Tytuł jest
przewrotny. Mam zamiar nie tyle podważyć to pojednanie, bo ono jest już
podważone przez samych wierzących (a to jest łatwe, gdyż wystarczy
policzyć ile jest odłamów Kościoła jezusowego), ile opisać przyczyny i skutki, nie tyle historyczne, ile tkwiące w samych wierzących dziś. A wszystko wydawało
się na początku proste i jasne. Jak pisał św. Paweł: „Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi,
człowiek, Chrystus Jezus, który wydał siebie samego na okup za
wszystkich jako świadectwo we właściwym czasie”1 [1Tm 2,5-6]
W podobnym stylu pisał Marek ewangelista: „Kto uwierzy i przyjmie
chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy będzie potępiony”. [Mk 16, 16]
Niby wszystko jasne, ale powstał problem na życzenie samego Kościoła. Oto w XX
wieku zmieniono znaczenie określenia Miłosierdzie Boże, które teraz ewidentnie kłóci się z
Prawdą pierwszych chrześcijan. Owo Boże Miłosierdzie zakłada, że każdy, nawet
niewierzący i wierzący inaczej, ma szansę na zbawienie, gdyż inaczej nie można
by Boga nazwać miłosiernym. Wymyślono dwa warunki zbawienia. Trzeba postępować
zgodnie z naukami Jezusa, nawet jeśli się ich nie zna i trzeba chociażby przed
śmiercią uznać Go za Boga jedynego, chyba że nie miało się kontaktu z Jego
naukami. A rzecz w tym, że wioska, dumnie zwana globem ziemskim, za bardzo się
rozrosła. Mimo szerokiej ewangelizacji, chrześcijanie stanowi jedną czwartą
wszystkich ludzi. Czytałem niedawno raport, z którego wynika, że chrześcijan
przybywa, a które to dane to chętnie przedstawia się jako zwycięstwo tej
religii. Problem w tym, że ludzi przybywa jeszcze więcej, a jeszcze lepszym
wynikiem może się poszczycić islam, choć religie chrześcijańskie mają wciąż
najwięcej wierzących.
Wydawałoby się, że idea wiecznego zbawienia jest na tyle atrakcyjna, że
powinna przyciągać niemal wszystkich. Szczególnie wierzących. A tych wierzących w owo zbawienie w Polsce jest około sześćdziesięciu procent(?) Dlaczego więc zbawienie nie
jest aż tak atrakcyjne? W moim odczuciu, co chcę podkreślić, winna jest i tym razem sama religia. To religia
na nie, pamiętaj abyś oraz
szeregu innych nakazów. Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną, nie
zabijaj, nie cudzołóż2, nie kradnij, nie mów
fałszywego świadectwa itp., itd... Zgoda, te niemal wszystkie zakazy i nakazy
wynikają z samej moralności, pytanie, czy wszystkie mają dziś sens? Ale jest
zdecydowanie gorzej. Religia chce przez negację zabrać wszystko, co wynika z
naszej naturalności. Przede wszystkim zaś nasze uczucia, dokładniej, naszą
duchowość. Jednym z najbardziej okrutnych nakazów jest nakaz miłości Boga. On
ma być bezwzględnie na pierwszym miejscu, lukrując ten zdumiewający nakaz jakąś
iluzoryczną Tajemnicą. A tajemnice mają to do siebie, że są nieznane, zaś Tajemnica
doskonała (ta przez duże "T") – nigdy nie będzie znana. Jeśli więc nawet pokochasz kogoś bliskiego
sercu i ciału, tym najbardziej wspaniałym uczuciem dostępnym człowiekowi,
musisz widzieć w tym również, a może przede wszystkim – miłość do niewidzialnej
istoty. Bo tak każe Prawda wsparta Tradycją. Prawda która powstała na życzenie
kapłanów w czasach tak odległych, że aż nierealnych. Prawda oparta na mitach,
powstałych w wyniku niewiedzy o zjawiskach występujących na ziemi.
Dziś trwa walka wręcz na śmierć i życie o rząd dusz. Aby nas przekonać
do religii wpaja się nam, że to, co kiedyś było przeznaczone na miłość do Boga,
dziś podobno wypełnia nieczystość za sprawą równie niewidzialnego wroga, choć
już zdecydowanie łatwiejszego do określenia. Pieniądz, seksualność, konsumpcja,
pycha człowieka i jeszcze wiele innych. Wystarczy przeczytać felieton o. B.
Kryszkiewicza, jakie straszne są dzisiejsze czasy: „Oto pokarm...
Spróchniałe zęby, zgniłe podniebienie, gangrena stoczyła język. Nie smakuje
jędrny, posilny, życiodajny pokarm nauki boskiej, dziesięciu przykazań, Chleb
Anielski, mleko przykładu Najświętszej Dziewicy. (...) Człowiekowi dzisiaj smakują
zgniłe kartofle syna marnotrawnego”3.
A czymże dziś jest religia
zmaterializowana w Kościołach. To przecież taki sam biznes jak centra handlowe.
Gdzieś ostatnio wyczytałem, że Kościół katolicki to największe w świecie centrum finansowe. W tych grzesznych, laickich centrach oferują nam iluzoryczne szczęście nie tylko materialnych dóbr,
ale i duchowego zadowolenia. Kolorowe światła, muzyka, przykuwające wzrok
reklamy, wprawdzie sztuczna ale zawsze jakaś tam uprzejmość. A czymże to się
różni od świątyni Boga? Szczegółami, bo muzyka jest już w przewadze organowa i
wzniosła, kolorowych świateł też nie brakuje, reklamy zastępują święte obrazy i
malowidła, czasami zakurzone witraże, uprzejmość, choć już dostojna ale tak
samo udawana, a towarem są... Tajemnica i Słowo Boże. Słowo Boże pełne nakazów
i zakazów. Dwie przeciwstawne sobie świątynie, choć działające na tej samej zasadzie, tylko pozornie
różne w oprawie i celach. Przy czym ta religijna, czując się zagrożona przez tą
pierwszą, chętnie wykorzystuje obraz dobrego, przepojonego miłością do ludzi i
miłosiernego Jezusa, który... w gniewie wypędza z tej drugiej kupców. Jednocześnie
równie chętnie i namiętnie straszy: „Bóg
nasz to nie tylko Bóg dobroci, łaskawości, ale też Bóg majestatu, Bóg mocny.
(...) To Bóg nie tylko ze żłóbka betlejemskiego, ale ten wielki i groźny Bóg z
góry Synaj: Nie będziesz miał bogów cudzych. (...) Nie zabijaj, wyrodny ojcze,
zbrodnicza matko (...) Szóste: nie cudzołóż!”4.
Wszystkie religie są zjednane w Chrystusie
tylko w jednym celu – kochaj Boga! Na innych płaszczyznach tego pojednania nikt
nie zobaczy. Nawet ekumenizm już odchodzi do lamusa, jako idea niemożliwa do
realizacji w rzeczywistości. Chrześcijańskie Kościoły (i nie tylko) rywalizują
między sobą tak jak poszczególne sieci supermarketów. Będą oskarżać się o
oszustwo i nieuczciwą grę tak samo jak robią to handlowcy. Nawet cel jest ten
sam – masz wydać pieniądze, choć oczywiście proporcje są zdecydowanie różne.
Rodzi się tylko pytanie: gdzie w tym wszystkim człowiek, a człowiek współczesny
w szczególności? Człowiek coraz bardziej rozdarty, stojący w rozkroku między
tym, co odkrywa i czym czyni to życie na ziemi znośne, a tym, co mówi mu starożytna
Tajemnica, starannie opakowana w złote papierki, okadzona kadzidłem, dźwiękiem
dzwonków i setkami innych obrzędów. Jezus miał podobno mówić o dwóch
podstawowych, całkiem ludzkich, przyziemnych sprawach. O wybaczaniu i
pojednaniu oraz o miłości bliźniego. Wysłuchano wszystkich innych Prawd, nakazów,
zakazów i stworzono z nich religie. Tylko przed tymi dwoma zasadami religie skutecznie się
dziś bronią.
Przypisy:
1 - wszystkie cytaty biblijne pochodzą z Biblii Tysiąclecia - http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1014
2 – temu zagadnieniu mam zamiar poświęcić jeden z następnych esejów
3 - http://www.m.pch24.pl/modna-rozpusta-xx-wieku,50708,i.html
4 - ibidem
1 - wszystkie cytaty biblijne pochodzą z Biblii Tysiąclecia - http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1014
2 – temu zagadnieniu mam zamiar poświęcić jeden z następnych esejów
3 - http://www.m.pch24.pl/modna-rozpusta-xx-wieku,50708,i.html
4 - ibidem
Gdyby to był felieton to przetrawiłabym treść...Ale to esej,więc nadal trawię.Ale tekst,że pojednanie zostało podważone przez ilość odłamów kościoła rozwaliło mnie totalnie,bo ni chuja nie rozumiem co to ma do rzeczy?
OdpowiedzUsuńI ten co przyjmie chrzest,nie musi być katolikiem...
Dalej trawię...:)
Pozdrawiam Anastazja
Gdyby byli pojednani, byłby jeden Kościół, a nawet gdyby było ich kilka, to trwałaby między nimi zgoda. A tak jedni drugich oskarżają o herezje.
UsuńMarek nie wyobrażał sobie, że będzie tyle odłamów w łonie Kościoła, więc mówił o chrzcie w kategoriach jednego. Bo tak naprawdę dziś już katolicyzm uznaje, że zbawienie jest dostępne w innych Kościołach, nie zmienia to faktu, że uznaje siebie za tę najprawdziwszą wiarę. Inni mogą się tylko mylić.
Odwzajemniam pozdrowienia ;)
A przytoczysz jakieś przykłady tych oskarżeń?
UsuńBo chrzest jest jeden.I dla Ciebie też jest szansa na zbawienie,bo jesteś ochrzczony i nadal jesteś katolikiem:)))) A to że sam siebie uznajesz za ateistę to już inna inszość;)
I nie martw się - na pojednanie przyjdzie czas przy sądzie ostatecznym:)))
Anastazja
Hmm...A może po prostu daruj sobie te wszystkie religie, bo one jedynie wypaczaja obraz Boga i sam ze sobą na sam poszukaj Go...Poszukaj Go w sobie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Olimpio, czy ja już Ci nie pisałem, że poszukiwałem Go sam, wbrew religii? Zamiast Go znaleźć uzmysłowiłem sobie, że to jakoś nie ma najmniejszego sensu. Mój racjonalny mózg nie jest w stanie opierać się na domniemaniach i ułudzie.
UsuńPozdrawiam ;)
Heh...Nie takich "mocarzy" Jezus przyprowadzał do siebie...I nie byli to ludzie pokornego serca...Jest taka piękna pieśń: "To nie Twoja mądrość, nie Twoje starania, to łaska Pana otwiera serca nasze". Pozdrawiam :)
UsuńJeśli o mocarzy chodzi, historia uczy, że przyjmowali wiarę z powodów czysto politycznych. Natomiast przypadki przyjmowania wiary przez tych „zatwardziałych serc” (które chętnie przytacza Fronda.pl) są na tyle wątpliwe, że nie wiadomo o jakiego Chrystusa chodzi. Tylko z tą łaską coś nie tak, skoro tych porzucających wiarę (o których Fronda uparcie milczy) stale przybywa.
UsuńJa dla odmiany znam przyśpiewkę: „Stał się cud pewnego razu, hej, chłop przemówił do obrazu (...)” Mnie od lat młodzieńczych uczono, że pieśniom i przyśpiewką się nie wierzy. Niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.
Życie mnie nauczyło, że bardziej trzeba polegać na własnej mądrości, na własnym działaniu niż czekaniu na czyjąś łaskę.
Pozdrawiam ;)
Ja to powiem tak. Kościół jako instytucja posiada całą gamę wypaczeń ludzi, którzy go tworzą. I z tym się nic nie zrobi.
OdpowiedzUsuńDla ludzi wierzących którzy to widzą jest to z pewnością dołujace. Bo co oni mogą? Albo zanegować, że tak jest, albo odciąć się od tego, albo krytykować i próbować to zmienić.
Pozostaje iść za ideą i wierzyć, że jednak nie wszyscy kapłani są tak cyniczni, jak właściciele hipermarketów, tak jak to odmalowałeś.
Radku, mnie nie o kapłanów chodzi, a raczej całą oprawę religii. Już starożytni Egipcjanie, sorry, wróć - już św. Paweł stale napominał Kościoły, że odchodzą od takiej religii i wiary, jak on ją widział.
UsuńMy, ludzie religijni ale niekoniecznie wierzący, prosimy Pana Jezusa, jak dyrektora supermarketu – daj nam zdrowie, pieniądze, ładną żonę, pracowitego męża… Ale Pan Jezus ma dla nas przede wszystkim Życie Wieczne. Stąd pojednanie w Chrystusie nie polega na wykazywaniu swej mądrości, swej racji i swej świętości. Wszak to droga do pychy, zaś droga do Boga wiedzie dwoma ścieżkami; miłością {Boga i bliźniego] i pokorą. Nie ma co oglądać się na oprawę religii, na wypaczenia hierarchów kościelnych [nie ma ludzi doskonałych]. Pasterze są różni.Jedni wskazują na Mistrza a inni na siebie. Jeśli ktoś jest świętym, to świętością Chrystusa, a nie własną doskonałością. Może są tacy, którzy wierzą w księdza, ale ksiądz nie da im zbawienia. Życie wieczne może dać tylko Chrystus. Zaś każdy z nas ma prawo wybierać; dyrektora supermarketu albo dawcę życia wiecznego.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Basia
Przede wszystkim witam po tak długiej nieobecności ;)
UsuńMuszę coś wyjaśnić. To porównanie kościołów do supermarketów jest pewną metaforą, która nie tyle ma zdyskredytować ten pierwszy ile bronić ten drugi, malowany jako świątynię wszelkiego zła. Zresztą nie to jest sednem notki, najważniejsze jest podsumowanie, a szczególnie jej cztery ostatnie zdania.
Piszesz: „Ale Pan Jezus ma dla nas przede wszystkim Życie Wieczne” i byłoby ok, gdyby wszystkie religie wskazywały te same metody osiągnięcia tego „Życia Wiecznego”. Protestantyzm widzi tę metodę w samej wierze, katolicyzm w czynieniu dobrych uczynków (co, wg mnie jest pustosłowiem), za które wierni mają być rozliczani. Może Ci się nie podobać Jezus jako dyrektor supermarketu, ale przekornie zapytam, czy nie „kupujesz” (nie mam na myśli kasy) odpustów i zapewnień, że Bóg Ci sprzyja i na pewno Cię zbawi?
Prawdę mówiąc, mnie nic do tego, na czym wiarę opierasz, jakie stosujesz obrzędy, jak się modlisz, niemniej staram się też zrozumieć tych, co uczynili supermarkety za nowe „świątynie”. Bo jeśli mam szanować Twoją religijność (a zapewniam, że szanuję), dlaczego nie mam się odnosić z szacunkiem do wyznawców tej nowej „religii”, nawet jeśli i ta mnie „nie rajcuje”? A zapewniam Cię, że przemykam między półkami niemal chyłkiem i bardzo szybko ;) choć widzę tych samych ludzi w kościołach jak i w supermarketach, idących takim samym tempem, jak podczas „Drogi Krzyżowej”, zatrzymujących się przed każdą półką jak przed kolejną stacją. Tak to przynajmniej wygląda od strony niezaangażowanego obserwatora ;)
Pozdrawiam pięknie :)
Zabrałam głos, ponieważ temat notki dotyczy także mojej wiary.
UsuńMoim zdaniem> nie ma powodu nie szanować supermarketów. Kto maluje supermarkety, jako świątynię wszelkiego zła??? Sama korzystam z ich oferty. Przecież to wszystko jest dla ludzi. Człowiek wierzący winien tylko pamiętać, że "jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na właściwym miejscu". Nie rozumiem- "dlaczego miałbyś nie odnosić się z szacunkiem do wyznawców tej nowej „religii”, nawet jeśli i ta Ciebie „nie rajcuje”??? Według mnie, szacunek należy się każdemu człowiekowi oraz jego "świętościom". Jezus jadał z celnikami i grzesznikami, bowiem uważał, że lekarza potrzebują chorzy a nie zdrowi.
Wskazałam na różnicę pomiędzy tym, co oferuje nam przeciętny dyrektor supermarketu, a tym, co proponuje [oferuje] nam "dyrektor" Jezus. Kto chce, może ograniczać swe potrzeby do ofert supermarketu doczesnego, ale jeśli ktoś "sięga tam, gdzie wzrok nie sięga", to korzysta z supermarketu gdzie "dyrektorem" Jezus dający życie wieczne. Myślę, że kwestię różnicy pomiędzy nauką protestantów a katolików objaśnia samo Pismo Św.; "
(Jk 2,14nn): "wiara bez uczynków jest martwa [...]". To temat rozległy, więc nie będę go rozwijać. To nie ludzie będą decydować o zbawieniu, a Chrystus.
pozdrawiam serdecznie :)
Nie mam pretensji o to, że zabrałaś głos.
UsuńNigdzie nie napisałem, że nie mam szacunku dla odwiedzających supermarkety, brak zachwytu tą formą spędzania wolnego czasu wynika tylko z mojej, całkiem subiektywnej niechęci.
Św. Paweł w liście do Koryntian pisze: „Jeżeli ktoś nie kocha Pana, niech będzie wyklęty” [1Kor 16,22] To nie ma nic o dobrych uczynkach. W tym samym liście jest napisane również to: „Jeśli chodzi o zbiórkę, która się odbywa na rzecz świętych, zróbcie tak, jak poleciłem Kościołom Galacji. Niechaj pierwszego dnia tygodnia każdy z was coś odłoży według tego, co uzna za właściwe, żeby nie zarządzać zbiórek dopiero wtedy, kiedy przybędę” [1Kor 16, 1-2], co ewidentnie wskazuje na fakt, że za wiarę (za przynależność do Kościoła) trzeba było płacić.
Ale masz rację, to nie ludzie będą decydować, kto dostąpi zbawienia. A jednak jest wielu, którzy chcieliby aby było inaczej, ba! oni są pewni tego jakie zasady przy Sądzie Ostatecznym będą obowiązywać. I to nie są prostaczkowie.
Asmodeuszu w wersetach, które zacytowałeś (1Kor 16:1-2)nie chodzi o opłatę za przynależność do kościoła. No widzisz, kolejny raz wyciągasz fragment Pisma z kontekstu i starasz się udowodnić nim stawiane przez Ciebie tezy. Paweł pisze o zbiórce pieniędzy na świętych ( i tu nie chodzi o świętych zmarłych tak jak jest to powszechnie uznawane w KK, ale o nowonarodzonych wierzących) Dzięki dziełu Jezusa na krzyżu, każdy nowonarodzony wierzący jest w oczach Boga święty. Paweł niejednokrotnie dawał temu wyraz w swoich listach pisząc przeważnie na ich wstępie: "Do świętych w Efezie, do świętych w mieście Filipis, do świętych w Kolosiech”.Tu Asmodeuszu nie chodziło o pobieranie opłat za zbawienie czy za przynależność do kościoła. Po śmierci Jezusa jego zwolennicy pozostawali w mniejszości, byli okrutnie prześladowani jako obca sekta, więziono ich, podawano torturom, obcinano ręce, nogi, niewinnie skazywano na krzyż itd. Pieniądze jakie zbierano w zborach przeznaczano właśnie na wsparcie ich samych, a także rodzin nowonarodzonych w Chrystusie, którzy pozostawali bez środków do życia.
UsuńPozdrawiam :)
Olimpio:
UsuńOtóż jest problem z tymi prześladowaniami. Akurat ten list przypada na czasy względnego spokoju dla chrześcijan. Herod Agrypa już zmarł a powołany na jego miejsce Porcjusz Festus przeciwstawił się prześladowaniom. Nawet św. Paweł mógł liczyć na schronienie w jego domu, gdy naraził się Żydom. Bez przeszkód mógł podróżować po całym imperium rzymskim. Dopiero w 64 roku, po spaleniu Rzymu, Neron wzmógł prześladowania i skazał go na śmierć. Abstrahując od prześladowań. Każdy z tych Kościołów miał swoich wiernych (jak piszesz świętych) ze swymi potrzebami (owe gminy chrześcijańskie wspierały swoich biednych członków). A przecież Paweł owe zbiórki zabierał (niemal jak podatek).
Asmodeuszu, pierwsi chrześcijanie byli prześladowani zarówno przez Żydów, jak też przez imperium rzymskie, na terenie którego chrześcijaństwo się rozwijało. Prześladowania trwały od śmierci Jezusa w sumie do IV wieku. Chociaż powinnam w zasadzie napisać, że trwają do dnia dzisiejszego, ale to już inny temat.
OdpowiedzUsuńJednak co by nie mówić, nie były to opłaty (jak piszesz) za zbawienie i przynależnośc do kościoła, a raczej na wsparcie tych, którzy głosili nauki Jezusa. Przecież chrześcijańscy misjonarze często stawali się męczennikami za wiarę, a ci którzy nauczali, ale nie dzielili ich losu też potrzebowali finansowego wsparcia. Nie posiadali innego źródła utrzymania z uwagi na ich misyjny charakter działalności, która pochłaniała ich bez reszty.
Pozdrawiam :)
Prześladowania w owym czasie dotykały wszystkich, nie tylko chrześcijan, bo nawet pogan, samych Żydów nie wykluczając. I tak jak piszesz, trwają do dziś, i dotyczą również wszystkich. Nic się tu nie zmieniło.
UsuńTak samo jak nie zmienia się sens dzisiejszego wsparcia Kościołów, które głoszą nauki Jezusa. A wiesz ilu z nich, nam współczesnych ma się za męczenników? Tak o sobie mówił nawet, były już ksiądz Międlar. Dziś tylko nieliczni księża mają możliwość oficjalnego zarabiania na swoje utrzymanie, mam na myśli katechetów zatrudnionych do prowadzenia lekcji religii. Cała reszta, a jest to większość, musi liczyć na datki wiernych, czasami na dotacje państwa, ale te pochodzą z naszych podatków.
Pozdrawiam ;)