środa, 6 kwietnia 2016

Dekalog i wolna wola



  Nie będę opisywał historii powstania Dekalogu, ani przytaczał jego treści, gdyż jak mniemam, większość moich Czytelników jest doskonale obeznana, i z tą historią, i z jego treścią. Zwykło się mówić, że Dekalog to fundament moralny nie tylko wierzących, ale wszystkich ludzi, żyjących na ziemi, przynajmniej od chwili, gdy Bóg przekazał go Mojżeszowi. Po części jestem w stanie się z tym stwierdzeniem zgodzić, przynajmniej jeśli mowa o fundamencie i tylko w dość ogólnym ujęciu. Nie zamierzam się też kłócić o autorstwo. Kto chce, niech wierzy, że autorem jest Bóg, dla mnie z oczywistych powodów jest to nie do przyjęcia, tyle, że dla dalszej treści tego krótkiego eseju, nie ma to żadnego znaczenia. 

  Najczęściej spotykam się z opinią o uniwersalizmie Dekalogu, o jego ponadczasowości i niespotykanej mądrości. Ma być zbiorem wskazówek moralnych, jak mamy żyć i czego przestrzegać. I w tym miejscu, jeśli tylko odrobinę się zastanowić, zaczynają się przysłowiowe schody. Większość wierzących traktuje Dekalog niemal jak kodeks, którym nie może być, gdyż jest zbyt ogólny, powiedziałbym, że wręcz stanowczo za mało precyzyjny i w większości przykazań już niestety nieaktualny, szczególnie dla chrześcijaństwa. Mam na myśli zakaz tworzenia wizerunków Boga i świętowania soboty, jako dnia odpoczynku. Wiem, chrześcijaństwo ma swoją wersję Dekalogu, tu jednak rodzi się moje zdumienie, bo skoro wolno zmieniać wolę Boga, to dlaczego z takim uporem każe się we wszystkim, bez wyjątku, do niego stosować? A tak, jest „wolna wola”, słowotwór wytrych, która ma wszystko tłumaczyć. O tym później.

  Wrócę jeszcze do pierwszych trzech przykazań. Jeśli przyjąć, że niewierzący, lub wierzący inaczej, może się do niech nie stosować, dlaczego miałby uznawać pozostałe już za zdecydowanie słuszne? Posłużę się kilkoma przykładami mogącymi budzić kontrowersje:
Czcij ojca swego i matkę swoją – niby jasne, ale jak traktować to przykazanie, gdy miało się to „szczęście” urodzić się w rodzinie patologicznej? Czy sam fakt spłodzenia jest dostatecznym powodem do szacunku wobec sadysty, przestępcy, zbrodniarza, alkoholika, matki porzucającej dziecko lub o nie niedbającą? I jak to się ma do słów Jezusa nakazujących porzucenie rodziny dla wiary „Będziesz miał w nienawiści (...) [Łk 14,26]?
Dalej, owo sławetne „nie zabijaj”, kiedy wbrew temu przykazaniu w następnych rozdziałach Pisma Świętego, Bóg nakazuje zabijać, wręcz dostarczając precyzyjną instrukcję (sic!?) Jest jeszcze gorzej. O ile Watykan uznał, że kara śmierci jest niedopuszczalna, o tyle Katechizm KK, wciąż dopuszcza możliwość jej zastosowania. 
Jak ma się przykazanie „nie cudzołóż” do historii Abrahama, Dawida czy Lota, tego ostatniego uznanego przez św. Pawła za sprawiedliwego? 
Jak się wreszcie mają przykazania o niepożądaniu żadnej rzeczy bliźniego, skoro Autor tego przykazania każe zniewolić kobiety i dzieci wrogów Izraela i zabierać ich dobytek? A te nakazy miały miejsce już po przekazaniu wybranemu narodowi Dekalogu. 
I od razu odpowiem na zarzut, że być może traktuję Biblię, zbyt wybiórczo.  Otóż, wszystkie przypadki łamania przykazań są zawarte w tej samej świętej Księdze i stanowią jej integralną część, mającą status Księgi objawionej. W całości i bez wyjątków!

  Przyjrzyjmy się pojęciu „wolnej woli”. Ta wolna wola, o czym już niejednokrotnie pisałem, to po prostu jakiś niezrozumiały mit. Oczywiście, mamy prawo wyboru, jednakże pod dwoma zasadniczymi warunkami. Po pierwsze, musimy liczyć się z konsekwencjami, które ten wolny wybór determinują i ograniczają. Drugim warunkiem jest ograniczoność naszych możliwości. Nawet gdybym chciał, nie wszystko mogę, co by mi się zachciało. Najczęściej jednak spotykam się ze stwierdzeniem: Bóg dał ci wolną wolę, abyś mógł w Niego nie wierzyć (sic!), które czasami doprowadza mnie do rozpaczy. Nie dlatego, że mogłoby być prawdziwe, a dlatego, że kompletnie nielogiczne. Można by wysnuć z tego stwierdzenia wniosek, że jeśli w Niego uwierzę, pozbywam się wolnej woli, lub inny, dawanie takiej wolnej woli jest jej jakby odebraniem, gdyż muszę przyjąć a priori, że ją otrzymuję od bytu, którego istnienie jest dla mnie nierealne i niemożliwe. Innymi słowy, to nic, że nie wierzysz, ale uwierz w to, że Ten, w którego nie wierzysz, obdarzył cię wolną wolą. To tak jakby mi ktoś powiedział, że mam się napić wody w oazie na pustyni, która jest tylko fatamorganą. Jeszcze inaczej, rób co chcesz, ale pamiętaj, cokolwiek zrobisz i tak poniesiesz karę. Ja mogę wybrać: czy dziś na obiad będę jadł placki ziemniaczane, czy nadziewaną truflami przepiórkę, ja mogę się upierać, że dwa dodać dwa to pięć, ale czy takim wyborom należne jest religijne znaczenie wolnej woli? Wybór wiary lub niewiary jest osobistą decyzją każdego z nas, a nie dany nam przez kogoś. Jeśli ktoś ma wątpliwości niech  przeczyta preambułę do Dekalogu: Jam jest Pan, Bóg Twój (...) i trzy następne przykazania (resztę zresztą też) w wersji katolickiej. Zawarte w nich słowa przeczą istnieniu wolnej woli.

  Reasumując. Jeśli Dekalog ma być wskazówką naszej moralności, to ja w pewnym, dość ograniczonym zakresie, jestem w stanie to uznać. Jednak musimy sobie zdać sprawę z prostego faktu, że podobnie jak życie na tej ziemi, nasza moralność też podlega procesom ewolucji. Trzeba mieć świadomość tego, kiedy Dekalog powstał i jak bardzo tamte czasy różniły się od obecnych, trzeba sobie też uzmysłowić, że ta moralność jest w dużym stopniu uzależniona od warunków bytowych i kulturowych, podlegających stałym zmianom, a co jednocześnie i paradoksalnie pozbawia Dekalog przymiotnika uniwersalności. Zresztą nie tylko Dekalog, ale cały przekaz Biblii trudno uznać za uniwersalny. Oczywiście, można czerpać z Dekalogu i Biblii inspiracje, i tak się właśnie dzieje, czego ja nie zamierzam negować, ale podkreślam – tylko inspiracje. Pismo Święte jest de facto zbiorem zasad moralnych, tyle, że w przeważającej większości, już nieaktualnych w swym pierwotnym znaczeniu, i co mało kto chce zauważyć, w wielu przypadkach sprzecznych ze sobą. I tu zawsze posługuję się najbardziej klasycznymi przykładami – cudzołóstwa, niewolnictwa i zaborczych wojen, kiedyś przecież w pełni usankcjonowanych wiarą i religią.


16 komentarzy:

  1. Cześć ale się zrobiłeś niebieski :)
    szablon mam na myśli

    Wolna Wola to ciekawy twór
    możesz o sobie decydować
    możesz robić co chcesz...
    czyż nie każdy dorosły tego właśnie chce?


    masz wybór

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolor jak kolor, w poprzednim szablonie przeszkadzały mi już krople deszczu, a ja uwielbiam jasność :)

      Nie wiem jak kto, ale mnie się jakoś nie marzy dosłowne „robić co chcę” Ściślej, nie mam ochoty ponosić fatalnych konsekwencji wszystkich swoich zachcianek.

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Mnie też brakuje ... tych deszczowych kropelek :) Byłam tu dzisiejszej nocki ,wczytywałam się bardzo dokładnie i używałam logicznego myślenia , co ostatnio rzadko mi się zdarza :) I moja osoba podzieliła się na pół .
    Jedna połowa , całkowicie podzielała Twoje zdanie ,bo jest dużo prawdy w tym
    co piszesz . A druga znalazła odpowiedź ,, Boże , choć Cię nie pojmuje , jednak itd.,,Jestem rozdarta , ale sklejam się taką myślą ,, Człowiek ma być dobry i nie czynić drugiemu zła ,,Tylko jak to zrobić ? czasami ktoś ci dowala i co , stać spokojnie jak trusia , aż zakatuje ?:) I tak moje piękne myśli , krążą dziś sobie , między dobrem ... a złem , które czyha z każdej strony . Pięknego popołudnia i dużo dobrego życzę :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ sprawa jest zupełnie prosta. Wprawdzie to moje myślenie i mnie (z oczywistych względów) wydaje się logiczne, ale pytanie, czy koniecznie musi przeszkadzać Twojej wierze? Dopóki się nie zapętlisz w pytania o sens życia, dopóki wiara nie przeszkadza Ci w rozumieniu tego, co się wokół dzieje, dopóki nikt Ci zarzutów z wiary nie czyni, dopóty nie ma sensu szukania dziury w całym. Ja Cię do porzucenia wiary nie namawiam. Każde wątpliwości, jeśli nie da się ich wyjaśnić, można odsunąć i traktować jako nieistotne. Z wiary czy niewiary nie wynika żadne namacalne dobrodziejstwo. Życie de facto będzie takie samo. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie Ci chciał dowalić.
      Zasadę czynienia dobra możesz li tylko odnieść do siebie, możesz dawać przykład, ale trudno ją wymagać od innych już chociażby z tego względu, że w wielu przypadkach pojęcia dobra i zła nie są jednoznaczne.
      Pozdrawiam ciepło :) i odwzajemniam życzenia.

      Usuń
  3. Mam swoje przemyślenia odnośnie pytań jakie pojawiają się w treści Twojej notki. Aby nie pisać elaboratu ujmę je jednym zdanie w przypadku patologicznych rodziców; "zło dobrem zwyciężaj". Zaś słowa Jezusa; " „Będziesz miał w nienawiści (...)” [Łk 14,26] dosłownie przyjmują świadkowie Jehowy. Tymczasem można to ująć słowami;"bardziej trzeba słuchać Boga niż ludzi"; bo jak Bóg na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na właściwym miejscu - także rodzina i stosunek do niej.
    A co słów : "Jak ma się przykazanie „nie cudzołóż” do historii Abrahama, Dawida czy Lota, tego ostatniego uznanego przez św. Pawła za sprawiedliwego? "
    Jezus zrobił wykład Żydom odnośnie prawa Mojżeszowego o oddalaniu żon.
    "Przystąpili do Niego faryzeusze i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. Odpowiadając zapytał ich: "Co wam nakazał Mojżesz?" Oni rzekli: "Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić". Wówczas Jezus rzekł do nich: "Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: 7 dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę 8 i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!" W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: "Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo". Czy ktoś potrafi lepiej od Jezusa objaśnić to przykazanie o cudzołóstwie?
    pozdrawiam >nieco dziś w nie najlepszym nastroju, więc tylko życzliwie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Użyłem argumentu cudzołóstwa, jako jednego z nie do końca jasnych, inaczej mówiąc, chciałem podkreślić sprzeczności zawarte w Piśmie Świętym. Ewangeliści Marek i Mateusz bez wątpienia byli ludźmi wykształconymi i z problem zetknęli się w czasie dyskusji na długo przed pisaniem Ewangelii. Mnie nie dziwi, że znaleźli wytłumaczenie, choć ono jest mało przekonywujące. Dlaczego przypisywać Mojżeszowi podstęp, odstępstwo w tej materii, a już w innych sprawach nie? Żydzi byli zatwardziali nie tylko w kwestii małżeństwa, a Mojżesz wcale nie był taki uległy wobec nich. „Jedno ciało” odnosi się do monogamii (wg Biblii Tysiąclecia), a nie do nierozerwalności małżeństwa. „Co Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” pojawia się dopiero w Nowym Testamencie.
      Pozdrawiam, życząc poprawy nastroju :)

      Usuń
  4. Ha, ciekawy temat, również i mnie frapujący od dawna, bardzo ładnie przedstawiony. Cieszy mnie, że wspomniałeś także o tym "brakującym" drugim przykazaniu. Oczywiście jego wyrzucenie miało swoje uzasadnienie w akcjach misyjnych, człowiek okazał się tak skonstruowany, że musiał zawsze sobie jakoś Boga spersonifikować. Poza tym, przekład Biblii, jaki do nas doszedł jest tak przerobiony, że nie wiem ile w tym z oryginału.
    Żeby odnieść 10 przykazań do ich zastosowania w życiu w czasach biblijnych, należałoby poznać też talmud i nagle okaże się, ze jednak Stary testament nie jest aż tak bardzo sprzeczną księgą jak Ci się wydaje. Tam określony jest stosunek Żydów do gojów, których UWAGA - niekoniecznie dekalog obejmuje. Ale od początku przejdę do oryginalnego przekazu dekalogu, w punktach, który wzbudza Twoje wątpliwości i postaram się odnieść do intencji ludzi przestrzegających dekalogu w dawnych czasach.
    Przykazanie „Czcij ojca swego i matkę swoją”, w rozumieniu ogólnym nie ogranicza się do biologicznych rodziców, tylko nawołuje do szacunku i opieki nad ludźmi starszymi. W wielu kulturach „matko” i „ojcze”, mówi się po prostu do osób starszych.
    Nie zabijaj – to oryginalnie „nie morduj”. Tu od razu zakaz nabiera innego wymiaru, bo morderstwo, jest czynem gatunkowo innym niż zabójstwo. Talmud też podkreśla ową różnicę, umyślne zabicie Żyda przez Żyda traktuje jak wystąpienie przeciwko prawom boskim i ludzkim czyli przeciwko temu przykazaniu, ale już nieumyślne zabicie Żyda i UWAGA zabójstwo z premedytacją goja, jest już tylko wystąpieniem przeciwko prawom ludzkim, vulgo nie tyczy się przykazania w dekalogu. Chytre, nieprawdaż?
    Jak się ma przykazanie „Nie cudzołóż” w stosunku do Abrahama itd. Ano bardzo prosto, w odniesieniu do oryginalnego brzmienia tego przykazania - „nie odbieraj, mężowi jego żony”. To ogranicza do pewnych przypadków nazwę cudzołóstwa jako stosunku z kobietą zamężną, którego dopuścił się jednak Dawid z żoną Uriasza Chetyty, co zauważ, „Bogu się nie spodobało”.
    I w końcu owo nie pożądaj, które zlałeś w jedno z nie kradnij. Raz, ze wrogowie Izraela przecież nie są bliźnimi (patrz talmud), a dwa że to przykazanie nie odnosi się do konkretnego działania w celu pozbawienia wolności, czy własności, tylko zakazuje zazdroszczenia innym, pożądania dokładnie tej rzeczy, którą oni mają. W ogóle własność w Biblii jest rozumiana bardzo ogólnie, bo przykazanie „nie kradnij”, w dosłownym przekładzie brzmiałoby „nie porywaj” i odnosiło się tylko do ograniczenia własności najwyższej, jaką jest wolność i życie (patrz nie morduj).
    Bez rozumienia talmudu i odniesienia do kultury i czasów, dekalog w istocie nabiera cech uniwersalności. Co poniekąd też zauważyłeś, choć starasz się negować.

    Usuąłem komentarz, bo dwa razy mi się tekst wkleił i wyszła sieczka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za dokładne wyjaśnienia. Przyznam, że Talmud znam tylko pobieżnie i tylko z „drugich ust”, choć o samym Talmudzie wiele czytałem i znam jego znaczenie dla judaizmu. Szkoda, że nie ma takiego odpowiednika dla religii chrześcijańskiej, która zamiast – ma dogmaty. Może wtedy wszystko, mimo pogmatwania, byłoby prostsze.
      Problem z przedstawionym przez Ciebie objaśnieniami jest taki, że dla chrześcijan są w zasadzie nie do przyjęcia. Wiele Prawd nie byłoby tak oczywistych. Natomiast wiele kontrowersji może budzić owo przykazanie nie zabijaj czy nie morduj. Drobny niuans a tyle zamieszania. Może zbyt oględnie potraktowałem zagadnienie kary śmierci, która ten niuans wyolbrzymia i teraz żałuję.

      PS Mnie nie drażni usuwanie własnych komentarzy, więc spokojnie. Każdy ma prawo decydować, jaki komentarz ma zostać opublikowany na tym blogu.

      Usuń
    2. Ba, masz rację, że w wielu przypadkach jest nie do przyjęcia i cały Stary Testament, dlatego doszło do uogólnień i co tu kryć - przeinaczeń.
      Kiedyś od takiego staruszka kupiłem bardzo okazyjnie 5 tomów "Kryminalnej Historii Chrześcijaństwa" - Karlheinza Deshnera - jest tam rozdział właśnie odnoszący się do tego, jak zmieniono tłumaczenie Starego Testatmentu,żeby dostosować do współczesnej idei 5 przykazania i zatuszować sprawę już nie morderstwa, a ludobójstwa. Któl Dawid mianowicie, podbiwszy Ammonitów, w oryginalnej wersji obrońców jednego z miast nakazał spalić w piecach i przeżynać piłami. W Biblii tysiąclecia już jest, że skierował ich do pracy wypalaniu cegieł w piecu i cięciu piłą... taka subtelna różnica w interpretacji 5 przykazania.

      Usuń
    3. Nie wiem czy zauważyłeś coś, co mnie zdumiewa nade wszystko. Jako ateista, w odróżnieniu od wielu chrześcijan, znam Biblię dość dobrze (przede wszystkim Tysiąclecia) wraz z objaśnieniami, choć niestety nie na pamięć. Zawsze spotyka mnie zdecydowany odpór, gdy powołuję się na Stary Testament, by wykazać pewne sprzeczności, i niejako w kontrze, wymachuje mi się Nowym Testamentem. Genezę tego drugiego da się dość ściśle określić i jednym z wniosków jaki mi się nasuwa, to fakt, że słowa przypisywane Jezusowi, pochodzą z „drugiej ręki”, jeśli nie z dalszej. Ba, udowodniono wiele fałszerstw, które dziś i tak określa się mianem Prawdy objawionej. Na tyle owo „wymachiwanie” utrudnia życie (to metafora), że nie sposób spamiętać, co jest prawdą, a co fałszerstwem. Choć z drugiej strony bardzo często mnie to w jakiś sposób wciąga.

      Usuń
    4. Stary Testament ma się tak do nowego jak pięść do oka, jest raczej niechętnie cytowany i w dyskusjach z księżmi, często także byłem odsyłany ze starego do nowego. Choćby wizerunek samego Boga Ojca, który nagle zmienił swoje podejście do człowieka. Z wymagającego posłuchu i surowego, stał się nagle miłującym. Zastanawiałem się skąd ta zmiana, ale jeszcze wcześniej doszedłem do wniosku, że ten wizerunek także jest wtórny.
      Ludzie jakby lubują się w tym boskim cierpieniu i poświęceniu, weź - Ozyrysa, lub Prometeusza. Chrześcijanom także bardziej się podobała wizja Boga dbającego, kochającego. A już ofiara Chrystusa, była czymś bezprecedensowym.
      Jak się do tego mają te surowe i okrutne kary, które zsyłał na niepokornych?

      Usuń
    5. Ha!, i na to pytanie już mi ktoś odpowiedział: Bóg dostosował się do poziomu społeczno-kulturowego ówczesnych ludzi (sic!) Inaczej mówiąc, ludzie nie byli intelektualnie wcześniej przygotowani do nowej doktryny wiary jaką niósł Chrystus. I tu powstaje problem, bo rodzi się pytanie; kiedy byli i czy na pewno byli wtedy, kiedy mieli być, skoro po niespełna kilku dekadach rodzi się sekta za sektą, a największym problemem stają się herezje?

      Usuń
    6. Ja wolę stwierdzenie, że to ludzie dopasowali jego wizerunek do swoich potrzeb. Biorąc pod uwagę dalszy rozwój historii, ofiara Chrystusa miała sens, dla tych, którzy umieli ją odczytać, co rodzi pewien paradoks, bo ci akurat jej nie potrzebowali, co można dodać do Twojego argumentu o sektach i herezjach. Dlatego przesłanie Boże wolę traktować jako ogólnik, a nie garść dogmatów. I ta podstawa zawarta by była w dekalogu - kilka prostych zasad.
      Teoria, którą ktoś Ci przedstawił też jest w sumie dobra. Bóg dostosowujący się do wyobrażeń wiernych w zależności od dziejów i kultur, żeby mogli go zrozumieć i pojąć przesłanie. Ale ona nie jest zbyt bezpieczna dla nauk kościoła, bo odrzuca dogmatyzm i bliżej jej jest do agnostycyzmu.
      Bardzo ciekawa dyskusja...

      Usuń
    7. Do agnostycyzmu? Tu mnie zdumiewasz. Agnostycyzm jest brakiem zainteresowania Bogiem, a przecież dyskutujemy o czymś wręcz zupełnie odmiennym.

      W mojej opinii, owo odmienne traktowanie Boga, dopasowanie Go do poziomu kulturowego i świadomości, jest jakby zaprzeczeniem Jego ponadczasowości. W końcu ludzie epoki ST też marzyli o pokoju i spokojnym życiu, i trudno mówić, że nie znano takiego pojęcia jak kompromis, skąd więc taka gloryfikacja „rozwiązań siłowych” sprzecznych z zasadami Dekalogu?

      Warto zwrócić uwagę na dość znamienny fakt. Ci okrutni Rzymianie, którzy zawładnęli niemal całą ówczesną Europę, Azję Mniejszą i Afrykę północną byli bardzo tolerancyjni wobec obcych sobie religii, przynajmniej do czasu, kiedy nie mieszała się w politykę. Ba, byli w stanie asymilować do pewnego stopnia pewne obce kulty. Dekalog, już we wstępie, wyraźnie się od takiego podejścia odcina, dając znać, że Bóg jest zachłanny. Niestety, NT tego podejścia nie zmienia i być może przez to próba zmiany Jego oblicz de facto niczego nie zmienia.

      Też uważam, że dyskusja jest bardzo ciekawa, ale korci mnie już wstawienie nowej notki, też niejako w temacie – mojego widzenia wiary.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Mnie też tu wciąga , uzupełniam braki :) widzę Świętoszku , że kropelki wróciły i słusznie .
    Jak się tak pokropi, to diabełek nie zajrzy ?:)
    Wieczorku miłego i milutkiej nocki :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tylko deszcz, nie woda święcona :)
      Wieczór jest jak zwykle miły.
      Odwzajemniam życzenia i równie miłej nocy :)

      Usuń