piątek, 14 października 2016

Poważnie o modlitwie



  Dwa poprzednie felietony w tym temacie, co przyznaję bez bicia, należało traktować z lekkim przymrużeniem oka, choć bez przesady, zawarte w nich konkluzje podtrzymuję. Gro wierzących, a katolików w szczególności, nie ma zielonego pojęcia czym jest i czym powinna być modlitwa. I postaram się to udowodnić. 

  NinelSG zaproponowała mi pewną ankietę. Proponuję inną niż jej sugestia. Każdy chętny może odpowiedzieć na proste pytanie: Czy w swych modlitwach kierowałeś/-aś prośby do Boga, inne niż prośba o wiarę dla siebie? Dopuszczalne są tylko odpowiedzi: tak/nie – bez podawania przykładów. Ja pierwszy odpowiadam: tak, gdy byłem wierzący.
 
  Zwykło się traktować modlitwę jako rozmowę z Bogiem, najczęściej (choć nie zawsze) w formie błagalnej prośby, a przykłady można zaczerpnąć z poprzednich notek. Dodałbym również prośby o nasze i naszych bliskich zdrowie, o powodzenie w tej czy innej sprawie, o szczęście dla rodziny, czy konkretnej osoby. Jednak za tymi wszystkimi formami modlitewnej prośby może kryć się bardzo niebezpieczna pułapka, w którą modlący nieraz wpadają. Zapytaj sam siebie, ile razy prosiłeś Go o coś. Gdy stwierdziłem w jednej z notek, że modlitwa jako prośba, jest bez sensu, okrzyknięto mnie bluźniercą. Pozwolę sobie na słowa, które mogą się wydać równie, jeśli nie bardziej bluźniercze. Bóg modlitwy nie potrzebuje. Taki paradoks, polegający na tym, że to ludzie potrzebują modlitwy, a nie Bóg. Trzeba sobie jasno powiedzieć: Bóg do niczego nie potrzebuje naszych modlitw, On z ich powodu nie będzie się czuł lepiej, gdyż ma poczucie własnej wartości. Bóg jest w pełni szczęśliwy, nie odczuwa żadnych potrzeb i żadnego braku, który musiałby być uzupełniony przez modlitwę człowieka. Tak przynajmniej uczy religia. Mało tego, nasze modlitwy nie mogą nic w Nim zmienić. Bóg nic nie traci, kiedy nie klękamy do modlitwy, ani nic nie zyskuje, kiedy to czynimy. To tylko wierni potrzebują modlitwy jak powietrza. To co napisałem powyżej w niczym nie uwłacza Bogu, ani Mu nie ubliża. Oznacza to równocześnie, że Bóg, wiernych do niczego nie wykorzysta i nie potraktuje ich jak stado bezrozumnych owieczek, aby spełnić jakąś swoją potrzebę. On modlitwę przyjmie, ale nie tak jak myślisz.

  Jeśli ktoś zna liturgię mszy św. na tyle dobrze by przypomnieć sobie IV prefację, odnajdzie tam streszczenie sensu modlitwy: „Chociaż nie potrzebujesz naszego uwielbienia, pobudzasz nas jednak swoją łaską, abyśmy Tobie składali dziękczynienie. Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, (...)” Pominę dalszą część, choć obiecuję do niej wrócić. Te słowa z oczywistych powodów nie negacją modlitwy, nadają im jedynie właściwą formę i sens. Powrócę do tych pułapek związanych z prośbą modlitewną. Dotyczy to przekonania, że swoją modlitwą wypraszamy coś u Boga. W modlitwie chodziłoby wtedy o to, żeby przekonać Boga do zrobienia czegoś, czego wcześniej nie chciał zrobić, a teraz modlitwa ma się stać przyczyną zmiany Jego postanowień. Oznaczałoby to w praktyce, że Bóg mógł się mylić i tylko dzięki modlącemu, błędu nie popełni. Ba!, można by sądzić, że to modlący jest bardziej miłosierny od Boga (sic!), skoro On sam nie chciał wcześniej uzdrowić chorego czy zapobiec aborcji. Czyżby wierni zapomnieli, że modlitwa nie jest po to aby zmieniać Boga?! Mnie kiedyś tłumaczono, że modlitwa jako prośba może dotyczyć tyko mnie samego i tylko w jednym przypadku: bym stał się taki jak Bóg. To, że ja swego czasu zadaniu nie sprostałem, jest tu kompletnie bez znaczenia. Skoro Bóg jest wolny w Swoim działaniu, to działanie może być tylko Jego inicjatywą, nasze prośby nie wchodzą w ogóle w rachubę. Wrócę do IV prefacji, która kończy się słowami: „(...) ale się przyczyniają do naszego zbawienia.” Wierzący Czytelniku poskładaj sobie ten tekst prefacji w całość, by zrozumieć, że Twoje modlitwy mają się przyczyniać tylko do Twego zbawienia. Prośba o zdrowie cioci po imieninach, czy o nawrócenie ateisty, tego zbawienia Ci nie zapewni.

  Bardzo często w rozmowach o modlitwie słyszę, że Ewangelie i historia chrześcijaństwa pełne są świadectw skuteczności prośby modlitewnej, bo Jezus czynił cuda gdy lud go błagał. Pominę wyliczankę tych cudów. To lekkie przekłamanie. Jezus był głuchy na prośby o cuda, ba! stwierdził wprost, że nie będzie cudów na prośbę, on je czynił tylko dlatego, że ktoś (i to niekoniecznie chory, na którym cud się dokonał), uwierzył najpierw w Boga, a dopiero później w Jego cudotwórczą moc. Zatem trzeba zmienić myślenie o modlitwie, która nie jest po to, aby coś nią wyprosić, aby Boga do czegoś przekonać, aby załatwić setki swoich spraw, nawet niezwykle ważnych i z dobrych pobudek (tu się kłania Duchowa Adopcja i GROM), ale jest wyrazem hołdu dla Boga. I o tym próbuję Cię wierzący Czytelniku przekonać ja..., przekorny, niepokorny, czasami prześmiewczy ateista, w dodatku mający czelność przybrać nick diabła.

  Czujesz się zgorszony/-a cyklem ostatnich trzech notek o modlitwie?! No to mam dla Ciebie miłą niespodziankę. Całą tę ostatnią notkę oparłem na tekście ks. Krzysztofa Porosło, umieszczonego ledwie kilka dni temu na katolickim portalu katolik.pl, chyba jedynym, na którym pisze się o wierze z sensem.


50 komentarzy:

  1. TAK

    Hmmmm nic mnie w tej notce nie zbulwersowało.Absolutnie nic.Powiem więcej - to bardzo mądry wpis,zmuszający do refleksji i odpowiedzenia sobie na pytanie czy jestem dobrą "owieczką".No ja nie jestem.Pewnie co poniektórzy się zbulwersują,że wcale tak nie jest i że Bóg potrzebuje naszych modlitw.Ale prawda jest też taka,że nie potrafimy się modlić i klepiemy ten paciorek bez zastanowienia się,bo tak trzeba.
    Ja już Ci pisałam,że wiele moich próśb zostało wysłuchanych.Tylko,że teraz się tak zastanawiam czy miałam prawo o to się modlić skoro codziennie modlę się - bądź wola Twoja...Wniosek nasuwa mi się jeden - jesteśmy po prostu ułomni,słabi,brak nam pokory,nie potrafimy bezgranicznie zaufać Bogu,wątpimy w Jego miłość,jesteśmy egoistami i tak mogę wymieniać bez końca.Ale taka jest natura ludzka.
    Aż chce się napisać - pozdrawiam Cię mój ulubiony orędowniku wiary:)))
    AA

    A co jeśli Bóg wybrał dla Ciebie właśnie taką drogę?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym się z Tobą w pełni zgodził, nawet na tego orędownika, gdyby nie fakt, że ja już w istnienie Boga nie wierzę i żadne znaki na niebie ani na ziemi nie wskazują na to, bym ponownie miał uwierzyć. Mój świat jest prostszy i bardziej zrozumiały bez Niego i choć nie łatwiejszy, to przecież i ma sens. i jest tak samo piękny (a może jeszcze bardziej).
      Ja bym pewnie tego tematu nie poruszał, bo mimo wszystko mam szacunek do wiernych, gdyby nie to, że wielu z nich emanuję tą modlitwą, chcąc w ten sposób wykazać swoją wyższość, czasami wręcz nią straszą, nie mając zielonego pojęcia czym ona powinna być. Czasami słyszałem, czasami mi pisano, że ktoś będzie się modlił w mojej intencji, o moje nawrócenie, a dla mnie to była po prostu obelga, którą musiałem znosić w milczeniu, bo mnie nie stać na podobne upokorzenie kogoś.
      Mam nadzieję, że teraz zrozumiałaś, że we mnie nie ma nic z orędownictwa a raczej jest obnażanie hipokryzji, która, choćbym nie chciał, niejednokrotnie dotyka mnie osobiści i to nie tylko w temacie modlitwy.
      Miłego dnia ;)
      PS. W ankiecie ujmuję Cię w rubryce „tak” :) Ze mną jest nas dwoje...

      Usuń
    2. Chyba Cię nie uraziłam?W zasadzie powinno być "orędownik wiary";)Ale ok,dajmy już spokój.Troszke się droczę z Tobą.
      Z drugim akapitem się w pełni z Tobą zgadzam.Tacy są ludzie...
      A dlaczego uważasz,że życie wierzącego jest łatwiejsze?
      I jeszcze jedno pytanie,jeśli zbyt osobiste - nie odpowiadaj.Tak się zastanawaim czy po śmierci chcesz być skremowany czy tradycyjny pochówek?Z góry przepraszam za to pyatnie ale to cała ja.
      Miłego:)AA
      PS.We dwoje fajnie jest... ;)

      Usuń
    3. Ja się przecież nie obrażam i radzę to zapamiętać ;) A droczyć się możesz zawsze.

      Życie wierzącego jest dlatego łatwiejsze, że swe złe uczynki zawsze może zwalać na diabła (ja w tym udziału nie mam), natomiast o dobre nie musi się martwić, bo te podsuwa mu Bóg. Ma też fajnie, bo jak coś zbroi, nawet poważnego, pójdzie do spowiednika i ten da mu rozgrzeszenie, zwalniając jego sumienie od przykrości borykania się z popełnionym grzechem. Sprzeda grzech, księgowy odfajkuje i jest ok. Można spokojnie myśleć o kolejnym grzechu, bo spowiednik praktycznie przyjmie wszystko. Do tego dochodzi ulubione piętnowanie innych, szczególnie niewierzących, co niejednokrotnie pozwala się odstresować. Taki relaksik na polepszenie własnego „ego”... Można by jeszcze przykłady mnożyć.

      Właściwie rzecz ujmując, dla mnie jako ateisty, jest to kompletnie bez znaczenia. Ja świadomości tego, czy mnie zeżrą robaki, czy mnie spalą, mieć nie będę. Ale jestem za kremacją, nie cierpię robaków, trupojadów, więc dlaczego miałbym być dla nich karmą? Tu dygresja nie na temat. W żaden sposób nie mogę sobie wyobrazić zmartwychwstania w dniu Sądu Ostatecznego, bo jak te robaki poskładać do kupy, by ze mnie znów powstał człowiek? Temat ciekawy na dłuższą dyskusję.

      PS. nie wiem do czego się ta pycha odnosi?

      Usuń
    4. Tak mnie dzisiaj głowa boli,że nie dam rady rzetelnie odpowiedzieć.Ale powiem Ci szczerze,że mnie zaskoczyłeś.Ale żebym miała porównanie to dasz radę odpowiedzieć dlaczego ateista ma trudniej,pomijając ostracyzm?

      Trupojady?Fajne określenie:)Ja też chcę być skremowana.Jeśli nie da rady,to trumna ma być bezwzględnie zamknięta.Bo jak nie to będę straszyć;)
      Ale że jak?To my też mamy zmartychwstać?Myślałam że to dusza po śmierci idzie do nieba,piekła albo czyśca.I to ona będzie "sądzona".Nie no,nie dam rady myśleć logicznie.
      Ale ta pycha to nie ode mnie ale temu komuś chodziło chyba o to,że masz zbyt wysokie mniemanie o sobie;)
      Pozdrawiam AA

      Usuń
    5. Mnie też notka zbytnio nie zbulwersowała, raczej trochę rozczarowała. Po wczorajszych emocjonujących zapowiedziach, czekałam z ciekawością co tam też dzisiaj Asmodeusz nam zaserwuje ....
      Najbardziej mnie "przekonują" głoszone przez ludzi argumenty o tym, co Pan Bóg czuje, jaki jest, co Mu się podoba, co nie, co dla Niego ważne albo co mu "zwisa". No, a jeśli to na dodatek "wie" i głosi ateista :)))
      Jeśli przyjąć, że modlitwa jest potrzebna tylko modlącemu się człowiekowi, to naprawdę nie ma znaczenia o co się modli, byle czynił to w dobrej wierze i kierował tę modlitwę do Boga. Jeśli zaś za tą modlitwą nie pójdą czyny, to "nici ze zbawienia", sama modlitwa, żeby nie wiem jak "hołdująca" Bogu nie wystarczy.
      I jeszcze jedno - czemu to modlitwy o Twoje nawrócenie są dla Ciebie taką obelgą? Rozumiałabym, gdyby Cię jakoś do tego nawrócenia przymuszano - groźbą, przekupstwem, ośmieszaniem, ograniczeniem praw ....
      Ktoś się o Ciebie w dobrej wierze niepokoi, chce Ci "nieba przychylić" :)), a Ty odbierasz to jako obelgę?
      Maria

      Usuń
    6. Mario:

      Przykro mi, że Cię rozczarowałem :( Ale ja nie bardzo mam ochotę drwić z wiary, a zapewniam, że mógłbym.

      To nie głosi ateista, ja niczego nie wymyśliłem, ja opieram się na słowach księdza kaznodziei, które wydają mi się kwintesencją moich osobistych rozważań w tym temacie, czyli prośby modlitewnej.

      Jeśli ktoś modli się o moje nawrócenie, to ewidentnie świadczy o tym, że ma mnie za nierozumnego. No bo jakiż z niego idiota skoro nie wierzy w Boga? Jeśli się ktoś modli o zdrowie chorego, znaczy, że ten ktoś jest naprawdę chory, jeśli ktoś się modli za ateistę, to znaczy, ma go za chorego głupca. To jest właśnie obelżywe. W jakim sensie może się o mnie niepokoić, skoro nic konkretnego mi nie dolega? Że, nie doczekam wiecznego zbawienia? Dla mnie ta wieczność jest najgorszym piekłem jakie można sobie wyobrazić, nawet gdyby miała miejsce w niebie. Wiesz, co to znaczy wieczność? Na samą myśl przechodzą mnie ciarki.

      Prawda, właściwie to, czy ktoś modli się o coś innego niż własne zbawienie, jest dla Boga bez znaczenia. Problem zaczyna się w momencie próby uzasadnienia takiej prośby, co wydaje mi się, że dość dokładnie sprecyzowałem w notce.

      Łączę pozdrowienia.

      Usuń
    7. "Jeśli ktoś modli się o moje nawrócenie, to ewidentnie świadczy o tym, że ma mnie za nierozumnego" - tu odpowiem Ci Asmodeuszu po kobiecemu - jeśli jestem szczerze wierząca to wiarę uważam za dobro jeśli na kimś mi zależy albo go zwyczajnie lubię to chcę dla niego dobra ... zwyczajnie i po ludzku i ewidentnie to wcale nie znaczy, że uważam go za niezbyt mądrego
      ----------------------
      a co do tego stwierdzenia, iż Pan Bóg nie potrzebuje naszych modlitw trudno by mi było się zbulwersować bo słyszałam je wiele, wiele, lat temu, jeszcze na spotkaniach akademickich ... nota bene na te nasze spotkania przychodziło sporo ateistów i wiele długich rozmów toczyliśmy "pod letyszkiem" :-)

      Usuń
    8. :-) wierzę Asmodeuszu, że mógłbyś drwić z wiary, podobnie jak ja bym mogła drwić z ateizmu, pod jednym wszak warunkiem, że to by miało jakikolwiek sens.
      Drwimy z czegoś, z czym chcemy walczyć. dRWIMY GDY WIDZIMY CHOĆBY NIKŁĄ NADZIEJĘ, ŻE DRWINA ODNIESIE SKUTEK. nO SORRY - A JAKI TU BY SKUTEK PRZYNIEŚĆ MOGŁA ? i niby komu by on miał służyć ? robienie rzeczy bez sensu nie ma sensu, drwin z Twojej strony więc się nie spodziewam, inaczej by mnie tu nie było, bo jaki sens ma rozmowa z kimś kto bez sensu postępuje :-)

      Usuń
    9. Problem w tym Asmodeuszu, że dla wierzących nie ma opcji "braku wieczności". Ona jest w każdym przypadku - albo jako raj (co to ani oko nie widziało ....) albo jako piekło (gdzie "płacz i zgrzytanie zębów").
      Trudno więc wierzącemu być obojętnym w tej sprawie i nie chcieć pomóc bliźniemu, zwłaszcza tak sympatycznemu ...... :)
      Maria

      Usuń
    10. Malina M.:
      Odpowiem przekornie: jeśli Ci na kimś zależy, lub go lubisz, pozwól mu istnieć według własnych pragnień. Przecież sympatia nie ma się objawiać tym, że chcesz go/ją zmienić, bo nie masz gwarancji, że po tej zmianie będzie tym samym. Przyjmujesz, że jest jaki/jaka jest i to Cię ujęło. Jakiekolwiek „poprawki” mogą mieć odwrotny skutek do zamierzonego.
      Jakoś tak nie miałem chętnych o rozmowie na temat wiary, przynajmniej od czasu gdy przestałem wierzyć. Stąd być może ten blog, jako forma wypowiedzenia się.
      Nie drwię z wiary, by ze mnie nie drwiono, to raz. Nie drwię, bo kiedyś wierzyłem, to dwa. Nie drwię, bo każdy człowiek zasługuje na szacunek, a ponieważ wiara towarzyszy człowiekowi od zarania jego dziejów, musiałbym drwić z człowieczeństwa.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    11. Mario:
      Już nie pamiętam gdzie to napisane, ale w którejś opcji wieczności istnieją czeluści nicości, nie mylić z piekłem.
      Z tą pomocą jest trochę dziwnie, właśnie w odniesieniu do zbawienia. Ja bym się ciężko zastanawiał, czy jej życzyć temu, kto go nie chce. To w bardzo oględny sposób przypomina nietrafiony prezent. Dużo takich dostałem na otwarcie nowego domu. Jakiś bohomaz, na którego patrzeć nie mogę, a powinienem, bo znajomy przyjdzie i będzie rozczarowany, że nie wisi na ścianie. Niemniej mnie denerwuje i chowam go do schowka. Niby intencje dobre ale i obdarowany, i obdarowujący czują się podle. ;)
      Dziękuję za wyrazy sympatii, masz u mnie to samo.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    12. Asmodeuszu, nie zrozumieliśmy się, ja nie mówiłam o głośnej modlitwie połączonej z poinformowaniem kogokolwiek, tylko o cichej, WYŁĄCZNIE do wiadomości mojej i Boga. Nikomu nie uwłacza, skoro nikt o niej nie wie, przyznasz, że jeśli Bóg nie istnieje, niczyich pragnień taka modlitwa nie zmieni, a jeśli jednak zmieni to by znaczyło ... sam wiesz co i wtedy chyba dobrze, jeśli zmieni ...

      Usuń
    13. jeszcze dopowiem - to co napisałam w ostatnim zdaniu to wcale nie znaczy, że wartościuję kto "w razie czego" będzie tam, czy siam ... "w razie czego" każdy rozliczy się z czego dostał i co z tym zrobił, jeden dostał łaskę wiary, inny humanizm, inny co innego, a co z tym zrobi ? to już jego sprawa. Ja wierzę, że każdy zda sprawę z tego, co "ze swoim" zrobił i jak mawia znajomy ksiądz bardzo się zdziwimy kogo w raju zobaczymy a kogo nie. To dygresja, piszę co myślę jako wierząca.
      A tak poza tym, to ja w ideologicznych dyskusjach z ateistami jestem beznadziejna, nigdy nie wiem czy właśnie nie poruszam się jak słoń w składzie porcelany, albo czy nie grzmotnę czegoś takiego, co ateistę w oglądzie wiary i wierzących utwierdzi ... więc raczej rzadko zabieram głos na forach, oko w oko, to jak najbardziej, ale wtedy odczytuję rozmówcę.

      Usuń
    14. Malino, uważam że każda modlitewna prośba (z wyjątkiem wspomnianym w notce), głośna, czy cicha, ma taki sam skutek, czyli żaden. Ale to tylko do wiadomości wiernych, jeśli chcą wierzyć. Nikomu wiary nie zabraniam. Dla mnie nie ma nawet alternatywy „a jeśli” Takie myślenie byłoby zachętą do zakładu Pascala (chyba znasz? Jeśli nie mogę wyjaśnić).
      O nic Cię nie posądzam, ale gdybym myślał tymi kategoriami, musiałbym uznać, że i ateizm jest Jego, Boga łaską, co z automatu zaprzecza ateizmowi. Szczerze, czasami, choć bardzo rzadko, mnie irytuje ta teza, szczególnie wtedy gdy mi ktoś wmawia, że to Bóg dał mi wolną wolę, która pozwala mi w Niego nie wierzyć. Wynika z niej, że mój ateizm jest darem Boga, w którego nie wierzę. Na szczęście już mam mocny, no prawie mocny kontrargument. Udowodniono badaniami naukowymi, że człowiek rodzi się z pierwiastkiem wiary. To wynika z konieczności zaufania matce. To dotyczy również tych, którzy nigdy nie mieli do czynienia z chrześcijaństwem. Zatem najpierw rodzimy się ateistami ;) Co z tym ateizmem zrobią nasi rodzice, to już zupełnie inne zagadnienie.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. W pierwszym momencie pomyślałem, że jesz coś dobrego na obiad ;)
      Ale rozumiem, chodzi Ci o to, że uważasz tę notkę za przejaw mojej pychy. Może jest w tym coś racji, ale jednocześnie uważam, że jest w Twej uwadze jej zdecydowanie więcej, przez co nie mam żadnych wyrzutów sumienia, a zapewniam, że sumienie mam.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Ten tekst jest jakby przypisany całymi fragmentami z owego wspomnianego portalu. Sprytne parafrazowanie by nie być posadzone o plagiat. Tamten tekst jest o niebo lepszy , pelniejszy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuszna uwaga. Też jestem zdania, że tamten tekst jest lepszy. Gdyby jednak o plagiat mi chodziło, nie wskazałbym źródła ;)

      Usuń
  4. Odwiedziłam , cały temat przeczytałam od-do i jeszcze raz i mam taki mętlik w głowie , że hej :)
    Dobrej nocy życzę :)
    Pora na sen . Jak Bóg da :) jutro zajrzę i odwiedzę Świętoszka /albo jeszcze dziś /:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Się nie przejmuj, bo jak znam życie, nikt, lub prawie nikt do słów ks. Porosło się nie dostosuje :)

      Usuń
  5. No cóż - takie pytanie, bez poszerzenia o możliwe opcje, nie daje wiele możliwości...
    To tak, jakby ustawić kogoś pod ścianę i przystawić pistolet do głowy (!)
    Ale odpowiem - TAK!
    Dla mnie ważne są okoliczności, treść kierowanego "komunikatu", częstość/nasilenie, intencje (przecież znamy i takie modlitwy/prośby, żeby kogoś Bóg "pokarał"), odruch dziękczynienia, jak również samo pojmowanie roli Boga w naszym życiu, nie mówiąc już o tym, w jaki sposób postrzegamy Samego Boga...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakież tu możliwe są do przyjęcia opcje? Mające uzasadnić modlitewną prośbę? W myśl tego, co pisze ks. Porosło, a co ja powieliłem w tej notce, nic takich modlitw nie uzasadnia.
      Z tym „pokaraniem” jest dokładnie tak samo jak z prośbą o „uzdrowienie”. Czyżby wierzący uważali się za bardziej sprawiedliwych od Boga? Toż dopiero pycha... Ludzie winni brać na siebie pełną odpowiedzialność za nagradzanie i karanie, nie oglądając się na Niego.
      Ja nie neguję próbę zrozumienia roli Boga w życiu wiernych, ale w tym zrozumieniu rola prośby modlitewnej jest zupełnie bez znaczenia, ba!, może to zrozumienie wypaczyć.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Zacznę od takiego pytania - jeśli meżatka spędzi z Tobą upojną noc,to masz w tym udział.To co?Diabeł ją skusił czy Ty czy diabeł "siedzi" w Tobie,a może to ona uwiodła Ciebie?Powiem Ci szczerze,że z tym diabłem i spowiedzią mnie zaskoczyłeś ale może dlatego,że ja nie chodzę do kościoła i nie zwalam swoich grzechów na kuszenie diabła,tylko na moją moralność i człowieczeństwo.Czyli też mam pod górkę?Poza tym wierzący powinni żyć zgodnie z przykazaniami bożymi,a nie robić co im się podoba,zwalać wszystko na diabła i oczyścić swoje sumienie idąc do spowiedzi.I od nowa...Ale niestety tak to właśnie wygląda.
    Ale spowiedź to odrębny temat i nie wiem czy już pisałeś o tym.Dla mnie to mega kontrowersyjny temat.
    Kurcze,ja zawsze myślałam że wierzącym jest trudniej,bo mają kodeks w postaci przykazań,do których ciężko się dostosować ale jedank nie.Masz rację,mają łatwiej.I dlaczego zapomniałam o diable?Dlaczego zapomniałam,że ludzie zawsze widzą źdźbło w oku bliźniego,a nie widzą belki w swoim?Dlaczego zapomniałam o tym,że ludzie są tacy obłudni?Teraz to i ja mam mętlik w głowie.
    Witam w ten piękny słoneczny chłodny poranek:)
    AA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wbrew pozorom Dekalog nie jest darem Boga. Tak uznali wierzący, ale naprawdę wynikał z tysiącletnich doświadczeń życia we wspólnocie. Nawet pierwsze trzy, w wersji katolickiej, wynikały z zasad religii, którą tworzyli ludzie. Każdy z nas, nawet niewierzący, muszą uznać pewien kanon praw, którą w jakimś ograniczonej, bardzo skrótowej wersji, przedstawia pozostałe siedem przykazań. Rzecz w tym, że sam Dekalog jest mało precyzyjny. Nawet Żydzi mieli z nim problem skoro powstała Księga Powtórzonego Prawa, adekwatna do czasów, w których żyli. W moim odczuciu, nasza moralność wynika li tylko z konsekwencji życia w społecznościach.
      Podany przez Ciebie przykład musiałby rozstrzygnąć wierzący. Ja w nim nie widzę żadnego udziału diabła. „Bo do tanga trzeba dwojga”, czyli jeśli ten przypadek rozpatrywać w kategoriach winy (taka interpretacji mi nie odpowiada) oboje ponoszą jednakową odpowiedzialność.
      Również witam pięknie, jeszcze nie całkiem dobudzony ;)

      Usuń
    2. Ale oprócz Dekalogu są jeszcze przykazania kościelne,siedem grzechów głównych,przykazania miłosci,itd.A wyznacznikiem człowieczeństwa jest właśnie moralność.
      I jak to Dekalog nie jest darem od Boga?A Mojżesz?Góra Synaj?Przez 40 lat żyłam w nieświadomości?Także proszę o wyjaśnienie:)
      No to ja jako wierząca rozstrzygam tak jak Ty - oboje są winni,a zwalanie winy na diabła jest po prostu śmieszne.Bo co?Hormony buzują,diabeł po ciele grasuje?Nawet nie potrfaię tego diabła w tej sytuacji umiejscowić.Ok.Zgrzeszyłam Boże,proszę o wybaczenie ale czy żałuję?No i tu jest problem - bo skoro było mi cudownie,zajebiście i ciało nadal czuje każdy jego dotyk,endorfiny zrobiły swoje to jak mam żałować?To idąc do spowiedzi robimy z siebie debila.Przecież Boga nie oszukasz.Siebie można próbować;)
      AA

      Usuń
    3. Mojżesz, Dekalog, Przykazania kościelne, temat rzeka. Nie udało się udowodnić historyczności istnienia Mojżesza, choć próbowano nawet metodami naukowymi. Wszystko opiera się na poszlakach i Biblii, którą spisano kilka wieków później. Skoro nie da się udowodnić rzeczywistego istnienia Mojżesza, jak udowodnić boski podarunek Dekalogu? Jedynym sensownym wytłumaczeniem jest traktowanie przypowieści o nim w kategoriach mitów i legend. Tyle, że w tedy równoprawne stają się legendy i mity o Odynie, Zeusie i etc. A przykazania kościelne, to już ewidentnie efekt ludzkich i tylko ludzkich działań, nawiasem mówiąc, też opartych na mitach i legendach.

      Tu się zgadzamy, choć (nie ze względu na pruderię) podziwiam śmiałość wypowiedzi. ;) Inna sprawa, że Twoje odczucia, będąc czysto osobistymi, nie powinny stanowić żadnego argumentu w ocenie moralnej. Z tym, że do takiej oceny (w tym konkretnym przypadku) nie ma prawa też nikt inny, a już na pewno nie człowiek w konfesjonale.

      Usuń
  7. A nie można uznać Dekalogu jako dogmatu?W sumie co można i jak udowodnić to co zostało zapisane w Biblii?Reszta przykazań ustanowionych przez kościół może lepiej zostawmy;)

    Bo ja to w ogóle jestem śmiała w wypowiedziach;)I z całą pewnością nie jestem pruderyjna.Po co udawać kogoś innego?Zresztą ja zawsze piszę to co czuję i myślę,chociaż muszę unikać moich ulubinych przecinków.I nie boję się pytać.
    Człowiek każdego dnia jest poddawany ocenie.I sam również ocenia.Ale ja tych "moralnych grzechów" nie oceniam,bo nie jestem tym człowiekiem,który owy grzech popełnił.Nawet jeśli kogoś ocenię,to szybko przychodzi refleksja...Ale to trzeba dostać od życia porządnego kopa w tyłek,żeby osiągnąć ten stan;)
    I tak o to ja - naiwna istota,dawno dawno temu,poszłam do spowiedzi.W sumie oprócz rozgrzeszenia liczyłam na romowę,pomoc w zrozumeniu tego co się wydarzyło.I co?Można powiedzieć,że dostałam w policzek ale drugiego już nie nastawiłam...Skoro księża mają takie podejście,to sorry ale ja wysiadam.I tak też zrobiłam.Ale lubię chodzić do kościoła jak nie ma mszy.Posiedzieć,wyciszyć się,przemyśleć pewne sprawy i się pomodlić w ciszy i skupieniu.
    AA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dekalog dogmatem?! Nie bardzo, skoro wersja chrześcijańska, a katolicka w szczególności, dość mocno różni się od oryginału.

      Nie mam Ci za złe bezpośredniości. Wyżej oceniam tych, co nie próbują udawać, że są inni niż są.

      Trochę w tym naiwności, sądzić że spowiedź ma być rozmową czy pomocą w rozwiązywaniu dylematów. Przecież to coś w rodzaju: mówisz – masz (rozgrzeszenie). Jeśli jest tak jak u mnie w kościółku, gdzie spowiedź odbywa się tuż przed mszą, którą celebruje spowiednik, można by się jej rozpoczęcia spodziewać z dużym opóźnieniem. A ksiądz kaznodzieja ma do zaliczenia jeszcze kilka takich kościółków. To przypomina hurtowe rozgrzeszenie, ale to tylko moja opinia. Ja tej akcji rozgrzeszeń mogę nie rozumieć.

      Usuń
    2. Właśnie dlatego pytam Ciebie,bo jesteś bardziej oczytany.Wszak dogmat w religioznastwie uznawany jest za urzędową wersję mitu obowiązującą w danej religii.Taka teoria.
      Wiem,że to naiwność.Tak też się wtedy poczułam.W swoim życiu trafiłam tylko na jedengo księdza,który spowiadał tak że człowiek naprawdę czuł się "oczyszczony" z grzechów.Ale to właśnie była rozmowa,której tak bardzo potrzebowałam wtedy.Ale wiem jedno - księża,którzy nie są tak cholernie konserwatywni jak większość,też łatwo nie mają.
      A forma spowiedzi w konfesjonale jest nic nie warta.To masówa.Nie tak to powinno wyglądać.
      AA

      Usuń
    3. Błagam, mnie nie pytaj o sens dogmatów, bo ja go nie jestem w stanie pojąć. To był jedne z przyczynków mojego ateizmu. Kuriozum wszystkich dogmatów, to ten, o niepokalanym poczęciu Matki Boskiej. W żaden sposób nie mogę go pojąć, bo opiera się na apokryfach a na dodatek nie rozumiem jego sensu. Co by Jej uwłaczało poczęcie w grzechu pierworodnym, skoro nikt tego grzechu nie potrafi sprecyzować, a dziś jest największym zakłamaniem religii? Bo jeśli nawet Kościół uznaje, że Adam i Ewa to alegoria, alegoria jest i grzech pierworodny, tylko alegorią czego? To rodzi kolejne, jeszcze gorsze komplikacje. Bo jeśli Jezus umarł na krzyżu za nasze grzechy, to dlaczego nie za grzech pierworodny? Jest tylko jedno wytłumaczenie. Skoro ten grzech skutkował śmiercią, a śmierci nie jesteśmy w stanie uniknąć (ani żadne inne żywe istoty na tym padole) to wynika z tego, że ten grzech popełniły pierwsze organizmy żywe na tej planecie (jednokomórkowce), bo ich życie skutkowało śmiercią. A człowiek jest na końcu łańcucha zwanego życiem.

      Osobiście współczuję spowiednikom, wiesz ile oni bzdur muszą wysłuchać?!

      Usuń
    4. Hmmmmmm ok,nie będę pytać o sens dogmatów,bo to wszystko jest na zasadzie - nikt nie widział,nikt nie słyszał,nikt nic nie wie ale taka jest prawda.I taką prawdę należy przyjąć.

      Chyba wiem;)

      Pozdrawiam wieczornie i spokojnie i Twoje zdrówko Asmodeuszu:)
      AA

      Usuń
    5. niepokalane poczęcie? - przecież to pierwsze in vitro.
      :)

      Usuń
  8. Przeczytałam notkę oraz komentarze. Nasunęła mi się refleksja; " Diabeł się w ornat ubrał i ogonem na mszę dzwoni." O tak! mocno diabeł tym ogonem namieszał przy interpretacji opracowania ks.Krzysztofa Porosło na temat modlitwy błagalnej. Ciekawa jestem, co rzekłby na taką interpretację autor tego tekstu??? Przecież to celowa manipulacja i wypaczenie sensu jego wypowiedzi. Urywki tego tekstu są tak dobrane, aby wykazać, że modlitwa błagalna, to czyjś poroniony pomysł. Sprytnie to diabeł sobie obmyślił; najpierw zniechęcić do modlitwy błagalnej, a potem w ogóle do modlitwy. Odciąć człowieka od źródła życiodajnej wody poprzez likwidację kanału dopływu, jakim jest modlitwa. A kiedy przeczytałam słowa AA ;"mój ulubiony orędowniku wiary" to jakby okrzyk ; " mój ci on". Ateista/Asmodeusz [imię diabła] orędownikiem w wierze??? doprawdy trudno jest zdecydować- czy się śmiać czy płakać? O święta naiwności! A może zaślepienie??? omamienie??? przecież jak już, to raczej Asmodeusz - orędownik w niewierze. Orędownikiem w wierze winno być Pismo Św. i słowa Jezusa; "Jezus powiedział do swoich uczniów: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą" (Mt 7,7-11). Przytoczone słowa Jezusa (Mt 7,7-12) zachęcają nas, byśmy nabrali zwyczaju prosić naszego Ojca, który jest w niebie, o wiele darów. Jednak warunkiem proszenia jest to, byśmy wpierw nabrali wielkiego zaufania do naszego Ojca. Jezus pragnie, byśmy byli wręcz pewni, że jeśli naszego Ojca o coś prosimy, to na pewno to otrzymamy. Być może nie otrzymamy dokładnie tego, o co prosimy, ale zawsze otrzymamy to, co jest dobre, dobre dla nas. Można śmiało dopowiedzieć, że Bóg daje nam zawsze więcej niż prosimy (por. Ef 3, 20). Ktoś tak bogaty i hojny, jak Bóg Ojciec, może dawać tylko tak właśnie – hojnie, więcej niż prosimy, nadobficie. Ważne jest to, by zacząć Bogu Ojcu BARDZO UFAĆ i zacząć prosić Go o wiele.Z całą pewnością Bóg raduje się, kiedy może dawać. Jednak trudniej Mu dawać, gdy nie jest proszony i darzony zaufaniem i ufnością ku Niemu kierowaną. Naczyniem (bardzo pojemnym) do czerpania darów od naszego Ojca jest – UFNOŚĆ. Warto bezgranicznie ufać Ojcu Niebieskiemu. I lepiej zostawić Mu wolną rękę. My prośmy; prośmy wytrwale, prośmy o wiele, jednak zawsze mówmy Mu jak w Ojcze nasz: "Bądź wola Twoja". Ty swoją Boską dłonią daj tyle, ile uważasz, i to, co uważasz za dobre dla mnie i dla Królestwa Twojego, które teraz się zaczyna. Dwaj mi też zawsze obficie, ale w czasie, o którym Ty wiesz, że jest najodpowiedniejszy.
    Tylko jeden cytat z Biblii tu przywołałam odnośnie nauk Jezusa w kwestii modlitwy, a jest ich wiele. "Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie" (Mt 26,41).
    Trzeba na modlitwie rozmawiać z Bogiem tak, jak się rozmawia z najbliższym przyjacielem – mówić Mu o swoich radościach, kłopotach, wątpliwościach, lękach lub trwać w ciszy w objęciach Jego pokornej miłości. Koniecznym warunkiem dobrej modlitwy jest całkowite zerwanie z grzechem i nieustanna walka z nim oraz z szatanem – przez częste przystępowanie do sakramentu pokuty oraz podjęcie codziennego wysiłku wcielania w swoje życie polecenia Chrystusa: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! (Mk 8,34). Zaprzeć się samego siebie to znaczy nie szukać siebie w Bogu, nie szukać na modlitwie uniesień, radości i duchowych słodyczy – to przyjmować z wdzięcznością wszystko, co Bóg daje. Nie można się zniechęcać i rezygnować z modlitwy w okresach całkowitej oschłości i utraty wszelkiej słodyczy w Bogu. Prawdziwa modlitwa nie zależy bowiem od uczuć, ale od mojej woli.

    OdpowiedzUsuń
  9. P.S. gdy dziś usłyszałam w czasie mszy św. czytanie Słowa Bożego uśmiech rozjaśnił moją twarz, bo uznałam, że właśnie ta przypowieść jest nauką Jezusa, jak powinna wyglądać nasza modlitwa błagalna -prośba;
    "EWANGELIA
    Łk 18, 1-8

    "Jezus odpowiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że zawsze powinni modlić się i nie ustawać: .
    I Pan dodał: "
    Jeśli wierzymy, że jest On naszym Ojcem, Który umiłował nas do końca, trwajmy w miłości Boga, a nasze życie niech będzie nieustannym wznoszeniem rąk ku Temu, Który wszystko może, a mogąc wszystko, pragnie dla nas tego, co dobre, trwałe i piękne. Modlitwa to nie koncert życzeń, a Bóg to nie dobra wróżka spełniająca nasze zachcianki. Modlitwa powinna nas prowadzić nie tylko do potraktowania Pana Boga, jako ostatecznej instancji do załatwienia spraw, które są dla nas ważne, ale do uznania w Nim naszego Ojca, Który nas miłuje i pragnie naszego szczęścia i dobra. Zakotwiczyć w MIŁOŚCI MIŁOSIERNEJ DOBREGO OJCA, a pozbędziemy się wątpliwości - czy wolno nam na modlitwie prosić Boga o łaskę,o pomoc i o błogosławieństwo. [Błogosławieni to szczęśliwi].

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam. Nie wiem dlaczego powyżej treść Ew. Łk 18, 1-8 nie opublikowała się w całości ?
      Łk 18, 1-8 Wytrwałość w modlitwie;

      "Jezus odpowiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że zawsze powinni modlić się i nie ustawać: «W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi.
      W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: „Obroń mnie przed moim przeciwnikiem”. Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: „Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie”».
      I Pan dodał: «Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie?
      Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?»
      c.d powyżej

      Usuń
    2. Mam wrażenie, że nie przeczytałaś mojej notki uważnie, albo pomyliłaś ją z inną.

      Zacznę od rzeczy najważniejszej. Gdzie ja w notce neguję sens modlitwy w ogóle i w szczególe?! Wskaż mi w mojej notce zdanie, które mówi, że masz się w ogóle nie modlić? Tak może być, jeśli Ci się uda coś dopisać, ale Ci się nie uda. Pominę wszystkie inwektywy, które mnie po prostu śmieszą. Pokaż mi w którym miejscu notki lub komentarza uważam się za orędownika wiary, jeśli ja nie chcę być nawet orędownikiem ateizmu.

      Przeanalizujmy cytowane przez Ciebie słowa Ewangelii św. Mateusza, dotyczący „wytrwałości w modlitwie: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam (...)” Wskaż mi to miejsce, gdzie jest napisane, że mamy prosić o zdrowie, o cokolwiek dla innych? Z treści tego fragmentu wynika jednoznacznie, że mamy prosić o coś dla siebie. Tam pisze wręcz wyraźnie: „da to, co dobre, (...)”. Zapytam przekornie, skąd wiesz, co jest dobre dla Ciebie? W wersie 12-tym jest tekst: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie! Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy.” Gdzie tu mowa, że Bóg coś zrobi za nas?! Za nas uleczy, za nas zapobiegnie śmierci? Pokaż mi wersy w Ewangelii, że Jezus obiecuje czynić cuda, jeśli go o nie będziemy prosić? Powołujesz się na List do Efezjan, a tam jest wyraźnie napisane: „Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy.” Mocą działającą w nas, Asiab, w nas!, nie w innych. Dla nas, nie dla innych.

      Nie mogę wyjść z podziwu. Przytaczasz mi fragmenty Ewangelii św. Łukasza, które dokładnie potwierdzają to, o czym piszę w notce i tylko Ty nie chcesz tego zrozumieć: „Modlitwa to nie koncert życzeń, a Bóg to nie dobra wróżka spełniająca nasze zachcianki. Modlitwa powinna nas prowadzić nie tylko do potraktowania Pana Boga, jako ostatecznej instancji do załatwienia spraw, które są dla nas ważne, ale do uznania w Nim naszego Ojca.” (sic!) Czy ja piszę o czymś innym? Jeszcze jeden przytoczony przez Ciebie fragment: „I Pan dodał: «Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie?<” W ICH SPRAWIE, nie w sprawie innych, wdowa prosi o ochronę przed przeciwnikiem, nie o uzdrowienie krewnego! Naprawdę nie potrafisz zrozumieć tych słów? Twoja modlitwa ma być jedynie prośbą o Twoją wiarę, bo „Bóg nie jest dobrą wróżką spełniającą Twoje zachcianki.” A zachcianką jest Adopcja Dzieci Zagrożonych Zagładą, skoro nawet nie wiesz którego. Nie masz Boga prosić o to dziecko, sama masz iść do tej matki i ją przekonać . Tą akcją chcesz zakamuflować swoje lenistwo, swoją niechęć do prawdziwego działania. Prosisz o zdrowie bliskiego? Idź i mu pomóc na ile jest to możliwe, nawet jeśli to mają być tylko słowo pocieszenia. Prośbą modlitewną nic na Bogu nie wymusisz. Jeszcze raz przytoczę słowa, które sama cytujesz: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i WY IM CZYŃCIE”. Tu nie ma nic o pośrednictwie Boga.

      Już na koniec. Skoro uważasz, że manipuluję, wskaż mi miejsca w notce, w których podważam lub przeinaczam słowa ks. Krzysztofa Porosło.

      Usuń
    3. Asmodeuszu> wyraźnie napisałam; "najpierw [nie mam możliwości podkreślić słowa "NAJPIERW"] zniechęcić do modlitwy błagalnej,..."
      a o tym jest Twoja notka. Wyraźnie też napisałam: "A kiedy przeczytałam słowa AA ;"mój ulubiony orędowniku wiary" to jakby okrzyk ; " mój ci on". Te słowa dowodzą, że za orędownika jesteś postrzegany przez innych, a tu konkretnie przez AA. Przecież ani jednym słowem nie przypisuję tego Tobie. Zatem skąd te pretensje? Czy powinnam się z tego tłumaczyć, kiedy to jest zapisane w moim komentarzu??? Wystarczy przeczytać dokładnie.
      Asmodeuszu> problem w nieporozumieniu pomiędzy nami wynika z braku możliwości wyartykułowania niektórych słów w wypowiedzi. Przykład;
      "Modlitwa powinna nas prowadzić NIE TYLKO [co nie oznacza, że należy jej zaniechać] do potraktowania Pana Boga, jako ostatecznej instancji do załatwienia spraw, które są dla nas ważne, ale do uznania w Nim naszego Ojca.” Jeśli poważnie traktuję Boga jako dobrego Ojca, to powierzam Mu wszystko i wszystkich na modlitwie. A wszystkich oznacza że nie tylko krewnych, przyjaciół i "ulubieńców" bądź orędowników. Wszystkich to znaczy wszystkich oddaję pod Jego opiekę na modlitwie; w tym także nieprzyjaciół [wrogów] a miałabym zapomnieć o dzieciach poczętych, którym zagraża niebezpieczeństw??? Mam ku temu prawo moralne, gdyż sama cudem uniknęłam aborcji i może ...[MOŻE -nie wiem] stało się to dzięki czyjejś modlitwie; zatem spłacam tylko dług wdzięczności. Uświadomiłam to [dług] sobie dzięki dyskusji z Tobą na ten temat. Dalej - modlitwa, prośby w intencji innych [nie o swoje sprawy]; z mego doświadczenia wynika, że właśnie te sprawy/prośby są wysłuchane i spełnione. Kiedyś nawet zastanawiałam się nad tym fenomenem - dlaczego gorliwe modlitwy, prośby dotyczące bezpośrednio mnie nie zawsze są spełnione, zaś w intencji innych przeważnie tak czyli są zgodne z wolą Bożą. Odpowiedź wydaje się logiczna, bo gorliwe modlitwy w intencji bliźnich są pozbawione pierwiastka egoizmu, owego "ja". Są wyrazem szczerej miłości bliźniego i życzliwości wobec niego.
      Asmodeuszu> wiara jest łaską. Egoizmem jest prosić na modlitwie o łaskę [każdą łaskę] tylko dla siebie. Ty możesz tej łaski nie przyjąć, jeśli taka Twoja wola. Nikt Cię do tego nie zmusi, ale...może/MOŻE się okazać, że jak ten sędzia z przypowieści, za którymś razem z powodu natarczywości - ulegniesz. Teraz jeszcze się buntujesz, jeszcze się obrażasz za to, że ktoś ośmiela się bez Twojej zgody modlić się o wiarę dla Ciebie, bo to nie honor, bo nie jesteś głupi, bo...ale czy jesteś w stanie przewidzieć - co będzie jutro? jesteś w stanie przewidzieć- czy jakieś wydarzenie w życiu nie sprawi, że...zmienisz zdanie???
      Asmodeuszu> "W ICH SPRAWIE " czyli naszej/nas gorliwie wołających do Ojca w konkretnej sprawie np. w sprawie aborcji/zabijania. Nieprawdą jest, że zachcianką jest Adopcja Dzieci Zagrożonych Zagładą. Jeśli to byłoby zachcianką, to godziłoby w samego Boga, wszak to Jego "zachcianką" jest miłować każdego z nas; "tak Bóg umiłował świat [czyli nas], że Syna Swego Jednorodzonego dał aby ten świat/nas -zbawił".
      Bóg jest MIŁOŚCIĄ, a nie mordercą [w dodatku zabójcą bezbronnych].
      W moim mniemaniu, te modlitwy to natchnienie Ducha Św. aby walczyć wszelkimi sposobami o każde poczęte życie, które jest darem Boga, choćby nawet dla rodziców jest dzieckiem niechcianym.Bóg znajdzie rozwiązanie zawiłych spraw, choćby to były sprawy po ludzku niemożliwe.
      c.d.n limit słów ;

      Usuń
    4. W notce zacytowałeś słowa ks.Porosło wyrywkowo, aby potwierdzić swoją wersję. Tam jest wyraźnie napisane;
      "Bóg nie potrzebuje naszej modlitwy... Bóg chce mojej modlitwy."
      Czy z Twojej notki wynika, że Bóg chce mojej/naszej modlitwy???
      Cały tekst ks. Porosło jest bardzo pouczający i przybliżający do Boga- kochającego Ojca, zaś tekst Twej notki, z racji zacytowania tylko urywków wypowiedzi księdza, zmienia całkowicie wydźwięk, świadczy o czym innym. Podważasz znaczenie i sens modlitwy błagalnej [prośby] m.in.w kwestii Adopcja Dzieci Zagrożonych Zagładą; powtarzam - MIĘDZY INNYMI, lecz to zostaje poniekąd przekopiowane na wszystkie modlitwy błagalne w "cudzej" intencji. Pozwolę sobie zacytować ks. Porosło;
      "Modlitwa mnie zmienia i otwiera na Boże działanie we mnie, na otrzymanie łaski, którą Bóg chciał mnie obdarzyć, na przyjęcie i pełnienie Jego woli. Ale modlitwa również zmienia tych, za których się modlimy. Jesteśmy tajemniczo ze sobą połączeni, jakby jedną nierozerwalną nicią. Moja modlitwa służy zmianie, otwarciu w wolności drugiego na działanie Boga, które względem Niego zamierza."
      Reasumując; dziękuję Ci za link na te "rekolekcje"[to moje nazewnictwo] ks.Porosło o modlitwie. Jakże się z nim [księdzem] nie zgodzić kiedy czuję podobnie;
      "Modlę się prośbą, aby stanąć wobec Niego w całkowitej zależności, aby uznać, że jestem żebrakiem, który sam z siebie nic nie ma i wszystko musi otrzymać od Boga, aby wylać wobec Niego swoje serce, tak jak małe dziecko nie zachowuje żadnych tajemnic wobec kochającego Ojca. Po prostu wiem, że Ojciec chce ode mnie usłyszeć o moich najgłębszych marzeniach, mimo że doskonale wie, co dla mnie jest najlepsze. On tylko kocha i choć to ja powinienem być całkowicie dla Niego, to w rzeczywistości się okazuje, że On jest dla mnie. Nie muszę Go przekonywać do tego, aby okazywał miłość swoim dzieciom."
      Wystarczy ZAWIERZYĆ i ZAUFAĆ TEJ MIŁOŚCI OJCA.
      pozdrawiam życzliwie :)

      Usuń
    5. Aisab:
      Tym razem krócej, aby wszystko stało się jasne.
      Napisałem wyraźnie i po polsku: „Wierzący Czytelniku poskładaj sobie ten tekst prefacji w całość, by zrozumieć, że Twoje modlitwy mają się przyczyniać tylko do Twego zbawienia.” Tu powtarzam słowa ks. Porosło. I nie ma w nich nic egoistycznego. W kwestii zbawienia człowiek decyduje sam o sobie. Ty nikomu zbawienia modlitwami nie zapewnisz, chyba że odbierzesz bliźniemu wolną wolę, którą dał mu podobno Bóg. Napisałem też „On modlitwę przyjmie, ale nie tak jak myślisz”. Czy tym zdaniem odradzam Ci modlitwę?

      W jednym z komentarzy, nie do Ciebie, napisałem jakie mam wątpliwości, co do przykazania „nie zabijaj”, ściślej do Księgi Powtórzenia Prawa, w której, gdyby przyjąć dosłownie jej tekst, można mieć poważne wątpliwości, co do rozumienia moralności przez Boga. Nakazuje zabijać dzieci, kobiety i starców, tylko dlatego, że nie są narodem wybranym. W tym kontekście jeszcze raz wróć do artykułu ks. Porosło, gdzie pisze, że modlący nie ma prawa zmieniać Jego, Boga, decyzji. Gdyby chciał, uniemożliwiłby aborcję, i to skutecznie, bez Twojej prośby. Słowa „Ale modlitwa również zmienia tych, za których się modlimy.” to już pobożne życzenie ks. Porosło. Żadna modlitwa nie skłoni nikogo do zmiany, jeśli on sam jej nie będzie chciał. Nikomu nie przyda zdrowia, jeśli do tego nie przyczynią się sprzyjające warunki. Te sprawy są możliwe do załatwienia tylko przez łagodną perswazję lub czynne przyczynie się do opieki lekarskiej. Skuteczność modlitwy w tych przypadkach to nadinterpretacja innych przyczyn, o których modlący mogą nawet nie wiedzieć. Tym samy to Ty przeinaczasz artykuł na sposób jaki jest dla Ciebie odpowiedni, bo w gruncie rzeczy, ostatnim akapitem swego komentarza, tylko potwierdzasz, co ja sam napisałem, a co jednocześnie przeczy sensowi prośby modlitewnej.
      Łączę pozdrowienia.

      Usuń
    6. Moim zdaniem> wypaczasz sens modlitwy; według mnie- ona dotyczy NIE TYLKO ZBAWIENIA; obcowanie z Bogiem tu i teraz, a potem w wieczności. Gdybyś przeczytał cały tekst ks. Porosło to byś to pojął.
      "Jezus bardzo często mówił, że dokonał danego cudu ze względu na wiarę jakiejś osoby. I niekoniecznie zawsze to była wiara osoby, na której miał się dokonać cud. Czasami – jak w wypadku sparaliżowanego człowieka, który został uzdrowiony – była to wiara czterech jego przyjaciół, którzy przynieśli go do Jezusa. Innymi znowu razy Jezus nie mógł dokonać żadnego cudu ze względu na niedowiarstwo zebranych ludzi. Moja wiara lub jej brak są decydujące w tym, czy objawi się we mnie (lub w osobie za którą się modlę) moc Bożego działania. Bóg chce działać, Bóg pragnie czynić względem mnie dobro, ale ja muszę aktem wiary dotknąć Go, tak jak kobieta cierpiąca na krwotok zdecydowała się dotknąć chociażby frędzli u płaszcza Jezusa, aby znaleźć tam uzdrowienie. To właśnie akt wiary w Jego obecność, w Jego moc i dobroć, jest fundamentalny w spotkaniu z Nim. Nic innego na modlitwie nie jest pewne, jak właśnie to, że aktem wiary mogę się z Nim spotkać..",
      Spotkać się z Bogiem tu i teraz na modlitwie, zawierzając Mu nie tylko swoje Zbawienie ale całego siebie już tu na ziemi, siebie i swoich bliskich, przyjaciół a nawet ...wrogów. O Tobie także z Nim rozmawiam [bo wierzę myślą, słowem i uczynkiem] a chociaż to wbrew Twej woli, to nic na to nie poradzimy, jesteś jakąś cząstką mego jestestwa, choćby tylko poprzez polemikę z Tobą. Nasze blogowe drogi się ze sobą w pewnym momencie skrzyżowały i kiedy z Tobą rozmawiam na blogu, to należąc do Niego w całości i w każdej chwili, w każdym momencie swego życia, mimowolnie jesteś w Jego obecności. Nic na to nie poradzę, że Ciebie to obraża. Przecież to nie ja dyktuję Ci tematy notek, w których o NIM polemizujemy. Wybacz, nic na to nie poradzę... albo Ty zmienisz tematy albo...ja przestanę komentować.

      Usuń
    7. Trochę to dziwne stwierdzenie, że ja wypaczam sens modlitwy.

      Posłużę się znów fragmentem z omawianego tekstu ks. Porosło: „Jestem dla Niego, jestem po to, aby oddawać Bogu chwałę. Jestem całkowicie od Niego zależny, i tylko będąc z Nim, mogę być szczęśliwy. Widzimy wobec tego, że modlitwa nie jest niczym innym, jak zwróceniem się ku Bogu, jak byciem tylko z Nim i dla Niego” Jeszcze raz zapytam, gdzie tu mowa o modlitewnej prośbie? Gdzie tu wypaczenie sensu modlitwy?

      Aisab, byłoby bezsensowne przepisywanie całego artykułu i tłumaczenie Tobie, co poszczególne zdania znaczą. Ty masz myślenie o modlitwie przesiąknięte dziwnymi (w moim odczuciu) nawykami. Te nawyki trzeba by zresetować i spojrzeć na sens modlitwy na nowo. Ale do niczego nie zmuszam, tylko Ty mnie też nie zmuszaj, bym uwierzył, że prośba wyrażona w modlitwie, prośba o cuda może być spełniona. Ludzie nie chodziliby tysiącami na pielgrzymki, bo ich modlitwy w domu byłyby wysłuchane. Nie trzeba by karmić wiernych nierealnymi cudami, bo mieliby okazję doznać ich bezpośrednio od Boga. A przecież napisane jest: „błogosławieni ci, co nie widzieli a uwierzyli”. Uwierzyli nie nawiedzonym mistykom czy wizjonerom, a samemu Bogu. Nie chcę tego wątku rozwijać, ale gdyby Tobie Bóg chciał coś powiedzieć, powiedziałby to Tobie. On przecież pośredników nie potrzebuje, skoro większość wierzących twierdzi, że z Bogiem rozmawia. Po co więc szukanie cudów, po co mamienie się, że prośba modlitewna się spełni, skoro wszystkie takie, podobno wiarygodne spełnienia, to tylko naginanie faktów?

      Usuń
    8. No przyznam, że mnie trochę przytkało! Jako cząstka jestestwa aisaB (sic!) masz Asmodeuszu możliwość bezpośredniego kontaktu z Panem Bogiem ( "kiedy z Tobą rozmawiam na blogu, to ....... mimowolnie jesteś w Jego obecności."). Wiesz więc, gdzie Pana Boga można znaleźć, ba, prawie że dotknąć! :)
      Maria

      Usuń
    9. Mario:
      Z całym szacunkiem dla Ciebie i dla Aisab wszystko rozbija się o to, że ja nie wierzę w Jego istnienie. Fakt, czasami piszę tak jakby był, co być może myli. Dla mnie to proste, bo mnie ten temat, szczególnie w ujęciu teologów i mędrców Kościoła interesuje, choć nie dlatego abym Go szukał. W dysputach na ten temat często napotykam takie stwierdzenia, jak proponuje Aisab. Ale nie będę jej przecież wmawiał stale, że to nie opowieść dla mnie.
      Pozdrawiam

      Usuń
  10. @Aisab ależ mnie rozbawiłaś:)))
    Diabeł kusi Cię oj kusi...Ty tak wszystko bierzesz na poważnie?I poszukaj sobie jakiegoś kursu nauczania czytania ze zrozumieniem,bo jesteś tak zaślepiona swoją nienawiścią do ludzi,że masz problem z interpretacją tekstu.A jak Ci brak argumentów to piszesz,że znikasz...Żal...
    AA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AA> o tak! biorę na poważnie, szczególnie tego "który kusi" i miesza ogonem. Odnoszę wrażenie, że u Ciebie spełnia się powiedzenie; "każdy sądzi według siebie", dlatego przypisujesz mi nienawiść do ludzi. Jesteś tak nawiedzona, że potrafisz przewidzieć kiedy mi brak argumentów. Gratuluję. Komu kurs niezbędny i jaki, to już pominę milczeniem. Jeśli żal Ci coś tam ściska, to już Twój problem. Mnie nic do tego.
      mimo wszystko pozdrawiam życzliwie

      Usuń
    2. A skąd Ty możesz wiedzieć czy jestem nawiedzona czy nie?Skoro wyczytałaś to z moich komentarzy,to mam dla Ciebie złą wiadomość - jesteś taka sama.Może wspólna wizyta u egzorcysty?
      A ja nie będę silić się na grzeczność,więc Cię nie pozdrawiam.
      AA

      Usuń
    3. OK! Twoja sprawa, bez Twego pozdrowienia też się obejdę. To świadczy o Tobie, a nie o mnie. Według mnie- tylko osoba nawiedzona albo jasnowidz [w przypadku kobiety mogłoby to zabrzmieć obraźliwie] potrafi dostrzec u kogoś, w dodatku na odległość i nie znając go wyrokować jakie cechy tą osobę charakteryzują. Moje zdanie miało formę zdania złożonego współrzędnie wynikowego. Skoro potrafisz przewidzieć, to coś w tym jest nietypowego. Dziękuję, nie będę z Tobą prowadzić jałowej dyskusji, gdyż to nie jest na temat notki. Jaka jesteś -nie wie nikt.A mnie ta wiedza nie jest do niczego potrzebna.

      Usuń
    4. AA > to dla Ciebie dedykacja;
      Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt
      To prawda nie potrzebna wcale mi
      Gdy nie po drodze będzie razem iść

      https://www.youtube.com/watch?v=B4QoOfZoJ78

      Usuń