czwartek, 14 kwietnia 2016

Strażnica (1)



Jako przerywnik poprzednich notek, będą dwa felietoniki.

  Miałem wizytę. Zazwyczaj wystarczy wręcz sakramentalne, choć zawsze grzeczne: „Jestem zagorzałym ateistą”. Tym razem trafili mi się bardziej dociekliwi, uznający, że to może być ciekawe. Ja też, bo akurat jestem w temacie na bieżąco z powodu kilku książek i dyskusji na blogu.

  Było ich czworo, co się raczej rzadko zdarza, dwie panie, jeden pan i dziecko. Ta liczba okazało się nie bez znaczenia, choć rozmawiałem de facto tylko z jedną panią. Reszta milczała, czasami tylko przytakując skinieniem głowy i tu nie mogłem pozbyć się wrażenia, że służą, albo za eksponaty do przytakiwania prelegentce, albo są uczniami w głoszeniu Słowa Bożego. Panią zainteresowało, czy jestem ateistą od urodzenia, więc odparłem grzecznie, jak na spowiedzi, że nie, że byłem kiedyś bezgranicznie wierzącym, ale szczegółów nie będę zdradzał, mogę tylko powiedzieć, że jedną z przyczyn porzucenia wiary była dokładna lektura Pisma Świętego, co było z mojej strony czystą prowokacją. Jak było do przewidzenia, jej argumentem stała się moja niewłaściwa interpretacja tekstu. Więc jej wyjaśniam, że znam tę katechetyczną, znam rabiniczną (to lekko skłamałem, bo nie czytałem nigdy Talmudu, ale byłem pewien, że ona też nie), znam i laicką. Na dowód swej znajomości Biblii, zapytałem czy pamięta Księgę Psalmów? Odparła, że zna ale nie pamięta dokładnie, więc zacytowałem jej z pamięci część Psalmu 23 (zapamiętałem dzięki Olimpii), początek Psalmu 22 i na koniec wers drugi Psalmu 2 (wszystkie te teksty są w poprzedniej notce). Wrażenie było piorunujące, u wszystkich, bo chyba nie tego się spodziewali po ateiście. Temat Biblii został zamknięty w dziwny sposób, gdyż dostałem pytanie jak na jakimś egzaminie niższej rangi: wierzy pan w grawitację? A przecież jej nie widać, tak jak Boga.

  Przez moment zastanawiałem się czy mam prawo przekabacić ich (no, może poza dzieckiem) na ateizm, skoro ona do mnie z takimi argumentami? Poprosiłem ją by podskoczyła, co tylko z pozoru było bez sensu. Ona nie chciała, ale to dziecko spełniło w końcu moją prośbę. Moja oponentka dostała argument, że choć grawitacji nie widać, jej istnienie da się w prosty sposób udowodnić. Zaproponowałem poeksperymentowanie z prądem, którego też nie widać. Tym razem już nawet dziecko nie reflektowało. Nie nalegałem, poprosiłem za to o jakiś prosty dowód na istnienie Boga. Myślicie, że zwątpiła? Wręcz przeciwnie, i choć tryumfu też nie widać, ja go dostrzegłem w jej oczach. Musiałem (przez wrodzoną grzeczność) wysłuchać dość długiego „kazania” o tym, że niemożliwym jest, aby ten piękny świat powstał z niczego, że niemożliwa jest miłość bez inspiracji Boga, itd., itd. Moją najsilniejszą bronią są pytania retoryczne (ja się nie chwalę, ja mam w tym talent) i postawiłem tylko dwa. Pierwsze, czy wierzy, że Bóg istniał od zawsze, a jeśli tak, to dlaczego nie może na tych samych zasadach uwierzyć, że materia też może istnieć od zawsze? Drugie, czy gdyby wyeliminować z jej życia na chwilę Boga, już by swego męża nie kochała tak, jak i jej koleżanka przestałby również kochać swoje dziecko?

   Tu już się odpowiedzi nie doczekałem, więc tylko dodałem, że żal mi jej męża, jeśli ona go kocha tylko dlatego, że Bóg jest, i równie żal mi tego dziecka, skoro jego matka kocha go z powodu tego samego warunku. Nie żebym poczuł jakiś niesamowity tryumf (którego nie widać) ale drobną satysfakcję mam (też jej nie widać). W nagrodę dostałem „Strażnicę” do poczytania, ale o tym może już w drugiej części felietonu.

16 komentarzy:

  1. Jestem pełna podziwu dla Ciebie, że wpuściłeś i dyskutowałeś. Dla mnie to nie jest temat do dyskusji,a to czy wierzę czy nie i w co wierzę jest rzeczą tak osobistą jak moja grupa krwi.
    Poza tym w kontaktach z ludzmi zupełnie nie przeszkadza mi czyjś ateizm lub wiara tak długo, dopóki nie zaczyna zachęcać mnie do swoich przekonań.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma się za kaznodzieję i nigdy nikogo do ateizmu nie namawiam, ale zaczepiany będę go bronił, tak jak większej sprawy :) Osobiście nic do wierzących nie mam (bez względu na to jaką wiarę wyznają), ba często jestem dla nich pełen niekłamanego podziwu.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Asmodeuszu> napisałeś; " W nagrodę dostałem „Strażnicę” do poczytania,.." czy wiesz, że oni po odbiór tej Strażnicy wrócą? tylko, że wówczas będą przygotowani do dłuższej rozmowy? u mnie tak się zdarzyło;
      miłego wieczoru :)

      Usuń
    3. Aiasab
      Nie wiedziałem, ale ja też będę przygotowany :)

      Usuń
  2. Nie ważna jest wiarą czy jej brak liczy się człowiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy też ludzi nie oceniam na podstawie wiary czy jej braku. Jedynie ortodoksi (w każdą stronę) wywołują u mnie lekki odruch sprzeciwu.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Ew. Jana 15:16 "Nie wy mnie wybraliście, ja was wybrałem..." Z mojego punktu widzenia Asmodeuszu jesteś ateistą, ponieważ Jezus do tej pory Ciebie nie wybrał, nie dotknął swoją mocą. Nie powiedział: "Witaj w moim programie Asmodeuszu" Ja jednak uparcie wierzę, że taki czas nadejdzie...
    Dzięki, że mogłam przemycić Ci chociażby fragment 23 psalmu Dawidowego. Jeśli zapoznałeś się z jego przesłaniem, to chwała Panu za to...
    Hmm...Dzieje Apostolskie opisują bardzo ciekawą postać Saula, który jak zapewne wiesz, gorliwie prześladował wyznawców Chrystusa. W drodze do Damaszku, olśniła go światłość Jezusa. Od tej chwili całe swoje życie z zapałem głosił ewangelię. Znamy go doskonale jako św. Pawła
    Jezus decyduje kiedy i w jaki sposób ma przyciągnąć nas do siebie... Już nie moge się doczekać, kiedy dotknie Ciebie Asmodeuszu... Hmm... wiem jednak, że zdarzy się to na pewno, mimo, że tak usilnie się przed tym bronisz... To będzie prawdziwa rewolucja!
    A co do świadków Jehowy, nie chcę oceniać ich posługi, sporo przekombinowali w tym swoim Piśmie Św. w przekładzie Nowego Świata... Jednak jestem pełna podziwu dla ich zaangażowania. Serdeczności przesyłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kogo jak kogo, dzieje św. Pawła i św. Łukasza znam bardzo dobrze :) I tak nawiasem mówiąc, ten pierwszy wcale nie był pewny, czy mu się Jezus objawił, czy to tylko było jakiś mistyczne przeżycie. I tak mi się zdaje, że ciągle zapominasz, że jestem jego odwrotnością, tzn. „olśniło” mnie, ale w drugą stronę :), choć nie w stronę człowieka okrutnego, gnębiącego innych. W dodatku ja się przed wiarą nie bronię, ba, prowokuję ją na każdym kroku, by mnie do siebie przekonała :) To jednak beznadziejne, bo świat da się wytłumaczyć racjonalnie bez Boga, inaczej, w MOIM odczuciu świat Boga do niczego nie potrzebuje i jest bez niego sensowniejszy.
      Świadków Jehowy traktuję jak każdych innych wierzących. Z tym przekombinowaniem nie do końca się mogę zgodzić, chyba że uznać, iż wszystkie odłamy chrześcijaństwa przekombinowały Biblię na swój sposób.
      Pozdrawiam o poranku :)

      Usuń
  4. Kiedyś - pracując na drugim etacie w mieście odległym od miejsca zamieszkania - dużo czasu spędzałam w pociągach. Na dworcu podchodzili do mnie różni ludzie, wręczając kolejne numery "Strażnicy" - nigdy nie oponowałam. To była często lektura na czas pokonywania odległości "od-do". Muszę przyznać, że wiele tekstów było ciekawych, ale też trzeba było bardzo uważnym, gdyż wśród nich "przemycano inną prawdę", niekoniecznie zgodną ze Słowem Bożym, które znamy.
    Czasem jednak dobrze poznać stanowisko naszych "przeciwników", żeby utwierdzić się w swoim przekonaniu.
    Kiedyś miałam wątpliwości, dlaczego jest zakaz przetaczania krwi u innych wyznawców, nawet w imię ratowania życia... Potem zrozumiałam, że uwarunkowania tego przesłania mają i współcześnie sens, ponieważ we krwi może być mnóstwo drobnoustrojów śmiertelnych dla biorcy. Na szczęście medycyna z tym poradziła, a wyznawcy nieco osłabili swój sprzeciw wobec leczenia krwią i trudnych sytuacji decyzyjnych jest coraz mniej. To tylko taka "dygresja" do Twojego felietonu.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro wspomniałaś o zakazie przetaczania krwi, ja z kolei nie tak dawno wyjaśniłem zagadkę owych 144 tys. mających dostąpić zbawienia. To tylko przeinaczony mit. Ta liczba odnosi się do grupy mającej dostąpić władzy nad tysiącletnim królestwem Jezusa po Apokalipsie. Pozostali „wierni” dostąpią obecności w raju dopiero po Apokalipsie i zmartwychwstaniu, a po owym tysiącletnim panowaniu wszyscy mają być traktowanie jednakowo. Zdumiewająca koncepcja, choć przecież o tym nie ma żadnej wzmianki w Biblii.

      Usuń
    2. A co Asmodeuszu z pochwyceniem kościoła??? Ja te 144 tyś. odnoszę właśnie do pochwycenia... Nigdy nie słyszałam, aby ta liczba odnosiła się do grupy ludzi majacych dostąpić władzy w tysiącletnim królestwie, wszak tam jedynym władcą bedzie Jezus...Pozdrawiam

      Usuń
    3. Olimpio
      Jezus ma być na tysiąc lat niekwestionowanym władcą, 144 tys. będzie współrządzić. W uproszczeniu: coś jak nieusuwalny premier i jego stały gabinet :) Mam kilka wątpliwości: jak ten czas będzie liczony skoro ziemi po Apokalipsie nie będzie i dopiero na nowo się odrodzi? :)

      Usuń
  5. chylę czoła :)
    ja nie wchodzę z nimi w dyskusje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie wchodziłem w rozmowę do czasu gdy poznałem dość dokładnie Biblię :), bo ona jest ich mocną stroną. Znają dość dobrze te jej fragmenty, które potwierdzają ich punkt widzenia.

      Usuń
    2. Biblia Św. Jehowy jest mocno zmanipulowana... A co do fragmentów swojego Pisma, fakt znają je ale jedynie wybiórczo... A tak nota bene...Wyrwanym z kontekstu cytatem z Biblii można wszystko udowodnić, a przecież ważny jest przede wszystkim kontekst... Faktycznie, jeśli znamy Pismo Święte, potrafimy wyłowić owe niebiblijne fragmenty. To jest taka Biblijna czujność...
      A co myślisz Asmodeuszu o Biblii Tysiąclecia, jakie jest Twoje zdanie na jej temat??? Ja osobiście posługuję się Biblia warszawską.

      Usuń
    3. Olimpio
      Uważam, że każda Biblia jest zmanipulowana. Może tylko judaistyczna Tora (Pięcioksiąg) jest najbliższa oryginału Starego Testamentu. Żydzi Torą nie muszą manipulować, mają wszak Talmud, gdzie umieszczają swoje polemiczne teksty.
      Posługuję się Biblią Tysiąclecia, bo taką mam, bo ta jest najczęściej cytowana, bo do niej się przyzwyczaiłem, bo objaśnienia są dość jasne, bo wreszcie, jest mi to obojętne. Różnice i wątpliwości z nimi związane pewnie da się wyjaśnić w necie :)
      Miłego dnia :)

      Usuń