sobota, 20 maja 2017

Single



  Przyjęło się uważać w tym naszym społeczeństwie, że ów trend do bycia singlem jest przejawem egoizmu i utraty zdolności do życia w jakiejkolwiek społeczności. Ostatnio znalazłem dość charakterystyczne zdanie w tym temacie: „Taka postawa jest nie do zaakceptowania przez osoby wierzące, ponieważ nie wychodzi naprzeciw wymaganiom Ewangelii”. Gdyby to owo niezaakceptowanie odnosiło się tylko do singli wierzących, choć też się z taką opinią nie zgadzam, pewnie bym sobie odpuścił.

  Zostałem jednak pozbawiony złudzeń: „Doprecyzujmy jednak jedną rzecz. Święty Jan Paweł II napisał w „Familiaris consortio”, że to miłość jest podstawowym i wrodzonym powołaniem każdej istoty ludzkiej. Zwróćmy uwagę, że nie chodzi tutaj o osoby ochrzczone, lecz o każdego człowieka". I tu ogarnęła mnie konsternacja. Bo cokolwiek pod pojęciem miłości rozumieć, na jakiej podstawie ktoś może sądzić, że miłość jest powołaniem? Aby było śmieszniej czytam: „Objawienie chrześcijańskie zna dwa właściwe sposoby urzeczywistnienia powołania osoby ludzkiej [nie tylko wierzącej – dopisek mój] do miłości: małżeństwo i dziewictwo” (sic!) W tym miejscu powinienem zaprzestać lektury, bo taki pogląd kłóci się z moją (i pewnie nie tylko moja) logiką. Nawet jeśli to są poglądy Jana Pawła II. Nie jestem jednak tchórzem, postanowiłem się zmierzyć z tymi poglądami.

  Znajduję argument Piusa XII, że należy propagować cnotę, na mocy postanowienia lub ślubu całkowitego powstrzymania się od małżeństwa i rozkoszy cielesnych, gdyż to jest oddanie się na rzecz Królestwa Bożego. Innymi słowy, jeśli jesteś nawet niewierzącym, nic nie szkodzi abyś się oddał tylko Bogu w cnocie czystości cielesnej, jeśli małżeństwo Cię nie interesuje. W tym miejscu należałby się przyjrzeć kim są single. Bez wątpienia znaczna ich część to ludzie, niejako przymuszeni przez życie do trwania w takim stanie, okolicznościami, nie do końca od nich samych zależnymi, a wśród nich młodzi, nie potrafiący znaleźć odpowiedniego partnera. Czyżby nieudacznicy? Czasy swatów i małżeństw z woli rodziców odeszły bezpowrotnie. W obliczu rosnącej liczby rozwodów taka postawa ostrożności w zawieraniu związku małżeńskiego wydaje się być w pełni  uzasadniona. Te rozwody niosą ze sobą jeszcze jeden ważny aspekt. Dzieci z rozbitych związków podchodzą do własnego małżeństw z wielką ostrożnością. Nawet nie tylko z rozbitych małżeństw, bo wiele z nich trwa mimo stałych kłótni, którym niejednokrotnie towarzyszy przemoc lub alkoholizm. Jaka w tym zachęta do pójścia w ślady rodziców? To się odnosi również, jeśli nie przede wszystkim do małżeństw sakramentalnych, bo tych jest w naszym katolickim kraju najwięcej. W efekcie dochodzi do kolizji pewnych wartości. Z jednej strony mamy do czynienia z naciskiem społecznym i rodzinnym, w dążeniu do małżeństwa, z drugiej świadomość, że taką decyzję nie powinno się podejmować pochopnie. I ja osobiście optuję za tym, że młodzi są dziś mądrzejsi od swych rodziców, przywiązanych do jakieś niezrozumiałej tradycji. Że jest w tym trochę egoizmu? To jest najzdrowszy z możliwych egoizmów. Życie jest dostatecznie wielkim pasmem cierpienia, wyrzeczeń i przeciwności, aby „wzbogacać” je dobrowolnie nakazem tworzenia nieudanych związków małżeńskich, tylko dlatego tego, że tak chce moralność i tradycja chrześcijańska.

  Szczytem wszystkiego jest żądać, aby osoba samotna trwała w powstrzymywaniu się od tak zwanej rozkoszy cielesnych (co ma mieć znaczenie pejoratywne), jakby tego chciał Pius XII i jak tego chcą dzisiejsi chrześcijańscy moraliści, i aby nie było wątpliwości, nie mam tu na myśli przypadkowego, ani tym bardziej płatnego seksu. Nawet wśród singli istnieją związki bliższe niż zwykłą znajomość, choć towarzyszy im świadomość, że te nie są jeszcze dostatecznym powodem do zawierania małżeństwa. Żaden zdrowy człowiek nie może być przymuszony do życia w celibacie, jeśli tego nie chce, nawet jeśli jest wierzącym. Między małżeństwem a życiem konsekrowanym jest cała gama innych możliwych stanów. Wystarczy tylko nie potępiać i nie naznaczać iluzorycznym grzechem nieczystości, czy źle rozumianym cudzołóstwem. Weźmy dla przykładu samotną kobietę. Zapytam prowokacyjnie, co jeśli ona zechce zostać matką samotnie wychowującą dziecko? Powinna wyjść za mąż za pierwszego lepszego i liczyć na to, że dojdzie do separacji? Czy jej pragnienie macierzyństwa ma zasługiwać na potępienie tylko dla tego, że nie chce ryzykować nieudanego małżeństwa? Czy dorosły mężczyzna ma żyć w celibacie tylko dlatego, że nie potrafi znaleźć partnerki na całe życie? Oczywiście, są i tacy, którzy singlami są z wyboru i w tym jest pewna doza egoizmu, a nawet wygodnictwa lub zbyt wygórowane oczekiwania. Ja się jednak zastanawiam, czy nawet w takiej sytuacji człowiek nie ma prawa o decydowaniu za siebie? Nawet papież Franciszek zdaje się tu czegoś nie rozumieć, kiedy mówi: „często ludziom [singlom – dopisek mój] po prostu brakuje szlachetnych celów i dyscypliny osobistej, co przeradza się w niemożność wielkodusznego oddania siebie”. Czyżby wikłanie się w nieudane małżeństwo miało być „wielkodusznym” oddaniem siebie i być wartością nadrzędną? Dziwna to wielkoduszność, jeszcze dziwniejsza wartość.

  Już na koniec ostatnia, mocno mnie bulwersując kwestia. Gdy ja czytam, że być chrześcijaninem to jest to „wymóg przekroczenia siebie i konieczność poświęcenia się dla Kościoła, które wykracza poza pracę zawodową, własną korzyść, uprawianie sportu lub hobby”, to jestem w pełni przekonany, że w życiu nie dokonałem lepszego wyboru niż rozstanie z religią. Jeśli mi ktoś mówi, że „miłość polega na otwarciu i oddaniu się Bogu i... człowiekowi” (w tej kolejności), to mnie taka miłość nie interesuje, gdyż po pierwsze, miłość nie podlega podziałowi. Jeśli ją dzielisz między Bogiem a drugim człowiekiem, żadna z nich nie jest pełna i do końca prawdziwa. Po drugie, jeśli już ta miłość do Boga jest komuś potrzebna, zdecydowanie powinna być na dalszym miejscu, powinna towarzyszyć, być dodatkiem a nie przeszkadzać.

PS. Esej jest oparty na artykule z http://www.deon.pl/religia/w-relacji/cialo-duch-seks/art,180,czy-istnieje-powolanie-na-singla.html.  Z tego też artykułu pochodzą wszystkie cytaty.


15 komentarzy:

  1. Ja pierrrrdole...Żałuję że rano nie przeczytałam tych mądrości z deona to bym się nie musiała faszerować kawą.Tak mi ciśnienie skoczyło!
    Pan Piórkowski powinien sobie zadać pytanie kim byłby Jezus gdyby żył w dzisiejszych czasach.Ale to też trzeba mieć pojęcie kim jest singiel.Ech...
    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam Cię Nasti, że kawa jest lepsza i zdrowsza niż Deon.pl ;)

      Jezus byłbym singlem z powołania. Boskiego! A to w dzisiejszych czasach, gdy maleje ilość powołań kapłańskich, jest tylko godne pochwały.

      Pozdrawiam, jak zwykle pięknie :)

      Usuń
    2. Zwłaszcza wypita w dobrym towarzystwie :)

      A kto decyduje o powołaniu? Bóg czy człowiek?

      Również pięknie pozdrawiam Anastazja

      Usuń
    3. Pytanie nie do mnie. Jestem a t e i s t ą, i nie mam zielonego pojęcia ;)

      Usuń
    4. Nie wierzę!Ty nie wiesz?Przecież tyle wiesz o Bogu,religii,wolnej woli,itd.Hmmmm...
      Anastazja

      Usuń
    5. Otóż wg mnie to powołanie jest wymysłem ludzi, wierzący za taką interpretację gotowi mnie powiesić, bo wg religii to sprawka Najwyższego, choć wolna wola człowieka. I tego pomieszania właśnie nie rozumiem ;)

      Usuń
    6. No i o to masz odpowiedź,że bycie singlem to powołanie za przyzwoleniem Najwyższego :D
      Anastazja

      Usuń
    7. Ta odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje ;) Przypuszczam, że kaznodziei tym bardziej, jeśli dotyczy singli nie konsekrowanych.

      Usuń
    8. Niech się w dupę pocałują!Nie każdy człowiek czuje,potrzebuje,jest powołany do życia w związku.Ale to trzeba znać życie...
      Anastazja

      Usuń
    9. :) Coś w tym stylu, choć ja bym to ubrał w bardziej delikatne słowa :D

      Usuń
    10. Bardziej delikatnie słowa?Ale po co Asmodeuszu?Powiedz mi po co? I tak się starałam żeby nie użyć żadnego wulgaryzmu:)Bo dupa to chyba nie wulgaryzm?
      Anastazja

      Usuń
    11. Nie miałem namyśli wulgaryzmów ile formę. To, że oni mają taki stosunek do singli z wybory, nie znaczy, że trzeba się zniżyć do ich poziomu. Oni wieszają na nich psy, odsądzają od czci i wiary, co tylko podważa ich autorytet. Ale tak metoda wobec takich poglądów odbierałaby mi "ważność" moich.
      Nie, "dupa" to nie wulgaryzm. Takiego słowa używał nawet sam wielki Wańkowicz w swoich esejach i reportażach. I był sławny ;)

      Usuń
    12. Hahaha no u Ciebie jestem sławna :D
      Asmodeuszu...nie lubię owijać w bawełnę;)
      Anastazja

      Usuń
  2. No cóż Asmodeuszu, istnieje powołanie na singla...Wystarczy spojrzeć na księży :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ takich powołań Kościół dziś potrzebuje i nie takich krytykuje.

      Pozdrawiam :)

      Usuń