czwartek, 23 lipca 2020

W teatrze, jeśli już, to tylko jasełka


  Idiotokracja, nie mylić z ideokracją, ma się coraz lepiej, przynajmniej od czasu, gdy o polskiej kulturze i obyczajach chcą decydować ortodoksyjni katolicy i Ordo Iuris. Malowany przez nich obraz polskiej kultury w dzisiejszych czasach jest wręcz tragiczny. Tak tragiczny, że nawet rząd PiS, hołdujący religii katolickiej, de facto jest bezradny. Ktoś, na jakimś blogu zapytał: „Czy jest nam potrzebna repolonizacja teatrów?”. Deklarująca patriotyzm władza zaniedbuje emocjonalność estetyczną ludzi, którzy przecież stanowią jej elektorat. Na dziś tą częścią elektoratu zajmują się artyści, słupy reklamowe poprawności politycznej Zachodu, w trwającej obecnie wojnie kulturowej. A skutki oddania kultury w ręce wrogów polskości są wręcz opłakane.

  Formacja współczesnych animatorów kultury może ostatecznie zawładnąć naszą Ojczyzną i to bez reszty. Widać, jaki wpływ na pokolenia wchodzące w dorosłość ma tłoczona przez nich i firmowana przez artystów antykulturowa, nowoczesna i europejska agenda. Jak twierdzi Tomasz A. Żak (cytuję z koniecznymi skrótami): „Polski teatr jest nam potrzebny jak czyste powietrze, ale nie widzę potrzeby ich repolonizowania. Pięć ostatnich lat rządów Prawa i Sprawiedliwości jasno pokazało, że odbicie instytucji zdobytych przez marksistów jest już niemożliwe. Przez kolejne lata wojna o wprowadzenie w naszej Ojczyźnie „New World Order” będzie się toczyła pomiędzy władzą państwową a dużymi miastami, których prezydenci działając samodzielnie już dawno zdeklarowali się po stronie antypisowskiej, co w rzeczywistości jest – nomen omen - wygodną platformą do wprowadzania w życie antypolonizmu i antykatolicyzmu. (...) Oczywistym być dla nas powinno, że wymiana tego czy innego dyrektora niczego nie załatwia. Jakieś 20 lat temu odbicie instytucji kultury z rąk lewaków było jeszcze możliwe. Ale i dzisiaj - i tym bardziej wtedy - zabrakło woli politycznej, aby zło w kulturze nazwać złem, a jednocześnie jednoznacznie w praktyce zdefiniować dobro, rozumiane jako służba własnemu państwu i narodowi1. Tę diagnozę kończy iście kuriozalny pomysł: „Polski teatr ma powstać obok i w kontrze do toczonego przez gangrenę poprawności politycznej systemu kultury publicznej. I niekoniecznie musi się to odbyć w Warszawie. Jest wystarczająca ilość miejsc i ludzi, którzy to zrobią. To na widowni takiego teatru, może gdzieś w małej miejscowości na tzw. prowincji, powinien pojawić się Prezydent Andrzej Duda, by pokazać kierunek2.

  Tu już nie mogę uciec od ironiczno-sarkastycznego komentarza. Ten pomysł to tak, jakby zainicjować walkę z analfabetyzmem w dobie, kiedy analfabetów już nie ma. Przekonałem się o tym na własnej skórze. Wraz z bibliotekarką postanowiliśmy zorganizować wyjazd do teatru. Nic ciężkiego, lekka komedyjka. W samej wiosce (blisko trzysta rodzin), zadeklarowało się dwadzieścia osób, z czego większość stanowili „mieszczuchy” tacy jak ja. Najczęstsza odpowiedź: „Teatr? A kto to dziś ogląda?”. W pobliskim miasteczku gminnym (15 tys. mieszkańców) rozwiesiliśmy afisze. Tuż przed odjazdem mieliśmy kolejnych dwadzieścia osób. Gminny spec od kultury kręcił z niezadowoleniem nosem, ale w końcu zorganizował autobus i sfinansował bilety. Koszt dla każdego uczestnika to pięć złotych polskich w ramach ubezpieczenia. Tydzień później gmina zorganizowała koncert disco-polo (bez Martyniuka). Scena miejscowego Domu Kultury nie pomieściła wszystkich chętnych.

  Na bazie tych doświadczeń już widzę, jak prezydent Duda nadaje nowy kierunek teatrom patriotycznym, stricte polskim na prowincji. Mickiewiczowskie „Dziady”, Słowackiego „Kordian”, no może jeszcze „Wesele” Wyspiańskiego? Wzniosłe i patriotyczne. Pozostaje ten repertuar uzupełnić o jasełka, w wykonaniu miejscowego koła gospodyń wiejskich, lub lokalnych grup artystycznych Uniwersytetu Trzeciego Wieku. A i tak frekwencja nie tylko nie dorówna koncertom disco-polo, ale nawet coraz mniejszej frekwencji na Mszy św.





6 komentarzy:

  1. Frekwencja na "mojej" Mszy św. w niedzielę może i trochę mniejsza (ale są wakacje, jest dodatkowa Msza o 20:30), prawie się nie słyszy ludzi kaszlących czy kichających, ale za to na tacy prawie same "papierowe". :)
    Nie wiem czy narodowi rzeczywiście się tak poprawiło, czy chce wynagrodzić tę przerwę dyspensyjną, kiedy w kościołach były ograniczenia w ilości wiernych ???
    Trochę wstyd piątaka rzucić... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inflacja jest taka, że dziś każdy bilon to jak kiedyś groszówki od złotówki w dół. Też było wstyd rzucić ;)))

      Usuń
  2. Kiedyś inne władze pośliznęły się na Dziadach, jak na skórce od banana. Teraz też dziadów nie brakuje, więc jest jakaś nadzieja...
    A poważnie, to wystarczy młodym czegoś zakazać, a ci zaraz nabiorą na to wyjątkowej ochoty. Nie, żebym komuś coś podpowiadała, tylko tak sobie myślę. Podobny zresztą efekt byłby, gdyby nakazano obowiązkowo przychodzić na Martyniuka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bingo! Polacy zawsze ma nakazy i zakazy reagowali alergicznie:)

      Usuń
    2. Młodym, młodym zawsze było nie po drodze, znam to z autopsji, gdy mi kazano chodzić na pochody pierwszomajowe. Starzy już miękną, jak ksiądz każe, idą do kościoła. Nawet w czasie pandemii.

      Usuń
    3. Asmo, dzięki! Czyli nadal jestem młoda :)

      Usuń