czwartek, 17 marca 2016

Kucharz, Norwid i pamięć

  Temat wyniknął z poprzedniej notki, recenzji „Pieśni nad pieśniami”, i jak to często bywa, zupełnie tak a propos. Zwykło się porównywać gotowanie do poezji, szczególnie w kontekście finalnego aspektu i choć osobiście się z tym nie bardzo godzę, nie będę protestował. Ale ja nie o takiej analogii. Rzadko, a wręcz wcale nie piszę o sobie. Takie były założenia moich blogów i tego będę się trzymał. Pozwolę sobie na jeden, jedyny wyjątek.

  Tak się złożyło, że już na emeryturze będąc, potrzebne mi były papiery kucharza. Ja nie powiem, wcześniej też sobie w kuchni radziłem i nie kończyło się to na usmażeniu jajecznicy, choć do pasjonatów gotowania mi daleko. Dostałem skierowanie na kurs gotowania, który miał skutkować odpowiednim certyfikatem. Trzymiesięczny, organizowany z dotacji Unii Europejskiej, i kto wie, czy mój do niej pozytywny stosunek, po części nie wywodzi się z udziału w tym kursie. Rzecz w tym, że oprócz zajęć stricte w temacie musieliśmy zaliczyć wykłady z matematyki, języka polskiego, ekonomii, informatyki i... techniki zapamiętywania. Mnie, emeryta z pewnym już wykształceniem, wciśnięto w ławki szkoły podstawowej. Było zabawnie, bo okazało się, że w wielu tematach jesteśmy wtórnymi analfabetami. Sobie specjalnie nie maiłem nic do zarzucenia, innych nie będę wyśmiewał, gdyż nie przystoi, bo pewnie, gdy dopadnie mnie Alzhaimer, sam wtórnym analfabetą będę. Zabawnie, bo wygrałem zakład z matematyczką i na koniec dostałem od niej zgrzewkę piwa; zabawnie, bo  kłóciłem się z polonistką o poezję; zabawnie, bo prowadziłem za chorą trenerkę zajęcia z informatyki, ale najzabawniej było z trenerką od technik szybkiego zapamiętywania.

  Znów poszło o poezję. Ja mam do poezji słabość, ściślej, słabość do zapamiętywania wierszy. Za cholerę nie mogę się nauczyć więcej niż cztery pierwsze wersy, taki mózgowy feler, prawdziwa zmora czasów szkolnych, przez którą ślizgałem się z klasy do klasy na ledwie dostatecznych z języka polskiego. O tym tej trenerce opowiedziałem. A ona, zamiast położyć na mnie krechę, jak na uczniu nie rokującym żadnej nadziei, wpadła w zachwyt, bo oto trafił się jej materiał do wspaniałych doświadczeń. I od razu wypaliła do mnie z najcięższego działa, czyli z wierszem Cypriana Kamila Norwida. Nic gorszego sobie nie można wyobrazić, kto zna twórczość tego poety. Przynajmniej ja nie potrafiłem. Zaproponowała mi, abym spróbował na początek przenieść treść wiersza na obrazy. Bo faceci tak mają, że w przewadze są wzrokowcami. Karkołomne to zadanie, bo spróbujcie moi Czytelnicy, narysować wiersz. Chmura, góra, rzeka czy droga to oczywiście łatwizna, nawet dla antytalentu plastycznego. Ale narysuj tęsknotę, złość, radość czy zadumę?! Trzy dni główkowałem, tonę papieru zniszczyłem i ze dwa tuziny ołówków. I tak miałem pewne ułatwienia, bo niektóre wyrazy, siłą rzeczy, się powtarzały.

  Ja się nie chwalę, ja mam talent (do rysowania) i jakoś tam, wiersz przypominał rebus. Trenerka, tu sorry za wyrażenie, omal orgazmu nie przeżyła z zachwytu nad tym rysunkiem. Gorzej było z tłumaczeniem, bo przy tablicy musiałem napisać ten wiersz mając do dyspozycji rysunek, odtwarzany z pamięci (sic!). W życiu mój mózg nie był zmuszony aż do takiego wysiłku. I gdyby nie nieświadoma pomoc trenerki, pewnie by się przegrzał, a moje blogi nigdy by nie powstały, a kto wie, czy do dziś psychiatrzy nie trzymaliby mnie w kaftanie bezpieczeństwa. Nic to, ważne, że trenerka ogłosiła pełny sukces. Zabrała mi z takim trudem powstały rysunek, a ponieważ pamięć mi dalej szwankuje, już go nie odtworzę. Gorzej, nie pamiętam już nawet, o który wiersz Norwida chodziło. Jest jeszcze gorzej. W nagrodę dostałem kilka wydrukowanych wierszy tego poety z dedykacją trenerki od dobrej pamięci i nie pamiętam, gdzie je schowałem...

  Na szczęście przepisów kulinarnych nie muszę opanowywać na pamięć. Mam książkę kucharską i net do dyspozycji, bo pewnie inaczej umarłbym z głodu. Jak mam na coś ochotę, sięgam po książkę. I tu rodzi się we mnie podstawowe, wręcz natrętne pytanie. Po co w szkole uczyć się wierszy na pamięć, jeśli się nie chce zostać aktorem, gdzie pamiętanie tekstów jest absolutnie konieczne? Nigdy tego nie zrozumiem. Tak jak nie zrozumiem wciskania mi na siłę odpowiedniej interpretacji treści tego, co autor/-ka miał na myśli, pisząc wersy. Wiersz może być piękny, co do tego nie mam najmniejszej wątpliwości. Piękny doborem słów, przenośni, alegorii, metafor i rytmem. O tym ostatnim wielu autorów poezji zdaje się zapominać. Ale doszukiwanie się w treści ponadczasowych prawd o sensie życia i bytu czy wskazówek dla potomnych, jest porywaniem się z motyką na słońce. Autor/-ka żyje w określonym czasie i miejscu, które mogą nie mieć żadnego odniesienie do innego czasu, innego miejsca. Pozostaje poetycka liryka, która i mnie jest w stanie wzruszyć, choć czasami tylko na krótką chwilę, ale której nigdy nie traktuję jak wskazówki dla własnego postrzegania otaczającego mnie świata.

  Tyle ja, kucharz certyfikowany, amator, mam do powiedzenia odnośnie twórczości Cypriana Kamila Norwida, a ogólnie, całej poezji . Ktoś w komentarzu napisał, że jest oburzony moim brakiem prób zrozumienia poezji, bo poezja jest jak kobieta. Przepraszam bardzo, kobietę, z jej kaprysami, nieprzewidywalnością, humorami i nawet złośliwością, to ja jestem jeszcze w stanie zrozumieć  i zapamiętać. Szczególnie zapamiętać...


14 komentarzy:

  1. Nie umiem Ci odpowiedzieć , na jakie licho musieliśmy uczyć się wierszy na pamięć.Z autopsji wiem tylko, że choć zawsze dysponowałam dobrą pamięcią i szybko przyswajałam wszelkie nowe treści, uczenie się wierszy zawsze mnie wpieniało, bo nie widziałam sensu tej zabawy. Zgadzam się w zupełności, że rozbieranie wierszy do podszewki i doszukiwanie się "co poeta miał na myśli" jest wielce bezsensowne, a na domiar złego w jakiś sposób odziera tę poezję
    z jakiegokolwiek uroku.
    Jak widzę owe szkolenia finansowane z Unii organizują u nas tzw. "spryciule"- w życiu bym nie wpadła na to, że do kursu gotowania dorzucić matematykę, język polski, informatykę. Zamiast tego "wrzuciłabym" raczej dietetykę i podstawy profilaktyki niektórych chorób oraz podstawy higieny. Jak widać też by na moim kursie dostało wynagrodzenie kilka osób, a o to właśnie na tych szkoleniach w Polsce chodzi- o to, co z nich wyniosą szkoleni- znacznie mniej.
    Miłego;)
    P.S.
    Norwid był trudny do zapamiętania, bo się pan Norwid słowem bawił w dość nowatorski sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinienem zaznaczyć, że ja mam szacunek i podziw do tych, którym łatwo przychodziło zapamiętać obszerne fragmenty tekstu. Mnie łatwiej przychodziło zapamiętywać formułki z przedmiotów ścisłych, ale tam wszystko było logiczne i zrozumiałe.
      Nie potrafię wytłumaczyć, do czego kucharzowi matematyka, czy język polski. Dietetyka była w ramach zajęć stricte związanych z gotowaniem. Natomiast dla nas, kursantów ten kurs miał i wymiar finansowy. Dostawaliśmy posiłki, wprawdzie niską, ale zawsze dietę i zwrot kosztów przejazdu, więc to nie tylko zysk dla trenerów i organizatorów. I powiem, że ogólnie byłem zadowolony. Dziś nie boję się przygotować żadnej, najbardziej wyszukanej potrawy, a i przez jakiś czas mogłem pracować w pewnej knajpie.

      Usuń
  2. Ja bardzo lubię czytać i pisać poezję. Ale interpretacja wierszy jest głupia. Czasami sam autor może nie wiedzieć o czym jest jego wiersz;)
    Za Norwidem nie przepadam, ale bardzo lubię jego słowa, że Polacy są wspaniałym narodem, ale beznadziejnym społeczeństwem. Słowa aktualne do dziś. niestety.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że nie przepadam za poezją nie świadczy o tym, że mam brak szacunku dla poetów i poezji. Wręcz przeciwnie, uważam, że to niezbywalny talent. Moim idolem jest pani Wisława Szymborska, o czym już gdzieś pisałem. Pewnie dlatego, że pisze w taki sposób, że nie trzeba niczego zgadywać. I chwała jej za to :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Czy były to posiłki, które sami przygotowywaliście czy catering z zewnątrz?
    Gdy moje dziecko w ramach lekcji "praca i technika" miało zajęcia z pieczenia ciastek (szkoła podstawowa), nauczycielka kazała im zawsze zjadać to co sami upichcili.Na zebraniu rodziców tłumaczyła, że to zmusi dzieci do solidniejszej nauki i polubienia prac kuchennych. No nie wiem, bo wszelkie prace związane z przygotowywaniem czegokolwiek do jedzenia są dla mej córki torturą.W efekcie przygotowuje tylko to, co zajmuje najwyżej pół godziny, razem z obróbką na gorąco. A ja ostatnio złapałam się na tym, że często ją naśladuję.
    A więc pożegnałam obiadki trzydaniowe z długotrwałą obróbką. Piekę raz na kwartał i to coś najprostszego, czyli wszystkie składniki razem zmiksować i w piekarnik. Od roku jem wciąż to samo na śniadanie, co nie wiem czemu, denerwuje mego męża, bo jemy śniadanie o różnych porach, więc każde z nas je co chce.Osobiście mogłabym bez problemu przeżyć nawet bez gotowania.
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był catering z zewnątrz i jedliśmy własne potrawy. Strasznie przytyłem :) Dodam, że to był kurs dla 45 plus (nie mylić z forsą). Gro uczestników stanowiły panie (sic!), nas, mężczyzn było trzech w dwudziestoosobowej grupie.
      Ja pochwalam Twoją córkę, sam tylko w wyjątkowych przypadkach decyduję się na coś bardziej pracochłonnego, ale dbam o to, żeby nie było monotonnie i tu nie dziwię się Twojemu mężowi :))) Też byłem przekonany, że bez gotowania da się żyć, to na szczęście mam już za sobą. Owszem, zdarzają się dni kiedy wystarczy omlet, jako obiado-kolacja, ale to są wyjątkowe okazje. Tak jak teraz, kiedy jestem pochłonięty lekturą pasjonującej książki...
      Serdeczności :)

      Usuń
  4. "Pamiętliwość" - to zła cecha!
    Pamięć odtwórcza - graniczy z ociężałością umysłową (?)
    Pamięć analityczna - nie każdy posiada ten dar (!)

    Ale poważnie! W okresie szkolnym miałam trudności z trwałym pamięciowym opanowaniem wiersza - recytowałam w rytmie: zwrotka - pauza - podpowiedź - zwrotka... Wtedy jeszcze nie wiedziałam dlaczego tak jest, skąd taka niemożność ogarnięcia całości. Po kilku latach już wiedziałam, że po pierwsze: nie miałam dobrych nauczycieli, którzy potrafiliby ustawić metodycznie uczących się; po drugie miałam niepoprawny sposób uczenia się, który nie umożliwiał tworzenie połączeń między informacjami w korze mózgowej. Wystarczyło zmienić sposób uczenia się, a część problemów automatycznie znikała. Pozostała jednak niezłomna cecha umysłu - mała podatność na sugestię...
    Dobrego dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że tych rodzajów pamięci mam po równej części :)

      Pani trenerka od szybkiego zapamiętywania miała swoje teorie na temat pamięci i niestety, dziś ich nie powtórzę, ale pamiętam, że były tak oryginalne, że aż... niedorzeczne. Jeden sposób zapamiętałem, ale ponieważ nie ma on nic wspólnego z poezją, pominąłem w notce. Dotyczył sposobu zapamiętania tego, co mamy kupić w supermarkecie. Polegał na skojarzeniu potrzebnych artykułów z częściami ciała, np. szynka z pośladkami, marchewka z nosem, proszek do prania z łupieżem we włosach, o ogórku, czy melonach przez grzeczność nie wspomnę. Sprawdzałem w praktyce. Przy wykorzystaniu tego sposobu, trzy razy wracałem od samochodu do marketu, (w samochodzie miałem kartkę - mój tradycyjny sposób).
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Mam podobnie jak Ty - pamięć wzrokową, a chociaż słuch jeszcze mi nieźle służy, to lepiej zapamiętuję jak czytam. Po co się uczyć na pamięć wierszy? Moim zdaniem - aby ćwiczyć pamięć. W mej pamięci do dziś żywe są wiersze, których się nauczyłam nie z obowiązku, lecz dlatego że mi się podobały np. Śmierć Pułkownika A.Mickiewicza [o Emilii Plater]. A jak dostałam dwóję z j. polskiego w Sz.P. i lanie od Mamy, bo nie nauczyłam się jakiegoś wiersza [zgubiłam podręcznik], to potem recytowałam całe czytanki z pamięci gdy już książka się znalazła. Ooo! a nawet do dziś pamiętam wiersz z j.rosyjskiego " Alfabit uże my znajem, uże piszem i czytajem i wsje bukwy pa pariadku bez aszibki nazywajem", tak sobie przypominam litery rosyjskie, choć niektóre już pamięć gubi. Skleroza nie boli, ale przyczynia się do "aszibki". pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ja zawsze podziwiałem tych, co potrafili z pamięci odtworzyć obszerne fragmenty tekstu. Podziwiałem, ale za tym nie tęskniłem. Za to dziś pamiętam wiele wzorów z algebry czy geometrii. Moimi ulubionymi przedmiotem w szkole średniej były matematyka, miernictwo i mineralogia (?) Już po miesiącu miałem opanowany do perfekcji (choć nie na pamięć i z wyjątkiem matmy) materiał na cały rok. Ja go po prostu rozumiałem. Podobnie było z j. polskim. Wszystkie obowiązkowe lektury z wykazu na dany rok opanowywałem w ciągu dwóch, najdalej trzech tygodni, nie wyłączając takich gniotów jak np.: „Jak hartowała się stal” Nikołaja Ostrowskiego.
      Fakt, nie ćwicząc pamięci, dziś mam czasami problem ze znalezieniem okularów, czasami zdarza mi się zapomnieć jaki to mamy dzień tygodnia, tyle, że nauczyłem się nie robić z tego problemu i traktuje te drobne felery pamięciowe jako urozmaicenie dnia powszedniego :)
      Pozdrawiam pięknie :)

      Usuń
    2. Ulubiony przedmiot -matematyka. Szacun. Dla mnie to był ulubiony przedmiot, ale tylko w zakresie szkoły podstawowej, a potem...wolałam uczyć się na pamięć wierszy niż formułek matematycznych. Wolałam czytać książki, niż wkuwać wzory, chociaż musiałam i to dosyć skomplikowane np. z chemii organicznej i nieorganicznej, bo uczył nas jej mgr Z.Schetyna. Bardzo wymagający profesor. Oj,bardzo przydała się wtedy dobra pamięć wyćwiczona wierszami. Wiersze pamiętam do dziś a wzory chemiczne znikły z pamięci, poszły się bujać w obłokach. Dziś aby całkiem nie dopadła mnie skleroza, bujam się tym razem ja - w necie aby zachować resztki sprawności umysłowej; pozdrawiam sympatycznie Basia

      Usuń
    3. Jak dla mnie widzę więcej pożytku ze znajomości na pamięć niektórych formułek matematycznych niż ze znajomości wierszy. Ale masz rację, chemiczne czy nawet fizyczne wzory już mają taki sam charakter jak wkuwanie poezji na pamięć – dla zwykłego śmiertelnika żaden :) Ja mam swój sposób na dobrą pamięć, pamiętam tylko przyjemne chwile z mojego życia :)
      Pozdrawiam pięknie :)

      Usuń
  6. Fajny wpis, ubawiłem się setnie podczas lektury. I jakbym ojca słuchał, który właśnie zdecydował się na studiowanie i jest chyba na trzecim roku filozofii. Mówię chyba, bo dzieli nas trochę kilometrów, ale dzwoni do mnie czasem jak szuka pomocy z sporach z wykładowcami. Ostatnio szło o komiksy o Jamesie Bondzie. :)
    A ja brałem kiedyś udział w konkursach recytatorskich. I dziś nie pamiętam co mówiłem niestety... Choć zdobyłem raz nawet nagrodę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za uznanie. Tu jednak dopadła mnie żałość straszna, bo przypomniałeś mi, że miałem w notkę wkleić zdjęcie, gdy recytuję jakiś wiersz. To wprawdzie czas przedszkola, ale zawsze coś... :)

      Usuń