wtorek, 2 stycznia 2018

Zacheusz



  Wszyscy religijni Czytelnicy tego bloga pewnie dobrze wiedzą kim był Zacheusz. Tym, którzy nie wiedzą o kogo chodzi, odsyłam do ewangelii św. Łukasza [19, 1-10]. Tam są dość znamienne słowa tłumu: „[Jezus] Do grzesznika poszedł w gościnę”. I tu jest szkopuł, gdyż ja, jako ten grzesznik miałbym problem. Nie, żebym gościny odmówił, nawet bym herbatką poczęstował z zastrzeżeniem, aby ją w wyskokowy trunek nie zamienił, tylko nie jestem pewien czy chciałbym być zbawiony, a to obiecał Jezus Zacheuszowi.

  Skąd taki wstęp? Ano trafiła mi się książka autorstwa Tomáša Halika, przypomnę – księdza katolickiego – mojego pisarza na topie, której tytuł „Zacheuszu! 44 kazania o sensie życia”1 raczej do lektury mnie nie zachęcał. Wszystko przez miłą panią bibliotekarkę, która mi ją wcisnęła niemal na siłę, wiedząc, że książki tego autora ostatnio czytam. Ja niemal wszystko lubię, tylko nie kazania, zarówno te z ambony, jak i te, które w młodości czynił mi ojciec i nauczyciele, a później szefowie w pracy i żona w domu. Awersja u mnie się zrodziła do kazań, a tu ich aż czterdzieści cztery (sic!). To tak jakbym ja, ateista, prawie przez rok do kościoła chodził. Nie boję się trudnych wyzwań, więc w końcu czytać zacząłem. Jeszcze przez wszystkie kazania nie przebrnąłem, ale już wiem, że tę książkę sobie kupię na własność w jakieś księgarni wysyłkowej. Taki noworoczny prezent. Lubię sam sobie prezenty sprawiać. Zawsze są trafione...

  Dość już tego żartobliwego tonu. Pewnie będę Was, moi Czytelnicy, bombardował tematyką tej książki, bo po pierwsze, przyznam z ręką na sercu, że pierwszy raz w życiu kazania mnie zaciekawiły, po drugie, idealnie wpisują się w tematykę tego bloga. Nie będzie po kolei, zacznę od trzeciej niedzieli Wielkiego Postu, na przekór temu, że ledwie rozpoczął się karnawał. Rzecz nosi tytuł „Między wiarą a religią” i odnosi się do przypowieści o wypędzeniu kupców ze świątyni, która dowodzi, że Jezus wcale nie był uśmiechającym się poczciwcem, czasami przypominał swego Ojca, groźnego i mściwego. Jezus jest w tej przypowieści poirytowany i gniewny. Otóż większość wierzących  raczej tej przypowieści nie rozumie, ba, nie chce jej zrozumieć. De facto Jezus wywołał awanturę w tej części świątyni, która wg tradycji judaistycznej kupiectwu miała służyć. To była część przeznaczona dla nieobrzezanych pogan, gdzie obrzezani mogli kupić zwierzęta i przedmioty ofiarne. Nosiła zresztą nazwę Dziedziniec Pogan. To można odnieść do dzisiejszych jarmarków przykościelnych w czasie tak zwanych odpustów w danej parafii, gdzie „handluje się strasznym katolickim kiczem, z koszmarnymi przesłodzonymi figurkami i obrazkami Jezusków,  Maryjek, świętych i aniołków2. Ja się nie chwalę, ja to już kiedyś ująłem niemal w ten sam sposób3. Nie mogę uciec od opisu pewnego konkretnego (ruchomego) obrazka: „Pan Jezus mruga do nas kokieteryjnie z krzyża, przez chwilę żywy, przez chwilę martwy – jak żyję nie widziałem czegoś bardziej obscenicznego. Jestem przekonany, że nie mamy żadnego prawa występować w czasie kazania przeciwko pornografii, dopóki tego rodzaju nabożny bezwstyd tolerujemy w cieniu naszych kościołów4.

  Rodzi się pytanie, czy to faktycznie było przyczyną gniewu i furii Jezusa? Otóż nie do końca. Był bardziej ważny powód. Jezus mówi: „Zburzcie tę świątynię”. I wbrew pozorom nie chodzi tu o fizyczne zburzenie świątyni jerozolimskiej, co nastąpiło około trzydzieści lat później. Tak naprawdę chodzi o zinstytucjonalizowaną religię, o konflikt między wiarą a religią, jeszcze dobitniej – o konflikt między wiarą a (ówczesnym) kapłaństwem faryzeuszów. I tu tkwi sedno problemu, który wrócił do religii chrześcijańskiej jak pogański bumerang. Nie tylko w mojej ocenie stało się tak za sprawą św Pawła. Czytam: „św. Paweł przywrócił wczesnemu chrześcijaństwu wiarę kapłańską, taką, o jaką oburzył się Jezus5. Metafora cudu przemiany wody w wino ma znaczenie w tym sensie, ze to wino ma się znaleźć w nowych konwiach. Konflikt Jezusa z faryzeuszami dotyczył statyczności religii Prawa, które redukowało wiarę do przestrzegania reguł, nakazów i zakazów. „Jezus bardziej pragnął religii etycznej niż religii rytualnej6. Oni propagowali religię zakazów i nakazów, Jezus chciał religii Żywego Boga. Tylko, co się dziwić św. Pawłowi, skoro on za życia nie poznał Jezusa, nie słyszał o Nim po raz pierwszy od chrześcijan, lecz od faryzeuszy, swoich braci. Jezusowi było znacznie bliżej do ówczesnych Żydów, niż to przedstawia w swym radykalnym ujęciu św. Paweł, który przeciął pępowinę między judaizmem a chrześcijaństwem. Paweł swoją ideą wolności od judaistycznego Prawa podłożył bombę z opóźnionym zapłonem pod gmach religii jako takiej i de facto otworzył drogę do sekularyzacji7. Kościół Pawłowy i Piotrowy stał się tym samym, czym była religia faryzeuszy, tym samym, który Jezus kazał zburzyć.

  W ewangelii św. Mateusza jest napisane: „Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” [Mt 9, 13]. W tych słowach można odczytać rolę, jaką Jezus przewidział dla Kościoła, tymczasem religia została zinstytucjonalizowana do symboli, rytuałów, obrazów i opowieści. Prorocy preferują zupełnie inne relacje z Bogiem niż rytualne praktyki religijne – preferują samą wiarę. Ale tu też jest problem – wiara jest osobistym wyborem i nie wolno jej dziedziczyć na wzór religijnych zwyczajów (chrzest niemowląt). Wiara sprowadza się bardziej do osobistego postępowania wobec bliźnich niż w praktykowaniu obrzędów świątynnych. Niestety, dziś Kościół w swej ofercie ma zdecydowanie więcej tych rytuałów, zakazów i nakazów, więc ja sobie pozostanę Zacheuszem z czasów, gdy religii się tylko z sykomory przyglądał.


Przypisy:
1 – „Zacheuszu! 44 kazania o sensie życia”, Tomáš Halik, Wydawnictwo WAM, Kraków, 2015 rok.
2 – ibidem str. 89;
3 – http://antyfronda.blogspot.com/2017/08/klatwa-klatwy.html
4 – „Zacheuszu! 44 kazania o sensie życia”, Tomáš Halik str. 89;
5 – ibidem str. 92;
6 – ibidem str. 92;
7 – ibidem str. 93; 


66 komentarzy:

  1. Chyba też będę sobie musiała kupić tę książkę, skoro tak Asmodeuszu zachwalasz. :)
    Mam już jedną książkę tego autora pt. "Chcę abyś był", nb. też kupioną dzięki reklamie jednego z niedowiarków (jak sam siebie określał). :)
    Jakiś taki paradoks, że do lektury książek o tematyce religijnej przekonują mnie ateiści albo niedowiarki, a nie głęboko wierzący bliźni. :)

    "Wiara sprowadza się bardziej do osobistego postępowania wobec bliźnich niż w praktykowaniu obrzędów świątynnych." Taka właśnie powinna być prawdziwa wiara, oparta na osobistych przemyśleniach, odczuciach, przekonaniach, i wreszcie uczynkach. Niestety, ale nikt, nawet Kościół nie może wejść w osobistą relację człowiek-Bóg, jest to relacja całkowicie intymna. Kościół może tylko próbować przekazywać ludziom nauki zawarte w Piśmie św., właśnie poprzez słowo, rytuały (w tym sakramenty), nakazy i zakazy. Ale i tak na końcu sensu wiary zawsze pozostaje to pragnienie (dla mnie podane przez Halika) "chcę abyś był" .
    Bo można bardzo dobrze znać Pismo św., wypełniać rytuały, zakazy i nakazy i ... być ateistą. :)
    Pozdrawiam
    Maria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. KK ma to do siebie,że niejako odgórnie narzuca nam w co i jak mamy wierzyć.Nie ma możliwości dyskusji.Przekonałam się o tym osobiście.Dodam,że rozmowa z pastorem też raczej zmierzała w stronę wykładu,niż dyskusji

      Usuń
    2. Mario:
      Wszystko przez to, że już jako ateiście, zarzucano mi brak wiedzy na temat wiary, religii i Kościoła. Jako wierzącemu było mi to praktycznie niepotrzebne, choć kto wie, kim bym był dziś, gdybym z taką lekturą zetknął się w czasie odchodzenia od wiary. Ale masz rację, prędzej o takiej literaturze dowiesz się od ateistów i niedowiarków, niż od wierzących. Większości tych ostatnich wydaje się, że oni tego nie potrzebują. A szkoda, może by ten katolicyzm w Polsce inaczej wyglądał bez tych kremówek wadowickich.

      Polecam Ci też tego samego autora „Bóg zagubiony” i „Cierpliwość wobec Boga”, przy czy w tej drugiej jest kilka powtórzeń.

      łączę pozdrowienia :)

      Usuń
  2. Kościół Katolicki to jedne wielkie dewocjonalia.To taka jakby kontynuacja pogaństwa z tysiącem świętych plus ogromem tandetnych obrazków,medalików itd.
    Część ludzi pogubiła się w tym nadmiarze i sama już nie wie kto ważniejszy Bóg czy JPII.
    Rytuały,obrzędy nadają pewien fundament ciągłości w kołowym obiegu roku.Są środkiem do zachowania rytmu przejść.Nigdy nie powinny celem same w sobie.
    Wiara nie poparta wiedzą (Pismo Św) jest niepełna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba, gdybyż choć znano słowa JP II, poza wspomnianymi powyżej kremówkami.
      Oczywiście, że znaczenie pewnych obrzędów i rytuałów jest istotne, ale one daleko uciekły temu, co nazywa się wiarą, ją wręcz przesłoniły. Religia katolicka dogoniła już dawno judaizm faryzeuszy.

      Problem z Biblią jest taki, że nie powinno się jej czytać jak powieść. Tam niemal każdy rozdział wymaga dodatkowych objaśnień. I tu zaczynają się prawdziwe schody. Jest ich tak wiele, i tak różnych w treści, że można się kompletnie pogubić.

      Usuń
    2. Oczywiście czytanie Pisma Świętego to mniej więcej tak jak próba wejście na szczyt Mount Ewerest w szpilkach.Porażka!!Potrzeba ubrania ,sprzętu i innych ludzi.

      Usuń
  3. Handel w świątyni tzn. w przedsionku było normalną czynnością w tych czasach. Tam stoiska mieli handlowcy, bankierzy nawet z obcymi walutami .Było to normalne i pobożne w tamtym czasie w myśli tamtejszych kapłanów. .Były tam gołębie czy też inne zwierzęta będące sprzedawane na ofiarę. Czytając Ew. Jana- Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska!» Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: Gorliwość o dom Twój pochłonie Mnie . W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: «Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?» Jezus dał im taką odpowiedź: «Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo». Powiedzieli do Niego Żydzi: «Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?» On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy więc zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezus skręca sobie bicz co wskazuje, że jakieś chwilę to trwa. Obserwując z boku wyglądało to groźnie. Wypędza zwierzęta, żeby wypędzić trzeba trochę się napracować.Trzeba użyć siły i siłą powywalał stoły. Więc mamy totalną rozpierduchę. Jeśli poczytamy ostatni rozdział ks. Nehemiasza to nam trochę naświetli obraz. Świątynia jest po to aby kogoś tam spotkać. Zbudowana jest na czyjąś cześć i się Nim wypełnić.Czyli Ty ma którego cześć jest ta świątynia. Lecz Jezus będąc tam nie widzi nic w tych ludziach aby byli napełnieni Bogiem. Widzi ich pochłoniętych handlem, zwierzętami, duperelami i walutą. Jezus mówiąc w przenośni (tzn. ja tak mówię) widzi ,że świątynia jest popękana i trzeba ją uszczelnić pobożnością i wiarą. Nie widzi ludzi napełnionych wiarą lecz skupieni na czym innym. Jezus widział co w tych ludziach skupionych na handlu siedzi mimo,że uważali się za wierzących – „Kiedy zaś przebywał w Jerozolimie w czasie Paschy, w dniu świątecznym, wielu uwierzyło w imię Jego, widząc znaki, które czynił. Jezus natomiast nie zwierzał się im, bo wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co w człowieku się kryje”. Dlatego widzi, że to co się dzieje w przedsionku świątyni jest puste skazane na co innego niż wiara i pobożność. Świątynia jerozolimska była wówczas jedyną na świecie świątynią Boga prawdziwego. Dzięki tej swojej jedyności zapowiadała sobą, że Bóg planuje obdarzyć nas Świątynią nieporównanie wspanialszą, Świątynią żywą, tą Świątynią, którą jest Pan Jezus Chrystus. Właśnie o tym mówi Pan Jezus Ewangelii. Po oczyszczeniu świątyni z wołów i innych zwierząt ofiarnych mówi Pan Jezus: "Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach ją odbuduję". Dopiero po Jego zmartwychwstaniu uczniowie uświadomili sobie, że mówił to o sobie samym, "o świątyni swego Ciała". To znaczy, że Pan Jezus jest jedyną na ziemi świątynią Boga Prawdziwego, w której realizuje się cała treść pojęcia świątynności? Po pierwsze, świątynia jest to miejsce szczególnej obecności Boga wśród ludzi. Pan Jezus jest Bogiem Prawdziwym, Boską Osobą Syna Bożego - i nie da się nawet wyobrazić bardziej dosłownej obecności Boga wśród ludzi, niż ta, która się realizuje przez obecność Jezus w nas i wśród nas.
    Po drugie, świątynia jest to miejsce składania ofiar miłych Bogu. Pan Jezus złożył swojemu Przedwiecznemu Ojcu ofiarę miłości z samego siebie. Ta Jego miłość, w której wytrwał nawet w godzinie największej udręki, ogarnia nas wszystkich, poprzez kolejne pokolenia i każdego poszczególnie, kto się do Niego przybliża.
    Po trzecie, świątynia jest miejscem składania prawdziwego świadectwa o Bogu. Otóż dopiero w Jezusie Chrystusie możemy zobaczyć prawdziwe, ojcowskie oblicze naszego Boga - Boga, który kocha, a jeśli wymaga, to dlatego, że kocha; Boga, który wzywa do nawrócenia, bo jest Bogiem przebaczającym i chce, abyśmy się stali Jego dziećmi.Świątynia Boga pozostała do dziś ma w chrześcijaństwie wielkie znaczenie.Dziś też trzeba przyznać,że nie jednego Jezus by wywalił ze świątyni tzn. nim by tam wszedł za brak pobożności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli mówimy o tym samym donośnie zburzenia świątyni. Ale już nie zgodzę z Tobą gdy piszesz, że: „Dziś też trzeba przyznać, że nie jednego Jezus by wywalił ze świątyni tzn. nim by tam wszedł za brak pobożności”. Zacheusz nie był pobożnym, a mimo to Jezus sam się wprosił w gościnę. Ja bym się z Tobą zgodził, gdyś napisał „Jezus by wywalił wszystkich ze świątyni za fałszywą pobożność”. To właśnie kryje się w słowach „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo”. Nową Świątynię jako odnowioną religię bez fałszywego blichtru kamiennej budowli, której poświęca się więcej uwagi niż samej wierze. Chrześcijanie, katolicy zaś budują nowe kamienne Jerozolimy, w których pełno złotych i pozłacanych przedmiotów, skarbonek i tac, jeszcze więcej tkliwych obrazów i rzeźb niż samej wiary.

      Usuń
    2. Mirek; Asmo - łatwo jest stwierdzić, że "„Dziś też trzeba przyznać, że nie jednego Jezus by wywalił ze świątyni tzn. nim by tam wszedł za brak pobożności” i na niewiele zda się uzupełnienie, że Zacheusz nie był pobożnym. To jest rozpatrywanie pobożności po ludzku, powierzchownie, według ludzkich kryteriów.
      "...nie tak bowiem człowiek widzi, jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce (1 Sm 16,7)"
      dlatego ta dyskusja jest jałowa.

      Usuń
  5. Ooo! tymi słowami; " więc ja sobie pozostanę Zacheuszem z czasów, gdy religii się tylko z sykomory przyglądał" wpisujesz się tą notką w moje pragnienie, które od świąt zajmuje moje myśli i o co się modlę. Pragnę być Zacheuszem [ nie tylko z powodu niskiego wzrostu] ale przede wszystkim by Pan ściągnął mnie z tej mojej sykomory słowami;
    "Zacheuszu, zejdź! Pospiesz się, bo dziś muszę zatrzymać się w twoim domu”.
    O gdyby tylko Pan zechciał zatrzymać się w moim domu -przecież to sens mojego życia.
    Jak pięknie tutaj wypowiadacie się - jaka powinna być prawdziwa wiara. Taaak. Słowa. A tymczasem Wasz palec wskazujący skierowany jest ku bliźniemu [w skrócie ku KK] lecz w tej pozycji pozostałe palce [nie jeden] są obrócone ku Wam. Jakby nie pomni na przypowieść o Faryzeuszu i celniku. Zacznij od ...siebie i swojej wiary. O wiarę katolików się nie troszcz. Wszak każdy przed Bogiem będzie zdawał rachunek ze swej intymnej więzi ze Zbawicielem. Oby potem nie było zdziwienia, że niejeden "prostaczek" nie znający Pisma Św. znajdzie się w objęciach Zbawiciela przed wami; "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom".
    Nie sądźcie innych [wiernych KK] abyście sami nie byli sądzeni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jednak nie rozumiesz ani przeslania tej ewangelicznej przypowieści, ani treści notki.
      W pierwszym przypadku zdajesz się być po stronie tłumu, który szemrał z oburzeniem „Do grzesznika poszedł w gościnę”, Ty piszesz, że chciałabyś, aby Pan przyszedł do Ciebie, wierzącej. Co z tego wynika? Aby zrozumieć, o czym mówi Jezus najlepiej być przedtem grzesznikiem (niewiernym). Bo wiara wiernych dziś bardziej przypomina religię faryzeuszy, która nie pozwala zrozumieć prawdziwego przesłania Jego slów. Jak pisze Mirek: „Dziś też trzeba przyznać, że nie jednego Jezus by wywalił ze świątyni (...) za brak pobożności”. Ja bym dodał: I za fałszywą pobożność. Osobiście, nawet jako ateista, uważam, że Jezus jako człowiek, w wielu wypadkach miał stuprocentową rację. Aż powtórzę pytanie: czy dziś religijni pobożnisie „rozumieją, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary”?

      Twoje oburzenie na rozmowy o religii świadczą o tym, że się chyba pogubiłaś. Wciąż optuje w Tobie pogląd „wara od mojej wiary”. Ja zapytam, dlaczego w takim razie religia nie odczepi się od niewierzących? W jednej z notek na Twoim starym blogu, którą usunęłaś albo skróciłaś, wykrzyczałaś swój gniew wobec niewierzących i ateistów. Tobie wolno epatować gniewem, nam nie wolno prowadzić normalnej dyskusji? Oburzasz się o krytykę nieznajomości Pisma Świętego a przecież to jest sedno wiary. Racja, Bóg nie zamyka wrót do nieba „prostaczkom” (dlaczego Ty ich tak nazywasz?), ale czy to dowód na to, że zamknie je przed znającymi Biblię? Tak nawiasem mówiąc, ja się na pewno nie zdziwię, jeśli mnie tych wrót nie otworzy. Ja tam nie chcę...

      Pozdrawiam z zapewnieniem, że będę też czytał Twój nowy blog :)

      Usuń
    2. Asmo > nie wiem co masz na myśli pisząc; "W jednej z notek na Twoim starym blogu, którą usunęłaś albo skróciłaś, wykrzyczałaś swój gniew wobec niewierzących i ateistów." Nie ma we mnie ani gniewu ani nienawiści zarówno do wierzących "inaczej"ani do ateistów. Tyle razy już powtarzałam, że Bóg dał każdemu wolną wolę...gniew pojawia się dopiero wtedy, gdy ktoś czepia się wiary katolików. Niech patrzy siebie i swego światopoglądu a nie zajmuje się katolikami. Oni mają swoje sumienie, swoich kaznodziejów i swój rozum i swoją wolną wolę.
      To nie ja nazywam kogokolwiek "prostaczkami" lecz takie określenie pada z ust Jezusa. Poprawiasz mnie, że Zacheusz był grzesznikiem; ja także nim jestem. Fakt, że jestem wierząca tylko ułatwia zbliżenie mi do Pana, lecz nie czyni mnie bezgrzeszną. Nie rozumiem, dlaczego stawiasz znak równości pomiędzy "niewiernym" a grzesznikiem.Z tego by wynikało, że wierni są bezgrzeszni. Tylko dwie Osoby narodzone z niewiasty były bezgrzeszne; Maryja i Jezus. Nie oburzam się o krytykę nieznajomości Pisma Św. [imputujesz mi to]. Podkreślam tylko, że znajomość Pisma Św. nie jest gwarantem bliskości z Jezusem. Wasza dyskusja sprowadza się do krytyki
      Kościoła oraz pobożności katolików. Wierzą tak, jak jest to dane. Na miarę swoich możliwości, lecz nie jest Waszą rolą tą pobożność oceniać i wedle swego widzi mi się osądzać. Niech każdy skoncentruje się na własnej pobożności, gdyż Ty nie będziesz zdawać rachunku ani z mojego gniewu ani z mojej pobożności. Co komu do domu, jak dom nie jego???
      Możecie sobie tak tu dyskutować interpretując po swojemu, nie tylko rolę Zacheusza, ale też faryzeuszy oraz celników czy innych przypowieści, lecz w odniesieniu do siebie. Prezentujecie tutaj wyniosłość i obłudę.
      „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka [tkwi] w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata.” (Mt 7,1-5)
      Jezus krytykował jedynie zły sposób i złą postawę. Główną myślą Jezusa było to, że powinniśmy widzieć nasze własne grzechy a nie grzechy innych.
      Jezus chciał, aby sobie samemu postawić pytania: „Komu nie powinniśmy rzucać naszych pereł?”, „Kto jest tym, który nie wejdzie do Królestwa Bożego?”, „Po jakich owocach poznam, kto jest fałszywym prorokiem?”.
      A co Wy robicie tutaj? wybielacie siebie, a rzucacie kamieniem na katolików. To są Wasze owoce.

      Usuń
    3. Ja już tego fragmentu nie potrafię przytoczyć. Była mowa krytyce rządu i Prezydenta. Ja tej Twojej retoryki nie potrafię zrozumieć. Masz do wszystkich pretensje, że nie kochają tego rządu, tego Prezydenta, tego Kościoła, tak jakby to był przymus. Krytykujesz tych, którzy... krytykują, bo przecież to są „święte krowy” i złego słowa nie wolno wg Ciebie powiedzieć. Tobie wolno o wszystkich innych.

      Zacheusz nie tylko grzesznikiem, najpierw był niewierzącym, Ty jesteś wierząca. Skąd znak równości? Ano dlatego, że to wg wierzących niewierzący są grzesznikami, czasami bezbożnikami, co i tak jest jednakowo interpretowane.

      My bardziej krytykujemy religię i Kościół niż Jezusa. Taktownie unikamy krytyki Jego osoby. Czy mam prawo oceniać? Otóż Basiu, ja tę ocenę opieram na ocenie i poglądach księdza katolickiego, autora tej książki, katolickiego wydawnictwa WAM, nie będącej na czarniej liście książek zakazanych. Ja Ci ją szczególnie polecam, bo mnie możesz nie wierzyć. 44 szczególnie interesujących kazań księdza z nie byle jakim doświadczeniem (mój rówieśnik). Więc nie pisz, że to moja obłuda i wyniosłość.

      Jeśli zaś o ścisłość chodzi, jak myślisz, do kogo były kierowane słowa „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” [Mt 7, 1-6]? Mnie się wydaje, że Jezus kierował je do swoich uczniów zgromadzonych w czasie kazania na górze [Mt 5, 1-2]. Zastanawiam się, gdzie my tu wybielamy siebie i gdzie Ty tu widzisz kamienie?

      Usuń
    4. Aisab
      "A co Wy robicie tutaj? wybielacie siebie, a rzucacie kamieniem na katolików. To są Wasze owoce."
      Gdzie ja siebie wybielam?
      W którym miejscu na ten kamień rzucam?

      Dlaczego nie mogę wypowiadać się na temat tego co w katolicyzmie mi się nie podoba.KK kiedyś mnie w swoje szeregi przyjął (bez mojej wiedzy)i ole wiem do tej pory nie wyrzucił.Więc o wszystkich cieniach i zaniechaniach mam prawo się wypowiadać.
      KK też systematycznie wtrąca się w życie innych,niekoniecznie katolików (aborcja,związki partnerskie,wolne niedziele)

      Usuń
    5. Greta> KK nie przyjąłby Ciebie w swoje szeregi, gdyby o to NIE POPROSZONO. Wobec powyższego zażalenie do osób, które w Twoim imieniu POPROSIŁY, a nie do KK. Powtarzam; "co komu do domu, jak dom nie jego"? Wypowiadając się o KK i o tym, co Tobie się tam nie podoba, a jednocześnie sama siebie nie uznajesz za katoliczkę, jest [według mnie] tym właśnie wskazywaniem źdźbła w oku brata. Nic o nas bez nas, lecz Ty z własnego wyboru do tej wspólnoty nie przynależysz, więc Ciebie nie powinno obchodzić jak tam jest.
      KK w naszym kraju, z racji tego, że wierni tej religii stanowią większość społeczeństwa ma prawo wtrącać się w sprawy społeczne, ale...litości; przecież to nie KK ustanawia prawo w Polsce. Masz prawo wyrażać swe zdanie o aborcji, LGTB, itd ale też KK [kler i wierni] również prawo do swego zdania na te tematy, bo ich to także dotyczy, lecz Ciebie i wszystkich, którzy do tej wspólnoty nie przynależą, nie dotyczy to, co dzieje się w KK. A już przegięciem jest naśmiewanie się [ironia] z cudzej "pobożności", tylko dlatego, że inni na miarę swoich możliwości realizują intymną łączność z Bogiem, a nie wedle tego jak postrzegają ich inni.

      Usuń
    6. Asm0> masz chyba obsesję na tym punkcie; " to wg wierzących niewierzący są grzesznikami, czasami bezbożnikami, co i tak jest jednakowo interpretowane."
      Grzesznikami jesteśmy wszyscy i to nie nam wyrokować kto jest większym grzesznikiem, gdyż to nie my będziemy o tym decydować. Krytykujecie Kościół [którego głową jest Jezus Chrystus]- mistyczne Ciało Jezus, Którego wierni są członkami. Kto dał Wam takie prawo? Ksiądz katolicki jako pasterz ma prawo wskazywać drogę swym owieczkom i nie twierdzę, że nie ma racji, gdyż życie to nie jest bajka. Lecz Wasza krytyka wskazuje, że czujecie się lepsi, mądrzejsi...doskonalsi. A czy tak naprawdę nie jest to zagłuszanie swego sumienia? oni są be, my jesteśmy cacy.
      A ja jestem grzesznikiem i Bogu powierzam swój grzech, a nie udaję, że jestem lepszą od Ciebie czy innych tutaj dyskutujących. Jezus wyraźnie powiedział;
      "TY JESTEŚ PIOTR. "A ja ci powiadam, że ty jesteś Piotr, i na tej opoce zbuduję Kościół MÓJ, a bramy piekielne nie przemogą go. " Mat.16;18-19
      To jest Kościół Chrystusa i nie przemogą go bramy piekielne ani z zewnątrz [między innymi Wasza tutaj krytyka] ani od środka [złe zachowanie wiernych czy kleru]. To nie Wy ani my [ja] będziemy decydować kogo Jezus wywali ze swej Świątyni [Ciała].

      Usuń
    7. Aisab
      Niestety wydaje mi się ,że dyskusja nie ma sensu.Wmawiasz mi jakieś naśmiewanie się z innych.A to jest nieprawda.
      Znużyły mnie już te "ataki". Koniec!!!

      Usuń
    8. Żadnej obsesji, ja z tym spotykam się na okrągło na portalach katolickich. Chyba się ze mną zgodzisz, że ateizm jest grzechem niewiary i tylko ten mam na myśli. Jeśli wierni grzeszą to jest to ich problem. Ale ja nie odnoszę się do grzeszków i grzechów wiernych, ile do wypaczania nauk Jezusa. Najmniej mnie interesują Twoje grzechy.

      Tak, masz rację, krytykujemy Kościół, bo jeszcze na szczęście nie ma takiego prawa, które by tego zabraniało. A że nie wszystko w tym Kościele jest jak powinno, powód do krytyki jest. Bo ta większość, o której wspomniałaś, za niedługo może wszystkich pozostałych przymusić do fałszu. Ja nie mam nic takiego na sumieniu, co musiałbym zagłuszać. To, co dzieje się w Kościele, w religii wynika z moich zainteresowań. Tego też chcesz mi zabronić? W którym miejscu ja chcę kogoś z tego Twojego Kościoła wywalić? Czy polemizujesz ze mną, czy sama ze sobą? Na szczęście nie Ty będziesz decydować o tym dla kogo, lub od kogo bramy piekielne... ;)

      Na koniec proszę... wyluzuj, bo sama się wprowadzasz w stan niezdrowej ekstazy.

      Usuń
  6. Asmodeusz. Napisałem wzmiankę o wypędzeniu handlarzy i zburzeniu świątyni. Co symbolizowało świątynię jako Ciało Chrystusa, które po 3 dniach powstanie na nowo.Czyli nowe pojęcie istoty świątyni.Jak i zmartwychwstanie Mesjasza. Nie należy tu czegokolwiek dorabiać i zarzucać coś katolikom. ZACHEUSZ- w temacie to inna sytuacja. Zacheusz był co jest ważne zwierzchnikiem celników. Jezus bez ceregieli wprasza się do domu Zacheusza. O ile gościna odgrywała wśród Żydów ważną rolę, o tyle przyjęcie w gościnę zawsze pozostawało w gestii gospodarza, nie zaś gościa. Jezus, i Zacheusz łamią obowiązujące normy społeczne. Akt ten wydaje się genialnym posunięciem ze strony Jezusa. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Zacheusz, skoro był celnikiem i człowiekiem bogatym, dorobił się na ludzkim nieszczęściu. Skoro przeciętni celnicy zawyżali cło, to jaki musiał być zysk ich zwierzchnika??. Nie bez przyczyny „celnicy i grzesznicy” funkcjonują w ewangeliach w parze (Łk 5,30; 7,34; 15,1; 18,11). Oświadczenie, wedle którego Zacheusz zapewnia: «Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie. Więc Zacheusz nie należał do uczciwych.Musiał nieźle nakraść . Słowa Jezusa „Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”, które sugerują, że Zacheusz nie należał do osób nieskazitelnych; Mamy powszechne zgorszenie świadków zdarzenia – wszyscy […] szemrali – czyli nie tylko tłum, ale również Dwunastu! Scena spotkania Jezusa z Zacheuszem jest jedną z ostatnich, zamykających publiczną działalność Nauczyciela. Jest to również ostatnia nauka dotycząca stosunku człowieka do bogactw (zob. Łk 12,13-34; 16,1-13; 19-31; 18,18-30). Po serii surowych nauk, smutnych scen z udziałem bogaczy, Jezus zasiewa ziarno nadziei. Za przykład poprawnego stosunku do spraw materialnych stawia Zacheusza, który, w przeciwieństwie do bogatego młodzieńca z Łk 18,18-23, sam wychodzi z inicjatywą wyzbycia się większej części bogactwa. I bogaty młodzieniec, i Zacheusz wiedzą, co mają uczynić, aby pójść za Jezusem. Jednak tylko Zacheusz odpowiada pozytywnie, dając dowód swojego nieprzywiązania do spraw tego świata – opinii publicznej i majątku. Scena ukazuje wielką przemianę serca Zacheusza pod wpływem wyczekanego, upragnionego spotkania i natychmiastową reakcję na Boże wezwanie. Ewangelia uświadamia nam tym samym dwie kluczowe prawdy: 1) człowiek własnymi siłami nie jest w stanie wyzwolić się od pokus tego świata; 2) tylko pozytywna i radykalna odpowiedź na wołanie Boga uwalnia od ziemskich zniewoleń. W Zacheuszu każdy z nas może przeglądać się jak w lustrze, bo on jest lustrzanym odbiciem człowieka uwikłanego i pragnącego wolności, upadającego i dźwiganego mocą Bożego przebaczenia. Jezus nie słyszał zapraszającego głosu z jego ust, usłyszał głos jego pragnienia.
    Któż może stracić nadzieję, skoro cel osiągnął ten, kto z krzywdy zebrał majątek?.Ojcowie Kościoła piszą podobnie- Pan powołał Zacheusza z sykomory, na którą się wspiął, i Zacheusz natychmiast pospiesznie zszedł i przyjął Go w swoim domu. Spodziewał się Go zobaczyć i stać się Jego uczniem, nim jeszcze został powołany. I jest to cudowne: uwierzył w Chrystusa, zanim Pan doń przemówił i zanim Go ujrzał cieleśnie. Uwierzył wyłącznie na słowo innych, bo wiara, którą już miał w sobie, była zachowana w jego życiu. Po prostu Jezus przejrzał duszę Zacheusza bo on z własne woli zechciał zweryfikować swoje niecne cechy i oddać się Bogu. On nie był zatwardziałym egoistą do końca.Tu można teraz przywołać Judasza.Jezus go też przejrzał. Tylko wolna wola Judasza była skierowana na zysk i niewiarę do końca.Judasz się trochę zreflektował ale po fakcie co mu trochę daje jakąś nadzieje.Ale to już dla mnie za wysokie progi aby Judasza osądzać.Nie moja w tym rzecz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbaczasz z tematu. Nie Zacheusz jest tu głównym tematem. Ale jeśli już. On jest symbolem osoby niewiernej, która chce wiedzieć, co to za wiara, którą propaguje Mistrz. I w lot pojmuje, i jeszcze szybciej ją przyjmuje. Pytanie: czy wcześniej o niej nie słyszał? Czy już jej w jakimś stopniu nie poznał, skoro przybył zobaczyć? Jednak dopiero Jezus mu wytłumaczył i przekonał. T. Halik optuje za tym, że aby poznać prawdziwą naukę Jezusa, trzeba najpierw stać się wątpiącym a nawet niewierzącym, mieć duszę wolną od fałszywych interpretacji. Dziś niestety wierzącym staje się człowiek z nadania (chrzest), by później zostać poddany indoktrynacji na poziomie baśni dla dzieci, z której niestety wielu nigdy nie jest w stanie się uwolnić. Stąd między innymi dziś spór o uchodźców. Jezus jedno, wierni swoje. Nawet autorytet papież na nic się zdaje.

      Usuń
    2. Temat notki ; "ZACHEUSZ" zatem Mirek napisał na temat, a nie zboczył z tematu. :)
      Wiesz czym [według mnie] Ty różnisz się od Zacheusza? On pragnął spotkać Jezusa, dlatego wgramolił się na sykomorę, zaś Ty zachowujesz się niczym Szaweł. Według mnie, bliżej Ci do Szawła niż do Zacheusza- czy się mylę?

      Usuń
    3. Basiu:

      Tytuł notki „Zacheusz”, tematem głównym jest zburzenie Jerozolimy. Zacheusz jest mi w notce potrzebny jako niewierzący obserwator przemian w religii, tworzenia się nowego. Niemniej, pewnie jak zauważyłaś, nie uciekam od tematyki, która porusza Mirek.

      Do kogo mi bliżej. Jednak do Zacheusza, ale tylko trochę i tylko jako tego, który obserwuje. Zdecydowanie jednak najbliżej mi do Asmodeusza, który zawiódł się na tej religii, który wyrósł z dziecięcych baśni, a który wg judaistycznej kabały, jest najbardziej przyjazny ludziom diabłem ;)

      Usuń
    4. Asmodeusz to bardziej taki demon niż diabeł

      Usuń
    5. Hmmm> masz rację - miałam na myśli tytuł a napisałam temat; ostatnio bardzo jestem zakręcona i wnerwiona; dlatego co innego na mysli a co innego na klawiaturze;
      no cóż = różne zawody, rozczarowania nas w życiu spotykają. Powiadasz diabeł przyjazny ludziom??? już ja tam wolę nie wywoływać wilka z lasu;
      pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Greto muszę się odnieść do Twojego wpisu. Piszesz, że Kościół się wtrąca w aborcje, związki partnerskie i wolne niedziele. Tu mamy przykład, że z Ciebie katolik taki jak ze mnie tybetański mnich na szczycie babiej góry. To jest właśnie katolicyzm jak Twój który wybiera sobie tylko to co jest wygodne dla mnie. Pierwsza rzecz jeśli jakiś polityk mający władzę w państwie tacy jak np. PO z Tuskiem na czele twierdzą, że są katolikami czy nawet „wierzącymi” to takim ludziom popieprzyło się w głowach sprawując jakąś władze w państwie. Tacy ludzi będąc jak twierdzą katolikami czy „wierzącymi” nie mogą robić czegoś co jest sprzeczne z wiarą. Jeśli to robią to ich polityka opiera się na egoizmie żądzy władzy i pieniędzy. Jeśli władza twierdzi, że jest wierząca i katolicka to i godność człowieka musi być zachowana z normami moralnymi i etycznymi wywodzące się z nauki Kościoła. Ci politycy musza to publicznie stwierdzać i iść głosem zasad biblijnych. Kościół w swoim nauczaniu społecznym odrzuca zarówno teokrację, jak cezaropapizm, krytycznie też ustosunkowuje się do neutralności obu instytucji. Postuluje współpracę państwa i Kościoła, bowiem Bóg w trosce o rodzaj ludzki powierzył władzę nad sprawami przyrodzonymi człowieka państwu, a nad życiem nadprzyrodzonym Kościołowi. Wszelka władza pochodzi od Boga. Dziedziny działalności państwa i Kościoła nie są oddzielone od siebie, ale jako organizacje wyraźnie rozgraniczone, na co wskazuje sam Pan Jezus: „oddajcie, co jest cesarskie, cesarzowi, a co boskie – Bogu” [MT 22, 21]. Jest to zasadnicze rozróżnienie między porządkiem religijnym – nadprzyrodzonym, a doczesnym – politycznym, które wyznacza kierunek myślenia. Najpełniej w zakresie współdziałania państwa i Kościoła wypowiedział się Jan Paweł II w swym nauczaniu społecznym. Już w pierwszej encyklice papież nawiązuje do Dignitatis humanae i stwierdza, że misją Kościoła jest głoszenie prawdy, której jest stróżem i nauczycielem. Powtarzam STRÓŻEM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wszelka władza pochodzi od Boga"
      I tu mamy problem,bo ja tak nie uważam.
      Kościół ma prawo i nawet obowiązek głoszenia swoich prawd,ale niech to robi w kościołach

      Usuń
  8. DOKOŃCZENIE - Kościół uczył i uczy, że podstawowym obowiązkiem państwa jest troska o dobro wspólne. Uprawnienia władzy nie mogą być sprzeczne z prawami człowieka i obiektywnym porządkiem etycznym. Papież zwraca się do władzy państwowej o uszanowanie praw religii i pracy Kościoła. Uszanowanie tego prawa uważa się za warunek współpracy i sprawdzian organizmów politycznych. Jan Paweł II stoi na stanowisku, że działalność państwa „jest dla człowieka, przez człowieka i z człowiekiem”. Jeśli władza odrywa się od tej zależności i jest celem sama w sobie, to traci swą rację bytu. W imię godności człowieka nadrzędnym działaniem władzy jako instytucji życia państwowego jest stworzenie możliwości uczestniczenia obywateli w stanowieniu „pospolitej rzeczy” jako jej podmiotu . Zatem Kościół ma prawo i obowiązek odwoływać się do praw człowieka: promować je i chronić. Kościół nie może wiązać się z jakimkolwiek ustrojem politycznym, gdyż ustroje się zmieniają, a Kościół zachowuje stale swą tożsamość. Jednakże państwo nie może być obojętne wobec potrzeb religijnych członków społeczeństwa, gdyż to uderza w dobro osoby ludzkiej i dobro wspólne, co rodzi konflikty i niepokoje społeczne. W tym kontekście protestuje się przeciwko porządkowi prawnemu sprzecznemu z prawem objawionym i prawem naturalnym państw demokratycznych, który uderza w życie człowieka. Prawo stanowione przez państwo nie może w imię tzw. „tolerancji” pozwalać na zabijanie jakiegokolwiek człowieka. Czy pozwalać na małżeństwa tej samej płci.Tu ciekawostka absurdu.To Kościół jest uważany za nienormalny, że na to nie pozwala i strofuję władzę. Lecz to, że państwo pozwala na małżeństwa tej samej płci to już jest normalne i ta para też jest normalna. Kościół i Pismo św. są nie normalni. Kościół ma prawo bronić osoby przed nadużyciami władzy, dokonywanymi w imię wolności. Konfrontacja Kościoła z państwem w tym zakresie dotyczy zgodności prawa cywilnego z prawem moralnym. Sprawujący władzę w społeczeństwach pluralistycznych demokracji muszą stać na straży skutecznej ochrony prawnej większości w społeczeństwie. Znów podkreślam WIĘKSZOŚCI!! Relacje między państwem i Kościołem rozumiane są przez Jana Pawła II jako współdziałanie dwu podmiotów, których prawa, cele i obowiązki przyporządkowane są racji dobra osoby i dobra wspólnego. Oryginalność nauczania o państwie i Kościele wyraża się w postulatach zdrowej współpracy i stałej odnowy sposobów rządzenia przez władze państwowe poprzez ujawnianie błędów państwa. Nauczanie ma charakter teologiczny, ale także pragmatyczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli rozumiem większość ma prawo ingerować w prawo jednostek?Narzucać własną koncepcję świata? Co się będzie jeżeli większość stanie się mniejszością?

      Usuń
  9. Jeszcze dla jasności,żeby było jasne -Pragmatyzm – system filozoficzny, którego podstawowym elementem jest pragmatyczna teoria prawdy, uzależniająca prawdziwość tez od praktycznych skutków, przyjmująca praktyczność za kryterium prawdy. Pragmatyzm przyjmuje wynikające z przyjmowania tez skutki i ich użyteczność za kryterium prawdy.
    Potocznie pragmatyzmem nazywana jest także postawa, polegająca na realistycznej ocenie rzeczywistości, liczeniu się z konkretnymi możliwościami i podejmowaniu działań, które gwarantują skuteczność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mirku podpowiadam tylko w swoim imieniu.
      Państwo Polskie, przynajmniej w teorii jest państwem świeckim. W Konstytucji jest zapisana wolność wyznania i nie chodzi tu tylko o różnorakie religii, czy brak wiary, ale również o stopień religijności. I ta ostatnia kwestia jest tu najważniejsza. Nie masz więc prawa oceniać czyjeś wiary i na podstawie tej oceny decydować o tym, kto jakie stanowisko urzędnicze może w państwie piastować. Kościół, a właściwie religia, jest daleka od pragmatyzmu, od postawy polegającej na realistycznej ocenie rzeczywistości, włączając w tę postawę pseudorealność duchów (aniołów i diabłów), mistycyzmu, skuteczność modłów itp. Dwie sprawy: świecka władza nie ingeruje w wartości i postawy religijne oraz nikomu nie zabrania wierzyć w cokolwiek, jeśli ta wiara nie zagraża życiu i zdrowiu innych. Katolicyzm w Polsce ma dziś uprzywilejowaną pozycję, ba, może poddawać tę świecką władzę krytyce, ale nie powinien w żadnym wypadku tej władzy zastępować. Ma pełną gamę możliwości oddziaływania na swoich wiernych w sferze sacrum i moralności i to powinno mu wystarczyć, to zresztą jest zawarte w Konkordacie. Ale profanum należy już wyłącznie do spraw władzy świeckiej, co tenże Konkordat też uwzględnia. Twoja opinia w sprawie aborcji, antykoncepcji, in vitro i małżeństw jednopłciowych wynika tylko z Twoich przekonań religijnych i nie ma z pragmatyzmem nic wspólnego, a prawo stanowione ma uwzględniać potrzeby w s z y s t k i c h obywateli, nie tylko wierzących. Zapominasz (Kościół również), że wierzącym nikt nie zabrania stosować się do reguł moralnych ich religii. Jak to sam określiłeś „nienormalność Kościoła” nie polega na potępianiu pewnych postaw, ale na tym, że uzurpuje sobie prawo zastępować władzę świecką nad bezwzględnie wszystkimi obywatelami, mimo że nikt Mu nie broni głosić wszystkim swoich wartości moralnych. Głosić, nie w y m u s z a ć prawem. Takie postawy jak: egzorcyzmy w stosunku do polityków (w tym pałacu prezydenta), czy grożenie posłom anatemą, daleko wykraczają poza uprawnienia tego Kościoła i postanowień Konkordatu, a Ty to nazywasz „zdrową współpracą” (sic!) Jeśli się mylę to mnie popraw: czy Jezus nakazywał przymuszać do wiary, czy też do niej tylko przekonywać?

      Usuń
  10. Pan Jezus przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, który KONIECZNIE CHCIAŁ ZOBACZYĆ Jezusa, ale nie mógł z powodu tłumu i swojego niskiego wzrostu. POBJEGL wiec NAPRZÓD i WSPIĄŁ się na drzewo aby moc go ujrzeć.
    By chcieć tak bardzo ujrzeć kogoś i rozpoznać go w tłumie, Zacheusz musiał interesować się osoba i znać Jezusa z relacji innych ludzi. Pragnienie ujrzenia Jezusa było tak mocne, ze Zacheusz ryzykował utratę swojej pozycji społecznej i ośmieszenie, by tylko zobaczyć Jezusa. Bóg patrzy w serce, Pan Jezus czynił jak widział ze Ojciec czyni.
    Pan Jezus poszedł w gościnę do człowieka, który był gotów przyjac Go w domu i w sercu, i uznał to za zaszczyt.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Między pragnieniem ujrzenia Jezusa, nawet bardzo silnym, a przyjęciem Jego wiary jest jednak pewna różnica. Zacheusz chciał zobaczyć, bo wiodła go ciekawość, a trudno było o Jezusie nie słyszeć w tamtym, konkretnym czasie. Dla przykładu: do Warszawy przyleciał Trump i bardzo wielu chciało go zobaczyć. Czy wszyscy chcieli przyjąć jego poglądy?
      Zapytam również: czy Zacheusz sam zapraszał Jezusa? Jeśli byłby gotów, jeśli pragnąłby przyjąć Jego nauki, nawet wizyta w jego domu Mistrza nie byłaby mu potrzebna. Jak to jest napisane w Biblii: „Błogosławieni ci, którzy nie widzieli a uwierzyli”.
      Równie serdecznie pozdrowienia odwzajemniam.

      Usuń
    2. Asmodeusz jeśli pytasz-„ Jezus nakazywał przymuszać do wiary, czy też do niej tylko przekonywać? Kto Cie przymusza do wiary Polsce? Życzyłbym Ci miesiąc pobytu w Arabii Saudyjskiej jako ateista piszący to co piszesz o KK i biblii lub w podobnym państwie to wracał byś najszczęśliwszy człowiek na świecie do Polski. Więc cóż to za narzekanie na katolicyzm. Następnie mamy tu błędną myśl przewodnią, która polega na tym, że Ty zatrzymujesz się na Kościele z I cz II wieku. Wtedy nie było państw z władzami chrześcijańskimi czy katolickimi. Było państwo jedyne z wiarą w Boga to Izrael, który jako państwo wiara i Religa była na pierwszym miejscu. Nawet pogański Rzym miał swoją wiarę i trzeba było się jej podporządkować. Zbiegiem czasu gdy Kościół się rozrastał jako instytucja a władzę w państwach obejmowali ludzie wierzący tak to zaczęło działać,że świeccy rządzący i wierzący współdziałali z nauką Kościoła. Kiedyś rządzili ateiści komuniści. Dziś rządzą katoliccy demokraci. Jedni mniej katoliccy drudzy bardziej. Dlatego tak to działa. Z drugiej strony moje zdanie jest takie, że niewierzący muszą mieć swój wybór. Jeśli Kościół się wtrąca to robi to dla dobra tego który robi coś niezgodne z nauką Ewangelii po to, żeby ratować przed złem taką osobę bo z drugiej strony to jest obowiązkiem duchownego. Lecz jeśli nie posłucha jest innego zdania i o innych wartościach to już nie powinno się wtrącać. Jeszcze uwaga do GRETY co do władzy. Jeśli władzę sprawuje katolik to może lecz nie musi sobie wziąć słowa z Pisma św. cytuje- Bądźcie posłuszni władzom sprawującym rządy. Każda władza pochodzi bowiem od Boga. Ci, którym podlegacie, również zostali więc powołani przez Niego. Kto przeciwstawia się władzy, burzy porządek ustanowiony przez Boga i sam ściąga na siebie karę. Ludzie sprawujący władzę nie są postrachem dla tych, którzy postępują dobrze, ale dla czyniących zło. Nie chcesz żyć w strachu przed władzą? Czyń dobrze, a otrzymasz od niej pochwałę! Bóg ustanowił rządzących dla twojego dobra”…

      Usuń
    3. Błagam, nie strasz mnie Arabią Saudyjską, ja tam się nie wybieram nawet na urlop. Dyskutujemy o Polsce. Zapytam za to przekornie: nie widzisz wpływu Kościoła na takie elementy życia jak np. katolickie święta, kuriozalna „klauzula sumienia, zakaz refundowania in vitro, wycofanie tabletki „dzień-po”, zakaz zakupów w niedzielę i grożąca zaostrzeniem ustawa antyaborcyjna? Dodałbym jeszcze wpływ katechetów na zajęcia w szkołach, wpływ na kulturę (wprowadzenie cenzury), chęć zakazu pewnych przedstawień, zmuszanie do oglądania odrażających plakatów organizacji pro-life, itd., itp. Nie rozumiesz metafory – to są przykłady przymusu stosowania się do zasad religii wbrew zasadzie wolności wyznania.

      Ja odnoszę się do czasów gdy Kościół chrześcijański rządził również przez władzę świecką, nie do czasów pierwszych chrześcijan. I kolejne kuriozum: „Jeśli Kościół się wtrąca to robi to dla dobra tego który robi coś niezgodne z nauką Ewangelii po to, żeby ratować przed złem taką osobę bo z drugiej strony to jest obowiązkiem duchownego”. Mirku, ten Kościół niech ratuje swoich wiernych gdzie niemal wszyscy to grzesznicy, a tych, którym z Kościołem nie po drodze, niech zostawi w spokoju. Kościół nie ma lekarstwa na zło, bo sam jest złem przesiąknięty, więc nikogo nie uratuje. Jeśli duchowny wpoi swoim wiernym czym jest dobro i ci wierni będą się do takich wskazówek stosować, to dopiero wtedy może ewangelizować innych, pod warunkiem, że będą mieli na to ochotę.

      Piszesz: „Każda władza pochodzi od Boga” – zastanów się co piszesz, bo z tej tezy wynika, że władza Hitlera i Stalina też pochodziły od Boga. Nie Mirku, władza świecka nie pochodzi od Boga, nawet jeśli najbardziej byś się o to starał.

      Usuń
    4. Asmodeusz piszę trochę zbyt długie teksty i nie czytasz uważnie bo nie chce pewnie się ich czytać. Może też nie sprecyzowałem. Każda władza pochodzi od Boga bo bierze jej początek.Lecz to nie znaczy,że skoro władza jest ustanowiona od Boga to już będzie rządziła zgodnie z normami Ewangelicznymi.Przykład władzy Salomona,który ją sprofanował. Hitler i Stalin sprofanowali władzę bo oni stali się bogami dla siebie i zmanipulowanego ludu. W gwiazdkach cytuje Twój wpis***: nie widzisz wpływu Kościoła na takie elementy życia jak np. katolickie święta, kuriozalna „klauzula sumienia, zakaz refundowania in vitro, wycofanie tabletki „dzień-po”, zakaz zakupów w niedzielę i grożąca zaostrzeniem ustawa antyaborcyjna? Dodałbym jeszcze wpływ katechetów na zajęcia w szkołach, wpływ na kulturę (wprowadzenie cenzury), chęć zakazu pewnych przedstawień, zmuszanie do oglądania odrażających plakatów organizacji pro-life, itd., itp. Nie rozumiesz metafory – to są przykłady przymusu stosowania się do zasad religii wbrew zasadzie wolności wyznania.*** i Ty chcesz powiedzieć, że to jest straszna krzywda wyrządzona przez Kościół i brakiem wolności dla obywateli ?.Władza bez Boga ma również swoje święta i takie nakazy które godzą w czyjeś sumienie. Kraje zachodu Europy tzw. Cywilizowane godzą sumienie katolika i muszą się z tym godzić. Co do zakazu zakupu w niedziele to nie ma takiego zakazu i nie będzie jeśli chodzi o ścisłość. Odwrócę sytuacje-rządy ateistyczne z historii świata nic dobrego nie zrobili i są przesiąknięte złym więc niech nie upominają Kościoła. Żaden rząd ateistyczny nie ma lekarstwa na dobro. Więc niech nie pouczają Kościoła.

      Usuń
    5. Zapewniam Cię, że ja czytam Twoje komentarze dokładnie. Raz, gdy chcę się z nimi zapoznać, po raz drugi, gdy odpowiadam. Jakie wnioski wyciągam jest efektem tego jak piszesz i jak Twój tekst potrafię zinterpretować. Nie ma mocnych, ja do Twojej głowy nie wejdę, aby czytać tak jak Ty byś chciał.

      Ja bym się jednak nie odwoływał do rządów ateistów, po pierwsze, dlatego, że były stosunkowo krótkie jak na rządy chrześcijańskie, dwa, akurat przy władzy byli ci, którzy ateizm wypaczyli. Zresztą ja nigdzie Ci nie sugeruję, że tylko rządy ateistyczne mogą zapobiec złu. To marzenie ściętej głowy.

      Owo stwierdzenie „Władza pochodzi od Boga” jest wymysłem wierzących. To ma swoje wyjaśnienie w historii religii nie tylko chrześcijańskiej. Jeśli interesowało Cię religioznawstwo, to byś się tym sloganem nie podpierał. Tylko, że to nic nieznaczący szczegół. Ponad wszelką wątpliwość każda władza deprawuje, nawet katolików, o czym przekonujemy się naocznie nawet dziś. Bo ta władza sprowadza człowieka do nic nieznaczącej, mającej być bezwzględnie poddaną tej władzy jednostką. Pytanie: Czy Bóg kocha bezwolną społeczność poddaną jednemu władcy, czy konkretnego człowieka? Dał wolną wolę człowiekowi czy tylko władzy, która tę wolną wolę jednostki ogranicza wedle swojego widzimisię?

      Otóż to, władze nie bronią Ci wyznawać wiary, jakąkolwiek byś sobie nie wybrał, ale wymagają uwzględnienia innych. Jedynym sposobem, aby nie dopuścić do krwawych wojen międzyreligijnych jest ograniczenie ich wpływów na świeckie życie. Wyobraź sobie w tak wielokulturowych tyglach jak Francja czy Niemcy, że wszystkie ważne religie wymuszają na innych stosowanie się do swoich rytuałów i uznawania swoich świąt, za obowiązujące wszystkich. To by się źle skończyło. Czy prawdziwa wiara naprawdę wymaga świętowania wszystkich świąt na okrągło, tak jak je Watykan wyznaczył? Czy przymuszanie bezwzględnie wszystkich do świętowania jest warunkiem spełnienia się w wierze? Ja wiem, marzeniem katolików jest aby wszyscy ludzie na ziemi byli katolikami. Ale zapytaj buddystów, hindusów, Żydów, islamistów, protestantów, świadków Jehowy, nawet scjentologów i ateistów, czy ich marzenia nie są inne?! Przecież tego nie da się nawet osiągnąć krucjatami.

      Usuń
  11. DOKOŃCZENIE -jeśli władzę sprawuje katolik, który zgadza się z nauka Kościoła to jak ma postąpić??? Czasami wiarę i politykę trudno tzn. PRZEWAŻNIE wiarę i politykę jest trudno pogodzić. Więc jak jest wierzący i bierze się za władze a potem postępuje wbrew nauki Kościoła to niech się nie bierze za politykę. Nie umniejszając nauczaniu apostoła Pawła, trzeba stwierdzić, że pisał on swój list w warunkach, w których nie było mowy o demokracji, upodmiotowieniu człowieka. Niewolnictwo było stałą częścią tamtego społeczeństwa. Zatem dzisiaj katolicka nauka społeczna potwierdza słowa św. Pawła, ale pod dwoma warunkami. Otóż władza pochodzi od Boga, gdy „została swobodnie i uczciwie wybrana przez obywateli oraz gdy nie zdegenerowała się w toku wypełniania swych funkcji”. Stajemy u podstaw demokracji. Władza może być narzędziem działania Boga, a zatem autorytetem, gdy jest swobodnie i uczciwie wybrana, a zarazem, gdy w swym działaniu ma na celu dobro wspólne społeczeństwa.Takiej władzy należy się szacunek i poparcie. Wiemy, że nie jest łatwo być wiernym i uczciwym, choćby przez jeden dzień. Obciąża nas nasza grzeszność, choć pochwalamy to, co dobre. W przypadku władzy potrzebna jest jej kontrola, aby zapobiec degeneracji. Potrzebny nasz głos, który poparty wieloma innymi, może wpłynąć na losy sprawujących rządy. Mają oni prawo do zyskania autorytetu, ale i powinność wypełniania zobowiązań wobec swych wyborców.
    W bezpośrednim związku z tematem tych rozważań pozostaje pewne zdarzenie z Ewangelii opisane przez św. Mateusza. Oto Jezus został wystawiony na próbę przez faryzeuszów w sprawie płacenia podatku. Pamiętamy, że zapytano Go, czy należy płacić podatek Cezarowi, a więc okupantowi w tamtych warunkach. Wydawało się, że jakiejkolwiek by nie udzielił odpowiedzi, będzie w konflikcie z jedną lub drugą stroną. Tymczasem Jezus, przejrzawszy podstęp, dał odpowiedź salomonową: „Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga” (Mt 22,21). Mówiąc inaczej, Bogu należy się kult, którego nie należy okazywać władzy świeckiej. Władza świecka zaś nie może być tylko służebnym administratorem powierzonego jej mienia. Człowiek, którego cel ostateczny jest ponad posiadaniem i byciem członkiem społeczeństwa, jest wartością, która wyrasta ponad władzę. Zatem żadna władza nie może być panem jego sumienia, bo to sfera działania zastrzeżona dla Boga. Gdy jakaś władza próbuje wkraczać w tę sferę, przekracza swoje kompetencje. Niestety, nie brakuje we współczesnym świecie takich prób. Trzeba nam się dobrze rozglądać, bo przez demokratyczne z pozoru procedury wkradają się do życia publicznego wilki w owczej skórze.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz stuprocentową rację, jeśli katolikowi nie odpowiadają te normy rządzenia, które muszą chronić przekonania innych, nawet jeśli są w mniejszości, nie powinien brać władzy w ręce. Jeśli jednak bierze, musi prawa tej mniejszości chronić, inaczej stanie się tyranem.
      Zapytam więc, jaki jest Twój stosunek do dzisiejszej władzy, która ma na ustach frazesy religijne i próbuje je przekuć na wszystkich bez wyjątku?

      Usuń
  12. Z Zachuszem i zabwieniem. Gdyby nie chcial zbawienia nie wlazlby na drzewo. aby lepiej widziec Jezusa. Nie czulby sie zaszczycony przyjmowaniem takowego goscia. Mogl sie wykrecic, ale nie zrobil tego.
    Tak samo jak przedstawiony w jednej z Ewangelii bogacz ( nie pamietam szlo chyba o rzymskiego setnika), ktorewmu zachorowal sluga. Przyszedl do Jezusa i mowi mu, ze potrzebuje uzdrowienia dla kogos tam. A Jezus na to, ze ok, ze zaraz przyjdzie. Ow proszacy odpowiedzia, ze to nie jest konieczne, ze przeciez wystarczy aby Jezus wyslal swoje "slugi" ( moce, energie czy cos tam innego ... to juz moje tlumaczenie) i bedzie w porzadku, wystarczy, osobista obecnosc Jezusa w jego domu nie jest przeciez konieczna- coz za brak goscinnosci, nieprawdaz? Ogolnie to ujmujac, nie chcial Jezusa pod swoim dachem, nie wiadomo z jakich powodow Go nie chcial, ale czepial sie Go jak ostaniej deski ratunku, potrzebowal jego pomocy. I co na to Jezus? Tupnal noga? Wkurzyl sie? Poprzewracal stragany? Powiedzial cos w stylu: " O ty niewierny psie! Potrzebujesz tylko i wylacznie mnie z powodu cudu, nie zas jako osobe, jako kogos waznego?"? Gniew Jezusa bylby w tym momencie uzasadniony, bo ktos chce w tym ukladzie li tylko skorzystac, nie interesuje go dana osoba. Interesuja bogacza mozliwosci jakimi dana osoba dysponuje. Jezus pochwalil wiare setnika. Nie potraktowal go batem. Powiedzial cos w stylu, ze wielka jest wiara stenika i niech mu sie tak stanie! I odszedl ow setnik a znaim doszedl do domu sluga wyzdrowial.
    Jezus nie szedl nigdzie tam, gdzie go nie chciano. Nie pchal sie na sile. Jakbys nie chcial zabwienia to spoko- przeciez nic na sile.

    Natomiast to ze straganami....mnie zawsze zastanawia i uswiadami mi bogactwo interpretacyjne, nasze roznice w pojmowaniu, w zwracaniu uwagi na rozmaite rozne rzeczy poprzez ludzi czytajacych Ewangelie. Mi sie spodobal wyklad Szustaka o owych stolach w swiatyni. Jezus robi dziure w zastanym systemie. I porownuje to z tym co zrobil w kosciele papiez Benedykt. Raz sie w historii kosciola zdarzylo, ze papiez odszedl z urzedu, ale to byly ponoc calkiem inne sprawy, nie to. co u Benedykta. Nigdy to sie nie przytrafilo jeszcze w taki sposob w jaki zlozyl urzad Ratzinger. Odchodze, zbieram manatki i koniec..... Rzecz nie do pomyslenia. To taka sama akcja, jak rozpierdzielenie owych stolow w swiatyni jerozolimskiej. Zrobienie rozpierduchy w zastanym systemie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tyle będę polemizował z Twoją interpretacją zachowania Zacheusz ile wyjaśnię, ze ja swoją opieram na książkach ks. T. Halika, dla którego ów Zacheusz jest postacią przewodnią, inspirującą do ewangelizacji agnostyków i niewiernych poszukujących. Z przypowieści o Zacheuszu wcale nie wynika poszukiwanie nowej wiary i zbawienia (był przecież wierzącym Żydem), ale tylko ciekawość kim jest Jezus, i co oferuje Jego wiara. Znamiennym jest tu fakt, że przyjął ją dopiero po wizycie Jezusa.
      przypowieści o setniku i chorym słudze [Łk 7, 1-10], chodzi li tylko o silną wiarę. Tam Jezus wychwala owego setnika: „Powiadam wam: Tak wielkiej wiary nie znalazłem nawet w Izraelu”. Nie chodzi przecież o brak gościnności, a o wiarę w moc Jezusa. Tylko jak porównać Setnika do Zacheusza? Pierwszy wierzył i pragnął cudu, drugiego cechuje li tylko ciekawość.

      Zaskakujesz mnie tym porównaniem zachowania Benedykta do wypędzenia kupców. Nigdy w ten sposób o tym nie myślałem. Bo czy Benedykt naprawdę tylko zabrał swoje manatki i odszedł? Raczej widzę dwa motywy. Pierwszy zrobił tyle ile mógł, a zrozumiawszy, że na więcej go nie stać odszedł, ale Boga nie porzucił, „nie wygnał ze swej świątyni”. Drugi motyw to przyznanie przed samym sobą, a to akt wielkiej odwagi, że już jest za stary i obowiązkom nie podoła. Ale i tu wiary się nie wyrzeka.

      Ks. T. Halik wyraźnie precyzuje o jakie stragany mu chodzi i o ich zły wpływ na postrzeganie wiary. A to ma już silny związek z przypowieścią o wygnaniu kupców ze świątyni.

      Usuń
    2. Ja szukam analogii w tym co opisales i w tym jak ja na sprawe patrze, ty szukasz we wszystkim ks. T. Halika, tego jak on patrzy na sprawy. Podoba ci sie jego spojrzenie.

      Dobrze- posiadasz autorytety, a to ponoc we wspolczesnym swiecie cos pozytywnego, bo wspolczesny swiat cierpi z powodu braku autorytetow.

      Wybacz- nie znam goscia i nie bardzo do mnie przemawia to co mowi. Nie dlatego ze nie ma racji, ale nie znam calosci....

      Ta opowiastka o Zacheuszu- w sumie to nie jest opowiastka, wspomniales tylko o gosciu a skupiles sie w 100% na rozrobie w swiatyni. Nawet nie wiem o co ci konkretnie chodzi z tym Zacheuszem.
      Odebralam to tak wedlug twoich slow, ze tak jak Zacheusz przyjal Jezusa ty tez bys go przyjal, a za owe przyjecie Jezus odwdzieczyl sie Zacheuszowi obietnica zbawienia, ty bys natomiast juz tego zbawienia nie chcial. No i co z tego wynika, ze Jezus narzucil sie ze swoim zbawieniem Zacheuszowi?
      Zacheusz jest poborca podatkowym, pracuje na urzedzie wroga. Odbiera od biednych ludzi kase, oddaje okupantowi. Nie jest powazany przez swoich, w ich miemaniu jest grzesznikiem. Kolaborantem na uslugach obcych.
      Do akcji wkracza Jezus ( lazacy po okolicy nauczyciel) slawa i opowiesci o jego czynach go poprzedzaja. Zacheusz jest zainteresowany, zadaje sobie kupe trudu aby Jezusa zobaczyc. Takich krazacych nauczycieli- uzdrowicieli bylo w panstwie izrelskim wtedy dostatek. Jezus nie byl jedyny. Chodzili ze swoimi uczniami, udrawiali, nauczali...
      Tlumek sie przyglada Jezusowi, tlumek nie jest absolutnie bezkrytyczny wobec Jezusa, a juz kiedy idzie na goscine do Zacheusza to w ogole robi bardzo niepolitycznie. Wyrabia sobie zly pijar. "A co to? Taki wszystkowiedzacy, znajacy ludzkie serca i pragnienia Jezus, a nie wie z kim ma do czynienia? Z gnebicielem narodu sie zadaje. Zaszczyca go swoja obecnoscia. Tez mi znawca ludzi, na psa twoja mac..."- i ludziska pokryjomu spluwaja ( to moj dopisek, nie ewangeliczny), odwracaja sie , watpia...
      Jezus nie idzie do kazdego. Przychodzi do tych, ktorzy pragna go przyjac. chca, zapraszaja...maja wenetrzne pragnienie, ogien.... I nie po "szacie" ocenia tych, z ktorymi sie zadaje, choc im starsza jestem tym bardziej wydaje mi sie, ze to, co robimy, czym sie zajmujemy okresla nasze jestestwo. Zacheusz robi cos , co w tamtych czasach uchodzilo za sprzeniewierzenie sie narodowi, grupie, gminie... Wtedy, w tamtych czasach, grupa, gmina, swoja spolecznosc ( nacja) to byla swietosc. A Zacheusz jakos tej swietosci nie potrafil zachowac, dochowac jej wiary, lojalnosci.... Jest w pewien sposob izolowany. Jezus to zmienia. Wchodzi w jego zycie. Dla mnie sa to sceny symboliczne. I na pewno Jezus sie nie narzuca nikomu, ani nikomu nie wprasza. Idzie tam gdzie ludzie wewnetrznie go pragna.
      Nienzapominaj, ze Jezus tez byl wierzacym Zydem. Powiedzial w ktoryms momencie, ze nie przyszedl zmieniac swietych Pism, ze tam zadna kropka nie zostanie przestawiona, czy tez zmieniona. On przyszedl tylko to dopelnic, nadac temu ducha...zeby owa wiara nie stala sie bezduszna litera prawa.

      Usuń
    3. Setnika przytoczylam li tylko dlatego, ze bywaly przypadki, kiedy Jezusa nie przyjmowano, nie chciano go pod swoim dachem. Zastanawiam sie z ta wiara setnika. czy to jest wiara wiernego Zyda, czy wiara w moce, energie, abra kadabra... ?Poganie przeciez tak postrzegali swoje bostwa. On w Jezusie widzial kogos znaczacego, kto ma wladze nad zywiolami, dzieki komu jego sluga moze wyzdrowiec. I idzie i prosi mocarza o przysluge, ale aby od razu takiego nauczyciela do domu pod strzeche...nie no, az tak to nie:) Wystarczy aby nauczyciel wydal rozkaz, a sily beda mu posluszne. To nie jest wiara kogos kto rozumie o co biega w naukach Jezusa. To jest zaufanie, wiara zolnierza w posluszenstwo rozkazom.

      O co ci chodzi z Benedyktem? Sprzeciwil sie systemowi, cos zaburzyl, cos wywrocil, zrobil swym zachowaniem i podjetymi decyzjami cos na styl Jezusa w swiatni jerozolimskiej. Sprzeciwic sie sytemowi to nie znaczy sprzeciwic sie Jezusowi, to nie znaczy " ja wam dziekuje za wasza wiare, obrazam sie i kuniec". Nie, nie...to jest czlwoiek, ktory wiare i to silna, posiada, ale system jest nie teges. Jezus tez nie sprzeciwial sie Bogu, pomimo ze na sadzie osadzili go za bluznierstwa, za zycie niezgodne z wytycznymi religii. A Rzymianie konkretnie widzieli w nim wichrzyciela. Tzn. tak im Jezusa przedstawiono, a ze rok wczesniej na swiecie paschy jakis barbarzynski zolnierzyk rzymski sprowokowal tlum pokazujac na dziedzincu swiatyni bodajze gola dupe i tak tym ruszyl wiernych, ze doszlo w Jerozolimie do malego powstania...tak tez Rzymianie nie cackali sie i szybko skazywal wszelakich ludzi posadzonych o wichrzycielstwo. Starszyzna kaplanska wiedziala jak podejsc rzymskie wladztwo aby jak najszybciej Jezusa sie pozbyc. To byl konflikt ludzi na plaszczyznie tej samej wiary, tak samo jak z Benedyktem...wiara to podstawa, ale

      Te stragany, ktore Halik tak wyraznie precyzuje- w sumie to jego precyzja- kazdy moze precyzowac ciut inaczej.

      Usuń
    4. Muszę coś wyjaśnić, abyśmy się dobrze rozumieli. Praktycznie ateizm, czyli mój światopogląd, jest w tym kraju wyszydzany. Próbowałem sobie z tym poradzić zatapiając się w literaturę ateistyczną. Pierwszym błędem było sięgnięcie po książki Dawkinsa i treści zawarte na portalu Racjonalista.pl. Wojujący ateizm nie jest dla mnie, bo utożsamiłbym się z tymi, którzy ateizm wyszydzają. Niestety, racjonalnej literatury o ateizmie raczej jest malutko (Comte-Spanville). Więcej jest literatury krytykującej na ślepo ateizm (Zatwardnicki). Takie argumenty łatwo zbić. W końcu trafiłem na Hellera, który próbuje świat nauki przekuć na potrzeby religii. Ale to też mało ciekawe i jeszcze mniej inspirujące. W końcu pojawił się T. Halik z serią kilku ciekawych książek. Jedyny problem z nim taki, że on ciągle powołuje się na tego Zacheusza. Dla niego Zacheusz jest człowiekiem z obrzeża, wprawdzie wierzącym ale wciąż poszukującym. Poszukującym tak długo, aż trafił na sykomorę. I tu różnimy się w ocenie: Ty contra Ja i Halik. Zacheusz nie szukał konkretnie religii Jezusa, on szukał dobrej religii, i w końcu na Niego trafił i dał się do Jego nauk przekonać. Gdyby Jezus się nie wprosił, Zacheusz pozostałby wciąż poszukującym. Wydaje mi się, że reakcja tłumu jest tu bez znaczenia, choć być może ma związek z zarozumiałością wierzących. T. Halik jest zdania, że aby być prawdziwie wierzącym trzeba wpierw przyjąć postawę Zacheusza, zmierzyć się ze światem ateistów i agnostyków, tyle, że nie przez ich wyszydzanie, a raczej zmierzenie się z pytaniami, które oni stawiają. Bezkrytyczna wobec siebie wiara, staje się ludowym celebrowaniem rytuałów. Patrząc na polski katolicyzm, trudno się z tym nie zgodzić,

      Celnika trudno ocenić. Może była w tej odmowie próba sprawdzenia jak „wielkim” jest Jezus, ale z drugiej strony Jezus, jako Bóg, musiał znać prawdziwe jego intencje. Skoro łatwo rozpoznał zamiary szatana, tym łatwiej rozpoznałby fałszywe zamiary celnika.

      Odebrałem Twój tekst o Benedykcie jako porównanie do wypędzenia kupców i naprawdę nie pojmuję tego porównania. Benedykt niczego nie burzył ani swoją działalnością, ani tym bardziej swoim odejściem. Uznał, że swoim działaniem w tym wieku może Kościołowi zaszkodzić i postanowił oddać tron.

      A jednak. W jaki sposób można „wzbogacić” religijność tandetą obrazków, rzeźb i innych dewocjonalii?

      Usuń
    5. Kiedy czytam ksiazki o Jezusie, ale tez ksiazki historykow danej epoki, historykow niewierzacych, ktorzy opowaidaja o realiach zycia ludzi tamtych czasow to Jezus wypedzajac kupcow ze swiatyni jest kamikadze. Sam siebie wysadza w powietrze- ogolni bardzo niepolityczny z niego byl typ. Z jednej strony cechowala go niesamowita dbalosc o tych najubozszych- to nawet potwierdzaja muzulmanscy badacze tamatu. Jezus dbal o tych najubozszych na wszystkich plaszczyznach, nie opuszzcal tez plaszczyzny moralnej, bo co z tego , ze ktos zyl w przepychu lub na niezlym poziomie poiadania- materialnie se radzil, ale moralnie to byl dopiero syf ( Maria Mgadalena, Zacheusz....) . Nie odrzucal tez tych poszukujacych , znawcow Pisma, tradycji, ktorzy przychodzili do niego noca, kryjac sie przed wspoltowarzyszami i pytali o wiele. Nazywal ich ojcami- medrcami.... (Nikodem), ze tacy wlasnie beda mieli potencjal aby byc tymi autorytetami i prowadzic innych- my sie tegobardzo mocno teraz boimy, bo autorytety sie myla- tym bardziej im wiecej wiedzy posiadamy, ale kiedys ludzie zyli na dosc niskim poziomie wiedzy. Potrzebowali przewodnikow- autorytetu....Zreszta my ich tez potrzebujemy- nie ma czym sie czarowac.

      Wracajac do swiatyni, jezeli jezus zna realia zycia ludzi, to wie, ze taka swiatynia daje zatrudnienie. Ze ci biedni moga zarobic chociazby lapiac owe rytualne golebie i dajc na sprzedaz....przeciez ci kucy jak w dym uderzyli na skarge do kaplanow po takim lomocie jaki batem dostali- madrala, bedzie im tu niszczyl trudno uciulany zarobek. Kaplani tez na tym korzystali. Nie dziwi fakt, ze pod swiatyniami kupa ludzi robi interesy- chciazby zebracy...takie miejsce. Mnie to nie rusza, sama ide i kupuje cos od nich dajac owym ludziom zarobic. Nawet namawiam meza, aby nic na drige nie bral, bo zjemy cos z budy pod Czestochowa. A gusta ludzie maja rozniste...sam powiedziales , ze duzo w polskim katolicyzmie sporo ludowosc, kolorowych jarmarkow i co? Chcesz to ludziom bedacym na takim , a nie innym poziomie rozumienia spraw odbierac? Wiara ma wiele obliczy i mierzy sie nia tym co robimy po wysluchaniu kazania. Jedni maja taki dar wiary, drudzy go naybywaja bo potrzebuja zmierzen...ja sama tego potrzebuje, ale czesto potem patrze na sprawy wiary- duchowosci tak jak ci niby o niskim poziomie intelektu, ktorzy potrzebuja rytualu....Ja potrzebuje rytualu- rytualy sa wazne dla nas ludzi...nwte niewierzacy je posiadaja.

      Setnik, mysle, ze Jezus wiedzial co jest na rzeczy. Mnie stenik ujmuje miloscia do slugi, przeciez to tylko sluga- musial ow setnik byc z nim w dobrych relacjach. Ujal mnie setnik swym zaufaniem i nie kategoryzowaniem ludzi, ze jak Zyd to mozna mu dupe na swiatynnym dziedzincu pokazac.

      Usuń
    6. Teoretycznie Jezus był dla wszystkich i ja się z tym do pewnego momentu zgodzę. Niemniej są w NT dwa momenty, kiedy to nie jest takie pewne. Ewangelia św. Marka „Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego” [Mk 10, 25] oraz z Mateusza „I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego” [Mt 10 46]. Niby ten dobry Jezus „powołuje” piekło dla tych, którzy w niego nie uwierzą i nie wypełniają Jego woli. Wprawdzie idea piekła istnieje już wcześniej, ale nie miało ono tego charakteru, jakie mu nadaje Jezus (wieczne męki).

      Domniemasz (usprawiedliwiasz) Jezusa. Jezus wiedział co robi, wypędzając kupców. Ba, nakazuje zburzyć całą świątynię. To jest metafora, bo chodzi Mu wyraźnie o formę religijności. Potępia właśnie rytualność, która zasłania prawdziwą wiarę. Zauważ, że ewangelie kładą nacisk tylko na jeden symboliczny rytuał wynikający z ostatnie wieczerzy – rytuał „przemienienia”. Ja nie chcę ludziom (wiernym) niczego odbierać, nawet nie jestem w stanie. Tylko zauważ, że ludzie inteligentni zaczynają od takiej rytualności odchodzić, stąd taka skala sekularyzacji. Nie oszukujmy się, poziom wiedzy z każdym pokoleniem się podnosi i można im spokojnie wytłumaczyć, że wiara nie staje się lepsza przez odpustowe świecidełka, że to bardziej przypomina kult „pozłacanych bożków” niż wiarę jakiej wymaga Jezus. Jarmarki? Ok, niech są te jarmarki z piwem i kiełbaską z rożna, z muzyką, z rzeźbami i malowidłami, ale nie o charakterze religijnym, bo to nie ma nic wspólnego z religią i wiarą, nawet jeśli tam są jakieś religijne symbole. Jakiż wielki nacisk kładzie Kościół na obrazę uczuć religijnych, a jednocześnie nie robi nic, kiedy pod kościołem sam siebie obraża koszmarnymi dewocjonaliami (pisałem o tym tu: http://antyfronda.blogspot.com/2017/08/klatwa-klatwy.html).

      To może faktycznie ujmować, ale chyba nie jest ewenementem. Mnie moja szefowa bardzo pomogła, gdy przeżywałem poważny kryzys

      Usuń
    7. O tym uchu igielnym i bagaczu- czujesz sie az tak baogaty ( moze faktycznie jestes) , ze wraz ze swoim dobytkiem nie bedziesz mogl sie przez owe ucho igielne przecisnac?
      Daj spokoj... trzeba by bylo przeanalizowac konkretna sytuacje w jakiej Jezus wypowiada te slowa. Poczytaj sobie...chlopak przychodzi i konkretnie pyta co ma zrobic aby zdobyc zycie wieczne. Jezus udziela mu porady aby przestrzegal przykazan, mlodzik na to, ze czyni to wszystko, zna przykazania. Jezus patrzy na chlopaka z miloscia, podoba mu sie ta postawa, postawa zapalenca do zdobycia najwyzszego szczytu. Dzieciak ow jest na dobrej drodze , ale ....Jezus podrzuca mu cos jeszcze... aby nie przywiazywal sie do rzezczy tego swiata, nie ma sensu- dzisiaj to masz jutro moze strawic to ogien, zabrac wielka woda, splondrowac szarancza, odebrac wredna zona ( to raczej na dzisiejsze czasy...). Nie gromadz, a jezeli juz to niech to nie bedzie dla ciebie bozkiem, abys nie spedzal nad tym zbyt wiele czasu i nie bal sie, ze to mozesz stracic...Zobacz co dzieje sie z owym mlodziencem- smuci sie, bo jakzesz trudno mu pozbyc sie tego co posiada. Jest przywiazany...ma sznureczek, ktory go bardziej trzyma przy ziemi niz pcha do gory. Jakos tego akurat sznureczka nie chce chlopczyna wypusci z reki.
      Lubie mamone. Zawod wybralam z przekonania, ale miejsce pracy , w tym ukladzie przewazyla mamona...
      Moze inaczej... moze zrozumiemy nicosc tej mamony, kiedy bedziemy "stali nad grobem"? Moj tesc- Niemiec- dziadek 80 letni czynil plany remontu domu, udoskonalania go...zastanawialam sie zawsze , na co mu to? Po co taki angaz, skoro i tak nie zabierze tego ze soba w zaswiaty. Nie przejdzie, nie przecisnie sie- tam nie ma miejsca dla materii. Poza tym Niemcy inaczej pojmuja wolnosc niz my, chyba tez troche falszywie. Dla nich wolnosc to finanse, posiadanie.... wedlug nich jak masz kase , wtedy jestes wolny. Czy na tym to jednak polega?

      Fragment dotyczacy piekla- sprawiedliwi zas pojda do zycia wiecznego, czyli oplaca sie byc sprawiedliwym ( w wydaniu ludzi tamytch czasow szlo o bycie swietym). POdales niewlasciwe namiary na Ewangelie, bo nie moge odnalezc cytatu. I nie moge sie poprzez to odniesc do twojej wypowiedzi.

      Kiedy zas chodzi o Jezusa i swiatynie, nie usprawiedliwiam Jezusa, ale tez nie potepiam. Jest dla mnie dziwne to jego zachowanie. Niewatpliwie jest wkurzony. Z tego co kiedys tam czytalam to owe praktyki zydowskie byly jak zaboboniarstwo... Mnie stragany pod kosciolem nie wkurzaja- niech ludzie zarabiaja, jezeli sa nabywcy to czemu nie, mnie wkurza praktyka kupowania Mszy. Handel Mszami, to jest dla mnie czasami dziwne. O wiele dziwniejsze niz watpliwej jakosci dewocjonalia sprzedawane pod kosciolem. Gdyby Jezus wpadl z batem i po grzbiecie przejechal kilku, ze jak tak moga JEGo MSZAMI handlowac, wtedy bym zrozumiala i usprawiedliwiala ow gniew.

      Ten ostatni akapit to odniesienie sie do setnika? Oczywiscie , ze ujmuje. Wtedy ludzie zyli w bardziej kastowym spoleczenstwie niz to jakie my mamy obecnie. Jezeli okupant przychodzi do Jezusa i prosi go o przysluge...wtedy ludzi sprzedawano, odbierano wolnosc, co znaczyl niewolnik? Nic. Setnik przychodzi i prosi o zdrowie dla slugi, niewolnika ( moze to jego stary piastun byl). Pewnie, ze ludzie ludziom pomagaja. Ale kiedy Jezus rozmawial z Samarytanka to jego otoczenie sie dziwilo- przeciez to byla obca, pomagalo sie swoim, na obcych nie tracilo sie czasu.

      Nowisz, ze twoja szefowa ci pomogla, kiedy przezywales kryzys, ale chyba nie dokonala cudu uzdrowienia? Bo my mowimy o cudzie uzdrowienia slugi setnika.

      Usuń
    8. Nie, nie czuję się bogaty ;) Gorzej z tą sprawiedliwością (nie u mnie, choć ją inaczej rozumiem) Rzecz w tym, że można być sprawiedliwym, bez wiary w Boga i tak piekło.

      We mnie rodzi się pytanie, czy gromadzenie dóbr, nawet mając świadomość, że się ich do grobu nie weźmie, jest złem? W końcu są spadkobiercy, można też dobra przekazać na cele charytatywne (po śmierci). Oczywiście, czynienie z takich dóbr bożka, to już raczej pod psychiatrę podlega. W gruncie rzeczy, tyle nas po śmierci, na jak długo pozostajemy w czyjeś pamięci, a te zgromadzone dobra mogą tę pamięć wzmocnić ;) Pasuje tu jak ulał przykład Nobla. Martwić się na zapas, bo stanie się nieszczęście, to też bym podpiął pod psychiatrę. Tego nikt nie przewidzi, nawet najlepszy ubezpieczyciel. Młodzieńca w jakimś sensie rozumiem, choć nie wiem czy sam majątek zgromadził, czy go dostał w spadku. Im większa lokata na koncie, tym pewniejsza przyszłość. A propos dewizy Niemców: forsa szczęścia nie daje, ale bez forsy, lepiej nie gadać ;)

      Powtarzam adres:
      http://antyfronda.blogspot.com/2017/08/klatwa-klatwy.html
      jeśli znów coś nie tak, notka z dnia 16 sierpnia 2017 „Klątwa klatwy”

      Też mam problem z płaceniem za mszę, choć dziś raczej w sferach teoretycznych. Nie zamawiam to i nie płacę. Ale, ksiądz też człowiek, a odprawienie mszy to jego praca. To, że biorą, raczej mnie nie ziębi, może tylko powinni bardziej elastyczni w zależności od zamożności zamawiającego.

      Faktycznie szefowa cudu nie czyniła, ale najbliższe mi osoby problemu nie widziały. Jak wiesz, jestem niewierzący, w żadne cuda NT nie wierzę. Przypowieść o celniku traktuje tylko w kategorii morału.

      Usuń
    9. Mi sie podoba jak Osho tlumaczy Ewangelie o wskrzeszeniu Lazarza. Osho byl Hindusem, nie chrzescijaninem. Ladnie obdzieral nas - ludzi ( nie chodzi o konkretne wyznania) z zafalszowania, swietoszkowatosci.
      Do rzeczy jednak. Osho mowil, ze dla niego ewangelia o wskrzeszeniu Lazarza ( nie wchodzil w dyskucje czy to byl fakt, czy wymysl, bo to w tym wszystkim absolutnie nie mialo sensu, nie bylo konieczne.... wedlug niego, niech to czynia ludzie, ktorzy tego potrzebuja i na tym cos tam buduja). Opowiesc o Lazarzu, to wedlug Osho opowiesc o roli mistrza w naszym zyciu. Wszyscy jestesmy Lazarzami, nie zyjemy ( chodzi o to prawdziwe zycie). Tak, jak Lazarz sie rozkladamy, smierdzimy w tych swoich przekonaniach, zbierctwie, pogladach.... jakbysmy stracili wiedze ( wpisana przez Stworce w nasze serca- to juz moj dopisek) kim jestesmy, jakbysmy zapomnieli kim jest czlowiek. I nagle pojawia sie KTOS ( specjalnie wielkimi literami pisze bo z reguly jest to KTOS ciut sie wyrozniajcy od reszty) kto tak jak Jezus wola nas...."wyjdz z grobu!", "wyjdz z grobu!"...Jezus tylko to mowi stojac nad grobem Lazarza, nic innego nie czyni. Mistrz to ktos kto wola, przebudza. I to wszystko.

      Ja sobie kiedys pomyslalam o owym gromadzeniu bogactw. Im ludzie wiecej miejsca maja tym wiecej gratow posiadaja. Nawet taki biedak, zebrak gromadzi jakies toboly ze starymi szmatami, potem spi z tym, obladowujac lawke wokol. Nosi sie z tym swoim dobytkiem. Gromadzi, gromadzi, aby miec na potem.... stare spiwory ( faktycznie , przeciez nosi caly swoj dom ), szmaty wyciagmiete ze smietnikow- moze sie przydadza etc.... Ostatnio robilam przeglad rzeczy w naszych szafach, ilez tam niepotrzebnych gratow, swiecidelek typu urzadzenie do wyrywania wlosow z nosa- zakupione przez mojego meza i nigdy nie uzyte. Ale mamy, jakby jakis przymus nastal to , jak w dym mozna takie urzadzonko wyjac i se wlosa z nosa wyrypac. Dodam moze tylko, o ile owe cus bedzie dzialalo i zda egzamin:)) Ilez nam czasu zabiera lazenie po sklepach. Przygladanie sie tym gadzetom w sklepach, tym watpliwej jakosci swiecidelkom...moja Mala ma ze trzy portmonetki, ale zadnej kasy aby ja tam wpakowac- ot ladne byly.
      Zasmiecamy sie, zasmiecamy swoj umysl skupianiem sie nad czyms niepotrzebnym , nad gromadzeniem czegos niepotrzebnego. Spedzany kupe czasu w galeriach handlowych....na straganach, na konsumowaniu dobr.

      Byc moze Jezus wola owego ewangelicznego mlodzienca: " Wyjdz z grobu! Porzuc to, sa inne o wiele istotniejsze sprawy. Jestes czlwoiekiem! Masz dusze....to nie tylko te pierscienie na rekach, kolczyki w uszach , obladowanie sie swiecidelkami i piekna szata!"
      Ten swiat tak funkcjonuje, ze trzos przy sobie trzeba miec, nawet Jezus mial skarbnika i trzos. Ale chyba chodzi o to, aby ow trzos nie stal sie najwazniejszy. Nie ma nic zlego w byciu bogatym i do bogatych przeciez Jezus chodzil, zle moze byc korzystanie z owych dobr.

      Usuń
    10. Pamietam jak kiedys kolega bloger pisal cos o jednym bardzo bogatym Rosjaninie, ktorego co jakis czas fundacja , w ktorej ow kolega bloger zajmowal sie drywczo wolontariatem, prosila o datki. Akurat ow bloger znal bogatego prywatnie, wiec jak cos bylo naglacego to proszono aby wstawil sie za owa nagla potrzeba.... Pomimo prywatnach konotacji i polecen bogacz nigdy nie wysuplal zlamanego grosza na czyjas potrzebe w mysl zasady, ze jak czlek stal sie bogaty to wszyscy do czlowieka teraz leza. Oczywiscie, ze przylaza wtedy ludzie z roznymi intencjami, czasami naciagaja, a on uwazal , ze to wszystko to wlasnie naciaganie. Jego zasada, jego sprawa- kazdy ma prawo zamknac sie w swym domku z kosci sloniowej i .... tak zyc. Razu ktoregos znowu zdarzyla sie taka naglaca potrzeba, brak kasy na operacje dziecka, za dwa tygodnie trzeba ja miec, a wydatek to niemaly nie tylko dla rodziny, w ogole kaszana. Rodzina napisala dlugi wyjasniajacy list ( jak kazdy potrzebujacy wsparcia czlowiek) z prosba, niewatpliwie ukomani i "blogoslawienstwami"- bo przeciez zawzsze tak jest: "stoi zebrak i kolacze". No i niespodzianka, bogacz kase wydusil. Kolega bloger wielce zdziwiony pyta sie owego sponsora: "Co jest? Co jest? Dales kase? Dlaczego, przeciez nigdy nie dawales?". "Bo wiesz- Wyjasnial troche jakby od niechcenia ow magnat finansowy,- on mi tam napisal, ze ma pieska jamnika, a ja zawsze jako dziecko chialem miec jamnika." Zobacz jaki szczegol zadecydowal o ludzkim byc, albo nie byc. Posiadanie pieska przesadzilo wszystko. Inni nie mieli po prostu szczescia, bo pieska nie posiadali. A taki drobiazg , a jak wiele znaczy.


      Usuń
    11. Jezus zna ludzka nature na wylot.... Skupiamy sie na byle gownie, a wystarczy myslec o krolestwie niebieskim zas inne , pozostale rzeczy, beda nam dodane, bo skoro Bog tak pieknie odziewa przyrode to jak moze zapomniec o nas- Oczywiscie mowa li tylko o materii. Pamietam jak keidys ksiadz sie z nami dzielil swymi przemysleniami. Jak meczyl sie i po nocach nie spal ( przejal budowe kosicola po ksiedz, ktory sobie z dzielem absolutnie nie radzil- gdzies kase upychal, przepijal..no wiec w koncu nowego na placowke wyslali). Nowego zaczely rachunki przytlaczac i te nowe i te niepooplacane stare. Po nocach ponoc nie spal i obymslal plany zdobycia kasy, przyoszczedzenia, rozmow z bankami, wykonawcami i te onne. I w koncu przyszla jakas mysl do niego: "Zobacz. Tak sie matrwisz i niepokoisz o wiele, Zaprzatsz i krzatasz, ale przyznaj uczciwie , czy nie oplaciels dotychczas kroregoolwiek z rachunkow?" - no i taki spokoj w niego wstapil, ze wsio bedzie ok. A trudne mial zadanie bo ludzie nauczeni czynami poprzednika przestali na kosciol dawac.

      Dobra, to tyle o bagactwach. Nie sa zle, ale nie moga, nie powinny przyslonic tych istotnych spraw i nie mozemy byc niewolnikami posiadani, gromadzenia, zbieractwa... trzeba umiec sie tez rozsadnie pozbywac nadmiaru. Ja mysle, za to cos jak u MT, ona po prostu miala inaczej te sprawy w glowie poukladane. Wziela tyle ile akurat trzeba bylo wziasc i przesuwala skarbone dalej, niech inni tez wezma, ale ...jak juz owi inni z tego korzystali, to niech moze ktos wyzszy rozsadzi- ten , ktory zna ludzie serca.

      Kiedy chodzi o handel Mszami, to nie jestem taka laskawa jak laskawy bywasz ty, bo dla mnie maja one calkiem inne zanczenie i wydzwiek, niz dla ciebie. To jest jak swietosc, ktora sie nie handluje. Jak studnia na spragnionym wody miejscu i kazdy, nawet ten bez grosza, ma prawo skorzystac w potrzebie. A roznie z tym skorzystaniem bywa.

      Tak pamiec o nas jest najwazniejsza, a to wlasnie kolejne nasze ludzkie badziewie aby zostac tu jak najdluzej....ale ja bym tez chciala dluuugo pozostac w pamieci mych potomnych. Nie jestem absolutnie pozbawiona owego badziewia w sobie.

      Bardzo czesto ludzie nam bliscy nie widza naszych problemow, bo inaczej nauczyli sie nas postrzegac. Nie widza tego co sie z nami dzieje, bo jak mowi przyslowie: Pod latarnia najciemniej. Obcy szybciej reaguja, maja dla nas cierpliwosc, widza, ze cos z nami nie teges...
      Ja pamietam , ze jak ja przezywalam swoje kryzysy to z reguly nie mialam nikogo. Jezli sie juz ktos zdarzal , to byl calkiem nieswiadomy , ze przyniosl ciut wytchnienia i pomoc. Ja po latch zobaczlam w tym reke Boga, jestem wierzaca wiec bede to tak nazywac. Przysylal jakiegos czlowieczka , wydawalo by sie, ze nieuzytecznego, ktory miall takie a nie inne serce, w zamiarze nie mial absolutnie intencji aby mi pomoc, bo nawet nie wiedzial, ze ze mna cos nie teges i poprzez niego Bog pomagal.
      Z tym pomagactwem- faceci maja latwiej. Dobrymi pomagaczkami sa kobiety, one widza wiecej, rozeznaja szybko zmiany stanow emocjonalnych u innych, sa wrazliwsze, sa jakos tak genetycznie na takie psychiczne pomagactwo skonstruowane. Facetowi trzeba pewne rzeczy uswiadamiac, my- kobiety- mamy jakos tak to w sobie. Kiedy facet cierpi to zaraz znajdzie tlumek chcacych sie nim zajac, tak jak dzieckiem, babeczek...Poglaszcza, pogadaja, przytula, do cyca przyloza- no tak mamy. Natomiast jak obok takiej pomagaczki cierpi druga kobieta, to niekoniecznie owa pomoc od drugiej niewiasty dostanie. Od faceta bardzo rzadko, moze od spowiednika (?), ale przecietnie to faceci sa nastawieni na swoja wygode . Jezeli juz sie zajmuja jakas kobeita to musi byc ona mu bliska...na obca szkoda czasu. A kbieta o drugiej kobiecie, jezeli nie jest jej ona w jakikolwiek sosob bliska, powie : "No coz, takie zycie, niech se radzi" :)))

      Musialam to rozlozyc na trzy komentarze bo w jednym wejsc nie chcialo.

      Usuń
    12. Też na raty ;)

      Gdy odchodziłem od wiary zaczytywałem się Osho i de Mello. Obaj bardzo podobni w poglądach. Ale w końcu zaczęła mnie mierzić ta ucieczka w mistycyzm. Z Osho zapamiętałem o starości i o miłości (ludzkiej), bo tu akurat mogłem się z nim zgodzić. Ale tylko tu.

      Jeśli chodzi o Łazarza, ja tej przypowieści w ogóle nie potrafię zrozumieć, ściślej jej przesłania. Nie pojmuję, po co został wskrzeszony, skoro w końcu śmierci nie uniknął? Na cholerę mu było to wskrzeszenie? Bo pożył sobie kilka, może kilkanaście lat mogąc chwalić Pana? To chyba z powodu tego cudu (kilku innych też) nie wierzę w żadne, bo są w mojej ocenie bez sensu. Projekcja wiernych: „jak by to było ładnie, gdyby było cudownie”. Mam nadzieję, że to Cię nie uraziło?

      Zapytam przekornie: co to jest prawdziwe życie? Dla mnie to: urodzić się, cierpieć, trudzić się i... umrzeć – z częstymi okresami na chwile szczęścia i radości. Marzenia, a tak dziś odbieram przekonanie o wieczności, są tylko marzeniami i nie stanowią realnej cząstki tego życia. Nie, nikomu nie odbieram prawa do marzeń, sam je miewam, tylko nie traktuję ich jako sensu życia. Dla mnie sensem jest to życie w miarę satysfakcjonująco przeżyć. Przy czym satysfakcjonująco nie znaczy być bogatym, być sławnym i mieć władzę. Kim według Ciebie jest człowiek i dlaczego go deprecjonujesz skoro oczekujesz tego Kogoś? Nie szukaj w tym pytaniu złośliwości czy ironii, bo tam tego nie ma. Mnie po prostu mierzi ta potrzeba istnienia kogoś lepszego i ważniejszego ode mnie i od wszystkich innych. Jeśli wierzyć Biblii, a wierni powinni, Bóg stworzył nas byśmy uczynili sobie ziemię poddaną, byśmy byli najważniejszymi na tej planecie, a my, na przekór temu darowi, koniecznie chcemy być niewolnikami kogoś jeszcze lepszego niż my. Potrzeba nam bogów, zwariowanych idoli i charyzmatycznych polityków, bo my sami ze sobą nie potrafimy sobie poradzić. Nie potrafimy udźwignąć ciężaru własnych możliwości.

      Usuń
    13. Ja nie wiem, czy bogacenie się to wypełnienie przestrzeni wokół siebie? Bogacenie się jest potrzebą posiadania. Na dobrą sprawę, wiara też wynika z potrzeby posiadania, choć tu chodzi o posiadanie przekonań o wiecznym zbawieniu, o wiecznej szczęśliwości, co de faktu w niczym jedno od drugiego się nie różni, przynajmniej w pragnieniu finału. Jedyna różnica polega na tym, że bogactwo za życia, zapewnić ma (iluzorycznie) szczęście na ziemi, bogactwo wiary (też iluzorycznie) w niebie. To oczywiście moja opinia i nie musisz się nią przejmować. Ale z tego wynika, że ani ten trzos na ziemi, ani podobny w niebie, i tu się z Tobą zgodzę, nie powinien nam przesłaniać rzeczywistości. Jedynym prawdziwym bogactwem wg mnie jest rozwinięta duchowość, przy czy niekoniecznie musi to być duchowość religijna.

      Piszesz o altruizmie i filantropii, ale ja niewiele dodam. Pobudki, jakimi kierują się altruiści i filantropi są różne i tu właściwie nie ma o czym dywagować. Dla mnie jedynym ich wyznacznikiem jest potrzeba wynikająca z nas samych. Jeśli nawet ktoś w tym widzi „biznes” (tu mam na myśli dodatkowe punkty do zbawienia), to uważam, ze to nie to samo, ale nie potępiam.

      To chyba dla mnie najbardziej niezrozumiała rzecz pod słońcem. Skupiać się tylko na Jezusie, a reszta będzie nam dana (sic!) Co jest tą resztą? Czy przypadkiem nie tęsknota za tymi drobiazgami, które mają nas uszczęśliwić, z tą różnicą, że nie teraz, a kiedyś tam? Dlaczego nie mam się skupiać na pięknej książce, filmie, operze, dlaczego nie dogadzać sobie wykwintnym jedzeniem (w niebie podobno jeść nie trzeba, więc tej przyjemności na pewno tam nie będzie). Dlaczego nie powinienem się czuć dobrze w dobrze skrojonym garniturze (też tego nie będzie), dlaczego nie mam się skupić na zmysłowej i cielesnej miłości do pięknej kobiety (o tym nawet tam nie ma co marzyć), dlaczego mam nie poświęcać pięknych chwil dziecku i cieszyć się jego dorastaniem (o tym tam też zapomnij)? Gdy słyszę, że tam będzie prawdziwe szczęście, to wiem, ze to wierutne kłamstwo. Nawet jeśli ono będzie, to ja tam nie będę tym samym, kim jestem dziś. Odbierze mi się prawie wszystko, czym dziś potrafię się zachwycać, ba! odbierze mi się moja własne, teraźniejsze „ja”!

      Usuń
    14. To jest moje bogactwo – radość z posiadania nie tylko rzeczy materialnych, również ze świadomości własnego istnienia w określonej rzeczywistości. Nie rozumiem, jak można dobrowolnie pozbawiać się tych pewnych w stu procentach wartości, na rzecz przypuszczeń o nieznanym, z zastrzeżeniem, że nie wszystkim będzie dane?

      Ja nie piszę o pomięci o nas w kategoriach posiadania. W końcu, gdy umrę niczego nie będę świadomy, nawet tej pamięci. Chodzi o krótki moment, kiedy przyjdzie nam się rozstać z tym światem. Po prostu umierać będzie lżej.

      Się z Tobą zgodzę, kobiety bywają wrażliwsze, ale to nie znaczy, że faceci w ogóle są pozbawieni wrażliwości. Ja to rozpoznawanie naszych stanów przez bliskich tłumaczę czymś innym. Jeśli się jest z kimś na co dzień, właściwie żadnych zmian się nie dostrzega, gdy ktoś widzi Cię rzadziej rozpozna w nas każdą, nawet drobną zmianę. Mąż się nie zorientuje, że żona ma nową fryzurę, znajomi w pracy już jak najbardziej. Jak ktoś reaguje na te, powiedzmy gorsze zmiany jest już osobistą cechą tego kogoś. Nie wymagajmy od wszystkich jednakowej troski, bo my właściwie różnimy się we wszystkim. Odczucia i reakcje nie da się uściślić jakimś „kodeksem prawnym”. Oczywiście, wrażliwość jest rzeczą cenną, szczególnie dla tych, którzy są nią obdarowywani, ale to nie może być przymus.

      Już na koniec. Gdzieś mi w Twoich komentarzach umknęło zdanie, że Boga poznajemy w pięknie otaczającej nas przyrody „Bóg tak pięknie odziewa przyrodę”. Aniu, to jest oszustwo! Przyroda jest piękna ale z pewnego oddalenia i tylko w wybranych fragmentach. Mnie tym argumentem próbowali zażyć świadkowie Jehowy. Zapytałem ich, czy widzieli kiedyś kotkę zżerającą własne młode tuż po okoceniu, czy wiedzą ile na pięknym drzewie jest pasożytów, czy wiedzą ile zwierząt jest mięsożercami i padlinożercami, ale aby nimi być muszą zabijać? Nie, ja nie twierdzę, że przyroda nie jest piękna, tylko albo podziwiamy ją w całości, albo tylko fragmentarycznie. Fragmentaryczność jest fałszem, ułudą, w całości przyroda jest z natury okrutna.

      Usuń
    15. Zastanawia mnie cos w tym o czym piszesz. Zastanawiaja mnie owi przewodnicy duchowi, bo jak zaczynam analizowac to co mowia owi duchowi przewodnicy, bez wzgledu na wyznawana przez nich wiare, o ile w ogole przypisuja sie do jakiegos wyznania, bo np.: Osho nie byl wiernym wyznawca religi panujacej na jego terenach, Jezus tez nie byl wiernym synem kosciola judaistycznego- na pewno nie byl wierny kaplanom, mowil ze zadna jota ze swietych pism nie zostanie przestawiona, ale upominal i pokazywal jakis inny przyklad zycia, jakies inne rozumienie tych pism, inna ich interpretacje...zadawal sie z grzesznikami, wyrzutkami, takim obecywal zbawienia a tym szanowanym na stanowsikach (choc nie wszystkim) pokazywal wala. Wez tych innych swietych, uznawanych za swietych na swoich terenach, nawet na upartego, kiedy poslucha sie sprawiedliwych, "swietych" - w moim pojmowaniu swietosci- muzulmanskich...to oni wszyscy w sumie sprawadzaja sprawy do jednego , do jakiegos jednego mianownika. Do jakiejs krainy szczesliwosci ( nie chodzi mi o miejsce konkret), ktora juz mozna miec tutaj w tej chwili..... ze to sprawa osiagalna dla kazdego. Dlaczego tego nie mamy? Nie mamy owej szczesliwosci w sobie? Szukamy ciagle tej przestrzeni , jak slepcy, po omacku...gdzie to jest, co to jest, z czy to sie wiaze.... ? Ja tak chce!! Mistrz byc moze wola: "Otworz oczy!", "Wstan!", "Obudz sie!", "Wyjdz z grobu!"
      Zastanawiam sie na czyich uslugach sa ci "swieci", wedlug mnie, bardziej wtajemniczeni, doswiadczeni na drogach szukania tej krainy, tego czegos...czy oni sa na uslugach tego czegos? Sa rozproszeni po roznych zakatkach swiata a pomimo braku stycznosci ze soba i przedyskutowania wielu spraw mowia w sumie o tym samym. Do czego oni doszli? Ja wiem, do czego ja chce dojsc i mysle, ze chce dojsc tylko do pewnego fragmentu owej innej rzeczywistosci, bo tylko ten doskwierajacy mi tutaj fragment mnie interesuje. Jedni ludzie beda to nazywac tak, drudzy siak... mysle, ze potem zniknie w nas pragnienie nazewnictwa, definiowania. Jezus , Budda, Kryszna..... wsio jedno. Jedni nazywaja to tak, drudzy siak etc. Ja nazywam to Jezus Chrystus. Ludzie zatrzymuja sie na poziome walki o nazwy, o kosciol...niech maja te swoje koscioly, te rozne , waskie drogi dojscia do prawdy. Owa przygoda we mnie zapoczatkowala sie w kosciele KK i dalej ide. Widze rozne zewnetrzne niefajne rzeczy, ale mnie to nie wstrzymuje. Widze przekrety, wcale nie mniejsze niz te, ktore czynia kaplani innych religii, widze swych wspolziomow, widze siebie...widze tez, jak ludzie potrafia czynic dobro, nawet ci w kascie kaplanskiej.

      Usuń
    16. I co z tego, ze widze? To widzenie, ktore mam wcale mnie nie uszczesliwa, zasmuca mnie. Bo widze , a moze w koncu dostrzegam kondycje nas- ludzi! I ona mnie przytalcza. Przytalcza mnie kretactwo zebrakow, przytlacza mnie kretactwo tych na urzedach. Przytalcza mnie, kiedy probuje mnie dziecko krecic, matka, maz..... ale kiedy krece ja , wtedy byc moze tego nie widze zbyt wyraznie i robie sobie po mojemu "dobrze". Jedno wydaje mi sie pewne, ze tego stanu, tej krainy nie osiagamy sami... wystarczy abys znalazl sie w obozie ( podaje juz takie ekstremum) aby owa szczesliwosc z ciebie wyparowala. Bo inni urzadza ci pieklo na ziemi, czy beda poprzez to, ze takie pieklo ci urzadzili szczesliwsi? Blad- oni mysla wlasnie w tym momencie tylko i wylacznie o wlasnej dupie, aby ich krzeslo bylo wygodne, a to, ze obok cierpi czowiek absolutnie do nich nie przemawia. Nie chce takich ludzi obok siebie, bo zycie w ich poblizu staje sie niebezpieczne- sa zagrozeniem. Mysla o swoim "ja"

      Zdaje sobie sprawe, ze ty jestes juz takowym medrcem, ktory poznal wie, rozumie, pokazuje jako i Jezus wala...

      Zle zinterpretowales moje slowa . Ja nie napisalam , ze jak ktos mysli o Jezusie to inne rzeczy beda mu dodane, on sam tego tez nie mowil. Tam szlo o krolestwo niebieskie- czyli o ta przestrzen duchowa- a materia bedzie nam wtedy dodana. Nie miewasz takich momentow, ze nagle przychodzi do ciebie materialnie wlasnie to czego na dana chwile potrzebujesz?

      Usuń
    17. Jeszcze uscisle owa swietosc. Dla mnie sprawdzianem owej swietosci sa sytuacjech ekstremalne, kiedy np.: Kolbe, tak mu wypadlo zyciowo , znajduje sie w obozie i co? Jak ten oboz przezywa? Ekstremum przezywa MT, kiedy nie siada se w wygodnym fotelu, ale przezywa droge tych, ktorymi sie opiekuje...a nie jakis ktos, kto raczy sie lampka dobrego wina, skroi sobie dobry garnitur, pociupcia i czuje sie dobrze ( to nie sa rzeczy zle, ale czy oby swiete, ot codzienne). Osiagnal swoj wewnetrzny stan zadowolenia poprzez napasienie sie... i prawi jak mozna ow stan, ktory osigaja inni swieci i on, osiagnac. Przeciez to jest takie latwe, wystrczy cieszyc sie dobra ksiazka, dobrym filmem, piekna kobieta i gra gitara, najwazniejsze jeszcze aby kogos takiego nic nie bolalo, a jak boli to szybko temu jakos zaradzic, sa przeciez rozmaici specjalisci, specyfiki, chocby prozaiczna tabletka przeciwbolowa i da sie podtrzymywac stan wewnetrznej radosci- jest owa duchowa radosc, gitara gra.
      Niech sie ktos taki znajdzie w piekle zycia, moze juz nie byc owej radosci, spokoju i blogosci. Moze skonczyc sie stan "wiecznej szczesliwosci" . Jak sobie poradzi w sytaucjach zyciowych niedogodnosci, jaka ta jego sila ducha bedzie wielka w ekstremach, jakim bedzie wtedy wielkim duchem, jakiez bedzie to jego krolestwo boze w nim samym? Skad mial Kolbe taka sile, ze zmawianym glosno w celi smierci rozancem wyciszal kolegow w celach obok? Tych wyjacych i przeklinajacych swoj los, Boga, blizniego, oprawcow .... tych niepogodzonych, ktorzy choc krzykiem przypominali ze jeszcze sa i cierpia katusze. Jak on to czynil?

      Usuń
    18. Napisałem Ci wcześniej, że tylko są dwie sprawy, z którymi się zgadzam z Osho. Zgadzam się przez pryzmat własnego doświadczenia. On twierdził, że chęć na prawdziwe filozofowanie (bez złych podtekstów) przychodzi na starość, on określa to na pięćdziesiąty rok życia, ja uważam, że ta granica jest płynna. Dla mnie istotnym jest przyczyna. Otóż, kończy się czas kiedy świat wydawał się do zdobycia i uświadamiamy sobie, że to było jeśli nie bezcelowe, to przynajmniej niemożliwe do zrealizowania. Ambicje w pewnym wieku trzeba schować głęboko do szuflady (ale to tylko uogólnienie). Jednak o tym nie przekonasz młodych, stąd zresztą od zawsze istniejący konflikt pokoleń. Młody człowiek nie chce się poddać już na początku drogi w życie, ba!, mnie to ani nie dziwi, ani nie jestem temu przeciwny. Bo trudno o gorszą postawę niż „jak mnie Boże stworzyłeś, tak mnie masz”.

      Kwestia wiary jest o tyle ciekawa, o ile w pewnym sensie sprzeczna, ale to tylko moje osobiste przemyślenia i wcale nie uważam, że muszę mieć rację. Wiara ma czynić człowieka doskonałym, co też jest niemożliwe i nieosiągalne, a jednocześnie niejako nakazuje pozbycia się innych ambicji, przez ich deprecjonowanie. Ujmę to tak: „nie chciej za dużo, bo to się Bogu nie spodoba”. Jeśli Bóg chciałby od nas minimalizmu w życiu doczesnym, jak mógłby od nas wymagać doskonałości w wierze?
      Młody nie pojmie „starego” za jego pewnego rodzaju rezygnację. Młody nie chce być jednym z wielu, wierzy, ze będzie jednym z nielicznych, którym się udało. To mrzonka, choć przecież zdarzają się wyjątki, ale trzeba być dopiero starym, aby dojść do wniosku, że to nie na tym polega. Wbrew pozorom to nasze „ja” nabiera prawdziwego smaku dopiero na starość. Posłużę się metaforą: jak dojrzałe wino. I nie mam tu na myśli egoizmu ile wartości ogólnych wynikających z posiadania niepowtarzalnego „ja”. Bo „ja” jest niepowtarzalne, choć nie z powodu posiadanych dóbr, ile z prawdziwej świadomości tej niepowtarzalności. Nikt inny nie ma tego samego postrzegania, nikt inny nie ma tych samych myśli, nikt inny nie ma Twojej wrażliwości, Twojego poczucia moralności, Twojej duchowości. Jeśli ktoś czyni zbrodnię na człowieku, to ten, kto próbuje to „ja” zdeprecjonować, bo tak jakby chciał kogoś zabić, choć nie dosłownie. I co najważniejsze – takiego drugiego „ja” już nie będzie. Jest z tym pewien problem. Otwartość na innych. Ale choćbyś nie wiem jak otwarła się na innych, oni nigdy do Twojego „ja” nie dotrą. Każda próba jego określenia przez innych będzie tylko próbą stricte subiektywną, a przez to nieprawdziwą.

      Dlatego też nie potrafię zrozumieć dążenia do zbawienia (raczej życia po życiu), bo to moje „ja” tam już nie będzie tym samym. Jeśli ma zniknąć, a na pewno zniknie, niech zniknie doszczętnie, wraz ze świadomością, bo ja nie chcę tęsknić za moim prawdziwym „ja”. Nic mnie nigdy tak nie bolało jak tęsknota, a przecież tych tęsknot nawet nie da się porównać za tęsknotą „ja”. Jedyne lekarstwo, by jej uniknąć to nicość.

      Usuń
    19. Ekstremu przezywa tez Faustyna. Ciezka praca, gruzlica i opuszczenie przez bojacych sie od niej zarazic ziomalek...Lezenie godzinami, dniami, opuszczona, zapomniana, sama, chora... kazdy z tych swietych przezywa swoje ekstremum.

      W sprawie cierpienia, bo pelnia zycia to wszystko. Caly rozpietosc przezyc i doznan: szczescie , milosc, bol, strach...no wsystko. Wszyscy to znamy, ale bywaja osobnicy, ktorzy maja wieksza dawke cierpienia niz np.: doznania milosci i spelnienia- mowie o tym ziemskim spelnieniu.
      Wybacz, kiedy ktos zasiada w fotelu, czyta fajna ksiazke, napawa sie pieknem jakiegos obrazu, doznaniami seksualnymi ...korzysta z zycia zmyslowo i uwaza, ze osiagnal to, o czym inni znawcy nadaja to jest dla mnie zabawny:)) To w takim ukladzie wystarczy li tylko zaspokoic zmysly- cialo i mamy osiagniety cel. Zdobylismy owe kkrolestwo niebieskie, to tuz, tuz , blisko nas.... Pomozmy tez tym innym biednym wokol nas, aby np.: zaspokoili swoje cielesne potrzeby, swoje zmysly i bedziemy miec raj na ziemi.

      Zdaje sobie raczej sprawe, ze z glupcem nie rozmawiam, bo cierpienie tak czy siak dotyka kazdego. Sa dwa rodzaje cierpienia ten na styl Hioba ( dla mnie to ludzie, ktorzy starcili wszystko, cierpia niedostatek materialny, zmyslowy, duchowy) i cierpienie na styl Koheleta. Cierpi a ma facet wszystko...pelny brzuch, zapchane spichlerze, piekne kobiety, ksiazki, przepych, dostatek tylko czerpac i napasac zmysly. I gdzie ta radosc zycia, gdzie ta swieta radosc u niego? Gdzie tego szukac. Kohelet nazywa te rzeczy marnoscia, nie zaspakajaja...nie nasycaja.... nie daja owego stanu, poczucia spelnienia , szczesliwosci i radosci..... Nie ma w gosciu spokoju. Jest nuda, przygnebienie, niedosyt, brak...cierpienie

      Usuń
    20. Chyba za wcześnie wstawiłem komentarz i przerwałem dzielenie na części Twojego ;) To niewygody polemiki w komentarzach. Wybacz.

      Przyznam szczerze, ze nie bardzo mogę się tu z Tobą zgodzić. Mam wrażenie, choć mogę się mylić, że posługujesz się pewnym stereotypem, na potrzeby tej polemiki nazwę go Koheleta. Wychodzisz z założenia, że osiągnąwszy wszystko, czeka nas już tylko nuda. Będę przekorny i napiszę, że taka sytuacja jest możliwa li tylko w niebie, bo praktycznie, tu na ziemi jest wręcz niemożliwa do osiągnięcia (i całe szczęście). Można mniemać, że rekiny finansjery tak mają, ale to tylko domniemanie, gdyż my nie znamy ich pragnień. Może być tak, że ich bogactwo nie jest celem, a tylko środkiem do osiągnięcia celu. Bogactwo jako cel jest możliwe tylko dla tych, co bogactwa nie mają. Oczywiście, nasza ocena celów innych może być różna, ale to będzie tylko subiektywna ocena.

      Nie wiem jak kto, dla mnie życie nie kończy się na doznaniach zmysłowych, dlatego pisze o nich jako o c h w i l a c h, które przeplatają prozę życia. Ale ta proza byłaby nie do strawienia bez nich, choć z drugiej strony, bez tej prozy nie wiedzielibyśmy czym są chwile szczęścia. Zrozum, jedno bez drugiego nie może istnieć, tak jak dobro bez zła, jak prawda bez nieprawdy, jak dzień bez nocy. Ten dualizm, z pełną gamą stanów pośrednich jest wręcz konieczny byśmy odczuli czym jest życie. Ja nie piszę o zmysłowym szczęściu jako celu samym w sobie. Jest jednym z wielu jakie możliwe są do osiągnięcia. Jeśli już, są chwilami, które warto pragnąć. Weź dla przeciwwagi swoje wyobrażenie szczęścia w niebie. Tam dopiero czeka Cię to, o czym piszesz, wszystkie te stany szczęścia będziesz miała w każdej chwili na wyciągnięcie ręki i się od nich nie uwolnisz (taki paradoksik). Ja uwielbiam tort czekoladowo-rumowy, ale tylko wtedy, gdy zjem go kawałek i od święta. Gdybym miał go jeść na co dzień, pewnie po jakimś czasie (wcale niedługim) na sam widok bym wymiotował. Bez chleba, ciemnego i czerstwego, nie doceniłbym smaku i aromatu tortu. Bez cierpienia nie wiedziałbym, czym jest luksus dobrego zdrowia i samopoczucia.

      Jeszcze raz o Twoim porównaniu Kolbego z Matką Teresą. Różnica jest ekstremalna. Kolbe ani nie pragnął takiej śmierci, ani pewnie nie wiedział, że w takiej sytuacji się znajdzie. Zrobił coś, na co tylko bardzo nieliczni byliby się w stanie odważyć. Nie zrobił tego dla aplauzu ani sławy, bo by jej nawet świadomości nie miał, w otoczeniu jemu podobnych, którym groziła w każdej chwili śmierć. A Matka Teresa? Wybrała takie życie, choć nikt jej nie przymuszał, ale pewnie takie było jej marzenie. Doznawała sławy za życia i mogła ją poczuć (choć jestem przekonany, że nie z powodu sławy była tym kim była). Wreszcie miała wokół siebie setki służebnic, które pomagały jej wytyczony przez siebie cel zrealizować. Czy te dwie postacie i ich świętość da się porównać?

      Usuń
    21. Fajnie , ze z toba rozmawiam bo przy okazji cos odkrywam co wiele mi uswiadamia. Nie mow, ze mlody nie zrozumie starego. Niekoniecznie jest to prawda. Pamietam, jak moja 69 letnia babcia zachwycala sie zyciem. Taka prozaiczna sprawa jak widok jeziora nieopodal naszego miejsca zamieszkania. Byla akurat u nas na wakacjach, byla juz wtedy wodowa, dziadek zmarl jakies pol roku wczesniej, babcia nie byla z tych co to za mezem w zaswiaty jak najszybciej , zreszta chyba troche niefajnych rzeczy od niego doswiadczyla i po prostu zycie po smierci meza nabralo dla niej innych barw.

      Nie widzialam w owym jeziorku zadnego specjalnego ani zachwycajacego mnie widoku., a bacia sie napawala. Zyslowo sie rozpylwala, mowila mi wtedy: "Popatrz, jaki piekny jest ten widok, jakie to cudne...jaki ten swiat wspanialy i ...niestety czlowiek musi stad odejsc". Mialam wtedy taki moment w zyciu, ze mnie akurat nic nie zachwycalo, cierpialam , to co zymslowe przestalo sprawiac mi przyjemnsc, ...ale babcie zrozumialam. Mialam wtedy 25 lat. Szkoda mi bylo, ze opowiesc o zmyslowym pieknie, ktorego doswiadczala zakonczyla puenta, ze bedzie musiala odejsc.
      Pamietam tez moment, kiedy moj 80 letni tesc siedzac raz na werandzie swego balkonu, napawal sie otaczajacym pieknem i tez te jego stwierdzenia, ze jakiz ten swiat piekny, jak go zachwyca...jak super.... Przywiazanie do swiata zmyslowego, korzystane ze zmyslow, czerpanie z tego przyjemnosci. Dochodzenie do stanow wewnetrznego spelnienia, ale to byly tylko takie momenty, bo za chwile przychodzil zly duch i przynosil mu strach przed smiercia. Moj tesc odchodzil bardzo swiadomie. Walczyl o kazda minute zycia na tym lez padole. Siedzial ciagle u specjalistow, szukal pomocy w medycynie...na wszystkie mozliwe sposoby chcial przedluzyc swoj pobyt tutaj. I ja go rozumialam, ale tez ranil mocno zone, bo np.: potrafil rozdzielac malzenskie loze gdyz lekarz zalecil mu spanie na prawym boku, wiec zona musiala isc w odstawke i spac gdzie indziej bo mu przeszkadzala. Zona przezywala, a on li tylko wlaczyl o siebie...
      Z drugiej strony zona tez go nie bardzo rozumiala, bo pomimo ze przezyli prawie 60 lat wspolnie to jednak w obliczu smierci, w obliczu swych lekow pozostajemy sami. Tesciowa, pomimo tego, ze byla rownolatka tescia, czula sie w tym ukladzie ta strona silniejsza, ta, ktora jeszcze ma czas, ta ktora zostaje. I w ramach pocieszenia gledzila mu teksty w stylu: " No coz, musimy sie pogodzic, mielismy calkiem fajny czas na tej ziemi i dozylismy slusznego wieku"...tak jakby mowila mu starczy, dosc...nasz czas sie konczy i pogodz sie z tym, a on wlasnie walczyl z owym czasem i nie otrzymywal absolutnie zadnej pomocy, przynajmniej nie otrzymywal takiej jaka by go zadawalala, nie otrzymywal wsparcia. Bliscy zamiast wspierac go w walce uwazali to za upierdliwosc staruszka. Z drugiej strony to bylo czasami niezle hard core.

      Rozumiem o jakich stanach wewnetrznego zaspokojenia piszesz, o jakim swoim krolestwie wewnetrznym mowisz, bo i ja takowe psoiadam...takowe chwile- Potrafie sie zachwycic ksiazka, filmem, przedstawieniem baletowym , ze az ni lzy szczescia cos wyciska, fajna kiecka, dobrym seksem, ale to nie jest TO KROLESTWO NIEBIESKIE .

      Usuń
    22. Mnie też się fajnie rozmawia, zderzam się z problemami, które mi towarzyszyły, gdy pozbywałem się wiary, ale nie myśl, że ja Cię od wiary próbuję odciągnąć.

      A ja aż zapytam: a jakież jest to Królestwo Niebiańskie? Aniu, przecież Ty o nim nic nie wiesz! Nikt nic nie wie. Nie wierzę świętym Księgom, bo były pisane ludzką ręką, które też nie wiedziały. Wszystkie opisy albo pochodzą od starożytnych, którzy to Królestwo sobie tak a nie inaczej wyobrażali (Apokalipsa św. Jana), czemu nie ma się specjalnie co dziwić, choć dziś wydają się przerażające (czytałaś?), albo są to „wizje” zamkniętych w zakonach zakonników lub zakonnic, którzy w ogóle się nad swoimi wizjami nie zastanawiali. Człowiek zamknięty w zakonie, myślący dniami i nocami o jednym i tym samy, musi mieć w końcu jakieś wizje, choć ja bym je nazwał majakami na jawie.

      Może coś w tym jest, moje dwie babcie mówiły mi niemal to samo. Jedna, mówiła mi, że jej szczęściem jest pragnienie, aby dziadek (despota i pijak) umarł jak najszybciej śmiercią naturalną, bo chciała się nacieszyć swobodą (wolnością od trosk z nim związanych). Ta, która dziadka pochowała, raczej nieczuła na ludzkie cierpienie, próbowała mnie przekonać, że Bóg nad wszystkim czuwa, nawet nad tym, że mój ojciec, a jej syn tyranizował całą rodzinę, a matka... tu cicho, tu sza. Znamienne jednak są słowa tej pierwszej, która czasami mówiła mi coś o swoim życiu: „Wspomnisz moje słowa, dopóki nie będziesz starym, tak naprawdę mnie nie zrozumiesz i będzie ci się wydawało, że jestem głupia”. Nie traktowałem jej jak głupią (byłem uczniem szkoły średniej przed maturą), ale nie ze wszystkim potrafiłem się z nią zgodzić. Tyle, że ona te uwagi o życiu opierała na swoim doświadczeniu, ja dopiero musiałem to życie przeżyć. I nie mam tu na myśli gustów, elementów, którymi można się zachwycać. Mowa o prawdzie o życiu.

      Usuń
    23. Nie probujesz mnie od wairy odciagnac, mowisz mi to co przezyles i opowiadssz to, jak na sprawy patrzysz. Absolutnie to co mowisz nie jest dla mnie ... hm nowoscia, albo czyms nad czym sie nie zastanawialam i nie zastanawiam. Starosc , smierc to zadanie calego naszego zycia. Cale nasze zycie przygotowujemy sie do tego momentu, nasze zycie do tego prowadzi ...choc nie wszystkich- bo wielu starosci nie dozywa. Przerywa sie im brutalnie okres stopniowego dochodzenia do danego momentu np.: poprzez wypadek, albo jakas chorobe ...choc akurat ci drudzy moga doznac wowczas przyspieszonego tempa dojrzewania, niekoniecznie duchowego.

      Moj tesc wierzacy, praktykujacy i bardzo aktywny czlonek KK w momentach kiedy myslal o smierci , wlaczyl z nia, wypowiadal slowa: " Nie wiadomo co tam dalej jest, czy w ogole cos tam jest... przeciez nikt nie przyszedl i nam tego nie opowiedzial". Zwatpienie u pelnoprawnego i aktywnego czlonka KK:))) I ja sie tez nad tym zastanwiam, stwierdzam z reka na sercu, ze mial kupe racji w tym jak sie zachowywal... jakie stawial pytania.
      Wiem czego mi w moim zyciu duchowym potrzeba, wiem co chce osiagnac, dokad chce dojsc. A jak tam gdzies takiego czegos jak poczucie czasu nie ma i to co my nazywamy tutaj wiecznoscia nie jest wcale takie straszne i takie znowuz wieczne, i nie czeka nas wiecznosc w nudzie? Mi potrzeba wewnetrznego stanu spoczynku, ktorego doznaje juz czasami, ale ja chce stalego stanu wewnetrznego spoczynku a nie czasowego, ktory wydaje mi sie, ze posiadal Kolbe, bo dzieki temu potrafil zachowac wewentrzna rownowage duchowa w chwili swiadomego przezywania smierci i mogl przeprowadzic przez to wspoltowarzyszy niedoli...cos takiego miala MT, JPII, O.Pio, ktory prosil, towarzyszacego mu podczas umierania, braciszka, aby zaprzestal sie modlic o pozostanie O.Pio tu i teraz bo on juz chce do domu.
      I jeszcze jedno, dla mnie to co O.Pio mowil o domu, to nic jednoznacznego do wypowiedzi wielu struszkow mowiacych ze juz chca odejsc. Moj tesc w momentach zwatpien tak mawial, mawiaja tez tak mlodzi ludzie po jakichs niefajnych przezyciach, ze niech juz sie to zycie skonczy. Pio mowil o czyms calkiem innym.

      Oczywiscie ze zadje sobie sprawe, ze bez cierpienia nie mielibysmy swiadomosci szczescia, ze bez burzy nie mielibysmy swiadomosci , doswiadczenia roznicy pogodnych dni, ze to wszystko jest niesamowicie potrzebne...ja sie zgadam, ale chce w obliczu owych zmian i zyciowych wichur umiec zachowac stalosc, ronowage i pokoj ducha- miec to Krolestwo Niebieskie w sobie.
      Zaspakajnie li tylko zmyslow tego mi nie przyniesie, raczej odciagnie, wprowadzi wiecej niepokoju, zagmatwania i wichur. Nazywam sprawy naszym nieudolnym jezykiem, nie umiem tego udolniej nazwac.

      Sprawa cierpienia na wzor Koheleta. Oczywiscie ze istnieje, bagaci wcale nie sa szczesliwsi. Moze to sprawa usposobienia i nastawienia do zycia? Mozna byc spelnionym bogaczem i znudzonym, cierpiacym i niespelnionym bogaczem. Czytalam wywiad z autorka ksiazek o Arabii Saudyjskiej i jej byciu zona szejka. Ona tam mowi w pewnym momencie jaki to ludzi bogaci doswiadczaja , ona to nazywa czwartym wymiarem. Moga wszystko, ze w ramach zapelnienia owej nudy mlodzi chlopcy, ale i starzy szejkowie, robia sobie np.: seksualne orgietki z nastoletnimi dziewicami, ktore dla nich sprzedaja biedne rodzinki chciazby z Indii- zabawiaja sie, bo moga wszystko. Ja np.: mozna zakatowac sluge i wyrzucic gdzies tam na pustyni i nie pomiesc za to odpowiedzialnosci. Jak sobie sprowadzaja tygrysy jako zwierzeta domowe, bo przeciez ...na co to wydawac, mozna spelniac wtedy wszystko i jak juz masz to wszystko to okazuje sie , ze te zmysly sie tylko rozbujaly i .... jakos nie idzie tego zaspokoic, albo pomysly sie koncza, albo nie kreca. A co jak wsrod bagatych znajdzie sie ktos juz znudzony na maksa tymi orgietkami, tygrysami...ktos nasycony i niespelniony? Cierpiacy...

      Usuń
    24. O tym, ze Kolbe nie wiedzial co go spotka, nie sadze...moze konkretnie kiedy i co, nie wiedzial, ale np.: swiadkowie , wspolwiezniowie zeznajacy na procesie beatyfikacyjnym Kobego mowili, ze on konkretnie mowil, ze w tym miejscu jest dla niego koniec, wie, ze nie wyjdzie stad, ale mowil tez, ze prosil za nimi aby choc oni przezyli. Nie pamietam nazwiska pewnego polskiego malarza, ktory do Kolbego przychodzil. Po przezyciu Oswiecimiu stworzyl grupe wspolpracujaca z Niemcami w ramach pojednania. On wasnie mowil jak Kolbe kiedys mu powiedzial , ze on (KOlbe) juz stad nie wyjdzie, wie o tym, ale wie , ze on , ow malarz wyjdzie , bo prosil za nim i kilkoma innymi. I maja swiadczyc , nie zapominac tego, co tu sie wydarzylo.
      Opowiadali tez wiezniowie pracujacy na bloku smierci, ze jak ci w celach zyczynali placze, wycia , przeklenstwa na zycie, Boga, swiat, na swoj lo, oprawcows to Kolbe wchodzil w modlitwe i sie blok uspokajal, wyciszal...ze esesmani miedzy soba gadali, ze kto to(?), ze takiego typa to oni jeszcze tutaj nie mieli.

      Usuń
    25. Aniu, nie sprowadzaj bogaczy tylko do gnuśnych i zdemoralizowanych facetów. Takich znajdziesz również wśród niebogaczy, wśród zapijaczonej, wcale niemałej bandzie alkoholików, degeneratów i zboczeńców. Ba! Takich znajdziesz nawet wśród kleru. Właśnie obserwuję spór, dlaczego 56 księży pedofilów nie ma w upublicznionej wersji liście pedofilów i gwałcicieli. Tłumaczenia tych, którzy tę listę stworzyli wręcz mnie powalają. A jak nazwać tych terrorystów, młodych i biednych, którym marzą się dziewice w raju? Nuda, obłuda i zboczenia nie są domeną bogaczy. Już prędzej większości z nich marzy się władza, im większa tym lepiej.

      Tak się zastanawiam, czy to za czym tęsknisz nie nazwać tęsknotą za nirwaną? Niemal wszystko idealnie pasuje ;) Błogi stan spokoju bez etapów reinkarnacji. Jeśli coś w tym jest, to mamy podobnie :D, choć ja w to Boga nie mieszam, choć dla mnie takim stanem jest nicość. Bo ta nicość też jest stanem bez czasu, bez wieczności, bez pożądania czegokolwiek, bez trosk i kłopotów.

      Wszyscy stali więźniowe Auschwitz, w tak ekstremalnych warunkach musieli brać pod uwagę to, że każde przebudzenie, może być dla nich ostatnim. Tam nie było wyjątków. My mamy tak samo, choć o tym staramy się nie myśleć. Czasami coś się przyczepi, ale staramy się to od siebie jak najszybciej odsunąć. To jest uzasadnione, memento mori nie powinno być sensem życia, chyba, że chcemy dać zamknąć się w klasztorze. Wiesz, ja czasami słyszę, że są staruszkowie, którzy już chcą odejść i tego nie neguję, ale to są w zdecydowanej przewadze ci, którym dokucza cierpienie fizyczne, którego nie da się pozbyć, lub tacy, którzy nie potrafią istnieć samodzielnie. A mimo to każdemu i tak będzie żal życia, nawet samobójcom.

      Usuń
  13. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń