niedziela, 19 lutego 2017

Znów ten straszny seks



  Właściwie mam zamiar pisać o indoktrynacji jako pojęciu pejoratywnym. Jest jednak pewien problem, którego nie potrafię przeskoczyć. Rzecz dotyczy indoktrynacji w Niemczech i w Polsce, przy czy w pierwszym przypadku, przyznaję się bez bicia, nie jestem dokładnie obeznany, gdyż nie mam z nią bezpośredniego kontaktu i mogę się opierać li tylko na tym, co znajduję w sieci. I tu jest przysłowiowy pies pogrzebany. Z czterdziestu pierwszych znalezionych linków, ledwie jeden wydaje się być w miarę obiektywny i nie pochodzi z chrześcijańskiego portalu lub przeciwników genderyzmu.

  Wszystko zaczęło się od lektury artykułu na portalu pch24.pl pt. „Forsowanie gender w szkołach łamie Konstytucję”1. Zdrętwiałem, ale spokojnie chodzi o Niemcy i niemiecką konstytucję, choć i tak mnie dziwi, z pewnych względów, to polskie zainteresowanie. Posłużę się znamiennym cytatem: „(...) założono, że uczniowie muszą akceptować różnorodność seksualną; co więcej już sześcioletnie dzieci mają uczyć się o jednopłciowych związkach partnerskich. Rodzice nie mają na to żadnego wpływu2. Przyznam, że ten fragment jest kuriozalny nie tyle w samej treści ile w swej wymowie, z której ma wynikać, jak straszna jest wiedza o tym, że w świecie istnieją pary jednopłciowe. Stąd już bowiem prosty i jedynie słuszny wniosek, że ta wiedza jest zarazem zachętą do takich związków. Można na tej podstawie wysnuć inny wniosek nie należy dzieci ostrzegać przed nieznajomymi, którzy mogą się okazać pedofilami. Skoro bowiem nie będą znać tematu – pedofilii nie będzie!

  Sprawa ma jeszcze jeden aspekt: „(...) problemy z edukacją seksualną rozpoczęły się w Niemczech już dawno. W latach ‘90 coraz powszechniej uczono dzieci o życiu intymnym, nie zważając wcale na ich wiek. Szeroko zapoznawano też uczniów z metodami antykoncepcji. Ścierały się ze sobą dwie koncepcje. Rodzice uważali – co jest też stanowiskiem Kościoła katolickiego – że to ich zadaniem jest wyjaśnienie tych spraw dzieciom; zwolennicy edukacji seksualnej sądzili, że rodzice tego zadania jednak wcale nie wypełniają3. I tu ja się założę, że ta druga grupa rodziców ma rację. Rodzice rozmawiają z dziećmi, jeśli w ogóle rozmawiają, wtedy gdy dziecko samo tego zażąda, ale jest niemal pewne, że wcześniej zetknęło się z tą wiedzą z innych, niekoniecznie „uczciwych” źródeł. I narzuca się pytanie, czy o antykoncepcji powinno się wiedzieć przed rozpoczęciem życia płciowego, czy też po, kiedy zazwyczaj jest za późno. Innymi słowy, zajdź córeczko w ciążę, a ja ci powiem, jak miałaś się przed nią zabezpieczyć lub, skosztuj synu seksu, a ja ci powiem, co w nim jest złego. Problem w tym, że w naszej świadomości wciąż antykoncepcja jest grzechem. Koło się zamyka. Bóg dał –dziadkowie wychowają. Konsekwencje są jednak daleko bardziej szkodliwe. Przypadkowa ciąża zazwyczaj skutkuje, niejednokrotnie wręcz przymusowym małżeństwem ludzi, którzy mało, że nie są pewni czy się kochają, to jeszcze w ogóle do małżeństwa nie są przygotowani mentalnie.  Nic to, będzie przynajmniej kolejny powód do narzekań z powodu nadmiernej ilości rozwodów.

  W moim odczuciu przyczyny larum nad edukacją seksualną w Niemczech i po części związany z nią sprzeciw wobec gender wiąże się z nieszczęsnym podręcznikiem „Skąd się wziąłeś?” wydanym po raz pierwszy w 1991 roku. Podręcznik ze wszech miar zły i słusznie usunięty. Ba! jestem przekonany, że większość podręczników o edukacji seksualnej nie jest doskonała, bo też tematyka nie jest łatwa i trzeba lat, aby wypracować właściwe metody edukacyjne. Ale jeśli nie będzie się robić nic, pozostaniemy w tym temacie na „etapie dinozaurów”. Będziemy oszukiwać dzieci, że rodzą się w przysłowiowej kapuście, że nasze ciała i wszystko, co z nim związane jest grzechem ciężkim. Wszelkie próby nadania tym sprawom normalności budzą i jeszcze przez długi czas będą budzić, wciąż wiele kontrowersji. I w tym miejscu rodzi się we mnie przekora. Oburza nas owa indoktrynacja seksualna w Niemczech, natomiast nie mamy nic przeciw innej, tu w Polsce.

  Na długo przed tym niż poznajemy literki i potrafimy je składać w słowa, później w zdania, wpaja się nam, i to całkiem skutecznie, historię o istnieniu bozi, który nas bardzo kocha choć jednocześnie często karze za życia, a już najpewniej po życiu. Jakby na to nie patrzeć, czyściec też jest karą, a ponieważ wszyscy jesteśmy grzeszni, zdecydowana większość (wierzących), za karę, tam się znajdzie. Ta indoktrynacja jest na tyle skuteczna, że nawet w dorosłym życiu nie potrafimy od niej uciec, do tego stopnia, że rzeczy nielogiczne jesteśmy w stanie logicznie wytłumaczyć. Na jednym z blogów, przez grzeczność nie wskażę w którym, jak można mniemać – nauczycielki(!), tłumaczy się „konieczność” zbiorowej odpowiedzialności (dotykającej również niewinne niczemu dzieci), która skutkowała potopem. Według niej potop nie był tyle karą, ile rozwinięciem przed ludźmi (raczej żałosnej garstki, która po potopie pozostała) drogi do utraconego raju (sic!). Dobry Bóg nie mógłby przecież być aż tak okrutny(?) Przez wieki, ta właśnie indoktrynacja uczyniła z naszej seksualności grzeszność i choć teraz próbuje sprawy lekko „odkręcić”, wciąż więcej w niej grzechu niż świadomej naturalności. Większość moich rodaków nie ma nic przeciw tej indoktrynacji, ba!, wyraża swoje oburzenie, gdy ktoś próbuje na nią zwrócić uwagę. A śmiem twierdzić, że właśnie ta, czyni w naszych mózgownicach jeszcze większe spustoszenie  niż indoktrynacja edukacji seksualnej i gender razem wzięte w... Niemczech.

  Nie, nie mam nic przeciw religii przynajmniej od momentu, gdy świadomie się na nią godzimy. Jednak w szkołach powinny być raczej religioznawstwo i etyka, mogące być pomocne w wyborze religii. Tak samo jak nie mam nic przeciw traktowaniu seksu jako naturalną, świadomą potrzebę nie tylko rodzaju ludzkiego. Ale, aby ta wiedza była świadoma, też trzeba ją nabyć. Że trafiają się skrajności? Cóż, religia też nie jest wolna od fanatyków, zdecydowanie bardziej groźnych niż osławione i przereklamowane gender.

58 komentarzy:

  1. Nie rozumiem ni w ząb przesłania tej notki, groch z kapustą. Co mają z edukacją seksualną u naszych sąsiadów wspólnego te wycieczki o wpajaniu historii o istnieniu bozi? Religia w szkole powszechnej w Niemczech ogranicza się do roli informacyjnej, przygotowanie do sakramentu odbywa się dopiero na terenie świątyń. W zasadzie zanim wspomniałeś o indoktrynacji powinieneś to sprawdzić. W większości krajów UE religii w szkole nie ma wcale.

    Konieczność edukacji seksualnej wiąże się nie z rozmową o motylkach i kwiatkach z rodzicami ich przeświadczeniu o znajdywaniu dzieci w kapuście, tylko z nieograniczonym wręcz dostępem do pornografii, która jest dla młodzieży źródłem informacji o seksie. Jak zdajesz sobie zapewne sprawę, nie ma tam słowa o konieczności antykoncepcji i konsekwencji seksu, takiej jak choroby weneryczne lub niechciana ciąża. To "wychodzi w praniu".
    Jeżeli dodatkowo dodamy wiedzę o związkach jednopłciowych podaną w formie akceptacji różnorodności seksualnej, to masz jasny przekaz - "żeby życie miało smaczek, raz dziewczynka raz chłopaczek". Skoro seks w każdej postaci jest ok, to mamy dodatkowy efekt w postaci np. "dziecka z gwiazdy". Wiesz co to jest?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba zapomniałem, że trzeba czasami kawę na ławę. Porównuję indoktrynację seksualną w Niemczech do indoktrynacji religijnej w Polsce. Tylko tyle, bo ani słowa o nauce religii w Niemczech, czy innych krajów cywilizacji zachodniej w notce nie znajdziesz. Tak jak ani słowa o stanie obecnej edukacji seksualnej w Polsce. Mowa jest o zjawisku indoktrynacji na konkretnych przykładach, choć nie tych samych.

      Pytanie za pięć punktów, kto komu broni mówić z dziećmi o szkodliwości pornografii? Może temat wart poruszenia nie tylko w kontekście grzechu ale również w ujęciu szkodliwości społecznych? I to koniecznie na tyle wcześnie, zanim dziecko się z nią zetknie i jej „zasmakuje”. Nawet gdyby to miało być przedszkole, choć uważam, że wystarczy przed dziesiątym rokiem życia.

      Demonizujesz na wzór katolibanu. Akceptacja różnorodności seksualnej nie jest równoznaczna jej propagowaniu i namawianiu do prób. To tak jakbyś chciał np. udowodnić, ze akceptacja judaizmu jest równoznaczna z namawianiem do konwersji. Może jest tak, że to "dziecko z gwiazdy" bierze się z kompletnej indolencji, a nie jak twierdzisz, ze znajomości seksu pod każdą postacią?

      Usuń
  2. Aha... W sumie możesz nawet porównywać wpływ lodowca na owłosienie białych myszek, też zbliżone tematy...

    To uważasz, że jak dziecku zaczniesz uświadamiać że pornografia jest be, to zniechęcisz je tym do zasmakowania zakazanego owocu? Ciekaw jestem jakbyś się do tego zabrał.

    Wiesz, generalnie jestem skłonny przypuszczać, że człowiek zawsze wolał eksperymentować w kwestii seksu, niż duchowości, dlatego jakoś zagrożenia ze strony judaizmu nie widzę. Tymczasem czytałem wywiad, z pracownikami niebieskiej linii, którzy odbierają telefony młodych dziewcząt, które myślą że coś jest z nimi nie tak, bo seks nie sprawia im przyjemności. Moim zdaniem wynika to z traktowania go w kategoriach rzeczy normalnej, powszechnej, sprawiającej frajdę, pomijając sferę uczuciowości. Tu bym widział rolę religii.
    Indolencji? Myślę, że jednak dziecko nie powstaje w wyniku bierności, przynajmniej jednej ze stron.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli tylko potrafisz wykazać związek, wszystko do wszystkiego można porównać. Ale jeszcze raz przypomnę, treścią notki na pierwszym miejscu jest indoktrynacja. I tu już związek jest.

      Sprawa oczywiście jest trudna, ale to nie znaczy, że nie niemożliwa. Na dobrą sprawę samemu trzeba wiedzieć, na czym polega zło pornografii i przełożyć to na język dziecka. To drugie też jest sztuką. Posłużę się przykładem z autopsji. Mając nieco ponad dziesięć lat zacząłem rozwijać swój talent graficzny, rysując kobiece „akty”. Mój „rysownik” wpadł w ręce mego ojca i zrobiła się afera. Ja już dziś jego wykładu nie powtórzę, ale jak mało co, udało mu się mi wytłumaczyć, po pierwsze, czym jest akt, a czym pornografia, po drugie, dlaczego pornografia jest zła. Mówił o skutkach uzależnienia i o godności człowieka. To oczywiście przed kontaktem z pornografią mnie nie uchroniło, nawet w tamtych czasach (początek lat 60-tych) można było mówić o zalewie, niemniej zawsze miałem do niej negatywny stosunek. Teraz też nie osiągniesz niczego innego.

      Opierasz się na jednostkowych przykładach z niebieskiej linii, miejsca, gdzie właśnie eksponowane są skrajności. Ktoś, kto ma właściwą wiedzę na temat seksu, tam raczej nie dzwoni. Nie ma takiej potrzeby. I znów zadam Ci pytanie: czy ktoś zabrania mówić o seksie z odwołaniem do uczuć? Ba!, jestem przekonany, że taka informacja poparta względami uczuciowymi, przyniesie więcej korzyści niż zła. Ja mam wrażenie, że Tobie edukacja seksualna kojarzy się tylko z instruktażem. To, tu tylko zgaduję, chyba ma związek z Twoimi osobistymi doświadczeniami. Chyba kumple Ci takiego instruktażu udzielali.

      Właśnie indolencji, czyli nieświadomości konsekwencji uprawiania seksu. Wiedza, skąd biorą się dzieci nie ma tu większego znaczenia, skoro wciąż mocno zakorzeniony jest mit, że za pierwszym razem do zapłodnienia nie może dojść.

      Usuń
    2. Niebieska Linia jako pogotowie seksualne?Ciekawe...Przypuszczać można dlaczego te dziewczyny nie czerpią przyjemności z seksu -zbyt wczesna inicjacja,sypiają z każdym kto chce,mają niskie poczucie własnej wartości,partner o seksualności czerpał wiedzę właśnie z pornoli - czyli przedmiotowe traktowanie partnerki,a one(te niezadowolone) jeśli też czerpały wiedzę z pornoli to mają przeświadczenie że muszą być zawsze gotowe,jęczeć z rozkoszy,łykać spermę i cholera wie co jeszcze.
      Co do samej pornografii - każdy chyba miał okazję zapoznać się z tymi filmikami.Jedni z ciekawości,inni dla przyjemności...Ale to już od człowieka zależy co zrobi z tym co zobaczył.No i ci nieszczęśni młodzi chłopcy którzy myślą że muszą mieć penisa długiego na 20 cm i o średnicy szklanki...
      Tu dużą rolę powinni odegrać rodzice i szkoła ale o tym to można sobie tylko pomarzyć.
      Anastazja

      Usuń
    3. Wiesz, ja też się lekko zdumiałem, ale skoro Radek tak pisze... Postanowiłem sprawdzić. I nic nie znalazłem poza brytyjską wersją tej linii i tylko na temat homoseksualizmu. Ciekawe skąd Radek ma takie informacje?

      Przyznam szczerze, że miałem kilka okazji oglądać filmy pornograficzne na DVD w większym gronie. To było ohydne. Ale byłbym skłamał, roznegliżowane kobiety (solo i tylko na fotkach) już mi się bardziej podobały, to pewnie efekt incydentu z dzieciństwa ;)

      W ostatnim punkcie mam takie samo wrażenie.

      Pozdrawiam Nastii ;)

      Usuń
    4. Porno w większym gronie?Toż to hardcore:))))
      A teraz zaczęłam się zastanawiać ale chyba nie było"świerszczyków" dla kobiet?

      Również pozdrawiam A:)

      Usuń
    5. To było oglądanie w większym gronie, nie uczestnictwo ;) Zresztą zazwyczaj tylko w męskim gronie.

      A tego to ja nie wiem, nie wiem też jak miałyby wyglądać „świerszczyki” dla kobiet? :)))

      Usuń
    6. Hahahaha Wasze penisy "uczestniczyły":)))Ja tam nie jestem pruderyjna ale to już wykracza poza granice dobrego smaku.

      No jak to nie wiesz?Oczywiście "świerszczyk" dla kobiet heteroseksualnych;)
      A.

      Usuń
    7. Sorry, pomyliłem, chodzi o infolinię "Pontonu". Nie wiem czy jednostkowe, edukatorzy postrzegają to jako problem. Zresztą Anastazja myślę, że zdiagnozowała przyczyny trafnie.

      Moja inicjacja nastąpiła dość późno. Nie trzeba było kumpli, byliśmy po prostu już świadomi.

      Usuń
    8. Tak przypuszczałam,że coś pomyliłeś.
      Dość późno?To ile miałeś lat,jeśli to nie tajemnica?
      A.

      Usuń
    9. Radku, a Ty się dziwisz, że ja czytam Frondę.pl (sic!) Nie, ja naprawdę nie pojmuję, po co czterdziestoletni facet wchodzi na forum dla lekko przygłupich nastolatek? Ja po pierwszym wątku, ba!, pierwszym pytaniu z zażenowaniem opuściłem to miejsce. Nie, niczego nie sugeruję, po prostu nie rozumiem. Wiesz, na podstawie nawet tysiąca wpisów (pytań i odpowiedzi) trudno mówić o jakieś masowej skali, nie mając pewności, czy część z nich nie jest po prostu prowokacją (to pierwsze i jedyne pytanie ma jej wszelkie znamiona).

      Samą inicjację też miałem późno (20 lat), ale erotyczne „zabawy” były wcześniej. Wiedza na temat seksualności jeszcze wcześniej, ale o tym już kiedyś pisałem w komentarzu.

      Usuń
    10. EEE... o jakim forum mówisz?

      Usuń
    11. No to na dzisiejsze czasy to rzeczywiście dość późno.W latach naszej wczesnej młodości to była raczej norma;)
      A.

      Usuń
    12. No przecież to Ty odwołałeś się do „pontonu”.

      Usuń
    13. Ale do artykułu w onecie nie do jakiegoś forum :D

      http://wiadomosci.onet.pl/nauka/mity-ws-seksu-wciaz-pokutuja-wsrod-mlodziezy/t3qlp

      Usuń
    14. Nie było tak od razu? Uniknąłbyś podejrzeń z mojej strony :) Zwracam honor.

      Usuń
    15. Wspomniałem i tak o wywiadzie, nie o forum. :)

      Usuń
  3. Moja córka(wówczas miała 4.latka)widząc teledysk do piosenki Take me to church Hoziera,zapytała mnie - mamo dlaczego ci panowie się całują?Prosta odpowiedź - bo są tacy panowie którzy kochają panów i są takie panie które kochają inne panie.I to jest normalne?Do nich tak córciu,bo oni tak czują i tacy się urodzili...Dziecko zaspokoiło swoją ciekawość.
    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest taka pewna prawidłowość. Im dziecko młodsze tym mniej szczegółowych informacji potrzebuje. Wszystko zależy od tego jak ją przekazujemy.

      Usuń
    2. Zasada jest taka - im bardziej będziesz dziecko spławiać,tym ono bardziej będzie dociekać.Niekoniecznie już u rodziców...
      A.

      Usuń
    3. Ja się z Tobą zgodzę, co do ciekawości dziecka i zaspokojenia tej ciekawości.

      Usuń
    4. A nie prościej powiedzieć, że to są zboczeńcy? Że lubią kakałko? Mówmy prawdę, nie owijamy w bawełnę i nie spławiajmy. Nie no, dobrze. Tak o innych ludziach nie wolno mówić. Trzeba oceniać grzech nie człowieka. Ale dziecko pewnych rzeczy nie pojmie i nie powinno mieć z tym doczynienia. Osobiście uważam, że zło zgorszenia jest gorsze od krwi i mordownia. Jest prostsze do pojęcia. Dziecko ból czuje, a zagadnienia związane z płciowością przychodzą z czasem. Najlepsza szkołą w tym zakresie są kochający się rodzice. Prawdziwie kochający.

      Usuń
    5. Wodo słodka:

      W tych dwóch pierwszych zdaniach, bez obrazy, jest więcej hipokryzji niż by się mogło wydawać. Bo one zakładają a priori, że coś jest strasznie grzeszne. Ja przypomnę mój ulubiony cytat z ew. św. Jana na takie okoliczności: „Wszystko przez Nie (Słowo – dopisek mój) się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało” [J 1,3]. Wynika z nich niezbicie, że nic bez Stwórcy stać się nie mogło, nawet największy grzech. Wszystko jest dziełem Boga, nawet „grzech” homoseksualizmu, bo to tak On skonstruował człowieka, że taką ewentualność dopuścił (sic!)

      I nie rozumiem, naprawdę nie mogę pojąć, dlaczego ludzie wierzący tak gorliwie decydują się osądzać ludzi przed Bogiem i uważają się w tej ocenie zdecydowanie od Niego lepsi (?!) tak jak Twoja ocena, który grzech jest cięższy.

      Usuń
    6. To zdawało mi się rozstrzygną już św. Augustyn. Grzech to nie byt. Bóg grzechu nie stworzył. Do grzechu zachęca upadły anioł. Nie można tak fragmentarycznie czytać P Ś i odrywać się od tego co już dość dobrze ustalono.

      Usuń
  4. Seks to, drogi panie, zło jedno z najgorszych z możliwych. Bardzo łatwo prowadzi do zabicia miłości. A żyjemy przecież po to by kochać. Czyli przez seks tracimy sens życia. Czy coś w tym wywodzie jest nielogicznego lub założenie jakieś fałszywe? Seks często imituje miłość, seks jest często celem, a środkiem do jego uzyskania jest oszukańcza miłość, czyli cyniczne kłamstwo. Seks często jest narkotykiem powodującym większe cierpienia niż narkotyki te własciwe. Seks często wiele ludzi myli z miłością. Seks jest największym współczesnym kłamstwem. Seks wykorzystuje skłonność człowieka, która jest największym darem Boga i w Jego zamyśle miała dawać najwspanialsze doznania relacji komunii cielesnej i duchowej oraz służyć powstawaniu nowego życia. A życie to największy skarb każdego z nas. Żyjemy by kochać i niewysłowioną frajdą jest, gdy naszym prapoczątkiem jest miłość naszych rodziców. Prawdziwa miłość. Coraz mniej z nas tego doświadcza. Nie mniej jednak każdy dojrzały i odpowiedzialny facet zanim zechce wsadzać, powinien pomyśleć po co zostało mu to dane. Zreflektować się, czy ta kobieta jest podmiotem, czy przedmiotem? Jeśli chodzi mu tylko o rozkosz cielesną to mamy doczynienia z czystym przypadkiem deprecjacji aktu cielesnego. Obdziera człowieka ze sfery intymnej, która jest zarezerwowana z istoty swej dla siebie samego. Bóg powiedział o "jednym ciele" małżonków. Jeżeli akt cielesny nie jest zarezerwowany tylko dla dwojga ludzi związanych dozgonnym węzłem miłości, to cóż innego może tych ludzi w sposób wyjątkowy łączyć? A to przecież największa cielesna rozkosz. To nas ku sobie pcha w sposób naturalny, nie trzeba żadnej edukacji. Trzeba uczuć cnót, bo egoizm i kłamstwo może się wkradać do każdego z nas. Chcesz przelecieć panienkę, bajasz o miłości. Trzeba uczyć konsekwencji w tym co się mówi. Tego nam brakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słodka wodo:
      Powinienem wyjaśnić, nie jestem „drogim” ani tym bardziej „panem”. Do mnie można się zwracać per „Ty” nawet jak chce się wieszać na mnie przysłowiowe psy.

      Nie zgodzę się z tezą, że seks jest jednym z najgorszych możliwych (czego?). Bez seksu Wodo Słodka, nie miałabyś (teoretycznie zakładam, że jesteś kobietą z powodu nicku) okazji napisać tu ani jednego słowa. Pewnie in vitro też potępiasz więc, tylko seks zapewnia nam przyjście na świat. Zgoda, dobrze, gdy temu towarzyszy dozgonna miłość kochających się do śmierci małżonków, ale że tak nie jest, dobrze o tym wiesz. Sakramentalny związek małżeński niczego nie gwarantuje. Niczego! Tak jak nie zagwarantuje tego szczera modlitwa czy pobożne życzenie.

      Oczywiście, że seks sam w sobie jest celem, i służy prokreacji, ale tak nas skonstruował Bóg. Jako jedyni wśród żywych istot na tej ziemi, mamy możliwość uprawiać seks na okrągło, nawet w czasie ciąży kobiety. Jak myślisz, stało się tak przez pomyłkę Boga, czy to było celowe działanie?

      Ja tego sporu nie rozstrzygnę w kategoriach wiary, bo jestem ateistą, ale zapewniam, że innej alternatywy nie ma, jeśli za nasze życie według wierzących, odpowiada Bóg. To On obdarzył nas niczym nieposkromioną seksualnością.

      Jeśli zaś mowa o obdzieraniu ze sfery intymności, to już trzeba dodać, że to jest wola tego, co chce. Sama piszesz bez obcesowo o „wsadzaniu”, co niestety stawia Cię na równi z tymi, których osądzasz.

      Pozdrawiam, bez sarkazmu

      Usuń
    2. I jeszcze jedno. Nie obrażaj się za to "wsadzanie". To jest bardzo łagodne określanie seksu. Trzeb by raczej powiedzieć - ordynarne jebanie. To jest istota seksu. Chuć, wyżycie, brak szacunku, odpowiedzialności. Tak to wygląda. Chcesz ubierać w ładne słówka to co tak wygląda? Ja widzę, że bronisz obrzydliwości, a tu rozczulasz się nad jednym słowem.
      Przeciwieństwem tego, tak, podkreślę, PRZECIWIEŃSTWEM, jest miłość i miłosny akt małżeński. Mam wrażenie, że czasem się o niego ocierałem, doświadczałem jego namiastki. Niestety też jestem totalnie zepsuty.

      Usuń
    3. Impotent?
      Pozwól że ze swoją córką będę rozmawiać zgodnie ze swoimi przekonaniami,a ja do homoseksualistów nic nie mam.Czemu mam ją uczyć nienawiści do inności?
      Reszty Twojego wywodu nie chce mi się komentować ale jedna rzecz - dzisiaj takie czasy że kobiety same się uprzedmiotowiają.
      Anastazja

      Usuń
  5. Jestem facetem drogi Asmodeuszu. Nie przeczytałeś uważnie i nie zakumałeś o co chodzi z tym seksem. Seks jest zawsze zły, nawet w małżeństwie, bardziej lub mniej. Ja sobie tak to definiuję i bym się upierał. Przecież pisałem o współżyciu płciowym. Ono służy miłości. Uważam, ze na pierwszym miejscu, bo nowe życie ma się z tej miłości brać. Proszę, czytaj uważniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja przeczytałem bardzo uważnie i dokładnie wiem, jaki jest Twój stosunek do seksu. Ale pozwól mi się z taką opinia nie zgodzić. Jeszcze raz podkreślam, nie mam nic przeciw temu, jeśli seks jest czynnikiem miłości, tej ludzkiej – boską, bez seksu zostaw sobie dla Boga. Gdyby seks człowieka był czymś złym, ten Bóg wierzących zorganizowałby to tak, aby nie obrażał Jego poczucia estetyki, nie sądzisz? Życie płciowe służy przede wszystkim rozmnażaniu (niestety, nie zawsze skutecznie), ma pogłębiać miłość (co też podlega podobnym, nie do końca szczęśliwym regułom). Być może „feler” tkwi w naszej umysłowej świadomości, ale i ten też dostaliśmy podobno w darze od Boga.

      Ja się o nic nie obrażam, nawet o wulgaryzmy, pod warunkiem, że nie odnoszą ad personam do moich gości czy do mnie. Sam unikam, nikomu jednak za to głowy nie urwę, z blogu nie wyproszę. Napomknąłem o tym, bo skoro uważasz miłość za rzecz niezwykle ważną, to nawet seks w miłości taki musi być i nie ma potrzeby go deprecjonować, bo służy czemuś dobremu (pogłębienie więzi małżeńskiej, posiadanie potomstwa). Mylisz się. Seks nigdy nie uważałem za obrzydliwy (może tylko w „świerszczykach”, które kiedyś, bardzo dawno temu oglądałem – netu nie było). W intymnym tet a tet z ukochaną trudno mi sobie wyobrazić coś bardziej wspaniałego. I wcale w tej materii nie uważam siebie za zepsutego. Nic na to nie poradzę, że Tobie seks się źle kojarzy, że masz takie czy inne odczucia. Bez obrazy, to podobno można zmienić, ale tego trzeba chcieć. Nic na siłę, ale wydaje mi się, że smutne musi być Twoje życie z takim stosunkiem do seksu.

      Sorry za rodzaj żeński, teraz przynajmniej znam płeć ;)

      Usuń
    2. Wyrazy uznania i podziękowania względem moich uczuć religijnych. Ze swej strony przepraszam jeżeli uraziłem jednym brzydkim słowem i jednym brzydkim kontekstowo. Nie to było moją intencją. Osobiście uważam, że brzydkie słowa same w sobie brzydki nie są. Wszystko zależy od okoliczności. To akurat wydaje mi się rzeczą względną, w przeciwieństwie do prawdy o naturze człowieka i sensie naszego istnienia.
      Ktoś tu Asmodeuszu napisał Ci, że trzeba wykładać kawę na ławę. Spróbuję to uczynić, bo pomimo Twoich zapewnień, że mnie rozumiesz ja widzę jakby co innego. Ale mniejsza o to, ja mogę się mylić, może coś źle tłumaczę.
      A więc...
      rozumiem, że jesteś ateistą. Ale to jest kwestia wiary. Ty wierzysz w wieczny wszechświat, pulsujący, samoodtwarzajacy się, wielowymiarowy, niepojęty. Trudno mi to ogarnąć, bo takie założenie implikuje brak możliwości poznania prawdy, oraz sens poznawania prawdy. Jesteśmy igraszką przypadku, nicością względem tej przestrzeni Uniwersum. Nie ma na to żadnych potwierdzeń, a wręcz przeciwnie, nauka coś takiego powinna na chwilę obecną wykluczać, ale wierzyć w to można. Można we wszystko. Rozumiem to, bo wiara w Boga wymaga pewnej łaski. Materialiści, ateiści, agnostycy zawsze byli i zawsze będą, tym bardziej w obecnej epoce ściemy postdarwinowskiej.
      Otóż ja lepiej lub gorzej wierzę w Boga. Mam tę łaskę. Czuję, że moje istnienie ma sens i czuję miłość wokół mnie. Zauważyłem ten fenomen głownie na gruncie zauroczenia kobietą jako taką. Jakąś aureolę relacji damsko-męskich. Nie wiem czemu, ale miłość zawsze kojarzyła mi się z czystością. Niestety, ale moja słaba wola, nieuporządkowanie pewnych danych, prawd, zwykła głupota w połączeniu z rozszalałą we współczesnym świecie demoralizacją i brakiem wzorców, moją szansę na naprawdę prawdziwą miłość zniszczyły. Po prostu, nieodwracalnie wypaczyłem swoją percepcję kobiety, w tym i mojej żony. Poznałem seks i inaczej nie potrafię, a czuję, że mogłoby być inaczej. Coś jest wokół nas czego nie mogę chwycić, co czasem wyciska łzy, wzrusza, ale jest poza mną, poza moją relacją z moją niby ukochaną. Jest za to rozkosz, która często już po fakcie, budzi jakiś niesmak. To jest właśnie seks. Wykorzystanie drugiego człowieka dla własnej satysfakcji seksualnej, nieraz w wyobcowaniu zamiast łączności. I mówię tu o własnej zonie/narzeczonej. W wyniku pewnej pracy udało mi się nieraz to zło ograniczyć akt małżeński jakby dawał to poczucie prawdziwej miłości. Ale to była namiastką, pełnia jest dla mnie niemożliwa. Bo miłość wymaga czystego serca, choćby czystości przedmałżeńksiej, nieobciążenia swojej percepcji złymi rzeczami. Ten romantyzm miłości przebija często z literatury, muzyki. Wzruszamy się przy tym. Ale to jest ulotne i zamiast nas budować, często nas rani. Nas lub innych. Często po seksie pozostają zgliszcza, niechciane dzieci, rozbite rodziny, złamane serca, samobójstwa.
      Nie po to Pan Bóg dał nam płciowość. Nie po to Bóg dał nam możliwość radowania się by zażywać narkotyki i szczerzyć zęby bez sensu. Radość to przebiec 10 km z 10 kg plecakiem. Może powiesz - co kto lubi? No chyba nie, prawda?
      Nie chodzi o estetykę. To rzecz wtórna. Liczy się miłość i szczęście. Liczy się prawda o świecie. Co jest prawdą? (quid est veritas?-powiedział Piłat) Bez wiary w Boga łatwo Ci to odrzucić i tłumaczyć wszystko chemią. Będziesz brnął w sens życia polegający na hedonizmie. Ale to zaułek ślepy, pozbawiony ontologicznego sensu. Antropologia człowieka musi być spójna. Robienie z człowieka worka genów i traktowani naszego jestestwa jako film, który w pewnym momencie się urwie to barbarzyństwo.
      Miłość ziemska między kobietą a mężczyzna to największy dar od Boga. Wczytawszy się w niego możemy poznać co nas czeka po śmierci. I co możemy stracić także.

      Usuń
    3. Strasznie mylisz pojęcia. Ateizm nie jest wiarą w sensie wiary religijnej. Materialny wszechświat i prawa nim rządzące nie są bogiem w takim znaczeniu, w jakim dla Ciebie jest niematerialny Bóg. Dopóki nie pojmiesz tego niuansu, lepiej na temat ateizmu się nie wypowiadaj, bo się po prostu ośmieszasz. I nie posądzaj mnie o hedonizm, bo to Ty go bardziej pragniesz, oczywiście w bliżej nieokreślonej wieczności po śmierci. Czyż nie?

      A jakie Ty masz potwierdzenia na istnienie swojego Boga, poza starymi Księgami, napisanymi przez pasterzy kóz, filozofujących pod gwieździstym niebem, śniących o błogiej i leniwej wieczności, pragnących wiecznego, sprawiedliwego i dobrego władcy, który będzie ich karał za nieposłuszeństwo, i któremu z lubością będą bić pokłony na klęczkach do samej ziemi? Wiecznie i na wieczność! I oto ten cudowny władca obdarzył Cię w ziemskim życiu seksualnością, po to abyś się z nią męczył, abyś jednocześnie jej pragnął i nią pogardzał, oczywiście ku Jego chwale. Straszne jest Twoje pojęcie Boga i aż dziw bierze, że Ty to nazywasz „łaską”. Z Twych wywodów wynika wręcz coś zupełnie przeciwnego. Twój Bóg skazał Cię na cierpiętnicze życia na ziemi. Powtórzę: SKAZAŁ. A w nagrodę, jak wytrzymasz, będziesz miał życie wieczne, takie jak opisałem powyżej...

      Nie obraź się, nie kpię, po prostu mi Cię autentycznie żal. Stwarzasz sobie problemy tam, gdzie ich w ogóle nie ma. Do spokoju wystarczy odrobina empatii i szacunku dla ukochanej/-ego, własne poczucie moralności akceptowalne przez partnerkę/-ra, odrobina estetyki i dystansu do samego siebie wraz ze świadomością i akceptacją własnego ciała. Tak się zastanawiam, jak bardzo siebie musisz nie lubić z takim poglądami na seks?

      Usuń
    4. I kto tu się kompromituje? A co jeżeli tej Twojej materii nie ma? Człowiek myślący musi zadać sobie takie pytanie. Można zadowolić się samym fenomenem poznania materii. OK. Niech ci będzie, choć współczesne osiągnięcia informatyki, kognitywistyki powinny zasiewać trochę wątpliwości. Ty ich nie masz? Czy to z ignorancji, czy zatwardziałości?Będąć człowiekiem racjonalnym powinieneś tez dostrzec fenomeny duchowe, które człowieka bardzo intensywnie doświadcza. Tłumaczenie ich naukowo na razie wykracza poza ramy nauki. Ja wierzę, że tak zostanie, Ty wierzysz w coś innego. OK. Ale nie mów mi, że nie wierzysz, bo jeśli nie wierzysz tylko wiesz, to by oznaczało poważne zaburzenia intelektualne.
      Hedonizm. Drugi raz przyłapuję Cię na poważnej ignorancji.
      Pasterze kóz. No cóż. Dzisiaj profesorowie nie maja tej mądrości co te pastuchy. To tez jest fenomen. A Ty przecież lubisz fenomeny.
      Co do seksu. Lepiej wytłumaczyć chyba nie potrafię, niż to uczyniłem poprzednio. Bóg skazał nas na życie w miłości. Jeśli to nazywasz cierpieniem to widać nigdy nie zakosztowałeś miłości. Sycisz się chyba cierpieniami innych, obierając to w ową "empatię i szacunek", której w rzeczywistości nie ma za grosz. Nie można mówić o tych sprawach, gdy nie ma prawdy. A Ty prawdy nie uznajesz.

      Usuń
    5. Co do tego hedonizmu tylko dodam, bo możesz nie skapować się o co chodzi. Nie jestem muzułmaninem!

      Usuń
    6. Hedonizm - pogląd,doktryna uznająca przyjemność,rozkosz za najwyższe dobro i cel życia,główny motyw ludzkiego postępowania.Unikanie cierpienia i bólu jest głównym warunkiem osiągnięcia szczęścia.
      Tyle definicja.Jak to łączysz z byciem lub nie byciem muzułmaninem???
      Anastazja

      Usuń
    7. Przykre, że masz tak marne o zdanie o moim intelekcie, ale jako człowiek otwarty na innych, po prostu Ci wybaczam. Bo wiesz, o ile istnieniu materii nie sposób zaprzeczyć, można się nawet o nią zabić, bez względu na to czy uważasz ją za pojęcie względne czy nie, o tyle NIC, bo tym jest brak materii, nie zrobi Ci żadnej krzywdy. Musiałbyś się dać wystrzelić w próżnię kosmosu, ale do tego potrzebna jest właśnie materia i energia. Taka jest różnica między czymś a nic. Możesz sobie dywagować, że materii nie ma, ale upuść sobie na palce stopy, bez ochraniającego je buta, jakiś pięciokilowy odważnik – wtedy pogadamy czy materia to teoria czy fakt.

      Poruszyłeś problem duchowości i to zagadnienie da się już potraktować poważniej. Ale tylko trochę, ze względu na fakt, że bez materialnego mózgu i procesów, które ta materia wytwarza, Twoja duchowość też byłaby równa zeru. Czy dziś nauka nie potrafi wpływać na stan naszej duszy? Duszy jako stan świadomości, a nie dualistycznego tworu w stosunku do ciała. Otóż, jeszcze w sposób niedoskonały, wręcz mało precyzyjny, ale POTRAFI!!! Zdecydowanie bardziej niż modły magów, kapłanów i im podobnych.

      Zgadzam się też z tym, że dzisiejsi profesorowie nie mają tej mądrości, co dawni pasterze. Mają jej zdecydowanie więcej, zdecydowanie bardziej praktycznej, w dodatku popartą empirycznymi doświadczeniami. Inna sprawa, że trudno porównywać wiedzę baśniową z naukową, jeśli się Tobie to udaje, to naprawdę i bez sarkazmu podziwiam.

      Natomiast Anastazja ma rację. Nie wiem jak można łączyć muzułmanizm z hedonizmem? Sądzę, że po prostu pomyliłeś pojęcia. Ja jednak przypuszczam, że chodzi Ci o raj dla zamachowców-terrorystów, którym marzą się dziewice. Widzę w tym pewne Twoje spaczenie, bo sprowadzasz wszystko do seksu, bo ja miałem na myśli wieczną szczęśliwość właśnie bez seksu, który już po Sądzie Ostatecznym ma być niepotrzebny. Jak to ująłeś czysta, niczym nieskażona miłość. Ok, ale to też jest pragnienie hedonistycznego szczęścia, wszak ta miłość ma Cię radować całą wieczność i bez żadnego wysiłku. A tak a propos, zdajesz sobie sprawę czym jest prawdziwa wieczność, nawet jeśli wiecznie szczęśliwa?

      Usuń
    8. Nie rób z siebie takiej ofiary Asmodeuszu. Kto pierwszy mówił, że ja ie mam pojęcia o materializmie. Ale nie znów wychodzi ignorancja w dziedzinie tak ulubionej przez Ciebie materii. Próżnia też jest materią. Nawet próżnia absolutna ma związek z czasoprzestrzenią a ta ściśle jest związana z materią. A jak uwzględnimy mikrostrukturę materii to próżnia aż kipi materią. Taki materialista jak Ty powinien mieć w małym paluszku i recytować Hawkingów, Tejlorów, Penrosów, nie mówiąć o Haisenbergu i jego nieoznaczonej (to już staroć). Tak, to trudniejsze od doświadczenia z odważnikiem. Czyżby materialiści poprzestawali na eksperymentach 3-latków?
      A wiec wierzysz, że umysłowość, świadomość, wolna wola (może w nią nie wierzysz?) jest strukturalnie, wyłącznie wynikiem procesów zachodzących w materii. Napisałem Ci, że OK. Zgadzam się. Ale Ty w to wierzysz. Jak zaprzeczysz, że w to wierzysz, to wypadałoby zakończyć dyskusję. Chyba, że przedstawisz dowody. Tak samo poproszę o dowody na biogenezę i teorię ewolucji. Tylko nie powielaj bredni Dawkinsa, proszę! Już prędzej Ditwurtha, ale ten się ponoć uwierzył w Boga.
      A ja wierzę w duchy, Boga, anioły, istnienie diabłów. To są świadomości, byty, wolne byty, bez ciała. Tak samo jak Ty wierzę w to. Bynajmniej nie jest to żaden zabobon. Chyba, że za zabobonnego durnia uważasz OP Józefa Bocheńskiego, w młodości ateistę. Napisał taką książeczkę "100 zabobonów" i "Podręcznik mądrości tego świata" (to coś dla Ciebie, bez ironii :) )
      Doktryna katolicka podlega ścisłym regułom logicznego wnioskowania. Zaczęło się to już od św. Augustyna (czy św. Paweł był gorszy?), dynamicznie rozwijało się przez całe średniowiecze. Polacy mieli ogromny w niej udział - Trąba i Włodkowic - prawo do wolności religijnej. Ci dwaj panowie przekonali papieża.
      Co do tych współczesnych profesorów. Czy czytałeś Księgę Syracha? Czego jej brakuje, a współcześni psychologowie, moraliści wiedzą coś więcej i lepiej?
      Co do hedonizmu, masz rację. Po to to napisałem. Raj katolicki nie ma z hedonizmem nic wspólnego.
      Wróciłbym do tego seksu jeszcze.
      Seks nie jest potrzebny do niczego. Tyle pisałem, a ty wciąż swoje. Ile razy mam powtórzyć, ze w dziedzinie wykorzystywania narządów płciowych występuje właśnie to bezeceństwo zwące się seksem, niszczące człowieka i akt małżeński, będący wyrazem miłości, piękna i otwarty na nowe życie, który jest Boskim darem dla człowieka na ziemi.

      Usuń
    9. A zapomniałem. Te wpływ na stan duszy. Do tego nie potrzeba naukowców, wystarczy browar i 5 zeta na jego zakup. Lepsza oczywiście flaszeczka za 40 zeta. A na poważnie. To co oni umieją to ja wiem. Z chłopców zrobić dziewczynki. To są niebezpieczni psychopaci. Tak samo niestety niebezpieczni są wszyscy ci, którzy w seksie nie widza nic złego i demoralizują młode pokolenie. Głownie winie za to tatusiów. Niestety, to jest 90, może 99% społeczeństwa. Efekty widzimy. Nasza cywilizacja chyli się ku upadkowi.

      Usuń
    10. Słodka woda - powiedz mi co złego jest w seksie między dwojgiem dorosłych ludzi,którzy nie są w związku ze sobą i nie mają partnerów?

      Anastazja

      Usuń
    11. No i jak ja mam się odnieść do Twoich rewelacji? Wyjeżdżasz mi tu Hawkingami, Tejlorami, Penrosami – a odważnik w ćwiczeniu dla trzylatków Cię przerasta (sic!) Najprostszemu doświadczeniu z grawitacji chcesz przeciwstawić największe umysły fizyczne świata nauki?! Po co? Co chcesz tym udowodnić? Jest ta materia, czy jej nie ma? Trudno o bardziej proste pytanie, a Ty wiążesz węzeł stokroć bardziej skomplikowany niż gordyjski. Chcesz mi udowodnić, że NIC jest bardziej namacalne niż COŚ? Dyskusję akademicką o wyższości świąt wielkanocnych nad bożonarodzeniowymi zostaw sobie na inną okazję, na inne towarzystwo. Jeszcze bym zrozumiał, gdybyś mi tu „wyjechał” modną ostatnio fizyką (wł. mechaniką) kwantową, którą w ostatnich latach próbują się podeprzeć teologowie (Heller, Zatwardnicki) szukając w niej prawdopodobieństwa istnienia Boga. Tyle, że to też tylko teoretyczna utopia.

      Wyjaśnijmy kolejną kwestię. Istnienie duchowości, jako stanu świadomości, nie jest kwestią wiary lub niewiary. To jest taki sam fakt jak np. grawitacja, napięcie, energia – czy tego chcesz, czy nie. Nie będę powielał niczyich teorii, ale jeśli Ty pewne uznane autorytety naukowe masz za brednie, wybacz, ja wtedy uważam, że jesteś totalnym ignorantem. Masz się czym pochwalić, że negujesz osiągnięcia teorii ewolucji, zdobyczy biologii czy innych nauk? Twoje osobiste zdanie jest tu kompletnie bez znaczenia, jest tylko niczym niepopartym, tylko Twoim subiektywnym wnioskiem. Wiesz, jeśli chcesz, to Ty możesz sobie wierzyć nawet w latającego potwora spaghetti, mnie nic do tego, ale jeśli chcesz, abym i ja wierzył w to samo, musisz mi to udowodnić, inaczej będę twierdził, że Cię, sorry za określenie, porąbało. Wierz sobie w dowolne byty bez ciała, mnie po prostu do takiej wiary nie zmusisz, bo brak Ci jakichkolwiek argumentów na to by mnie przekonać. Dla mnie, taka wiara w byty bez ciała to właśnie klasyka zabobonu, czym oczywiście wcale nie musisz się przejmować, ale nie pisz nigdy więcej, że ja wierzę. Nie ma empirycznych dowodów na ich istnienie, więc nie ma podstaw, aby to rozpatrywać nawet li tylko w kwestiach wiary.

      Nawet raj katolicki to hedonizm – sam przecież twierdzisz, że czeka Cię tam wieczna radość i jak mniemam, jej właśnie pragniesz.

      Usuń
    12. No niestety, jeśli wierzysz, że nie wierzysz to ja wysiadam. Prosiłem o dowody ewolucji lub biogenezy. Takowych nie ma. To wszystko jest bardzo wątpliwą wręcz wyssaną z palca teorią na użytek materialistów (bo to się rozumie samo przez się, że to dla nich manna z nieba, choć materialiści byli zawsze i bez teorii Darwina) i naiwnych katolików, których to totalnie bałamuci i w gruncie rzeczy odciąga od wiary. Ja dopóki nie poczytałem Dawkinsa wierzyłem w ewolucje. On mnie przekonał, że to brednia. Znasz chyba "Rzekę genów"? Po prostu to są bajki, bez żadnych danych empirycznych, jak choćby statystyczne ujęcie pozytywnych zmian w genomie i bez analizy rzeczywistej bazy środowiskowej, w której te zmiany miałyby być wymuszane. Mam wchodzić w szczegóły?
      Nie chcę przez to powiedzieć, że brak jakichkolwiek zadowalających teorii rozwoju i powstania życia to dowód na istnienie Boga. Po prostu, życie i świat to zagadka. A trzylatek nie dorasta jeszcze choćby do paradoksów Zenona. Współczesna matematyka ten akurat dylemat rozwiązała, ale nieoznaczona Heisenberga cały czas budzi zawrót głowy.
      Jeszcze raz powtórzę. Pisą to nie po to by udowodnić istnienie Boga lecz jedynie po to by podważyć Twoją pewność siebie że cokolwiek wiesz. Wiesz, że odważnik spada, ale nie wiesz czy istnieje wolna wola, nieprawdaż? Czy jesteśmy zdeterminowani, czy teoria chaosu bierze jednak górę? Co to jest wolna wola? co to jest świadomość? Lema czytałeś? Jego dywagacje bardzo fajnie swego czasu gimnastykowały mój materialistyczny, czy tam agnostyczny umysł młodzieńczy.
      A z tym hedonizmem to tragedia. Hedonizm jest teorią ziemską z naszymi doczesnymi ograniczeniami i jako taki musi być błędny, a nawet niebezpieczny, często zbrodniczy i barbarzyński. Szczęście wieczne opiera się na prawdzie absolutnej, ale Ty Asmodeuszu nie uznajesz prawdy, nieprawdaż? Powrócę do tej kwestii jak napiszesz coś ciekawszego niż dotychczas w wątku hedonizmu.
      A porównując wiarę w coś tam latającego do doktryny katolickiej, dajesz dowód albo totalnego dyletanctwa w zakresie myśli arystotelesowskiej, albo jest to jakaś forma całkowicie płytkiej złośliwości na poziomie rozwrzeszczanych feministek i lesbijek z parady równości. Burzysz całą podwalinę myśli i filozofii na której stoisz, z której wyrastasz.
      I na koniec prośba. Zainteresuj się ontologią i epistemologią. Z tego co piszesz odnoszę wrażenie, że jesteś domorosłym filozofem materialistą. Ale może się mylę.

      Anastazjo.
      Seks taki jest szczególnie złą formą współżycia. Całkowicie zabija w duszę i potencjał miłości. Tak jak napisałem wcześniej. Miłość wymaga czystości. Posłuchaj sobie piosenek o miłości, choćby muzyki pop. To i tam nieraz przebija. Prawdziwy romantyzm to delektowanie wzajemnym dobrem i pięknem. Ta prawda o człowieku jest złożona. Trzeba wniknąć w całą naszą kulturę i rozmaitość relacji, naszej wrażliwości. Dużo by pisać.

      Usuń
    13. Seks ludziom jest potrzebny żeby zachować zdrowy umysł i ciało.I nie wiem co do tego ma dusza.I jaki potencjał miłości?Ten przykład,który podałam w pytaniu do Ciebie - jezeli jedno z nich pozna kogoś to się mówi paa i jest się wiernym temu kogo się kocha.Miłość wymaga czystości?Jakiej czystości?Duchowej czy cielesnej?
      Prawdziwy romantyzm to delektowanie wzajemnym dobrem i pięknem?Wybacz ale nie będę mówić do męża ok,rozbierzmy się i podziwiajmy.Bo jak zrozumieć to o czym piszesz?
      Anastazja

      Usuń
    14. Bez seksu można żyć. Wymaga woli i odpowiedniej motywacji, ale jest możliwe. Wiesz Anastazjo, alkoholik powie, że bez alkoholu żyć nie może. Seksoholik, że bez seksu nie podoła trudom życia.
      Nie można kochać dzisiaj pana x, a jutro Y. Jak kochasz to mówisz mu, że tylko ty się liczysz, a nie że tylko ty, ale jeszcze tylko kwadrans. A później won, czy paa. Nie chciałabyś słyszeć od mężczyzny, że jesteś dla niego całym światem, tylko Ty się liczysz i nikt więcej? Dla ciebie zrobię wszystko, nie ma dla mnie nic ważniejszego od ciebie. A może to budziłoby w Tobie uśmiech politowania? A dla córki nie chciałabyś takiego księcia?
      Posłuchaj sobie piosenki Glena Medeirosa. To chyba jedna z najpiękniejszych piosenek pop o miłości. Zwróć uwagę, że nie ma w niej ani grama seksu. Ani w słowach, ani w teledysku.
      Tak, czystość raczej dotyczy ciała, w tym też i naszego umysłu. Danie zadość pięknu w miłości wymaga czystości przedmałżeńskiej. Jest oczywiste, że także dziewictwa i (oj, jakie paskudne słowo) prawiczkowości. Bez tego nie będzie doskonałego zachwytu i wyjątkowości w drugiej osobie. Czystość niszczy pornografia, sączący się zewsząd erotyzm. Z tymże inaczej oddziaływuje to na chłopców, a inaczej na dziewczęta. Miłość wymaga intymności. Osobiście uważam, że nie można kochać idealnie (mówię o miłości między kobietą, a mężczyzną, miłości cielesnej) kogoś z kim nie ma się wyjątkowego związku intymnego. Może to być przywiązanie, może być jakaś forma szacunku i sympatii, ale nie będzie to ta miłość jaka powstać może ramach, jak to mówi kościół i jest zapisane w Piśmie Świętym "jednego ciała". Mało ludzi w dzisiejszych czasach tego doświadcza, ale wielu chyba tęskni. Wielu się oszukuje, wielu nie zna przyczyn swojego dyskomfortu, bo nawet kościół o tym zaprzestaje mówić, a wręcz często się słyszy jakieś herezje o "czystości z odzysku". Trzeba tez zwrócić uwagę, że do tej miłości potrzebna jest kobieta i mężczyzna z właściwymi sobie przysposobieniami. Kobieta potrzebuje do miłości mężczyzny, a nie chodzących kaleson. Jeżeli mężczyzn nie ma, to nie ma kogo kochać. A z drugiej strony nie warto być mężczyzną, jak na potencjalnej kandydatce do miłości jeździł jakiś inny frajer. Tak trochę trywializuję ten złożony aspekt kogo chcemy kochać.

      Wybacz, drugiego akapitu nie rozumiem. Czemu mielibyście się nie podziwiać?

      Usuń
    15. Żadnych rycerzy na białym koniu!Żadnych deklaracji o tym,że miałabym być dla kogoś całym światem.Dla mnie to jednoznaczne z tym że ten ktoś postradał zmysły.A to się leczy.Jestem realistką a nie romantyczką ale podaj tytuł piosenki to sobie chętnie posłucham.
      Znajomość oparta na seksie nie oznacza że sie kocha tą drugą osobę.To tylko seks.I uważasz że to brak szacunku?Brakiem szacunku mogę nazwać to,że z góry skreślasz rozwódki jako te które nie zasługują na miłość,bo jakiś frajer na niej,a raczej w niej jeździł przez ileś tam lat.Co jedno z drugim ma wspólnego?Wiesz...zawsze można być chujem.Twój wybór.

      Nie jestem zwolenniczką wszechobecnie panującego erotyzmu.Co to to nie.Ale nie wyobrażam sobie życia bez seksu.Ta bliskość,intymność i wzajemna rozkosz to najcudowniejsze chwile.W tym nie ma miłości?Dlatego nie będziemy leżeć nago z mężem i się podziwiać a potem buzi i spać.Jestem człowiekiem a nie jakimś eksponatem w muzeum.Ale dzisiaj zaproponuję mężowi ten eksperyment.Pewnie zabije mnie śmiechem...
      I jeszcze jedno - homo sapiens ma rozum,który góruje nad instynktami o ile mu na to pozwolimy...
      Anastazja

      Usuń
    16. Woda słodka:
      Będzie uszczypliwie, ale sam się prosisz. Wyjaśnijmy sobie rzecz podstawową. Jeśli chcesz bym pisał na Twoje zlecenie, po pierwsze, poproszę o konkretne propozycje poparte jakąś gloryfikacją. Po drugie, jeśli miałbym z Tobą polemizować na tematy natury filozoficznej w tak szerokim zakresie, jaki sobie obiecujesz, to na pewno nie byłby to ten blog, bo on nie jest kierowany li tylko do Ciebie. Za duże masz mniemanie o sobie. Jesteś jednym z wielu czytających i nie zamierzam ograniczać go tylko dla Ciebie. Wreszcie rzecz trzecia. Aby mi w ten sposób udowadniać swoje racje, musiałbyś zmienić styl. Napiszę zzczerze, nie znoszę ludzi, którzy wynoszą się nad innych, traktując oponentów jak przygłupów. Mój styl odpowiedzi do Ciebie jest pochodną Twojego, który sam narzuciłeś. Nie masz szacunku do mnie, nie licz na to, że ja będę go miał dla Ciebie, nawet jeśli jesteś u mnie gościem. Sam piszesz jak rozwścieczona feministka-lesbijka, która na dodatek nie rozumie samą siebie. Naprawdę nie stać Cię na język bez inwektyw?

      Ja już Ci napisałem, masz pełne prawo mieć takie czy inne poglądy, nic mi do tego, ale jeśli chcesz podważać poglądy innych, zdecydowane bardziej dla mnie ważniejszych niż Ty, musisz się czymś wykazać. Nie znam żadnego Twojego dorobku i dopóki się czymś nie wykażesz, będziesz tym samym, za jakiego mnie traktujesz – domorosły, wiejski filozof-amator, gorzej, większy z Ciebie dyletant niż ja, co jest oczywiście moją subiektywną oceną, ale w odróżnieniu od Ciebie, ja mam odwagę się do tego subiektywizmu przyznać.

      Comte-Sponville, a przede wszystkim James George Frazer ze swą „Złotą gałęzią” (wydanie czterotomowe, poszerzone), Dawkins, Heller (teolog), Zatwardnicki (teolog), Hitchens i wielu innych stanowią zasadniczy trzon mojej prywatnej, całkiem pokaźnej biblioteczki, gdzie nie znajdziesz żadnej bulwarowej powieści ani tandetnych romansideł czy pseudofilozoficznych rozprawek. Z Lema (mam do niego pełny szacunek i podziw) wyrosłem jakieś pięćdziesiąt lat temu.

      Ja wiem czym jest hedonizm, ale paradoksalnie da się go doskonale przełożyć na nieziemski raj, nawet jeśli będziesz stanowczo zaprzeczał. Ta wieczna szczęśliwość jest idealnym odzwierciedleniem pragnień hedonistów, choć podłożem jest tu pozaziemska duchowość.

      Jeśli już poruszyłeś temat prawdy absolutnej – poproszę o definicję. Jako sceptyk z krwi i kości, śmiem twierdzić, że nie ma prawdy (co to jest prawda?), możemy jedynie mówić o w miarę obiektywnym twierdzeniu. Niestety, teizmowi najdalej z wszystkich ideologii do obiektywizmu

      Usuń
    17. Słodka woda:

      A propos seksu i odniesienia go do piosenek pop. Teraz już rozumiem Twoją opinię na ten temat. Ty tak we wszystkim opierasz swoje zdanie na tekstach szlagierów? Już prędzej zrozumiałbym odniesienie do Tristana i Izoldy.

      Znam takich, co żyją podobno bez seksu. Najczęściej w zakonach, gdzie szerzy się homoseksualizm i pedofilia (nie uważam tych skłonności za równoważne). O te skrajności Cię nie posądzam, ale wstręt do seksu też nie jest przejawem zdrowego życia.

      Usuń
    18. @słodka woda:
      zapomniałam dodać,że tych seksoholików - oczywiście zdiagnozowanych,jest niewielki odsetek.Po mojemu to się nazywa kurestwo.Po prostu.A jak każdy ~holizm się leczy,to wiadomo co trzeba zrobić.

      @Asmodeusz:
      Może słodka woda miał na myśli "białe małżeństwo"?Może...Zdrowi ludzie potrzebują seksu,jeśli nie dostają go w małżeństwie/związku zdradzają.W sumie to bardziej komentarz do niego,niż do Ciebie;)

      Anastazja

      Usuń
    19. Nasti:
      Być może to sprawa białych małżeństw, ale Spokojna woda jest zazwyczaj mało precyzyjny, więc to tylko przypuszczenia, tym bardziej, że dla niego seks jest czymś w ogóle ohydnym. Powinien dziękować swemu Bogu, że jego rodzice traktowali seks w zupełnie innych kategoriach, rzekłbym: całkiem zdrowych ;)

      Usuń
    20. Hahahaha tak,masz rację ale coś ewidentnie poszło nie tak...;)
      Anastazja

      Usuń
    21. Tak się zawsze dzieje, gdy normalny człowiek w niewiadomych okoliczności nagle uznaje, że został nawiedzony. Znałem kilku takich i szybko rezygnowałem ze znajomości. Ci ludzie stają się z dnia na dzień całkowicie odporni na wszelkie racjonalne argumenty.

      Usuń
    22. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    23. Jeszcze jedno, bo nie mogę :). Józef Bocheński to dla Ciebie autor pseudofilozoficznych rozprawek? Dobre sobie.
      Ale tej dyskusji nie kontynuuję, chyba, że spełnione będą warunki wpisu poniżej.

      Usuń
  6. Kończę dyskusję, bo nie potraficie czytać ze zrozumieniem. Przeczytajcie jeszcze raz i zweryfikujcie te twierdzenia odnośnie mojego nastawienia do płciowości i zbliżeń miłosnych. Macie chyba klapki uprzedzeń na oczach. W takich warunkach pisanie czegokolwiek to strata czasu i nerwów. W tak prostej i elementarnej sprawie nie możemy się porozumieć, to co mówić o trudniejszych kwestiach? Amodeuszu, zacznij korzystać z tej swoje biblioteki. Może masz tam coś na temat słuchania, czytania ze zrozumieniem.
    P.S. a propos uszczypliwości i niegrzeczności. Zacytuję Ciebie:
    "Strasznie mylisz pojęcia. Ateizm nie jest wiarą w sensie wiary religijnej. Materialny wszechświat i prawa nim rządzące nie są bogiem w takim znaczeniu, w jakim dla Ciebie jest niematerialny Bóg. Dopóki nie pojmiesz tego niuansu, lepiej na temat ateizmu się nie wypowiadaj, bo się po prostu ośmieszasz."
    Nie rób z siebie takiego świętoszka Asmodeuszu.
    Powtarzam, warunkiem dalszej dyskusji jest wczytanie się w poprzednie moje wpisy na temat płciowości człowieka i zademonstrowanie, że to zrozumiałeś. Ale coś czuję, że nie chcesz dyskutować. W końcu po co jeżeli prawdy nie ma? Mam tylko nadzieję, że nie tylko ja Twoje matactwa dostrzegam. A może to nie matactwa. Nie odgadnę tego.

    Anastazjo, tyle razy pisałem o akcie małżeńskim. Czemu tego nie dostrzegłaś, nie wiem.
    Co do tego chuja. Mam taką satysfakcje, że nigdy dla żadnej dziewczyny chujem nie byłem. Dla swojej dziewczyny dałem nie tylko ... chuja, ale całego siebie, może marnego i grzesznego, ale całego. Tego samego oczekuję w zamian. Stąd, gdy szukałem miłości przekreślałem nie tylko rozwódki, ale wszystkie nie dziewice.
    I jeszcze jedno. Ja płci pięknej nie osądzam tak radykalnie w kwestii odpowiedzialności za rozwiązłość, jak mężczyzn. Konsekwencje grzechu są jednak obopólne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze że kończysz dyskusję,a nie komentowanie,nudno by było.My nie potrafimy czytać ze zrozumieniem?Być może ale zastanów się czy to Ty przypadkiem nie stosujesz słowotoku,z którego trudno cokolwiek zrozumieć.
      Zabawny jesteś.My mamy klapki uprzedzeń na oczach?Przeczytaj sobie Twój pierwszy komentarz do mnie...I tu przyznaję Ci rację - dalsza dyskusja nie ma sensu.
      Anastazja

      Usuń
    2. Po to przybrałem nick Asmodeusz, aby nikt nie myślał, że ma do czynienia z świętoszkiem (gdybyś nie wiedział: świętoszek to nic innego jak dewota – tytuł nadany blogowi celowo i ironicznie). Wręcz przeciwnie, jestem uparty, potrafię się odgryźć, choć bez obelg, których Ty w żaden sposób uniknąć nie potrafisz. Sam uznałeś (piszę o tym i w innym komentarzu), że trudno Ci się wyrazić dostatecznie precyzyjnie a teraz masz pretensje, że ktoś Cię nie rozumie (sic?) Ja mogę polemizować ale na zasadzie pewnych dżentelmeńskich układów. Dyskutujemy na konkretny temat bez uciekania się do oceny intelektu oponenta, bez uciekania do niepotrzebnych wątków pobocznych, mających na celu zdyskredytować przeciwnika. Liczą się tylko argumenty. Polemika to nie sztuka uników i pozorowanych zwodów tylko po to, aby nie drążyć głównego temat, w którym pływasz jak początkujący adept tej umiejętności w kapoku. Jeszcze raz powtórzę, jeśli chcesz negować wiedzę znacznie większych autorytetów niż Ty, musisz się czymś wykazać. Prosiłem o jakikolwiek przykład, chyba daremnie...
      Aha, nie, nie będę Cię prosił, abyś kontynuował dyskusję. Tu panuje taki zwyczaj, że komentują Ci, którzy chcą. Przymusem się brzydzę.

      Usuń
    3. Przygadał kocioł garnkowi.

      Usuń