sobota, 3 grudnia 2016

Niesłowny



  Czy ja pisałem, że bywam czasami niekonsekwentny? Jeśli nie, to teraz przyznaję się bez bicia, tak, bywam czasami niekonsekwentny. Choć bardzo staram się dotrzymywać sobie danego słowa, nie zawsze mi się udaje. Taki psychiczny feler. Na domiar wszystkiego nie zawsze mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Tak było i tym razem.

  Obiecywałem sobie, że już na Frondę.pl nie będę zaglądał. Schodzi na psy i przybrała formę prawdziwego szmatławca. Czyżby to wpływ "dobrej zmiany"? A jednak wczoraj coś mnie podkusiło, chyba sam diabeł, by zajrzeć na ten katolicki i poświęcony portal. Skaczę wzrokiem po tytułach i już miałem skończyć, kiedy znalazłem intrygujący tytuł: „Ateiści umierają młodo. Msza święta wydłuża życie.”* Pozwolę sobie zacytować wstęp: „Ateiści często mają kompletnego bzika na punkcie zdrowia. Przechodzą na wegetarianizm, nieustannie biegają i ćwiczą, stosują dziwne diety. Okazuje się, że wszystko na nic. Nie dość, że sportem i dietą wcale się nie zbawią, ale umrą bez żadnej nadziei jak zwierzęta, ale co więcej... umrą też szybciej. Zdrowej katolickiej pobożności po prostu nic nie zastąpi!Już po tym wstępie oplułem ekran... parskając ze śmiechu. Mam być szczery? Jeśli znam wegetarian (a znam osobiście), to są oni wierzący. Jeśli znam uprawiających sport (już nie tylko osobiście) to też są wierzący, co podkreślają czynieniem znaku krzyża. Na dodatek jak taki sportowiec zdobędzie laury, to zapewnia, że zawdzięcza to modlitwie. Nie wnikam. Sam, choć jestem ateistą, nie uznaję wegetarianizmu ani sportu, nawet tego amatorskiego, poza szachami, co nie ma żadnego związku z bieganiem ani fizycznymi ćwiczeniami. Ile mam lat, to nie jest tajemnicą, ale za młodego już się nie uważam. A najdziwniejsze, że do kościoła nie chodzę i nie mam w sobie żadnej pobożności. Inna sprawa, że nie mam też żadnej wątpliwości – na pewno umrę.

  Autor tej tezy powołuje się na jakieś badania jakichś naukowców z Harvardu, z których ma wynikać, że udział w obrzędach religijnych (przede wszystkim chodzenie do kościoła) zmniejsza ryzyko zgonu o trzydzieści procent (sic!) A mnie się w swojej naiwności wydawało..., że nikt zgonu nie uniknie. Ale gdy zacząłem czytać ostatni akapit, przyznam, że miałem (nie)poważne trudności. Oczy zalewały łzy, tak, że mi się ostrość ekranu mocno pogorszyła. Co się opanowałem i próbowałem doczytać, znów to samo. Zacytuję: „A więc ateiści, zachęcamy raz jeszcze. Porzućcie wasze zabobony i przystąpcie do Kościoła katolickiego. W ten sposób macie szansę nie tylko na zbawienie, ale także na dłuższe życie...a dla was, niewierzących, to przecież nieoceniona wartość!” Takiej agitki dawno nie czytałem. Zrozumienie tych trzech zdań zajęło mi kwadrans. Ateizm i zabobony? Może jednak jest odwrotnie? I dlaczego trzeba do Kościoła katolickiego? I ta puenta. Artykuł chwali chodzenie do kościoła, które ma służyć wydłużeniu życia, a tu nie wiadomo, czy dla katolików to dłuższe życie jest bezwartościowe czy też, jak u ateistów, jest nieocenianą wartością?

  Według mnie autor pominął kilka istotnych kwestii. Zapomniał napisać o antyseptycznym działaniu krzyża, relikwii i święconej wody. Wprawdzie znak krzyża nie chroni przed opętaniem przez diabła, ale bez obaw, od tego są egzorcyści, by się tego diabła pozbyć. I tylko rodzi się pytanie, dlaczego egzorcyzmom nie poddają się ateiści? Przyszło mi na myśl, aby coś przeliczyć. Załóżmy hipotetycznie, że chodzę do kościoła raz w tygodniu plus święta. To jakieś 65 godzin w roku, co w moim wieku daje cztery i pół tysiąca godzin. Dwieście dni i nocy byłbym w plecy! Czytałem kiedyś o pewnych badaniach, z których wynikało, że dobra modlitwa ma taki sam, dobroczynny wpływ na człowieka jak towarzystwo przyjaciela lub ukochanej osoby.  Po części się z tym mogę zgodzić, ale z tych dwóch ewentualności wybrałbym zawsze towarzystwo drugiej osoby, szczególnie tej ukochanej.

  Aby nie było, że tylko je ten artykuł odebrałem jako szyderstwo z wiary, polecam komentarze, przy czym wymienię jeden, taki całkiem poważny, skierowany do Frondy: „Proszę, nie kompromitujcie wiary i Kościoła. Sami, jak chcecie, możecie się ośmieszać, ale nie macie prawa robić tego z KRK i z ludzi wierzących.” Było też ciekawe pytanie: „A jak ktoś do meczetu chodzi, to też? [będzie żył dłużej – dopisek mój].” A już na koniec najzabawniejsza konkluzja: „Od kiedy to teiści (wierzący) powołują się na badania naukowe?”



17 komentarzy:

  1. Łooo żesz ja pierdole!!!Rzeczywiście można się posikać ze śmiechu ale również z przerażenia.Ci pismaki powinni poddać się badaniom psychiatrycznym.A uczony z Harvardu mówi o przechodzeniu na zdrowa dietę,rzuceniu palenia a te pisamki piszą ze to ateiści mają bzika.
    Och dzięki Ci Asmodeuszu ubawiłam się:)))
    To o ile lat żyjesz za długo?
    pozdrawiam Nasti

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo, choć pisałaś, że nie powinien się maltretować szukaniem artykułów o wierze :) Czasami to ma dobre strony...
      Z obliczeń wynika, że tak około 20 lat za długo :)

      Usuń
    2. Owszem,czasami tak.Ale właśnie po takich artykułach stwierdzam,że na Frondzie nie znajdziesz nic,co można traktować poważnie.A przecież nie kopie się leżącego...;)
      20 lat powiadasz?No ponoć zawsze jest wyjątek potwierdzający regułę;)
      A.

      Usuń
    3. Myślisz, że ja chcę być cały czas poważny? Wiem, ze względu na wiek by wypadało być poważnym i dystyngowanym..., to podobno panom w moim wieku dodaje uroku :))) Tylko po co?
      Ja leżącego nie kopię, oni sami się kopią, nikt ich do tego nie zmusza.
      Dwadzieścia lat to żaden wyjątek, skoro tylko trzydzieści procent umiera młodo.

      Usuń
    4. Hahahaha nie chcesz być urokliwy?;)Nie no,najważniejsze to być sobą ale ludzie z poczuciem humoru ponoć żyją dłużej:)));)
      No można by się zacząć zastanawiać czy aby na pewno nikt ich nie zmusza.Ludzie nie rodzą się takimi debilami.
      Wiesz - tylko albo aż 30%;)
      A.

      Usuń
    5. Gdyby mnie konieczność zmusiła, pewnie bym natychmiast był i dystyngowany, i poważny, i urokliwy :))) Ale jakoś już nie przewiduję...
      Głupich podobno nie sieją.
      Ja jestem wśród tych 60% więc ta druga część jakby mnie nie dotyczy. Pomarli..., już!

      Usuń
    6. A gdzie 10%?
      Wiesz...nigdy nie mów nigdy;)
      A.

      Usuń
    7. Pisałem, że nie przewiduję , nie że nigdy :)
      Dziesięć procent to święci :))))
      Dziś drugi dzień turnieju i do wieczora znikam...

      Usuń
    8. "Święci" ateiści;)
      Powodzenia:)
      A.

      Usuń
  2. Jestem pod wrażeniem tego artykułu :).

    Zwłaszcza tej samozaprzeczającej się puenty. "Ateisto, przystąp do kościoła żeby żyć dłużej, bo przecież jako niewierzącemu powinno ci na tym zależeć"... Tak mniej więcej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się ten apel tak podoba, że dam sobie zrobić w ramce i powieszę na centralnym miejscu w salonie :)
      Ja cały dzień jestem pod wrażeniem, do tego stopnia, że przegrałem dziś na turniej wygraną (teoretycznie) partię z mistrzem (sic!) Po prostu nie mogłem się skupić. No tak, ale żaden sport nie służy ateistom...

      Usuń
  3. A może to rzeczywiście prawda? Są rzeczy o których nawet ateistom nie śniło się...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko proszę, nie mów mi, że niezbadane są wyroki boski! ;)

      Usuń
  4. To, że wierzący żyją statystycznie dłużej od niewierzących - nie jest czymś rewelacyjnym, dawno już są znane wyniki badań porównawczych... Naiwność w interpretacji, czyni doniesienie śmiesznym...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, to dawno pewnie pochodzi z czasów, kiedy współczesny ateizm się rodził ;) Nawet dziś są znane przypadki, że chrzci się noworodki tuż przed nieuchronną śmiercią, skąd więc ta statystyka?
      Witam pięknie po tak długiej nieobecności i równie pięknie pozdrawiam

      Usuń
  5. Szczerze?... To nawet nie chce mi się zastanawiać nad tym kto i z jakiego powodu żyje dłużej... Jakoś mnie to specjalnie nie zajmuje... A to, że "udział w obrzędach religijnych (przede wszystkim chodzenie do kościoła) zmniejsza ryzyko zgonu o trzydzieści procent" to istna głupocizna...heh... Wierni odchodzą z kościoła, to trzeba ich zawrócić... Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż tak daleko bym się nie posunął w ocenie. Zawracać z drogi do kościoła? To tak jakbym Ciebie zawracał z czytania Biblii. Dla wielu wiernych ten obrzęd ma takie znaczenie, jak dla Ciebie to czytanie. W samym uczestnictwie w mszy nie ma nic złego. Wyśmiewam li tylko próbę uczynienia z tego faktu „oręża” przeciw ateistom. Ktoś chciał udowodnić, że ateizm jest be, a ośmiesza wiarę katolicką.
      Pozdrawiam.

      Usuń