Nigdy nie myślałem, że będę pisał krytycznie
o Dekalogu. Gdy stałem się już ateistą, uznałem Go za bardzo ogólny i nadmiernie uproszczony zbiór praw
rzekomo Boskich i podobno ponadczasowych. Doszedłem do wniosku, że jeśli
wierzący chcą tak wierzyć, ich sprawa. Historycznie bywało z Nim różnie,
szczególnie od czasów chrześcijańskich, kiedy to Jego treść ewidentnie straciła
na znaczeniu dla nowej religii i samych wiernych. I zachowałbym swoją opinię
dla siebie, rzecz w tym, że mi się dziś Nim wymachuje, niczym czerwoną
książeczką w czasach rewolucji kulturalnej w Chinach, przy czym ta książeczka
była na swój sposób bardziej precyzyjna.
Dekalog w wersji katolickiej, tej skróconej,
już w pierwszych trzech przykazaniach jest anachroniczny i nie ma nic wspólnego
z moralnością, natomiast są one nagminnie przez katolików łamane. Podobno Bóg
jest jeden, ale katolicyzm namnożył bogów i armię świętych oraz dołożył
boginię, której kult przerasta kult Boga Jedynego. A wszystkim należna jest cześć równa Bogu! Z wymienianiem imienia Boga
nadaremnie katolicy nie mają żadnych problemów, natomiast obrali sobie inny
dzień święty do świętowania niż wyznaczył go Bóg Jahwe. Istotnym jest to, że ktoś, kto mówi dziś o
uniwersalności Dekalogu, a priori
narzuca konieczność wiary w istnienie Boga, i tylko tego Boga, skoro On jest autorem całości.
A kwestie moralne? Warto im się przyjrzeć bliżej, bo tu już jest gorzej. Przede wszystkim współczesne spojrzenie na przykazania Dekalogu cechuje wyjątkowa hipokryzja, więc może po kolei:
- czcij ojca swego i matkę swoją – mało, że nie jest sprecyzowane na czym owo czczenie ma polegać, to na domiar wszystkiego, nie tylko w dzisiejszych czasach stało się właściwie też anachronizmem. Ileż dzieci jest wychowywanych bez rodziców biologicznych, których często nawet nie znają? Ilu jest takich rodziców, którym odebrano prawa rodzicielskie? O jakim tu czczeniu mówić? Dekalog tego nie precyzuje;
- nie zabijaj – to jedno z najbardziej kontrowersyjnych przykazań. Gdyby nie humanizm, zabijanie w majestacie prawa miałoby się wciąż bardzo dobrze. Nawet dziś nie brak takich, którym się marzy przywrócenie kary śmierci w myśl prawa: oko za oko, śmierć za śmierć. Przypomnę, że dwa tysiąclecia chrześcijaństwa to również śmierć za pogaństwo, herezje czy rzekome czary. Nie wolno o tym zapominać, gdy ktoś nam wciska mit o chrześcijańskiej cywilizacji Europy. Nie wolno też ani na chwilę zapominać, że starotestamentowy Bóg chętnie do zabijania się uciekał. Jeśli zaś zastosować zawiły dogmat o Trójcy Świętej – to samo możemy powiedzieć o Jezusie Chrystusie;
- nie cudzołóż – tu już trudniej o większą hipokryzję, biorąc pod uwagę fakt, że Kościół katolicki wręcz się zafiksował wokół seksualności. Dla dzisiejszego Kościoła nie ma ważniejszego przykazania w Dekalogu. A seksualnością podobno obdarzył nas Bóg, mówiąc o rozmnażaniu i ani słowem o sakramentalnym małżeństwie. Pozwolę sobie na luźny, fantazyjny sarkazm: Mojżesz się w końcu zorientował, że seks daje większą rozkosz niż pragnienie Ziemi Obiecanej, więc go ograniczył zakazem cudzołożenia.
- nie kradnij – to jedyne sensowne i precyzyjne przykazanie w Dekalogu, które ma odzwierciedlenie w dzisiejszej moralności. Ale bez złudzeń, niejeden katolik jest i tak na bakier z tym przykazaniem, do tego stopnia, że okradanie współobywateli, w pewnych przypadkach stało się normą dozwoloną w świetle prawa. Że wspomnę sławetne „im się to po prostu należało”. Warto dodać, że chrześcijaństwo przez całe wieki nie miało problemu z grabieżą, która przecież pod kradzież podchodzi;
- nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu – wydawałoby się, że to przykazanie jest najprostsze do spełnienia. Nic podobnego, nawet kwiat instytucjonalnego Kościoła katolickiego, ma je w pewnej, niewymownej części ciała, i nic ich tak nie cieszy, jak fałszywe oskarżenia bliźnich, szczególnie tych, którym nie po drodze z tą religią. Innowierców i heretyków oskarżano o takie praktyki, które mógł wymyślić tylko ktoś chory psychicznie;
- nie pożądaj żony bliźniego swego – to jest już majstersztyk katolickiej moralności, bo ja się zapytam: czy wobec tego można pożądać męża bliźniej swojej? Niby się rozumie samo przez się, gdyby nie to, że to przykazanie ma charakter ewidentnie seksistowski i jest... niemożliwe do spełnienia. Należałoby iść za poleceniem Jezusa, i wydłubać sobie oczy, gdy pomyślimy, że obca żona, obcy mąż nam się podoba bardziej niż tylko wizualnie. Świat stałby się od razu miejscem wyłącznie ludzi ślepych! A przecież samo myślenie, nawet jeśli grzeszne, jeszcze nie jest sprawstwem;
- ani żadnej rzeczy, która jego jest – tu mamy podobną sytuację. Nie wierzę, że jest na ziemi ktoś, kto choć raz w życiu nie chciał mieć tego, co należało do bliźniego (ja pożądałem motoroweru kuzyna, bo nie miałem najmniejszych szans go mieć. Gdy już mogłem mieć, to mi się odechciało pożądać). A tak już zupełnie na marginesie, pytanie do wierzących: czy na pewno spowiadacie się z tego przewinienia wobec temu przykazaniu (nie wykluczam odpowiedzi twierdzących)?
- czcij ojca swego i matkę swoją – mało, że nie jest sprecyzowane na czym owo czczenie ma polegać, to na domiar wszystkiego, nie tylko w dzisiejszych czasach stało się właściwie też anachronizmem. Ileż dzieci jest wychowywanych bez rodziców biologicznych, których często nawet nie znają? Ilu jest takich rodziców, którym odebrano prawa rodzicielskie? O jakim tu czczeniu mówić? Dekalog tego nie precyzuje;
- nie zabijaj – to jedno z najbardziej kontrowersyjnych przykazań. Gdyby nie humanizm, zabijanie w majestacie prawa miałoby się wciąż bardzo dobrze. Nawet dziś nie brak takich, którym się marzy przywrócenie kary śmierci w myśl prawa: oko za oko, śmierć za śmierć. Przypomnę, że dwa tysiąclecia chrześcijaństwa to również śmierć za pogaństwo, herezje czy rzekome czary. Nie wolno o tym zapominać, gdy ktoś nam wciska mit o chrześcijańskiej cywilizacji Europy. Nie wolno też ani na chwilę zapominać, że starotestamentowy Bóg chętnie do zabijania się uciekał. Jeśli zaś zastosować zawiły dogmat o Trójcy Świętej – to samo możemy powiedzieć o Jezusie Chrystusie;
- nie cudzołóż – tu już trudniej o większą hipokryzję, biorąc pod uwagę fakt, że Kościół katolicki wręcz się zafiksował wokół seksualności. Dla dzisiejszego Kościoła nie ma ważniejszego przykazania w Dekalogu. A seksualnością podobno obdarzył nas Bóg, mówiąc o rozmnażaniu i ani słowem o sakramentalnym małżeństwie. Pozwolę sobie na luźny, fantazyjny sarkazm: Mojżesz się w końcu zorientował, że seks daje większą rozkosz niż pragnienie Ziemi Obiecanej, więc go ograniczył zakazem cudzołożenia.
- nie kradnij – to jedyne sensowne i precyzyjne przykazanie w Dekalogu, które ma odzwierciedlenie w dzisiejszej moralności. Ale bez złudzeń, niejeden katolik jest i tak na bakier z tym przykazaniem, do tego stopnia, że okradanie współobywateli, w pewnych przypadkach stało się normą dozwoloną w świetle prawa. Że wspomnę sławetne „im się to po prostu należało”. Warto dodać, że chrześcijaństwo przez całe wieki nie miało problemu z grabieżą, która przecież pod kradzież podchodzi;
- nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu – wydawałoby się, że to przykazanie jest najprostsze do spełnienia. Nic podobnego, nawet kwiat instytucjonalnego Kościoła katolickiego, ma je w pewnej, niewymownej części ciała, i nic ich tak nie cieszy, jak fałszywe oskarżenia bliźnich, szczególnie tych, którym nie po drodze z tą religią. Innowierców i heretyków oskarżano o takie praktyki, które mógł wymyślić tylko ktoś chory psychicznie;
- nie pożądaj żony bliźniego swego – to jest już majstersztyk katolickiej moralności, bo ja się zapytam: czy wobec tego można pożądać męża bliźniej swojej? Niby się rozumie samo przez się, gdyby nie to, że to przykazanie ma charakter ewidentnie seksistowski i jest... niemożliwe do spełnienia. Należałoby iść za poleceniem Jezusa, i wydłubać sobie oczy, gdy pomyślimy, że obca żona, obcy mąż nam się podoba bardziej niż tylko wizualnie. Świat stałby się od razu miejscem wyłącznie ludzi ślepych! A przecież samo myślenie, nawet jeśli grzeszne, jeszcze nie jest sprawstwem;
- ani żadnej rzeczy, która jego jest – tu mamy podobną sytuację. Nie wierzę, że jest na ziemi ktoś, kto choć raz w życiu nie chciał mieć tego, co należało do bliźniego (ja pożądałem motoroweru kuzyna, bo nie miałem najmniejszych szans go mieć. Gdy już mogłem mieć, to mi się odechciało pożądać). A tak już zupełnie na marginesie, pytanie do wierzących: czy na pewno spowiadacie się z tego przewinienia wobec temu przykazaniu (nie wykluczam odpowiedzi twierdzących)?
W Dekalogu brak mi jednego przykazania: nie kłam. A
skoro go nie ma, kłamstwo ma się wyjątkowo dobrze, również, jeśli nie przede
wszystkim, wśród wierzących. Okłamują mnie, kiedy mówią, że Bóg jest dobry,
sprawiedliwy, wszechmocny i miłosierny. Okłamują mnie kiedy mówią, że rozmawiają z Bogiem,
choć dialogują tylko z Jego osobistym wyobrażeniem. Okłamują mnie mówiąc o
cudach, objawieniach i wizjach. Okłamują mnie mówiąc, że wystarczy żyć z
Bogiem, aby być szczęśliwym, że można Mu ofiarować cierpienie, że On mnie
kocha, a świat stworzony przez Niego jest wyjątkowo pięknym. Okłamują mnie strasząc osobowym diabłem, bo jest on zaprzeczeniem tego „wyjątkowego piękna”. I na koniec
– okłamują mnie, że życie bez Boga to nihilizm i brak celu w życiu, ale o tym już
w następnej notce.
PS. Aby nie było niedomówień - przedstawiony pogląd na Dekalog jest mój, i tylko mój. Poza Katechizmem KK o treści Dekalogu, nie korzystałem z żadnych innych źródeł.
PS. Aż mnie korci odnieść się do Jezusowej interpretacji wybranych przykazań Dekalogu, szczególnie w kwestii tak rozreklamowanej dewizy miłości bliźniego. Być może, że się nie powstrzymam...
PS. Aż mnie korci odnieść się do Jezusowej interpretacji wybranych przykazań Dekalogu, szczególnie w kwestii tak rozreklamowanej dewizy miłości bliźniego. Być może, że się nie powstrzymam...