czwartek, 1 marca 2018

Bigamia a Amoris laetitia




  No i mają katolicy, szczególnie w Polsce, problem z papieżem Franciszkiem. Wiem, pilnie czytam różne artykuły na ten temat. Jeden z nich jest o komunii święta dla będących w zawiązkach porozwodowych. Nie mój problem, nigdy po rozwodzie nie miałem nawet ochoty przystępować do tego sakramentu, ale sam temat jest w gruncie rzeczy bardzo ciekawy.

  Właśnie trwa akcja zbierania podpisów pod listem do papieża, przeciw możliwości udzielania tej komunii. Autorzy uważają, że to zbyt daleko posunięta liberalizacja dogmatów wiary, a znając Kościół niemal od podszewki, śmiem twierdzić, że jest w tym coś na rzeczy. Kościół nie przywykł do tak radykalnych zmian w tak krótkim czasie. Już wyjaśniam. Jest propozycja, aby wybranym grzesznikom, żyjącym w związku porozwodowym, po dokładnym przeanalizowaniu sprawy, jednak tej komunii świętej udzielić. Chodzi tu przede wszystkim o takich, którzy w drugim małżeństwie mają dzieci, którym rodzice powinni dawać przykład religijnego życia. Teoretycznie sprawa jest przegrana. Współżycie w drugim związku małżeńskim (już i tak niesakramentalnym) jest cudzołóstwem. Z drugiej strony, pewne kręgi uznają, że Bóg jest na tyle miłosierny, że może grzesznikom ten grzech darować, jeśli wyrazi skruchę. I też jest w tym trochę racji, gdyż podobno On daruje nawet mordercom, jeśli tą skruchą emanują. Biskupi argentyńscy, to oni są za liberalizacją, wychodzą z założenia, że wobec „grzeszników” trzeba okazywać współczucie i miłosierdzie, a tych, którzy są przeciwni temu rozwiązaniu, nazywają wręcz psami ogrodnika, bo ich temat nie dotyczy, a zabraniają czegoś dobrego innym. Polscy katolicy (nie wiem czy wszyscy, jak na razie daleko do tysiąca podpisów) są jednak odmiennego zdania i stanowczo takiemu rozwiązaniu się przeciwstawiają. Mają ku temu kilka ważnych argumentów. Zajmijmy się kilkoma.

  Podobno rozluźnienie rygorów skutkuje wzrostem pewnych (złych) zachowań, natomiast większy rygoryzm ma służyć zmniejszaniu tych zjawisk. Ta teza trochę mnie zdumiewa, szczególnie w kontekście rozwodów i zawierania związków niesakramentalnych. Bo liczby są nieubłagane. Rozwodów i związków porozwodowych w Polsce stale przybywa. Przeciętnie jedna z trzech par po ślubie sakramentalnym i tak się rozwodzi, a związki niesakramentalne stanowią blisko połowę wszystkich małżeństw. Tego trendu nie zmieni kategoryczny zakaz udzielania komunii św. dla par porozwodowych, przecież on obecnie istnieje. Natomiast kompletnie nie rozumiem zarzutu, że komunia św. udzielana tym parom pozbawiałoby jakichkolwiek praw związki sakramentalne, to tak jak straszenie, że związki partnerskie zagrażają instytucji małżeństwa. Posłużę się cytatem, gdyż jest ciekawy: „Odmowa udzielania Komunii Świętej czy nakaz życia w czystości po rozwodzie mają również funkcję odstraszającą [podkreślenie moje]. W momencie kryzysu w małżeństwie ludzie wiedzą, że opuszczenie rodziny nie pomoże, tylko pogorszy sytuację. Daje to motywację do pokonania trudności. W ten sposób Kościół uratował miliony rodzin przed rozpadem”. Po pierwsze, kojarzy mi się to z młotem na czarownice, po drugie, ktoś tu fantazjuje z tym ratowaniem milionów małżeństw. Dlaczego młot na czarownice? Wydawało mi się do tej pory, że małżeństwo w rozumieniu religii to świętość i moiłość. Okazuje się, że tę świętość osiąga się metodami (funkcjami) odstraszającymi. (sic!) A gdy piszę, że religie opierają się na strachu i groźbach, nikt mi wierzyć nie chce, co mnie już dawno nie dziwi, bom przecież ateista.

  Jeszcze jedna ciekawa teza: „Usprawiedliwienie i utwierdzenie w niewierności uzyskuje jeden z małżonków, drugi jest nadal związany przysięgą małżeńską. Sytuacja drugiego małżonka robi się dramatyczna, gdyż Kościół właśnie pogrzebał ostatnie nadzieje na naprawę małżeństwa i taka osoba jest dożywotnio związana przysięgą wierności wobec kogoś, kto od Kościoła usłyszał, że nie musi być mu wiernym i może go „legalnie” zdradzać oraz że rzekomo Pan Bóg tak chce. Taki Bóg jest nie do obronienia w ludzkim sercu i musi być odrzucony”. I znów czegoś nie rozumiem. Małżonkowie się rozeszli, jedno z nich wzięło ślub cywilny – na co może mieć nadzieję drugie? Na „naprawę małżeństwa”? Kogoś znów poniosła fantazja. Czy tej osobie w nowym związku, z nowymi dziećmi, zostanie udzielony sakrament komunii św., czy nie, drugiemu małżonkowi nie grozi żadna naprawa i o tym jestem, nomen omen, święcie przekonany. Zapytam też przekornie, czy taki Bóg, który nie godzi się na zerwanie przysięgi małżeńskiej, w sytuacji kiedy nie ma szans nawet na normalne, wspólne życie (alkoholizm ze skrajną biedą, sadyzm, awantury), jest na pewno do obronienia? Czytam dalej: „Osoba porzucona nie ma [raczej nie będzie miała – dopisek mój] żadnej możliwości obrony, apelacji, a biskupi nie mają nad tym procesem żadnej kontroli”. I znów rodzi się pytanie – a jakie teraz ta osoba ma możliwości? Pójdzie do biskupa na skargę, a ten „ojcowskim pouczeniem” zmusi niewiernego/-ną do powrotu na łono sakramentalnego związku?

  Jest jednak w tej liberalnej interpretacji Amoris laetitia pewien szkopuł z pozoru niedostrzegalny. Adhortacja nie znosi sakramentu małżeństwa, nie ma w niej nic z instytucji rozwodu kościelnego. Zezwolenie na przystąpienie do sakramentu komunii św. jest poprzedzone spowiedzią i błogosławieństwem. Innymi słowy, osoba rozwiedziona w związku porozwodowym może być przez to dopuszczenie traktowana jako usankcjonowana bigamista/-ka. Oczywiście tylko w sensie moralności katolickiej, bo prawnie o żadnej bigamii nie ma mowy. Tym sakramentem komunii św. sankcjonuje się nowy związek, tym samym oba związki są jakby moralnie i religijnie uświęcone, choć w różny sposób. Tu już świadomie ucieknę od próby odpowiedzi na pytanie: co zrobić z tym fantem? Prozaicznie stwierdzam – nie moja bajka, nie ja nawarzyłem tego piwa. Mogę jedynie parafilozoficznie stwierdzić – życie doczesne uciekło Kościołowi daleko do przodu. Tego nie da się załatwić jakimiś wyjątkami, bo przypomina to łatanie starych spodni pstrokatymi łatami.

  Już tak zupełnie na marginesie, choć i wciąż w temacie. Jest wiele przysięg, od których jakieś organa są w stanie zwolnić. Weźmy takiego prokuratora St. Piotrowicza. Kiedyś ślubował komunie, a dziś? I nikt nie widzi w tym problemu, ba, dla wielu jest wzorem cnót obywatelskich. A ilu mamy konwertytów z innych religii na katolicyzm i odwrotnie? Nikt za to nie grozi wiecznym potępieniem.



PS. Całość oparta na artykule: http://www.pch24.pl/czy-kosciol-ma-blogoslawic-bigamie-,58565,i.html Również cytaty pochodzą z tego artykułu.

22 komentarze:

  1. Maże dla ludzi żyjących w związkach niesakramentalnych ustanowić jakąś komunię gorszego sortu? To by rozwiązało problem...

    OdpowiedzUsuń
  2. Za "odwrotnie" (z tą konwersją) to chyba jednak potępienie grozi. Zgodnie z nauką KK Tylko po nawróceniu się na katolicyzm można oczekiwać zbawienia. Jednak w przypadku, gdy z przyczyn obiektywnych (niezależnych od nie-katolika) nie ma możliwości przejścia na katolicyzm - można liczyć, że nie będzie się potępionym. Tak mi się wydaje. :)
    Maria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem obeznany z tą konwersją, chyba nie muszę się znać na wszystkim? ;) Dlatego próbowałem coś znaleźć w necie i... włos mi dęba staje! Okazuje się, że taki konwertyta z katolicyzmu na inną wiarę to taki sam przestępca jak apostata, a może i gorszy (sic!) A przecież taki konwertyta dalej w wierzy w tego samego Boga, choć inaczej. W życiu bym nie pomyślał.

      Usuń
    2. Ten włos stojący dęba niech się trochę uładzi. :) Póki co to Pan Bóg jest nad Kościołami , a nie odwrotnie i to On będzie miał ostatnie słowo w sprawie zbawienia ludzi. Ważne jest nie tyle to, co widać na zewnątrz, ale to co ma się w sercu. :)
      Maria

      Usuń
  3. Najgorzej kiedy formalizm religijny bierze górę nad miłosierdziem.Kiedy "porządny" w swoim mniemaniu katolik z czystą przyjemnością odmawia praw temu,co mu się ścieżki w życiu poplątały.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozwolilabym przystepowac do Komunii Sw. kazdemu kto PRAGNIE. Spotkalam pare kobiet ( bo to jednak one, nie faceci) wierzacych, ktore meczyly sie barzoooooo z owym zakazem przystepowania do Komunii Sw tym, ktorzy zyja w zwiazkach niesakramentalnych.
    Natomiast papiez Franciszek. Poczciwina ci on, wywodzi sie z innej kultury i obyczajowosci. Misjonarze mawiaja, ze w krajach latynoamerykanskich podejscie do seksu nie jest tak strong jak chociazby w Europie. Tam ponoc kupa par dopiero na starosc bierze slub koscielny, czesto gesto, kiedy jeden z partnerow lezy juz na lozu smierci, bo wtedy sa na 100% pewni, ze wytrwaja ze soba do konca:))
    JA nie bede dywagowac kto co i jak...Osoba w zwiazku toksycznym jest w naszym kosciele w sumie w sytuacji uprzywilejowanej, bo jak dobrze udokumentuje sprawe to zostaje z przysiegi dotrzymania wiernosci malzenskiej, milosci i te inne zwolniona, gdyz wina za rozklad pozycia nie lezy absolutnie w jej zlych poczynaniach, a w nalogu partnera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ubawiło mnie to praktyczne „są na 100% pewni, ze wytrwają ze sobą do końca”. Muszę się nad taką ewentualnością zastanowić ;)

      Nie jestem pewien, czy alkoholizm partnera jest dostatecznym powodem do unieważnienia małżeństwa, chyba, że był ukrywany przed ślubem. W innych przypadkach Kościół godzi się tylko na separację.

      Usuń
    2. Nawet nie wiesz na co kosciol sie godzi. Tez myslalam , ze wszystko musi byc takie ksiazkowe, jak w prawie kanonicznym jest napisane. Mozesz sie zdziwic:))

      Po prostu oni sa tam inni:)) A kosciol ma takie oblicze jakimi owi ludzie sa. U nich na ten przyklad to zadna ujma przedstawiac Matke Boska w okresie Swiat Bozegonarodzenia jako ciezarna niewiaste. My to tak lagodnie. Panienka z Dzieciatkiem a u nich z brzuchem:))

      Usuń
    3. Czy to ma znaczyć, że Matka boska miał więcej dzieci?

      Też gdzieś czytałem, że katolicyzm latynoamerykański jest wyjątkowo inny, co tłumaczy się tamtejszą kulturą, ale nie słyszałem aby były dwa katechizmy Kościoła katolickiego.

      Usuń
    4. Katechizm jest jeden, ale ...nie oszukujmy sie oblicze katolicyzmu to mentalnosc ludzi go wyznajacych. W Polsce jest ci on inny, Polacy to bardzo powazna nacja, (sporo zesmy historycznie w dupsko dostali), niz katolicyzm np.: na zachodzie Europy, nie mowiac juz nic o Ameryce lacinskiej, Afryce, Azji....
      Mnie dziwili ludzie rozwiedzeni i zyjacy w drugich zwiazkach, ktorzy szli tutaj ( NIemcy) do Komunii i ... nikt im nic nie mowil, zadnego zwrocenia uwagi przez kaplana. Myslalam, ze albo nie wiedza, albo zlewaja i biora za wyrocznie wlasne sumienie, ktore zezwala im wewnetrznie na to, co robia. Oni sie tu malo orientuja w swej wierze. W ogole kazania o grzechu to wielkie vauxpas. Jezeli bedzie ksiadz ich tym raczyl, to byc moze wielu odejdzie. Nie spowiadaja sie. Kofesjonaly zarastaja pajeczyna...

      Nie ma sie co oszukiwac. Kazdy kraj ma inaczej. Kaplan jadacy do buszu musi przyjac zwyczaje tamtejszej ludnosci, bo nic nie zdziala. Kiedys czytalam ze w jakims tam plemienu kaplani nie mogli nic zdzialac. Wychodzili w tych swoich powloczystych szatach do oltarzy i ...chcieli nadac jakis podniosly charakter calemu obrzedowi i zainteresowania nie bylo. Az ktorys z misjonarzy zaczal zyc jak ludzie z tego plemienia. Rozebral sie i stanal za oltarzem z opaska na biodrach. Tam cialo sie zaslania kiedy ma sie rany, ropnie, kiedy czlowiek czegos sie wstydzi, kiedy cos z nim nie tak.
      Poza tym misjonarze tam, sa raczej budowniczymi niz kaplanami. Najpierw wykopuja tamtejszym ludziom chociazby studnie, bo to priorytet, a nie nauczaja o Chrystusie. Ale w sumie, wedlug mnie, tak wlasnie byc powinno. Zyciem trzeba udowodnic jak sie wierzy i w jakiego Boga a nie gadaniem o tym Bogu.

      Usuń
    5. W Kościele niemieckim, którego właściwie nie znam w ogóle, podoba się jedno – opodatkowanie wiernych. Natomiast mój stosunek do Komunii św. porozwodowych, jest Ci chyba zanany. Mnie w tym wszystkim zdumiewało jedno w Polsce. Przychodził ksiądz po kolędzie, sami mówiliśmy, że jesteśmy w związku niesakramentalny i... jemu to w ogóle nie przeszkadzało. Ale ten sam ksiądz na ambonie podczas mszy grzmiał na takie układy.

      Mam dość ambiwalentny stosunek do misji (misjonarzy) O ile mogę ich podziwiać za niesiona pomocy (w tym i praktycznej) , o tyle, przekaz wiedzy, zainfekowanej religią, jest dla mnie problemem i mam tu na myśli przede wszystkim antykoncepcję.

      Usuń
    6. Hahaha...
      alez my nie mwimy chyba o twoim stosunku do Komuni Swietej, ale o tym jak kosciol do tego pochodzi i co na tym polu w kosciele sie dzieje:))

      Usuń
    7. Problem zas ze srodkami atykoncepcyjnymi...hm... ja ci powiem to zabija przede wszystkim kobiete. I tego nie trzeba chyba, na tym poziomie wiedzy jaka obecnie posiadamy, nikomu udawadniac. Cos musi byc na rzeczy, bo kobieta nie zazywajaca srodkow anty ma zalecenie badania sie u ginekologow raz na rok, zas ta , ktora je zazywa musi badac sie czesciej, co pol roku. Na srodkach tych stoi jak byk info, ze np.: zauwazono 30% wzrost zachorwania na raka piersi przy stosowaniu "owego" srodka. Jak moze kosciol pozwolic na to cos? Nie moze nauczac i pozwalac na cos co jest szkodliwe dla zdrowia, tak samo jak nie moze powiedziec, ze seks pozamalzenski jest ok, albo zycie w zwiazkach porozwodzie jest ok. Nie jest ok. CO , wedlug mnie nie zanczy absolutnie, ze takim ludziom trzeba zamykac droge do Komunii SW, jezeli tego bardzo PRAGNA. Bo wsyzscy robimy cos nie ok a kosciol niech poucza, niech dba o nasze sumienia. Niech ktos grzmi i mowi jak jest.

      Kiedy chodzi o srodki antykoncepcyjne. Nie jest zlem to, ze czlowiek probuje zapanowac nad regulacja poczec, wszak i koscio tego uczy. Nie kazde malzenskie pozycie musi doprowadzic do zaplodnienia. W koncu te wszystkie poradnie i naturalne planowanie rodziny w sumie uczy kobiete ( pare) jak uniknac niechcianej ciazy. Problem ze wspolczesna antykncepcja jest tego rodzaju, ze ona rujnuje zdrowie osobie ja stosujacej- naruszenie 5 przykazania. Nie wymagaj od tej instytucji aby zaczela nauczac inaczej.

      Usuń
    8. Właśnie o tym piszę. Kościół nie do końca się może zdecydować, co mają myśleć inni? Ta instytucja widziana z zewnątrz jest strasznie pokręcona.

      W podobnym temacie. Właśnie sobie obejrzałem wideoklip. Cały czas mi się wydawało, że modlitwa nie może być przeciw komuś. A na tym wideo facet do takiej modlitwy namawia (sic!). Dobry temat na notkę, ale mam w poczekalni już jedną. Jeśli chcesz sama obejrzyj, to około kwadrans.
      http://www.pch24.pl/czy-mozna-modlic-sie-o-bankructwo-gazety-wyborczej--video,58621,tv.html

      Usuń
    9. A nie znasz powiedzenia, ze: " psie glosy nie ida pod niebiosy"? Mozna sie wkurzyc na cos , na kogos, na czyjas niemoralnosc, ale nie powinno zyczyc sie nikomu zle...zreszta wiadomo jaka jest ludzka natura, nie tylko natura chrzescijanina...ogolnie ludzka. takie to chrzescijanstwo jest jakimi sa jego wyznawcy...jak sobie wewnetrznie sami ze soba radza.

      Usuń
    10. Przy czym nalezy pamietac aby zajc sie swa belka w swym wlasnym oku jezeli chcemy komus cos zarzucac. I odbierz to doslownie. Ja tez staram sie widziec te bele u siebie.... staram sie, a jak mi to wychodzi to juz inna inszosc.

      Usuń
    11. De facto mnie chodziło o prezerwatywy, a ta antykoncepcja nikomu nie rujnuje życia, chyba, że czegoś nie wiem. Jeśli już w jakimś, nie mówię, że w stu procentach, zabezpiecza przed AIDS, co w ogóle Kościoła nie obchodzi.

      Natomiast jeśli chodzi o środki farmakologiczne, bez przesady. Owe 30% t wydumana liczba przeciwników takiej aborcji, podobnie jak z tymi dropsami Radziwiłła. Czysta propaganda. Ale prawdą jest, że tabletka może być w pewnych przypadkach szkodliwa. Ale jeśli na to patrzeć tak, jak Ty to ujmujesz, to nie powinniśmy zażywać żadnych leków, bo ja nie znam takich, które na coś nie szkodzą. Wystarczy poczytać ulotki. Zaś kalendarzyk małżeński , bądźmy szczerzy, dla wielu kobiet, nie mających regularnych jak w zegarki okresów, to czysta rosyjska ruletka.

      Nie bardzo wiem jak rozumieć tę belkę? Czyżby Kościół był poza wszelką krytyką?

      Usuń
    12. I znów tak a propos. Portale katolickie, na szczęście nie wszystkie namawiają do modlitwy przeciw, nie pozostawiają suchej nitki na postawach liberalnych. Dziś czytałem artykuł, który ma za złe promowanie akcji #metoo, oskarża ja o próbę przejęcia władzy nad światem (sic!). Autor nie widzi nic złego w molestowaniu(?) a problem jest nadmiernie rozdmuchany.

      Usuń
    13. Alez oczywiscie ze mozna kosciol krytykowac. Tyle tylko czy potrafisz wzburzyc sie samym soba tak, jak wzburzasz sie kosciolem? W sumie to jestesmy wszyscy tacy sami , ci w kosciele i ci poza nim. Nic nas nie rozni. Jezeli ci w ksociele burza sie tymi poza kosciolem to sa takimi samymi bufonami jak ci poza kosciolem, ktorzy burza sie tymi w kosciele. Obie strony to lusterka dla siebie nawzajem.

      Kalendarzyxk to faktycznie rosyjska ruletka. Ja mam na mysli metode wieolobjawowa. Prezerwatywa nie zabezpiecza w 100% przed aids. Skoro nie zabezpiecza to tez jak rosyjska ruletka. Przed tymi sprawami zabezpiecza wiernosc w zwiazku i nie pieprzenie sie z przygodnymi, a nie prezerwatywa. Jak dotychczas lepszego zabezpieczenia nie wymyslono. Czyli przykazanie "pany":))
      Mnie nikt do niczego nie wzywa i nie czuje sie wezwana do zadnych modlitw przeciw. Mam sama tyle spraw do omodlenia, ze sobie wyborcza daruje. Nie zaszczyce ich moja modlitwa:))

      Usuń
    14. Nie do końca Aniu. Kiedyś tak, wierność mogła zabezpieczać, dziś HIV szaleje nie tylko z powodu niewierności. Nie masz żadnej gwarancji, jeśli nie poddasz się badaniom. Przecież nie napisałem, że prezerwatywa jest stuprocentowym gwarantem, ale nie da się zaprzeczyć, że w zdecydowanej ilości przepadków tak, i to nie tylko przed AIDS, również przed chorobami wenerycznymi. Czy ludzkość będzie stać na pełną wierność? Każdy by tak chciał, ale to marzenie ściętej głowy, więc nie pisz, że lepszej metody nie wymyślono. Jeśli już to może celibat, o ile jest prawdziwy. Ale czy my zostaliśmy powołani do życia w celibacie?

      Ty nie będziesz się modlić przeciw „Wyborczej”, ciekawe ilu się na to załapie? ;) Ja widzę problemy tej gazety (finansowe) inaczej a je na pewno nie spowodowały modlitwy jej wrogów. ;)

      Jesteś pewna, że to na tym polega (o postawach)? Otóż, nie przypominam sobie, bym zarzucał coś Kościołowi poza hipokryzją, w tym narzucanie tej hipokryzji innym. Długo by tłumaczyć, ale ja chętnie zaglądam na portale katolickie i gdy czytam kłamstwa na temat mojego ateizmu, nóż mi się w kieszeni otwiera.

      Otóż, często zastanawiam się czy ja jestem w swoim życiu takim samym hipokrytą? Czy robię coś, co byłoby zaprzeczeniem moich ideałów lub postępował wbrew ogólnie rozumianej etyce (moralności). Pewne rzeczy owszem, są zaprzeczeniem moralności stricte religijnej, ale czy mnie, ateistę, musi ona obowiązywać? Czy to, że np. uważam rozwód za racjonalne wyjście z patowej sytuacji w małżeństwie, może w ogóle uchodzić za niemoralne? Czy Bóg na pewno chce, aby dwoje ludzi skakało sobie do oczu przez całe życie, narażając dzieci na ten widok? Separacja jest tylko połowicznym wyjściem, bo zabrania ludziom szukać gdzie indziej szczęścia.

      Usuń