Będzie notka dla osób 18+, więc młodszych
proszę o natychmiastowe zaprzestanie lektury tego tekstu. Muszę też dodać, że
nigdy nie zamierzałem poruszać aż tak drobiazgowo tego tematu, ale skłonił, by
nie napisać – zmusił – mnie do tego pewien wideoklip1, nomen omen,
na katolickim portalu, który skądinąd uważam za bardzo poważny (portal, nie wideoklip), i który często
polecam moim religijnym Czytelnikom, choć nie w tej tematyce.
Autorem wideoklipu jest kapucyn Tomasz
Mantyk, co mnie już osobiście przestaje dziwić, bo wiadomo wszem i wobec, że
najlepszymi specjalistami w dziedzinie seksuologii to właśnie księża i
zakonnicy klasztorni, zobowiązani do celibatu. Ale do rzeczy, przy czym jeszcze
jedna uwaga, trzeba znać podstawy matematyki na poziomi zwykłej tabliczki
mnożenia, bo to nią ów (bez obrazy, nie będę już pisał „kapucyn”) T. Mantyk,
udowadnia jak boski może być seks. Wszystko w kontekście szóstego przykazania,
czyli – nie cudzołóż. To przykazanie nie jest naprawdę jakimś zakazem, jest „receptą na naprawdę świetny, na prawdziwie boski seks”.
Z pewną tezą, wyłuszczoną na wstępie, w stu procentach się zgodzę. Rozkosz
seksualna nie wynika tyle z czynności, ile z mechanizmów zachodzących w naszym
mózgu. Czynności są niezbędne, ale rozkoszy doznajemy w mózgu. Tyle, że z tej tezy
mój bohater wyciąga dość dziwne konkluzje. Tu wkraczamy w meandry matematyki.
T. Mantyk proponuje, w mojej ocenie, dość ryzykowne, choć w pełni zasadne
równanie dla seksu: osoba x czyn = seks, czyli osoby uprawiające stosunek płciowy razy ilość czynów
seksualnych daje nam poczucie rozkoszy seksualnej na jakimś umownym poziomie. Prosty
wniosek, że im więcej czynów seksualnych tym lepiej. Załóżmy hipotetycznie: 2 x 3 = 6; para małżeńska
uprawia seks trzy razy w tygodniu (to optymistyczny wariant), daje nam poczucie
rozkoszy na poziomie sześciu. Lepiej byłoby pięć razy w tygodniu, bo wtedy
zbliżamy się do maksimum, ale to nie jest takie proste, jak się z pozoru
wydaje. Mój bohater ostrzega przed wyuzdaniem (zbyt częstym uprawianiem seksu). Może się bowiem okazać, że mąż
ma większe potrzeby niż żona, ale to prowadzi do pewnego paradoksu. Owa różnica
potrzeb powoduje, że maleje... pierwszy czynnik, czyli osoba, bo seks staje się dla niej egoistyczny. W tym przykładzie
nie będzie już dwa, a jeden i wtedy, z matematycznego (słusznego) punktu
widzenia otrzymamy następujący wariant: 1 x 5 = 5, czyli poziom rozkoszy staje się de
facto niższy niż w wariancie 2 x 3 = 6. Trudno się z tą logiką nie zgodzić, a jednak mój kudłaty i sprośny mózg
wpadł na genialny pomysł, aby tę ilość osób podnieść do poziomu... trójkącika. Wtedy
osiągamy (3 x 2 = 6) taki sam poziom zadowolenia jaki jest dostępny dla pary, i to przy mniejszej częstotliwości, czyli wyuzdaniu, przez co mamy więcej czasu na odpoczynek od seksu, bo przecież nie
samym seksem człowiek żyje. A gdyby tak seksparty z zaprzyjaźnioną parą? Osiągamy wręcz maksimum - ósmy poziom seksualnych doznań, nie zwiększając czynnika wyuzdania...
Ok, pofolgowałem sobie (odjechałem), gdyż T. Mantyk też
podnosi ilość osób, wychodząc z innego założenia. Ten osobowy czynnik można zwiększać
wtedy, gdy mąż bardziej kocha żonę. Wprawdzie o żonie nie wspomina, ale
załóżmy, że ma rację. Aby osiągnąć normę, wspomniane sześć, przy założeniu, że
on ją bardzo, ale to bardzo kocha, mamy trzy osoby i wystarczy się kochać dwa
razy w tygodniu. Wynika z tego, że do uzyskania efektu spełnienia zadowolenia
seksualnego trzeba większej miłości i... mniej seksu. Chyba, ze coś pomyliłem? Bo
jeśli czynnik osobowy zmieniać na coraz doskonalszy (np. do czterech, gdy żona równie mocno kocha męża), to aby
uzyskać poziom zadowolenia seksualnego na poziomie bliskim sześć, wystarczy uprawiać
seks tylko raz na półtora tygodnia. Jaki by trzeba uzyskać stopień zakochania, aby uprawiać
seks raz na miesiąc? Mniemam, że prawie już boski... Mój bohater słusznie
zauważa, że podnosząc czynnik czynów seksualnych (wyuzdania), można dojść do błędnego przekonania, że
tylko gwiazdy porno mogłyby być zadowolone z seksu (bardziej uważam, że
prostytutki, bo gwiazdy porno często seks udają). Ale idąc tym tokiem myślenia,
równie prawidłowym wnioskiem okaże się, że to tylko mnisi w celibacie mają prawo
osiągnąć poziom boskiej miłości (nie mylić z seksem, bo w grę wchodzą tylko nocne zmazy, co nie jest grzechem). Teraz już wiem, dlaczego
wciskają nam do łbów, że miłość do Boga jest najwspanialsza...
Na zakończenie anegdota z tego wideoklipu.
Siedemdziesięciolatek zwierza się kapucynowi:
- Popatrz na moją, równie sędziwą żonę. Ale laska!
- A w łóżku?
- Ogier! A jaka wygimnastykowana...
Dlaczego ogier a nie klacz, nie wnikam, może to inna orientacja seksualna, a może miało być „ogień”, a tylko ja źle dosłyszałem, bo już za kilka lat, wiekiem dorównam temu staruszkowi. Podobno żona tego staruszka, jest wyjątkowo wygimnastykowana (sic!). Podejrzewam, że to tylko choroba Parkinsona(?), ale tajemnice alkowy niech tajemnicami pozostaną.
- Popatrz na moją, równie sędziwą żonę. Ale laska!
- A w łóżku?
- Ogier! A jaka wygimnastykowana...
Dlaczego ogier a nie klacz, nie wnikam, może to inna orientacja seksualna, a może miało być „ogień”, a tylko ja źle dosłyszałem, bo już za kilka lat, wiekiem dorównam temu staruszkowi. Podobno żona tego staruszka, jest wyjątkowo wygimnastykowana (sic!). Podejrzewam, że to tylko choroba Parkinsona(?), ale tajemnice alkowy niech tajemnicami pozostaną.
Straszliwy teoretyk z tego obywatela Mantyka, bo zakładam, że nie grzeszy jak dość liczni faceci jego profesji.To wyliczanie ma przekonać owieczki, że największej rozkoszy doznają tylko w dni płodne pani małżonki, seks w inne dni jest po prostu wyuzdaniem.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Zgoda, ten mnich nie ma w sobie odrobiny liryzmu, ale właściwie skąd ma go mieć? Tak samo jak nie ma doświadczenia, więc musi być teoretykiem. ;) On tam wprawdzie nic nie mówi o dniach płodnych i niepłodnych, ale kto wie, może gdyby przyszło mu ułożyć jakieś równanie na poparcie tej tezy...
UsuńPozdrawiam ;)
tam słychać "ogień", ale to akurat jest najmniej istotne...
OdpowiedzUsuńczęściowo zgodzę się z panem Mantykiem, że im większy stopień sympatii żywionej do partnera/ki, tym intensywniejszy haj, nie jest to jednak ścisła zależność, ale natury statystycznej, pewna średnia... poza tym nie zawsze tak jest, bo sporo innych czynników ma na to wpływ... nie będę już wnikał, skąd on to wie, czy po prostu uwierzył tylko komuś, kto mu to powiedział, czy sam sprawdzał... bardzo możliwe, że to pierwsze, bo ideologia katolicka postuluje wierzenie i krzywym okiem patrzy na wątpienie i doświadczanie...
natomiast reszty wykładu za bardzo nie zrozumiałem z takiej przyczyny, że słowo "wyuzdanie" nie funkcjonuje w moim słowniku, nie używam go, choć rzecz jasna różne definicje znam, słyszałem... pan Mantyk tego nie definiuje, co czyni jego wywód mocno niejasnym... nie bardzo wiadomo, o co tu chodzi?... czy o ilość, częstotliwość tego seksu, który faktycznie może się chwilowo znudzić, gdy przekroczy jakąś granicę gęstości w czasie... a może chodzi o ilość osób?... tak można by przypuszczać, gdyż mowa jest o "nie cudzołóż", taki jest tytuł... tylko znowu nie wiadomo, czy ilość osób na raz w jednej sesji, czy różne sesje z innymi osobami?...
ja rzecz jasna wiem, że doktryna katolicka akceptuje jedynie seks z jedną osobą płci przeciwnej, z którą się jest po ślubie kościelnym, tylko coitus vaginalis w dni płodne i z "finałem do środeczka", każde inne zachowanie związane z seksem jest "cudzołożeniem", więc jest be... ale ja to wiem skądinąd, pan Mantyk kompletnie tego nie wyjaśnił, można by rzec, że nic nie wyjaśnił...
p.jzns :)...
O ogień nie będę się spierał, w moim wieku ze słuchem już różnie bywa ;)
UsuńJa się z tym hajem to tak nie bardzo zgodzę. Tu nie ma żadnej reguły, co poświadcza instytucja prostytucji i skądinąd znane przysłowie „Nie da ci żona, nie da też swatka, tego co może dać ci sąsiadka” (moja parafraza) ;)))
Dla owego mnicha, przez sam fakt niedopuszczania myśli o cudzołóstwie, słowo „wyuzdanie” oznacza częstotliwość, co i tak nie jest adekwatne do znaczenia tego słowa. Mnie to nie dziwi, bo on pewnie nie dopuszcza też myśli, że można nie po misjonarsku. Niby skąd mógłby to wiedzieć, zakładając, że dla niego celibat to rzecz święta?
Sprostuję, „doktryna katolicka” nie potępia seksu w dni niepłodne. Aż tak nie oczerniajmy tej doktryny.
teza z hajem ma pewne racjonalne wytłumaczenie, gdyż im silniejsze są pozytywne emocje do drugiej osoby, tym więcej się wydziela endorfin /statystycznie, więc nie zawsze/... ale faktycznie, nie tłumaczy to wszystkich przypadków, gdy ten haj jest ponadprzeciętny... bywa np. przecież tak, że poziom endorfin może podbić złość i nienawiść...
Usuń...
eh, ta doktryna jest tak porąbana, że czasem nie wiadomo, o co tu chodzi... spotkałem się np. z wykładnią, że unikanie seksu w dni płodne jest be... tak w ogóle to religie abrahamiczne robią z seksu większy problem, niż może być, a niejaki Saul z Tarsu dowalił jeszcze swoje... buddyści mają lepiej: tam się zaleca /zaleca, nie nakazuje/ jedynie unikanie niewłaściwego seksu, a co to znaczy "niewłaściwy" to trzeba sobie samemu wykoncypować, jedyna wskazówka jest taka by nikogo nie krzywdzić tym seksem...
Św. Paweł jest w porządeczku. Niesłusznie przypisuje mu się potępienie seksu jako takiego. On tylko mówi, że ważniejszy od seksu jest Bóg, co nie znaczy, że z seksu należy zrezygnować. Dopiero późniejsi święci teologowie namieszali uznając, że seks ma służyć tylko prokreacji (św. Grzegorz z Nyssy). Św. Augustyn twierdził, że Adam miał poruszać członkiem tak jak porusza się ręką czy nogą, czyli automatycznie bez żadnej namiętności i fascynacji (sic!)
Usuńhehehe, tak opanowaną sztukę poruszania członkiem mają delfiny /samce/, ale te członki służą im też do innych celów, jako rodzaj macki badającej różne obiekty i seksem nie ma to nic wspólnego...
Usuńale ów Św. Augustyn chyba coś pokręcił, bo niby dlaczego zrobienie kobiecie frajdy ręką, a nawet nogą ma być pozbawione namiętności i fascynacji?... bo z tą automatycznością od biedy można się częściowo zgodzić, istnieją kobiety, które zasługują na taką automatyczną akcję, by je chwycić tu lub tam, albo obdarzyć klapsem... ale to chyba jednak jest objaw namiętnej fascynacji? :)...
...
no tak, podobno tak było, że Mahomet czy Lenin chcieli dobrze, tylko następcy to potem wypaczyli... to samo mogło być ze Św.Pawłem... w sumie to nie ma znaczenia, kto postawił klocka nielegalnie, priorytetową sprawą jest jego uprzątnięcie...
Jesteś totalnie zboczony :D Nie chodziło o robienie dobrze kobiecie ale o automatyzm chodzenia i machania ręką, np. małżonce na pożegnanie. Jeśli Cię ręka czy noga nie bolą przy wykonywaniu ruchów, nawet nad tymi ruchami się nie zastanawiasz, stąd mowa o beznamiętności...
Usuńoj, bo to się można pogubić w tym wszystkim... faktycznie, zapomniałem, że w katolicyzmie wcale nie chodzi o robienie komuś dobrze, a z pewnością nie kobiecie...
UsuńSpokojnie, nie będę z tego robił afery ;) bo faktycznie, ktoś, kto nie siedzi w temacie, może się pogubić.
UsuńPanie Asmodeuszu,kasuje Pan komentarze rzekomego trolla, który notabene pisze na temat ale niezgodnie z Pana tokiem myślenia, a pozwala Pan na takie niesmaczne teksty jak powyżej? Trzeba mieć jakieś specjalne przywileje?
Usuńxyz
xyz:
UsuńTrolla kasowałem za wulgarne teksty ad personam i nieuprawnione wtykanie swojego nosa w wątki moich gości. Zawsze był lojalnie uprzedzany o konsekwencjach. Polecam regulamin tego bloga pod licznikiem wejść.
Coś tam ostatnio w komentarzach było o interpretacji - Pana i czytelników. Jestem na bieżąco.
UsuńA jeśli chodzi o regulamin to ma Pan tam błąd. Ad personam powinno być.
A żeby dołączyć się do dyskusji innych to co trzeba zrobić, bo nie zauważyłam żeby ktoś kogoś pytał o pozwolenie.
xyz
Jeśli już coś tam było to w nieco gorszym stylu jak komentarz poniżej „racuch”. Ja mam sporo przeciwników w dyskusji, wszyscy zachowują jakiś poziom, mój troll posługuje się niewybrednymi obelgami – koniec dyskusji na jego temat.
UsuńAby dołączyć do dyskusji, wystarczy zachować odpowiedni poziom wypowiedzi – nie ma obowiązku zaproszeń.
Co dwie mantyki (eksperci), to nie jeden Mantyka ( amator). I tak Onan i tak.
OdpowiedzUsuńracuch
....."niewybredne obelgi" to tylko takie bajanie sz. p. Autora i zachowanie "twarzy" wśród swoich czytelników i wyznawców (chwała im i Tobie Autorze). Swoją drogą "ŚWIŃTUSZEK" , to bardzo ciekawa ilustracja pewnej grupki działającej w sieci wg. Castellsa . Zabawne jest przeświadczenie odnośnie patentu na mądrość i inteligencje. mowa -trawa ma zdyskredytować interlokutora i określić go jako trolla ,chama i ćwierć inteligenta. Bo każdy troll to gupek jest i vulgaris naturalis itd. Zabawni ludzie ......- dziękuję za to. Poza tym na dobrego trolla to trzeba się napracować intelektualnie , a nie produkować prawdy postmodernistyczne -jak tu ktoś (pewnie też troll ) zauważył.Wesołej i tfurczej zabawy życzę wszak na ta cała rzeczywistość wirtualna na tym polega .Trochę realizmu i poczucia świadomej wolności internetowej.Chyba ,że Autor wspomnianego już Świntuszka ma ciągoty cenzorskie i z parodii pseudonaukowych wynurzeń chce stforzyć dzieło swojego życia -wzorem niedoścignionego mistrza kochanego(przez francuskie many i bez kiciora ) libertyna markiza Alfonsa de SADE.Serdelecznie pozdrawiam i życzę dużego poczucia humoru .zmęczyłem sobie palec u nogi stukając na klawiaturze. Autorze pozdrawiam i nie stawiaj się w pozycji człowieka specjalnej troski ,czy potrzebowskiego ochronki od przyjaciół -dasz radę podołać intelektualnie przeciętnemu trollowi?postaraj się , miszczu.
OdpowiedzUsuńdrążel
p.s. panie autorze pan wtyka nos -i nie tylko- w prace różnych autorów katolickich i manipuluje w dość niewybredny sposób ich poglądami- przy pomocy większości pana zwolenników.Prawdą zapewne jest fakt ,że nawet jakby mieli owi autorzy możliwość polemiki z panem-to by to oleli.mnie to po prostu bawi .proponuję panu podobne odczucia - to szybciej zleci zasłużona emerytura.