poniedziałek, 15 lutego 2016

Miłość nie istnieje



  Już po walentynkach, więc teza postawiona w tytule nie powinna wywoływać specjalnych emocji, choć nie ukrywam, że ma jakiś związek z tym niezbyt chrześcijańskim świętem. Już wyjaśniam. Oto w to święto ukazał się artykuł autorstwa ks. Marka Dziewieckiego zatytułowanego „6 mitów na temat miłości”*, który został opublikowany na portalu Fronda.pl. Odniosę się do niego przede wszystkim dlatego, że nie rozumiem dlaczego ktoś, kto z racji pełnionej funkcji, nie może mieć zielonego pojęcia, czym jest miłość dla dwojga kochających się osób, z takim uporem stara się z tym uczuciem rozprawić, je zdewaluować? Do jakich wypaczeń to może doprowadzić, posłużę się słowami samego arcybiskupa Jędraszewskiego, które odtwarzam z pamięci: „Kościół jest tolerancyjny. Pochwala miłość, nawet miłość homoseksualistów, jeśli nie jest skierowana do osobnika tej samej płci” (sic!) To pozostawię bez komentarza.

  Wróćmy do artykułu ks. Dziewieckiego, ściślej do owych sześciu mitów o miłości.
   Mit pierwszy: miłość to współżycie seksualne. Autor nie pozostawia na tym micie suchej nitki. To wydaje się nawet zrozumiałe, bo Kościół nigdy nie pochwalał tej formy współżycia i, co najwyżej, uzasadniał ją prokreacją, tak miłą Bogu. Księżom, jako dobrym pasterzom (nie mylić z hodowcą), też. Tak więc seks, jeśli nie służy tej prokreacji, nie ma żadnego związku z miłością. Każdy kto sądzi inaczej, jest w wielkim błędzie.
   Mit drugi: miłość to uczucie i zakochanie. Tego już kompletnie nie rozumiem, bo mnie się wydawało całe, niekrótkie życie, że miłość jest uczuciem, w dodatku pięknym. Ks. Dziewicki wyprowadza mnie z błędu. „Gdyby miłość była uczuciem, nie można by jej ślubować, gdyż uczucia są zmienne.” (sic!) Swoim zwyczajem, konia z rzędem temu, kto mi te słowa potrafi wytłumaczyć i uzasadnić. Ks. Dziewiecki próbuje, bo uczuciem może być też nasz stosunek do zwierząt. Tak więc, drogi Czytelniku, jeśli żywisz jakiekolwiek uczucia do drugiej osoby, bliżej Ci do zoofila, niż by Ci się mogło wydawać.
   Mit trzeci: miłość to tolerancja. Według ks. Dziewieckiego nic bardziej mylnego. Tolerancja nie tylko nie służy miłości, ale jej szkodzi. Bo tolerancja kojarzy mu się z Owsiakiem, czyli: „Róbta, co chceta”. Tak więc, człowieku zakochany, jeśli tylko zauważysz u partnera/-ki coś, czego nie tolerujesz, powinieneś to tępić w zarodku. Zdecydowanie i bez litości.
   Mit czwarty: miłość to akceptacja. Według ks. Dziewięckiego akceptacja to nic innego jak przejaw skrajnej nienawiści do ludzi (sic!). Nie mam więcej koni z rzędem, więc postawię dom, kto mi tę tezę księdza wytłumaczy i uzasadni. Owszem, ksiądz próbuje, bo przecież nie sposób akceptować złodzieja czy gwałciciela, narzuca się jednak pytanie: czy naprawdę wszyscy kochamy się w złodziejach i gwałcicielach? I jeszcze inaczej; akceptować można tylko Boga, bo człowiek z natury bywa ułomny (sic!)  Obalając ten mit, ks. Dziewiecki obala jakiekolwiek wyobrażenie o miłości człowieka do człowieka. Taka miłość jest w ogóle niemożliwa.
   Mit piąty: miłość to „wolne związki”. Nasz bohater uznaje, że taki związek to naiwna, nieodpowiedzialna, rozrywkowa (sic!) i przewrotna forma relacji kobiety i mężczyzny. Mnie to specjalnie już nie dziwi, bo w myśl dogmatów chrześcijaństwa, wolny związek to złamanie szóstego przykazania. Nie będę polemizował.
   Mit szósty: miłość to naiwność. Przyznam, że nie bardzo wiem, skąd ks. Dziewiecki wziął ten mit. Wprawdzie przyjęło się uważać, że miłość bywa naiwna, ale życie tę naiwną postawę szybko koryguje. Mnie tu się coś dziwnie kojarzy. Ksiądz potrzebował sześciu mitów, bo szóstka kojarzy się z diabłem, więc ten szósty mit wymyślił na siłę.

  Jest też zakończenie z wnioskami. Tu posłużę się cytatami. „W tej sytuacji tym ważniejsze jest precyzyjne rozumienie miłości, którą kocha nas Bóg i której On nas uczy.”, „Miłość Boża jest bezwarunkowa, wierna, nieodwołalna i ofiarna aż do krzyża (...)”, „Taką miłością potrafią kochać jedynie ci, którzy żyją w przyjaźni z Bogiem, gdyż tylko Bóg jest miłością, a przez to jest też jedynym niezawodnym nauczycielem miłości.” Przyznam, że mnie zamurowało. Sparafrazuję pewien znany początek wiersza:
„Człowieku, robaczku marny, ty marna istoto.
Postaci twojej zazdroszczą anieli!
A duszę gorszą masz, gorszą niżeli!
Przebóg, tak Cię oślepiła miłość, wewnątrz pusta!”
 
  Księże Marku Dziewiecki, z osobna możesz mieć i rację, ale chyba nie rozumiesz, co pod pojęciem miłość dla człowieka się kryje. To pojęcie jest akurat konglomeratem tych wszystkich mitów, które Ty uznajesz za złe i jeśli tego nie rozumiesz, po prostu zamilcz.



35 komentarzy:

  1. Asmo, czy Ty starasz się wymazać jakieś grzechy, że wciąż czytasz Frondę? Raz, kiedyś, pisemko przeczytałam, zniesmaczyło mnie dogłębnie i prawdę mówiąc nie widzę żadnego pożytku z czytania tych wypocin. Bo ani to śmieszne, ani mądre co tam piszą. Co smutniejsze, swą krytyka nigdy nie przekonasz czytelników Frondy, że jest inaczej niż to co podaje owo pisemko.
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem grzeszny do szpiku kości :) Wszak ciało i jego rządze są pełne grzeszności...
      Powiem Ci w sekrecie, jeśli mam wybierać między obecnymi kabaretami a lekturą Frondy..., wybieram to drugie. Te pierwsze sprawiają ból moim szarym komórkom. A ponieważ lubię się pośmiać, jakieś inspiracji potrzebuję. Kabarety udają, wykrzywiają na siłę rzeczywistość, artykuły na Frondzie już niekoniecznie. I nie mam aspiracji do przekonywania zwolenników Frondy. Oni są niereformowalni.
      W końcu nie na darmo postał ten blog antyfronda...
      Pozdrawiam pięknie :)

      Usuń
    2. Każdy człowiek jest grzeszny do szpiku kości, więc nie biczuj się zanadto :) Co do felietonu... Hmm... Dziwię się sobie, że to piszę, ale zgadzam się z Twoimi przemyśleniami odnośnie rozważań ks. Dziewieckiego w całości... Serdeczności przesyłam :)

      Usuń
    3. Człowiek nie jest grzeszny,człowiek jest błądzący

      Usuń
  2. A moim zdaniem: http://clara20072.blogspot.com/2016/02/kochaj-i-rob-co-chcesz.html

    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpadasz pod trzeci mit, który piętnuje ksiądz Marek :)

      Usuń
  3. Przypomniały mi się słowa piosenki Happysad,
    więc dopowiem, lecąc dalej... drogą eliminacji:
    "Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty.
    To też nie diabeł rogaty."

    Przyznaję, że łatwiej ją (miłość) czuć, niż opisywać :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Diabeł rogaty podoba mi się najbardziej :)
      Prawdziwie o miłości potrafią pisać tylko wielcy poeci i pisarze...

      Usuń
    2. W oparciu o to, co napisałeś u mnie, stworzyłam siódmy mit: miłość to pocałunki :)

      Usuń
    3. Czuję się zapędzony w kozi róg :) Jestem wrogiem tworzenia mitów...

      Usuń
    4. Ja również nie jestem i cieszę się, że udało mi się dotrzymać Tobie kroku. I nie stój już tak w rozkroku, bo mi głupio ;)))

      Usuń
    5. (nie jestem zwolenniczką tworzenia mitów)

      Usuń
    6. Nie Ty jesteś winna tego stania w rozkroku, więc bez krempacji :)

      Usuń
  4. Nie zgodzę się z Tobą, to nie jest typowo skrajne feministyczne podejście do kwestii miłości. Takie jest życie, najczęściej kobieta kocha faceta takiego jakim jest, ale z tyłu głowy ma wypisane, że go zmieni. A on pozostaje taki jaki był, zaś kobiety z czasem wymagają od facetów więcej i więcej w różnych życiowych kwestiach i to już im nie odpowiada, szukają wtedy pocieszenia u innej... a ta inna na początku też jest super,a dopiero potem pokazuje swoje rogi.
    Jakie ale? Co Ty? Przecież jeżeli z takiego zauroczenia rozwinie się miłość nie sposób tego z niczym innym porównać. Owszem jak ludzie są sobą zafascynowani maja klapki na oczach i o to chodzi, że jak klapki opadną to nie rozwija się z tego miłość... rozstają się, ale to nie była miłość od pierwszego wejrzenia.
    Ten ks. Marek OK, ale Św. Augustyn? Przecież Miłość czyni wolnym, myślę, że by mnie poparł

    OdpowiedzUsuń
  5. Lepiej by rzeczony ksiądz powtórnie lub poczwórnie przeczytał św.Pawła .Tam jest WSZYSTKO ,chociaż dla mnie to absolut miłości ,bo taka opisana przez świętego nie istnieje.Ale od tego on święty ,aby tworzyć wzorce.
    A w ogóle to temat - rzeka .
    Moje podsumowanie : Beatus qui amat ,czyli szcześliwy ,kto kocha.Bez wzajemności tez .Bo miłosć to stan umysłu.
    Beatus qvi

    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatnie dwa wyrazy spadły z nieba ....bo ja ich powtórnie nie pisałam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie dziś, ale na pewno sprawdzę, co św. Paweł napisał na temat absolutu miłości.
      Beatus qui amat zdecydowanie mi się podoba :)

      Usuń
    2. Mam tu na myśli św.Pawła "Hymn o miłości"

      Usuń
    3. To właśnie miałem na myśli, choć do tej pory nie czułem potrzeby takiej lektury. Nigdy nie pociągały mnie romanse i charlekiny.

      Usuń
    4. Ależ Hymn do miłości to nie romans czy harlekin!

      Usuń
    5. :))) Wiem, ale, co? Zażartować nie mogę? :)))

      Usuń
  7. Mnie najbardziej dziwi to, jak wielu ludzi słucha facetów chodzących w sukienkach, jeżdżących wypasionymi autami, niemających żon i dzieci (oficjalnie) i mówiących o miłości albo o seksie.
    Myślę, że jak ktoś ciągle gada o seksie, to ma z tym problem. Ale jeśli ktoś ciągle krytykuje gejów, to może sam jest ukrytym homoseksualistą. Ja jestem heteroseksualny, ale nie przeszkadzają mi geje i nie boję się, że jakiś zaciągnie mnie do łóżka;)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że gdy byłem młody jeden taki gej, chciał mnie do łóżka zaciągnąć. Dziś się też nie boję, jestem dla nich zbyt mało atrakcyjny :)
      Księża kaznodzieje mają problem innej natury. Szóste przykazanie chwieje się w posadach, nawet wśród wiernych, co jest wg mnie główną przyczyną rosnącej liczby tzw. letnich katolików. A ponieważ Kościół nigdy nie będzie tolerował seksu pozamałżeńskiego (oficjalnie) stąd takie karkołomne próby jak ks. Marka.

      Usuń
  8. Powiadasz Świętoszku , że miłość nie istnieje :) Poczekaj , aż Cię dopadnie :) wtedy będziesz pisał jej językiem i rozum będziesz tracił :)i cieszył się jak dziecko , że przyszła ... Pozdrawiam wieczorkiem :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie mnie opuściła :( i odzyskałem rozum. I tylko nie wiem jeszcze czy się smucić, czy poczuć ulgę...

      Usuń
  9. Jestem zwolenniczką teorii E. Fromma! Nikt ze współczesnych nie zdołał wznieść się ponad ten poziom...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze, jak na spowiedzi wyznam, że mało znam tę teorię. Ale mnie zmobilizowałaś. W zarysie wiem, że człowiekiem ma kierować popęd (zakochanie w życiu) i nekrofilia (miłość śmierci i rozkładu?!). To drugie mnie odrzuca, ale być może nie do końca rozumiem.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  10. Cóż tu rzec... Zgodzę się z ks. Dziewieckim w jednej kwestii, że miłość to nie seks, z czym by tego nie prównywał, czy z prokreacją w małżeńskim łożu, czy szybkim numerkiem z TIRówką. Seks jest więc potrzebą.
    Dalsze jego wywody ponownie jak dla Ciebie nie są dla mnie do końca jasne. Te rzekome mity, nigdy same w sobie nie determinowały miłości, oprócz może jednego - uczucia.
    W kontekście tego ostatniego: Ks. traktuje nazwę "uczucie" jako coś przejściowego, pojawiającego się w kontekście jakichś bodźców. Np. jak ukłuje cię komar to uczuciem temu towarzyszącym jest ból i swędzenie (to akurat bodziec fizyczny, ale przecież są i psychiczne). Tylko, że przed wysnuciem takiej tezy mógł zajrzeć do słownika PWN, zauważyłby różnicę między uczuciem a odczuciem, bo definicja "syntezy wszystkich stanów emocjonalnych, stanowiąca główną motywację ludzkiego postępowania" pasuje mi akurat do miłości jak ulał...

    P.S. Dlaczego odmawiasz ks. Dziewieckiemu praw do odczuwania i pisania o miłości?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież to napisałem chyba? Chyba że odnosisz odpowiedź do seksu, to miał rację o tyle, że faktycznie niektórzy mylą fascynację cielesnością z miłością.

      Usuń
    2. Skasowałem, bo Cię źle zrozumiałem. Sorry. Ks. Dziewiecki popełnia błąd. Bo, co z tego, że każdy z elementów tego, co zwykliśmy nazywać miłością da się podważyć, ośmieszyć czy wykazać jego małość? One wszystkie mają dopiero sens i znaczenie, gdy stanowią konglomerat. Bo w miłości potrzeba, akceptacji, tolerancji, czasami odrobina naiwności, potrzeba seksu niekoniecznie związanego z prokreacją, a przede wszystkim zakochania (wolne związek nie ma tu nic do rzeczy). Brak któregokolwiek z tych czynników wyklucza miłość, której, już tak nawiasem mówiąc, w żaden sposób nie można porównać do miłości Bożej.
      Każdy ze składników pizzy da się zjeść z osobna, ale wtedy nie będziesz mógł powiedzieć, że jesz pizzę.

      Usuń
    3. O miłości nie sposób pisać, mówić tylko w kontekście seksu, stąd uważam, że wszelkie dywagacje księży kaznodziei są w tym temacie chybione.

      Usuń
  11. No niekoniecznie, z życia w moich okolicach wzięte: okoliczny proboszcz zebrał bęcki od zdradzownego męża, właśnie za ten kontekst, który badał u jednej z parafianek :). Sprawa się by pewnie nie sypła tak bardzo, gdyby go nie tzreba było do szpitala odwieźć.

    A poważniej: Miałem niegdyś kolegę którego brat był w seminarium. Podobno, panuje taki pogląd że przyszły ksiądz powinien mieć jakieś bliższe kontakty z kobietami przed podjęciem decyzji. Nie wiem o co dokładnie chodziło, bo rozmowa była bardzo dawno, czy o to, żeby nagle się nie zakochał, czy miał śwaidomość z czego rezygnuje?

    Tak w ogóle dla mnie celibat to tworzenie patologii. Jakoś zarówno w religii prawosławnej i protestanckiej się z tym uporali i wtedy naprawdę można mówić, że kapłan ma jakieś pojęcie o miłości i może rodzinom doradzać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie wiem jak to jest w seminarium. Kontakty księży z kobietami, w sensie stricte, chyba nie są zakazane. Rzecz w tym, żeby umocnić swoje ślubowanie celibatu. W seminarium masz możliwość odwrotu (i to chyba dobrze), później już nie. Jeśli celibat jest świadomym wyborem, należy się tego trzymać i to jest nawet dla mnie w jakimś stopniu zrozumiałe. Czy jest źródłem patologii? Na pewno nie celibat, a słabość człowieka, jeśli nie ma się tego świadomości, trzeba zrezygnować inaczej popada się w obłęd. Przykre, że nie wszyscy kandydaci na życie w celibacie z tego nie zdają sobie sprawy.
      Mnie w kreowaniu seksualności przez kler nie podoba się jedno. Ściślej, przyjęcie a priori, że to zło. W konsekwencji można odnieść wrażenie, że to kler decyduje o tym jak seksualność traktować, w znaczenie, popatrzcie jacy z nas fajni faceci, skoro na tak wiele pozwalamy w uświęconym związku sakramentalnym, jakim jest małżeństwo, nomen omen zawarte przed obliczem tego kleru. To jest w tym wszystkim najbardziej chore.

      Usuń
  12. "Małżonek, który kocha, nie skupia się na doznaniach fizjologicznych, ale na zachwycie"
    Czyli małżeństwo platoniczne??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto tu mówi o doznaniach fizjologicznych?! Bo doznania fizyczne są całkiem, całkiem... :)
      Pozdrowienia

      Usuń