Ostatnio
znalazłem artykuł1, w którym nawiedzony autor „rozprawia się” z całą
wiedzą medyczną jaką udało się do tej pory zebrać na temat nowotworów. Główna
teza brzmi: wszystko na temat raka to kłamstwo, za którym stoi onkologia i
firmy farmaceutyczne, aby zachować nieprzerwany strumień pieniędzy do swych
kieszeni. (sic!) Ponieważ autor tej
tezy podpisuje się nic nieznaczącym nickiem „daug”, można wysnuć tylko jeden
wniosek. Jest świadom własnej indolencji i szkody jaką może uczynić. Zdumiewające
jest jednak to, że tych „sensacji” nie publikuje w piśmie medycznym lub z
medycyną związanym, a na katolickim
portalu.
Nie będę
streszczał wszystkich dwadzieścia prawd o raku (mowa jest o kłamstwach, które
demaskuje autor), którymi „błyszczy” ów nawiedzony. Wybiorę ledwie kilka.
Onkolodzy w poszukiwaniu przyczyn powstania raka stosują voo-doo i magię.
Najbardziej kuriozalna „prawda” – nasze ciało wie jak sobie poradzić z rakiem i
potrzebuje tylko odpowiednich środków (sic!),
którymi nie są ani chemioterapia,
ani naświetlania, ani żadna inna metoda lecznicza. Kolejna teza, chemioterapia
służy tylko zatruwaniu organizmu, aby... zmniejszyć naszą odporność właśnie na
raka i stąd nawroty. Istnieje tysiące składników przeciwrakowych, wystarczy
tylko wejść do sklepu z żywnością nieprzetworzoną (sic!) Onkolodzy zarabiają takie krocie na chemioterapii, operacjach
i radioterapii, że w ich interesie leży, aby rak powracał. Firmy farmaceutyczne
chcą utrzymać swoją „dojną krowę”, więc nie mają interesu likwidować tak
dochodowego biznesu. Rak to w gruncie rzeczy nasze osobiste komórki, więc
próbując zabić raka próbujesz zabić samego siebie (sic!) Mastektomia to wątek seksistowski w onkologii. Lepsza od niej
jest witamina D, nawet w nadmiarze. Wystarczy? Jeśli nie, odsyłam do
artykułu...
Pierwsze,
co mi przyszło na myśl, to refleksja, że w gruncie rzeczy cała profesjonalna
medycyna działa podobnie, czyli zamiast leczyć, aplikuje nam choroby, bo to
przecież dla niej biznes. Im więcej chorych tym większe pieniądze dla lekarzy.
Jeszcze większe dla farmaceutów, więc te wszystkie leki, jakimi się
faszerujemy, właściwie służą tylko temu, abyśmy nigdy nie wyzdrowieli. Więc co
nas wyleczy? Tylko zioła i naturalne witaminy, pozyskane z jedzenia
odpowiednich produktów, ale uchowaj panie – z apteki. Tu mi się przypomina
pewna zasłyszana „oczywistość”. Kilkanaście tysięcy lat temu ludzie jedli tylko
zdrową żywność, pili tylko zdrową wodę, oddychali super czystym powietrzem
i..., żyli przeciętnie trzydzieści, góra czterdzieści lat. Idiotów nie sieją i
w zasadzie nie byłoby się czym przejmować gdyby... Ano właśnie to gdyby.
Oto już
poważniej, podpierając się „badaniami naukowymi” na portalu pch24.pl2
Bogna Białecka udowadnia, że przy stanach depresyjnych i ciężkich uzależnień (alkoholizm,
narkomania) wcale nie trzeba szukać
pomocy u psychoterapeuty??? (wyjaśnię: psychoterapeuta to nie zawsze
profesjonalny psychiatra czy psycholog). Podobną pomocą służy przewodnik
duchowy, jako podręcznik a nie osoba. Może nawet jest skuteczniejszy, jeśli
połączy się go z rachunkiem sumienia (nie mylić z szukaniem usprawiedliwienia),
poznaniem grzechu (nie mylić z szukaniem przyczyn) i spowiedź generalna (nie mylić z lekarstwem). Byłbym
niesprawiedliwy, słyszałem, że przy parafiach istnieją grupy odwykowe i mogą
się pochwalić sukcesami. Słyszałem, choć przypadku wyleczenia ze wspomnianych
nałogów osobiście nie znam wcale, tak jak mało znam, ale już znam, wyleczonych
w odwykach przy szpitalach psychiatrycznych. Tyle, że ten przewodnik duchowy
jest terapią stricte indywidualną.
Poniższa
konkluzja może wydawać się bez związku, ja jednak go dostrzegam. Jeśli dziś
propaguje się naprotechnologię jako metodę skutecznego leczenia niepłodności (sic!), jeśli dziś w MEN na eksperta ds.
wychowania seksualnego i wychowania w rodzinie powołuje się kogoś, kto
twierdzi, że antykoncepcja wywołuje hedonizm, instrumentalne traktowanie
człowieka i skłonność do zdrady, a prezerwatywa pozbawia kobietę dobroczynnego
wpływu nasienia, jeśli dziś pewne kręgi próbują nas przekonać, że cierpienie
jest błogosławieństwem i przez to uszlachetnia, to ten oszołom od spiskowej
teorii dziejów onkologów i farmaceutów, wcale taki dziwny się nie wydaje.