sobota, 25 lipca 2020

Chrześcijański humanizm


  Dawno nie było o arcybiskupach, więc czas ten temat nadrobić, tym bardziej, że sami się proszą. A sprawa jest ważna, gdyż idzie o kształt Europy, która jest nie tylko oczkiem w głowie rządu Morawieckiego, ale jeszcze bardziej polskich, zatroskanych biskupów. Podobno zalew treści laickich naciera z tamtej strony w tak straszny sposób, że już nawet badacze religijności dostrzegają u nas największy na kontynencie wzrost sekularyzacji. Czy to Zachód Europy jest temu winien? Tu już by warto się zastanowić, ale mnie akurat bardziej interesuj diagnoza i reakcja naszych hierarchów.

  Na pierwszy ogień mój ulubieniec – abp. Jędraszewski. Już chciałem o nim zapomnieć, ale on nie pozwoli. Na Jasnej Górze podczas pielgrzymki rodzin Radia Maryja rzekł im: „Od prawie 30 lat tworzycie wspólnotę zatroskaną o to, by budować autentyczny chrześcijański humanizm. Trwajcie w tym wielkim humanistycznym dziele. Chrześcijańskim humanizmie, który przez setki lat budował cywilizację i kulturę europejską a który dziś, podobnie jak 100 lat temu, jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie z uwagi na brak wiary i bezbronność wobec wyrastających z marksizmu nowych ideologii1. Włos jeży się na głowie. Napiszę tak: jeśli nawet jest jakiś chrześcijański humanizm, to Rydzyk jest ostatnią osobą, którą bym o to podejrzewał. Dla dzisiejszego humanizmu podstawową wartością jest człowiek. Nie tyle myślący o swoim zbawieniu i o swojej świętej tożsamości, ile taki, który zwraca się ku innym, by w nich dostrzec jakieś wartość. Jest to coś zupełnie innego niż ta filozofia, która dominowała przez tysiąc lat. Walczy ze wszystkimi nacjonalizmami, z wszelką ksenofobią, z zamykaniem się we własnym środowisku, czy we własnej grupie. Jest to całkowite przeciwieństwo tego, co popularyzuje się w imperium medialnym Rydzyka. Abp Jędraszewski zdaje się nie dostrzegać, że z tęsknoty za bożą bojaźnią, która dawała mu sens istnienia, dodam sarkastycznie – w purpurach, walczy ze współczesnymi wiatrakami, które jak grzyby po deszczu wyrastają na polskiej ziemi. Żeby te śmigła miały choć kształt krzyża, jak w starych, wiatrowych młynach...

  Skoro jestem przy krzyżu. Abp Ryś, którego miałem za jednego z najbardziej liberalnych, a zarazem rozsądnego z hierarchów, też palnął taką homilię, że szczęka opada: „Jeśli chcemy pomóc Europie, to nie mamy się przed nią wymądrzać, ale przynieść jej krzyż, bardziej żyć swoją wiarą i być gotowym do jej [Europy – dopisek mój] odnowy2. W jakim urojonym świecie trzeba żyć, aby myśleć, że ta Europa niczego tak nie pragnie jak krzyża? A już szczytem ignorancji i pychy jest twierdzenie, że ten krzyż to nie Watykan, a Polska katolicka ma jej zanieść. Symbolicznie krzyż jest utożsamiany z cierpieniem, które zaowocuje zbawieniem. To jest właśnie ów chrześcijański humanizm, o którym wspomniał abp. Jędraszewski. Kwintesencją tego humanizmu jest porzekadło: „Módl się i pracują, a garb ci sam wyrośnie”, przy czym metaforycznie owym garbem jest wada moralnego kręgosłupa, która utrudnia realne widzenie świata. Na Drodze (ku zbawieniu) szukaj Prawdy, która odmieni twój los. Odmieni, choć dopiero po śmierci. I najlepiej dla ciebie, jeśli na ten garb nałożysz sobie jeszcze krzyż.

  Dziwnym zbiegiem okoliczności to właśnie my chcemy pomocy od Europy i choć ma ona charakter finansowy, jednocześnie ma również związek z szeroko pojętym, świeckim humanizmem – poprawą naszego bytu w czasie i po pandemii, tu i teraz, za naszego ziemskiego życia. Krzyż i cierpienie dla świeckiego humanisty nie jest niczym wzniosłym, uszlachetniającym i godnym szacunku. „Pochodzą one z tych wieków przesądnej skruchy, kiedy idea człowieczeństwa odartego z godności wyrodziła się w karykaturę, z tych wieków lęku, kiedy harmonia i zdrowie uważane były za wytwór diabła, a ułomność starczyła za glejt prosto do nieba3. Autor tych słów, Tomasz Mann, postawił tę diagnozę chrześcijańskiego humanizmu wcześniej niż abp Jędraszewski ten termin zdefiniował o Kościele Rydzyka. Wcześniej też, nim abp Ryś porównał potrzebę niesienia krzyża Europie do czasów tuż przed wielką schizmą papieskich kardynałów.






 

8 komentarzy:

  1. Asmo, przecież ci wszyscy sukienkowi walczą o to, by utrzymać się na swoich pozycjach i doić z posłusznego laikatu pieniądze. Mają fart, bo lud pobożny nie analizuje tego co oni wyplatają ani pod względem logiki ani prawdziwości. Mam ten luksus, że nikogo tu nie interesuje czy i w co wierzę i to mnie bardzo cieszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest coś, co napawa mnie pewnym umiarkowanym optymizmem. Oni się tam między sobą już tak kłócą o spawy doktrynalne, że wnet pewnie będzie „na noże”. Wprawdzie religia nie upadnie, ale wyjdzie z tej wojny straszliwie pogruchotana, a wierni w ogóle nie będą świadomi – dlaczego.

      Usuń
  2. no, i właśnie to chyba na tym polega, że neokomuniści (pisowscy) traktują pomoc unijną jako honorarium za rechrystianizację /a la Rydzyk/ Europy i roszczą, zapominając, że to państwo polskie było i jest petentem, który zabiegał o przynależność do UE i otrzymał to w zamian za przyzwoite zachowywanie się...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadal mnie zastanawia jednak co oznacza "przyzwoite zachowywanie się". Nie żebym pochwalał nawet zachowanie PIS.

      Usuń
    2. Łapiesz Piotra za słówka, który używają zwrotu „przyzwoite zachowanie” nie pisze o dobrych manierach u cioci na imieninach.

      Polska przystępując do Unii zobowiązała się do przestrzegania pewnych norm, wspólnych dla tej wspólnoty, w zamian za co otrzymuje niebagatelną pomoc gospodarczą. Jeśli rządowi PiS te normy się nie podobają, powinien umowę stowarzyszeniową wypowiedzieć, tyle, że konsekwencją tego wypowiedzenia będzie odcięcie od funduszy pomocowych Unii. Jak bardzo obecnemu rządowi zależy na tej pomocy dowodzi polityka Morawieckiego, który choć temu zaprzecza, poszedł na daleko idące ustępstwa. Znamiennym jest tu stosunek do wypowiedzenia Konwencji Stambulskiej. Nagle się kazało, że minister Maląg się pomyliła...

      Usuń
    3. Asmo wyjaśnił temat wyczerpująco...

      Usuń
  3. Pełne uznanie za sięgnięcie do T. Manna. Celnie wybrany cytat.
    Czarodziejska Góra towarzyszy mi około 60 lat, odbyłem nawet wyprawę jej szlakiem do Davos - https://ewamaria.blog/2015/02/02/13587/
    Natomiast bliżej tematu, denerwuje mnie jak tyle osób Marksem sobie gębę wyciera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O książce niemal zapomniałem, tak zapomniałem o fascynacji powieściami. Niemniej szukając materiałów do notki, gdzieś natknąłem się na ten tytuł i pamięć odżyła. Zaś cytat (uważam, że wyjątkowo trafny), które z pewnych względów (wiekowych) też już umknął mi z pamięci, trafił mi się w jakimś eseju wraz ze wskazaniem strony, gdzie się znajduje. Skopiowałem go notatek, i teraz już o nim nie zapomnę ;)

      Relację z podróży do Davos przeczytałem, choć część fotografii jest już niedostępna.

      Taaa, Marks dla niektórych to diabeł wcielony ;)))

      Usuń