Przyjęło
się uważać w tym naszym społeczeństwie, że ów trend do bycia singlem jest
przejawem egoizmu i utraty zdolności do życia w jakiejkolwiek społeczności.
Ostatnio znalazłem dość charakterystyczne zdanie w tym temacie: „Taka postawa jest nie do zaakceptowania
przez osoby wierzące, ponieważ nie wychodzi naprzeciw wymaganiom Ewangelii”.
Gdyby to owo niezaakceptowanie odnosiło się tylko do singli wierzących, choć
też się z taką opinią nie zgadzam, pewnie bym sobie odpuścił.
Zostałem
jednak pozbawiony złudzeń: „Doprecyzujmy
jednak jedną rzecz. Święty Jan Paweł II napisał w „Familiaris consortio”, że to
miłość jest podstawowym i wrodzonym
powołaniem każdej istoty ludzkiej. Zwróćmy uwagę, że nie chodzi
tutaj o osoby ochrzczone, lecz o każdego człowieka". I tu ogarnęła
mnie konsternacja. Bo cokolwiek pod pojęciem miłości rozumieć, na jakiej
podstawie ktoś może sądzić, że miłość jest powołaniem? Aby było śmieszniej
czytam: „Objawienie chrześcijańskie zna
dwa właściwe sposoby urzeczywistnienia powołania osoby ludzkiej [nie tylko
wierzącej – dopisek mój] do miłości: małżeństwo
i dziewictwo” (sic!) W tym miejscu powinienem zaprzestać lektury, bo taki pogląd
kłóci się z moją (i pewnie nie tylko moja) logiką. Nawet jeśli to są poglądy
Jana Pawła II. Nie jestem jednak tchórzem, postanowiłem się zmierzyć z tymi
poglądami.
Znajduję argument Piusa XII, że
należy propagować cnotę, na mocy postanowienia lub ślubu całkowitego
powstrzymania się od małżeństwa i rozkoszy cielesnych, gdyż to jest oddanie się
na rzecz Królestwa Bożego. Innymi słowy, jeśli jesteś nawet niewierzącym, nic
nie szkodzi abyś się oddał tylko Bogu w cnocie czystości cielesnej, jeśli
małżeństwo Cię nie interesuje. W tym miejscu należałby się przyjrzeć kim są
single. Bez wątpienia znaczna ich część to ludzie, niejako przymuszeni przez
życie do trwania w takim stanie, okolicznościami, nie do końca od nich samych zależnymi, a wśród
nich młodzi, nie potrafiący znaleźć odpowiedniego partnera. Czyżby
nieudacznicy? Czasy swatów i małżeństw z woli rodziców odeszły bezpowrotnie. W obliczu
rosnącej liczby rozwodów taka postawa ostrożności w zawieraniu związku
małżeńskiego wydaje się być w pełni
uzasadniona. Te rozwody niosą ze sobą jeszcze jeden ważny aspekt. Dzieci
z rozbitych związków podchodzą do własnego małżeństw z wielką ostrożnością.
Nawet nie tylko z rozbitych małżeństw, bo wiele z nich trwa mimo stałych
kłótni, którym niejednokrotnie towarzyszy przemoc lub alkoholizm. Jaka w tym
zachęta do pójścia w ślady rodziców? To się odnosi również, jeśli nie przede
wszystkim do małżeństw sakramentalnych, bo tych jest w naszym katolickim kraju
najwięcej. W efekcie dochodzi do kolizji pewnych wartości. Z jednej strony mamy
do czynienia z naciskiem społecznym i rodzinnym, w dążeniu do małżeństwa, z drugiej
świadomość, że taką decyzję nie powinno się podejmować pochopnie. I ja
osobiście optuję za tym, że młodzi są dziś mądrzejsi od swych rodziców,
przywiązanych do jakieś niezrozumiałej tradycji. Że jest w tym trochę egoizmu?
To jest najzdrowszy z możliwych egoizmów. Życie jest dostatecznie wielkim
pasmem cierpienia, wyrzeczeń i przeciwności, aby „wzbogacać” je dobrowolnie
nakazem tworzenia nieudanych związków małżeńskich, tylko dlatego tego, że tak chce
moralność i tradycja chrześcijańska.
Szczytem wszystkiego jest żądać,
aby osoba samotna trwała w powstrzymywaniu się od tak zwanej rozkoszy cielesnych
(co ma mieć znaczenie pejoratywne), jakby tego chciał Pius XII i jak tego
chcą dzisiejsi chrześcijańscy moraliści, i aby nie było wątpliwości, nie mam tu
na myśli przypadkowego, ani tym bardziej płatnego seksu. Nawet wśród singli
istnieją związki bliższe niż zwykłą znajomość, choć towarzyszy im świadomość,
że te nie są jeszcze dostatecznym powodem do zawierania małżeństwa. Żaden
zdrowy człowiek nie może być przymuszony do życia w celibacie, jeśli tego nie chce,
nawet jeśli jest wierzącym. Między małżeństwem a życiem konsekrowanym jest cała
gama innych możliwych stanów. Wystarczy tylko nie potępiać i nie naznaczać
iluzorycznym grzechem nieczystości, czy źle rozumianym cudzołóstwem. Weźmy dla
przykładu samotną kobietę. Zapytam prowokacyjnie, co jeśli ona zechce zostać
matką samotnie wychowującą dziecko? Powinna wyjść za mąż za pierwszego lepszego
i liczyć na to, że dojdzie do separacji? Czy jej pragnienie macierzyństwa ma
zasługiwać na potępienie tylko dla tego, że nie chce ryzykować nieudanego
małżeństwa? Czy dorosły mężczyzna ma żyć w celibacie tylko dlatego, że nie
potrafi znaleźć partnerki na całe życie? Oczywiście, są i tacy, którzy singlami
są z wyboru i w tym jest pewna doza egoizmu, a nawet wygodnictwa lub zbyt
wygórowane oczekiwania. Ja się jednak zastanawiam, czy nawet w takiej sytuacji
człowiek nie ma prawa o decydowaniu za siebie? Nawet papież Franciszek zdaje
się tu czegoś nie rozumieć, kiedy mówi: „często ludziom
[singlom – dopisek mój] po prostu brakuje szlachetnych celów i dyscypliny
osobistej, co przeradza się w niemożność wielkodusznego oddania siebie”. Czyżby wikłanie się w nieudane
małżeństwo miało być „wielkodusznym” oddaniem siebie i być wartością nadrzędną?
Dziwna to wielkoduszność, jeszcze dziwniejsza wartość.
Już na koniec ostatnia, mocno
mnie bulwersując kwestia. Gdy ja czytam, że być chrześcijaninem to jest to „wymóg przekroczenia siebie i konieczność
poświęcenia się dla Kościoła, które wykracza poza
pracę zawodową, własną korzyść, uprawianie sportu lub hobby”, to jestem w pełni przekonany, że
w życiu nie dokonałem lepszego wyboru niż rozstanie z religią. Jeśli mi ktoś
mówi, że „miłość polega na otwarciu i
oddaniu się Bogu i... człowiekowi”
(w tej kolejności), to mnie taka miłość nie interesuje, gdyż po pierwsze,
miłość nie podlega podziałowi. Jeśli ją dzielisz między Bogiem a drugim
człowiekiem, żadna z nich nie jest pełna i do końca prawdziwa. Po drugie, jeśli
już ta miłość do Boga jest komuś potrzebna, zdecydowanie powinna być na dalszym
miejscu, powinna towarzyszyć, być dodatkiem a nie przeszkadzać.
PS. Esej jest oparty na artykule z http://www.deon.pl/religia/w-relacji/cialo-duch-seks/art,180,czy-istnieje-powolanie-na-singla.html. Z tego też artykułu pochodzą wszystkie
cytaty.
Ja pierrrrdole...Żałuję że rano nie przeczytałam tych mądrości z deona to bym się nie musiała faszerować kawą.Tak mi ciśnienie skoczyło!
OdpowiedzUsuńPan Piórkowski powinien sobie zadać pytanie kim byłby Jezus gdyby żył w dzisiejszych czasach.Ale to też trzeba mieć pojęcie kim jest singiel.Ech...
Anastazja
Zapewniam Cię Nasti, że kawa jest lepsza i zdrowsza niż Deon.pl ;)
UsuńJezus byłbym singlem z powołania. Boskiego! A to w dzisiejszych czasach, gdy maleje ilość powołań kapłańskich, jest tylko godne pochwały.
Pozdrawiam, jak zwykle pięknie :)
Zwłaszcza wypita w dobrym towarzystwie :)
UsuńA kto decyduje o powołaniu? Bóg czy człowiek?
Również pięknie pozdrawiam Anastazja
Pytanie nie do mnie. Jestem a t e i s t ą, i nie mam zielonego pojęcia ;)
UsuńNie wierzę!Ty nie wiesz?Przecież tyle wiesz o Bogu,religii,wolnej woli,itd.Hmmmm...
UsuńAnastazja
Otóż wg mnie to powołanie jest wymysłem ludzi, wierzący za taką interpretację gotowi mnie powiesić, bo wg religii to sprawka Najwyższego, choć wolna wola człowieka. I tego pomieszania właśnie nie rozumiem ;)
UsuńNo i o to masz odpowiedź,że bycie singlem to powołanie za przyzwoleniem Najwyższego :D
UsuńAnastazja
Ta odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje ;) Przypuszczam, że kaznodziei tym bardziej, jeśli dotyczy singli nie konsekrowanych.
UsuńNiech się w dupę pocałują!Nie każdy człowiek czuje,potrzebuje,jest powołany do życia w związku.Ale to trzeba znać życie...
UsuńAnastazja
:) Coś w tym stylu, choć ja bym to ubrał w bardziej delikatne słowa :D
UsuńBardziej delikatnie słowa?Ale po co Asmodeuszu?Powiedz mi po co? I tak się starałam żeby nie użyć żadnego wulgaryzmu:)Bo dupa to chyba nie wulgaryzm?
UsuńAnastazja
Nie miałem namyśli wulgaryzmów ile formę. To, że oni mają taki stosunek do singli z wybory, nie znaczy, że trzeba się zniżyć do ich poziomu. Oni wieszają na nich psy, odsądzają od czci i wiary, co tylko podważa ich autorytet. Ale tak metoda wobec takich poglądów odbierałaby mi "ważność" moich.
UsuńNie, "dupa" to nie wulgaryzm. Takiego słowa używał nawet sam wielki Wańkowicz w swoich esejach i reportażach. I był sławny ;)
Hahaha no u Ciebie jestem sławna :D
UsuńAsmodeuszu...nie lubię owijać w bawełnę;)
Anastazja
No cóż Asmodeuszu, istnieje powołanie na singla...Wystarczy spojrzeć na księży :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ależ takich powołań Kościół dziś potrzebuje i nie takich krytykuje.
UsuńPozdrawiam :)