piątek, 29 września 2017

Żona modna, czyli zła




  Przyznam, że ostatnio miałem kiepski nastrój i proszę mi wierzyć, że powód był. Odwiedziła mnie żona, z którą jestem w separacja i ta wizytacja trwała długie trzy tygodnie. Chyba pójdę do nieba za tę katorgę, przypominającą najgłębsze czeluście czyśćca. Niech poniższy tekst, przeznaczony przede wszystkim dla facetów, będzie przestrogą dla chcących zawrzeć sakramentalny związek małżeński.

  Na szczęście, po tych moich złych dniach, Marcin Jendrzejczak na portalu Pch24.pl, właśnie w tym temacie poprawił mi nastrój. Tylko szkoda, że nie pisał czterdzieści lat wcześniej, uniknąłbym wielu stresujących chwil, przez co pewnie byłbym i zdrowszy. Tytuł brzmi intrygująco: „Jak znaleźć dobrą żonę i wytrwać w małżeństwie (...)”1. Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że sam nie ma się za speca w tej dziedzinie i opiera się na wskazówkach... Jana Złotoustego, czyli św. Jana Chryzostoma. Wprost trudno uwierzyć, że ten święty miał już w IV wieku naszej ery receptę, na to jak znaleźć doskonałą żonę i wytrwać w małżeństwie. Z drugiej strony równie mocno dziwi fakt, że już wtedy faceci mieli z tym wyborem dobrej żony tak poważne problemy jak dziś, bo mówi się, że to dopiero od niedawna, przez tę nowoczesność oni, faceci, są tak głupi, a żony tak złe. Przejdźmy jednak do sedna, czyli do sześciu rad na właściwy wybór dobrej małżonki i wytrwanie w małżeństwie.

  Po pierwsze, nie należy się z tym wyborem spieszyć, a już tym bardziej, gdy żądzą nami emocje, inaczej mówiąc – namiętność. W żadnej mierze nie powinno się z nią przed ślubem cudzołożyć. Żona powinna być wybrana z zimną kalkulacją. Trzeba się też konieczne zapoznać z konsekwencjami wstąpienia w związek małżeński, szczególnie zaś tymi, za które będzie rozliczał nas Bóg. Jeśli bowiem narazimy się prawu stanowionemu to nic takiego się specjalnie nie stanie, ale jak prawu Bożemu – czeka nas wieczne potępienie w ogniu piekielnym. Trudno się z tym nie zgodzić. Gdybym ja myślał o ożenku w tych kategoriach, pewnie miałbym otwarte wrota do nieba, z tej przyczyny, że na pewno zostałbym zakonnikiem, unikając grzeszności małżeńskiej.

  Po drugie, przy wyborze żony nie należy polegać na sobie. Tym bardziej na opinii rodziny, przyjaciół, znajomych, o swatach nie wspomnę. Jan Złotousty radzi: „zwróć się do Boga. On nie powstydzi się zostać twoim swatem2. I tu rodzi się problem. Gdybym ja czekał na opinię Boga (przypomnę, byłem gorliwym katolikiem) pewnie i tak zostałbym kawalerem. Nie miałem szczęścia, Bóg nigdy się do mnie nie zwrócił z żadną odpowiedzią na zadane pytanie, a już tym bardziej w kwestii małżonki. I ja Mu się właściwie nie dziwię. Gdyby się tak pomylił jak ja, miałbym winnego...

  Po trzecie, nie należy w żonie szukać urody. Uroda, jak wszystko, też przemija i nie jest żadną gwarancją szczęścia. Ta uroda małżonki też nam w końcu spowszednieje i będziemy czuć zawód. Jeśli weźmiesz sobie brzydką żonę, nigdy nie doznasz rozczarowań, a i seks będziesz uprawiał sporadycznie, po bożemu, czyli po ciemku, ku chwale Pana. Choć i tu istnieje pewne niebezpieczeństwo. Można wpaść w alkoholizm, bo po pijaku nie ma brzydkich kobiet, a w mężczyźnie budzi się ogier...

  Po czwarte, nie należy robić hucznego wesela. Jak się bractwo spije, wymyśla grzeszne zabawy i diabeł się cieszy, gdyż na dzień dobry oddajemy się w jego władanie. Wprawdzie Jezus w Kanie Galilejskiej uczynił swój pierwszy cud, gdy na weselu wodę zamienił w wino, ale ja to składam na karb pewnego niedoświadczenia. Na początku kariery łatwo popełnić błąd. Jan Złotousty przytacza bardziej godny przykład wesela: „Popatrzmy teraz, w jaki sposób (Izaak) urządził wesele po tym, jak ją (Rebekę) zabrał. Czy sprowadził cymbały, piszczałki, bębenki, flety, czy urządził tańce i inne temu podobne zabawy? Nic z tych rzeczy nie uczynił, lecz wziął ją samą i odszedł mając przy sobie anioła, towarzysza podróży, którego jego pan wyprosił u Boga, gdy wysyłał sługę z domu”. Jakież to praktyczne, żadnych wydatków na bezbożną zabawę. Choć ja nie wiem, czy chciałbym towarzystwo tego anioła. Przypomniała mi się bezbożna fraszka Sztaudyngera: „Aniele Boże, stróżu mój, Ty zawsze przy mnie stój. Lecz gdy Anioł spojrzał na Jadzię, zamiast stanąć... się kładzie”.

  Po piąte, gdy mimo dostosowania się do poprzednich wskazówek, żona i tak okaże się jędzą..., nie należy popadać w rozpacz. Zamiast szukać innej, lepiej (i taniej) zostać pantoflarzem lub zmienić jej paskudny charakter: „chociażby twoja małżonka wielokrotnie zgrzeszyła przeciwko tobie, wszystko jej przebacz i idź jej na ustępstwa. Jeśli ożenisz się z krnąbrną, przemień ją w cnotliwą i łagodną, tak jak Chrystus Kościół”. I tu mam wątpliwości. Bycie pantoflarzem czyni nasze, męskie życie gehenną. Natomiast jeśli wziąć przykład z Chrystusa, który narobił rabanu w Świątyni..., wcale mnie teraz nie dziwi, dlaczego ten dzisiejszy Kościół jest przeciw Konwencji antyprzemocowej.

  Wreszcie po szóste, jeśli już nic nie pomaga (sic!), też nie należy popadać w rozpacz. Wciąż trzeba kochać tę żonę, a Bóg hojnie nas wynagrodzi za „wytrwałość, okazaną ze względu na jego bojaźń poprzez to, że znosiliśmy w spokoju jej złość, jak nieuleczalną chorobę”. To stąd bierze się moje przekonanie, że za ostatnie trzy tygodnie, jak i poprzednie lata, pójdę w butach do nieba.





49 komentarzy:

  1. I widzisz Asmodeuszu dzięki małżonce pomimo ateizmu swego św.Piotr w odpowiednim czasie bramy nieba szeroko przed Tobą otworzy :)
    Małżeństwo to taka loteria,rzadko kiedy trafia się główną wygraną.Ale ludzie i tak grać będą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tego się właśnie boję, że mimo wszystko mi te bramy nieba otworzą, a ja będę musiał całą wieczność przy tej małżonce :D Tylko czy to będzie wtedy na pewno niebo?
      To ja też wiem, że mimo tego ostrzeżenia i tak bardzo wielu zagra w tę „rosyjską ruletkę”...

      Usuń
  2. No to już wiem, czemu od XL lat jestem cały czas z jednym i tym samym facetem- nie mieliśmy wesela!!!Zaraz po 2 ślubach, które były jednego dnia (to był pewnie czyściec) umknęliśmy do Zakopanego. Zero wesela i zero sukni ślubnej- byłam w tym czasie w żałobie.Popatrz, jakie to proste!
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba!, ja tyle szczęścia nie miałem. Ani ja, ani małżonka w żałobie nie byliśmy :D
      Pozdrowienia i uśmiech :)

      Usuń
  3. w IV wieku już dawno istniały małżeństwa, więc nie dziwię się, że znalazł się szpenio, taki "Wujek Dobra Rada" w tym temacie... pytanie raczej brzmi, na ile takie rady mogą się przydać w obecnych czasach, przy obecnym pluraliźmie poglądów na kwestie związków i instytucji małżeństwa jako elemencie związku lub jako takiej w ogóle...
    niech sobie na to popatrzę z pozycji człowieka, dla którego małżeństwo jest tylko dodatkiem do związku, niekoniecznie koniecznym, choć niekoniecznie szkodliwym, czasem wręcz zabawnym:
    1/ zgoda... nie ma co się spieszyć... wychodzi mi to niejako z definicji, z mojego podejścia omówionego powyżej... jednak w podpunkcie dotyczącym tzw. "cudzołożenia" /zakładam, że chodzi o tzw. "pożycie intymne przed"/ zero zgody...
    2/ zgoda... bo warto czasem z kimś godnym zaufania o tym pogadać, nie widzę problemu, choć oczywiście traktować to jako niezobowiązujące konsultacje jedynie, nic więcej...
    3/ tak i nie... zgoda w tym sensie, że sama uroda to nie wszystko... nie znaczy to jednak, by w ogóle na to nie zwracać uwagi... a zresztą, o gustach się nie dyskutuje...
    4/ zgoda... choć argumentacja do mnie nie trafia, to popieram zdroworozsądkowy umiar na miarę własnych możliwości, aby się nie wplątać w zobowiązania, tak w relacjach z bankiem, jak z ewentualnymi fundatorami imprezy... co prawda na własnym ślubie można nieźle zarobić, ale czasem jest to dość pozorny zarobek...
    5/ zgoda, jeśli chodzi o nie wpadanie w rozpacz... ale brak zgody na trwanie w beznadziejnym układzie bez względu na koszta... trzeba wiedzieć, kiedy czas powiedzieć sobie "bye"...
    6/ nie dotyczy z uwagi na p. 5/...
    tak więc pomijając te wszystkie gadki o Bogu, to całość nie wygląda zbyt tragicznie...
    p.jzns :)...
    p.s. choć wydaje mi się to jasne, to dodam jednak, że pisząc o "kosztach", czy "zarobku" nie mam na myśli jedynie kwestii materialnych...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1 - Czyżbyś był purytaninem? ;) Mowa jest o cudzołóstwie z własną żoną przed ślubem. Mówiąc szczerze tej konstrukcji zupełnie nie rozumiem, szczególnie wtedy kiedy patrzę na młodą panią z lekko zaawansowanym brzuchem. Cudzołóstwo to podobno jeden z najcięższych grzechów, a tu proszę, sprzeciwu ze strony kapłana nie ma...
      2 - mnie zastanawia jak te konsultacje wyglądały w sytuacji, gdy facet dostał zgodę od Bozi a mimo to małżeństwo okazało się niewypałem. Ciekawe czy wtedy jest instytucja odwoławcza?
      3 - faktycznie o gustach się nie dyskutuje, ja się tylko zastanawiam co z tymi urokliwymi pannami?
      4 - to chyba nie tylko o kasę chodzi, bardziej o bezeceństwa na weselu ;)
      5 - Z tym „bye” byś sobie zaszkodził – patrz pkt. 2

      KK nie uznaje żadnego pluralizmu w kwestii nierozerwalności związku, więc dla katolików te rady powinny być cenne.

      Usuń
    2. jak to "purytaninem"?... chyba jasno wyjaśniłem, że przyjąłem na tą chwilę katolickie znaczenie słowa "cudzołóstwo", które jest mocno szersze od dosłownego, podciągane są wszelkie zachowania seksualne różne od jedynego słusznego modelu, że tylko z żoną, zero antykoncepcji i finał koniecznie "w kobiecie" /jak kiedyś pisała Terlikowska jeszcze we Frondzie/, ale tylko jedyna słuszną drogą ... bo faktycznie pojmując je dosłownie ta konstrukcja jest bez sensu... mnie automatycznie kojarzy się to z przymiarką do bigamii, bo jak można cudzołożyć z niedoszłą żoną?... czyli wychodzi na to, że taki delikwent jedną już ma...

      Usuń
    3. p.s. skoro już o tym mowa, to mnie ciekawi, jak jest "cudzołożyć" po hebrajsku /aramejsku?/... nie, źle... pytanie brzmi, jak można inaczej przetłumaczyć z oryginalnego tekstu słowo tłumaczone po polsku jako "cudzołożyć"?... ale to już chyba pytanie do fachowca, naukowca - biblisty /nie mylić z "badaczem pisma świętego"/, lingwisty do tego...
      ...
      tu znowu wyskoczę z buddyzmem, bo ich kodeks moralny jest jednak sensowniejszy... jedno ze wskazań /wskazań, nie przykazań/ brzmi, by "nie uprawiać niewłaściwego seksu" /jedna z wersji/, zaś co to znaczy "właściwy seks", to już każdy sam musi sobie do tego dojść...

      Usuń
    4. To „zero zgody” wziąłem za Twoje :D

      Nie wiem jak po aramejsku jest „cudzołożyć”, tym bardziej nie wiadomo jak to przetłumaczyć. Ale wyczytałem z objaśnień do Starego Testamentu, że na początku traktowano „cudzołóstwo” tylko jako zdradę małżonków, inaczej, jeśli facet (mąż) „zgrzeszył” z panną nie było to cudzołóstwem, nie było nim współżycie przed ślubem, choć „wartość” kobiety bez cnoty malała niewspółmiernie do jej „czystości”.

      Dopiero chrześcijaństwo uznało, że współżycie przed ślubem jest tym samym, co cudzołożenie.

      Usuń
  4. Hmmm> separacja przerwana na długie trzy tygodnie??? Czy to się liczy ? :)
    Każdy z nas chciałby być wiecznie młody, wiecznie piękny, wiecznie szczęśliwy etc...etc... a ponieważ nie ma ludzi doskonałych, to musimy swoje wybory i decyzje dostosowywać do realiów. Z lekkim ubawieniem poczytałam sobie te rady. Tymczasem przyczyn rozpadu małżeństwa [liczba rozwodów wciąż rośnie] bywa wiele i niektóre są banalne. Za to wszystkie można podciągnąć pod argument; "niezgodność charakterów". Jedni są w stanie dopasować swe charaktery, a inni nie.
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem, co ma się liczyć? Separacja, czy owe trzy tygodnie?

      Jan Złotousty porusza w kwestii niezgodności charakterów tylko przypadek żony-jędzy. Rozumiem, jesteś kobietą i nie potrafisz sobie wyobrazić, jak bardzo jest to uciążliwe:) Piekło wysiada, bo w tym przypadku nawet dostosowanie się nie pomoże.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Czy w separacji jest taki punkt, który zobowiązuje obie strony do trzytygodniowego pobytu ze sobą? czy ten 3-tygodniowy wspólny pobyt jest konieczny? czy taka przerwa w separacji jej nie unieważnia? czy to nie jest tak; raz, dwa, dwa i połowa- liczę od nowa??? Pytam, bo nigdy dotąd nie miałam styczności z taką ewentualnością.
      Tak bardzo przejęłam się tym Twoim felietonem, że w nocy śnił mi się rozwód z moim mężem [bo przed zaśnięciem rozważałam - może ja też jestem baba-jędza, ale o tym nie wiem]. Oj! to był sen-koszmar, dlatego jak tylko [bladym świtem] obudziłam się, to zaraz przyniosłam mężowi do łóżka pyszne śniadanko. Bo...mnie na starość nie chce się rozwodzić albo żyć w separacji. Jest nam ze sobą; "trochę dobrze, trochę źle..." ale w "tłoku" ujdzie. Nie jesteśmy doskonali, to i małżeństwo takie być nie może. A jeśli z tego powodu małżonek pójdzie "ze szczewikami" do Nieba, to tyż dobrze. Już jestem ciekawa - ilu w tym Niebie będzie chłopów w butach? a ile bab [żon] w koronie na głowie???

      Usuń
    3. Nieźle mnie ubawiłaś tym koszmarnym snem i reakcją na niego ;) Gdybym wiedział, mocno bym się nad publikacja zastanowił...

      Separacji, a nawet rozwodu nic nie ogranicza po za pewnymi aspektami prawno-życiowymi. Moja znajoma się rozwiodła. po pół roku znów się zeszła z byłem i żyli tak już do jego śmierci przez bagatela – piętnaście lat bez ślubu. Nawet ciekawe jak taką sytuację traktuje Kościół?

      Usuń
    4. Kościół to się chyba cieszy, że małżonkowie znów się zeszli. Oczywiście, jeśli wcześniej mieli ważny ślub kościelny - separacja czy rozwód dotyczą tylko spraw cywilnych i nie rozwiązują czy unieważniają małżeństwa sakramentalnego. Stwierdzenie nieważności małżeństwa (tj. tego, że nigdy nie zostało ważnie zawarte) to jest całkowicie inna sprawa.
      Tak więc Ty Asmodeuszu nadal jesteś mężem swojej "sakramentalnej" żony - w razie "czego" :) nie grozi Wam cudzołóstwo. :)
      Maria

      Usuń
    5. Maria ma rację /na ile znam się na tym kościele/, że ich aspekt cywilnoprawny nie interesuje... w zasadzie to udzielenie ślubu w kościele może mieć przeszkody jedynie natury wynikającej z regulaminu wewnętrznego tej instytucji zwanego Prawem Kanonicznym... co prawda przed konkordatem ksiądz nie udzielał ślubu parze, która nie miała kwitu z USC, ale to wynikało z uwarunkowań politycznych... po konkordacie procedura się uprościła i po ślubie kościelnym papiery wędrują do USC automatycznie uprawomocniając umowę cywilnoprawną... chyba jeszcze parę innych związków wyznaniowych ma podobną umowę z państwem na temat ślubów, ale tego nie jestem do końca pewien...

      Usuń
    6. p.s. zgrzyt chyba tylko może być, gdy ktoś mający zawartą umowę w USC chce zawrzeć kolejny ślub w kościele... tu niestety moja wiedza się kończy i nie wiem jakie są obecne kościelne wytyczne... czy ksiądz może wtedy udzielić ślubu bez wysyłania papierów do USC?... nie jestem tego pewien...
      ...
      trzeba cały czas pamiętać o dwuznaczności słowa "ślub"... z punktu widzenia organizacji religijnej jest to rytuał przejścia, z punktu widzenia państwa: umowa cywilnoprawna...

      Usuń
  5. Małżeństwo to temat rzeka... Ostatnio trafiłam na artykuł o planowanych zmianach w rozwodach i powrocie najpierw obowiązkowej mediacji a potem separacji itd. Ale jak na złość nie mogę go odnaleźć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Straszne, na szczęście mnie już to nie grozi ;) Też czytałem, ale to wypowiadał się jakiś adwokat, Polak w... Kanadzie. Myślę, że u nas nie przejdzie taki pomysł. Byłby chyba większy protest niż w sprawie zaostrzenia prawa antyaborcyjnego.

      Usuń
    2. Sam rozwód bywa koszmarniejszy niż małżeństwo... a co dopiero walczyć o prawo do swobody wyboru

      Usuń
    3. Eee, rozwód to pestka, jeśli oboje się na niego godzą, ale żyć przez całe życie w toksycznym związku? Największemu wrogowi bym nie życzył.

      Usuń
  6. Hmmmm ciekawe... tzn. biła Cię? goniła od komputera? okradła z pieniędzy i nie dawała jeść? traktowała jak niewolnika? Też jestem byłą żoną i ciekawie czyta się poglądy facetów na temat "byłych". Interesujące byłyby również Jej wrażenia z pobytu u Ciebie, no chyba, że Ona o byłych a nieobecnych nie wyraża się źle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, chętnie opisałbym i w szczegółach, ale aż tak wylewny na blogu nie jestem :D

      Usuń
    2. Pozostaje mi w takim razie tylko współczuć, że mężczyzna tak dobry, słaby i niewinny co to nawet muchy w swoim życiu nie skrzywdził, trafił na kobietę potężną i silną fizycznie oraz heterę z charakteru. Pisać można dużo a nawet wszystko, a prawdę znasz tylko Ty i Twoja żona.

      Usuń
    3. Wyciągasz zbyt pochopne wnioski na podstawie ledwie jednego zdania. To cecha charakterystyczna dla dwóch rodzajów kobiet - albo skrzywdzonych przez mężów (kochanków), albo będących heterami.
      Łączę pozdrowienia ;)

      Usuń
  7. Cóż, w takich chwilach jak ta, bardzo cieszę się, że ja żony nigdy mieć nie będę :)
    Ale bardzo współczuję Tobie, że miałeś nieszczęście w tego typu związek wstąpić. Pamiętaj, że karma wraca :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiające jest to "żony nigdy mieć nie będę" ?! Nie wiem czy to przekonanie, czy postanowienie czy też przeszkody jeszcze innego rodzaju. Nie wnikam w szczegóły.
      Natomiast mnie nie trzeba współczuć, w końcu sam sobie jestem winien i ponoszę tego konsekwencje. I co najważniejsze, wcale nie czuję się z tego powodu nieszczęśliwy.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Asmodeuszu... Hej... za coś ją chyba pokochałeś... Zdecydowałeś się na wspólne zycie. Jak mniemam był to Twój nieskrępowany wybór... Bo chyba nie chcesz mi powiedzieć, że tak z dnia na dzień zmieniła się, aż tak bardzo, że wspólne życie stało się nieznośne i niemożliwe. Według mnie przeważnie na rozwód pracują dwie strony...
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Olimpio, moja osobista historia, wyrażona w jednym zdaniu, jest li tylko swego rodzaju klamrą spinającą początek i koniec notki i nie ma nic do jej treści. Nie mam najmniejszej ochoty opisywać swojego życia osobistego w tej materii, więc musisz pozostać w domniemaniach ;) Zauważ, że ja nie piszę o rozwodzie, a o separacji. To drobna, ale istotna różnica.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    4. Hmmm...Co napisałeś, to napisałeś..."Przyznam, że ostatnio miałem kiepski nastrój i proszę mi wierzyć, że powód był. Odwiedziła mnie żona, z którą jestem w separacja i ta wizytacja trwała długie trzy tygodnie. Chyba pójdę do nieba za tę katorgę, przypominającą najgłębsze czeluście czyśćca. Niech poniższy tekst, przeznaczony przede wszystkim dla facetów, będzie przestrogą dla chcących zawrzeć sakramentalny związek małżeński" Jakże inaczej można odnieść się do twoich słów??? A tak nota bene: czyśćca nie ma! To tylko wymysł Katolików i nic więcej... A zatem i Twoją "katorgę" między bajki można włożyć, skoro porównujesz ją do czegoś, czego nigdy nie doświadczyłeś i nie doświadczysz...
      Jeśli mowa o separacji, to zauważ, że przeważnie wiedzie ona prostą drogą do rozwodu i tyle...
      Co do dalszej cześci Twojej notki, to całe to menu proponowane przez JCh jest po prostu niestrawne dla ludzi niewierzących. Jednak coś w tych wskazaniach jest na rzeczy, chociaż nie wszystko i nie do końca.
      Nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie...
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    5. Muszę za każdym razem przypominać, wyjaśniać, że jeśli w etykietach jest napisane, że notka pretenduje do miana felietonu, to tak trzeba ją traktować. Cały cytowany przez Ciebie fragment, jest pewnego rodzaju formą ekspresyjnej (często prześmiewczej i wyolbrzymionej) wypowiedzi. Takie są prawa felietonu. Wiesz, ja nie tylko w czyściec nie wierzę, ale również niebo i piekło, ale skoro użyłem tego pierwszego i drugiego wyrażenia, tym bardziej potwierdza się forma felietonu.

      O jednym mogę Cię zapewnić, ani mi w głowie myśleć o rozwodzie, de facto do niczego mi nie jest potrzebny. Wystarczy mi wielkie oddalenie separacji, a te dwa, trzy tygodnie w roku, to tylko drobna cena za „święty” spokój :D

      Nie zauważyłem żadnego pytania w Twoim komentarzu. Co najwyżej zdania retoryczne, na które nie czuję się zobowiązany odpowiadać :)

      PS. Felieton: specyficzny rodzaj publicystyki, krótki utwór dziennikarski utrzymany w osobistym tonie, lekki w formie, wyrażający - często skrajnie złośliwie - osobisty punkt widzenia autora.

      Usuń
    6. Jasne... Najłatwiej jest się wykręcić...

      Usuń
    7. No właśnie. Nie na wszystkie osobiste pytania trzeba odpowiedzieć. Inaczej, takie pytania określa się mianem „niestosowne”, jeśli ktoś sam nie chce mówić o osobistych, intymnych sprawach, w dodatku publicznie.

      Usuń
    8. @A...
      oj tam, oj tam... "żony mieć nie będę" może oznaczać po prostu zdecydowane postanowienie nie okraszania związku takimi kwiatkami, jak rytuał przejścia lub umowa cywilnoprawna /bo małżeństwo można rozumieć na jeden z tych sposobów/ i tyle...
      oczywiście za tym zdaniem może stać jeszcze inne umocowanie w faktach, ale powyższe wyjaśnienie wydaje mi się najprostsze...

      Usuń
    9. */errata... ma być: "na jeden z tych sposobów lub na oba na raz"...

      Usuń
    10. Bez jasnej odpowiedzi Indywidualnego i tak jest to tylko przypuszczenia ;)

      Usuń
    11. @A...
      jasne... wybrałem tylko wariant, który mi przyszedł do głowy jako pierwszy na skutek projekcji... co zresztą nie jest takie oczywiste, gdyż nie jestem zbytnim purystą językowym i czasem używam słów "żona" lub "mąż" na określenie partnera/ki w wolnym związku wzbudzając czasem protesty ludzi, dla których instytucja jest najważniejsza...
      a co poeta /I.O./ miał na myśli, wie tylko poeta i brak tej informacji do płaczu nikogo nie powinien doprowadzić...

      Usuń
    12. Przy najbliżej okazji zapytam autora tych słów o ich znaczenie. Może odpowie? ;)

      Usuń
    13. Haha, żony mieć nie będę, bo nie jestem zainteresowany kobietami, ale nawet jakbym był, to sama instytucja małżeństwa źle mi się kojarzy, bo to w pewnym sensie bardzo duże ograniczenie wolności, czego ja nie lubię :P

      Usuń
    14. żeby nie było, to ja o nic nie pytałem, akurat zaszedł taki casus, że stan faktyczny mnie nie interesował, wystarczyła mi moja wizja :)...

      Usuń
    15. Piotrze, się nie tłumacz :D

      Usuń
    16. tłumaczyć to ja próbuję sobie, co to znaczy "rozgorzała dyskusja" :)...

      Usuń
    17. @Asmodeuszu, a od kiedy Ty tak bardzo przywiązujesz wagę do wszelkich niestosownosci??? Hłe...hłe...

      Usuń
    18. Olimpio:
      Zawsze przywiązywałem, nie wścibiam nos w niczyje osobiste sprawy, tym bardziej, jeśli ktoś tego nie chce. Jest coś, co się nazywam obszarem prywatności i według mnie jest to jedyne święte miejsce we wszechświecie. ;) Natomiast uważam, że hipokryzja, którą tak mocno wytykam nie podlega żadnemu tabu.

      Usuń
  8. To męski punkt widzenia!
    A jak by to wyglądało z pozycji kobiety?
    Wiem, wiem - to nie te czasy (hm...)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Męski, ale niekoniecznie współczesny, wszak opieram się na wskazówkach świętego z IV wieku. Ironicznie zresztą ;)

      Mnie trudno, ze zrozumiałych względów, powiedzieć jak to wygląda ze strony kobiet. Mogę jedynie zapewnić, że czuję wstręt do damskich bokserów i demonicznych tyranów w rodzinie.

      Usuń
    2. pytanie w takim razie, kto wymyślił powiedzonko: "niechby pił, niechby bił, byle tylko był"?... kobieta, czy mężczyzna?...
      ...
      kiedyś pół neta absorbowała historia plebana, który pouczał kobiety, że mają wybaczać mężom cudzołóstwo właśnie, a że mówił to na kazaniu, to chyba nie prywatnie radził, tylko służbowo udzielał dyrektyw, według linii partyjnej...

      Usuń
    3. Jestem przekonany, że to powiedzenie wymyślił facet, zaprzysięgły wróg feminizmu :D

      Usuń