wtorek, 2 lutego 2016

Nie byle jaka rocznica



  Właściwie zamierzałem ten temat ominąć z daleka. Nie bardzo mi z nim po drodze... Rzecz w tym, że obchody 1050-lecia przyjęcia chrztu stają się coraz bardziej nachalne. Ale ostrzegam, będzie trochę prześmiewczo, więc jeśli ktoś za bardzo ulega emocjom, niech pominie lekturę tej notki. Ja się nie pogniewam.

  Bo mnie dręczy jedno pytanie w związku z tą rocznicą. Czy my obchodzimy rocznicę chrztu Polski, czy może bardziej rocznicę chrztu Mieszka I? Pytanie na tyle istotne, że tak naprawdę proces chrystianizacji państwa polskiego skończył się dopiero na przełomie XIV - XV wieku, bagatela, 500 lat później. Wspominam o tym nie bez kozery, bo debata w Senacie na ten temat , przybierając wręcz kabaretowy charakter, skupiała się przede wszystkim na tym, czy Mieszko I może być uznany z pierwszego prawdziwego Polaka – chrześcijanina. Pominę fakt, że ci, którzy byli przeciw wywodzą się z poprzedniej ekipy rządzących, a ci, którzy są za, z ekipy miłościwie nam teraz panujących. Było wiadomo, że do sporu dojdzie, a jednak, ta debata przeszła moje najśmielsze oczekiwania.

  Tu muszę nadmienić, że nie uważam siebie za historyka (nie mylić z histerykiem) w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Uznajmy delikatnie, nie byłem w szkole zbyt pilnym uczniem na takich lekcjach. Ale mamy dziś net, za co mu chwała, i w każdej chwili mogę ściągnąć potrzebne mi wiadomości. A z tych danych wynika jednoznacznie, że bardziej prawidłowo jest uznać tę datę za rocznicę chrztu Mieszka I niż Polski. Tak przynajmniej wynika z dostępnych materiałów historycznych. Ten pierwszy władca państwa, nazwanego później Polską, miał w tym chrzcie przede wszystkim interes polityczny i matrymonialny. Chciał zapobiec zaborczej ekspansji biskupstwa w Magdeburgu, a że przy okazji księżniczka Dobrawa była ponętna, postanowił upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Bo Polska w tym czasie w ogniu walk stała. Księżniczka Dobrawa strzegła mocno swej cnoty przed poganami, więc Mieszko I się ochrzcił, bo chędożyć lubił i było mu obojętne, który Bóg da mu na to przyzwolenie. Ważne żeby dał, ale oddajmy prawdzie historii: może nawet nie tyle Bóg, ile sama księżniczka.

  Zawsze uważałem, że ludzkość najbardziej ucierpiała z powodu kobiet i tu mamy tego klasyczny przykład. Przez pięć wieków Polacy cierpieli z powodu erotycznych skłonności księcia, bo tę wiarę wpajano im niemal na siłę. Skutecznie. Te skutki odczuwamy do dziś, płacąc haracz na rzecz malutkiego państewka gdzieś na półwyspie apenińskim, z którym nawet nie graniczymy. Mało tego, możesz Rodaku zostać oskarżony o obrazę uczuć religijnych, o których nasi protoplaści nie mieli zielonego pojęcia. A wspomnij komuś, że w jego żyłach płynie krew słowiańska, która za prawdziwych bogów miała Światowida, Welesa, Peruna i innych. Kto zresztą dziś jeszcze o nich pamięta? Nie bardzo rozumiem jak w tym kontekście, z takim uporem, wciąż nawołuje się do powrotu do korzeni?

  Mnie we wspomnianej debacie senatorów najbardziej rozbawiło pytanie w jakim obrządku Mieszko I przyjął ten chrzest; łacińskim czy wschodnim? (sic!) i stanowcza odpowiedź senatora PiS-u: w łacińskim!”* Tu spieszę wyjaśnić. Rozróżnienie tego obrządku nastąpiło w 1054 roku, czyli blisko sto lat po chrzcie Mieszka I. Coś mi się zdaje, że ów senator był jeszcze mniej pilnym uczniem niż ja. Znaczna część dyskusji dotyczyła tego, czy temu pierwszemu władcy należy się hołd czy tylko cześć (sic!). I najbardziej kuriozalna opinia senatora Roberta Gaweł: „Ja do końca nie wiem, z jakich względów. Czy tak strasznie zakochał się w Dobrawie, która rok wcześniej do Gniezna przybyła i nie dopuszczając go do łoża (...) uczyła go nowej wiary, czy też przemyślał sprawę i aby zabezpieczyć się przed ekspansją niemiecką, przyjął chrzest wcześniej, niżby został siłą ochrzczony?”. Żal mi tego pierwszego władcy Polski, bo z jednej strony: „Można domniemywać, że był to zabijaka i zapewne palił, gwałcił i na porządku dziennym były”, z drugiej musiał wybierać, czy chce chrztu na siłę czy przez łoże. Bo zapytam przekornie: a jaki to wybór, skoro skutki takie same?    

  Za kwintesencję nie posłuży wypowiedź senatora Cz. Ryszki: „Obchodzony jubileusz symbolicznego początku dziejów narodu Polaków bardzo trafnie ujął arcybiskup łódzki Marek Jędraszewski, mówiąc, że przed 1050 laty niebo otwarło się nad ludem Polan. A ktoś inny pięknie dodał, że równocześnie na lud Polan padł cień krzyża i dosłownie stworzył naród Polaków”.
Taaak, padł cień krzyża...

 
* - wszystkie cytaty pochodzą z http://senat.gov.pl/prace/senat/posiedzenia/tematy,453,1.html

25 komentarzy:

  1. Pięknie to napisałeś, ale to kolejne rozbieranie włosa na czworo. Oczywiste jest, że przyjęcie chrztu przez Mieszka I było posunięciem taktycznym, małżeństwo również.
    A że król i jego państwo stanowiły w tym czasie jedność (państwo to Ja)
    przyjmuje się, że data chrztu króla była jednocześnie datą przyjęcia chrztu przez jego poddanych. A to, że nowa wiara była narzucana siłą - to nic nowego, zawsze tak było. Jedni "z mety", bez problemu instalowali w swych głowach nową wiarę, inni ze sporym oporem. Krzewiciele nowej wiary wykazali się sporym sprytem- kościoły (wszędzie) wznoszono w miejscach, gdzie przed wiekami ludzie oddawali cześć zupełnie innym bogom, bo były to miejsca o szczególnym rodzaju promieniowania- takie, w których ludzie bardzo lubili się gromadzić i dobrze się
    w nich czuli.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszesz: "przyjmuje się, że data chrztu króla była jednocześnie datą przyjęcia chrztu przez jego poddanych." Prawdopodobnie przez pierwszy wiek chrześcijaństwa w Polsce ta wiara był elitarną, tzn., praktykowaną tylko wśród dworzan panującego (nie wszystkich).
      Z resztą jest dokładnie tak jak piszesz.

      Usuń
  2. A tak naprawdę to wcale nie jest wiadomo, kiedy Mieszko został ochrzczony, bo nikt "na gorąco" nie zapisał tego ważnego wydarzenia. Dopiero po niemal 50 latach,saski biskup Merseburga, Thietmar, będący kronikarzem, zapisał opowiastkę dotyczącą nawrócenia Mieszka na właściwą wiarę. Jednocześnie przyznał się do niepewności, że dokładnie nie jest wiadome czy księżna Dobrawa dzieliła łoże z poganinem tylko przez rok czy może dłużej, być może, że Mieszko został ochrzczony w 968 roku. Rok 966 został wybrany dlatego, że wskazywało na to najwięcej zródeł.Opowiastka o tym, że to pod wpływem Dobrawy przeszedł na nową wiarę jest niestety tylko opowiastką.Tak naprawdę ślub Mieszka z Dobrawą był traktatem międzynarodowym (jak wszystkie małżeństwa dynastyczne)- czeska księżniczka na piastowskim dworze stanowiła gwarancję zobowiązania do wzajemnej pomocy militarnej i uzgadniania polityki zagranicznej. Ceną dla Mieszka był chrzest i jego zobowiązanie się do nadania pierworodnemu synowi dynastycznego imienia Przemyślidów-Bolesław.
    Też nie przepadałam za historią w szkole, a te wiadomości czerpałam z Pomocnika Historycznego nr 8 Polityki, pt. "Narodziny Polski".
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak cenne informacje. Przyznaję, sam miałem ochotę czegoś wiarygodnego poszukać na ten temat, ale wtedy pewnie zepsułbym sobie lekko ironizujące zabarwienie tej notki-felietoniku. Fakty faktami, porażający jest poziom elokwencji i wiedzy naszych senatorów.
      Pozdrawiam pięknie :)

      Usuń
  3. Skoro historia podaje rok 966 i ten rok podano jako rok przyjęcia chrztu przez Mieszka I [A że król i jego państwo stanowiły w tym czasie jedność (państwo to Ja)] to ja nie widzę powodu aby robić z igły widły. Kto chce niech świętuje, a kto nie chce nie musi. Podobnie jest ze świętami Bożego Narodzenia. Czy Jezus urodził sie25 grudnia czy inna jest dokładna data Jego narodzin-zbędne dywagacje. Narodził się i to jest faktem. Chrzest Mieszka I bez względu na założenia, intencje czy układy polityczne - miał miejsce. Kto chce będzie obchodził rocznicę, a kto nie chce nie musi. Jaki więc sens ma szyderstwo z cudzego podejścia do tematu? Asmodeuszu> nie masz poważniejszych problemów???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A skąd wniosek, że ja mam coś przeciw jakieś konkretnej dacie? Ja napisałem wyraźnie, że mnie z tym świętem nie po drodze, a nie, że mam coś przeciw dacie. Ja się śmieję z tego, czym mnie raczą wybrańcy narodu, bo nie lubię, jak mnie się traktuje z lekceważeniem. To senatorów zapytaj, czy nie mają poważniejszych spraw do załatwienia.
      Trochę mnie martwią Twoje względem mnie wymagania. Czy ja Ci narzucam, co i jak masz pisać na swoim blogu? Ale będzie poważnie, zapewniam, już niedługo...

      Usuń
    2. Asmodeuszu> ależ ja Ci nie narzucam tego co i jak masz pisać na blogu. Dla mnie to oczywiste; Kto chce ten będzie świętował rocznicę, a kto nie chce nie musi. Sama nie wiem czy będę brać udziału w uroczystościach z tej okazji. Jakże więc miałabym podważać fakt, że Tobie nie po drodze? Masz do tego prawo. Dobrze, że się śmiejesz, bo podobno śmiech to zdrowie; pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Kolejne absurdy i absurdziki nowej ekipy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kościół katolicki zastąpił pogańskie obrzędy swoimi obrzędami. Szkoda, że wielu katolików nie wie, że święcenie pokarmów, Boże Narodzenie czy noc świętojańska wywodzą się ze starodawnych zwyczajów. I że miliony ludzi zginęły dlatego że nie chciały przyjąć wiary w Jezusa..
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jednak większość katolików jest świadoma tego, skąd te zwyczaje się wzięły.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Obawiam się, że nie. Bo większość polskich rodzin ma w domu Biblię, a mało kto ją czyta. Mamy setki pomników i kult Jana Pawła II, a mało kto zna jego encykliki i w ogóle jego nauczanie.

      Usuń
    3. W Biblii to my raczej nie znajdziemy źródeł tych obyczajów :) Ale media często to opisują.
      Z encyklikami JPII to i ja mam problem, dlatego rzadko kiedy zabieram na ich temat głos. Ale gdy czasami zaglądam, myślę, że one nie są dla zwykłych ludzi.

      Usuń
  6. Może i się czepiam ,ale taka moja natura i obyczaje.Panie Maksie ludzie mają w domu Biblię i czytają ! I dużo wiedzą na temat Ksiąg ,Ewangelii ,Psalmów ,.Co do znajomości encyklik to nie wiem ,więc się nie wypowiadam.
    Przepraszam Asmodeuszu ,że ostatnio już drugi raz się wtrącam między wódkę a zakąskę ,ale tu zarzuca się i mnie jako"ludzie" nieznajomośc Biblii.A ja Biblię znam i rozumiem co nie znaczy ,że wierzę we wszystko co tam jest napisane .
    Pozdrawiam i postaram się opanować język ,czyli czcionkę .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma się co napinać. Ja czytam kilkadziesiąt książek rocznie (kiedyś często czytałem też Biblię), ale jako społeczeństwo czytamy strasznie rzadko. 60 procent Polaków nie przeczytało w ciągu roku ani jednej książki!!
      Dlatego dobrze, że są takie osoby jak Ty, które czytają:)

      Usuń
    2. Liiviia
      Nikt Ci tu nie może zabrać prawa głosu, ani go ograniczać, ba, prawo do sprzeciwu i odrębnego zdania - również.

      Usuń
    3. Maks
      Ja czytam średnio dwie na miesiąc, bo też jestem strasznie wybredny, ale znam takich, co książki wręcz połykają. Natomiast kompletnie mnie nie razi fakt, że ktoś nie czyta. To ma sprawiać przyjemność, być duchową ucztą. Na siłę tego nie da się zapewnić. Za np. do kina chodzę najwyżej raz do roku. Czy to jest powód do wstydu?

      Usuń
    4. Ja też rzadko chodzę do kina, przeważnie kilka razy w roku. Nie wiem, czy to powód do wstydu, ale myślę, że warto czytać książki. Nie wyobrażam sobie, żeby nie przeczytać ani jednej książki w ciągu roku. Zupełnie inaczej rozmawia się z kimś, kto czyta, a kimś, kto w ogóle nie czyta literatury.

      Usuń
    5. Oczywiście, że warto czytać i prawdą jest, że rozmowa z czytającym jest inna. Ale zdarzają mi się też sytuacje, kiedy ja, niby oczytany jestem bezradny. Niedawno kończyłem remont domu. Na nic mi ta cała wiedza przy ich fachowości, zaginali mnie w każdym punkcie tego tematu :)

      Usuń
    6. Ja najbardziej podziwiam ludzi, którzy są dobrymi sportowcami, majsterkowiczami czy organizatorami, a jednocześnie są oczytani.
      Niewielu jest takich, dlatego chylę przed nimi czoło:)

      Usuń
    7. Nie jestem pewien, czy za taką polemiką tęsknię :) ale: Wyobrażasz sobie mistrza bokserskiego wagi ciężkiej i jednocześnie doskonałego wirtuoza fortepianu lub skrzypiec? Takie połączenie jest oczywiście możliwe, ale ani to będzie mistrz boksu, ani wirtuoz fortepianu. To przesadzony przykład, niemniej w swej karierze zawodowej przez kilka lat pracowałem jako zwykły górnik przy wydobywaniu węgla. Gdy wracałem do domu zmęczony, marzyło mi się dobrze zjeść, odpocząć bezmyślnie na wersalce, najczęściej przed telewizorem, a gdy w jakimś stopniu się regenerowałem, te nowe siły przeznaczałem uroczej i ponętnej (wówczas) małżonce... :)))

      Usuń
    8. Myślę, że żeby być w pełni człowiekiem trzeba zakosztować różnych rzeczy. I zimnej wódki, i gorącej kobiety, i poezji wysokich lotów, i gównianych programów w TV, i ciężkiej pracy, i spania do południa;)
      Ja na przykład bardzo lubię poezję, ale lubię też oglądać różne walki bokserskie.

      Usuń
    9. :) Ja natomiast przepadam za esejami a ze sportu, kolarstwo szosowe. Za poezją nie przepadam, jak dla mnie zbyt duża możliwość interpretacji.

      Usuń
  7. Asmodeuszu wiem, że nie za bardzo lubisz kino ale mimo wszystko chciałabym jeszcze raz zachęcić Cię do obejrzenia filmu pt. "Bóg nie umarł". Niestety w kinach już go nie ma.
    Jednego z bohaterów utożsamiam z Tobą i Twoimi poglądami. A oto zagadka dla Ciebie.
    Który to bohater? Tylko mi nie mów, że nie będziesz oglądał, bo to strata czasu.
    Czekam na spostrzeżenia i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja lubię kino, pod warunkiem, że dobre (choć trudno określić, co się pod tym pojęciem kryje):)
      Mogę obiecać, że spróbuję obejrzeć, jeśli zdobędę nawet w wersji na laptop, choć nie ściągam piracko. Jak obejrzę, ocenię i odpowiem.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
    2. Zadziwiająco szybko odnalazłem dostęp do filmu i... straciłem dwie godziny :) Ale czego się nie robi dla oponentów :)
      Zastanawiałem się czy nie pokusić się o recenzję, ale chyba niekoniecznie. Zacznę do czegoś innego. Otóż, w mej niedługiej przecież młodości próbowano mi wtłoczyć do mózgu dwie krańcowo różne postawy. Zacznę od drugiej, czyli wiarę w materializm dialektyczny, ściślej w komunizm, nawiasem mówiąc, w jakieś mierze opartym na ateizmie. Mój rozum bronił się tak skutecznie, że jeszcze dziś na słowo komunizm dostaję drgawek. W równie mocny sposób usiłowano we mnie wtłoczyć wiarę w Boga, nawet dość skutecznie, między innymi za pomocą ckliwych opowiastek jak to dobry Bóg..., itd. Tak skutecznie, że wątpliwości pozbyłem się dopiero po czterdziestu latach z okładem.
      Po obejrzeniu tego filmu, od początku do końca, stwierdzam autorytatywnie – mało kiedy spotyka się taką propagandę, przy czym słowo „propaganda” ma wydźwięk zdecydowanie pejoratywny.
      Wszystko w tym filmie jest przewidywalne, naiwne i nierzadko zakłamane. Zacznę od prof. Radissona, którego to pewnie właśnie ze mną utożsamiasz. O tym, że nie jest ateistą świadczy 86 min filmu (zapisałem sobie) kiedy to stwierdza, że nienawidzi Boga. Ateista, prawdziwy ateista, nie może nienawidzić kogoś, kogo istnienia nie uznaje. To mu zresztą wypomina Josh, ale to jest zapożyczony argument od ateistów. Prawdziwych ateistów. Przejaskrawienie postaci prof. ma służyć jednemu – ateista to zły człowiek, ba!, każe pisać studentom, że nie wierzą w Boga (sic!). Przecież za to każdy prof., wyleciałby z uczelni na pysk! Wiesz, co w tym momencie pomyślałem? Reżyser i scenarzysta mogliby się równać z księdzem Natankiem i byliby od niego lepsi. Scena śmierci prof. też mi się kojarzy z pewnym szeroko propagowanym mitem. Ateista na łożu śmierci będzie wzywał Boga i niech żałuje, jeśli przy tym łożu zabraknie księdza. A ja znam tylko jeden taki przypadek znanego ateisty, ale co dziwne, on uwierzył w panteizm, nie chrześcijaństwo. Pominę inne wątki, ale zapewniam Cię, że daleko mi do postawy prof. Radissona. Argumenty za teizmem i przeciw ateizmowi, też są wybiórcze i dalekie od prawdziwych sporów za istnieniem, czy nieistnieniem Boga.
      Ogólna ocena. Czułem się jak na kazaniu w małomiasteczkowym kościele, gdzie ksiądz kaznodzieja klepie wyświechtane formułki, w ogóle nie wnikając w to, czy go ktoś rozumie, czy nie. Wybacz, jeśli czujesz się zawiedziona, ale ja staram się zawsze być szczery.

      Usuń