środa, 12 października 2016

O modlitwie raz jeszcze



  Ja już o tym kiedyś pisałem, w związku z rodzeniem się mojego ateizmu. Temat jakby się odświeżył za przyczyną mojej poprzedniej notki. Pozwoliłem sobie na dość ironiczny tekst i ktoś się oburzył. Podważam bowiem skuteczność modlitwy i wypaczam jej znaczenie. Postanowiłem sprawdzić czy ja faktycznie jestem aż tak tępy, że nie rozumiem?

  Zacznę od pewnej niepozornej wiadomości sprzed miesiąca. To jest autentyczny fakt, choć bardziej należałoby go traktować w kategoriach anegdotki. W Radzyniu Podlaskim, w miejscowym oddziale KRUS pojawił się nowy szef, Jerzy Ejsmont i jego pierwsze zarządzenie dotyczyło odprawiania porannej, wspólnej dla wszystkich „modlitwy na dobry początek dnia”. Naukowca przy tym nie było, więc trudno wysnuć jakikolwiek wniosek, czy modlitwa była skuteczna. Faktem jednak jest, że szef faworyzował tych, którzy na modlitwę chodzili, więc akurat w tym względzie i dla tej grupy modlitwa bezsprzecznie skuteczną się okazała. I pewnie żałują, że tych praktyk jednostka nadrzędna zakazała, choć ja nie rozumiem tego żalu, bo oni przecież już coś szefowi udowodnili, a ten dalej jest szefem.

  Mam wątpliwości, jak potraktować następny przykład. Moja ulubiona Fronda donosi, że przed nalotem na Hiroszimę (mowa o tym atomowym) pojawili się jacyś mistycy i namawiali do codziennego odmawiania różańca, bo nadchodzi kataklizm. Pominę opisy. I oto te modlitwy zostały wysłuchane. W Hiroszimie ocalało trzydziestu modlących się katolików. Skuteczność modlitwy ewidentnie potwierdzona! Nic to, że w tej samej Hiroszimie od samego wybuchu zginęło około 70-100 tys. ludzi, jak się szacuje około 30% całej populacji tego miasta, w tym japońskich katolików. I tu zaczyna się problem z tą skutecznością modlitwy. Ocenę pozostawiam Czytelnikom.

  Dla odmiany inny przykład, już mający więcej wspólnego z naukowym podejściem do skuteczności modlitwy. W 2001 roku Journal of Reproductive Medicine opublikował pracę trzech badaczy z Columbia University utrzymujących, że modlitwa za kobiety poddające się zabiegowi zapłodnienia in vitro w 50% przypadków była skuteczna, czyli dwukrotnie częściej niż w grupie kobiet, których nikt nie wspierał modlitwą.  Tu się już nadziwić nie mogłem. Modlitwa za diabelski zabieg in vitro. No tak, Amerykanie to dziwacy, oni potrafią wszystko. Rzecz w tym, że jeden z tych badaczy, Daniel Wirth, mało że naukowcem nie był, to okazał się finansowym oszustem poszukiwanym przez policję. Po tym odkryciu pozostali dwaj usunęli się w cień, a „rewelacyjne” wyniki tych badań wrzucono do kosza, bo okazały się fałszywe.

  Posłużę się jeszcze jednym przykładem eksperymentu, który miał dowieść skuteczności modlitwy. W 1988 roku w szpitalu w San Francisco losowo podzielono pacjentów oddziału kariologicznego na dwie grupy. Jedną obdarzono modlitwą ludzi spoza szpitala, drugą nie. Lekarze nie wiedzieli który z pacjentów do której grupy należy. Randolph Byrd odtrąbił sukces. Sześciu z dwudziestu sześciu pacjentów z grypy poddanej modlitwie, radziło sobie lepiej. Skuteczność stosunkowo mała, ale zawsze. Okazało się, że nie do końca. To polepszenie dotyczyło li tylko..., wypróżnień! W innych parametrach choroby, żadnych różnic nie stwierdzono! Czyżby w takiej intencji modlili się modlący? (sic!)

  Ponieważ w Polsce raczej takich badań się nie prowadzi, posłużę się znów przykładem Amerykanów. Otóż, osiemdziesiąt siedem procent wierzących wierzy w skuteczność modlitwy z czego osiemdziesiąt procent modli się o zdrowie swoje i najbliższych. Aby nie było, ja nie mam zamiaru podważać modlitwy jako takiej. Wyjaśnię. Jeśli modlitwa jest podziękowaniem za coś tam, ok, jeśli modlitwa jest formą uwielbienia Pana, ok, jeśli modlitwa jest formą medytacji, jeszcze wszystko w porządeczku. Ale jeśli modlitwa jest prośbą o coś, o coś nawet najbardziej szlachetnego, to ja już mam wątpliwości. Bo każda taka modlitwa jest burzeniem ładu bożego, jest zaprzeczeniem boskości Pana, który przecież dobrze wie, co robi, nawet jeśli to powoduje nasze cierpienie! Prośbą, wierzący, podważacie: wszechmocność; wszechobecność; wszechwiedzę; dobroć i sprawiedliwość Boga. Innymi słowy, czynicie Boskie Miłosierdzie daleko niedoskonałym, bo wymagającym korekty.

  Jak na ironię, dzięki Pani Baggins, trafiłem na portal przymierza wojowników  gdzie promuje się hasło: wstąp do GROM. I choć zarówno adres strony jak i hasło kojarzy się każdemu (albo prawie każdemu) z jednostką stricte wojskową, tu trzeba ją rozumieć inaczej. To dosłownie: Grupa Różańcowych Orędowników Małżonek (sic!) Bardzo to seksistowskie, ale co ja się tam znam. A ja w swej naiwności sądziłem że Duchowa Adopcja to już Himalaje hipokryzji. W tym miejscu można mi zarzucić, że jako ateista się nie znam, a nawet fakt, że byłem wierzącym też nie działa na moją korzyść. Małego tego, w prześmiewczy sposób, jak przystało na felieton, pokpiwam z tak poważnej sprawy. W jakimś sensie będzie w tym trochę racji. Ale w następnej notce, która będzie już esejem, postaram się podejść do zagadnienia modlitwy całkiem na poważnie, bez ironicznych insynuacji.


44 komentarze:

  1. Wszystko to piękne, ale traktowanie Boga jako dźinna z butelki, który wypryśnie i spełni czyjeś życzenia po tym jak się wypowie magiczne zaklęcie modlitwy jest niestety wypaczaniem jej sensu. Co więcej wiara w jakieś magiczne właściwości modlitwy jest pogaństwem w najczystszej formie.
    U podstaw modlitwy ludzi naprawdę wierzących leży nadzieja. I nie musi być to nadzieja na to, że Bóg tą modlitwę wysłucha dosłownie. Nadzieja ma dodawać siły w trudnych momentach, aby móc je przetrwać. Nawet godnie i w spokoju rozstać się ze światem, jeżeli jest się śmiertelnie chorym. Bo to życie jest tylko namiastką innego życia, wiecznego, w którym wszystkie te rzeczy, o które modlimy się docześnie nie są istotne. Zresztą, gdyby Bóg wysłuchiwał każdej modlitwy jaki sens miałaby wiara i wolna wola, skoro byłaby ograniczona bezsprzeczną Bożą obecnością?

    Tak sobie to kiedyś wytłumaczyłem. I wiary nie straciłem do reszty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tłumaczenie jest nico inne od Twojego, choć Jesteś blisko. O tym będzie esej.

      Niestety, a raczej stety, gdyż niczego nie żałuję, w moim przypadku, nawet Twoje tłumaczenie by nie pomogło. Nie przemawia do mnie istnienie wiecznego świata. Bez tej wieczności, wszystko jest proste i zrozumiałe, trzeba tylko tę prostotę i to zrozumienie znaleźć. Do niczego jednak nie namawiam ;)

      Usuń
    2. Ja nie jestem poszukujący. Taka zaleta agnostycyzmu. :)

      Usuń
    3. Też dopuszczalne ;) przechodziłem przez to, choć okazał się dla mnie mało wyrazisty ten agnostycyzm.

      Usuń
  2. Jako,że nie wierzę w Boga w Trzech Osobach, Maria to dla mnie zwykła kobieta,świętych żadnych nie uznaje-więc po prawdzie nawet jak bym chciała modlić się nie mam do kogo.
    Moje Wielkie Coś zamiast modlitw,woli rozmowę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy mam rozumieć, że wierzysz w Boga jednoosobowego, nawet jeśli to jest Wielkie Coś? I tak bym się zastanawiał jak z tym Kimś rozmawiać, chyba że masz na myśli swój monolog ;)

      Usuń
    2. Wielkie Coś jest tak tajemnicze,że ja jako marny człowiek nie jestem godna,żeby je poznać :)
      Moje rozmowy moje monologi.Mam nadzieję,że Wielkie Coś słucha.Ale na odpowiedź nie liczę

      Usuń
    3. To ja mam zdecydowanie większe mniemanie o sobie ;) Nie czuję się ani marny, ani nie niegodny. To rozumiem, modlitwa jako monolog. ;)

      Usuń
    4. Marny czyli,że są sprawy,których człowiek nie jest w stanie pojąć.Nie znaczy to,że ja czuje się jako mrówka zdeptana.Mam świadomość tego,że są rzeczy poza moją możliwością poznawczą.

      Usuń
  3. No to dałam się nabrać:) Narażasz się na gniew boży,a może jednak bardziej ludzki;)
    I bardzo mi się podoba to co o napisał Rademenes.
    Pozdrawiam AA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy się narażam, okaże się w następnej notce. Już jest gotowa, ale poczekam do piątku.
      Ja nie mam nic przeciw, jeśli Ci się podobają komentarze moich gości ;)
      Odwzajemniam pozdrowienia.

      Usuń
    2. To akurat gość,który wyjątkowo działa mi na nerwy i z wzajemnością,co nie oznacza że się z nim nie zgodzę lub nie przyznam mu racji;)
      Ja właśnie czekam na tą następną notkę...No ale to w takim razie muszę się uzbroić w cierpliwość:)
      AA

      Usuń
    3. I takiej postawy nie rozumiem. Można się z kimś sprzeczać, ale dlaczego zaraz działa nam na nerw? No tak, ale ja jestem niesłychanie spokojny człowiek, i takie „nerwy” są mi obce ;)
      Ale teraz do mnie doszło, że z jakichś powodów dałaś się nabrać? Tego też nie rozumiem ;)

      Usuń
    4. Ja sobie wypraszam. AA, nie działasz mi na nerwy.

      Usuń
    5. Oooo poważnie?To czemu wyciągnęłam błędne wnioski?
      AA

      Usuń
    6. Bo ze mnie chyba kawał łobuza, który woli solić i pieprzyć niż cukrować.

      Usuń
    7. No popatrz!A ponoć kobiety wolą łobuzów,niż takie ciepłe kluchy;)To coś poszło nie tak albo jestem wyjątkiem;)
      AA

      Usuń
    8. Oooo moja ulubiona buźka:) Ja chyba nawet wiem co.Ale ok,trzymajmy się tej wersji;)
      AA

      Usuń
  4. Można się z kimś sprzeczać,ten ktoś może działać nam na nerwy ale można kogoś takiego lubić:)W myśl zasady - kto się czubi,ten się lubi.No ale to nie w tym przypadku.Mówię o znajomościach realnych.I nie wiem czy nam wypada tak sobie rozprawaić o Twoim gościu ale zanim trafiłam do Ciebie przeszamm długą blogową drogę i przeczytałam kilkanaście jego komentrzy i tak jakoś...nie po drodze nam;)I teraz tak się zastanawiam co by było gdybym tam komentowała...
    Przy takiej pogodzie ciężko się skupić,brrrrr.No ten wpis to chyba nie na serio?Czy jednak tak?
    AA

    OdpowiedzUsuń
  5. Oooo proszę:))))Widzę,że skupienie u mnie na najwyższym poziomie.Normalnie przeszamm samą siebie;)
    AA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prowadziłaś blog? Dlaczego już nie?
      Nie mam nic przeciw półprywatnym dyskusjom na moim blogu. Nabijacie mi wejść, że ho,ho! ;) Nie, nie o wejścia wszak chodzi, tylko czy kogoś notka inspiruje czy nie. Fakt, czasami te wasze „dyskusje” są dziwne, ale nie wnikam.
      Ta moja, choć utrzymana w anegdotycznym stylu, jest całkiem na poważnie jeśli chodzi o wnioski. Mnie interesują poważne sprawy, ale nie lubię ich traktować śmiertelnie poważnie. Dlatego raczej nie piszę o tragediach czy katastrofach.

      Usuń
    2. Asmodeuszu,źle się może wyraziłam.Ja nigdy bloga nie pisałam i pisać nie będę.To nie na moje nerwy.Ja taka spokojna jak Ty nie jestem;)Mam 20 blogów które czytam i tak po nitce do kłębka (czyli po komentarzach napisanych przez różnych blogerów)trafiłam do Ciebie.Żałuję ,że tak późno ale ważne że w ogóle:)
      Co do mnie i Rademenesa - serio nasze "dyskusje" są dziwne?Często nie na temat notki no ale...życie;)
      Wnioski są bardzo ciekawe,bo można powiedzieć że modlitwa jest jak placebo.Jeśli mocno wierzysz że otrzymasz to o co w modlitwie prosisz - to dostajesz.Ale nie wolno zapomnieć w modlitwie o podziękowaniu i przeproszeniu.Tylko wszystko jest fajnie i cacy jeśli życie jest spokojne i układa się dobrze.Wtedy ta modlitwa ma "sens" i człowiek nie pomyśli - Boże,czemu mnie nie chcesz wysłuchać?
      Ale...jest jedno ale.Czemu o coś prosimy Boga skoro modlimy się - ...bądź wola Twoja,jako w niebie tak i na ziemi...?Czyli co?Brak nam pokory?Jest to niepoważne?W jakich to kategoriach rozpatrywać?
      AA

      Usuń
    3. Dlaczego zaraz żałujesz? ;) Ja nie zamierzam zakończyć pisania :), dużo przed Tobą, oby Ci starczyło cierpliwości...
      Dziwne w sensie formy, czyli przekomarzania się, nawet o drobiazgi :)
      Jesteś coraz bliżej ogólnego wniosku jaki wyciągam w następnej notce. Tyle, że chyba będę bardziej bulwersujący, choć w jakimś sensie, nie dosłownym, odnosić będzie się do „Ojcze nasz”.

      Usuń
    4. Oby Tobie starczyło cierpliwości do mnie:)Pewnie to kwestia czasu kiedy dojdzie między nami do spięcia;)
      Bardziej bulwersujący?Brzmi intrygująco.Czekam z niecierpliwością:)
      Pozdrawiam AA

      Usuń
  6. Asmadeuszu!
    Zrób na tej stronie badania
    - ilu nawróciłeś na wiarę, a ilu
    (spośród Swoich czytelników)
    zniechęciłeś do wiary w niewidzialne... (?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bardzo rozumiem po co? Tym bardziej, że jakiekolwiek badania w kwestii wiary wyśmiewam. Ja już kiedyś pisałem, nie mam się za apostoła ateizmu, ani tym bardziej orędownika wiary.
      Choć przyznaję, przydałoby się ankieta, ilu wierzących modli się lub modliło, prosząc Boga o coś? Może pokuszę się w następnej notce. Dopuszczalne odpowiedzi tylko: tak/nie. Bo nie chodzi o przykłady. Ja pierwszy odpowiem tak, gdy byłem wierzący kierowałem do Boga prośby.
      Weźmiesz udział? ;)
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Tu chyba bardziej chodzi o to,że ludzie "boją" się takich wpisów,żeby nie zwątpić.Takie wpisy budzą lęk i niepokój tych wierzących.Tylko dlaczego?Ja też wierzę i się modlę i powiem Ci szczerze,że dzięki temu o czym piszesz moja wiara się umacnia.Wiara a nie to co ktoś mi narzuca odgórnie;)
      AA

      Usuń
    3. AA:
      Czynisz ze mnie orędownika wiary ;)
      Ciebie też zapraszam do ankiety w następnej notce. Nie masz pojęcia jakie cierpię katusze, że już jej nie mogę wstawić :)))

      Usuń
    4. A dlaczego nie możesz wstawić?
      Orędownik wiary:)Rozczarowany?
      AA

      Usuń
  7. Asmodeuszu!
    Dlaczego nie reagujesz na zniekształcanie przeze mnie Twojego nicku?
    Przygotuj mądry kwestionariusz ankiety - może zdecyduje się wypełnić (?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uznałem to za niezamierzoną pomyłkę, rzekłbym drobiazg, nijak nie wpływający na maje dobre samopoczucie ;)
      Ankieta będzie z jednym prostym i precyzyjnym pytaniem :)

      Usuń
  8. Jedno pytanie z alternatywą niczego nie wyjaśni!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przedmiocie mojej ankiety w zupełności wystarczy ;)

      Usuń
  9. Już tyle razy miałam pisać - prześliczny ten Twój kot.Bo Twój?Wabi się Asmodeusz?;)
    AA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kot mój. Wabi się Dżimi-dżimi ;) Jego poprzednik wabił się Tasman, ale marnie skończył. Asmodeusz byłoby za długie, miał być Asmo, ale znajomi orzekli, że chyba padło mi na mózg z tymi diabłami...

      Usuń
    2. No ale on taki czarny...;)I prześliczny,choć wolę psy.Albo świnki morskie;)Ale do Ciebie kot pasuje:)
      AA

      Usuń
    3. Miałem piętnaście lat owczarka niemieckiego, długowłosego. Aron, nie mylić z Aaronem. Nie wiem czy mi kiedykolwiek tak serce coś rozdzierało, jak to, gdy musiałem go dać uśpić. Proponują mi kolejnego, ale na razie nie chcę, nie będzie mnie tu całą zimę. I który z nas będzie patrzył na śmierć drugiego? Nie wiem jakbym się zachował za drugim razem, jeszcze gorzej mi sobie wyobrazić jego los, gdy mnie przeżyje. Nie wiem, muszę się jeszcze nad tym mocno zastanowić.

      Usuń
    4. Poleciały mi łzy...
      Też miałam psa,też musiałm go uśpić,też mi serce pękło,też nie jestem gotowa,chociaż córka bardzo chce i ze względu na swoją chorobę musi mieć jakiegoś zwierzaka,zdecydowałam się na świnki morskie.
      AA

      Usuń
    5. Nie ma sensu płakać. To wszystko jest nieuniknione. W dzieciństwie miałem tylko rybki. Miały tę zaletę, że były cicho ;)

      Usuń
    6. Wiem,że śmierć jest kwestią czasu...Ale to wspomnienia.Dla mnie mój pies był członkiem mojej rodziny.
      AA

      Usuń
    7. Dla mnie był przez dekadę jedynym prawdziwy towarzyszem. Ludzi znałem przelotnie, z przyjaciółmi widywałem się z rzadka, byłem kochany tylko przez jakiś czas, on był zawsze, dzień w dzień i na nic się skarżył. Za to często ślepia mu się śmiały...
      Dobra, koniec wspomnień.

      Usuń
    8. Dobry pomysł.
      Dobrej nocy Asmodeuszu i przepraszam.
      AA

      Usuń
    9. Nie masz za co przepraszać :)
      Dobrej nocy!

      Usuń