poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Przerywnik



  Zarzekałem się, że już nic o Frondzie, i choć u mnie słowo droższe od pieniędzy, biję się w pierś, bo zgrzeszyłem. Pewnie na tej samej zasadzie, z powodu której chętnie odwiedzamy znane nam kiedyś miejsca, zajrzałem ci ja na Frondę.pl, by zobaczyć, co tam słychać u moich starych przyjaciół. Się nie zawiodłem. Od rana śmieję się jak głupi do sera. Ale skoro śmiech to zdrowie, wyrzutów sumienia nie mam.

  Do rzeczy. Jeden z moich ulubionych autorów tego portalu, Mirosław Salwowski, znów błysnął. Błysnął troską o ateistów, troską w połączeniu z nieukrywaną nienawiścią. Już sam tytuł zdumiewa: „Czy wszyscy ateiści pójdą do piekła?”*. Ja się dziwię, czym Mirek się martwi. Jeśli nawet pójdą do piekła to przecież nic mu to nie powinno przeszkadzać. Chyba, że ma obawy, iż sam tam trafi, a wtedy na wieczność, najwieczniejszą z wieczności, będzie skazany na moje i innych ateistów towarzystwo. Ten strach mnie akurat nie dziwi, bo gdym tak, na ten przykład, ja miał w niebie na wieczność towarzystwo Petza, Terlikowskiego, Mirka i im podobnych, sam poprosiłbym o wygnanie do piekła, co jest bardziej możliwe niż w drugą stronę.

  W obszernym artykule Mirek udowadnia, że ateista, nawet jeśli najlepszy w miłości do bliźniego z najlepszych, prawa do pobytu w Niebie nie ma. Bo przecież ci wstrętni ateiści nie wierzą w Boga z własnego wyboru i w pełni świadomie. Taki poganin, któremu nikt nigdy nie mówił już nie tylko o Bogu, ale o Bogu właściwym, nawet gdyby za życia był kanibalem, ma pełne prawo w Niebie się znaleźć, bo on przecież nie miał świadomości Jego istnienia. Tu Mirek powołuje się na fragment konstytucji Lumen Gentium, powstałej podczas Soboru Watykańskiego II: „Nie odmawia też Opatrzność Boża koniecznej do zbawienia pomocy takim, którzy bez własnej winy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują nie bez łaski Bożej, wieść uczciwe życie.” Z tego fragmentu można wysnuć prosty, choć zaskakujący wniosek. Taki ortodoksyjny islamista, który dokonuje zamachu na grupie niczemu niewinnych ludzi, ma pełne prawo do pobytu w wiecznym Niebie. Katolickim, a nie tym z siedemdziesięcioma wiecznie dziewicami. Jako osoba indoktrynowana od dziecka przez ortodoksyjny islam, nie z własnej winy, nie poznał przecież „prawdziwego Boga”. A że zabił? Przecież robił to w przekonaniu o słuszności idei, w przekonaniu, że czyni dobro, którą to mu wpojono.

  W związku z tym nachodzi mnie wątpliwość, czy ci, co wierzą, że do Nieba się dostaną, nie powinni jednak mocno się zastanowić? Bo jeśli ta Lumen Gentium mówi prawdę, to Niebo może się okazać wielce niebezpieczne. Kanibale, hordy rzezimieszków, handlarze niewolników, inkwizytorzy, zakony siłą i mieczem nawracające niewiernych, wszelkiej maści mordercy, sadyści, złodzieje, zboczeńcy (biada dzieciom i dziewicom) i do tego jeszcze terroryści, którzy z nie własnej woli  nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga. A każdy z nich będzie miał prawo robić to..., co go w pełni uszczęśliwia. Tylko po cholerę mieszać w to ateistów, szczególnie tych, którzy darzą szacunkiem bliźniego swego, i którzy jedyne czego oczekują po śmierci, to niczym niezmąconej, nomen omen, błogosławionej nicość?
I już tak całkiem na marginesie i na poważnie. Nie potrafię zrozumieć, jakim trzeba być zadufanym w siebie dupkiem, by uznawać się za autorytet w dziedzinie decydowania o tym, kto, na jakiej zasadzie i czy w ogóle do Nieba się dostanie? Biedni ci oczekujący na Niebo, jeśli normy dostania się do niego miałby tworzyć niejaki Mirsław S., zastępując u bram Nieba św. Piotra.



18 komentarzy:

  1. Piekło to mamy na ziemi.Ogromnie mnie zawsze śmieszy gdy ktoś się tak bardzo intensywnie troszczy o to, co będzie z moją duszą gdy opuszczę swą doczesną powłokę. To wręcz powalająca troska. Ja się o to nie martwię, a ktoś, kto mnie nie zna, nic o mnie nie wie, ma z tego powodu zmartwienie.Naprawdę, nadmiar troski. Zatroszczył by się lepiej jeden z drugim o własną duszę.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiedziałbym najprawdziwsze i jedyne piekło, ale z tym da się żyć :)
    Ja tego fenomenu troski o moją duszę też nie potrafię zrozumieć, ale nasuwa się pytanie: czy to w ogóle da się zrozumieć? Choć mam wątpliwości czy bohater mojego felietoniku kieruje się troską, czy zdecydowanie bardziej oburzeniem, że taki ateista miałby dostąpić większych zaszczytów niż on. A na to jest coś w Ewangelii i tylko muszę ten fragment znaleźć :)
    Pozdrawiam pięknie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Każdy, kto uzurpuje sobie prawo do bycia Sędzią w sprawach nieba i piekła, moim zdaniem, popełnia grzech. Wizja piekła wg św.s.Faustyny;
    http://adonai.pl/wiecznosc/?id=20
    Jan Maria Vianney (św.): "Ciągle grzebiecie w sumieniach innych ludzi, a wasze własne zarastają chwastami". "Błogosławcie, a nie złorzeczcie” (Rz 12, 14)
    Pisząc te słowa; " A na to jest coś w Ewangelii i tylko muszę ten fragment znaleźć :) " czy maiłeś na myśli; "Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi. (Mt 20) ale już u Łukasza brzmi tak;
    "Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi. (Łk 13)
    Daleka jestem od nawracania kogokolwiek. Jeśli masz życzenie,masz sposobność zapoznać się z tymi linkami, które podaję, a jeśli nie, to niczego nie narzucam. Nie wiem jakie intencje towarzyszyły Mirosławowi Salwowskiemu poruszającemu ten problem. O co mu chodziło i jaki był cel jego wypowiedzi?
    Wiadomo mi jednak, że w zależności od nastawienia, można różnie to zinterpretować. Czy to prawdziwa troska czy złośliwość??? Nie mnie zaglądać w cudze sumienie. Masz prawo do własnego odbioru i interpretacji cudzej wypowiedzi. Szanuję to więc polemizować z tym nie będę. Nie tylko katolicy posługują się wersami Biblii, aby wykazać swą rację. Zaś ja nie mam prawa dorabiać własnej interpretacji do tego co zapisane w Biblii. Mogę po swojemu rozumieć, tak jak jest mi to dane, ale to wcale nie oznacza, że mam patent na rację. Na swój sposób szukam właściwej ścieżki [drogi] do Boga i nasłuchuję głosu dobrego Pasterza - Chrystusa.
    pozdrawiam życząc miłego i słonecznego dnia, bo dziś u nas pochmurnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłaś blisko, choć mnie chodziło o wers wcześniej: „Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” [Mt 20 15]

      Gdyby Salwowski kierował się troską, życzyłby ateistom właśnie tej błogosławionej nicości, a on, nie wiedzieć dlaczego, chce ich pozbawić rzekomych złudzeń, które im z uporem maniaka przypisuje. Rzekomych, bo żaden ateista nie wierzy w Niebo, więc i za czym tęsknić nie ma.

      Ja jednak chyba pokuszę się kiedyś o esej o św. Faustynie Kowalskiej, bo gdy ja czytam, że powinienem się zapoznać z jej wizjami piekła to – mi się scyzoryk w kieszeni otwiera. Ja to czytałem, z wielkim niesmakiem i z oburzeniem, że Kościół godzi się na publikację takich, tu sorry jeśli ktoś poczuje się urażony, bzdur. Według mnie, nie ma nic bardziej odpychającego od wiary, niż te jej dzienniczki.
      Pozdrawiam pięknie, choć coś mi się zdaje, że z przyczyn niezależnych ode mnie, tę piękność, ktoś mi dziś chce zepsuć i nie mam tu na myśli Ciebie. Taki jest czasami real.

      Usuń
    2. Nnnooo> nie wiedziałam, że nosisz scyzoryk w kieszeni, a gdybym tak nieopatrznie przyczyniła się do jego otwarcia w Twojej kieszeni, to mogłabym niechcący uszkodzić Ci niektóre części ciała :) OK! będę uważać aby jakimś słowem tego scyzoryka nie otwierać. Czyżby on działał niczym "czary mary, abra kadabra, bim salabim!"
      Wyluzuj, bo szkoda kieszeni i tego co w pobliżu się mieści. Przecież czytać możesz a nie musisz. Jednych dzienniczki ś.Faustyny przybliżają do wiary, a innych odpychają. Jedne lubią blondynów a inne brunetów;
      To Twoje "pięknie" chyba przegoniło u nas chmury, gdyż słonko wyziera spoza nich. Miłego dnia bo do zachodu słońca jeszcze daleko :)

      Usuń
    3. Ze względu właśnie na bezpieczeństwo swoich klejnotów, scyzoryka nigdy w kieszeni nie noszę :) To określenie ma formę przypuszczającą: co by było, gdybym jednak ten scyzoryk miał? Nie wiem, jakie siły by go otwierały, domyślam się, że to fluidy, te najbardziej niepożądane.

      Pełna zgoda, jeden lubi to, drugi tamto, choć akurat ja lubię i blondynki, i brunetki, a nawet i rude :) Nie wiem jaki kolor włosów miała św. Faustyna, ale jej by żaden nie pomógł w tym, bym ją polubił. Powiem tak: ja zawsze jestem wyluzowany, nawet do najbardziej kontrowersyjnych banialuk mam odpowiedni dystans, tyle, że Dzienniczki są po prostu nie do strawienia, szczególnie dla kogoś kto umiłował sobie literaturę piękną, mądrą i bogatą w wartościowe treści, z którymi nie zawsze muszę się zgadzać, ale które mogę podziwiać. Gdy chcę poczytać coś lekkiego, sięgam po science fiction, gdzie też są same bajki, ale podane jak zwykły wiejski żurek w wykwintnej i ekskluzywnej restauracji. A co oferuje św. Faustyna? Przesoloną zupę z kwiatków, podaną na blaszanym talerzu...

      Pogoda iście kwietniowa, niby co jakiś czas słońce, ale wieje zimny wiatr. Na szczęście dla mnie gromadzące się nade mną chmury już przeminęły i moja dusza czuje błogi spokój :)

      Usuń
    4. A to Ty masz duszę??? :) [zdziwienie stąd pytanie].

      Usuń
    5. Zależy, co się pod tym pojęciem kryje. Na pewno nie jest to dusza w rozumieniu chrześcijańskim, nie jest dualizmem zdolnym istnieć bez ciała, jest mną i zniknie wraz z moją śmiercią, tak jak się pojawiła, gdy się urodziłem.
      Myślisz, że człowiek mógłby istnieć bez duszy? Byłby automatem, a oto mnie chyba nie posądzasz :) Skąd zresztą taki pomysł, że ateiści są bez duszy? Wyrwali, wycięli ją sobie?

      Usuń
    6. @Aisab, a ja się tobą raczej nie mogę zgodzić, Jezus powiedział wyraźnie " Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia" Mat.28:16-20 Ja osobiście bardzo poważnie biorę sobie do serca te słowa. Gdybym tego nie czyniła, to oznaczałoby, że nie zależy mi zupełnie z zbawieniu drugiego człowieka. Hmm... a mi kurcze zależy... Pozdrawiam :)

      Usuń
    7. Może za Aisab.
      Cytowane przez Ciebie słowa są kierowane wyraźnie do jedenastu Apostołów, nie do Ciebie, więc i czynić tego nie musisz, szczególnie mając na uwadze chrzest. Chyba u Ciebie kiedyś czytałem, że przyjęcie tego sakramentu powinno być w pełni świadome. Z tym namawianiem jest taki problem, że nie wystarczy chcieć, to trzeba też umieć, do tego trzeba mieć niebywały talent. A w dzisiejszych czasach jest to jeszcze trudniejsze, bo żeby umieć, nie wystarczy dobra, czy nawet doskonała znajomość Biblii. Tu posłużę się przykładem świadków Jehowy. Oni są specjalnie szkoleni i chodzą po domach..., z dość mizernym skutkiem, skoro na 35 mln naród zdołali do siebie przekonać coś około 120 tys. Patrz ile w Polsce jest kapłanów, mających do dyspozycji już nie tylko kazalnice, ale wszelkie dostępne media, a katolicyzm staje się coraz bardziej płytszy. Wierzący coraz częściej uciekają we własną interpretację wiary, opierającą się li tylko na zasłyszanych Prawdach, poddawanych i tak ostrej krytyce. Ludzie nie chcą takiej wiary, która karze im oddać wszystko, bo oni tego nie widzą wśród tych, którzy wiarę mają głosić. Apostołowie byli w stanie postępować zgodnie z tym co głosili, pewnie dlatego odnieśli taki sukces. Teraz retoryczne pytanie: rozdasz wszystko co masz, by prawdę o Bogu głosić?

      Usuń
    8. Asmodeuszu> tak, to prawda- wiele zależy od tego co kto uważa za duszę. Temat notki to nie; "ciało, dusza, duch, tchnienie,Duch Św. " zatem zatrzymam się na Twoim wyjaśnieniu.
      Olimpia Werol> w moim mniemaniu - do głoszenia Słowa Bożego niezbędne jest powołanie takie, jakie otrzymali od Jezusa apostołowie. Nie wystarczy studiowanie Biblii, nie wystarczy przyswojona wiedza, wyuczenie na pamięć wersetów Pisma Św., nie wystarczy wiara i czucie; niezbędny jest talent i łaska [powołanie] Pana naszego Jezusa Chrystusa, lecz nade wszystko doskonała miłość bliźniego, aby nie być jak "miedź brzęcząca i cymbał brzmiący". Widzisz - nie wystarczy chcieć głosić, gdyż to chcenie może być podyktowane pychą. Czym innym jest wyznanie i obrona swojej wiary [nie zapierać się; " Każdego więc, który mię wyzna przed ludźmi, i Ja wyznam przed Ojcem moim, który jest w niebie; ale tego, kto by się mnie zaparł przed ludźmi, i Ja się zaprę przed Ojcem moim, który jest w niebie. „ ( Ew. Mat.10:32-33 ) ] a czym innym "nauczanie" i głoszenie, gdyż można łatwo wpaść w szatańskie sidła. Głosić naukę Jezusa czynem a nie słowem, to bardzo trudne zadanie. Nawet apostołowie nie byli wolni od egoizmu, pychy i słabości, chociaż na co dzień obcowali z Mistrzem. Nimi także targały ludzkie odruchy i ludzka mentalność. Przykład; synowie Zebedeusza, których matka prosiła o miejsca w niebie po prawej i lewej stronie Jezusa.
      Inaczej też rozumiem słowa Jezusa; " Wtedy Jezus spojrzał z MIŁOŚCIĄ na niego i rzekł mu: Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał ..." SPOJRZEĆ Z MIŁOŚCIĄ - co to oznacza w wykonaniu Jezusa? Czy my potrafimy jak Jezus spojrzeć z miłością na tego, komu to słowo Jezusa głosimy? Moim zdaniem - istotą jest takie głoszenie z miłością, aby mieć na względzie li tylko chwałę Pana. Rzadko się zdarza aby ludzie potrafili "zło dobrem zwyciężać" i oddać bliźniemu swą ostatnią suknię ale...zdarzają się tacy ludzie. Czynem a nie słowem nauczać i czynem dawać świadectwo PRAWDZIE a CHWAŁĘ MIŁOŚCI DOSKONAŁEJ. Biję się w swoje piersi, gdyż ja tak jeszcze nie potrafię.
      pozdrawiam WAS serdecznie

      Usuń
  4. He he, dobrze napisane. Poznałem kilku takich "gorąco wierzących", gdzieś w nich siedzi jakieś dziwne poczcucie własnej wyższości i niezmącone przekonanie o własnej racji. A bezbożnicy niech się smażą. Za to pierwsze trochę czułem do nich niechęć, tego drugiego zazdrościłem przez czas jakiś, dopuki nie zorientowałem się, że wynika z pewnego rodzaju ograniczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za uznanie :)
      Właściwie w pełni się zgadzam z Twoją opinią tych „nawiedzonych i sprawiedliwych”. Ja rozumiem potrzebę ewangelizacji, nawracania pod warunkiem, że to w żaden sposób nie przypomina inkwizycji.

      Usuń
  5. Asmodeusie -
    czy jest możliwe, żebyś zmienił nieco
    swoje zainteresowania (?)- czy nie szkoda
    zdrowia na takie rozważania (!?)
    Oczywiście - to tylko pytanie z serii retorycznych.
    Nic mi do tego, kto czym się pasjonuje
    - najważniejsze, że Jesteś czytany!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy to możliwe, żebym zmienił swoje zainteresowania? Oczywiście, pod warunkiem, że te nowe będą bardziej interesujące :) Wyjaśnijmy więc: książki, szachy, pisanina, moja puszcza notecka i spacery, kobiety (ale o tym sza), a do tego już odrobinę mniej: religia, polityka, teatr, sport, rower i moje zwierzaki, a jeszcze najmniej: kontakty dobrosąsiedzkie i dobre kino. To mam, może jakieś inne propozycje?

      Czy nie szkoda zdrowia? Tu, bo mam dziś wyjątkowy dobry humor, wyjaśnienie. Gdybym tych zainteresowań nie miał, czy moje zdrowie na pewno by nie podupadało? Miałbym szansę żyć zdecydowanie dłużej? I tu mam wątpliwość, gdyż nie wiem, czy byłbym zainteresowany tą długością bez moich zainteresowań :) I jeszcze jedna analogia. Swego czasu marzyłem o wielkim majątku. Traciłem nerwy i właśnie zdrowie. A gdy sobie uświadomiłem, że tego majątku ani nie przejem, ani i tak do grobu nie zabiorę, po prostu mnie olśniło! :) Powiedz, co mi przyjdzie z faktu, że umrę wyjątkowo zdrowy (sic?!), choć ubogi w wrażenia, jakie dostarczają mi obecne zainteresowania?

      I wreszcie ostatnia sprawa. Chyba już Tobie tłumaczyłem, że jest we mnie odrobina (a może i trochę więcej) egoisty, czego nie ukrywam i się nie wstydzę. Stąd wynika fakt, że mnie cieszy, gdy się mnie czyta.

      Pozdrawiam pięknie :)

      Usuń
  6. No to, porozmawialiśmy (!)
    Moja wypowiedź mogłaby się sprowadzać do propozycji
    - daj już spokój tej Frondzie - niech żyje swoim życiem (!)
    Ale dobrze, że dzisiaj masz dobry humor - chyba to wyczułam
    i pozwoliłam sobie na taki komentarz (?)
    Nie zmieniaj nastroju - nie chce doznać poparzenia (!)

    OdpowiedzUsuń
  7. Najbardziej spodobała mi się "błogosławiona nicość" - "cudowny twór" Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam takie neologizmy frazeologiczne, a szczególnie wtedy, gdy sam je tworzę :)
      Odwzajemniam pozdrowienia i przyjemnej nocy życzę :)

      Usuń