wtorek, 25 kwietnia 2017

Termobaryczna bomba małżeńska



  Chyba wszyscy moi Czytelnicy pamiętaj polską komedię pod tytułem „Kochaj albo rzuć”. Przypomnę, Pawlak, Kargul i ich wnuczka jadą do Ameryki odwiedzić Kazimierza. Ten niestety wcześniej zmarł, pozostawiając w spadku nieślubną córkę, na domiar wszystkiego – mulatkę! Sodomia i Gomoria jak na takich tradycjonalistów, szczególnie dla Pawlaka, który rozwalił całe weselisko, gdy młodzi nie chcieli kościelnego ślubu. Wspomnienie tej komedyjki ma tylko luźny związek z tekstem całej notki.

  Przez kilka dni Polska żyła rodzinnym skandalem, kiedy to bydgoski radny okazał się być damskim bokserem i w dowód swej miłości tłukł swoją małżonkę, poślubioną w tradycyjny, katolicki sposób – sakramentalnym związkiem małżeńskim. Tłukł, bo tak każe tradycja, już nie tylko chrześcijańska, ale i staropolska. A, że to nie są odosobnione przypadki, już kiedyś pisałem, ba! znam takie z autopsji, choć zarzekam się, że nigdy własnych żon nie tknąłem inaczej niż... czule, co niestety też mnie nie uchroniło przed rozstaniem. Ale i tu spokojnie, też nie będę się rozwodził na takimi (czytaj: nieskutecznymi) metodami wychowania żon. Po prostu, jak to zwykle u mnie bywa, natknąłem się na kontrowersyjny artykuł1, który niemal podniósł mi ciśnienie swoją niedorzecznością.

  Autor, niejaki Michał Wałach, zaczyna tak: „Pan Bóg jest Miłosierny”. Owo miłosierdzie ma się przejawiać w tym, że małżeństwo sakramentalne: „(...) z Miłosiernej Miłości uczynionym związkiem nierozerwalnym, dla ziemskiego i wiecznego pożytku ludzi” (sic!) To ma kapitalne odniesienie do dwóch sytuacji wymienionych w akapitach powyżej. Bowiem z niesakramentalnego związku mogą urodzić się dzieci – mulaci, a sakramentalny związek z miłosiernej miłości dla odmiany sankcjonuje bicie, duszenie i wulgarne wyzwiska. Dalej dowiadujemy się, że łaska boska udzielana sakramentalnym związkom się nie skończyła, bo oto „Syn Boży odświeżył i oczyścił z błędnych, ziemskich naleciałości obowiązujące ówcześnie w Izraelu prawo regulujące związek mężczyzny i kobiety, umożliwiające list rozwodowy, ustanowiony przez Mojżesza z powodu zatwardziałości serc żydów”. Tym samym, tak wspaniały wynalazek Żydów, jakim był rozwód, choć przyznaję, lekko wypaczony, bo inne prawa miała (raczej ich nie miała) małżonka, stał się grzechem wręcz najgorszym z możliwych. Małżonkowie po rozwodzie po prostu cudzołożą, czyli trwają w grzechu, chyba, że nastąpi cud. Wystarczy, że któreś z byłych współmałżonków umrze. Wtedy taki cudzołożnik/-niczka już grzechu nie popełnia, pod warunkiem, że weźmie ślub sakramentalny z tym/tą, z którym wcześniej grzeszył/-ła. To dość zawiłe i trudne do zrozumienia, więc nie będę tłumaczył.

  Tak zawiłe jak budowa bomby termobarycznej. Nierozerwalność sakramentalnego związku małżeńskiego jest dla tej bomby niczym innym, jak zapalnikiem, który w miarę jak narasta napięcie między małżonkami jest coraz wrażliwszy na zainicjowanie wybuchu. Bo jeśli nie można się rozwieść, to i do zdrady bliska droga, i równie bliska do rękoczynów, w najlepszym razie do karczemnych awantur i wyzwisk. M. Wałach widzi w nierozerwalności jednak zasadniczy plus: „Odrzucenie rozwodów (...) [to] także namacalne w życiu ziemskim korzyści dla rodzin. (...) tak naprawdę Chrystusowe Prawo Nowego Przymierza, którego depozytariuszem jest Kościół katolicki, broni niewiasty przed porzuceniem, krzywdą i samotnym wychowywaniem dzieci”. Aż się prosi położyć na jednej szali owo porzucenie, krzywdę i samotne wychowywanie dzieci, na drugiej – zdradę, bicie nie tylko żony ale i tychże dzieci, awantury, strach i poniżenie, niejednokrotnie przepijanie pieniędzy mających dać utrzymanie całej rodzinie. Nie mam już linku do pewnego artykułu, w którym jakiś pobożny ksiądz radzi w takiej sytuacji separację – by nie narazić się grzechem wobec Boga (sic!) tak, jakby ten Bóg był tym małżonkiem, od którego chce się odejść. Podobno taki odseparowany małżonek może się zreflektować i poprawić. Pewnie jak ów radny, Rafał Piasecki, który już skomli i gotów jest kupować, co miesiąc, tysiąc bochenków chleba2 dla potrzebujących(!), bo on bardzo kochał i kocha wciąż swoją żonę, żadna inna nie dałaby się pewnie tak poniżać i maltretować. Tysiąc bochenków chleba to na mój rozum ponad trzy tysiące złotych netto. Jak mniemam, tyle mniej da na utrzymanie domu... jeśli w ogóle coś dawał.

  chce się uświadomić M. Wałacha. To nie te czasy, kiedy porzucona kobieta była całkowicie bezradna. Oczywistym jest, że jej lekko nie będzie, ale przynajmniej ma szansę na poprawę swojego życia, czy to przez pracę, czy szansę znalezienia nowego partnera. Ba! dziś nikt jej za to nie będzie potępiał chyba, że dewoci, ale ich opinie może sobie spokojnie darować, bo oni jej i tak w żaden sposób nie pomogą. 





53 komentarze:

  1. Poproszę o jakieś uzasadnienie słów, że staropolska i chrześcijańska tradycja nakazuje tłuczenie żon. Ponadto chciałbym, żebyś wykazał, że ma na to wpływ tradycyjny katolicki ślub. Jak wynika z Twoich wtrętów, śluby cywilne są zwolnione z groźby przemocy, a ateiści to najlepsi mężowie na świecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radku:
      Piszesz: „Jak wynika z Twoich wtrętów (...)” Proszę mi wskazać w felietonie konkretne wtręty, o których wspominasz. Może to tylko Twoja wyobraźnia?
      Już bardziej sensownym jest przytyk w stronę tradycji chrześcijańsko-staropolskiej, choć i tu Twój bunt wydaje się mało zasadny. Jeśli bowiem wziąć przekrój polskiego społeczeństwa, okaże się, że jest i było ono przede wszystkim chrześcijańskie, a przemoc w rodzinie nie jest „wynalazkiem” dzisiejszych pokoleń. W związku z czym użycie słowo „tradycja”, choć może lekko przesadzone, bo nie dotyczy wszystkich rodzin, jest w pełni uzasadnione. Wyjaśnijmy, żadna tradycja niczego nie nakazuje, tradycja jest zawsze kultywowana (dobrowolnie). Użyłem formy „tak każe tradycja”, bo taka w felietonie jest w pełni dopuszczalna. ;)

      Usuń
    2. Tak, już słyszałem że forma felietonu usprawiedliwia pisanie bzdur. Ciekaw jestem czy jakbym napisał w felietonie że tradycja ateistyczna zakłada promowanie aborcji, też byś tak lekko to przełknął w "formie felietonu", bo ma wrażenie że nie.

      "Tłukł, bo tak każe tradycja, już nie tylko chrześcijańska, ale i staropolska." - czyli tradycja niechrześcijańska i nie staropolska jak rozumiem nie zakłada tłuczenia żon. Pytanie jaka tradycja. Muzułmańska może?
      Bo co do staropolskiej, pomimo podległej roli kobiety w związkach małżeńskich, mężem bijącym lub nawet wykorzystującym do upokarzających zajęć swoją żonę zajmowali się odpowiednio jej bracia, wujowie lub ojciec. Skuteczniej niż dzisiejszy wymiar sprawiedliwości.
      Wśród chłopstwa było dopuszczalne w celu skarcenia użycie rózgi - nie mylić z pałą, rzemieniem, albo kijem, choć oczywiście zdarzało się, że kmiecie swoje połowice niestety lali.
      I spytam się jeszcze na koniec: czy przemoc w rodzinie jest wynalazkiem chrześcijaństwa?

      Usuń
    3. Jeśli masz jakieś argumenty na poparcie tezy, że to ateizm promuje aborcję – pisz – chętnie przeczytam i jeszcze chętniej będę polemizował ;)

      Źle rozumujesz. Felieton dotyczy pojmowania tradycji w Polsce, stąd „staropolska”. Do żadnej innej tradycji się nie odnoszę, bo nie mam z nią bezpośredniego kontaktu. Jak będę się odnosił do tradycji całego świata, dam temu wyraźny znak. Nie rozumiem więc, o co całe larum, skoro sam dokładnie opisujesz tę „staropolską tradycję”, nawet jeśli jest w wykonaniu „braci, wujów lub ojca”? Nigdzie nie napisałem, że przemoc jest wynalazkiem chrześcijaństwa, ba! odnoszę się do tradycji judaistycznej, gdzie rozwody były dopuszczalne. Ale skoro mowa o polskiej tradycji...

      Swoją drogą zdumiewa mnie, że skupiasz się na drobiazgach, a ani słowa o samej przemocy, jej przyczynach i skutkach.

      Usuń
    4. No więc nie mam, w pojęciu ogólnym do ateizmu jako poglądu - z założeń nie ma on nic wspólnego z aborcją.

      Może i źle pojmuję Twoje intencje. W sumie mógłbyś odnosić się do rozumienia staropolskich tradycji przez domowych tyranów, którzy tłuką żony. Natomiast z kolei wydaje mi się że Ty źle zrozumiałeś moje odniesienie do "braci, wujków lub ojca", gdyż podałem przykład że przemoc fizyczna wobec kobiet była źle widziana, jako wobec osób słabszych, które mogły znaleźć obronę w rodzinie.

      Co tu się skupiać - przemoc leży w naturze człowieka, tak samo jak okrucieństwo. To co ją powinno ogładzać to stopień ucywilizowania, niestety nie zawsze tak to wygląda w praktyce. Gdybym miał się zająć problemem przemocy w rodzinie jednakowoż, nie szukałbym przyczyn w żadnych tradycjach. Chyba że w nieformalnej obyczajowości jakiejś rodziny, gdzie tłukł dziad, ojciec to i syn tłucze.

      Usuń
    5. Co z tego, że przemoc w rodzinie jest źle widziana, skoro istnieje? Nie widzisz hipokryzji gdy ksiądz mówi, że dobra jest separacja bo grzech rozwodu jest cięższy niż owa przemoc? Że ważniejsze jest sam sakrament małżeństwa niż próba uwolnienia się od przemocy? Jaka jest różnica wobec przemocy braci, wujków, ojca od przemocy męża?

      To, że „przemoc jest w naturze człowieka” nie może być żadnym usprawiedliwienie, przynajmniej dziś. Bo albo się rozwijamy albo popadamy we wstecznictwo. Dlaczego nie opierać tego na tradycji, skoro to z dawnej moralności (nie wyłączając chrześcijańskiej) wynika, że kobieta jest czymś gorszym, istotą całkowicie podporządkowaną mężowi. Gdyby nie ten diabelski feminizm, taka moralność i mentalność tkwiłaby w nas do dziś.

      Usuń
    6. No istnieje, jak zazdrość, kłamstwo i jeszcze parę innych przywar ludzkości. Jakbyś nie zauważył większość ma do niej zamiłowanie i to nie tylko tej rodzinnej, ale nawet globalnej.
      Bynajmniej nie usprawiedliwiam przemocy, nigdy jej nie używałem. Lub prawie nigdy. Teoretycznie się rozwijamy, natomiast zauważ, że przemoc rozwija się razem z nami. Masz nowe jej odmiany, jak choćby stalking, czy wirtualny trolling. Narzędzia zagłady też rozwinęły się niepomiernie od czasów katapult i mieczy. I czego to dowodzi?

      Co do stanowiska kościoła powiem tak: Facet który notorycznie bije żonę, czy dzieci nie rokuje nijak. Nie przejdzie mu, chyba, że go korzonki połamią i nie będzie się mógł ruszyć. Więc kazania na temat nierozerwalności węzłów małżeńskich klecha może sobie wsadzić, nie powiem gdzie. A żeby im uzmysłowić skalę problemu wsadziłbym ich do pudła o zaostrzonym rygorze z paroma osiłkami w trakcie długiej odsiadki. Jakby chcieli wyjść, stwierdziłbym że nie wolno im, bo jeszcze nie nawrócili wszystkich owieczek.

      Gorszym, w znaczeniu słabszym i wymagającym opieki. Czasem i napominania. Z pewnością nie były traktowane jako obiekt przemocy, przynajmniej nie według ogólnym zwyczajom. Nie mniej jednak utarte opinie jedno, a rzeczywistość co innego. Kobietom w dawniejszych czasach ten stereotyp dawał nad mężczyzna przewagę. Często to one były szyją, która kręciła głową.


      Czy ja tak niezrozumiale piszę, czy już nie chce Ci się czytać? :D O jakiej przemocy wujków, braci, ojca mówisz?

      Usuń
    7. Ja nie widzę hipokryzji w opinii Kościoła, że separacja jest lepsza od rozwodu. Skoro Kościół głosi nierozerwalność małżeństwa, to "wyższość" separacji nad rozwodem przejawia się m.in. w tym, że uniemożliwia zawarcie innego, nowego związku z inną osobą, a więc urzędowego (państwowego) zezwolenia na "cudzołóstwo" z tą osobą. W prawie cywilnym nie ma chyba takiego pojęcia jak cudzołóstwo, bo jest to termin "religijny" związany z przykazaniami. Można mówić co najwyżej o zdradzie, niewierności itp. Tyle, że prawo chyba nie przewiduje za te uchybienia jakichś sankcji karnych, pozostawiając tę sferę życia do uznania obywateli (oczywiście poza przypadkami przemocy, ale to już inna sprawa).
      No i nie jest tak, że Kościół nie zezwala (a niekiedy wręcz zaleca) na rozdzielenie się małżonków w przypadku niezgody między nimi i przemocy wobec członków tej rodziny. Tyle, że nie powinni w takim przypadku wchodzić w relacje czy związki formalne z innymi ludźmi (= cudzołóstwo), ale pozostawać w "separacji" (= czystości) właśnie. :)
      Wtedy mogą korzystać z pełni życia sakramentalnego, a ponieważ zakłada ono pracę nad sobą w celu poprawy swojej postawy, to daje przecież jakąś nadzieję na przyszłość, że może dojdzie do wybaczenia i ponownego zejścia się małżonków.
      Pozdrawiam
      Maria

      Usuń
    8. Radku:
      „(...) mężem bijącym lub nawet wykorzystującym do upokarzających zajęć swoją żonę zajmowali się odpowiednio jej bracia, wujowie lub ojciec”. Jak ja mam rozumieć owo „zajmowali się”? Nawet jeśli miałeś na myśli tylko perswazję, to za przeproszeniem, akurat im wielkie g… do tego. To tylko kolejny element upokorzenia żony! Może gorszy niż bicie.

      Jeśli będę się chciał odnieść do kłamstwa, zazdrości i do innych przywar ludzkości, będzie to wyraźnie zaznaczone. Masz rację, dziś przemoc też się rozwija, ale jest zdecydowanie bardziej potępiana i piętnowana. Ale znów chcesz rozmydlić problem przemocy w rodzinie wskazując na przemoc w świecie. Tak to my usprawiedliwimy każdą podłość.

      Często to znaczy jak? Oczywiście, wśród mężczyzn trafiają się i trafiały się tak zwane „ofiary losu”. Wtedy kobieta miała pełne pole do popisu. Tylko jakoś tak się składa, że ofiarami przemocy są w zdecydowanej przewadze kobiety. Taka sama przewaga istnieje wśród niech jeśli chodzi o pozwy rozwodowe.

      Usuń
    9. Mario:
      Pozwolę sobie mieć zdanie odmienne. Separacja i zastosowanie się do nauk Kościoła wyklucza poprawę bytu, szczególnie kobiet, właśnie przez uniemożliwienie zawarcia kolejnego małżeństwa, czy uzyskanie pomocy ze strony innego partnera, która to pomoc jest w przewadze uwarunkowana współżyciem (czytaj: grzechem cudzołóstwa). Nie oszukujmy się, pełny altruizm jest dziś unikatem. Prawo faktycznie nie uznaje tego grzechu za karalne przewinienie, mowa jest tylko o grzechu w rozumieniu Kościoła. Ale to niesie ze sobą poważne skutki dla tego Kościoła. Skoro ktoś żyje w tym grzechu, jest wiernym drugiej, jeśli nie trzeciej kategorii. Piszę o tym jako o hipokryzji, gdyż ten sam ksiądz, potępiający cudzołóstwo, bez żadnych ceregieli pojawia się „po kolędzie” i chętnie od takich bierze datki na Kościół, oczywiście po nieśmiałym przypomnieniu, że żyją w grzechu. Znam takie sytuacje z autopsji, gdy jeszcze przyjmowałem księdza.
      Jesteś pewna, że pijak czy damski bokser w czasie separacji naprawdę się zmieni? W optymistycznym wariancie (wg mnie) to jeden na tysiąc.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    10. Mario to absurd. Znaczy bita żona ma do wyboru, albo dostawać wpierdziel, albo wieść życie na wzór zakonnego? Ile razy trzeba wybaczać i liczyć na poprawę? Do śmierci, czy emerytury?

      Usuń
    11. Radku:
      Do śmierci kata! ;)

      Usuń
    12. Wzięcie w obronę córkę lub siostrę przed źle traktującym ją mężem nazywasz upokorzeniem? Dochodziło do pojedynków, w wyniku którego krewki małżonek mógł stracić coś więcej niż wąsy.

      No i co wynika z tego potępiania i piętnowania? Jest jej mniej? Nie wydaje mi się.

      Dobra nie rozmydlajmy. Maż leje żonę. Jesteś świadkiem i wzywasz policję. Żona się wszystkiego wypiera, a mąż składa Ci wizytę. Nieprzyjemną. Za drugim razem robisz to samo, czy myślisz sobie, "a, ma krowa za swoje." ? Owszem, były takie czasy, kiedy bita żona niewiele miała do powiedzenia, ale teraz są mechanizmy, żeby takiego człowieka się pozbyć.

      Usuń
    13. Radku:

      To wzięcie w obronę nie jest takie oczywiste w Twoim komentarzu. Dopiero teraz widzę myśl, którą chciałeś przekazać. Może faktycznie jestem dziś przymulony ;)

      Chciałbyś aby to od razu skutkowało? Kościół od dwóch tysięcy lat mówi o miłości do bliźniego swego i jakoś tego nie widać. Natomiast potępienie wojny jako sposobu rozwiązywania problemów pozwala nam żyć w pokoju w czasie dotychczas niespotykanym (mam na myśli zjednoczoną Europę).

      Taaak, PiS nie chce przyjąć ustawy o przemocy w rodzinie i omal nie zlikwidował niebieską linię.

      Usuń
    14. No tak właśnie myślałem, że chyba się źle zrozumieliśmy.

      Pozwala nam żyć w pokoju, chwała za to włodarzom Europy, że wolą judzić i zrzucać bomby poza jej granicami.

      Akurat nie zlikwidował. O jakiej ustawie mówisz, bo chyba nie w temacie jestem?

      Usuń
    15. Szanowni Panowie
      Jeśli ktoś, kto zawarł sakramentalny związek małżeński chce być członkiem KK w pełnym zakresie, tzn. móc korzystać z sakramentów musi niestety albo być w tym małżeństwie albo w żyć samotnie. Oczywiście można też żyć "w cudzołóstwie" (nowe małżeństwo cywilne, konkubinat) i uczestniczyć w nabożeństwach, nikt tych ludzi z Kościoła nie wyklucza, nie można jednak godnie (tj. nie po świętokradzku) przystępować do sakramentów (pokuty, bo nie będzie rozgrzeszenia, komunii św., chyba też sakramentu chorych).
      Zawsze jest coś za coś, a jeśli dla wierzącego jest to ważne (a chyba powinno być, bo inaczej co to za wiara?), to niestety musi zrezygnować "z cudzołóstwa". Nie można żyć bez oddychania ani pożywienia, ale bez seksu na pewno można. Oczywiście, jeśli się jest normalnym człowiekiem (tj. panującym nad swoją seksualnością), a nie jakoś tam seksualnie zboczonym.
      A co do tego przebaczania - katolik jest obowiązany przebaczyć nie raz, nawet nie siedem razy, ale siedemdziesiąt siedem. :)
      Maria

      Usuń
    16. Mario chcesz nam powiedzieć,że przebaczenie oznacza zgodę na przemoc w rodzinie?
      Anastazja

      Usuń
    17. Mario, ja rozumiem doskonale te zasady. Ani na jotę nie zmienia to faktu, że są chore i skazują kobietę na los bardzo przykry, pomimo, że nie ona jest winna.

      Związek nie opiera się tylko na seksie, związane z nim są podstawowe potrzeby człowieka jak poczucie bezpieczeństwa i wsparcia. Można się bez wielu rzeczy obyć, bez seksu też, z tym, że nie jest to sytuacja dla zdrowia psychicznego korzystna i większym zboczeniem jest przymusowa abstynencja.

      Usuń
    18. Radku:

      Ci poza Europą jeszcze nie dojrzeli do życia w pokoju. Te wojny sami wywołują.

      O ustawie o działaniu przeciw przemocy ratyfikowanej w 2105 roku, a którą to Prezydent radzi nie stosować.

      Usuń
    19. Mario:
      W żadnym akapicie felietonu nie donoszę się do przyjmowania komunii św. Ale skoro o niej wspomniałaś – to właśnie ten element, który powoduje sekularyzację. Jeśli ktoś ma do wybory względnie dobre życie lub złe, z możliwością przyjmowania komunii, w zdecydowanej większości wybierze to pierwsze. Bez niej (komunii) tak samo (a pewnie i łatwiej) można się obejść jak bez seksu. Ale to przecież nie o sam seks chodzi, choć Radek ma absolutną rację, co do tłumienia seksu.

      Aby było możliwe przebaczenie, trzeba chęci dwojga. Ile lat ma czekać bita żona na skruszenie męża sadystę? I jaką ma gwarancję, że jest prawdziwe? Natomiast w takim ujęciu problemu, jak to przedstawiłaś, pytanie Anastazji jest w pełni uzasadnione.

      Usuń
    20. Proszę Cię, bez demagogii, jesteśmy w ograniczonym gronie :D.
      Dzięki wydatnej pomocy Francji i USA rejony bliskiego wschodu pogrążyły się w chaosie. To taka wyższa forma pokojowej kultury za pomocą MIGów i Mirage'ów. Przemoc uświęcona. O tym, że obalając Kadaffiego i spółkę sprowadzili tam piekło, historia puki co głucho milczy. Ale tak to jest jednego dnia całują cię w rękę usta Berlusconiego, a drugiego spada na łeb bomba Sarkozy'ego...

      Usuń
    21. O jakiej demagogii mówisz. Nim spadły bomby MIGów i Mirage'ów tam już trwała wojna. Od wieków. Czyżby pod rządami Kadafiego panował raj? A może sam Kadafi czy Husajn byli gołąbkami pokoju? Niemniej nie o to chodzi. Zaznaczyłem, że mam na myśli zjednoczoną Europę.

      Usuń
    22. Anastazjo nie, przebaczenie nie oznacza zgody na przemoc. Przebaczenie oznacza, że nie będę ze swojej strony eskalować konfliktu, za wszelką cenę dochodzić swojej racji, "karać" drugą stronę za swoje krzywdy itd. Natomiast zobaczę w tym "krzywdzicielu", wbrew pozorom bardzo słabego człowieka, który nie radzi sobie z sobą, z problemami (prawdziwymi bądź urojonymi), które go dołują, człowieka, któremu trzeba pomóc, a nie do spodu go pognębić.
      A więc, jeśli nie da się żyć w takim małżeństwie, to trzeba się z niego ewakuować. A jeśli się jest i chce być katolikiem z prawdziwego zdarzenia, to sorry, zasady są znane. :)
      To na pewno nie jest łatwe, ale chyba na tym polega prawdziwe miłosierdzie.
      Maria

      Usuń
    23. No właśnie pod rządami Kadaffiego, jak porównać do tego co się teraz dzieje można powiedzieć że był tam niemal dosłownie raj :). Obecnie, cytuję: "Libia stała się wylęgarnią terrorystów i nową "czarną dziurą" na mapie świata."

      A była najbardziej stabilnym krajem w tej części Afryki. Uchodźcy z Tanzanii, Ugandy czy Sudanu jechali tam jak do Mekki. Tu nikt nie cierpiał głodu. Benzyna w przeliczeniu kosztowała może 20 groszy za litr, chleb był niemal za darmo. A jak ktoś naprawdę nie miał co jeść, to szedł do punktu, gdzie oliwa, makaron czy ryż były rozdawane. System pożyczek i zapomóg dla rodzin z dziećmi działał dobrze. No i ludzie nieźle zarabiali." (Z wywiadu z ks Augustynem Lewandowskim "Żyłem w Libii.")

      Powiem tak, Kadaffi był zamordystą tępiącym opozycję metodą spalonej ziemi, ale ludzie w Libii nie mieli źle.
      Co do Hussaina to przypominam, że USA obaliło go używając ordynarnej i szytej grubymi nićmi manipulacji. A torturowanie jeńców wojennych w obozie na Kubie to pewnie przykład łagodności kultury zachodu, nad brutalnością Barbarii. :D

      Usuń
    24. Kulisy wybuchu rewolucji w Libii są również bardzo ciekawe. Kadaffi planował wprowadzenie waluty opartej na złocie, wywalając z siodła amerykańskiego dolara. Dlatego dozbrojono opozycję i wywołano kilka prowokacji, podczas których zginęli ludzie.

      Usuń
    25. Radku:
      Ludzie też lgnęli do komunizmu i faszyzmu, przynajmniej do czasu aż bezpośrednio się z nim zetknęli, nie poczuli tego „raju” na własnej skórze. Libia była wylęgarnią terroryzmu na długo przedtem nim Kadafiego obalono. A Hussein, choć nie miał żadnej broni chemicznej, wcześniej bez pardonu zaanektował Kuwejt.

      Usuń
    26. Widzisz Asmodeuszu, względnie dobre życie nie dla wszystkich musi oznaczać względnie dobre życie pod względem materialnym, bo dla wielu spokój ducha jest ważniejszy niż względny dobrobyt materialny.
      Oczywiście jest jakiś poziom materialny, poniżej którego nie można zejść ze względów biologicznych, ale w naszych obecnych warunkach (pomoc socjalna państwa) nie wydaje mi się to być realnym problemem. Takim, jaki występuje w wielu krajach świata i dotyczy wielu milionów, a może nawet miliardów ludzi.
      Co do tego seksu - zapewne jest tak, że mamy różny temperament i różne potrzeby, jednemu łatwiej się ograniczyć w tym zakresie, innemu trudniej. Ważne czy chce się ograniczać, ale na tym właśnie polega wolna wola i możliwości wyboru. I doboru dostępnych środków :) . Natomiast zawsze może to być dobrym motywem "do nawrócenia" na drogę cnoty. W każdym razie powinna być dopuszczona i taka możliwość, co jest podstawą nauczania Kościoła w tym zakresie.
      Maria

      Usuń
    27. No muszę przyznać,że wprawiłaś mnie w osłupienie...Czyli takiego gnoja co maltretuje swoją rodzinę trzeba pogłaskać po głowie i powiedzieć mu ojjjj jakiś ty biedny?!I co?To jest w porządku jeśli taka łajza nie poniesie odpowiedzialności karnej?Właśnie na tym powinno polegać owe miłosierdzie,żeby pokazać mu gdzie jest jego miejsce - czyli w pierdlu!

      I tu ciekawa lektura:
      http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/zk_drugip.html

      Anastazja

      Usuń
    28. Widzisz Radku, z ta winą bądź niewinnością kobiet to jest bardzo różnie. Oczywiście, że częściej ze względów psycho-fizycznych bardziej widoczna jest przemoc ze strony mężczyzn - są z reguły więksi, silniejsi, nastawieni na walkę wręcz. Natomiast kobiety lepiej dysponują inną bronią, której skutki są mniej widoczne, nie zostawiające siniaków, ale raniące głęboko psychikę mężczyzny.
      Zauważyłeś, że w tych wyzwiskach Piasecki wyraźnie odnosi się do tego, że żona go dołuje, jest oziębła, nie wypełnia dobrze rodzinnych obowiązków itd. To nie jest sadystyczna przyjemność z dręczenia ofiary, to jest krzyk rozpaczy, "rozpaczliwe wołanie o miłość" jak to określił jego adwokat, co zostało szeroko obśmiane w mediach. A szkoda, bo bez właściwego rozeznania przyczyn problemu, a skupieniu się tylko na jego skutkach, jako społeczeństwo niewiele się nauczymy na tym przykładzie.
      Maria

      Usuń
    29. Czy ja gdzieś napisałam Anastazjo, że za umyślne winy nie powinno być kary? Czy ja gdzieś napisałam, że się godzę na jakąkolwiek przemoc?
      Jednak przed osądzeniem i ukaraniem powinno być przeprowadzone rzetelne dochodzenie co do rzeczywistej "umyślności" działania sprawcy, bo tylko w takim przypadku powinno się karać. Przecież nawet wobec Boga nie grzeszy ten, kto nie ma rozeznania, że grzeszy. Co więcej, grzeszy, jeśli "wie" że grzeszy, nawet, jeśli w ogólnym przekonaniu nie przekracza przykazań. :)
      Maria

      Usuń
    30. Mario:
      Tak mi się kojarzy, sorry za to skojarzenie, ktoś kto stawia wyżej spokój ducha, powinien iść do zakonu.
      Wyobraż sobie rodzinę, która żyje na jakimś tam poziomie, wcale nie tym najwyższym, gdzie następuje rozpad małżeństwa, a kobieta zostaje z dwójką dzieci na karku, bez zawodu, albo dorabia gdzieś tam na kasie lub sprzątaczka. On albo płaci alimenty albo nie, a jeśli nie to można na niego posłać komornika, jeśli pracuje legalnie. Jest fundusz alimentacyjny więc i tak jest szansa na dwie, trzy stówki na dziecko. Do tego po 250 zł na każde dziecko z programu 500 plus. Jakoś ta kobieta zwiąże koniec z końcem. Lekko nie jest, ale ma przynajmniej „spokój ducha” i niepoobijaną twarz. Konia z rzędem temu, kogo takie życie usatysfakcjonuje, komu czekanie na pomoc społeczną sprawia radość i pozwala chodzić z podniesionym czołem. A dzieci chciałby więcej niż może im dać. Nawet jeśli zrozumieją, pragnień się nie wyzbędą. I oto trafia się ktoś, kto gotów jest pomóc, w zamian za: opierunek, mieszkanie i trochę uczucia, którego, nawiasem mówiąc, ona też jest spragniona, bo do tej pory go nie miała. Ale religia od niej wymaga, aby stała się męczenniczką w imię kogoś, kto zgotował jej taki los (jeśli wierzy).

      Usuń
    31. Mario a czyje to są słowa?
      " Przebaczenie oznacza, że nie będę ze swojej strony eskalować konfliktu, za wszelką cenę dochodzić swojej racji, "karać" drugą stronę za swoje krzywdy itd. Natomiast zobaczę w tym "krzywdzicielu", wbrew pozorom bardzo słabego człowieka, który nie radzi sobie z sobą, z problemami (prawdziwymi bądź urojonymi), które go dołują, człowieka, któremu trzeba pomóc, a nie do spodu go pognębić."
      Właśnie - powinno być przeprowadzone rzetelne dochodzenie ale chyba nie publiczne pranie brudów w mediach?
      Facet bijący swoją żonę nie ma rozeznania że grzeszy???Albo taki który stosuje przemoc ekonomiczną bądź psychiczną?Mario o czym Ty piszesz?Co chcesz mi powiedzieć?
      Anastazja

      Usuń
    32. Różnica między systemem w Libii, a państwami komunistycznymi jest taka, że ten pierwszy zapewniał dobrobyt. I chciałbym zauważyć, że to właśnie Kaddaffi ukręcił łeb terroryzmowi i zdobył się na wydanie sprawców zamachu w Lockerby.

      Rosja zaanektowała Krym. Jakoś nikt się nie pali do rozpętania tam wojny z tego powodu.

      Usuń
    33. Wydaje mi się Asmodeuszu, że spokój ducha (jako brak wyrzutów moralnych z racji przestrzegania jakichś ważnych norm) jest dobrem ważnym dla każdego inteligentnego i myślącego człowieka, bo wpływa na tzw. radość życia. Niezależnie od tego czy prowadzi życie świeckie czy zakonne.
      Każdy powinien mieć możliwość wyboru, co dla niego jest ważniejsze, a z czego rezygnuje. Zasady obowiązujące w KK są jasne i znane.
      Można, a nawet należy pomagać bliźnim będącym w trudniejszej sytuacji. I niekoniecznie musi się to wiązać z seksem. W końcu to człowiek powinien panować nad seksem, a nie seks nad człowiekiem. :)
      Maria

      Usuń
    34. Anastazjo
      Miejmy nadzieję, że w sprawie Piaseckich zostanie przeprowadzone rzetelne dochodzenie i ich sprawa jakoś się ułoży. Jak na razie to p. Piasecka rozpoczęła publiczne "pranie" szeroko we wszystkich rodzajach mediów (był wywiad tekstowy, był program "na żywo" red. Kim przy współudziale p. Środy, nagrania dokumentujące przemoc do odsłuchania dla każdego itd.).
      Czy to co się obecnie dzieje wobec Piaseckiego (wręcz publiczne polowanie i "lincz") to nie jest z kolei przemoc, tyle, że wobec niego?
      Dla mnie ważne byłoby, żebyśmy jako społeczeństwo z tej sprawy wyciągnęli wnioski głębsze niż tylko takie, że winnego należy przykładnie ukarać.
      Póki co jakoś tego nie widzę.
      Maria

      Usuń
    35. Mario:

      Ja by się wręcz z Tobą zgodził, gdyby nie prosty fakt, że nie rozumiem tych „ważnych norm”, ściślej, nie rozumiem dlaczego normy katolickie mają być ważniejsze niż normy międzyludzkie. Dlaczego prawo tworzone przed dwoma tysiącami lat, w zupełnie innych warunkach materialno-bytowych, ma być lepsze od tego tworzonego dzisiaj? W końcu nowy związek, jeśli pierwszy się nie udał, nie jest żadną zbrodnią przeciw komuś, nawet przeciw byłemu małżonkowi. Czy my MSIMY być święci, czy też ta świętość powinna być naszym dobrowolnym wyborem? Nie zasłaniaj tego wyboru inteligencją, bo ona nie chroni przed rozpadem małżeństwa.

      Oczekiwanie na wolontariusza, kiedy nie jest się ułomnym, to już lekka przesada. Nawet jeśli porzucona kobieta lub uwolniona od ciemiężcy będzie się gorliwie modlić, sama przyznasz, może się tego wolontariusza nie doczekać, bo takie metody to czekanie na cud. A życie ucieka i łatwo obudzić się z ręką w nocniku.

      Usuń
    36. Ta sprawa mnie średnio interesuje,bo jak dla mnie to to jest po prostu cyrk.Żal tylko dzieci...
      I szkoda że się nie odniosłaś do tego:Facet bijący swoją żonę nie ma rozeznania że grzeszy???Albo taki który stosuje przemoc ekonomiczną bądź psychiczną?Mario o czym Ty piszesz?Co chcesz mi powiedzieć?
      Anastazja

      Usuń
  2. Termobaryczny stek bzdur Asmodeuszu!I nie tłumaczy tego nawet forma tej notki.I dlaczego wyrabiasz sobie swoje zdanie na temat wiary i ludzi na podstawie jakiś oszołomów oderwanych od rzeczywistości?
    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chodzi o wyrabianie sobie zdania. Ten felieton polemizuje właśnie z oszołomami. Normalni ludzie mają normalny stosunek do przemocy w rodzinie (czytaj: negatywny). Jakoś nie jestem pewien, czy potrafiłbym o takiej normalności napisać felieton.
      Pozdrawiam pięknie ;)

      Usuń
    2. Zdajesz sobie sprawę z tego że ten tekst - tłuk,bo tak każe tradycja - to przegięcie?
      Jeśli chcesz rozmawiać o aspektach przemocy to napisz rzetelny esej.
      Również pięknie pozdrawiam i słońca życzę:)
      Anastazja

      Usuń
    3. A jak traktować, jeśli nie gloryfikację to przyzwolenie na przemoc, jeśli nie jako chorą tradycję? Owo przegięcie ma na celu właśnie prowokowanie. Dobrze wiesz, że to moja ulubiona forma. Kto inaczej chciałby czytać o takich oszołomach jak M. Wałach czy zastanowił się nad postawą R. Piaseckiego?

      Usuń
    4. Właśnie ja bardziej zastanawiam się nad postawą Piaseckiego, niż jego żony, tj. co spowodowało, że od jakiegoś czasu coraz gorzej czuł się w tym małżeństwie, czego wyrazem była ta, głównie werbalna jak się zdaje, przemoc (mimo niebieskiej karty nigdy nie było obdukcji lekarskich).
      Każda reakcja jest wynikiem jakiejś akcji, a my dostaliśmy tylko medialny obraz reakcji. Pan Piasecki to samo zło, pani Piasecka żadnej winy ani skazy nie ma. No może jedną, że wcześniej tej sytuacji nie przerwała. Nie przekonuje mnie taki jednoznaczny podział na czarne-białe, bo świat realny to przede wszystkim różne odcienie szarości.
      Maria

      Usuń
    5. Mario:
      Ja się z Tobą zgodzę, postawa żony Piaseckiego może budzić wątpliwości. Ale tylko w tym względzie, że tak późno zareagowała, choć w moim odczuciu, człowiek (tym bardziej kobieta – żona) ma pewną granicę wytrzymałości. To nie jest tak, że po pierwszym razie (uderzeniu) przyjmuje postawę całkowicie zdeterminowanej. Przynajmniej nie wszystkie. I nie jestem pewien, czy wpis w „niebieską kartę” musi być poparty obdukcją. Niemniej, jakiekolwiek były przyczyny takiego stanu ich małżeństwa, nic pana Piaseckiego nie usprawiedliwia za rękoczyny czy groźby karalne!

      Usuń
  3. ręce mi opadają, gdy czytam komentarze Marii.
    uuufff... odniosę się jedynie do ostatnich słów: nawet jeżeli pani Piasecka miała wiele skaz - jej "mąż" nie miał prawa jej bić i znęcać się psychicznie. - koniec kropka.
    i tu właśnie jest podział na czarne i białe - NIE WOLNO BIĆ! tu nie ma szarości, która bicie usprawiedliwia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że tylko ręce. :)
      Nigdzie nie piszę, że mąż ma prawo bić żonę, a tylko próbuję zwrócić uwagę na potrzebę zastanowienia się nad przyczynami tego zjawiska. Bez tego nigdy nie rozwiążemy problemu przemocy. Bo przemoc to już jest efekt końcowy procesu odwetu za wcześniej doznane "krzywdy", za niespełnione oczekiwania, może objaw jakiejś choroby itd.
      Niestety, życie to różne odcienie szarości. Na dobrostan małżeństwa muszą pracować obie strony i nigdy nie jest tak, że tylko jedna strona jest winna problemom. Koniec-kropka. :)
      Maria

      Usuń
    2. Mario:
      Właściwie nie powinienem się wtrącać, ale i mnie jest trudno zrozumieć Twoją argumentację. A priori zakładasz, że przemoc nie bierze się z niczego, innymi słowy, aby facet bił, musi coś go do tego sprowokować, a któż inny jak nie żona. Otóż śmiem twierdzić, że to zbyt daleko idące uproszczenie. Damski bokser nie potrzebuje powodów, on je sam sobie znajdzie. Bo zazwyczaj jest tak, że owo „niewłaściwe zachowanie” żony wynika ze strachu przed jego agresją a nawet despotyzmem. On swoje racje egzekwuje nie przez porozumienie, a przez siłę, jemu żaden kompromis do niczego nie jest potrzebny. Żona może pracować nad "dobrostanem", ale despota uznaje tylko całkowitą od siebie zależność. Tak ma wyglądać kompromis?

      Usuń
    3. Mario - jestem w szoku, że kobieta może coś takiego napisać!!!

      "Bo przemoc to już jest efekt końcowy procesu odwetu za wcześniej doznane "krzywdy", za niespełnione oczekiwania, może objaw jakiejś choroby itd"

      wychodzi na to, że prawdziwym krzywdzicielem w małżeństwie jest kobieta! biedny, skrzywdzony przez kobietę mężczyzna jest tak sfrustrowany, że bierze na kobiecie odwet... bo małżeństwo nie spełnia jego oczekiwań....

      BIĆ NIE WOLNO! - tu nie ma najmniejszego usprawiedliwienia. tu nie ma szarości. i tu jest kropka.

      Usuń
    4. Asmodeuszu:
      Nikt przytomny nie wychodzi za mąż za damskiego boksera. Co nie zmienia faktu, że paradoksalnie tacy silni faceci bardziej przyciągają kobiety niż słabi. Po to się jednak ze sobą "chodzi", żeby pewne sprawy zauważyć i ich nie bagatelizować. A jeśli się "wychodzi", to niech się potem nie "dziwi". Można więc założyć, że damski bokser ujawnia się później, kiedy w trakcie trwania tego małżeństwa przychodzi rozczarowanie związkiem, partnerem, wtrącającymi się "teściowymi", trudnościami itd. Takie małżeństwo staje się pułapką, z której nie ma dobrego wyjścia. A frustracja rośnie i znajduje swoje ujście w przemocy wobec osoby, która jest identyfikowana jako powód "tego nieszczęścia".
      Jeszcze raz podkreślę - nie zgadzam się na przemoc, ale wydaje mi się, że jakoś rozumiem skąd się bierze. I widzę w "oprawcy" także nieszczęśliwego człowieka, a nie tylko bezwzględnego despotę.
      Nie wykluczam możliwości, że gdyby żona wcześniej inaczej i bardziej umiejętnie zareagowała, to z kryzysu można byłoby jakoś wyjść.
      Na pewno trzeba o tym mówić w szerszym aspekcie niż tylko o potępieniu i ukaraniu "despoty". A tego jakoś nie widzę w medialnych dyskusjach. Ty widzisz?
      Maria

      Usuń
    5. No nie wiem Dor ota, czy za taką manipulowaną odpowiedź nie należy Ci się chociaż lekkie "potrząśnięcie", co też może być uznane za przemoc. :)
      Na "argumenty" z Tobą rozmawiać nie za bardzo się udaje. Wtrącasz do dyskusji zupełnie niepotrzebnie argumenty wyzwalające negatywne emocje (a to opadaniu rąk, a to o szoku), wyciągasz tendencyjne wnioski itd.
      Chyba współczuję Twojemu partnerowi takich dyskusji z Tobą. :(
      Maria

      Usuń
    6. Mario:
      Chciałoby się zapytać, a która panna młoda jest przytomna? ;) Chyba, że wychodzi za mąż z wyrachowania. Nie na darmo mówi się, że miłość jest ślepa. Nie, ja nie wierzę, że narzeczeństwo gwarantuje wykrycie wszystkich „felerów” partnera/-ki. To jest zbyt luźny związek, aby można było partnera/-kę poznać naprawdę. A nawet jeśli ktoś ma jakieś „felery” to, szczególnie kobiety są przekonane, że „swoim wdziękiem i łagodną perswazją” wyprostują mężczyznę, już męża. Nic bardziej mylnego. I żaden „damski bokser” nie spłoszy swojej przyszłej partnerki w tym okresie, więc będzie trzymał swoje „zalety” na wodzy w głębokim ukryciu.
      Despotyzm, nawet ten bez rękoczynów jest jedną z najpodlejszych cech charakteru i on nie tylko wynika z uległości partnera/-ki. W dodatku despotyzm nie poddaje się żadnym negocjacjom, bo despota z tej przewagi nie zrezygnuje.
      Wiesz dlaczego o tym się nie pisze? Bo takich problemów nie sposób rozwiązać inaczej jak tylko rozwodem, który nawet nie zawsze chroni przed nachodzeniem już post factum. Ba!, nie wiadomo jak się przed despotyzmem ustrzec. Wyjściem byłoby życie na próbę, ale to jest nie tylko potępiane przez Kościół, jest również źle odbierane przez społeczeństwo. Mam zamiar odnieść się do tego ostatniego problemu w notce, choć nie tak od razu.

      Usuń
    7. Na nową notkę jak zwykle czekam. :)
      Zgadzam się z większością przedstawionych w tym komentarzu argumentów. :) Mimo wszystko pozostaję z przekonaniem, że nawet despota (o ile nie jest to jakiś chory sadysta, ale to inna sprawa), woli być szczęśliwy ze swoją partnerką i nie "korzystać" ze swojego despotyzmu, niż odwrotnie i "naprawiać" to, co w niej kiedyś na początku dobrego było, a z czasem się zepsuło. :)
      Pozdrawiam
      Maria

      Usuń
    8. I tu niestety Mario, bardzo się różnimy w ocenie. Bo ja wprawdzie też jestem przekonany, że nawet despota bardzo chciałby być ze swoją partnerką, ale właśnie dlatego, że mógłby korzystać ze swego despotyzmu. Jeśli cokolwiek chciałby „naprawić” to tylko metody despotyzmu, by nie ujrzały światłą dziennego. To nie jest mentalność, której można się pozbyć, ot tak, za pomocą pstryknięcia palcami. Jeśli go nawet odseparować od byłej partnerki, to jeśli nie znajdzie innej (w tych samych celach) kopnie każdego napotkanego kota. Jak to śpiewał Grześkowiak: „Chłop (czytaj: despota) żywemu nie przepuści...”
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    9. Mario... jeżeli cytowanie Twoich własnych słów odbierasz jako manipulację... to faktycznie - nie ma co z Tobą rozmawiać.

      Usuń