poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Grzeszny akt apostazji



  Był czas, że mnie ten akt interesował, w znaczeniu dokonania. Skoro świadomie wybrałem ateizm, powinienem to potwierdzić oficjalnym aktem apostazji. Gdy jednak taki pomysł zaświtał mi w głowie, procedury były bardziej straszne niż sam akt. Akt chrztu, zaświadczenie rodziców, dwóch świadków, CV i uzasadnienie, a do tego kilka rozmów z proboszczem. Ok, przesadziłem – CV nie było potrzebne. Teraz mi to totalnie powiewa, choć procedury się uprościły. Nie trzeba dwóch świadków i zaświadczenia rodziców.

  Odpuściłem, bo i tak pójdę do piekła, tak przynajmniej twierdzi niejaki ksiądz Grzegorz Śniadoch w obszernym wywiadzie1, po tym jak ciężki grzech popełniam. Wszak kiedyś akt apostazji był traktowany na równi z morderstwem i cudzołóstwem. Czym ten zbrodnie groziły, nie muszę tłumaczyć. Na szczęście dla mnie, dziś już odstąpiono od tak surowych kar za życia wobec apostazji i cudzołóstwa, i chwała Kościołowi za taką wielkoduszność. Jednak najbardziej zdumiało mnie wyjaśnienie. Pozwolę sobie na cytat, bo pewnie nie wszyscy skorzystają z odnośnika: „(w czasie) Chrztu Świętego kapłan zadaje dwa pytania. Pierwsze dotyczy wybranego imienia osoby chrzczonej, drugie zaś brzmi: Czego żądasz od Kościoła Bożego? Odpowiedź brzmi: Wiary. Tej wiary, którą otrzymaliśmy od Boga za pośrednictwem Kościoła i do wyznawania której jesteśmy zobowiązani [podkreślenie moje]2. I tu mam problem. Mało, że tego chrztu nie pamiętam, co mogę zwalić na moja krótką pamięć, to na dodatek nie wyobrażam sobie aby kilkutygodniowy brzdąc, po pierwsze, rozumiał sens tego pytanie, po drugie, by mógł cokolwiek odpowiedzieć, chyba że wrzask niemowlęcia można traktować w kategoriach już zrozumiałego  – wiiiaaarrry!!! Dobrze, wolne żarty, za mnie tak powiedzieli chrzestni, choć też nie pamiętam czy prosili mnie o zgodę. Dlatego mam dziś pytanie, o jakie zobowiązanie chodzi, skoro ma wynikać z niego przymus wiary do śmierci?

  Według doktryny katolickiej, chrzest jest aktem, którego nie da się wymazać z historii życia człowieka i to zdanie jest prawdziwe, tak jak nie da się wymazać każdego innego życiowego wydarzenia. Problem w tym, że według tej samej doktryny ten akt: „będzie nas oskarżać na Sądzie Bożym. Osoby ochrzczone będą cierpieć w piekle lub w czyśćcu znacznie bardziej, a spośród nich najwięcej katolicy, bo należeli do jedynego prawdziwego Kościoła3, a to jest już ohydna groźba, nawet jeśli się w ten Sąd Ostateczny nie wierzy. Ciekawe czy mógłbym skorzystać z dobrodziej ustawy o ochronie uczuć (nie)religijnych? Gdyby jednak nawet groźbę uznać za realną, to czy za ten grzech odejścia od wiary nie powinni odpowiadać moi rodzice i chrzestni? Po pierwsze, za to, że wydali mnie na pastwę tego sakramentu bez pytania, po drugie nie dopilnowali, abym się bał odejść od jedynie prawdziwej wiary. W dodatku ta groźba jest wypowiadana przez miłosiernego kaznodzieję, który podobno ma w sobie Ducha Świętego, ale który... nie ma zielonego pojęcia jak to będzie po śmierci (sic!), bo to jest tylko jego domniemanie. Ściślej, groźba wróżbity, a wróżbiarstwo jest przez Kościół potępiane. Ileż jest w nim zarozumiałości, arogancji i pychy, skoro pisze: „Celowo mówię tu o „katolickiej” [wierze – dopisek mój], a nie chrześcijańskiej, bo nasza moralność i etyka jest naprawdę wyjątkowa4. Taaak, więcej w niej „bata i kija” niż Bożego Miłosierdzia.

  Jednym z powodów odejścia od wiary była właśnie niemożliwość rozeznania, czy owo życie wieczne jest zachętą czy może bardziej groźbą? Im więcej czytałem mistycznych i wizjonerskich opisów piekła i tortur piekielnych, również tortur czyśćcowych, tym bardziej skłaniałem się ku drugiemu. Bo ta wyjątkowość moralności katolickiej polega na lubowaniu się w opisach kar za grzechy i mnożeniu tychże grzechów, za które przyjdzie cierpieć ludzkiej duszy. Nie łudź się wierzący katoliku, ciebie też to czeka, bo podobno jeszcze się taki nie narodził, kto za życia ziemskiego by nie grzeszył. Za swoją wiarę i tak będziesz cierpiał męki i nie wiem czy pocieszającym jest fakt, że się kiedyś skończą. Tysiącletni pobyt (a może wielokrotność tych tysiącleci) w czyśćcu, to też niemały szmat czasu. Twoje dzieci, twoim wnukowie będą się za ciebie modlić, ale to tylko dwa pokolenia, o ile będą się modlić w ogóle w tej intencji. Innymi słowy, ksiądz Grzegorz Śniadoch proponuję nam moralność opartą na strachu i groźbach. Opiera swoje groźby na Ewangeliach, gdzie nie ma słowa o czyśćcu.

  Jako puentę mam też przestrogę dla innowierców i tych, którzy oderwali się od jedynie moralnego Kościoła, lub traktują Go lekko: „Katolicy mają jedną powinność, jeśli chodzi o świętą Matkę Kościół: kochać Kościół każdą cząsteczką swojej istoty - miłością, która dostrzega jego czystość i pragnie, aby każdy inny ujrzał, że jedynie  Kościół jest źródłem zbawienia. Dlaczego? Ponieważ tego chce Wszechmogący Bóg5 (sic!) Dodam od siebie – Bóg, którego planów (wg. tejże religii) wobec ludzi nigdy nie poznamy ani nie zrozumiemy. 





15 komentarzy:

  1. Janek dokonał aktu apostazji. Przyszedł do domu, położył się spać z poczuciem przemożnej satysfakcji. Rano obudził i poszedł do sklepu. Ze zgrozą stwierdził, że chleb nadal kosztuje 2,70 za bochenek...

    Jeżeli coś mnie bezgranicznie śmieszy, to właśnie to. Jakie by znaczenie przypisać ochrzczeniu, to dla ateisty i tak nie ma ono żadnego, więc na co te apostazje i inne zarzekania się i wypisywania z kościoła, doprawdy nie wiem. Ja nawet czytając niejakiego Agnosiewicza odczytuję to jak jakąś schizę na tym punkcie. Katofobię?

    "...to swoisty świecki rite de passage, humanistyczna ceremonia przejścia do w pełni świadomego i duchowo bogatego świeckiego życia."

    Prawie jak rasowy sekciarz to określił... Normalnie taki "antychrzest", narodziny w świeckości. :D Ba, potwierdza to moje przypuszczenia że ateizm to tez wiara, bo pan Agnosiewicz roztaczając wachlarz korzyści z apostazji niemal opisuje religijny obrzęd. Ciekawe czy towarzyszą temu jakieś nadzwyczajne doznania zmysłowe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc, też nie wiem jakich to odczuć doznawał lub oczekiwał pan Agnosiewicz decydując się na akt apostazji. Ale konia z rzędem każdemu ochrzczonemu w niemowlęctwie, jeśli wie jakich odczuć doznawał, gdy go chrzczono ;) A przecież akt chrztu i wzniosły, i uroczysty.

      Bardziej chyba chodzi w tym wszystkim o zrobieniu „na złość” Kościołowi. Nawet gdyby ateizm był wiarą, a nie jest, ten akt miałby to samo, złośliwe znaczenie. Bo czy nie sądzisz, że decyzja o formalnym i świadomym wystąpieniu z Kościoła, do którego wpisała nas źle rozumiana Tradycja, wymaga większej odwagi, właśnie dlatego, że chleb nie stanieje? W dodatku ryzyko jakby większe, bo co jeśli się okaże, że ateista nie miał racji? :) A podobno po przekroczeniu granicy życia i śmierci nie ma już „zmiłuj się”. Nawiasem mówiąc, ta granica też mnie zdumiewa, bo przecież diabeł walczy o duszę, nie o ciało, a że potrafi walczyć o nią również w niebie, to nie ulega wątpliwości. To w niebie całe zastępy aniołów poszły śladem Szatana.

      Ale Radku, mnie w felietonie nie chodzi o postawę ateistów, ale bardziej o to, na jakich zasadach opiera się i „kwitnie” wiara katolicka ;)

      Usuń
    2. Otóż to. Żadnych. Jeżeli nie wierzysz, fakt ten miał tak samo wzniosłe znaczenie jak sikanie w pieluchy. Jednak z jakichś powodów nie wyrabiasz sobie zaświadczenia, że już w pieluchy nie sikasz...

      Chrzest nabiera znaczenia w życiu dojrzałym, jeżeli zamierzasz wieść życie chrześcijanina. Jest przepustką do tego życia, którą otrzymujesz. Jak fakturę pro-forma, albo zaproszenie na bal. Możesz iść albo nie iść, tymczasem Ci "agnosiewicze" pragną wymazać fakt, że w ogóle dostali zaproszenie.


      Nie wiem czy wystąpienie z kościoła wymaga odwagi. Z jakichś powodów jest formą zamanifestowania swojej antykościelności, która nic nie zmienia w życiu, przynajmniej współcześnie. Ryzyko z punktu widzenia ateisty też żadne, przecież żaden z nich nie zakłada życia pośmiertnego.

      Nie wiem czemu Cię te zasady dziwią. To wedle zasady, "jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie". Jak ktoś mnie ignoruje, nie zapraszam go do domu, a że na dworze pada... sorry, taki mamy klimat.
      Ja nawet nie wiem do kogo kierowane są te groźby, w końcu wierzący wierzy, ateista ich się chyba nie boi.

      Usuń
    3. Rodzi się pytanie, po co chrzcić, gdy ktoś sika w pieluchy, i dla niego akt chrztu ma takie samo znaczenie? Jeśli wiara ma być świadomym wyborem, dlaczego nie czekać, aż ta świadomość nadejdzie. Już dyskutowaliśmy, ten kto żyje w zgodzie z przykazaniami (o to mają zadbać rodzice) a nie miał okazji zapoznać się z naukami Jezusa i tak będzie zbawiony. Czyli cyrk z chrztem jest dozwolony, cyrk z apostazją już nie? Rozumiem, takie reguły narzucił Kościół, i to katolicki ;)
      Może to nie tylko ryzyko piekła a pewien ostracyzm za życia. Oczywiście, nie muszę ateizmu manifestować, ale dlaczego mam się go wstydzić, skoro i tak wyjdzie na jaw, np. przez nie uczestniczenie w sakramentach.

      I tu się kłania właśnie kierowanie gróźb i różnego rodzaju inwektyw pod adresem ateistów, publicznie, tak aby słyszeli. Mam na myśli hierarchów kościelnych (nie tylko, bo politykom katolickim też się zdarza), dlaczego więc nie nagłaśniać tej hipokryzji. W końcu ateistów nie obowiązuje zasada nadstawiania drugiego policzka (oni tez się do niej nie stosują). Niczego Ci nie wypominając, też używasz argumentu: „bo za czasów PO...” usprawiedliwiając tym działanie PiS.

      Usuń
    4. Aby nie być gołosłownym. Abp. Jędraszewski w DoRzeczy: „W latach 2008-2009 doszedł do głosu tzw. nowy ateizm, bardzo radykalny, nieznany dotąd w tej formie w naszych europejskich dziejach. Uderzono w to, co dla Jana Pawła II było fundamentem wszelkiego ładu – w prawdę. Nie tylko w tę Prawdę, którą jest Jezus Chrystus, lecz także w ogóle w prawdę w jej klasycznym rozumieniu” Czyż to nie pustosłowie z inwektywami?

      Usuń
    5. Masz rację zamiast bawić się w pustosłowie, znacznie atrakcyjniej było palić was na stosach jako heretyków :D. I transmisję na "Trwam", całą dobę... Choć ja osobiście lubię inne metody egzekucji, bez dymu i swądu smażącego się mięcha...

      Usuń
  2. A co to zmienia, oprócz tego że zaoszczędza rodzicom wyprawiania chrzcin? Jakie znaczenie w przyszłym życiu ma ten chrzest dla ateisty, że tak chciałby zadecydować, że go nie chce, bo pojąć nie mogę? Moda na apostazje to wymysł dość nowy, wcześniej przeszkadzało to nielicznym.

    Znajomy zaś nie ochrzcił dziecka, szybko odciął się od rodziny żony, która była wierząca i jego córka nie ma szans nawet na poznanie nauk Jezusa, a kościół widziała chyba tylko na obrazku. Kij ma dwa końce.

    Drugiej części to nie rozumiem. Spotkałem się krytyką kościoła i hierarchów w różnych źródłach i miejscach, ale nigdzie tyle jadowitych bredni się nie naczytałem tyle co na portalu zwanym racjonalista. Pod względem merytorycznym ten sam poziom mniej więcej co fronda. Ci apostaci, którzy jak sam zauważyłeś, swoim aktem nic tylko robią "na złość" kościołowi, wręcz zioną nienawiścią do tej instytucji. I taka "morda", ateizmu rzuca się w oczy, a nie ludzie którym wisi i powiewa kościół, jego obrzędy i historia o Jezusie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój ateizm miał początek, gdy córka jeszcze nie chodziła do szkoły. Miałem pełne prawo, jako rodzic, zabronić jej lekcji religii. Była już na tyle świadoma, że w jakiś sposób mogła wyrazić chęć lub niechęć do tej nauki. Wybrała chęć, choć jej kontakt z Kościołem był bardziej niż luźny.
      Pominę fakt, że Komunia św. jako sakrament też jest za wcześnie, mimo to uważam, że w tym wieku już stać młodego człowieka do pewnych decyzji. Rodzi się pytanie, czy dać dziecku taką szansę, skoro ma się o religii takie zdanie jak ateiści (tu mowa o Twoim kumplu)? Problem na tyle ciekawy, bo wierzący rodzice raczej dziecku takiej szansy w zapoznaniu się z ateizmem nie dadzą. Nawet religioznawstwo dla takich dzieci nie istnieje, a szkolna etyka raczej też nie wchodzi w rachubę.

      Ocena bredni zależy od punktu siedzenia. Wiesz, ja też nie mam najlepszego zdania o portalu racjonalista i nie byłem w tym odosobniony, bo część z piszących w końcu stamtąd odeszła, ja już nawet tam nie zaglądam. Przyznam – z zażenowania. Nie znaczy to jednak, że oni plotą większe bzdury niż kościelni oficjele. Rzekłbym warci jedni drugich.

      Pewnie, że palenie na stosach byłoby zabawne, nawet karanie za ateizm, a kto wie czy nie za agnostycyzm(?) – tylko jak wtedy uzasadnić Miłosierdzie boże? ;)

      Usuń
    2. Dziś łatwiej jest wiarę stracić, niż wierzyć. Ja nie zmuszam dziecka do chodzenia do kościoła, bo aż takiej wielkiej wiary w kościół nie pokładam. Mój syn jeszcze wierzy, pyta mnie o różne rzeczy. Odpowiadam mu na wszystko zaczynając od zdania, że "Wierzymy, że...".

      Kamień spadł mi z serca. :D Ale przyznasz, że to strona na którą najczęściej trafiasz, jak chcesz coś poczytać o ateizmie.

      No jak to jak? Miłosierdzie odnosi się do duszy nie do ciała, a nuż takie przypiekanie, albo nawet sama jego wizja spowoduje, że ateusz zakrzyczy skwapliwie "Mój Boże jedyny!"

      Usuń
    3. Tylko, co wynika z tej łatwości utraty wiary? Nie pojmuję tej konstrukcji „wierzymy, że...” Ludzie, wierzący czy Ty i syn? Aż jestem ciekaw ;))))

      Nie tylko gdy wypisuję „ateizm”. Ona mi się pojawia, gdy piszę np. „relikwia gwoździa z krzyża” ;), o której dziś czytałem na portalu pch24.pl

      Podobno do jednego i drugiego, ale ja tam nie wiem dokładnie, bo tego nie rozumiem ;) Gdzieś wyczytałem, że ateista ma pełne prawo używać takich zwrotów, jeśli służą mu do wyrażenia jakieś ekspresji, gdyż wierzący stosują je w tym samym celu, a nie tylko w podkreślaniu swojej wiary. Tylko nie wiadomo, czy to wtedy podlega pod przykazanie o nadaremnym używaniu imienia Boga :)

      Usuń
    4. My katolicy, taka jest konstrukcja.

      Nie wiem co wynika. Fakt, że historia o Jezusie dla człowieka współczesnego brzmi jak bajka. I nie chce mu się szukać kompromisu między wiarą a wiedzą, więc wybiera negacje wiary. To bardzo proste, bo wbrew temu co sądzisz, nie powoduje na ogół żadnych restrykcji, przynajmniej trzech moich znajomych ateistów ich nie odczuwa.

      No widzisz, mój dyrektor (dziś znów naszedłem go podczas modłów) podczas gdy czasem podwozi mnie do pracy zabrania wzywać imienia boskiego nadaremno, jak również wzywania diabłów. Dlatego trzeba uważać, żeby nie chlapnąć przy nim "Na Boga", albo "u licha". Dziwię się niepomiernie, jak się uchował taki w korporacji, bo jest też w miarę porządnym facetem.

      Usuń
    5. O jakim kompromisie można mówić skoro wiara i nauka zajmują się zupełnie czym innym? W jakimś sensie możemy mówić o archeologii, tyle, że ona nie zajmuje się wyciąganiem wniosków natury metafizycznej a jedynie historycznej. Dochodzi do paradoksu, kiedy to niektórzy teologowie próbują wciągnąć fizykę kwantową w udowodnienie istnienia Boga (sic!).

      Czy ja odczuwam restrykcje? Byłbym skłamał gdym stwierdził, że odczuwam. Ale dyskomfort pozostaje, szczególnie wtedy, gdy próbuje się ze mnie robić głupka, który z niezrozumiałych względów nie chce wierzyć. Mało tego, oskarża się mój światopogląd o wszelkie zło tego świata, tak jakby ono nie istniało w czasach, gdy nikt nawet nie ośmielił się przyznać przed samym sobą, że nie wierzy.

      Usuń
  3. Kiedyś poznałem ciekawy pogląd dotyczący chrztu, z którym się zgadzam. Wyszło to jak rozmawiałem z kolegą z liceum o wierze. Według niego człowiek powinien decydować o tym czy chce być ochrzczony dopiero jak będzie w pełni świadomy tego czynu. I ja się z tym zgadzam. Wystarczy spojrzeć na brata starszego tego kolegi, który przeszedł na islam. Czyli wychodzi na to, że bez swojej wiedzy dostał coś, co z biegiem czasu uznał ze nie swoje i teraz jako grzesznik pójdzie do piekła. Jak dla mnie kolejna absurdalna sytuacja. Co więcej ten mój kolega powiedział, że swoich dzieci nie ochrzci, bo blisko mu do prasłowiańskich wierzeń. I po wstępnym szoku postarałem się to zrozumieć, a teraz można powiedzieć, że zaakceptowałem.

    O apostazji wyczytałem pierwszy raz u niejakiego Nergala, spotkał wielkie schody, ale ostatecznie wypisał się z tej formacji jaką jest KK.

    Ostatni cytat uważam za nonsens. Ja nie umiem, ba nawet nie mogę kochać instytucji. Nawet gdyby składała się z osób, które kocham jako takie, nadal nie wiedziałbym jak kochać KK. Obecnie mogę powiedzieć tyle, że staram się dotrzeć do tego jaki jest Bóg, staram się wejść z nim w kontakt, ale nie potrzeba mi do tego księży czy organizacji. Czasem zastanawiam się w kontekście takich ,,złotych myśli" co powiedziałby na to choćby Jezus, jakby miał możliwość komentarza. Raczej nie byłby rad.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogląd o chrzcie w wieku dojrzałym jest dość popularny w niektórych religiach chrześcijańskich. Kiedyś ta tradycja chrzczenia niemowlaków była uzasadniona. Raz ze względu na wysoką śmiertelność niemowląt i dzieci, dwa, z powodu istnienia limbus puerorum, miejsca przebywania dzieci bez chrztu. Ten drugi powód został w końcu obalony, dzieci nieochrzczone mają też dostąpić zbawienia.

      Według mnie prasłowiańskie wierzenia są tak samo uprawnioną wiarą, choć o ile się nie mylę, nie mają statusu zatwierdzonej religii.

      Gdy się tak rozejrzeć, jeśli nie większość, to przynajmniej znaczna część bardziej kocha Kościół niż Boga ;)

      Usuń
    2. Czyli wychodzi na to, że KK w pewnych kwestiach idzie z ,,duchem czasów". Bo przynajmniej dziecko nie ochrzczone nie trafi w próżnię czy jak to by nazwać inaczej. Co przekładać się może na późniejsze życie w zgodzie z samym sobą, jeśli starsze już dziecko uzna, że jest gotowe na ten sakrament to wtedy przyjmuje chrzest.

      Masz chyba rację, w dodatku niektórzy uważają, że wiara w siły natury, Światowida itp. stoi w zupełnej sprzeczności z KK. A przecież nawet narodziny Jezusa, ich dzień pokrywać się może z narodzinami bodajże boga Słońca w którejś ze starożytnych religii (wierzeniach).

      Ja bym dodał, że nawet kochają pewnego ojca. Ale to już jest sprawa odrębna. Ja mam swoje w miarę ukształtowane zasady, których się trzymam, a inni niech kochają sobie co i kogo chcą. :)

      Pozdrawiam!

      Usuń