Ostatnio
zrobiło się dość głośno o feminizmie. W przewadze feminizm zaczyna mieć
znaczenie pejoratywne, uwypuklane szczególnie przez polski Kościół katolicki. Już
nie ateizm jest największym zagrożeniem tegoż Kościoła, a są nimi coraz bardziej zdecydowanie feministki!
Moim zdaniem jest w tym tylko drobna cząstka tego, co zwykliśmy określać
prawdą. Będzie ostro, więc bardziej wrażliwym zalecam przed lekturą wzięcie
czegoś na uspokojenie, albo przynajmniej duży dystans do tekstu.
Aby nie
było, już na początku wyjaśnię, iż mam pełną świadomość istnienia grupy
feministek, które zaliczyłbym do grona ekstremalnie ortodoksyjnych, właśnie w
znaczeniu pejoratywnym. One są gotowe udowodnić, że Kopernik był kobietą, co
wcale nie jest trudne, zważywszy na fakt, że malowane wizerunki tego
znakomitego gościa przedstawiają go gładko ogolonego, z długimi włosami i w
kiecce. Tym feministkom marzy się matriarchat w skrajnym wydaniu. Ale ja nie o takich feministkach chciałem
pisać. Ba!, raczej wcale o feministkach.
Coraz
częściej widoczna jest przepaść między dążeniem kobiet do życia publicznego i
zawodowego, a tym, jaką rolę dla nich przeznaczył Kościół, gdzie istnienie
kobiety może być realizowane tylko w macierzyństwie i dbaniu o najwyższą
wartość, jaką ma być rodzina. A feminizm, już niejako z definicji, jest tak
naprawdę dążeniem do równouprawnienia kobiet, zarówno w życiu politycznym jak i
społecznym. I z tym właśnie Kościół ma największy problem. Bo jeśli ona zajmie
się polityką, sprawami społecznym innymi niż przykościelne, a nie daj Boże, zechce się realizować
zawodowo, no to kto ma zająć się tą rodziną? Facet?! Przecież według tegoż
Kościoła ten jest przeznaczony do „wyższych” celów. Ma zapracować na tę rodzinę
i dbać o jej właściwy światopogląd, najlepiej poprzez rygor. A że czasami
przepija tę wypłatę, albo jest kompletnie nieudolny w kształtowaniu tego
światopoglądu, to już ewidentnie wina kobiet, które nie potrafią nakierować
swojego małżonka na właściwe postępowanie. Innymi słowy nie potrafią zadbać o
ognisko domowe, do czego zostały stworzone.
Ten pogląd
został w katolikach, przede wszystkim zaś w katoliczkach tak mocno zakorzeniony, że
jakikolwiek feminizm, nawet w swej najłagodniejszej formie, jest diabłem
wcielonym. Mówienie o jakimkolwiek równouprawnieniu to zamach na „Boski
porządek świata”. Zalazłem również takie uzasadnienie: to uwłaczanie kobiecości (sic!) Czy nie wystarczy im, że mają
już prawo wyborcze? Czy nie wystarczy im, że mogą się modlić o zdrowie
polityków (albo o chorobę dla tych, których nie lubią, co oczywiście wykluczam)?
A to, że czasami (nawet często) facet porzuca taką kobietę, często dlatego, że
zbyt gorliwie się modli i zbyt kategorycznie przestrzega boskie przykazania w
sferach, nazwijmy to łóżkowych, jest już zupełnie bez znaczenia. Według
kościelnych kaznodziei winna temu jest sama kobieta, bo widać jeszcze zbyt mało
gorliwie się modliła, bo nie udało się jej wpoić mężowi miłości do Boga a ta
jest przecież ważniejsza niż miłość ziemska. A że czasami taki nabuzowany
alkoholem gnojek (tu przypomnę: mężczyzna, jako rodzaj bardziej predysponowany do wzniosłych
celów) czasami da jej po pysku... Nic to, przecież cierpienie jest taką samą
wartością jak rodzina. Czasami mam wrażenie, że większą niż rodzina, ale to
tylko moje osobiste wrażenie. Powinna być mu, swemu ziemskiemu panu wdzięczna, że staje się męczenniczką za wartość jaką jest ta rodzina.
Zgoda, te
przytoczone aspekty katolickiego pojęcia roli kobiety są przejaskrawione, choć
tylko odrobinę. Statystyki rozwodów, ilości kobiet maltretowanych w rodzinach,
mówią same za siebie. Jeśli do tego dodać mniejsze zarobki kobiet na tych
samych stanowiskach, co mężczyzn, jeśli uwypuklić negatywny stosunek do ich
zatrudniania, właśnie z powodu macierzyństwa, które niweluje niejednokrotnie
większą wiedzę i zdolności organizacyjne kobiet, to mamy do czynienia z jawną,
w pełni przez Kościół sankcjonowaną – dyskryminację kobiet. A w samym Kościele?
Ja już pominę sprawy kapłaństwa, kiedy to de
facto więcej jest kobiet w kościele na mszy św. niż mężczyzn, a ta przewaga
jeszcze bardziej uwypukla się w organizacjach przykościelny, bo to sprawy
doktrynalne Kościoła, ale żeby nawet dyskryminować dziewczynki i zabraniać im
ministrantury, w sytuacji kiedy chłopcy muszą się ubierać w sukienki (czysty
gender)?!
Konkludując,
dla Kościoła feminizm kobiet kończyć się ma na rodzicielstwie i macierzyństwie, i dla wielu katoliczek jest to jedyny sens życia. Ja go nie mam zamiaru
wyśmiewać. Nic więc w tym dziwnego, że istnieje, właśnie wśród nich, taki opór
wobec Konwencji zapobiegania przemocy w rodzinie czy wobec przeciwników
projektu całkowitego zakazu aborcji według projektu Ordo Iuris. Ja mam jednak
złe wieści dla Kościoła. Coraz więcej młodych kobiet nie godzi się na taką
rolę, jaką On proponuje. Kościół nie chce słuchać tych coraz ambitniejszych,
nie dopuszcza do dyskusji o Nim samym, a bez większego uczestnictwa kobiet, w
końcu straci swój autorytet. Dzisiaj nie pomoże nawet reforma programu nauczania,
mającego być nastawionym na promowanie chrześcijańskich wartości.
Przeczytałem ten tekst z przykrością stwierdzam, że jest jednym z najgorszych jakie zdarzyło mi się u Ciebie czytać. Stereotypowy jak cholera i zupełnie nie odzwierciedlający aktualnych poglądów kościoła, zastanawiam się skąd naczerpałeś tych bzdur. Jedyne co by można choć trochę podciągnąć pod wypisywane tu teorie to fakt, że kościół głosi, by nie poświęcać rodziny w imię kariery. Kiedyś, gdy zdarzało mi się trochę po różnych kościołach bywać, także na mszach dla pracujących, zawsze kazania dla nich były kierowane do par, nigdy tylko do facetów. Co więcej, księża często upominali mężów, by nawet pod niu pracy odstąpili od telewizora i zastanowili się czy ich żona nierzadko godząca obowiązki pracy zawodowej i wysiłek wychowywania dzieci nie potrzebuje pomocy w czynnościach domowych.
OdpowiedzUsuńNigdy, ale to nigdy, a bywałem na mszach i w Warszawie i Niepokalanowie, w okolicznych wsiach, żaden ksiądz nie podkreślał jakiejś wiodącej roli mężczyzny, za to wiele mówili o partnerstwie, potrzebie rozmowy, wzajemnym wspieraniu się.
Przytoczę tu jeszcze fragment LISTU DO BISKUPÓW KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO O WSPÓŁDZIAŁANIU MĘŻCZYZNY I KOBIETY W KOŚCIELE I ŚWIECIE:
Choć macierzyństwo jest kluczowym elementem do zrozumienia kobiecej tożsamości, nie pozwala ono na traktowanie kobiety tylko z punktu widzenia biologicznej prokreacji. Można napotkać wtej kwestii poważne nadużycia, które podkreślają rozrodczość bio- logiczną z punktu widzenia czysto witalistycznego, któremu często towarzyszy niebezpieczne lekceważenie kobiety. [...]
W takiej perspektywie należy rozumieć niezastąpioną rolę kobiety we wszystkich aspektach życia rodzinnego i społecznego, które dotyczą relacji międzyludzkich i troski o drugiego. Ten aspekt wyraża się jasno wtym, co Jan Paweł II nazwał geniuszem kobiety.19 Określa ono przede wszystkim aktywną obecność, opartą na zasadzie stanowczości, w rodzinie, «społeczności pierwotnej i, wpewnym sensie, “nadrzędnej”», bo właśnie tu, ponad wszystko, formuje się oblicze całego ludu, ponieważ tu jej członkowie zdobywają podstawowe nauczanie. [...] To wszystko pociąga za sobą również obecność kobiet wświecie pracy i organizacji społecznych, a także dostęp do odpowiedzialnych funkcji, które dają możliwość wpływania na polityki narodowe i promowania nowych rozwiązań problemówekonomicznych i społecznych.
I jak się do tego mają wypisywane przez Ciebie androny, jakoby:
"Kościoła feminizm kobiet kończyć się ma na rodzicielstwie i macierzyństwie, i dla wielu katoliczek jest to jedyny sens życia."?
Ucięło mi fragment, miało być:
UsuńI jak się do tego mają wypisywane przez Ciebie androny, jakoby:
"dla Kościoła feminizm kobiet kończyć się ma na rodzicielstwie i macierzyństwie, i dla wielu katoliczek jest to jedyny sens życia."?
O ocenę się nie obrażam ale spieszę wyjaśnić. Felieton jest zainspirowany notką z blogu jaki publikuje deon.pl – portal stricte katolicki, napisany przez kobietę, praktykującą katoliczkę. Jej spostrzeżenia są równie krytyczne. Ja do kościoła nie chodzę, ale nawet jej niektóre wypowiedzi wydały mi się zbyt mocne i tendencyjne, jak cytat wypowiedzi pewnego księdza: „Wiedźma to kobieta, która wie i przez to odstrasza mężczyzn. Niewiasta to z kolei ta, która nie wie - ona mężczyzn pociąga.”
UsuńJa pogląd Kościoła na temat roli kobiety opieram na bardziej zakamuflowanych wypowiedziach hierarchów i dziennikarzy katolickich, mówiących o macierzyńskiej roli kobiet jako tej najważniejszej i „jedynie słusznej”. O roli mężczyzny piszę na bazie własnych doświadczeń z czasów młodzieńczych, gdy o radę w sprawie rodziców zwracałem się do księdza. Ta rola została mi przypomniana przy okazji szerokiej dyskusji o gender, co uwypukla też ów „List do biskupów”. Również w temacie rozwodów, a raczej ich negacji, widać wyraźnie jakiej płci, jaka rola jest przypisana „boskiemu porządkowi świata”.
Wniosek "dla wielu katoliczek jest to jedyny sens życia" jest oparty na tekstach kilku Autorek blogów, które aktualnie odwiedzam.
Oficjalne stanowisko Kościoła niemal w każdej drastycznej sprawie bywa dość różne od praktyk w rzeczywistości.
No ok, ale w notce ani słowa nie ma o polemicznym charakterze notki i w stosunku do czego odnosi się ta polemika - a świętszych od papieża nie brakuje, ani wśród kleru, ani wśród zaślepionych ortodoksyjnych katolików. Posługujesz się natomiast uogólnieniem odnosząc się tylko do nich.
UsuńJa też nie twierdzę, że oficjalne stanowisko a praktyka to to samo, choć na tym polu aż takich rozbieżności nie widzę.
Co ma do tego rozwód już zupełnie nie kumam - czyli co, rozwodnik jest cacy, a rozwodnica nie? :)
Proponuję Ci wczytać się we fragment listu zawarty w Przedmowie w pkt. 3, szczególnie ostatnie zadnie, z którego ma wynikać ważność mężczyzn: tu zacytuję dla tych, którzy nie zechcą czytać całości: „(...) owa tendencja uważałaby za nieważny i kompletnie bez znaczenia fakt, że Syn Boży przyjął naturę ludzką płci męskiej.” (sic!)
UsuńNapisałem negacja rozwodów. Innymi słowy: „cierp ciało jeśliś chciało” jeśli cię mąż bije. Rozwód jest rozerwaniem nierozerwalnego, świętego sakramentu małżeństwa.
Ja czytam ten list na bieżąco i nie mogę wyjść z podziwu. Kilka cytatów:
Usuń„Celem jest w rzeczywistości pozwolić, by życie Adama nie zapadło się w konfrontacji sterylnej i, tym samym, śmiertelnej z samym sobą.” Ewa jest stworzona po to by Adamowi nie odbiła samotność.
„Niewiasta — napisał Ojciec Święty, odwołując się do tego tekstu z Księgi Rodzaju — jest drugim „ja” we wspólnym człowieczeństwie.” Drugie, a nie równorzędne!
„(...) opowiadania Księgi Rodzaju, pozwalającego zrozumieć w jaki sposób kobieta, w swoim autentycznym i najgłębszym bycie, istnieje «dla drugiego» (por. 1Kor 11,9)” Czy tu można mieć wątpliwości jaką rolę wyznacz ów list kobiecie?
Rademenes - dziękuję za "szacun".To niepierwszy raz kiedy się z Tobą zgadzam;)
UsuńAA
Proponuję Ci te cytaty odnosić do całości tekstu, a nie do swojego interpretacyjnego "widzimisię".
UsuńPowołanie się na przyjęcie natury męskiej przez Syna Bożego odnosi się do krytyki ideologii dowolności i zrównania płci w znaczeniu kulturowym, czyli z pominięciem natury biologicznej. Jest to krytyka genderyzmu, a nie przykład męskiej wyższości.
Z kolejnego cytatu umyka Ci początek kwestii: " Potrzebuje on pomocy, która byłaby mu RÓWNA. To pojęcie nie oznacza roli podporządkowania, ale określa pomoc życiową." - Znaczy tylko tyle, że mężczyzna nie może funkcjonować bez kobiety.
Czy "drugie" w znaczeniu "inne:, "odrębne" wyklucza równorzędność? myślę że tu jest dokładnie na odwrót. Mam dwa klucze, jeden od domofonu, drugi od drzwi wejściowych, który mam uznać za ważniejszy, próbując dostać się do domu? Taka interpretacja to także Twoja interpretacyjna hulanka.
Asmoeduszu, może uważniej przeczytaj ten list. Nie jest on łatwy w odbiorze, a wyłuskiwanie urywków, żeby go zdyskredytować, po prostu nie przystoi osobie o takiej inteligencji jak Twoja. Może warto czasem jednak ogłosić jakiś kompromis w dyskusji, a nie za wszelką cenę chcieć mieć rację?
A ja mam wrażenie, że mi proponujesz unikać tych cytatów, bo nie pasują do całości przesłania listu. Ok, ja ten list przeczytam jeszcze raz, bardzo uważnie, i postaram się na niego spojrzeć Twoimi oczami.
UsuńJeśli zaś chodzi o kompromis, jestem jak najbardziej za. Ale przypomnę, że obowiązuje obie strony ;)
Po analizie tekstu Listu postaram się wyłuszczyć te elementy, z którymi się zgadzam.
Natomiast:
- nie zgodzę się z tym, że ów fragment o Jezusie dotyczy gender. Pisze tam wyraźnie: „wyzwolenie kobiety powodowałoby krytykę Pisma Świętego, które jakoby przekazało paternalistyczną koncepcję Boga opartą na kulturze zasadniczo maskulinistycznej.” Co wspólnego ma chęć noszenia spodni przez kobiety z ich wyzwoleniem? Tu chodzi ewidentnie o strach przed krytyką Pisma Świętego, gender w tym fragmencie jest straszakiem, mającym takie stanowisko uzasadnić.
- nawet ten zacytowany przez Ciebie początek potwierdza tezę, że ważniejszy jest mężczyzna. To on potrzebuje pomocy, nie kobieta. To on nie może bez niej funkcjonować. Może wystarczyło napisać, że oboje bez siebie nie mogą funkcjonować, bo nie mogą, jeśli chodzi o kwestie rodziny i potomstwa. Bez tych celów już mogą istnieć całkiem niezależnie od siebie.
- ja bym się tu z Tobą w pełni zgodził, ale osobiście drażni mnie „dla drugiego” bo zawsze insynuuje, że jest coś pierwsze. Gdyby w tym liście było napisane tak jak proponujesz, podpisałbym się pod tym fragmentem obiema rękoma, a tak odczytuję sugestię (mogę się mylić), że kobieta istnieje dla kogoś, nie dla siebie. Oczywiście, my i tak istniejemy zawsze dla kogoś, ale nie powinniśmy zapominać o sobie. Własne „ego” nie można uważać za najważniejsze, ale nie można traktować go jako coś podrzędnego.
O rany... zaraz będę musiał się rozpisywać nad każdym jednym zdaniem tego listu, które zrozumiesz po swojemu... Jest tu mowa o pewnych tendencjach które są krytykowane na początku listu: - jednym z nich jest skrajny feminizm, drugim genderyzm. Początek to polemika z tymi nurtami. Więc nie chodzi o noszenie spodni, tylko uznanie umowności płci.
UsuńPotrzebował pomocy bo był sam. Jak miał pomagać kobiecie, skoro Ewa nie istniała?
Dla innych celów są to byty niezależne i tam jest też o udzielaniu się kobiet w życiu społecznym i politycznym, oraz kształtowaniu świata. Natomiast Kościół prawidłowość widzi w rodzinie i coś w tym jest, bo ludzie samotni na ogół dziwaczeją...
Nie bardzo wiem jak "ugryźć" ten wpis.Dużo pomieszanych wątków i nie wiem czy rolę kobiety w kościele należy rozpatrywać w kategoriach feminizmu.Zresztą ja nie lubię tego słowa.Kobieta brzmi dumnie,a nie tam feministka.Jak już to wolę emancypacja;)
OdpowiedzUsuńI zgadzam się z Rademensem,że dużo tu stereotypów.Wiele się zmieniło w podejściu kościoła do roli kobiety w życiu rodziny i społeczeństwa,z dużym naciskiem na to,że mężczyźni powinni wspierać swoje żony w realizacji planów,marzeń i równie intensywnie uczestniczyć w życiu rodziny.Tyle że to wszystko zależy od tego jak zostaliśmy wychowani przez naszych rodziców,a nie od tego co kościół chce.
I czy jest w tym coś złego,dziwnego,nienormalnego że katoliczka(choć zapewniam Cię że nie tylko) chce się realizować tylko w roli matki i żony?Znam mnóstwo kobiet które realizowały się zawodowo i dopiero rodząc dziecko znalazły snens życia.
I wydaje mi się,że kościół właśnie zdaje sobie sprawę z tego,że kobiety mają bardzo dużo do powiedzenia;)
AA
Aż muszę to napisać... że "szacun" za ten komentarz i to wcale nie ze względu na przyznanie mi częściowo racji, tylko za wyważenie i uzupełnienie kilku kwestii o których już nie wspomniałem z racji tego, że i tak długo się produkowałem.:)
UsuńIstnieje takie pojęcie jak feminizm katolicki, ale Asmo wspomniał o nim tylko w tytule. - Chodzi w nim o to, że nie może być w intencji Boga stawianie kobiety w roli podrzędnej wobec mężczyzny (zatem dyskryminacja), gdyż stworzył oboje na swoje podobieństwo, czyli w obydwojgu zawiera się jednakowy pierwiastek boski. "Człowiek" nie równa się "mężczyzna". Ów list z Rzymu, z 2004 roku, który zacytowałem świadczy o tym, że oficjalne stanowisko Kościoła zmierza właśnie w tym kierunku.
AA:
UsuńTylko , co wynika z tego, że „Kościół zdaje sobie sprawę z tego, że kobiety mają dużo do powiedzenia”, skoro w ogóle się z tym zdaniem nie liczy (patrz problem aborcji)? Ja wyraźnie napisałem w notce, że nie mam zamiaru wyśmiewać sensu jakim jest macierzyństwo, jeśli on jest on efektem świadomego wyboru. WYBORU, nie narzucania. Oczywistym jest, że w dzisiejszych czasach bardzo trudno jest facetowi samemu utrzymać rodzinę i Kościół zdaje sobie z tego doskonale sprawę. Tylko dlaczego nie ganił niesprawiedliwego wynagrodzenia. Dopiero Franciszek zwrócił na to uwagę! Dlaczego niezbyt chętnie przygląda się sytuacji kiedy role w rodzinie się odwracają, bo to kojarzy się z genderyzmem? Czy to Kościół walczy o prawa równego awansu zawodowego kobiet i mężczyzn? To feministki, nie emancypantki, upominają się o swoje.
Radku:
UsuńSam użyłeś znamiennego sformułowania „oficjalne stanowisko Kościoła zmierza właśnie w tym kierunku.” Chyba nie jest pomyłką, że użyłeś czasu przyszłego.
Tak, rok 2016 w stosunku do 2004 faktycznie jest czasem przyszłym. :D
UsuńZastanawiam się, jakie kościół ma narzędzia do walki o równy awans i wynagrodzenie kobiet. Kazania dla prezesów firm i korporacji? :P
UsuńJeśli umoralnia pospólstwo, dlaczego nie prezesów firm?
UsuńJakoś to wolno idzie z tym wprowadzaniem, skoro wciąż wpaja się pospólstwu jedyny wzór rodziny, oparty na Świętej Rodzinie (tak nawiasem mówiąc, dość dziwny na dzisiejsze czasy).
A jaki ma wpajać? Dwóch tatusiów i córeczka? I co masz na myśli pisząc "umoralnianie pospólstwa"? Wiesz, takie dość ordynarne w dzisiejszych czasach stwierdzenie odnosi się do ogółu wierzącego społeczeństwa, a więc i prezesów i chłopów, bo przesłanie kościoła jest uniwersalne, a nie inne dla pana i chłopa.
UsuńRadku:
UsuńWyjaśnijmy. Pospólstwo wg słownika języka polskiego: określenie ogółu mieszkańców miast, zwykle właścicieli nieruchomości, ubogie mieszczaństwo, plebs. DAWNIEJ – pogardliwie o tłumie. Jeśli Ty temu określeniu nadajesz dziś pejoratywne znaczenie, to tylko Twój problem.
I nie piszemy o roli tatusiów i mamuś a o awansie kobiet w społeczeństwie.
Owszem, wyjaśnijmy.
UsuńZapomniałeś dodać że ten termin odnosi się do średniowiecza, bo nie ma dziś grupy społecznej określanej jako ubogie mieszczaństwo, tak samo jak nie operuje się pojęciem plebs i patrycjat, które łącznie tworzyły trzy stany miejskie, więc jeżeli dziś mówisz o kimś pospólstwo jest to określenie jak najbardziej pejoratywne.
Ale brak zrozumienia współczesnego znaczenia tego słowa to Twój problem.
Asmodeuszu po pierwsze - nie lubię generalizować i nie będę wszystkich księży,biskupów i papieży i tego co mówili wrzucać do jednego wora.Stosunek kościoła do kobiet i rodziny zmienił się in plus,i to jest fakt niepodważalny.No i wybacz ale mężczyźni rodzić nie będą.To ciało kobiety jest do tego stworzone.I normalne jest,że kościół będzie to podkreślać.I nie mogę się wypowiadać za kogoś że coś tam zrozumiał tak a nie inaczej i napisał artykuł i Ty na podstawie tego tworzysz notkę.Każdy ma własne doświadczenia,które tworzą jego poglądy.Ja cały czas podkreślam - wiara,kościół i kler to bardzo często przepaść.Popatrz - znasz Biblię.Dlaczego na tej podstawie nie powstała ta notka?To byłoby bardziej wiarygodne,a nie mieszać w to feministki i jakieś tam inne opinie.Kobieta w Biblii ma ogromne znaczenie,a że kościół przez wieki o tym milczał albo nie dopuszczał ważności tej roli to jedno.Ale teraz to się zmienia,o czym śwaidczą kazania i wizyty duszpasterskie też inaczej wyglądają.Ale - co trzeba podkreślić - wszystko zależy od księdza czy też parafii.Bo zawsze znajdzie się taki ksiądz co będzie negować postępujące zmiany.I nie wiem czy wiesz ale gdyby nie emancypacja,feminizmu by nie było.A skoro chcą równouprwnienia również w kościele,to ja zapraszam te panie do pracy np.w górnictwie.I jak ktoś ma taką osobowość,że da sobie wmówić wszystko to ma problem.Ale już pisałam - to jaką rolę przyjmuje kobieta w dorosłym życiu,zależy od tego jaki model rodziny poznała.No chyba,że jest nonkonformistką.I takich kobiet jest coraz więcej.Czy to dobrze czy źle,to inna kwestia.
OdpowiedzUsuńCo do samych feministek - niech walczą,taka ich rola i wola.Ale niech robią to w taki sposób,żeby nie było mowy nienawiści i seksizmu,bo wychodzi na to że są takie same jak ci,z którymi tak zaciekle walczą.
Papież Franciszek jest wyjątkiem potwierdzającym regułę.
I komu odwracanie ról w rodzinie kojarzy się z genderyzmem?Społeczeństwu czy księżom?To faceci nazywają innych mężczyzn,którzy zostają z dzieckiem pizdami.
AA
Przeczytaj wstęp notki, gdzie wyraźnie określam swój stosunek do walczących, ekstremalnych feministek. Ten w niczym nie różni się od Twojego poglądu. Mój sławetny kolega Jasiu, zwykł mawiać: nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, i ja się z nim zgadzam. Dlatego nie wiem dlaczego oboje uparliście się, że ja ze wszech miar popieram feminizm.
UsuńGender, gdybyś nie wiedziała, nie neguje biologicznego rozróżnienia płci, ba! jest właśnie przeciw takim stereotypom jak facet opiekujący się dziećmi to, może nie tak jak Ty to określasz, a raczej baba nie chłop.
Ja mam też poważne obawy, czy ja powinienem pisać felietony, skoro większość czytelników bierze je całkiem na serio. Skoro felieton przejaskrawia pewne zjawiska, co wynika z definicji, Czytelnik powinien mieć do niego pewien dystans. W gruncie rzeczy uwypuklam tylko skrajne przypadki, którym nawet nie zaprzeczacie, usiłujecie mnie natomiast przekonać, że istnieje też inne podejście do kobiet, o którym ja wiem, czemu daje też wyraz w notce, choć już bez eksponowania.
Najgorzej z konkluzją, bo tu faktycznie uciekłem się do pewnych, może niezbyt słusznych uogólnień. Ale te powstały po obserwacji zachowań przedstawicieli Kościoła po ostatnich protestach kobiet. Zresztą nie tylko ich. Na jednym z blogów czytam, że jeśli rodzice nie chcą mieć dzieci, należy faceta wykastrować i nie będzie problemu (sic!) To pisze kobieta, zwolenniczka tradycyjnej roli kobiety w życiu rodziny.
Teraz to się zagotowałam...Gdzie ja napisałam,że popierasz feminizm?
Usuń"Będzie ostro, więc bardziej wrażliwym zalecam przed lekturą wzięcie czegoś na uspokojenie, albo przynajmniej duży dystans do tekstu." Zrób to samo czytając komentarze.
Piszesz w komentarzu do mnie,że "Ja mam też poważne obawy, czy ja powinienem pisać felietony, skoro większość czytelników bierze je całkiem na serio.(...)W gruncie rzeczy uwypuklam tylko skrajne przypadki." A ja nie mam takich obaw,pisz i szykuj się na polemikę.Proste?Tak.
"Zgoda, te przytoczone aspekty katolickiego pojęcia roli kobiety są przejaskrawione, choć tylko odrobinę."No to są czy nie są.Bo cała reszta,którą napisałeś po tym zdaniu mnie rozwaliła totalnie.Od tego są inne organy a nie kościół.Troche przeczysz sam sobie w tym co napisałeś ale skoro to felieton,to wszystko dozwolone?Nie sądzę.
Co do tego co tam napisała jakaś blogerka - jeśli jej mąż się na to zgodzi to spoko,a poza tym wazektomia jest odwracalna.I widocznie jej rola dobiegła końca,np.z racji wieku.Nie wiem zresztą co to ma do rzeczy.
AA
@AA
UsuńNie wiem jak daleko zagłębiałaś się w notki Asmodeusza, ale dla Niego "felieton" jest takim słowem tarczą, którego używa, jak wali się Jego argumentacja. :)
Aż musiałam się upewnić,że:
UsuńFelieton (fr. feuilleton – zeszycik, odcinek powieści) – specyficzny rodzaj publicystyki, krótki utwór dziennikarski (prasowy, radiowy, telewizyjny) utrzymany w osobistym tonie, lekki w formie, wyrażający - często skrajnie złośliwie - osobisty punkt widzenia autora.Tyle Wikipedia.
Rademenes no chyba że my rzeczywiście źle ten felieton zinterpretowaliśmy?
AA
Jakby nie patrzeć, za pomocą felietonu czy nie, Autor wyraża tu swój pogląd.
UsuńJak dla mnie wszystko byłoby w porządku, gdyby dopisał konkretnie że jest to polemika ze stanowiskiem jakichś tam blogerek, czy autorów konkretnych artykułów. Tymczasem w tekście operuje bez przerwy podmiotem "Kościół".
Radku:
UsuńOczywiście, że przypominam o formie notki, gdy ta jest felietonem. Może nawet w formie tarczy, ale nie wtedy, gdy wali się treść na skutek czyichś argumentów. Uzasadniam tym tylko to, dlaczego w ten sposób o danym temacie piszę.
Masz jednak rację, nadużyłem w notce odwołań do Kościoła, może faktycznie bardziej powinienem odwoływać się do konkretnych osób, promujących poglądy, które w notce poruszam. Wezmę to pod uwagę przy następnych felietonach.
AA:
Felietonem jest notka, komentarze, szczególnie moich Gości, traktuję już zdecydowanie bardziej na serio i tak też staram się na nie odpowiadać. Że staram się bronić swoich racji, nie powinno Was dziwić. Chyba każdy ma do tego prawo. Przecież nie będę od razu twierdził, że moi oponenci mają rację, tym bardziej, że te Wasze racje też bywają w stosunku do siebie różne. Szczerze? Jestem w pełni usatysfakcjonowany wtedy, gdy udaje mi się sprowokować kogoś do wypowiedzenia własnej opinii, nawet jeśli jest sprzeczna z moją. Staram się jednak nikogo w tej polemice nie obrażać, choć przyznaję, nie zawsze z dobrym skutkiem.
Asmodeuszu ja Cię proszę o jedno - nie wkładaj mi dziecka do brzucha...
UsuńI mnie nie dziwi,że bronisz swoich racji.I jeśli ją masz,ja Ci ją przyznam,tak samo Radkowi(przepraszam,że sobie pozwoliłam ale ni cholery nie wiem jak to odmienić).Jeśli się z Wami nie zgadzam,to jest dyskusja,to oczywiste;)I jesli moja wypowiedź jest niejasna,to pytaj.Tak jest najbezpieczniej:)
I teraz Twoje ostanie zdanie - czy ja Cię czymś obraziłam(tak wiem,że się nie obrażasz)ale ja się dzisiaj już pogubiłam.Dlatego pytam.
Pozdrawiam AA
AA:
UsuńNic, nikomu nie imputuję ;) Wyjaśniam tylko grzecznie kiedy i jak traktować moje teksty. Przytoczona przez Ciebie definicja jest dokładnie tą, na której się i ja opieram. Jeśli mój komentarz ma być ironiczny, sarkastyczny, to wyraźnie to zaznaczam.
Pisałem o swoim, i tylko swoim obrażaniu. Gdybym się poczuł przez Ciebie obrażony, dał bym Ci to wyraźnie do zrozumienia. ;)
To pisz mi tu szybciutko gdzie napisałam,że popierasz feminizm;)
UsuńAsmodeuszu dobrze wiesz,że jak ludzie ze sobą nie rozmawiają i nie dają szansy na posiadanie własnych poglądów to źle się dzieje;)
AA
Ok, źle zinterpretowałem Twój komentarz, zwracam honor, nigdzie nie napisałaś, że popieram feminizm. Ale ja popieram, przynajmniej ten w złagodzonej formie ;)
UsuńAle ja również popieram właśnie ten "zdrowy" feminizm:)
UsuńAA
jak zwykle w kontrze niejako stanę i podam własny przykład :-). Brat mojego taty był księdzem, był, ponieważ dawno już nie żyje, mieszkaliśmy w tym samym mieście więc siłą rzeczy kontakt mieliśmy bardzo bliski. Jak wybierałam się na studia i początkowo pechowo z tą architekturą mi wyszło, to narady "wojenne" u wujka się odbywały, chyba mnie nawet przeceniał, bo bardzo techniczne kierunki podsuwał pod rozwagę, kiedy skończyłam studia przyjechał z nami na moją obronę pracy, potem razem z rodzicami i broniącym się w tym dniu kolegą architektem poszliśmy uczcić ... cóż miał oprócz mnie również kilka siostrzenic po studiach i zawsze z nas, dziewczyn, był dumny :-) to samo było w przypadku mojego brata ale to już nie przykład na antyfeminizm Kościoła.
OdpowiedzUsuńW zawodzie też w tym środowisku działam i powiem Ci, żadnych takich anty feministycznych fobii nie widzę, skoro ktoś się decyduje powierzyć mi projekt dużego zabytkowego założenia, od którego to projektu zależy finansowanie ze środków unijnych, to znaczy, że nie uważa iż facet zrobi to lepiej ...
a wiesz - czasem zdarzyło mi się się nawet "w tych gremiach" usłyszeć , może lepiej niech pani Hania negocjuje, kobiety w dyplomacji są zręczniejsze :-)
Asmodeuszu - wszystko zależy od miejsca czasu i kontekstu ...
Malino, nie należy tych moich treści uogólniać. Zapewniam, że gdybym chciał, napisałbym tekst stojący w skrajnej sprzeczności do tego zamieszczonego. Wbrew pozorom nie mam klapek na oczach. Uwypukliłem tylko ten aspekt stosunku do kobiet, nie tyle Kościoła, co jego przedstawicieli, który mi się w pewnych przypadkach nie podoba. Ba!, przyznam szczerze, że właśnie liczyłem na komentarze, będące w opozycji do moich treści. To w gruncie rzeczy świadoma prowokacja, bo ja nie bardzo tęsknię za potakiwaniem.
UsuńI się z Tobą zgadzam, a raczej z tymi, którzy Ci mówili, że kobieta jest lepsza w negocjacjach.
Pozdrawiam.
Po raz pierwszy chyba zgadzam sią z panią Hanią. Asmodeuszu, Twój tekst kupy się nie trzyma, nawet trudno mi podjąć dyskusję.
Usuńadam
Będę szczery jak Ty. Akurat po Tobie innego zdania się nie spodziewałem. Zawsze, gdy brak Ci argumentów piszesz, że trudno Ci podjąć dyskusję. W gruncie rzeczy mnie to nie dziwi, też nie dyskutuję, gdy ich nie mam.
UsuńI zapomniałm dodać - dziwię się że nie zauważyłeś,że na blogu tej blogerki obłuda goni obłudę?Tym bardziej się dziwię,że powołujesz się na jej słowa;)
OdpowiedzUsuńAA
Gdybyż ona była jedna, nie warto byłoby o tym wspominać.
UsuńWiem o tym,bo czytałam;)Dobry temat na wpis:)
UsuńAA
A ja nie wiem o jaki blog chodzi. Dajcie jakiś cynk :)
OdpowiedzUsuńLaura komentująca na blogu Zrzędy ;)
UsuńA już wiem. Tak się zresztą domyślałem, tylko ciężko mi się ten blog czyta ze względu na dobór kolorów czcionki do tła.
UsuńHahaha a czego się spodziewałeś skoro Autorka jest cała w niebieskim niebycie?:D
UsuńAA
AA:
UsuńNieładnie się tak wyśmiewać z upodobań tej Pani...
Jeśli już skupmy się na treściach ;)
Wybacz ale dla obłudy nie mam litości.Treść?Też w niebieskim niebycie:D
UsuńTak,bywam wredna.
AA