Nie, ja już
nie mam żadnych wątpliwości. Byłem wierzącym i mi przeszło. To se juz ne vrati
– jak mawiają Czesi (a ten czeski język jest w tym eseju nie bez znaczenia). A
mimo to wciąż mnie interesuje to zjawisko i nic na to nie poradzę. Chętnie czytam
publikacje, książek natury teologicznej nie wykluczając, opowiadające się za
wiarą i jednocześnie będące w opozycji do ateizmu. I być może to jest tylko
moje przekonanie, odnoszę wrażenie, że teologia jest coraz bardziej bezradna.
Skąd więc taki tytuł? Zaraz wszystko wyjaśnię.
Natknąłem
się na artykuł, w którym autor dowodzi, że religijny fundamentalizm i entuzjazm
zbyt łatwej wiary wynika z braku cierpliwości. Ateizm podobno też, i o ile z
pierwszymi wnioskami się zgodzę, o tyle trzeci nastarcza mi problem. By stać
się ateistą, będąc wcześniej wierzącym, potrzeba oceanu cierpliwości w drążeniu
tematu. To zbyt poważna zmiana, jeśli ma być rzeczywista, aby dokonała się tak
szybko jak kwitnie w nas fundamentalizm lub entuzjazm wiary. Bóg ma być Tajemnicą
– podkreślam: ma być – a Tajemnica ma to do siebie, że wyklucza możliwość jej
odgadnięcia. Gdy ją odkryjemy przestaje być Tajemnicą. Stąd już tylko krok do
uznania, że jesteśmy zwolnieni od myślenia, przynajmniej w tej materii. Ktoś
już za nas to wymyślił i nieważnym staje się fakt, że stało się to kilka tysięcy
lata przed naszą erą, gdy o przyczynach świata materialnego de facto nie wiedzieliśmy nic. Ktoś
powie, że dziś też niewiele wiemy i z tym można się nawet zgodzić, a jednak,
wiemy zdecydowanie więcej niż wtedy. Zabawnym jest w tym to, że dzisiejszą
wiedzę sprawdza się na wszystkie możliwe sposoby, czasami irracjonalne, ale
irracjonalizm naszych przodków nie podlega żadnej dyskusji ani weryfikacji. Oni
mieli Prawdę i tę przekazali nam, podobno w Świętych Księgach.
Nie sposób
zanegować faktu, że ten niematerialny Bóg, mało, że niewidzialny, to jeszcze i
tak pozostaje w ukryciu ze swym działaniem. Pamiętam napisy na parkanach: „Ja
tu byłem. Tony Halik1”. Ten przynajmniej pozostawiał ślad po sobie. Thomas
Halik2 pisze, że potrzeba nam cierpliwości w wierze gdyż: „Mało co tak bardzo wskazuje na Boga i tak natarczywie woła o Boga, jak
właśnie przeżycie Jego nieobecności”3. Musiałem to zdanie, w
oryginale wytłuszczone, przeczytać kilka razy i do dziś mam wątpliwość, czy
zostało z czeskiego przetłumaczone poprawnie. Pierwsza riposta jaka mi się
nasunęła to stwierdzenie, że krasnoludki też są nieobecne. Czyżby ich
nieobecność wskazywała na ich istnienie? Na potrzebę ich istnienia? To tak
jakby uznać racjonalność próby zarejestrowania Kościoła Latającego Spaghetti
przez wojujących ateistów, choć jest w niej pewien racjonalizm, polegający na
ośmieszeniu wszystkich religii. Tu wyjaśnię, jestem ateistą, ale pod takim
działaniem się nie podpisuję. Gdyby bowiem taki Kościół uznano, wszystkie
Kościoły, nie tylko monoteistyczne, miałyby racjonalne przesłanki istnieć
równoprawnie. Ale Thomas Halik dodaje, że: „Bez bolesnego
doświadczenia świata, w którym brak Boga, trudno zrozumieć sens religijnych
poszukiwań (...)”. Nie wiem jak komu, mnie to kojarzy się z uniesieniem rąk do góry w
geście poddania się.
I teraz
sedno mego eseju. Autor stwierdza: „Również ateizm może być pomocny w przygotowaniu dróg Pańskich, może nam pomóc oczyścić naszą
wiarę z religijnych iluzji [podkreślenie moje]”. Stawia jednak jedno istotne zastrzeżenie: „Nie
można mu [ateizmowi – dopisek mój] jednak pozostawiać ostatniego słowa, jak
czynią to ludzie niecierpliwi”. Autor przywołuje postać Zacheusza, który jest w
stanie porzucić swoje widzenie świata tylko wtedy, gdy ktoś do niego „przemówi
po imieniu”, ściślej, jeśli to będzie sam Jezus. W tym miejscu nie potrafię
uciec od wrodzonej tendencji do ironii. Przypomina mi się pewien wierszyk,
przyśpiewka z czasów młodości: „Stał się cud pewnego razu, chłop przemówił do
obrazu. Obraz doń ani słowa, taka była ich rozmowa”. Bowiem o ile postać
Zacheusza należy traktować w kategoriach biblijne przypowieści, mitu, o tyle
takich oczekujących na podobny „gest” ze strony Boga jest... niewielu.
Przynajmniej dziś, kiedy wiernym tłumaczy się, że takie oczekiwanie za życia nie jest
godne prawdziwej wiary.
Już na
zakończenie, jako puentę, ostatni cytat: „Jeśli zrozumiemy tych, którzy poddani
zostali próbie Bożego milczenia, ukrycia i oddalenia - tak, tak, również tych,
których to doświadczenie doprowadziło do odrzucenia religii - możemy wówczas
dojść do bardziej dojrzałej formy wiary aniżeli naiwny i wulgarny teizm”. Przypomnę,
te słowa pisze czeski ksiądz, który żyje w jednym z najbardziej zateizowanych
krajów Europy. Przekładając te słowa na prosty, polski język – jeśli chcesz się
umocnić w wierze, powinieneś zrozumieć tych, którzy wiarę porzucili. Zaznaczam
– zrozumieć! Wprawdzie grozi Ci, że też wiarę porzucisz, ale może warto
zaryzykować?
Przypisy:
1 – wł. Mieczysław Sędzimir Antoni Halik, polski podróżnik, dziennikarz, pisarz, operator filmowy, fotograf, autor programów telewizyjnych o tematyce podróżniczej.
2 – czeski ksiądz katolicki, wykładowca i autor wielu znanych książek teologicznych. Laureat nagrody Tempeltona w 2014 r.
3 – ten i pozostałe cytaty pisane kursywą pochodzą z http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1289,blogoslawieni-ktorzy-sa-na-obrzezu-kosciola.html
Asmodeuszu, tak z babskiej ciekawości zapytam - czy istnieje jakiś znak, który mógłbyś otrzymać od Boga, żeby w Niego uwierzyć raz jeszcze?:)
OdpowiedzUsuńBędę szczery – nie wiem. Znak raczej odpada, może coś na miarę przeżyć Zacheusza, byle na jawie, choć niekoniecznie na sykomorze. Ale raczej się nie spodziewam.
UsuńPozdrawiam ;)
Ateizm nie zawsze wcale nie wynika jakiegoś drążenia tematu, jego źródłem może być zwykły impuls. Z drugiej strony jest też droga odwrotna - ateistów którzy się nawracają na wiarę. Miałem taki przykład w rodzinie, dotyczył osoby bardzo wykształconej, ze stopniem profesorskim, który nawrócił się tworząc jakąś pracę.
OdpowiedzUsuńPorównanie Boga z krasnoludkami, tak samo jak Potwora Latającego Spaghetti opiera się błędzie logicznym fałszywej analogii - odniesieniu rzeczy w którą nikt normalny i dorosły nie wierzy, do czegoś w co jednak wierzy większość ludzkości kierując się swoimi przesłankami, których ateiści nie są mimo wszystko w stanie obalić.
Nie rozumiem też gestu poddania się w zdaniu „Bez bolesnego doświadczenia świata, w którym brak Boga, trudno zrozumieć sens religijnych poszukiwań (...)”. Jest to wskazanie oczywistego związku między wiarą a wiedzą. Sam parę wersów wcześniej piszesz o Tajemnicy przez duże T.
Słowa o Zacheuszu wskazują, że traktujesz swoich wszystkich czytelników co najmniej jak leni, którzy nie sięgną do tekstu źródłowego, albo sam go czytasz pobieżnie lub nie rozumiesz. Sens tej wypowiedzi jest mniej więcej taki, że z poselstwem i znakiem od Boga "Do Zacheuszów dzisiejszej epoki może się tak naprawdę przybliżyć tylko ten, kto sam pozostaje w pewnym stopniu Zacheuszem." Czyli mowa jest o nikim innym jak człowieku, który zrozumie z czego wynikać może niewiara.
Jak pięść do oka więc się ma tu przyśpiewka o chłopie i obrazie. Albo możesz zastosować ją do siebie, bo autor artykułu o niebie, a Ty o chlebie...
Tu już ja nie potrafiłem uciec od wrodzonej tendencji do ironii. Albo złośliwości nawet...
Jeśli czyjś ateizm wynika z impulsu, to ani ten ateizm nie jest ateizmem (spotkałem kilku takich „nawiedzonych”), ani jego wiara nie była wiarą. Nie neguję faktu, że trafiają się ateiści nawracający się na wiarę. Te przypadki są zresztą mocno nagłaśniane, w odróżnieniu od tych odwrotnych, których dziś jest zdecydowanie więcej. Liczbę ateistów szacuje się dziś na 100 mln i wciąż wykazuje tendencję wzrostową.
UsuńOd kiedy to ateiści powinni obalać przesłanki jakimi kierują się wierzący? Ateizm, ten prawdziwy, jest deklaracją niewiary w istoty niematerialne a sprawcze. Wierzącym to porównanie do krasnoludków może się nie podobać, jednak faktem jest, że dla ateisty opierają się na tej samej logice. I nie ma tu żadnego znaczenia, czy wiara dotyczy li tylko dorosłych. Tu mi się jednak nasuwa pewne porównanie. Wśród pięciu najważniejszych religii świata jest hinduizm i sikhizm. Przekonaj ich o wyższości religii monoteistycznej.
T. Halik daje właśnie do zrozumienia, że nie powinno się szukać związku między wiedzą a wiarą, a ten związek jest ostatnio dość mocno „lansowany” we współczesnej teologii (np. Sł. Zatwardnicki, M. Heller) To, że piszę Tajemnica przez duże T wynika z chęci rozróżnienia zwykłej tajemnicy, którą można odkryć, od tej religijnej, której nie powinno chcieć się poznać, i nie ma żadnego podtekstu.
Po to wypisuję odnośniki, aby każdy mógł sprawdzić mój tekst w odniesieniu do oryginału, inaczej musiałbym przepisać cały tekst. Moje odniesienie do tej mitycznej przypowieści o Zacheuszu, jest moje, ja to zawsze podkreślam, za co mi się czasami obrywa, tak jakbym nie miał prawa do własnej interpretacji. Zacheusz wie, że jest ktoś, kogo uważa się za „Syna bożego” i próbuje się przekonać. Ma to „szczęście”, że na Niego trafia. Czy on wiedział skąd się brała jego niewiara, śmiem wątpić, że wątpię ;)
Ja Ci Twojej ironii czy złośliwości nie bronię, dopóki nie jest obraźliwa. ;)
Przypadku o którym mówię nikt jakoś nie nagłaśniał. :) Generalnie to nawet nie mam pojęcia gdzie niby się takie przypadki nagłaśnia, chyba że ktoś eksponuje swój ateizm i jest znany. Jakiś inny przykład, nie dotyczący jakiegoś wojującego ateisty celebryty?
UsuńTu nie chodzi o to co się może podobać, tylko błąd logiczny argumentu.
Wspomniałem o przesłankach - otóż nie ma żadnych na istnienie krasnali, choć niektórzy twierdzili że mleko kwaśnieje bo krasnoludki do niego szczają. Przesłanką na istnienie Boga jest istnienie człowieka. Z tym ateizm nie może się do końca uporać.
Nie jest moją intencją przekonywanie kogokolwiek o jakiejś jednej słusznej racji. Ja tylko twierdzę, że ateizm nie ma tak naprawdę jednoznacznie przekonywujących podstaw, dlatego jest wiarą tak jak każda inna. Tym bardziej że rozumowanie ateisty nie jest wolne od błędów logicznych.
Pewnie że nie powinno się szukać związku. Tylko czemu określasz to jako uniesieniem rąk do góry?
Twoje jest Twoje, ale nie pisałeś o swojej interpretacji, tylko odnosiłeś się do konkretnego źródła i cytatu z artykułu. A tam jakby co innego. Przyłapany na wtopie zawsze zaczynasz wić się jak piskorz... Nie myślałeś o karierze polityka?
P.S.
UsuńNie każdy ateista jest intelektualistą tak jak Ty. To w części również straszne prymitywy, nie podejrzewam ich o jakieś wyrafinowane przemyślenia.
Ja zaglądam na portale katolickie (nie tylko Fronda.pl), tam nagłaśniają takie przypadki, ale nigdy nie znalazłem artykułu, że wierzący stał się ateistą. Pierwszy taki artykuł, że i takie przypadki mają miejsce znalazłem właśnie w omawianym artykule.
UsuńGdzieś to wyczytał, że ateizm nie może się uporać z przesłanką, że istnienie Boga jest poświadczone istnieniem człowieka? Chyba tylko od teistów. Pięknie, ateizm nie ma przekonywujących podstaw, za to przekonywujące argumenty ma teizm, opierający się li tylko na domniemaniach. Mylisz wiarę w coś, wiarę w kogoś, z pojęciem wiary w rozumieniu teistycznym. Mogę wierzyć, że rok ma 365 dni bo to da się skrupulatnie policzyć, wierzę w to, że kumpel nazywa się Kowalski, bo to da się sprawdzić. Ale nie uznasz tych wiar za równoprawne wierze w Boga czy w różnorakie bóstwa, wróżby, horoskopy, itp., które opierają się na nieweryfikowalnym domniemaniu. Ja wierzę, że ktoś wierzy, natomiast nie możesz nazwać wiarą tego, że uważam tę czyjąś wiarę za irracjonalną. To jest pogląd nie wiara.
T. Halik uznaje, że nie ma racjonalnych dowodów, stwierdza wręcz, że teizm jest naiwny i wulgarny. To nic innego jak uznanie, że spór na racjonalne dowody skazuje teizm na porażkę. To nic innego jak metaforyczny obraz człowieka z uniesionymi do góry rękami. Wprawdzie pisze też, że nie wolno się poddawać, ale do tego potrzebna jest zupełnie inna płaszczyzna. Na tej arenie, dowodów, teizm musi się poddać.
Mam prawo interpretować na swój sposób każdy cytat, każdą inną myśl, do tego służy polemika, w pełni uprawniony sposób dyskusji. Gdybyż polityka opierała się tylko interpretacji dowolnie wybranego z kontekstu zdania, kto wie. ;) Niestety, polityka to też brudy za którymi w ogóle nie tęsknię.
Niestety to prawda, wśród ateistów zdarzają się też prymitywy. Nawet nie pociesza mnie fakt, że wśród innych ideologi jest ich więcej ;)
A to mnie nie dziwi, że tam nie piszą o przypadkach utraty wiary. Jakby nie ta branża.
UsuńDobra tu widzę nie ma pola do dyskusji. Wszystko sobie wytłumaczyliście i sprawdziliście Kowalskiego. Tylko, że Teizm nie ma mieć "przekonywujących argumentów". Ale ateizm powinien, a też nie ma.
Ja pierdykam...Nic takiego tam nie jest napisane. Halik zestawia wiarę bezrefleksyjną opartą na imaginacji z bardziej jej dojrzałą formą, polegającą na przyjęciu owej tajemnicy. Znajdowanie dowodów na istnienie Bogów jest według Halika tak samo prymitywne, jak szukanie dowodów na jego nieistnienie. Chyba nic z tego artykułu nie zrozumiałeś...
Masz prawo. Tylko wtedy nie powołuj się na artykuł, w którym zawarta jest zupełnie inna interpretacja, bo najzwyczajniej wprowadzasz czytelników w błąd.
Ale tylko jak ogólnie policzymy wszystkich ludzi :D
*istnienie Boga miało być...
UsuńPowinienem sprecyzować, nie piszą o spektakularnych odejściach od wiary, za to narzekają na to, że ludzie coraz słabiej wierzą. ;)
UsuńCo to znaczy, że ateizm powinien? W miarę zdobywania wiedzy o świecie argumenty stają się coraz mocniejsze. Jest jednak pewien drobiazg, który odróżnia te dwie idee. Ateizm nie zakłada a priori, że wszystko wyjaśni natychmiast i od razu (zamierzone powtórzenie), ba! przyjmuje, że nie wszystko da się wyjaśnić, bo każde nowe odkrycie generuje kolejne pytania. Ateizm przynajmniej stawia sprawę bytu i egzystencji uczciwie.
Teraz ja pierdykam ;) Czy fakt, że po części zgadzam się z T. Halikiem zobowiązuje mnie do tego, żebym się z nim zgadzał we wszystkim? Dla mnie pojęcie Tajemnicy przez duże T jest wybiegiem usprawiedliwiającym wszystkie, najbardziej karkołomne domniemania uznawane za pewnik i dogmat. Czy dlatego, że zgadzam się w kwestii odrzucenia naiwności teizmu, muszę się zgadzać z Prawdą Tajemnicy? Byłbym największym hipokrytą z hipokrytów. Ja nie szukam, prawdziwy ateizm również, dowodów na nieistnienie Boga, po prostu uważam, że Bóg nie jest do niczego potrzebny, a Jego bytu nie da się uzasadnić żadną koniecznością. Nie odczuwam żadnej potrzeby udowadniania nieistnienia Boga, zresztą byłoby to logicznie bezzasadne, bo musiałbym a priori przyjąć możliwość Jego istnienia, co już jest sprzeczne z ateizmem. Natomiast dopuszczam istnienie wiary, bo to istnienie jest realne, nie myl z samym podmiotem wiary.
Czyż sam T. Halik nie twierdzi, że aby prawdziwie wierzyć dobrze jest zrozumieć ateizm? Dla mnie jego końcowe wnioski są tu akurat mało istotne, liczy się przede wszystkim to, co pisze w odniesieniu do ateizmu.
Niech będzie do wszystkich ludzi :D
Pogubiłem się w tym Twoim ateizmie tym razem. Niby przyjmuje że nie wszystko da się wyjaśnić, ale akurat jest bezsprzecznie pewien, że nie da się tego wyjaśnić istnieniem Boga... Taaa.
Usuń"T. Halik uznaje, że nie ma racjonalnych dowodów, stwierdza wręcz, że teizm jest naiwny i wulgarny." - Tu nie mówisz przecież w swoim imieniu? Wkładasz w usta Halika coś, czego w ogóle nie powiedział i nie miał na myśli.
Asmo, przestań kręcić, stary piskorzu, bo naprawdę, jak diablisko na kuszeniu :).
Twierdzi chyba raczej, że dobrze jest pozbyć się iluzji związanych z fundamentalizmem religijnym, czym się charakteryzuje według niego ateizm - pozbawiony iluzji i wymysłów.
Jak dla mnie jego dywagacje są trochę miejscami pokrętne, albo faktycznie ktoś nie przyłożył się do tłumaczenia.
Masz jakikolwiek dowód na to, że coś niematerialnego oddziałuje na materię? Przecież nawet takie zjawiska jak grawitacja, napięcie, energia czy nawet myśl ludzka wynikają z istnienia materii. Są od niej całkowicie zależne. Czy nic może powodować coś? Czy coś może wynikać z nic? Nic do entej potęgi daje wciąż nic.
UsuńPrzeczytaj sobie uważnie ostatnie dwa akapity oryginalnego artykułu, a później możesz twierdzić, że wkładam mu w usta coś czego nie powiedział. Oczywiście masz rację, nie użył słów „nie ma racjonalnych dowodów” - to jest moja interpretacja, użyta dopiero w komentarzu, oparta na zdaniu z akapitu wyżej: „(...) wchodzeniu w świat religijnej niepewności musi towarzyszyć wyzbycie się wielu pewników”. Czymże są owe pewniki jeśli nie dowodami a priori?
Ja bym użył sformułowania „niejasne” zamiast pokrętne. Mniej dosadne ;)
Tak, czas jest niematerialny a można powiedzieć, że oddziałuje na materię.
UsuńCzytałem ten artykuł dość uważnie. Jeżeli uważasz, ze twierdzeniem Halika jest, że teizm jest naiwny i wulgarny, to generalnie na tym stwierdzeniu możemy skończyć dyskusję.
Bez materii czas jest do niczego niepotrzebny. Jego istnienie wynika z przemiany materii.
UsuńOto interesujący nas fragment przeniesiony za pomocą standardowej procedury Ctrl C i Ctrl V. Jedyne czego brak to pogrubienia:
„Tak jak dla pełnienia misji w świecie społecznie ubogich niezbędne jest istnienie ubogiego Kościoła, tak też wchodzeniu w świat religijnej niepewności musi towarzyszyć wyzbycie się wielu pewników.
Jeśli zrozumiemy tych, którzy poddani zostali próbie Bożego milczenia, ukrycia i oddalenia - tak, tak, również tych, których to doświadczenie doprowadziło do odrzucenia religii - możemy wówczas dojść do bardziej dojrzałej formy wiary aniżeli naiwny i wulgarny teizm, który nie bez podstaw prowokował i prowokuje krytykę ateistyczną.”
Sam przekręcasz. T. Halik ma na myśli „naiwny i wulgarny teizm” jako część teizmu, przypuszczam, że przeznaczoną dla mniej „ambitnych” wiernych. Tyle i tylko tyle.
Wiesz co jeszcze wynika z przemiany materii?:D
UsuńA.
Jeśli w danym przedziale czasu, to wiem :D
UsuńTo jak w końcu z tym czasem... materialny czy niematerialny, oddziałuje, czy nie oddziałuje? :D
UsuńAha, czyli jednak tu nie jest napisane że teizm jest naiwny i wulgarny? Bo nadal nie widzę potwierdzenia tego co napisałeś:
"Halik uznaje, że nie ma racjonalnych dowodów, stwierdza wręcz, że teizm jest naiwny i wulgarny."
Ale to ja przekręcam. Kluczyk w zamku :)
W teorii względności czas jest współrzędną czasoprzestrzeni. Skalarna wielkość fizyczna określająca kolejność zdarzeń. Każdą rzecz można określić pojęciami: długość, szerokość, głębokość, można też określić czasem istnienia. Czy to jakiś problem, albo też dowód na to, że Bóg istnieje? ;) Czasu nie widać, skutki jego istnienia już owszem.
UsuńNie wiem kto Cię uczył czytać i rozumieć tekst? Nie wiedziałem, że to tak trudne ;) Skoro napisał, że jest teizm naiwny i wulgarny, widać miał ku temu przesłanki. Aby mogła istnieć wyższa forma wiary, musi istnieć niższa, inaczej nie byłaby wyższą. Mam wrażenie, że przekręcasz kluczyk nie w tym zamku, co trzeba.
Zadałem proste pytanie czy czas jest materialny. Odpowiedź tak - nie.
UsuńWiesz, jedni mają problem z pisaniem z sensem, inni z czytaniem i rozumieniem takich rzeczy... Ot i cała filozofia.
Znów nie rozumiesz. Pisałem wyraźnie, są zjawiska niematerialne, ale istnieją tylko dla i z powodu materii. Czas jest niematerialny, energia, myśl, grawitacja też – czy to jest dowód na istnienie Boga?
UsuńJa tam nie mam żadnych kompleksów zarówno przy pisaniu jak i zrozumieniu czytanego tekstu. Jak mają inni, to już nie mój problem ;)
A czy ja łącze czas z Bogiem? Czas według niektórych fizyków jest iluzją i nie istnieje na poziomie materii. Ale to teoria, więc i tak na nic twoja mądra myśl że czas istnieje z powodu materii.
UsuńFajnie że się rozumiesz. :) Tym większe uznanie z mojej strony zważywszy jak często sam sobie przeczysz. :D
Słusznie zauważyłeś, że według niektórych. Swoją drogą, częściej o czas kłócili się filozofowie. Czas jest pojęciem względnym i oczywiście, że nie istnieje na poziomie materii, ale gdyby jej nie było, jak już pisałem, czas nie byłby do niczego potrzebny. Jest gorzej, bo świadomość przemijania jest potrzebna tylko człowiekowi.
UsuńTo przeczenie samemu sobie to też tak naprawdę tylko Twój odbiór. Bo niby gdzie zaprzeczam? Może w którymś zdaniu bywam nie dość precyzyjny i z takim zarzutem bym się z Tobą zgodził, ale każdy z nas używa pewnych skrótów myślowych, co wynika ze stylu przepisywania myśli. Samemu też Ci się to trafia, pozwalasz na wieloraką interpretację swoich tekstów, a gdy ktoś Ci zwraca na to uwagę, w odróżnieniu ode mnie, strasznie się pienisz ;) Mogę jednak obiecać jedno, skoro jesteś moim stałym Czytelnikiem, postaram się w miarę możliwości być bardziej precyzyjny.
Przejrzyj sobie trochę komentarzy, a przekonasz się, że to nie tylko mój odbiór. :) Tak z pamięci wymieniłbym trzech komentujących którzy Cię na tym przyłapali. :D
UsuńPienię się jak wmawiasz mi coś czego nie powiedziałem. Już nie będę wracał do pewnego komentarza...
Ale przyznam się do czegoś z ręką na sercu. Czasami lubię Cię prowokować, bo jestem ciekaw jak wybrniesz z jakiegoś założenia :D
Tu w grę wchodzi bardziej osławione: „co autor miał na myśli?”;) Dla mnie nie ulega wątpliwości, że każdy podchodzi do obcego tekstu przez pryzmat własnego postrzegania, trudno zresztą aby było inaczej, stąd pewne nieporozumienia. Te zawsze można wyjaśnić, jeśli się ma kontakt z autorem. Tak się składa, że ja nie piszę swoich tekstów pod kogoś, Ty pewnie też. Znam jednak blogi, gdzie z tym jeszcze gorzej, gdzie autor(ka) w ogóle nie liczy się z czytelnikiem, dopiero można sobie napędzić biedy, jeśli spróbujesz krytycznie dany tekst ocenić, wiem z autopsji. Cóż, w końcu zrozumiałem, że blogowicze to nie „mistrzowie pióra”, sam bym siebie też do takich nie zaliczał. Nie robię już z tego problemu, a w odróżnieniu od wielu innych, próbuję swoje teksty cierpliwie tłumaczyć. Na ile mi się to udaje, nie mnie oceniać. Wydaje mi się jednak, że tekst notki jest mój, tak jak styl, w którym piszę. Od tego są komentarze by coś wątpliwego doprecyzować.
UsuńNa prowokacje też jestem już nieczuły ;)
Cóż, zdecydowana większość piszących liczy na poklask, a już z pewnością nie znosi krytyki. Kiedyś zwróciłem uwagę na błąd ortograficzny w tytule, kolega bloger nazwał mnie "ortograficzną inkwizycją", ale błędu nie poprawił :D
UsuńNieczuły? Dajesz się wybornie wmanewrować :D. Choć z drugiej strony reagujesz podobnie nawet jak nie prowokuję. :D
Nie dziwi mnie dezaprobata krytyki, ale uważam, że trzeba się na nią godzić, ba! w niektórych przypadkach jest wręcz wskazana, odnoszę to nawet do siebie.
UsuńA co do podpuszczania, cóż, chyba każdy da się „nabrać”, ale i tu trzeba mieć dystans do samego siebie. Nieczuły jestem w sensie emocji, oburzenia, a nie w tym, że ulegam.
Opowiem Ci pewną historię Asmodeuszu:)
OdpowiedzUsuńDwa lata temu w zimie około godziny 21.00 kiedy zmywałam naczynia /uff teraz robi to moja zmywarka:)/, ni stąd ni zowąd w mojej głowie pojawiła się koleżanka ze szkolnych lat, a której obecne życie nie przypomina raczej sielanki.
Biedna dziewczyna stoczyła się na samo dno:(.
Widywałam ją czasem, ale były to bardzo, bardzo sporadyczne przypadki.
Zastanawiałam się nad tym, czy mogłabym jej w jakiś sposób pomóc.
Ale w jaki sposób, skoro zupełnie nie mam z nią kontaktu? I nagle pstryk.
Myślę sobie - wypróbuję Pana Boga. Przecież nawet Pismo Święte o tym wspomina.
(Jeremiasza 29,11-14)
"Albowiem ja wiem, jakie myśli mam o was - mówi Pan - myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją. Gdy będziecie mnie wzywać i zanosić do mnie modły, wysłucham was. A gdy mnie będziecie szukać, znajdziecie mnie. Gdy mnie będziecie szukać całym swoim sercem, objawię się wam - mówi Pan - odmienię wasz los."
"Boże, jeśli wyjdę teraz na spacer /było ciemno, mroźno i sypał śnieg/ i spotkam Martę będzie to znak od Ciebie, że powinnam jej pomóc.
Jak myślisz Asmodeuszu, co się stało?
Pewnie odpowiesz, że to najzwyczajniejszy w świecie zbieg okoliczności. Ja sama też tak myślałam - tym bardziej, że ona nie mieszka w mojej okolicy. Może gdyby to było w ciągu dnia ok., ale w zimie, w nocy ...
Od tamtej pory od czasu do czasu spotykam się z nią i jestem przekonana, że to nie był zbieg okoliczności. Prosząc Boga o znak - otrzymałam go za 15 minut.
Pewnie znajdziesz na to jakieś logiczne wytłumaczenie. Czasem ludzie mówią, że gdyby Bóg przemówił do nich czytelnie - uwierzyliby. Osobiście bardzo w to wątpię.
Przecież tysiące ludzi na własne oczy widziało cuda Jezusa, a ilu z nich w niego uwierzyło? Garstka. Przypuszczam, że teraz byłoby dokładnie tak samo, albo jeszcze gorzej.
Przesyłam pozdrowienia:)
Wybacz Asmodeuszu, że mój komentarz jest troszkę przydługi:)
OdpowiedzUsuńNie mam Ci nic do wybaczenia, Twój komentarz może być nawet elaboratem, ja i tak go z uwagą przeczytam ;)
UsuńNie chcę Ci odbierać Twojej interpretacji tego zdarzenia, ale słusznie zauważyłaś, że potraktuję go jako przypadek. Przypadek bardzo mało prawdopodobny, a jednak możliwy, co w moim odczucie determinuje go jako zaistniały. Ujmę to tak: jedziesz autostradą i wyprzedzasz lub Ciebie wyprzedzają setki samochodów. Jeśli wszystko jest ok, prawdopodobieństwo, że trafi się kraksa, wszak po jednej nitce wszystkie jadą w tym samym kierunku, jest wręcz wykluczone. A jednak zdarzają się nie tylko kraksy, ale i karambole.
Wiesz, mnie się też nie raz zdarza pomyśleć o kimś i niemal w tej samej chwili mam z nim kontakt (zazwyczaj telefoniczny), mimo, że mieszkamy na dwóch różnych krańcach kraju. Ja tam w tym cudu nie widzę, nawet telepatii, bo jeśli ja o kimś myślę, ten ktoś też może pomyśleć o mnie. Nawet w tym samym momencie. Idąc ulicami miasteczka gminnego, a mieszkam na wsi, wiem, że tam mieszkają moi znajomi, i czasami pomyślę o kimś. To, że w kilka chwil później się na niego „nadziewam” wcale, a wcale mnie nie dziwi. Nawet to, że o nim nie myślę a i tak się „nadziewam” ;)
Tak właśnie myślałam i wiesz co?
UsuńObawiam się, że gdyby nawet sam Jezus maszerował drogą, przedstawił się Tobie i przy okazji uczynił kilka spektakularnych cudów, a potem rozpłynął się w powietrzu jak gdyby nigdy nic - Ty i tak miałbyś na to "swoje własne" argumenty.
Wybacz, ale takie odnoszę wrażenie:).
Nie wiem czy Ty wiesz, w czasach Jezusa żyło kilku innych pobożnych Żydów czyniących cuda. Taki Chanina ben Doza, też leczył na odległość, jad żmii nic mu nie szkodził, wręcz przeciwnie to żmije padały po ukąszeniu. Był też taki Apoloniusz z Tiany, który wskrzesił jakąś dziewczynę, potrafił uspokajać burze i trzęsienia ziemi. Cudotwórcami byli też rzymscy cesarze. A dziś? Znachorzy na brak kolejek nie narzekają, czyli faktycznie miałbym problem z dzisiejszym Jezusem.
UsuńAle napiszę tak: gdyby się trafił, gdyby był w stanie mnie w otwartej dyskusji przekonać, nie za pomocą kuglarskich sztuczek, nie będę się zaklinał.
Wrócę jeszcze do przez Ciebie opisanego przypadku. Nie sądzisz, że Twoja wersja jakby zaprzecza istnieniu wolnej woli? Wprawdzie niby Twoją spełnił, ale czy ta Twoja przyjaciółka też chciała się znaleźć w określonym miejscu, w danym czasie i to z Twojego powodu? Gdyby Bóg nią tak pokierował, zrobiłby z niej marionetkę. A wiesz ilu prosi, nawet nie o takie „drobiazgi”, np. o zdrowie śmiertelnie chorego dziecka i nie dostaje nic? Ten wywód niczego nie dowodzi, tłumaczę jedynie swój sceptycyzm.
Dzisiaj wiara w Boga jest passe...
OdpowiedzUsuńAnastazja
Witaj Nasti ;)
UsuńJa bym tego tak nie określił. Bo niby dlaczego passe, skoro wciąż jest mocno akcentowana a odstępcy od wiary potępiani? To widać po rosnącej popularności populizmu, który też obiecuje, co się da ;)
Pozdrawiam pięknie ;)
Witam:)Taki wniosek mi się nasunął po dzisiejszej lekturze Twojego eseju...
UsuńA.
Ja nie neguję wiary, nie mam nic przeciw niej, no może nie we wszystkim. Neguję jej podmiot, ale tym akurat wierny nie musi się przejmować. ;)
UsuńNegujesz podmiot naszej wiary,czyli...? I nie zapominaj,że jesteś człowiekiem który był wierzący i mu przeszło.Nawet jeśli to metafora,to nietrafiona.
UsuńA.
Neguję istnienie niematerialnej a sprawczej istoty. Nie widzę w tym żadnej metafory. I nie bardzo wiem, co ma wynikać z faktu, że byłem wierzący i mi przeszło? Byłem wierzącym bo tak mnie wychowano, tak mi wmówiono. Gdy zacząłem się nad tą wiarą zastanawiać, przeszła mi ochota być wierzącym ;)
UsuńIle razy trzeba Ci napisać,że wiara nie opiera się na logice?Przeszła Ci ochota,bo nigdy nie wierzyłeś.Proste.
UsuńI jak można negować istnienie niematerialnej istoty???!!!
A.
Skąd możesz wiedzieć, że nie wierzyłem?
UsuńA jak można twierdzić, że jest?
Skoro piszesz,że przeszła Ci ochota,to jak inaczej można to zrozumieć?Ochota to mi może przejść na lody.
UsuńTy w ogóle wiesz co to znaczy wierzyć?Taaaa,niewierny Tomasz...
A.
Właśnie, coś jak ochota na lody. Na co ochotę ma wierzący? Odpowiesz?
UsuńTeraz nie jestem nawet niewiernym Tomaszem. On przynajmniej miał okazję sprawdzić, chciał sprawdzić. Ja już nie... ;)
Zrobić Ci zestawienie procentowe?Jedna z wierzących w tej chwili ma ochotę na sen...
UsuńTy już nie,a temat drążysz.To jest naprawdę ciekawe.
A.
Mam kumpla, który maniakalnie wręcz interesuje się lotnictwem a pilotem nigdy nie był i nie będzie. A wiesz ilu znajomych – kinomanów, którzy nigdy w filmie nie zagrają ani nigdy nie będą brali udziału w jego realizacji.
UsuńIdealne słowo - maniakalnie :D
UsuńA.
Świat jest pełen maniaków, na szczęście większość z nich jest zupełnie niegroźna, za to urozmaicają otoczenie ;)
Usuń