomi.
      Wydaje mi sie czasami, ze z toba trudno jest byc w zwiazku, bo nie odpuszczasz. Jestes w glebokim zwiazku z kosciolem katolickim i wydaje mi sie, ze stasznie trudny jestes w tym ukladzie. Byc moze meczacy, doszukujacy sie u bliskich hipokryzji? Skoro szarpiesz ten kosciol jak Szarik kosc, to trudno mi wyobrazic sobie, ze dyplomatycznie i sprawnie zostawiasz kosciol, w rozmowach ze znajomymi , w spokoju. Przeciez tylko jeden kumpel to ateista. Jak to jest Asmo?
      Nawet sluchac nie chce ile i komu do kieszeni ladujesz ( moja tesciowa tak sie chwalila, a na boku potrafila obdarowanym niezle namieszac i skoro dala kase to powinno byc tak, jak ona obdarowanym sugeruje, ze byc powinno) , ale tez nie chce sluchac, ze ktos wpierdala osmiorniczki, a ty taki prawy i nie wpierniczasz bo ciebie na osmiorniczki nie stac. O wiele czystszy i naturalniejszy bedzie twoj czyn, jezeli sobie kupisz to, co komus wymawiasz, sprobujesz, zjesz , bo wlasnie takie dobre, luksusowe i stac cie, a nie napelnisz skarbony moznych.
      To jest jakis galimatjas wewnetrzny. No ale nie mi sie z tym uporywac.

      Powiem ci jak ja mam. Odchodze z jakiejs instytucji, to z reguly przestaje mnie ona obchodzic.
      Swoje problemy finansowe niech rozwiazuja ludzie tam sami. A kiedy chce wdawac sie w dzialalnosc charytatywna to jest multum mozliwosci na swiecie. Zas kosciol, szczegolnie w Polsce, spokojnie sobie poradzi. Na takich wsiach sa babcie, ktore potrafia cale renty, czy tez emerytury na potrzeby kosciola przeznaczac. Pamietam jak w mojej miejscowosc dwie umierajace osoby caly dobytek na kosciol oddaly, byly to przylegajace do klasztoru ziemie i budynki:)) Tak, ze spokojnie...

      Usuń
    3. I zeby nie bylo. Ten komentarz pisze wylacznie z empatii do ciebie.
      Ponoc sytuacja emerytow w Polsce bywa zatrwazajaca. Ogladalam reportaze o starszych osobach zyjacych za 800 zl. Nad starym malo kto sie pochyli. Starosc nie bywa ladna. Szybciej ludzi wzruszy los malego dziecka. W dzieci nalezy inwestowac, to przyszlosc narodu. Starzy ludzie to przeszlosc.
      Mecza mnie te babcie oddajace krwawice na kosciol. Meczy mnie ludzie mowiacy ilez to oni sobie odmawiaja, a inni zyja ponad stan….
      Dbaj o siebie ( choc wiem, ze dbasz). A skoro dajesz, to na litosc, nie wymawiaj kogo i na co stac, a ciebie nie stac, gdyz mi sie serce rozdziera, ze taki zacny czlek musi se od ust odejmowac i pasc dupska innych… szczegolnie ten w starszym wieku:))

      Usuń
    4. Nie bez kozery napisałem o tej katolickiej mentalności, bo teraz ją doskonale potwierdzasz. Nie wiesz, co to jest być niewierzącym, ale wiesz jakbyś postąpiła będąc niewierzącą. W dodatku pomieszałaś wszystko, co było możliwe do pomieszania. Owszem, jest we mnie spora niechęć, ale ona dotyczy klerykalizmu, a nie wiary katolickiej. Owszem, dziś ta wiara wydaje mi się pozbawiona sensu, ale jeśli ktoś takiego sensu potrzebuje, nic mi do tego, tak jak nikomu nic do tego, że wybrałem ateizm. Owszem, jest coś w tym, że owieczki „robi się w ciula”, tylko tak jak nienawidzę wszystkich reżimów i ideologii gdzie „robi się w ciula” towarzyszy, obywateli, naród, prawdziwych Polaków, tak samo jest z religią katolicką. Ideowi przywódcy wiodą swoje owieczki na rzeź, i niestety, nawet warczący Szarik nic tu nie pomoże. Choć taki Szarik jest potrzebny, aby bronił mojej twierdzy (czytaj: mojego sumienia i moich poglądów). Dodam, że warczący, a nie szczekający. Pies, który szczeka nie gryzie (sumień innych).

      Czy ze mną trudno jest być w związku? Mnie trudno orzekać, musiałabyś określić o jaki związek chodzi ;))) na pewno nie jest łatwo, bo nie tylko z Kościołem wziąłem rozwód. Nie muszę szukać hipokryzji, ta z reguły jest łatwo dostrzegalna, o ile wie się czym hipokryzja jest i na ile nas mierzi. A mnie mierzi okrutnie, gdy jest ponad stan do przyjęcia. Nie będę się złościł na kogoś, kto twierdzi, że jest katolikiem, a nie spełnia podstawowych obowiązków religijnych. Nie będę się czepiał babć moherowych, które ostatni wdowi grosz dają na Imperium Rydzyka, skoro im to sprawia przyjemność i zapewnia przekonanie, że z tego powodu będą zbawione. Za to nie pozostawię suchej nitki na Rydzyku, że tak bez cienia poczucia winy, bez sumienia, te babcie wykorzystuje.

      Jesteś ostatnią osobą, której bym się przyznał na co przeznaczam swoją emeryturę. Jest moja, solennie sobie na nią zapracowałem (mój ulubiony argument) ;) Mogę tylko zapewnić, że wydaję więcej na własne przyjemności, niż na cele charytatywne.
      Piszesz „Kościół sobie poradzi” i ja się z Tobą zgodzę. Pytanie dotyczy tego, czy popadające w ruinę kościółki sobie poradzą? Fakt, mógłbym na ten przykład wspomóc remont jakiegoś muzeum, ale w obu wypadkach rzecz dotyczy murów, a nie idei, które te budowle prezentują. Nie mam żadnej gwarancji, że taki Gliński nie przekształci owo muzeum regionalne w przybytek PiS z jego postrzeganiem historii żołnierzy wyklętych..., czyli na jedno wychodzi.

      Usuń
    5. Nie podobno, a na pewni sytuacja wielu emerytów w Polsce jest zatrważająca. Ale tu jesteś w błędzie, ja nie żyję ponad stan, a mimo to nie mam prawa narzekać, że mi na coś brakuje. Owszem, chciałbym dużo, dużo więcej niż, to co leży w moim zasięgu, tylko na te zachcianki trzeba patrzeć realnie. Natomiast ci, którym ZUS daje dziś nawet nie zawsze 800 zł, w jakimś sensie są sami sobie winni, choć najwięcej winien jest system emerytalny i tu ich pretensje są jak najbardziej uzasadnione. Młodym byczkom, którzy zarabiają krocie, daje się kasę za posiadanie dzieci, dla starych, zniedołężniałych ludzi nawet socjal w rodzaju ulg na leki, opał, czynsz itp., jest parodią, wręcz kpiną opieki socjalnej.
      Tyle, że tego dziś nawet Salomon nie naprawi, skoro istnieje taga niezgoda w narodzie. Nie będę wskazywał palcem, kto tej niezgody jest źródłem.

      Usuń
    6. "Nie bez kozery napisałem o tej katolickiej mentalności, bo teraz ją doskonale potwierdzasz."

      Nie lubie mowic, ze cos na jakas konkretna mentalnosc. Wydaje mi sie jednak, jezeli o tym mowimy, ze to wlasnie ty przejawiasz spore poklady katolickiej mentalnosci. Przywolam tego Bogu ducha winnego Szarika. Zachowujesz sie jak pies przywiazany na lancuchu, ktory za bardzo odskoczyc nie moze . Krazy wokol terenu , warczy i byc moze chetnie by sobie pobiegal gdzies dalej, ale lancuch ( uwiazanie) trzyma.

      Z ta twoja niewiara moze byc podobnie jak z wiara mojego tescia: ksiedza gdzies podwiezc, ksiedza odebrac, zaprosic na obiad, zaangazowac sie w jakis koscielny projekt, zajac pierwsze lawki na Mszy Sw. Kiedy zas sie zestarzal i czul tchnienie innego swiata to z byle przyczyny walil do lekarzy i z powodu zadartego paznokcia najlepiej jakby go karetka na sygnale do szpitala wiozla. Absolutnie nie mam mu tego za zle. Ponoc ludzie w starszym wieku sa tak do zycia przywiazani, tak je kochaja i sie nim rozkoszuja, ze mlodzi pod tym wzgledem starszym do piet nie dorastaja.
      No ale kiedy odchodzil to nie bylo to odejscie na zasadzie: "Pozwolcie mi odejsc do domu mego Ojca", a raczej : "A kto tam wie, jak tam jest? Nikt nam tego nie opowiedzial... wielka niewiadoma".
      Nie wiem Asmo jak z tym u ciebie. Natomiast to wierne trwanie, warczenie, pilnowanie… no, no, moze odskoczyles na dlugosc lancucha, ale w srodku nadzieja sie tli, pomimo wszelkich niewierzacych deklaracji:))

      ". Nie muszę szukać hipokryzji, ta z reguły jest łatwo dostrzegalna, o ile wie się czym hipokryzja jest i na ile nas mierzi."
      To prawda. Zawsze negatywne rzeczy sa latwo zauwazalne, dostrzegalne u innych, tych na zewnatrz. Natomiast znalezienie tego samego w sobie to juz prawie jak duchowe mistrzostwo swiata . No ale leniuchy duchowe raxczej na to nie wpadaja, bo z reguyl interesuje ich bardziej ten swiat zewnetrzny, niz ich wlasne wnetrze. Nie lubie czytac wypowiedzi w stylu: "U mnie mogli by ze swieca szukac ( i tutaj pada jakas negatywna cecha), ale nie znajda", " Dolara temu, kto we mnie cos znajdzie". To dopiero bufony.
      Zawsze szybciej zarzucimy cos obcym niz sobie samym.
      "A czemu widzisz źdźbło w oku brata swego, a belki w oku swoim nie dostrzegasz? "
      Mnie tez mierzi obluda innych. Moja wlasna? A gdzie tam.. nie ma czegos takiego:))

      Usuń
    7. " Ale tu jesteś w błędzie, ja nie żyję ponad stan, a mimo to nie mam prawa narzekać, że mi na coś brakuje."
      W jakim bledzie jestem? Czy zarzucilam ci, ze zyjesz ponad stan? Wez bo to sie robi meczace. W jednym z komentarzy zarzuciles, ze w kosciele ktos wpiernicza osmiorniczki a ty nie, bo cie na osmiorniczki nie stac. Napisalam wiec, abys zadbal w pierwszej kolejnosci o te osmiorniczki dla siebie samego, a potem bawil sie w dzialalnosc charytatywna:) Bo nie znosze takiej "prawosci wewnetrznej", ze ktos sobie od ust odejmuje, aby inni , ci co nie odejmuja, mogli nacieszyc sie chociazby miejscem swego kultu. To jest niepoprawne mowienie, myslenie, pisanie. Troche to chore.

      " Za to nie pozostawię suchej nitki na Rydzyku, że tak bez cienia poczucia winy, bez sumienia, te babcie wykorzystuje."
      Musialbys z Rydzykiem i tymi babciami pogadac. Napic sie z nimi wspolnie herbatki, wisnioweczki czy czego tam jeszcze? Moze sie okazac, podczas przyjemnej , kurtuazyjnej rozmwy, ze babcie nie czuja sie wykorzystane i Rydzyk absolutnie ich nie wykorzystuje. :))

      Usuń
    8. Wiesz, ja mam sporo „felerów”, którymi nie zamierzam się chwalić, ale na pewno nie znajdziesz w nich hipokryzji, przynajmniej nawet w dziesiątej części takiej, którą opisuję. Na szczęście nie mam też nic z Twojego teścia, żadnych usług dla księży. Raz podwiozłem pewną zakonnicę, która okazała się oszustką, bo tylko habit zakonny nosiła. Coś chciała ode mnie wyłudzić, ale na szczęcie nie miałem przy sobie żadnej gotówki. ;) I nawet gdy byłem wierzącym, nigdy do pierwszej ławki się nie pchałem, ani też nigdy zdrowia nie powierzałem mocy modlitwy.

      Już kilka razy tłumaczyłem, moje zainteresowanie Kościołem dziś bez wątpienia wiąże się z tym, że kiedyś byłem wierzącym, i ja w tym nic dziwnego nie widzę. Pisałem też, że przejście na ateizm, to nie jest zwykłe pstryknięcie palcami, lub jeśli tak Ci zależy na porównaniu do psa – zwykłym gwizdnięcie na Szarkia, który przybiega do nogi. Oba ta czynniki ściśle wiążą się z dzisiejszymi zainteresowaniami, choć nie ograniczam ich do tylko do Kościoła. Niemniej nie mam najmniejszego zamiaru aportować na wołanie Kościoła.

      Napisałaś: „Meczy mnie ludzie mówiący ileż to oni sobie odmawiają, a inni żyją ponad stan”, więc nie dziw się, że wziąłem to do siebie, wszak mam pretensje, że niektórzy żyją ponad stan, choć podobno nic nie jest ich własnością. Wiesz, gdzie ja mam owe ośmiorniczki? Nie wypowiem się, ale nie one tu są najważniejsze. Istotą jest to, że ci, co żyją ponad stan wzywają do miłosierdzia i wspierania najuboższych, choć sami nie dają nic. No, ale oni przecież nic nie mają... (sic!) Już Piotrowi napisałem, Watykan stał się molochem, który nic nie jest dziś w stanie dać od siebie, przytłoczony ciężarem własnego bogactwa. A społeczności wiernych łamią nogi na rozwalających się podłogach kościołów. Tyle, że owo „wiernych” nie ma tu żadnego znaczenia, liczy się społeczność. Gdyby podobna sytuacja miała miejsce w cerkwi, postąpiłbym tak samo. Gdyby we wiosce był szpital z podobnymi problemami, też nie miałbym skrupułów.

      Natomiast zastanawia mnie Twoje podejście do takich spraw. Rozumiem, mieszkając poza krajem, takie sprawy dziś Cię nie interesują. Tam ksiądz dostaje pieniądze z podatków, i to w jego interesie leży to, by wierni w kościele czuli się komfortowo, bo inaczej ich straci. Rozumiem też, że czujesz się społecznością wiernych, cząstką Kościoła. Skąd wobec tego Twoja niechęć, do pomocy charytatywnej skierowanych na potrzeby wiernych? Tego już niestety nie rozumiem.

      Usuń
    9. Nie będę rozmawiał ani z Rydzykiem, ani z babciami. Już Ci napisałem, że postawa tych babć i dziadków mnie nie interesuje. Robią to, co chcą. Zaś dyskusja z takim złodziejem, oszołomem i hipokrytą jak Rydzyk, nie ma najmniejszego sensu. Mnie tylko dziwi, że ta jego „działalność’ nie budzi zastrzeżeń hierarchów i polityków, o Watykanie nie wspomnę. Czy tak powinna wyglądać ewangelizacja? Facet wozi dupę po całym świecie w poszukiwaniu sponsorów, skutecznie, a mimo to ani myśli wspomagać biednych. I teraz pytanie: czy należy zrezygnować z jakiejkolwiek pomocy wiernym czekając cierpliwie (czytaj: do końca świata i jeden dzień dłużej) aż tacy ludzie w koloratkach się opamiętają? I znów mi przychodzi na myśl Matka Teresa, a raczej jej przytułki, gdzie dopiero po jej śmierci i nagłośnieniu warunków jakie tam panowały, zmieniono wreszcie folię na prześcieradła z materiału, a siostry kieruje się na kursy opieki pielęgniarskiej. I tu Ci uświadomię, te nwe działania nie są sponsorowane li tylko przez wierzących.

      Usuń
    10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    11. "Natomiast zastanawia mnie Twoje podejście do takich spraw. Rozumiem, mieszkając poza krajem, takie sprawy dziś Cię nie interesują. Tam ksiądz dostaje pieniądze z podatków, i to w jego interesie leży to, by wierni w kościele czuli się komfortowo, bo inaczej ich straci. Rozumiem też, że czujesz się społecznością wiernych, cząstką Kościoła. Skąd wobec tego Twoja niechęć, do pomocy charytatywnej skierowanych na potrzeby wiernych? Tego już niestety nie rozumiem. "

      W naszych przemysleniach na temat zycia, to my Asmo stoimy na dwoch przeciwstawnych krancach.
      Z tym pomaganiem, nie bede mowic ci jak ja to pojmuje, bo wyniknie tutaj niekonczaca sie dyskusja. Znowu trzeba bedzie tlumaczyc , wyjasniac ci pewne miuanse. Opacznie cos zozumiesz, bedziesz wszystko bral pod siebie i pisal, ze ty tak nie robosz , kiedy akurat nie o ciebie bedzie w tym wszystkim szlo... nie , z cala premedytacja nie wchodze w dyskusje na dany temat. Napisze tylo jedno- pomagac tez trzeba umiec. Widzialam w mej pracy zawodowej tak wiele "przepieknych" gestow pomocowych, ktore w ostatecznym wydzwieku czynily lekkim sumienie darczyncy, a obdarowanemu lamaly serce.
      Nie zawsze wchodzimy w pomaganie innym z umiejetnoscia niesienia owej pomocy. I nie zawsze danie komus kasy, wywalenie mu jego glupoty i nieprawosci, nie zawsze rozwiazuje caly problem.
      Charytatywnosci tez trzeba sie uczyc i ludzie doswiadczeni w tej dziedzinie, wiedza o czym mowie.

      Zamin gdziekolwiek wsciubie moj pomocowy nos , to z reguly dlugo zapoznaje sie z sytuacja osob, ktore zamierzam obdarowac. Nie wazne kto to... stara babcia, dziecko w sasiedztwie, gnojek zebrzacy pod Bierdonka, kosciol tudziez cos innego....

      Usuń
    12. Ok, nie chcesz wchodzić w tematy dla siebie niewygodne. ;) I choć tego nie pojmuję, uszanuję. Odniosę się tylko do zdania: „Widziałam w mej pracy zawodowej tak wiele "przepięknych" gestów pomocowych, które w ostatecznym wydźwięku czyniły lekkim sumienie darczyńcy...”. Taki właśnie przypadek, duchowej adopcji nienarodzonych, opisałem krótko w ostatniej notce, bardziej szczegółowo w odpowiedzi na komentarz Marii. A to przecież nie jest akcja charytatywna ateistów ;) Gdzie więc tkwi błąd w ocenie tego, co jest charytatywne, a co egoizmem?

      Usuń
  5. też bym dał na remont kościoła /jakbym miał wolne środki na ten cel/, gdyby kościół był ładny, zabytkowy, porządnie zbudowany... to ostatnie jest ważne z uwagi na myślenie przyszłościowe: jak sprawy pójdą w dobrym kierunku, to taki budynek można ewentualnie przeznaczyć na muzeum, salę koncertową, centrum rozrywki lub gier umysłowych, czy rozwoju osobistego itp, przestrzeń targową /chodzi o targi, nie o warzywniak/ lub coś tam jeszcze... coś tam przerobić, coś tam skorygować w tej budowli i będzie dobrze... np. w Brighton w Stanach w gmachu kościoła jest buddyjski ośrodek Shim Gum Do: praktykują tam zen, sztuki walki etc, budynek fajnie komponuje się architektonicznie i wszystko gra...
    no, i gdzie tu hipokryzja, pomimo żem antyklerykał, a przy okazji mający zdystansowany, czasem krytyczny stosunek do hobby zwanego "chrześcijaństwo"... nie widzę tu żadnej sprzeczności, czy niespójności w mojej postawie, podejściu do sprawy...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo i żadnej niespójności tu nie ma, tylko niektórym się wszystko pomieszało, architektura z instytucją kościoła. Jeśli dobrze pamiętam z zamierzchłych czasów młodości, to Jezus budował kościół z ludzi a nie z cegieł.

      Usuń
    2. to jest ważna uwaga... zakładam, że chodzi o remont budynku i pilnujemy, aby te dutki na to właśnie poszły... natomiast "remont" kościoła /tego konkretnego/ jako instytucji to osobna sprawa... w tym przypadku wspomogę finansowo jedynie "rozbiórkę" /choć nie upieram się przy kompletnej, bo nie jest to celem antyklerykalizmu/...

      Usuń
    3. Widzicie, moja oponentka Ania tego właśnie nie rozumie. Nie rozróżnia Kościoła od kościoła. Oczywiście, trzeba by się zastanowić, czy przy takim bogactwie Watykanu, jest sens wspomagać remonty kościołów. Gdyby tak na problem spojrzeć, trudno o zdrowy rozsądek przy datkach na remonty. Rzecz w tym, że takie molochy jak Instytucjonalny Kościół (Watykan) już przestają mieć moc twórczą. Je trzeba karmić, bo On karmić już nie potrafi. Dwa tysiące lat tradycji chrześcijańskiej skutecznie amputowało racjonalne rozumienie ewangelizacji.

      Usuń
    4. at Asmo...
      szczerze mówiąc, to w życiu nie dałem grosza złamanego na remont żadnego kościoła /jako datek bezpośredni, nie liczę tego co trafia do samej instytucji z moich podatków via państwo, bo na to nie mam wpływu/, więc trochę przyteoretyzowałem... ale można skonstruować w oparciu o realia sytuację, w której mógłbym dać... a realia są właśnie takie, że mimo ogólnego bogactwa K.Rz-t. istnieją parafie w których proboszcz ledwo wiąże koniec z końcem, mimo że sensownie zarządza budżetem, który ma do dyspozycji...
      to można porównać do takiej sytuacji: masz bogatych sąsiadów, których do tego nie lubisz, nawet bardzo nie lubisz, ale widzisz że jeden z ich dzieciaków chodzi w łachach i wygląda na to, że słabo jada, a do tego jest grzeczny, uczynny, nie łobuzuje itp... czy będzie hipokryzją, jeśli czasem dasz mu coś do żarcia albo jakiś ciuch raz tylko noszony, z którego Twój dzieciak wyrósł?... według mnie nie...

      Usuń
    5. Widzisz, nie ma obowiązku dawać datków. Nikt Cię nie ma prawa za to osądzać jeśli nie dasz, ale jeśli jesteś szczerym dawcą, nie masz też prawa oczekiwać... wdzięczności. Jest też kwestia tego, czy powinieneś za to dostać się na afisze, dlatego ja mocno oponowałem za imienną listów darczyńców. Na blogu wyszło jak wyszło, ale tu jestem w jakimś dużym stopniu osobą anonimową, a już na pewno nie oczekuję za to pochwały.

      Twój przykład w kontekście takiego Rydzyka i innych hierarchów kościelnych, a nawet polityków, oddaje dokładnie to, co uważam za zdrową charytatywność. Nie ma co się na nich oglądać. Nim ich ruszy „serce” może być już za późno.

      Usuń
  6. Też jak trzeba to na remont kościoła daję. I nie tylko swojego. Ale ja to co innego, bo ja katoliczka. :)
    Może ja sumienia nie mam albo nie takie jak trzeba, ale też nie widzę nic złego (hipokryzji) w tym, że ateista wspomógł finansowo remont kościoła w miejscowości, w której mieszkał. Bo to przecież dobry cel był. :)
    A tu znowu jakby te "ośmiorniczki" najważniejsze. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo jest tak: załóżmy, że nie lubię słoni /tak czysto teoretycznie, bo faktycznie to ja lubię słonie/, to czy będzie hipokryzją jeśli wspomogę ich ochronę?... nie będzie, bo jako eko rozumiem konieczność ochrony słoni i moja sympatia lub antypatia do nich nie ma tu nic do rzeczy...

      Usuń
    2. Mario:

      To zależy jak dla kogo z tymi „ośmiorniczkami” ;) Nie wiem jak to było ze mną, gdy byłem wierzący, ale też chyba goniłem za dobrobytem rodziny, w tym również swoim. Tak to już działa. Na pierwszym miejscu jestem „ja” i nawet wiara tego nie potrafi zmienić, choć usiłuje. Mnie się tylko wydaje, że skoro nie stać mnie na „ośmiorniczki”, trudno wymagać ode mnie charytatywności. Zauważ, że sponsorów szuka się wśród bogatych, a nie biednych. Od biednych wyciąga tylko Rydzyk, pytanie, czy ten człowiek w ogóle posiada sumienie człowieka, czy tylko sumienie agenta instytucjonalnego Kościoła katolickiego?

      Usuń
    3. Piotrze:

      Może nawet nie zamierzałeś, ale Twój przykład słoni jest tu w pełni adekwatny do poruszonego tematu. Sam bym lepszego nie znalazł. Dopiero teraz przychodzi mi na myśl komar. Owad przez wszystkich znienawidzony, a jednak w kontekście szeroko rozumianej ekologii – niezbędny.

      Usuń
    4. komar nie jest gatunkiem ginącym, co więcej odnoszę wrażenie jakby trochę go było za dużo w ekosystemie...
      ale mniejsza z tym, bo ja z kolei nabrałem wątpliwości, czy mój przykład ze słoniem jest trafiony... po prostu pytanie brzmi, czy katolicyzm jest niezbędny w tzw. "ekosystemie społecznym"?... być może świat byłby lepszy, gdyby ta religia, ideologia kiedyś w ogóle nie zaistniała?... patrząc na obecną sytuację /np. w Polsce/ chciałoby się w pierwszym odruchu odpowiedzieć "tak", ale to byłoby straszne uproszczenie... zaś głębsze wejście w temat szukając odpowiedzi wkręca już w rejon science - fiction, dział "historia alternatywna" :)

      Usuń
    5. ;) faktycznie komar nie jest gatunkiem zagrożonym, ale próby ograniczenia jego populacji mogłyby się okazać fatalne dla ekosystemów, a takie próby są. Na szczęście mało skuteczne. Pamiętam z autopsji próby chemicznego zwalczania owadzich szkodników leśnych (w tym kornika). Z lasów zniknęła większość ptaków, a szkodniki i tak się odrodziły z jeszcze większą siłą. Tylko populacja ptaków, która się nimi żywiła, już nie.

      Masz tu odpowiedź na pytanie, czy populacja katolicyzmu jest potrzebna w ekosystemie społecznym. Można by przyjąć (hipotetycznie), że na miejscu katolicyzmu pojawiłby się islam w swej fanatycznej postaci, a wtedy ratuj się kto może ;)

      Usuń
    6. tak naprawdę, to "za dużo" komarów jest oceną z czysto ludzkiego punktu widzenia /być może tylko mojego?/, a próba oceniania z punktu widzenia "dobra" ekosystemu nie ma sensu, bo nie wiadomo co może znaczyć owo "dobro"... przychodzi mi na myśl co prawda, że owo "dobro" = "bioróżnorodność", ale to też jest TYLKO moje subiektywne myślenie... i masz jak najbardziej rację, że próby ograniczenia na chama tego, czy innego "za dużo" zawsze się kończyły źle i dla ludzi, i dla owej bioróżnorodności...

      Usuń
    7. aha... to, że na miejsce katolicyzmu może się pojawić islam to właśnie owo sci-fi...
      poza tym trochę się przejęzyczyłem, bo miałem napisać o niezaistnieniu chrześcijaństwa... wtedy już nie ma problemu z islamem, tylko być może powstałoby coś kompletnie innego z bezpośredniego pnia judaizmu...
      ale to też sci-fi :)

      Usuń