Tytuł
przekorny, choć tylko pozornie, właściwie powinien brzmieć: „jak czytać
Biblię”. Dla mnie problem w tym, że bez względu na to jakbym ją czytał i tak do
niczego mnie już nie przekona. Aby nie byłą wątpliwości – dlatego, że ją dokładnie
przeczytałem. Mnie już nie pomoże nawet Duch Święty... Tyle, że ja się mogę
mylić, inni mogą mieć inaczej, pod warunkiem, że ją, Biblię, przeczytają.
Wszystko za
sprawą ks. Waldemara Chrostowskiego*, który stwierdza jednoznacznie, że skutki
czytania Biblii są możliwe do oceny dopiero z perspektywy jednego pokolenia (sic!) Innymi słowy, powinniśmy czytać
Biblię przez całe życie, a u jego schyłku w końcu zrozumiemy Jej przekaz. Tu
bym się nawet zgodził z tym stwierdzeniem, człowiek na starość dziecinnieje i
wszystkie „bajki” na nowo w nim odżywają. Jeszcze inaczej, czytaj ją całe
życie, uchowaj Panie coś krytycznego, a na pewno uznasz, że jest w niej Słowo
Boże, bez względu na to, co to znaczy. Nie będzie Ci już wtedy przeszkadzać, że
ten Bóg raz jest surowy, groźny i zazdrosny, a raz miłosierny i wybaczający,
pod warunkiem, że w Niego uwierzysz. Uwierzysz, że wszystkie Twoje niecne
uczynki i tak będą Ci zapisane na dobre, otworzą Ci bramy Raju, o którym nota bene nic się z tej Biblii nie
dowiesz, poza tym, że zachwycony Boga obliczem, będziesz stale bił pokłony i
śpiewał pieśni pochwalne. No dobrze, dość ironii i kpiny, czas na nauki
księdza.
Uważa on,
że lektura Pisma Świętego nie powinna służyć doraźnej satysfakcji,
zachłyśnięcia się pięknem Pism, tylko ma długotrwałe owoce w postaci
odnajdywania Jezusa na kartach tegoż Pisma, Jezusa, który pomaga ludziom.
Stwierdza, że kierowanie się doraźną satysfakcją jest bardzo złudne. Gdybyśmy
polegali na zachwycie lektorów Pisma, na analizie określonych fragmentów, jeśli
nie idzie się dalej, nie idzie głębiej poza sam zachwyt, którego w żaden sposób
nie da się przełożyć na nasze życie, nic z niej nie wyniesiemy. De facto pozostaje nam wtedy tylko
pokusa, że mamy rację, pokusa uznania dla nas, lub przynajmniej poczucie, że
jesteśmy potrzebni – na krótką metę. To tak jakbyśmy chcieli, aby jabłoń
rodziła dojrzałe i dorodne owoce już w maju zaraz po zakwitnięciu. I tu już
posłużę się znamiennym cytatem: „(...)
musimy być bardzo często świadomi, że tych owoców nie będziemy widzieć w ogóle”. Św. Paweł nigdy nie pytał po
swoich naukach, czy się słuchaczom podobało, przeciwnie, bardzo często
pozostawiał za sobą ferment, wątpliwości, bywało, że i spory, i krytykę, a
przecież oratorem był wręcz doskonałym. Benedykt XVI miał powiedzieć, że trzeba
mówić o Ewangelii nie takiej, jaką ludzie chcieliby usłyszeć, ale o takiej jaką
jest naprawdę. Ks. Chrostowski dodaje, że dziś ludzie słuchają i czytają Biblię
z mentalnością „Enter”. A to nic innego jak czytanie fragmentami, które nam się
podobają i po których naciskamy ów klawisz. Tymczasem Pismo Święte ma
być jak człowiek, nie poznasz nikogo dobrze, jeśli nie będziesz próbował go
zrozumieć w całości. A ta całość może się okazać nie do końca tylko pięknem,
życiem usłanym li tylko dobrymi uczynkami.
I w tym
miejscu muszę się pokusić o refleksję. Czy odbiór treści Pisma Świętego musi
być tylko dobry? To jest tak samo jak z oceną drugiego człowieka. Ta ocena
będzie zawsze subiektywna, zależna tylko i wyłącznie od oceniającego, od jego
postrzegania zalet i wad. I nie pomoże Ci ocena innych, bo i z nią możesz się
zgadzać albo nie, co też jest cechą subiektywizmu. Dla przykładu wystarczy
wziąć Księgę Hioba. Jedni odnajdą w niej miłość bożą, inni jej przeciwieństwo.
W Księdze Wyjścia plagi egipskie mogą być traktowane jako konieczne i
sprawiedliwe, dla innych oznaczać będą pychę i okrucieństwo je sprowadzającego.
Każda z tych ocen będzie subiektywna i dla każdej można znaleźć odpowiednio
mocne argumenty. Ale czy owe zróżnicowanie ocen nie świadczy o tym, że coś nie
do końca jest tak z przekazem treści? Autorów jeszcze można zrozumieć, takie
postępowanie kilka tysięcy lat temu mogło uchodzić za sprawiedliwe i jedynie
możliwe. Dziś, z perspektywy tych tysięcy lat, nie jest to już tak jednoznaczne
i oczywiste.
Ks.
Chrostowski uznaje, że przekaziciel treści Biblii powinien być autentyczny i
wiarygodny. Autentyczny, to znaczy taki, który przefiltruje te treści przez
realne doświadczenia własnego życia. Innymi słowy, sam zachwyt nie wystarcza,
tak samo jak puste zapewnienia, że tylko lektura zapewni poznanie Boga. Z kolei
wiarygodność jest niczym innym jak weryfikacją tego, co słyszymy i czytamy.
Chcemy zobaczyć i się przekonać, na ile jest to nam potrzebne w życiu, ale i tu
pustosłowie nic nie załatwi. Jeśli bowiem ja czytam: „Miłuj bliźniego swego,
jak siebie samego”, to czy wprowadzenie tej zasady nie skończy się dla nas źle,
by nie napisać tragicznie? Czy zawsze, na nasze otwarte serce, każdy odpowie
tym samym? Może bardziej słuszna jest zasada ograniczonego zaufania, bo
zapowiedź jakiejś bliżej nieokreślonej „nagrody” niekoniecznie musi być
skuteczną zachętą. Tym bardziej wtedy, gdy dzieląc się wątpliwościami, spotyka
nas zazwyczaj oskarżenie o brak natchnienia Ducha Świętego, albo w gorszym
przypadku, o niedorozwój umysłowy, bez podania racjonalnego wytłumaczenia.
W tym miejscu
musiałbym przepisać cały ironiczny drugi akapit. Ale pokuszę się o inną refleksję.
Jak tytuł polskiej komedii „Nie ma mocnych”, tak nie ma jednoznacznej
interpretacji Pisma Świętego. Chrześcijaństwo na przestrzeni ostatnich dwu
tysięcy lat, czyli całego okresu istnienia, a judaizm jeszcze dłużej, nie może
wypracować tej jednolitej interpretacji. Iluż filozofów i teologów tłumaczyło
na różne sposoby Biblię, niejednokrotnie
sprzecznie, tak jak sprzeczne są zawarte w niej treści, widziane całościowo a
nie fragmentarycznie, tym bardziej, że wszystkie jej Księgi są uznawane za
jednakowo „natchnione”. Jak więc czytać Biblię? Moim zdaniem są trzy sposoby.
Jeśli bezgranicznie wierzysz i będziesz szukał pięknych fragmentów, na pewni je
znajdziesz i w wierze się umocnisz. Jeśli wierzysz i masz wątpliwości, te
wątpliwości pozostaną. Jeśli wierzysz i masz dużo wątpliwości, te wątpliwości
się pogłębią i możesz przestać wierzyć. Duch Święty w niczym tych sposobów nie
zmieni.
Przypisy:
* - treść eseju jest oparta na fragmencie wywiadu filmowego na DVD „Jak czytać Biblię, aby spotkać Jezusa” Salwator 1/2015
* - treść eseju jest oparta na fragmencie wywiadu filmowego na DVD „Jak czytać Biblię, aby spotkać Jezusa” Salwator 1/2015
Najlepiej,żeby "owieczki" Pismo Święte omijały z daleka,wtedy jeden "prawdziwy" przekaz co do treści tylko z ambony byłby znany.
OdpowiedzUsuńPoruszyłaś istotny wątek. Przez stulecia Biblia była zakazana i dopiero wynalazek druku, przy wsparciu protestantyzmu uczynił ten zakaz "nieżyciowym"
UsuńCzymże jest Biblia w postaci w jaką ją otrzymujemy? Zbiorem przemielonych, ocenzurowanych i zinterpretowanych wtórnie informacji. Dlatego przeczytałem ją kiedyś z czystej ciekawości, podchodząc podobnie co do mitologii greckiej.
OdpowiedzUsuńI tu się z Tobą zgodzę, zdroworozsądkowo inaczej się Biblii nie da traktować.
UsuńA cóż to znaczy - traktować Biblię zdroworozsądkowo?
UsuńAnastazja
Z dystansem. Człowiek współczesny biorąc się za czytanie Biblii bezwiednie porównuje ją pod kątem swojej percepcji i odbioru pewnych wydarzeń, faktów, przekazów. Jeżeli szuka w niej odpowiedzi to tak jak nasz Asmodeo najczęściej staje na rozdrożach i traci wiarę. Albo interpretuje po swojemu.
UsuńPoza tym tłumacze i kościół dopuścili się wielu fałszerstw w Biblii. W różnych celach.
UsuńRadek,tyle to ja wiem ale z tego co zauważyłam Asmodeusz interpretuje Biblię bardziej niż dosłownie;)
UsuńA.
Zacytuję klasyka.... "Jego problem". :D
UsuńNasti:
UsuńJa interpretuję interpretację, nie samą Biblię. ;)
O to ciekawe, bo ilu czytających tyle interpretacji.
UsuńJa pintolę, do Was trzeba jak w przedszkolu. Te interpretacji, którymi ktoś się chwali. Publicznie.
UsuńAleż skąd. :) Nawet każdy ksiądz widzi w Biblii co innego...
UsuńAsmodeuszu nie drażnij mnie...A którą interpretację interpretujesz,bo tego jest w ciul?I pamiętasz ten test z literką A?:D
UsuńKażdy ma swój rozum.Albo i nie;)
A.
No więc dobrze, interpretuję te najbardziej kontrowersyjne interpretacje jakie mi się trafiają. I nie chodzi nawet o całość, ile o interpretacje pewnych jej fragmentów lub odwołań do tychże…
UsuńI to świadczy o jakichś kompleksach :)...
UsuńTo można powiedzieć o każdym hobby ;)
UsuńE tam. Gra w szachy jest mniej inwazyjna niż szukanie dziury w dziurze.
UsuńGra w szachy uczy cierpliwości i nie pozwala zdechnąć szarym komórkom:D
UsuńA.
I kot przy jednej dziurze (czytaj - hobby) zdechnie ;)
UsuńDlatego jadę za tydzień śledzić zbrodnie Wehrmachtu w Bogdańcu... Nawet nie wiedziałem, że taka miejscowość jest pod Socho.
Usuń