piątek, 5 stycznia 2018

Krytyka czy hejt?



  Trafiłem na artykuł, co zdarza mi się niezwykle często. Tłumaczy mnie to, że mam dostęp do netu i choć często słychać narzekanie, że przez niego coś tracimy (to są narzekania tych, co też z netu chętnie korzystają), to jednak nie da się ukryć, że mamy do czynienia ze wspaniałym wynalazkiem. Prawda, tenże net zalewa fala treści szkodliwych, ale jeśli tylko ma się odrobinę rozsądku, nie widzę problemu. Jest też inne negatywne zjawisko, nazywane hejtem i o tym jest artykuł1, o który w pierwszym zdaniu.

   Autor żali się, że spotyka go spora ilość hejtu, złośliwych komentarzy, mających zdyskredytować treści, które umieszcza w necie. Owszem jest za krytyką, ale nie za krytykanctwem. Jest gorzej, bo uważa, że nawet krytyka wynika z „nagannej i niebezpiecznej potrzeby oceniania i komentowania”. Napiszę z sarkazmem, że tu już autora tej opinii nie rozumiem. Jeśli nie chce by jego teksty podlegały opinii i narażały je na komentowanie, wystarczy nie pisać, a już najlepszym razie, nie publikować. Pisanie do szuflady zapewni pełen komfort psychiczny i pełne samozadowolenie. Jest jeszcze jeden dość skuteczny sposób. Jeśli nie możemy się uwolnić od potrzeby pisania i publikacji – wystarczy wyłączyć możliwość komentowania, choć wtedy istnieje niebezpieczeństwo, że ktoś, gdzieś i tak odniesie się krytycznie do publikowanych treści. Autor niekoniecznie na tę krytykę trafi i wszystko ok.

  Właściwie postawa autora krytycznych uwag o krytyce, krytykanctwie i hejcie mnie nie dziwi. To ksiądz, który pewnie przywykł do tego, że z jego kazaniami się nie polemizuje. Można, co najwyżej, po mszy kurtuazyjnie wypowiedzieć znaną formułkę: „Piękne dziś ksiądz wygłosił kazanie”. Okazuje się jednak, że sprawa nie jest taka prosta. Oto czytam: „Dzisiejsze komentowanie wszystkiego i wszystkich niewiele ma wspólnego ze sporami światopoglądowymi, a zarozumiałość zawarta w wielu komentarzach dowodzi jedynie słabości prezentowanych stanowisk”. Otóż mam zupełnie inne doświadczenie, właśnie z księżami i zakonnikami. Jeszcze kilka lat temu, chętnie komentowałem ich teksty na katolickich portalach. Ci, którzy mnie już poznali wiedzą, że stać mnie dziś na odrobinę ironii i sarkazmu, ale staram się ze wszystkich sił uciekać od inwektyw, tym bardziej obelg. Wtedy byłem jeszcze bardziej surowy wobec siebie, unikałem również ironii i drwiny. Rzecz w tym, że po jakimś czasie mnie banowano bez podania przyczyn, likwidując mój profil na tych portalach. Zabawne jest to, że prawdziwie hejtujących nikt nie banował. Niewybredne obelgi autorom nie przeszkadzały.

  Jak to jest więc z tym sporem światopoglądowym? Mam wrażenie, że on jest możliwy pod jednym wszak warunkiem – oponent autora tekstu (tu księdza) musi w końcu uznać jego rację. Odwrotna ewentualność w ogóle nie wchodzi w rachubę. Ja to po części rozumiem, sam bronię swoich treści niczym lew, choć czasami jednak godzę się na pozostawanie przy swoich zdaniach, rzadziej uznaję rację oponenta, co jednak mi się niestety przytrafia. Niestety, bo nikt nie lubi godzić się z porażką. Nawet ja, szczególnie zaś księża i zakonnicy. Że się nie mylę wystarczą słowa autora: „Prawdziwa bowiem krytyka, ta budująca, podejmowana jest ze względu na Prawdę, do której chce się kogoś doprowadzić”. I mamy tu ów sławetny „bat na wszystko” – Prawda przez duże „P”. Jeśli się z tą Prawdą nie zgadzasz, to twoje komentarze nie są krytyką, a krytykanctwem na granicy z hejtem.

  Mój bohater, czas go przedstawić: ks. Mateusz Tarczyński, przyznaje się, że... często prowokuje do komentarzy (sic!) i tego już kompletnie nie rozumiem. Być przeciwnikiem komentowania i je prowokować?! No cóż, niezbadane są ścieżki... ewangelizacji. Na potwierdzenie swoich tez przytacza dość znamienny przykład. W jakimś artykule, krytykującym zachowanie katolików umieścił znany cytat z Biblii: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” [Mt 7, 1] i ktoś mu odpisał: „To dlaczego sam ich osądzasz, odwołując się do cytatu, przez który chcesz wykazać, że oni swoim postępowaniem osądzili innych?”. Najlepsze jest zdumienie ks. M. Tarczyńskiego: „Czujecie to? Jak widać, nawet Ewangelia nie uniknie dziś zhejtowania” (sic!). Ja to czuję ks. Tarczyński, wpadłeś we własne sidła.

  Rodzi się pytanie: czy mamy w końcu prawo osądzać innych, czy nie? W świetle słów ewangelii św. Mateusza wynikałoby, że nie. Problem w tym, że wbrew pozorom, Jezus, autor tych słów o osądzaniu innych, sam nader często osądzał.  Inną sprawą jest słuszność tej oceny (osądu), ale tę da się skorygować poprzez polemikę, jeśli ktoś polemiki się nie boi. I bądźmy szczerzy, nie zawsze ta polemika będzie miała charakter podręcznikowego savoir-vivru.




44 komentarze:

  1. Przecież on nie jest przeciwnikiem komentowania ani nawet krytyki tylko hejtu, czyli krytyki dla samej potrzeby krytykowania i dowalenia komuś.

    Nie wiem czy sprawiała by Ci przyjemność moja obecność na swoim blogu, gdybym każdą notkę bez dyskusji opatrzał komentarzem "Asmo, pieprzysz bez sensu".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie czytałeś dokładnie. On krytykuje krytykę, krytykanctwo i hejt, przy czym pierwsze dlatego, że krytykujący nie poddaje się jego Prawdzie. To widać szczególnie przy przykładzie z przedostatniego akapitu.

      Mógłbyś mi nawet pisać pod każdą notką, że jestem głupi ;) Ja jestem na to odporny, a taki komentarz świadczy bardziej o komentującym niż o autorze notki.

      Usuń
  2. "Ja to po części rozumiem, sam bronię swoich treści niczym lew, choć czasami jednak godzę się na pozostawanie przy swoich zdaniach, rzadziej uznaję rację oponenta, co jednak mi się niestety przytrafia."

    Rzadziej uznajesz racje oponenta:) Fajnie, ze ktos taki, pomimo posiadania ugruntowanych przemyslen, bogactwa przezyc, kupe zyciowej madrosci potrafi jeszcze, co prawda rzadko, ale zawsze to cos , uznac racje oponenta. Bardzo chetnie poczekam na takowy moment, to jak rarytas dla mej duszy i w tym przypadku dla mych oczu. Bardzo chcialabym sie takim rarytasem napasc. Zaznacze moze, ze nie chodzi mi tu absolutnie o takowy moment majacy nastapic w naszej dyskusji...nie wazne juz w ktorej i z kim.
    Ja mam calkiem inne obserwacje. Ludzie w pewnym wieku ( nie wazne czy to ksiadz, czy nauczyciel, czy prawnik, czy wojskowy....) ugruntowuja sie li tylko w swoich przekonaniach i nic nie zmieniaja, a dyskusja z innymi po to, aby jeszcze bardzej przekonac sie o swej madrosci i zatwardzic w przekonaniach, bo to ci inni powinni zmienic nastawienie i przekonanie. I dodam tylko, ze byc moze i ja nie jestem od owej przypadlosci wolna. To wiaze sie scisle z wiekiem dyskutanta. Zdarzaja sie w takowych ukladach konwersacyjnych momemnty przemeczenia dyskusja , kiedy mowi sie adwersarzowi cos w przykrym tonie. A czy ktos ow ton uzna za hejt czy jeszcze za krytyke to juz cechy indywidualne danego osobnika. Zareagowac zas ma prawo tak, jak uzna za sluszne.

    Mnie natomiast nie kreci juz krytyka kosciola, przynawanie na kazdym krytykujacym owa instytucje blogasku, ze wszyscy ksieza to pedaly, tez juz mnie nie kreci, a kazdy wierny to nieuk, moher, dupek wierzacy w bajki tez juz mnie nie kreci. Tak samo jak nie kreci mnie krytyka systemu oswiaty, nauczycieli, policji etc.... napawanie sie tym, ze gdzie indziej jest tak cudnie tylko u nas do duuuupy- tez juz mnie nie kreci. Bo i tak rzadko, rzadziutko dochodzi sie z oponentami do jakiegos tam konsensusu.

    Bardzo mi sie spodobalo, jak kiedys moj njemiecki szef wyjechal do pewnej krytykujacej kogos niewiasty, "OK. Twoja krytyke znamy juz na wylot. Raczysz nas nia na wszelkie mozliwe sposoby. Co dobrego mozesz znalezc w krytykowanej przez ciebie osobie?". No i baba oniemiala, bo nic pozytywnego znalezc w tym drugim , branym non stop na tapete nie potrafila. Wylazly na wierzch wszystkie jej uprzedzenia. Bo wiadomo, ze w zyciu nie ma tak, ze przeciwki to totalne dno. A my w tych wszelkich krytykach dopatrujemy sie tylko i wylacznie dna, a jak nawet je juz osiagamy to nurkujemy w jeszcze glebsze dno przy krytykowaniu danego zajwiska , osoby, zdarzenia.
    Hejt nie musi byc wykonywany przy uzyciu wulgaryzmow. Mozna to robic ciagle , bezlitosnie omijacac brzydkie slowa.
    Tak, jak napisal Rademenes, ze kogos kto kazda notke bez dyskusji opatrza komentarzem : " Pieprzysz bez sensu..." mozna miec serdecznie dosc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba by tylko jakiegoś "starego górala" spytać, kiedy Asmo przyznał oponentowi rację, bo zauważyłem że bardziej hołduje zasadzie "jak cię złapią za rękę, mów że nie twoja". Jak na razie z licznych adwersarzy, którzy się pojawiali na Jego blogach pozostałem tylko ja. No może Asiab jeszcze coś czasem dorzuci, choć też raz się obraziła na długi czas.
      Chyba że uznamy za takie momenty ucięcie rozmowy, to się faktycznie zdarzało. :D

      Usuń
    2. Jestem tego samego zdania co napisała w swoim komentarzu Ania a także Rademenes, ale dorzucę swoje trzy grosze;
      " Wtedy byłem jeszcze bardziej surowy wobec siebie, unikałem również ironii i drwiny."
      Wtedy unikałeś ironii i drwiny [kpiny] a teraz tego nadużywasz. Co wcale nie jest mniej dotkliwe niż hejt. Czasami czepiasz się byle drobiazgu [pierdoły], byle dać upust swej skłonności do wywyższania się. Jak tak dalej będziesz czynił, to wróżę Ci [wróżka Basia :)],że głową zrobisz dziurę w niebie. Krytyka Kościoła, krytyka kleru i katolików, już tak spowszedniała, że na nikim nie robi wrażenia. teraz na tapecie będzie kolęda [wizyta duszpasterska] i morze komentarzy. Jakby ktoś kogoś zmuszał do przyjęcia w domu księdza. Przed chwilą zapukali [łomotali, taką mają metodę] do moich drzwi świadkowie Jehowy; dwaj panowie a ja sama w domu. Nie zapraszałam ich, a mimo to, grzecznie podziękowałam za odwiedziny informując, że w dyskusję z nimi się nie wdam. Równie grzecznie ze mną się pożegnali i odeszli. Można kulturalnie, po ludzku sprawę załatwić??? MOŻNA, a nie wyładowywać swe frustracje na księżach. W skrócie; "jacy oni są be, a jacy my jesteśmy cacy". Komu potrzebne jest takie dowartościowanie się???

      Usuń
    3. Niekoniecznie starych górali trzeba szukać, bo na ten przykład ja, zupełnie świadomie i bez przymusu mogę potwierdzić, że Asmodeusz nieraz mi przyznawał rację, kiedy sensownie coś skomentowałam. :)
      A najbardziej mi się "podoba" taka dyskusja, kiedy ktoś zarzuca drugiemu to, co sam praktykuje, często nawet w większym stopniu. :)
      Maria

      Usuń
    4. I jeszcze jedno, podobno "prawdziwa cnota krytyk się nie boi".
      Czemu więc niektórzy są tak nadwrażliwi na krytykę niekoniecznie chwalebnych zachowań ludzi, którzy niejako z zasady powinni być wzorem dla innych, np. księży, kolędowania itd.?
      Maria

      Usuń
    5. Do wszystkich:
      Bardzo mi się Wasza krytyka podoba i na pewno wezmę ją sobie pod uwagę, może częściej będę grzecznie i bez ironii „ucinał” polemikę widząc, że jakiegoś konsensusu wypracować się nie da. Czy jednak bezrefleksyjnie i kurtuazyjnie będę przyznawał oponentom rację? To raczej wątpliwe, bo znoszę niemal każdy ból fizyczny, ale nie ten na mózgu ;)który powstaje, gdy mam się dostosować do racji, z którymi mi nie po drodze. Ja każdemu daję szansę aby mnie przekonał, nie uciekam od argumentów oponenta, i co według mnie najważniejsze, unikam inwektyw (na ile skutecznie, nie mnie oceniać)

      Usuń
    6. Aniu:
      Nie do końca rozumiem sformułowanie: „nie kreci już krytyka kościoła (...) Tak samo jak nie kreci mnie krytyka systemu oświaty, nauczycieli, policji”. Czy to znaczy, że na wszystkie złe rzeczy, które dzieją się w tych instytucjach Jesteś zupełnie obojętna, nawet gdy w jakimś tam stopniu dotykają Cię osobiście?
      Druga sprawa. „Ludzie w pewnym wieku...” jest w mojej ocenie zbyt daleko idącym stereotypem. To nie jest domena ludzi w pewnym wieku. Większość tak ma od samego dzieciństwa i ja to znam z autopsji, choć ja w dzieciństwie, a nawet długo później byłem wyjątkowo nieśmiały i miałem problemy z wyłuszczeniem swoich racji. Z reguły byłem zdominowany przez innych. Wyprostowała mnie znajoma psycholog, nie jako pacjenta, że nie opłaci się być biernym i wiernym, choć nie w sensie religijnym.
      Na hejt jest jeden skuteczny sposób. Nie trzeba go zauważać. Brak reakcji zniechęca hejtującego

      Usuń
    7. Radku:
      Uważałem, że jeśli ktoś, to przede wszystkim Ty powinieneś pamiętać przykłady, kiedy racji Ci nie odmawiałem. Chyba, że marzy Ci się czas, że we wszystkim będę Ci tę rację przyznawał. To jednak marzenie ściętej głowy ;)

      Rotacja „stałych” Czytelników wydaje mi się czymś zupełnie normalnym. Czy na pewno stale trwają przy Twoim blogu wszyscy Ci, którzy pojawili się przy pierwszych notkach? Ale masz rację, Jesteś jednym z nielicznych, naprawdę wytrwałych i to mam Ci za plus.

      Usuń
    8. No pamiętam, jak Cię za coś chwaliłem to przyznawałeś :)

      A tak poważnie to nasze konsensusy na ogół opierały się na wypracowaniu jakiegoś stanowiska nie odbiegającego zwykle za bardzo od założonej tezy. Natomiast ja miałem na myśli przyznanie się do błędu i tu jest gorzej, chyba że chodziło o jakąś pomyłkę czysto merytoryczną.

      Usuń
    9. Basiu:
      Faktem jest, ze wobec Ciebie (i nie tylko) czasami używam ironii, ale nie pamiętam, abym z Ciebie zadrwił. I staram się za każdym razem zaznaczyć, co jest tą ironią, co wydaje mi się w jakimś stopniu uczciwe. Wiesz dlaczego zacząłem takich elementów używać? Ano właśnie dlatego, że za ich brak mnie zbanowano i wyrzucono z portali bez słowa wyjaśnienia.

      W czepianiu się drobiazgów niczym Tobie nie ustępuję, ale czy ja mam skłonności do wywyższania się? Czy mam rozumieć, że swoje przekonania, swoją wiedzę mam schować gdzieś głęboko pod poduszkę i udawać głupca? I wątpię czy ja mam frustrację wobec księży. Znów zapytam, czy mam grzecznie udawać, że ich głupota i hipokryzja (choć to akurat nie odnosi się do ks. Tarczyńskiego – tu wyrażam swoje inne zdanie w poruszanym przez niego temacie), która bije po oczach jest godna pochwały? Nie zapominaj Basiu, że to mój blog i będę pisał o tym, co mnie interesuje. Ja w żadnym razie nie roszczę sobie pretensji do treści Twojego bloga.

      Warto się zastanowić, co ze spowszednienia krytyki Kościoła i kleru wynika. Otóż nic! I Kościół, i kler są głusi na krytykę poza tym, że narzekają, że ktoś w ogóle się ośmieli krytykować, choć sami księża od krytyki wobec innych nie stronią. Czasy „świętych krów”, przynajmniej w cywilizowanym świecie, już dawno minęły. Zauważ też, że ja nigdy się nie chwalę jaki jestem „cacy”.

      Usuń
    10. Radku:

      Przecież możemy mówić tylko o błędach merytorycznych, które, tak nawiasem mówiąc, i tak mają jakiś wpływ na całokształt jakieś opinii. Pewnie mi się nie będzie chciało szukać, ale na pewno znalazł bym w komentarzach do Ciebie zwrot „masz rację”, które nie tyle sugerował zakończenie polemiki, ile prostował jakąś tezę .

      Usuń
    11. Mario:
      Dziękuję za to, że mam w Tobie sprzymierzeńca, choć światopoglądowo jesteśmy po dwóch stronach „barykady”. Szczególne zaś ukłony za przypomnienie dewizy o krytyce. Bo tu chyba leży sedno rzeczy. Ja już zauważyłem, że moje teksty są przeważnie poddawane krytyce, niż jestem za nie chwalony. Ale o takie proporcje nie mam do nikogo pretensji, ba, bo choć nie jestem tego w stu procentach pewny, taka krytyka miała duży wpływ na to o czym i jak piszę. Ja pamiętam swoje pierwsze teksty na Interii, nie tylko na blogu i teraz czasami jest mi ich po prostu wstyd. Chyba nic tak nie koryguje naszej pisaniny jak właśnie krytyka.

      Usuń
    12. "Czy to znaczy, że na wszystkie złe rzeczy, które dzieją się w tych instytucjach Jesteś zupełnie obojętna, nawet gdy w jakimś tam stopniu dotykają Cię osobiście?"

      Nie, ale nie biore na tapete calej instytucji. Ta instytucja tak a nie inaczej prosperuje, bo dany czlowiek tam pracujacy ma takie cechy charakteru, tak wyrobiona osobowosc i takim, a nie innym wartosciom przyklaskuje, ze w jego wydaniu instytuacja owa tak, a nie inaczej prosperuje. No chyba ze faktycznie cos w systemie nie dziala...systemy ogolnie maja to do siebie, ze sa nieidealne, a jak w takim czyms zyc? W zaleznosci jak ludzie obok ciebie beda ow system realizowac.
      To tak jak moj ojciec, ktory ...jakby to nazwac... byl pracownikiem instytucji panstwowej, od ktorego wiele zalezalo i ... byl bardzo lasy na ludzkie uznanie. Ludzie wiec, kiedy szli do niego cos zalatwic, to szli do niego z pewnym okazem owego uznania. Chcieli cos tam przysieszyc no to bach... uznanie pod pache i slodka gadka i ....szlo sie z ojcem mym dogadac. Ponoc pomagal. Gorzej ze owo pomagactwo go zgubilo , bo przez owe uznania w nalog popadl, ale czul sie tak dowartosciowany, ze hej!!
      System byl taki jaki byl, obowiazywaly jakies tam kolejki...zapisy, instytucja na owe czasy tak funkcjonowala. Co zrobic kiedy na cegly, aby dom zbudowac czekalo sie dwa lata? Trzeba bylo ow szacunek okazywac panu urzednikowi , jak sie chcialo cus przyspieszyc. A jak ktos zatwardziale wierzyl, ze cegielki dostanie w terminie, grubo sie mylil i domu w terminie nie mial, bo uwazal, ze nie bedzie wyrazow szacunku okazywal komus, kto powinien byc wierny i uczciwie swa robote wykonywac i wedlug przepisow i zasad sie kierowac. No i racja- po to sa owe wytyczne aby ulatwiac a nie utrudniac. Jeden czeka bo takie ma wewnetrzne przekonanie, drugi cwaniakuje, obchodzi bazuje na proznosci innych i swojej i swiat sie kreci. Wedlug mnie nie system byl tu do dooopy , nie urzedy do dooopy- bo zasady mieli cywilizowane, ale postepowanie ludzi w tej insytucji bylo do bani.Bywaja jednak wytyczne systemu chore i wtedy, no wlasnie co wtedy? Wtedy trzeba byc w opozycji do systemu, ale ogolnie, przy sytemach takich jakie obecnie mamy na naszym kontynencie wystarczy tylko byc wewnetrznie uczciwym czlowiekiem i starczy.

      Usuń
    13. Znam zas i takich pomagaczy, ktorzy nie popadli w jakiekolwiek nalogi, ale sobie dzieki ludzkiej szczodrosci niezle zyli- na zarcie tyle im nie szlo, a bo to kura od rolnika, a to jaja......
      A znam i takich, ktorzy po prostu swa robote solidnie wykonywali. Nie dorobili sie wiele, materialnie bylo przeciez ciezko, ale lapowek nie przyjmowali , a kiedy faktycznie ktos znalazl sie w potrzebie potrafili ow system uczlowieczyc. I oby takich wlasnie jak owi ostatni bylo jak najwiecej.

      Dawno odeszlam od krytyki jakiej instytucji hurtownie, za grzechy wszystkich, odpowiedzialnosc zbiorowa, nie ma odpowiedzialnosci zbiorowj, bo ludzie tam pracujacy sa rozni. Z roznymi wyniesionymi z domow wartosciami i idealami. Jeden dziala na zasadzie: "pieprzyc innych, oby mi bylo dobrze", drugi zas: " zyj i daj zyc innym" i sa ludzie powolani do bycia nauczycielem, urzednikiem, policjantem, kaplanem, wojskowym... ale znajduje sie w tych srodowiskach tez kupa miernot. Dlatego kosciol nie robi lustracji w mysl zasady milosierdzia. Wypieprzenie kogokolwiek ze swych szeregow nie ma sensu- tez sie tego od jakiegos czasu ucze, rozumiem i probuje wprowadzac w zycie- wypierdzielenie kogokolwiek nie daje wlasciwych rezultatow bo przyjdzie na to niejsce ktos inny tez nieidealny, ze swoimi problemami wewnetrznymi nastawieniami. Czlowiek musi sam siebie chciec zmienic, musi pragnac zmienic cos w swym zyciu, co wiaze sie ze zmiana jego wnetrza. A to sa bardzo trudne sprawy.
      Dlatego kosciol jest pelen grzsznikow tak samo jak sadownictwo, policja, oswiata, polityka.... jak kosiol protestancki, jak kosciol muzulmanski.... wszedzie sa ludzie ze swym zapatrywaniem na sprawy.

      Natomiast z owa pania zgadzajca sie chetnie i dziarsko przy krytyce KK, z tego co sie zorientowalam jest chrzescijanka o innym wyznaniu.... hm... przeciez i w jej szeregach, wsrod jej ziomow dzieja sie niezle klocki, bo wszedzie mamy tylko ludzi. Pamietam jak kolezanka z mezem ( obaj nauczyciele) zachwycili sie sewgo razu ewangielickim pastorem i byli tuz tuz na drodze do przyjecia owej wiary, a ow ewangelicki pastor ostuduzil ich zapedy i pwiedzial, ze musza byc do tego co chca zrobic przekonani, a nie dlatego, ze cos sie im w osobowosci danego pastora podoba. Bo wymiecie ich przy najblizszej sposobnosci syf panujacy w tym kosciele- wszedzie sa uklady i ukladziki. Tego wszedzie jest multum, bo wszedzie sa ludzie ze swoim syfem. Co nie zaprzecza tez sytuacjom pieknym, wydarzajacym sie w owych roznistych instytucjach, bo sa tam tez tacy, ktorzy potrafia swoja postawa oswietlac, co jakis czas mroczne drogi swoje i innych, i oby takich ludzi bylo jak najwiecej.

      Usuń
    14. Szanowna pani Aniu. Ponieważ mam wrażenie, że pisząc o owej pani "zgadzającej się chętnie i dziarsko przy krytyce KK" ma pani mnie "na myśli" czuję się w obowiązku wyjaśnić, że stała się pani ofiarą kłamliwej propagandy pewnej pani "jasnowidzącej", która wie lepiej ode mnie do jakiego Kościoła należę, a także co i jak będę pisać w przyszłości na tym blogu.
      Otóż jestem pełnoprawnym i aktywnym członkiem KK, nie uważam, że krytyka niewłaściwego postępowania jakiegoś księdza jest krytyką całego KK czy wręcz walką z nim (a taką właśnie interpretację próbuje narzucić owa pani).
      Proszę także zauważyć, że w podobny sposób postępuje Gospodarz, który w swoich notkach zawsze odnosi się do konkretnego artykułu czy opinii konkretnej osoby, często księdza, co wynika z przyjętej tematyki bloga.
      Uważam także, że obrona fałszywych wartości, polegająca na zakłamywaniu rzeczywistości i udawaniu, że takich niewłaściwych zachowań osób wierzących, w tym księży bądź to nie ma, bądź to, że powinny być one bezdyskusyjnie usprawiedliwiane i nie poddawane żadnej krytyce uważam za diabelskie sztuczki.
      Bo nie powinniśmy się bać prawdy, wszak ona podobno wyzwala, a na pewno bez niej poprawa nie będzie możliwa.
      Maria

      Usuń
    15. A to o pania szlo, droga pani?
      Milo mi... jeszcze mi milej, ze jest pania pelnoprawnym i aktywnym czlonkiem KK . JA jestem pelnoprawnym czlonkiem KK , ale nie aktywnym. MI juz opadlo i probujje od jakeigos, dosc dlugiego czasu, ulepszac siebie sama i ... dupa blada z tego wychodzi, bo najtrudniej jest zmienic samego siebie. Ja wychodze z zalozenia, ze jezeli mowie komus ze jestem KK to swiadcze swoim zachowaniem i postepowaniem o tym jak wierze i jakiego Boga wyznaje. Ksiadz obok tez niech jakos , nieudolnie swiadczy o swojej wierze, tak, jako i ja nieudolnie to czynie...wielu "czlonkow" juz opadlo, zmienianie siebie i swiata i zyja aby zyc. Najgorzej jak bywaja czlonkowie ulepszajacych innych czlonkow, a o swoim czlonku zapomnieli:)) Ja tez czasami zapominam i grzmie z ambony jak to inni czlonkowie sa nie teges, zapominajac przy okazji, ze gdzies tam naswinilam.
      Po prostu wszedzie sa ludzie...
      Niewatpliwie dojde w ulpszaniu samej siebie do momentu kiedy stwierdze: " pieprze to, swiat to ja i tak ma byc!". Inni niech sie zmienaja bo ja osiagnelam juz stan wewnetrznej doskonalosci i piekna.

      Usuń
    16. Aniu:

      Masz rację, że nie wolno uogólniać. A jednak, bo choć nie instytucja jest zła a ludzie, to jednak pewne trendy tych ludzi są dość powszechne i stanowią pewną charakterystyczną cechę instytucji. Kościół to przede wszystkim wierni na czele z hierarchami i klerem. I teraz zapytam: sekularyzacja oraz skręt we wręcz fanatyczną ortodoksję (mowa tylko o polskim Kościele rydzykowym) dotyczy całości, czy tylko wybranych? Jeśli tylko wybranych, to czy przy takiej ilości trzeba każdego wymieniać z nazwiska, aby nie obrazić reszty? Przecież to technicznie niemożliwe. Tenże Kościół potępia komunizm, liberalizm a nawet pewne formy demokracji – też nie uciekając do uogólnień, a przecież ani nie wszyscy komuniści byli źli, ani liberałowie ze swą demokracją. Jestem daleki od twierdzenia „a u was biją murzynów” problem w tym, że nie sposób wyodrębnić z takiej całości grupę, która niejednokrotnie stanowi większość, a której należy się krytyka.

      Ja się również z Tobą zgodzę, nie ma odpowiedzialności zbiorowej, ba, sam jestem nieprzejednanym wrogiem takiej formy obwiniania. Trzeba jednak pewne sformułowania rozróżniać. Mogę pisać, ze nie lubię PiS choć jestem pewien, że tam są również ludzie, których mógłbym polubić. Ale konkretnych ludzi, nie partię. Jedno drugiego nie wyklucza. Podobnie jest z ludźmi Kościoła, mogę cenić niektórych, a nawet większość, ale nie podoba mi się ogólny kierunek działalności tego naszego Kościoła. Czy wobec tego mam milczeć, gdy większości wiernych nie mam nic do zarzucenia, ale nie podobają mi się działania Kościoła jako instytucji, za które ta większość w żaden sposób nie odpowiada?

      Ja jednak wezmę w obronę Marię. Nie wiem jakiego jest wyznania, ale nie wolno jej obwiniać za to jaki jest protestantyzm. Nie ona o tym decydowała. Na domiar wszystkiego, protestantyzm w Polsce jest religią marginalną i nie ma żadnego wpływu na kształtowanie się moralności (również religijnej) w naszym kraju. Pytanie: czy ona ma prawo oceniać Kościół katolicki? Otóż ma, bo pewne działania tego Kościoła dotyczą również jej, choć na pewne nie wszystkie w sensie negatywny.

      Usuń
    17. Drobne wyjaśnienie. Mój ostatni komentarz napisałem nie znając ostatniego komentarza Marii. Mi się gdzieś już wcześniej obiło, że jest katoliczką, ale nie byłem pewien, stąd zasugerowałem się opinią Ani, że jest protestantką.
      Morio, moje ubolewanie za tę pomyłkę.

      Usuń
    18. Na pewno nie wiem Aniu czy w swoim komentarzu odnosiłaś się do mnie bo pisałaś anonimowo o "tej pani" (dziarskiej i ochoczej) choć w kontekście jakby rozwijając myśli kogoś innego dotyczące mnie imiennie. Ponieważ jednak te informacje na forum były w moim odczuciu kłamliwe, to poczułam potrzebę wyjaśnienia tej sprawy.
      Nikt z nas nie jest doskonały, każdy ksiądz także jest grzeszny, ale niestety bardziej go "widać", bo jest postawiony nad wiernymi. Ma być przewodnikiem i wzorem, bo więcej mu dano, a więc więcej od niego będzie się wymagać. To chyba naturalne.
      Dlatego dość smutno dla mnie brzmi zdanie "Ksiadz obok tez niech jakos , nieudolnie swiadczy o swojej wierze,", ja zdecydowanie wolałabym, żeby ten ksiądz obok robił wszystko, żeby nie tak jakoś nieudolnie (zwłaszcza jeżeli z powodu własnych możliwości może bardziej udolnie) o tej naszej wierze świadczył. :)
      Czy masz Aniu jakieś konkretne (nie ogólne typu "jezeli mowie komus ze jestem KK to swiadcze swoim zachowaniem i postepowaniem o tym jak wierze i jakiego Boga wyznaje") zarzuty dotyczące mojego członkostwa w moim Kościele?
      Maria

      Usuń
    19. @ Mario

      Nie wiemo co ci chodzi z tym zarzutem bycia czlonkiem KK. Przeczytalam, nie rozumiem....jutro powtorze i moze jakos sie ustosunkuje.
      Z ta nieudolnoscia, ja uwazam ze nie ma udolnych ludzi, wiec ksiadz chocby nie wiadomo jak byl ksiazecy bedzie i tak nieudolnie swiadczyl o swojej wierze, jako i ja nieudolnie bede moja wiare swiadczyc. To udaje sie nielicznym, takim, ktorzy ida na calosc. Ja tak nie umiem. Czy czujesz sie zaatakowana jakimis zarzutami? Nie dziala to u ciebie na zasadzie : "uderz w stol a nozyce sie odezwa"?

      Usuń
    20. @ Mario
      zaszła chyba pomyłka- nieporozumienie; nie wzięłam pod uwagę, że "niejedna róża w bukiecie i niejedna Maria na świecie"; przepraszam ! już się nie odzywam. Możecie sobie tworzyć dowolne towarzystwo wzajemnej adoracji i popierania siebie w krytyce KK. Nie ja będę z tego zdawać rachunek.

      Usuń
  3. Asmodeuszu- istotnym jest w tej kwestii powiedzenie; " punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia", jeśli ktoś "nie siedzi" w jakiejś wspólnocie, to ma obraz powierzchowny, zewnętrzny. Jakże wielu chciałoby kształtować księdza [jego osobowość, tok myślenia i pełnienia swych obowiązków] na swój obraz i podobieństwo oraz dyktować co ma robić, co ma mówić i jak żyć. Dyktować, pouczać a czasem nawet domagać się realizacji swojej wizji tej roli jaka mają do spełnienia, lecz sobie nie pozwalają wtrącać się do NICZEGO. Ot, obłuda i hipokryzja widziana u innych ale nie u siebie; to jest główny powód wszelkich konfliktów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co powiesz na „jeśli ktoś siedział w tej wspólnocie pół życia, a nawet ciut więcej”, też jej (wspólnoty) nie zna, też ma obraz powierzchowny?

      Cóż, to nie ja wymyśliłem rolę jaką mają księża do spełnienia, ale zauważ proszę, że jeśli już któregoś krytykuję, nie za sposób życia, bycia, wiarę, ale za słowa, które publicznie wypowiada, to konkretnie z nazwiska. Jeśli Ty uważasz to za krytykę całego kleru, to jest to Twój problem, choć sama nie raz potwierdzasz, że księża są różni, bo są tylko ludźmi. Niczego żadnemu księdzu nie zabraniam, nie mam nawet takich możliwości, więc nie przywieszaj mi łatki hipokryty. To, że ktoś nosi sutannę nie jest gwarantem cnót, o czym doskonale wiesz. Ja „cnotliwych” (nie myl z celibatem) księży się nie tykam.

      Usuń
    2. Nie wiem jaki Ty miałeś obraz wspólnoty i prawdą jest że nikt nikogo na pasku nie trzyma w danej wspólnocie. Odszedłeś? Twoja sprawa. Zmienił ktoś religię- jego sprawa, ale...nie ma prawa czepiać się tego, co w danej wspólnocie jest praktykowane. Widać tym ludziom [wiernym]to pasuje.
      Każdy ma prawo do swego zdania, lecz nie do przymuszania innych aby postrzegali kwestię jego oczami. Zauważ, że Maria popiera Ciebie i przyznaje Ci rację kiedy nadajesz na KK. A spróbuj pisać felietony i czepiać się protestantów. Już nie będzie taka spolegliwa. Krytykuj KP
      a już powiedzenie; "prawdziwa cnota krytyki się nie boi" będzie miało inny wydźwięk. Jednak Ty nie napiszesz felietonu o KP [Kościół Ewangelicki z jego tysięcznymi odłamami], gdyż poznanie tych odłamów zajęłoby Ci drugie pół życia. Pastwisz się więc nad KK uprzednio stamtąd czmychnąwszy. Dlaczego nie byłeś takim bohaterem należąc do danej wspólnoty? Księża są różni, jak różni są ludzie i jak różne są rodziny, z których zostają powołani. W jednych domach zaobserwujesz upodobanie do gromadzenia dewocjonalii, a w innych ich brak. Od zawsze powtarzam - nie ma ludzi doskonałych, nie jesteś nim ani Ty ani ja, dlatego należałoby wykazać więcej zrozumienia dla ludzkich słabości, nie tylko księży. Takie jest moje zdanie, a łatki nikomu nie przywieszam, ale nie chcę aby i mnie przywieszano. Jeśli mnie [czy kogokolwiek] nie zaakceptujesz takim, jakim jest, to daremne Twoje pisanie.

      Usuń
    3. Chyba zaczynam rozumieć Twoje oburzenie, gdy piszesz: „nie ma prawa czepiać się tego, co w danej wspólnocie jest praktykowane”. Otóż spieszę wyjaśnić, tego praktykowania czepia się ksiądz katolicki, i przyznaję, że w dość dosadny sposób. W jakiś sposób podzielam jego zdanie, dlatego jego słowa cytuję. Dodam, że to: Profesor dr hab. socjologii, dr hab. teologii, dr filozofii, duszpasterz akademicki i wykładowca Uniwersytetu Karola w Pradze. Przyznasz, że to nie byle kto?

      Zdumiewasz mnie tym protestantyzmem. A ilu ich w Polsce jest, aby poświęcać im uwagę? Czyżby byli jakimś zagrożeniem dla polskiego katolicyzmu? I zapytam retorycznie: jakie dla Ciebie ma znaczenie fakt, że oni są rozbici na tyle odłamów, tym bardziej, że nie pukają do Twoich drzwi jak świadkowie Jehowy? Ja ze strony protestantyzmu nie widzę żadnego zagrożenia, ani dla KK, ani dla mnie osobiści. Jeśli popatrzyć na statystyki kościoła – około 90% katolików w Polsce – oraz ilość krytycznych artykułów w necie, można odnieść wrażenie, że Kościół w przewadze krytykują... katolicy.

      Cały czas mam problem z tym Twoim: „nie ma prawa czepiać się”. Naprawdę nie rozumiem dlaczego?

      Usuń
    4. Cały czas mam problem z tym Twoim: „nie ma prawa czepiać się”. Naprawdę nie rozumiem dlaczego?
      Aby nie było; " jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie" i nie mam tu na myśli państwa Kuba, ale Ciebie :)
      a i jeszcze - mój proboszcz może jest mnie tytularny bo tylko dr lecz nie zamieniłabym go na żadnego innego wiele utytułowanego pasterza. .
      Któż Ciebie przegada - mój Ty bohaterze??? :) :) :)

      Usuń
  4. Jak to często bywa, trafiłam przypadkiem w Twoje blogowe progi. Niezwykle ciekawy temat poruszyłeś - krytyki, oceniania, osądzania w Internecie. Jeśli autorowi wypowiedzi pisanej lub też werbalnej nie podoba się ocena, często traktuje takie sugestie jako tzw. hejt. Przekonałam się o tym niejednokrotnie, gdy czasami zdarzało mi komentować jakieś artykuły i gdy moje komentarze nie były zgodne z myślą ideologiczną autora. Zawsze starałam się uzasadnić dlaczego np. nie piszę peanów i tekstów dziękczynnych, to samo czyniłam gdy wypowiedź poruszyła moje dobroduszne struny. Inaczej ma się sprawa, gdy obrzuca się kogoś inwektywami, obelgami tylko dlatego, że "nie podoba mi się i już"!
    Wracając do Twojego tekstu, który porusza "obrażanie się" na krytykę, to jest to domena człowiecza. Jeśli trafi się na inteligentnego rozmówcę, słuchacza, to wtedy taka krytyka potrafi przerodzić się w ciekawą wielowątkową dysputę. Jeśli jednak trafi się na kogoś o wybujałym ego (to częsta cecha internautów, którzy chowają się za ekranem komputera), na kogoś kto nie potrafi słuchać i czytać ze zrozumieniem, to taka dyskusja często zmierza na tory nie mające nic wspólnego z merytoryczną rozmową. Wtedy to zaczyna się okładanie słowami rodem ze słownika wulgaryzmów.
    Jestem zdania, że warto komentować otaczający świat i te pozytywne strony, i te złe. Na pewno warto komentować to wszystko co demoralizuje, co krzywdzi człowieka. Warto także na dana sprawę spojrzeć z innej perspektywy, spojrzeć oczyma drugiego człowieka, a wtedy na pewno odkryjemy... nieznane lądy.
    Wiara w boga/bogów jest niezwykle ciekawym tematem, ponieważ wkracza na ścieżkę sakrum i profanum, a tu znajduje się delikatna linia między prywatnością człowieka a relacjami danej religijnej społeczności. Żeby komentować zachowania wyznawców danego wyznania warto poznać dogmaty danej religii.
    Serdecznie pozdrawiam i życzę Tobie merytorycznych komentatorów. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam na moim blogu :)

      Ja nie mam problemów z krytyką swoich treści, choć oczywiście będę się bronił w polemice, jeśli komentujący/-a się na nią godzi. Nawet hejt właściwie mi nie straszny, lata blogowana i pisania mnie na niego uodporniły. Peony i teksty dziękczynne nie sprzyjają polemice i stąd uważam je za mało interesujące, choć ze zrozumiałych względów od komplementów (byle nie przesadnych) też nie stronię. Ale według mnie to powinno w blogosferze obowiązywać w dwie strony.
      Niemniej mam jeden, jedyny problem. Jest kilku Czytelników z treściami których się zgadzam, pod którymi mógłbym się podpisać. Warto zaznaczyć swoją obecność na ich blogach, ale jak uniknąć manieryzmu? Ściślej, maniery dodawania czegoś od siebie w objętości większej niż notka autora i przyznaję, że trudno mi od tego uciec.

      Z religią katolicką nie mam żadnych problemów. Towarzyszyła mi więcej niż połowę życia.

      Dziękuję za pozdrowienia i je odwzajemniam. Za życzenia również ;)

      Usuń
  5. Dzisiaj ludzie nie potrafią przyjąć krytyki, bo traktują to jako swoistą porażkę. Pytanie tylko dlaczego tak się dzieje? Słaba psychika czy wygórowane ego? A co do komentarzy na Twoich blogach - nie myl krytyki z obroną własnych poglądów:)
    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to wynika z jednego i drugiego, choć z przewagą słabej psychiki, bo bez przesady, ale tych z wygórowaną ambicją nie ma aż tak wielu.
      Nie mylę, odpowiadam polemiką broniąc własnych poglądów gdy jestem poddany krytyce :)

      Pięknie pozdrawiam w ten niepiękny poranek ;)

      Usuń
  6. Merytoryczna krytyka jest powinna być zawsze "mile" widziana.

    "oponent autora tekstu (tu księdza) musi w końcu uznać jego rację"
    I to jest właśnie główny problem dyskusji,która zawsze zmienia się w kazanie.
    Mnie raz ksiądz zbanował bo mu w "miłych" słowach odpisałam na jego artykuł w którym skandalicznie potraktował kobiety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tu jest problem, nie wszyscy chętnie się na nią godzą. Ale ja to czasami nawet rozumiem.

      Ja nawet nawet nie używałem "miłych" słów a i tak mnie zbanowano ;)

      Usuń
    2. A mnie banowali, kiedy bronilam jakichs racji kosciola na blogach niewierzacych. Bywalo roznie bylam "mila" i "niemila", podlizywalam sie czasami aby jeszcze milej bylo .... a i tak banami sie konczylo:))) Bo kazdego racja to swieta racja i kazdego racja to jego racja...

      Usuń
    3. Spokojnie Aniu, tu nikt Cię nie zbanuje, nawet za hejt ;)

      Usuń
  7. Moim zdaniem żyjemy w takim świecie, że właściwie wszystko może być ocenione. Jeśli dyskusja i krytyka wnoszą coś do tematu, ewentualnie do życia/twórczości/innych działań autora jakiegoś tekstu czy opinii to jest OK. Gorzej jest, gdy wchodzi całość w krytykanctwo, w ataki personalne i tego typu sprawy. Ważny jest poziom wymiany myśli, bo gdy on spada i sięga jakiegoś dna to chyba lepiej jakby nic nie mówić. A to już by było nieco dziwne. :) Bo człowiek nie po to może mówić, by milczał tylko.

    Obejrzałem ostatnio fragment ,,Studia Polska" na TVP Info. Muszę powiedzieć, że zniesmaczył mnie poziom debaty. Dwójka redaktorów nie umie zapanować nad grupką ok. 40-50 osób w studio. Rozmówcy przerywają sobie, krzyczą na siebie, wygrażają niemalże. Szczytem było naśmiewanie się z pełnego nazwiska pani Róży Thun, jeden z gości z prawej strony sceny politycznej powiedział nawet, że ona na 100% reprezentuje niemieckie interesy, po tym stwierdzeniu zmieniłem program. Z kolei parę lat temu natknąłem się na program na TVN24 (nie pamiętam tytułu), gdzie poziom debaty można uznać za idealny. Rozmówcy słuchali się nawzajem, mówili spokojnie, używali argumentów, a też byli z różnych środowisk. Czyli jak się chce to można rozmawiać.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poziom dyskusji w studio chyba zależy przede wszystkim od ilości dyskutantów, im ich więcej tym trudniej nad dyskusją zapanować. Myślę, że nawet najlepszy redaktor z tym sobie nie poradzi. Większość dyskusji w TVN czy TVN24 (oglądam częściej) jest ograniczona do dwóch osób plus redaktor. Niby łatwiej, a jednak też się takie sytuacje zdarzają. Szczególnie z udziałem Czarneckiego lub Niesiołowskiego.

      Usuń
    2. To fakt. Jednak jeśli dyskutanci są na poziomie to nawet jak ich jest więcej niż 2, to powinno być OK.

      O tak, pan Niesiołowski jest szczególnie zadziornym rozmówcą, z którym ciężko cokolwiek omówić. Ja bym omijał przy tworzeniu list gości w studio jego i jeszcze parę innych osób ze świata polityki.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Asmo.... a czasami rozmowa redaktorki i 1 rozmówczyni jest fatalna. podziwiam Monikę Olejnik za jej cierpliwość podczas "rozmów" z Panią Kempą. :/

      Usuń
    4. Doroty i Mozaiko:
      Przecież napisałem, że też się takie sytuacje zdarzają.:)

      Usuń
  8. Niektórzy księża widocznie są przyzwyczajeni do całowania ich w rękę i przyjmowania ich słów za święte. Na szczęście te czasy słusznie mijają.
    Chyba nikt nie lubi, gdy się go krytykuje. Ważne, by wyciągać wnioski, gdy krytyka jest zasadna, a nie obrażać się i oczerniać krytykujących.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pierścień się całuje, nie dłoń ;)
      Oczywiście, że krytyka jest ważna nawet dla krytykowanego.

      Usuń
    2. Taaa> "krytyka jest ważna nawet dla krytykowanego" tylko co za dużo to...[nie dokończę powiedzenia, które miałam na myśli dodam:] niezdrowo!

      Usuń