sobota, 4 lutego 2017

Jak nie czytać Biblii



  Tytuł przekorny, choć tylko pozornie, właściwie powinien brzmieć: „jak czytać Biblię”. Dla mnie problem w tym, że bez względu na to jakbym ją czytał i tak do niczego mnie już nie przekona. Aby nie byłą wątpliwości – dlatego, że ją dokładnie przeczytałem. Mnie już nie pomoże nawet Duch Święty... Tyle, że ja się mogę mylić, inni mogą mieć inaczej, pod warunkiem, że ją, Biblię, przeczytają.

  Wszystko za sprawą ks. Waldemara Chrostowskiego*, który stwierdza jednoznacznie, że skutki czytania Biblii są możliwe do oceny dopiero z perspektywy jednego pokolenia (sic!) Innymi słowy, powinniśmy czytać Biblię przez całe życie, a u jego schyłku w końcu zrozumiemy Jej przekaz. Tu bym się nawet zgodził z tym stwierdzeniem, człowiek na starość dziecinnieje i wszystkie „bajki” na nowo w nim odżywają. Jeszcze inaczej, czytaj ją całe życie, uchowaj Panie coś krytycznego, a na pewno uznasz, że jest w niej Słowo Boże, bez względu na to, co to znaczy. Nie będzie Ci już wtedy przeszkadzać, że ten Bóg raz jest surowy, groźny i zazdrosny, a raz miłosierny i wybaczający, pod warunkiem, że w Niego uwierzysz. Uwierzysz, że wszystkie Twoje niecne uczynki i tak będą Ci zapisane na dobre, otworzą Ci bramy Raju, o którym nota bene nic się z tej Biblii nie dowiesz, poza tym, że zachwycony Boga obliczem, będziesz stale bił pokłony i śpiewał pieśni pochwalne. No dobrze, dość ironii i kpiny, czas na nauki księdza.

  Uważa on, że lektura Pisma Świętego nie powinna służyć doraźnej satysfakcji, zachłyśnięcia się pięknem Pism, tylko ma długotrwałe owoce w postaci odnajdywania Jezusa na kartach tegoż Pisma, Jezusa, który pomaga ludziom. Stwierdza, że kierowanie się doraźną satysfakcją jest bardzo złudne. Gdybyśmy polegali na zachwycie lektorów Pisma, na analizie określonych fragmentów, jeśli nie idzie się dalej, nie idzie głębiej poza sam zachwyt, którego w żaden sposób nie da się przełożyć na nasze życie, nic z niej nie wyniesiemy. De facto pozostaje nam wtedy tylko pokusa, że mamy rację, pokusa uznania dla nas, lub przynajmniej poczucie, że jesteśmy potrzebni – na krótką metę. To tak jakbyśmy chcieli, aby jabłoń rodziła dojrzałe i dorodne owoce już w maju zaraz po zakwitnięciu. I tu już posłużę się znamiennym cytatem: „(...) musimy być bardzo często świadomi, że tych owoców nie będziemy widzieć w ogóle”. Św. Paweł nigdy nie pytał po swoich naukach, czy się słuchaczom podobało, przeciwnie, bardzo często pozostawiał za sobą ferment, wątpliwości, bywało, że i spory, i krytykę, a przecież oratorem był wręcz doskonałym. Benedykt XVI miał powiedzieć, że trzeba mówić o Ewangelii nie takiej, jaką ludzie chcieliby usłyszeć, ale o takiej jaką jest naprawdę. Ks. Chrostowski dodaje, że dziś ludzie słuchają i czytają Biblię z mentalnością „Enter”. A to nic innego jak czytanie fragmentami, które nam się podobają i po których naciskamy ów klawisz. Tymczasem Pismo Święte ma być jak człowiek, nie poznasz nikogo dobrze, jeśli nie będziesz próbował go zrozumieć w całości. A ta całość może się okazać nie do końca tylko pięknem, życiem usłanym li tylko dobrymi uczynkami.

  I w tym miejscu muszę się pokusić o refleksję. Czy odbiór treści Pisma Świętego musi być tylko dobry? To jest tak samo jak z oceną drugiego człowieka. Ta ocena będzie zawsze subiektywna, zależna tylko i wyłącznie od oceniającego, od jego postrzegania zalet i wad. I nie pomoże Ci ocena innych, bo i z nią możesz się zgadzać albo nie, co też jest cechą subiektywizmu. Dla przykładu wystarczy wziąć Księgę Hioba. Jedni odnajdą w niej miłość bożą, inni jej przeciwieństwo. W Księdze Wyjścia plagi egipskie mogą być traktowane jako konieczne i sprawiedliwe, dla innych oznaczać będą pychę i okrucieństwo je sprowadzającego. Każda z tych ocen będzie subiektywna i dla każdej można znaleźć odpowiednio mocne argumenty. Ale czy owe zróżnicowanie ocen nie świadczy o tym, że coś nie do końca jest tak z przekazem treści? Autorów jeszcze można zrozumieć, takie postępowanie kilka tysięcy lat temu mogło uchodzić za sprawiedliwe i jedynie możliwe. Dziś, z perspektywy tych tysięcy lat, nie jest to już tak jednoznaczne i oczywiste.

  Ks. Chrostowski uznaje, że przekaziciel treści Biblii powinien być autentyczny i wiarygodny. Autentyczny, to znaczy taki, który przefiltruje te treści przez realne doświadczenia własnego życia. Innymi słowy, sam zachwyt nie wystarcza, tak samo jak puste zapewnienia, że tylko lektura zapewni poznanie Boga. Z kolei wiarygodność jest niczym innym jak weryfikacją tego, co słyszymy i czytamy. Chcemy zobaczyć i się przekonać, na ile jest to nam potrzebne w życiu, ale i tu pustosłowie nic nie załatwi. Jeśli bowiem ja czytam: „Miłuj bliźniego swego, jak siebie samego”, to czy wprowadzenie tej zasady nie skończy się dla nas źle, by nie napisać tragicznie? Czy zawsze, na nasze otwarte serce, każdy odpowie tym samym? Może bardziej słuszna jest zasada ograniczonego zaufania, bo zapowiedź jakiejś bliżej nieokreślonej „nagrody” niekoniecznie musi być skuteczną zachętą. Tym bardziej wtedy, gdy dzieląc się wątpliwościami, spotyka nas zazwyczaj oskarżenie o brak natchnienia Ducha Świętego, albo w gorszym przypadku, o niedorozwój umysłowy, bez podania racjonalnego wytłumaczenia.

  W tym miejscu musiałbym przepisać cały ironiczny drugi akapit. Ale pokuszę się o inną refleksję. Jak tytuł polskiej komedii „Nie ma mocnych”, tak nie ma jednoznacznej interpretacji Pisma Świętego. Chrześcijaństwo na przestrzeni ostatnich dwu tysięcy lat, czyli całego okresu istnienia, a judaizm jeszcze dłużej, nie może wypracować tej jednolitej interpretacji. Iluż filozofów i teologów tłumaczyło na  różne sposoby Biblię, niejednokrotnie sprzecznie, tak jak sprzeczne są zawarte w niej treści, widziane całościowo a nie fragmentarycznie, tym bardziej, że wszystkie jej Księgi są uznawane za jednakowo „natchnione”. Jak więc czytać Biblię? Moim zdaniem są trzy sposoby. Jeśli bezgranicznie wierzysz i będziesz szukał pięknych fragmentów, na pewni je znajdziesz i w wierze się umocnisz. Jeśli wierzysz i masz wątpliwości, te wątpliwości pozostaną. Jeśli wierzysz i masz dużo wątpliwości, te wątpliwości się pogłębią i możesz przestać wierzyć. Duch Święty w niczym tych sposobów nie zmieni.

Przypisy:
* - treść eseju jest oparta na fragmencie wywiadu filmowego na DVD „Jak czytać Biblię, aby spotkać Jezusa” Salwator 1/2015


21 komentarzy:

  1. Najlepiej,żeby "owieczki" Pismo Święte omijały z daleka,wtedy jeden "prawdziwy" przekaz co do treści tylko z ambony byłby znany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poruszyłaś istotny wątek. Przez stulecia Biblia była zakazana i dopiero wynalazek druku, przy wsparciu protestantyzmu uczynił ten zakaz "nieżyciowym"

      Usuń
  2. Czymże jest Biblia w postaci w jaką ją otrzymujemy? Zbiorem przemielonych, ocenzurowanych i zinterpretowanych wtórnie informacji. Dlatego przeczytałem ją kiedyś z czystej ciekawości, podchodząc podobnie co do mitologii greckiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tu się z Tobą zgodzę, zdroworozsądkowo inaczej się Biblii nie da traktować.

      Usuń
    2. A cóż to znaczy - traktować Biblię zdroworozsądkowo?
      Anastazja

      Usuń
    3. Z dystansem. Człowiek współczesny biorąc się za czytanie Biblii bezwiednie porównuje ją pod kątem swojej percepcji i odbioru pewnych wydarzeń, faktów, przekazów. Jeżeli szuka w niej odpowiedzi to tak jak nasz Asmodeo najczęściej staje na rozdrożach i traci wiarę. Albo interpretuje po swojemu.

      Usuń
    4. Poza tym tłumacze i kościół dopuścili się wielu fałszerstw w Biblii. W różnych celach.

      Usuń
    5. Radek,tyle to ja wiem ale z tego co zauważyłam Asmodeusz interpretuje Biblię bardziej niż dosłownie;)
      A.

      Usuń
    6. Zacytuję klasyka.... "Jego problem". :D

      Usuń
    7. Nasti:
      Ja interpretuję interpretację, nie samą Biblię. ;)

      Usuń
    8. O to ciekawe, bo ilu czytających tyle interpretacji.

      Usuń
    9. Ja pintolę, do Was trzeba jak w przedszkolu. Te interpretacji, którymi ktoś się chwali. Publicznie.

      Usuń
    10. Ależ skąd. :) Nawet każdy ksiądz widzi w Biblii co innego...

      Usuń
    11. Asmodeuszu nie drażnij mnie...A którą interpretację interpretujesz,bo tego jest w ciul?I pamiętasz ten test z literką A?:D
      Każdy ma swój rozum.Albo i nie;)
      A.

      Usuń
    12. No więc dobrze, interpretuję te najbardziej kontrowersyjne interpretacje jakie mi się trafiają. I nie chodzi nawet o całość, ile o interpretacje pewnych jej fragmentów lub odwołań do tychże…

      Usuń
    13. I to świadczy o jakichś kompleksach :)...

      Usuń
    14. To można powiedzieć o każdym hobby ;)

      Usuń
    15. E tam. Gra w szachy jest mniej inwazyjna niż szukanie dziury w dziurze.

      Usuń
    16. Gra w szachy uczy cierpliwości i nie pozwala zdechnąć szarym komórkom:D
      A.

      Usuń
    17. I kot przy jednej dziurze (czytaj - hobby) zdechnie ;)

      Usuń
    18. Dlatego jadę za tydzień śledzić zbrodnie Wehrmachtu w Bogdańcu... Nawet nie wiedziałem, że taka miejscowość jest pod Socho.

      Usuń