Zapobieganie
Nie jestem
alfą i omegą, siłą rzeczy nie znam skutecznego sposobu zapobieganie zdradzie.
Wprawdzie narzuca się coś tak prostego, jak pielęgnowanie uczucia tak, aby
miłość nigdy nie wygasła. Prostego w nazwaniu, wręcz nieosiągalnego w
rzeczywistości, choć nie przeczę, takie sytuacje się trafiają. Tak więc, skoro
nie znam sposobu spróbowałem go znaleźć. Tak się składa, że większość
psychologów i moralistów najczęściej poleca szczerą rozmowę nim do zdrady
dojdzie, gdy tylko pojawią się pierwsze oznaki kryzysu małżeńskiego. Mam
wątpliwości, bo gdyby taka rozmowa faktycznie była skuteczna, dziś, wspomniane w
poprzedniej części statystyki, nie byłyby tak przerażające. W dodatku jakoś nie
potrafię sobie tej rozmowy wyobrazić. Nawet hipotetycznie. Weźmy taki przykład:
„Kochanie, nie wiem, co jest grane ale przestałaś mnie pociągać seksualnie”,
albo: „Wiesz, ta Zosia z działu księgowości bardzo mi się podoba i mam coraz
większą ochotę się z nią przespać, tym bardziej, że w jej oczach widzę
aprobatę”. Chyba nie muszę nikogo uświadamiać, czym by się taka szczerość
skończyła.
Oczywiście trafiają się i bardziej sensowne porady, choć według mnie tylko
z pozoru. Oto czytam: „Zapobiegać zdradom małżeńskim, to znaczy najpierw czuwać
nad własnym myśleniem (...). Po drugie, eliminować bodźce, sytuacje, kontakty
czy zachowania, które są zagrożeniem dla zachowania wierności małżeńskiej. Po
trzecie, należy troszczyć się o pogłębianie więzi ze współmałżonkiem, a także z
Bogiem (...) Po czwarte, należy wcześnie demaskować te zachowania czy kontakty,
które mogą stać się punktem wyjścia do ewentualnych zdrad małżeńskich”. Prawda,
że pięknie i prosto? Primo: a co to znaczy czuwać nad własnymi myślami? Owe
„nieczyste myślenie” jest wpisane w 90% ludzkiej populacji i gdyby dało się
wyeliminować, przypuszczam, że dziś nasz glob nie byłby zaludniony nawet w
dziesiątej części. Nasz mózg to nie telewizor, gdzie w każdej chwili da się
przełączyć kanał na dowolnie inny. Secundo: a czym jest wyeliminowanie tych czynników,
które mogą nasze myśli skierować na manowce? Coś mi się zdaje, że nawet
zamknięcie się w klasztornej celi na niewiele się tu zda. Tercjo: pogłębianie
więzi małżeńskich? Tak jakby ktoś zapomniał, że do zdrady dochodzi wtedy, gdy
owe więzi słabną i tego trendu nie sposób odwrócić. A z tym Bogiem, bez urazy,
to też chyba coś nie tak, skoro to On obdarzył rodzaj ludzki, jako jedyny
gatunek na tej ziemi, praktycznie niczym niepohamowaną seksualnością. Quarto:
owo demaskowanie. Mogę się mylić, ale mnie to kojarzy się z upominaniem
współmałżonka w rodzaju: znów wlepiasz ten cielęcy wzrok w tę lafiryndę!!!
Kilka takich uwag i czujesz, że tego nie da się wytrzymać i obiecujesz sobie,
że już nigdy wspólnych wypadów do marketu, czy na jakiś spacer, raut nie będzie.
To w konsekwencji i tak będzie skutkować oddaleniem.
Aspekt moralny
i skutki
Jest taki piękny wiersz Agnieszki Osieckiej "Uwaga szkło". Oto
jego fragment:
"Rozumiem, że można kogoś uwieść i zawieść,
można się z kimś rozwieść, można kogoś porzucić,
ale nie wolno go uszkadzać.
Takie przestępstwa powinny być karane
z całą surowością prawa (...)".
W tym miejscu rodzi się jednak pytanie: czy jest sposób na to, by w przypadku zdrady kogoś nie uszkodzić?
"Rozumiem, że można kogoś uwieść i zawieść,
można się z kimś rozwieść, można kogoś porzucić,
ale nie wolno go uszkadzać.
Takie przestępstwa powinny być karane
z całą surowością prawa (...)".
W tym miejscu rodzi się jednak pytanie: czy jest sposób na to, by w przypadku zdrady kogoś nie uszkodzić?
Znalazłem takie zdanie: „Ze zdradą dlatego jest tak trudno się pogodzić, bo
dowiadujemy się o niej niespodziewanie”. Nie wyobrażam sobie innej sytuacji niż
ta, że wiadomość o zdradzie jest niespodziewana. Skoro jesteśmy już w temacie
traumy i wiedzy o zdradzie, warto przyjrzeć się temu z bliska. Większość zaleca
w takiej sytuacji poważną i szczerą rozmowę, oraz próbę przebaczenia. Bo a nuż
uda się związek uratować. Moim skromnym zdaniem, właściwie sytuacja jest
fatalnie beznadziejna. Skoro do zdrady doszło, to znak, że między dwojgiem
ludzi nie ma już bliskich więzów, a co za tym idzie – szans na szczerą rozmowę.
Pytanie brzmi, co ratować? Nieudany związek, który po zdradzie już nigdy nie
będzie taki sam jak przed? Brak zaufania, które już nigdy zdradzonej/-go nie
opuści? Stały stres, bo być może sytuacja się powtórzy? A może dobro dzieci,
które jak nikt inny są wyczulone na napięcia między rodzicami i którym stres
będzie się udzielał dwójnasób? Czym będzie owa szczera rozmowa, jak nie
oskarżeniem ze strony zdradzonego i głębokim poczuciem winy zdradzającego? Piękny
dialog poczucia krzywdy z poczuciem winy. Ten stan rzeczy może trwać i kilka
lat, bo takich rzeczy się nie zapomina. Oczywiście, zdrajca sobie zasłużył,
tylko co to ma wspólnego z próbą naprawienia relacji dwojga już praktycznie
obcych sobie ludzi? Bo też taka sytuacja normalną nie jest. Nie będzie też
żadnym kompromisem. Tych dwoje, jeszcze jakiś czas temu gotowych oddać wszystko
za drugiego, stanie się niewolnikami zbyt pochopnie złożonej przysięgi
małżeńskiej i poczucia własności jednego, zniewolenia drugiego. I tylko proszę
mi w tym miejscu nie imputować, że nie powinni brać ślubu, skoro któreś z nich
nie było odpowiedzialne. Nikt przed ołtarzem, czy urzędnikiem stanu cywilnego
nie przewidzi, co się stanie za naście lat, a nawet i wcześniej.
Mam jakieś niejasne przekonanie, że za ślubną ceremonią i pomysłem z przysięgą o wierności i dozgonnej miłości, stoi nie kto inny... jak sam diabeł. Gdybyśmy mogli go dostrzec, pewnie zobaczylibyśmy postać wijącą się ze śmiechu, gdy dwoje, niczego nieświadomych młodych ludzi, tę przysięgę składa. W końcu to nie byle kto, skoro dwoje prarodziców, którym nic przecież do szczęścia nie brakowało – no, może poza obiektem godnym popełnienia zdrady – dało się skusić jego oszukańczym obietnicom.
W tym miejscu chciałbym przeprosić zniesmaczonych tym postem i proponuję, aby potraktowali go z lekkim przymrużeniem oka. Mam być może osobliwy pogląd na zdradę małżeńską i dlatego chciałem się nim podzielić, zachęcić do przemyśleń, co nie znaczy, że usiłuję go komuś narzucić. I nie będę miał nic przeciw, jeśli na moją głowę posypią się gromy. Sam popiołem jej nie posypię.
Czyżby brak weny? A nadmierna potrzeba publikacji? Może wystarczylo podać link do artykulu? Powtarza się Pan
OdpowiedzUsuńChwilowy brak, obiecuję się poprawić :)
UsuńPowiem tylko tak ;inaczej zdradza meżczyzna a inaczej kobieta.Ale każda zdrada boli .Ból jest wpisany w nasze życie.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nie bardzo wiem jak to jest to inaczej i pewnie się nie dowiem, bo kobietą nie byłem i nie będę. Natomiast pełna zgoda, co do tego, że boli.
Usuń