Sławomir Zatwardnicki to stosunkowo młody teolog (ur.
1975), absolwent wydziału teologii na Papieskim Wydziale Teologicznym we
Wrocławiu, członek Towarzystwa Teologów Dogmatyków, Stowarzyszenia Dogmatyków
Fundamentalnych w Polsce, członek zarządu Fundacji „Opoka”, przede wszystkim
zaś publicysta i autor kilkunastu książek wydanych przez Wydawnictwo Fronda i „M”.
Chciałem sobie przybliżyć jego życiorys, niestety, moja ulubiona Wikipedia zupełnie
go ignoruje, co mógłbym uważać za zaniedbanie.
Mam za sobą lekturę dwóch jego książek, „Katolicki pomocnik towarzyski – czyli jak pojedynkować się z ateistą” i „Ateizm urojony” oraz kilkanaście artykułów, opublikowanych na portalu Fronda.pl. Jak wynika z przedstawionych tytułów, jest zagorzałym przeciwnikiem ateizmu. Niemal podobnie, tak jak ja jestem w opozycji do wiary, z tą małą różnicą, że mnie sama wiara, o ile nie kryje się pod fasadą hipokryzji, nie przeszkadza. Zatwardnicki dostaje białej gorączki na samo słowo ateizm. W drugiej z wymienionych przeze mnie książek próbuje polemizować z książka Dawkinsa „Bóg urojony”. Utkwił mi w pamięci dość znamienny fragment, który charakteryzuje jego postawę: „(...) chrześcijanie zawsze będą się narzucać innym, problem pojawia się, gdy to ateiści zaczynają się narzucać wierzącym i wśród nich prowadzić swoje bezbożne krucjaty. To co proponuje „nowy ateizm” jest barbarzyństwem, przed którym nie tylko wolno, ale nawet trzeba stosować obronę konieczną”1. Tu przypomnę znaczenie zwrotu „obrona konieczna” – okoliczność wyłączająca bezprawność czynu zabronionego. Na wszelki wypadek, aby nie być posądzonym o nadinterpretację, nie będę zgadywał, co Zatwardnicki miał na myśli używając tego zwrotu.
Mam za sobą lekturę dwóch jego książek, „Katolicki pomocnik towarzyski – czyli jak pojedynkować się z ateistą” i „Ateizm urojony” oraz kilkanaście artykułów, opublikowanych na portalu Fronda.pl. Jak wynika z przedstawionych tytułów, jest zagorzałym przeciwnikiem ateizmu. Niemal podobnie, tak jak ja jestem w opozycji do wiary, z tą małą różnicą, że mnie sama wiara, o ile nie kryje się pod fasadą hipokryzji, nie przeszkadza. Zatwardnicki dostaje białej gorączki na samo słowo ateizm. W drugiej z wymienionych przeze mnie książek próbuje polemizować z książka Dawkinsa „Bóg urojony”. Utkwił mi w pamięci dość znamienny fragment, który charakteryzuje jego postawę: „(...) chrześcijanie zawsze będą się narzucać innym, problem pojawia się, gdy to ateiści zaczynają się narzucać wierzącym i wśród nich prowadzić swoje bezbożne krucjaty. To co proponuje „nowy ateizm” jest barbarzyństwem, przed którym nie tylko wolno, ale nawet trzeba stosować obronę konieczną”1. Tu przypomnę znaczenie zwrotu „obrona konieczna” – okoliczność wyłączająca bezprawność czynu zabronionego. Na wszelki wypadek, aby nie być posądzonym o nadinterpretację, nie będę zgadywał, co Zatwardnicki miał na myśli używając tego zwrotu.
Wspominam o tym w kontekście świeżego artykułu
tego autora „Od Boga Stwórcy do bożka ewolucji”2. Tych, którzy boją
się moich prób udowodnienia wyższości ateizmu nad kreacjonizmem, uspokoję. Nie
będę tym razem wyłuszczał w czym Zatwardnicki jest śmieszny. On ośmiesza się
sam. Kilka próbek:
- „Bóg jeden wie, może teorie naukowe spełniające rolę światopoglądów wyzioną kiedyś swojego antychrześcijańskiego ducha? Wielkołapie dinozaury pozdychały, a proste pantofelki wciąż poruszają się mrugając znacząco swoimi rzęskami”;
- „ (...) baśń zamienia się w dramat, kiedy chrześcijańskie rozróżnienie między Stwórcą a stworzeniem zostaje zrozumiane „antychrześcijańsko”, jako rozdzielenie. Bóg wydaje się być dobrze chroniony przed „zeświecczeniem”, ale jest to już tylko deistyczny bożek, który nie stwarza, lecz świat raz puszczony przez siebie w ruch pozostawia”;
- „(...) tak zwani „nowi ateiści”, dla których ewolucja stała się z teorii naukowej niekwestionowanym dogmatem, za pomocą którego „rozprawiają” się nawet z pytaniem o istnienie Boga”;
- „(...) wielu zwolenników ewolucji chwyta się jej, byle nie poddać się słodkiemu brzemieniu prawdy o stworzeniu. Jednak odpowiedź na pytanie, czy nauka w ogóle może rościć sobie prawo do udzielania odpowiedzi w kwestii początków świata czy pochodzenia człowieka, nie zależy od badań naukowych, tylko od przyjętych uprzednio założeń religijnych bądź filozoficznych”;
- „Wiara w Boga nie pozwala na dokonanie takiej „inwolucji rozumu”, na jaką godzą się nowi ateiści”.
- „Bóg jeden wie, może teorie naukowe spełniające rolę światopoglądów wyzioną kiedyś swojego antychrześcijańskiego ducha? Wielkołapie dinozaury pozdychały, a proste pantofelki wciąż poruszają się mrugając znacząco swoimi rzęskami”;
- „ (...) baśń zamienia się w dramat, kiedy chrześcijańskie rozróżnienie między Stwórcą a stworzeniem zostaje zrozumiane „antychrześcijańsko”, jako rozdzielenie. Bóg wydaje się być dobrze chroniony przed „zeświecczeniem”, ale jest to już tylko deistyczny bożek, który nie stwarza, lecz świat raz puszczony przez siebie w ruch pozostawia”;
- „(...) tak zwani „nowi ateiści”, dla których ewolucja stała się z teorii naukowej niekwestionowanym dogmatem, za pomocą którego „rozprawiają” się nawet z pytaniem o istnienie Boga”;
- „(...) wielu zwolenników ewolucji chwyta się jej, byle nie poddać się słodkiemu brzemieniu prawdy o stworzeniu. Jednak odpowiedź na pytanie, czy nauka w ogóle może rościć sobie prawo do udzielania odpowiedzi w kwestii początków świata czy pochodzenia człowieka, nie zależy od badań naukowych, tylko od przyjętych uprzednio założeń religijnych bądź filozoficznych”;
- „Wiara w Boga nie pozwala na dokonanie takiej „inwolucji rozumu”, na jaką godzą się nowi ateiści”.
Z trudem powstrzymuję się od odniesienia do
poszczególnych „światłych” myśli Zatwardnickiego, a zapewniam, że jest ich
więcej, wcale niemniejszego kalibru. Pozwolę sobie na bardzo ogólną dygresję.
Bywają ludzie, do których pewne argumenty nie przemawiają i nie ma się czemu
dziwić. Gorzej, gdy nie trafia do nich nic, nawet sprawdzone dowody, za to
oddani są bez reszty hipotezom ludzi pierwotnych, dla których nawet piorun był
przejawem gniewu bogów. Wyjaśnię po raz wtóry, nie mam nic przeciwko temu, że
ktoś w Boga wierzy, ma do tego pełne prawo. Problem zaczyna się wtedy, gdy ten
wierzący odbiera innym prawo do niewiary, gdy z tej niewiary już nie tylko szydzi,
ale jest gotów na działania w rodzaju „obrony koniecznej”.
Przypisy:
1 -„Ateizm urojony”, Sławomir Zatwardnicki, Wydawnictwo M. Kraków 2013 rok, str. 124;
2 - http://www.fronda.pl/a/slawomir-zatwardnicki-od-boga-stworcy-do-bozka-ewolucji,108929.html
1 -„Ateizm urojony”, Sławomir Zatwardnicki, Wydawnictwo M. Kraków 2013 rok, str. 124;
2 - http://www.fronda.pl/a/slawomir-zatwardnicki-od-boga-stworcy-do-bozka-ewolucji,108929.html
DZIŚ NARODOWY DZIEŃ CZYTANIA PISMA ŚWIĘTEGO.
OdpowiedzUsuńPismo Święte czytam prywatnie, można by rzec, że wyrywkowo to wręcz codziennie. Nie potrzebny mi do tego żaden szczególny dzień, tym bardziej narodowy, bo dziwnie mi się kojarzy z narodowcami, za którymi wybitnie nie przepadam. Ale nikomu nie bronię, czytanie to pożyteczne spędzanie czasu. Nawet czytanie Biblii…
Usuń"Pismo Święte czytam prywatnie, można by rzec, że wyrywkowo to wręcz codziennie"...
OdpowiedzUsuńprzypomina mi się taki mocno alkoholiczny dziadek z pod sklepu, z którym to /z dziadkiem, nie sklepem/ kiedyś przeprowadził wywiad pewien radiowy reporter i szło to dokładnie tak:
- Pan dużo pije?
- Ja??? Nieee! Ja tylko jeden dzień piję, potem drugi, a trzeci to tylko taaak...
...
to było tak tylko a propos Twojej riposty do trolla... co do samego posta, to ujmijmy to tak: generalnie nie piję, czasem tylko mocno sporadycznie, ale dziś akurat nie...
co do "Pisma Świętego", to kiedyś już wyczytałem, co było do wyczytania, obecnie jakiś egzemplarz służy mi jako podkładka pod kubek z herbatą, czasem jako rezerwuar bibułek do skrętów, zaś z uświęcania nim zadka po sesji na dzbanie (powiedzmy) wyrosłem...
p.jzns...
tak swoją drogą, to ten Twój dyżurny troll czasem ma niegłupie wejścia, ale tak generalnie, to sformatowany jest mentalnie do białej kości, do krwi z dupy wręcz...
Usuńjakby nie było, mamy polewkę, innymi słowy ubaw...
O „dyżurnym trollu sza :) Nie wolno budzić demonów.
UsuńNo cóż, nie pochwalam takiego traktowania książek, nawet jeśli to Biblia, ale to Twoja sprawa. Przypomniała mi się anegdota (autentyczna) z czasów, gdy pracowałem na kopalni, a PZPR chylił się ku upadkowi. Mój kolega, partyjny, przyszedł do dyspozytorni zakomunikować nam, że właśnie się z partii wypisał. Wyjął tę legitymację partyjną, napluł na nią, rzucił na podłogę i zaczął ją deptać. Nie wytrzymałem i zapytałem, czy jest świadom, że opluł i depta swoją fotografię? Jego mina była bezcenna ;)
obrona konieczna : "nie narzucaj światu ,swojego formatu".A.Sz.
OdpowiedzUsuńZatwardnicki ma chyba na myśli mniej więcej to samo co Ty. Wydaje mu się, że ateizm atakuje jego religię krytyką i uważa że powinno się jej bronić.
OdpowiedzUsuńCo do tych fragmentów, to tak średnio mnie śmieszą. Nie do końca je wszystkie tylko rozumiem. Np. tego dlaczego to religia a nie nauka ma dać odpowiedzi. Jedno drugiemu niekoniecznie musi przeczyć.
Jesteś w błędzie. Zatwardnicki atakuje ateizm (agnostycyzm też) za samo jego istnienie. Znamiennym tego przykładem jest właśnie „Ateizm urojony”. Nie może wybaczyć Dawkinsowi obrony ewolucji rozumianej naukowo. Akurat mam też „Boga urojonego” Dawkinsa i wiem, o czym piszę.
UsuńTe cytaty nie mają śmieszyć. Akurat ta notka nie jest felietonem. Mają pokazać jaki jest tok myślenia Zatwardnickiego, a że nie rozumiesz – przecież nie musisz. Ja też nie wiem, co mają osiągnąć na czytelniku.
Asmo, lubię Cię i nie chcę Cię urazić, ale jakoś nie mogę pojąć u Ciebie jednej rzeczy- po jakie licho wciąż wciskasz nos w to co piszą i mówią katolicy do których wszak nie należysz, boś podobno niewierzący. Masz pretensję do nich, że oni zle mówią o ateistach, a te Twoje wypowiedzi na ich temat też fajne nie są.
OdpowiedzUsuńPrzestań zaglądać na ich strony to z miejsca poprawi Ci się nastrój.W końcu tyle ciekawych spraw się dzieje dookoła o których można pisać nie wywołując w ludziach ulewania się żółci, że może jednak odpuść sobie - nie rób tego samego co oni.
Gdy byłam dzieckiem na lekcjach religii nigdy nie słyszałam zdania, że każdy wierzący musi kogoś nawrócić. Gdy moje dziecko posłałam na religię, to po pierwszej lekcji zaraz mi powiedziała, że ksiądz powiedział, że obowiązkiem każdego wierzącego jest kogoś nawrócić na wiarę. I była to jej pierwsza i ostatnia lekcja religii, więcej tam nie chodziła.I w tym czasie ganiał po osiedlu ksiądz, pytając każde napotkane dziecko czy ma przy sobie różaniec by się bronić przed złem.Na szczęście na osiedlu mieszkało więcej takich "bezbożników" jak ja i po miesiącu już był spokój. Nie po drodze mi z tym wszystkim co kościół mówi, pisze, robi i po prostu wyrzuciłam to całe towarzystwo poza nawias mego zainteresowania. Niech robią co chcą, z kim chcą, to nie moja bajka.A jeśli są tacy, którym to wszystko odpowiada to to też nie moja bajka- w końcu istnieje wolność słowa , myśli i wyznania. Naprawdę jest wiele ciekawszych spraw na tej Ziemi, niż monotematyczność związana akurat z kościołem.
Miłego;)
Mnie się w ten sposób urazić nie da. Nie boję się rzeczowej krytyki. Po jakie licho? Raczej nie licho, to wynika z moich zainteresowań. Ten blog pierwotnie miał mieć nazwę „Antyfronda” – taki jest jego netowy adres i był wzorowany na blogu „Radio Maryja”, gdzie autor pilnie śledził audycje rydzykowego radia i wytykał wszystkie niedorzeczności, jakie się tam pojawiały. Jedno jest pewne, jak mi te zainteresowania przeminą, bo wszystko w życiu przemija, pewnie i ten mój blog zniknie. Aha, zapewniam Cię, że ja praktycznie zawsze mam dobry nastrój, a na pewno nie psują go śledzone przeze mnie kontrowersyjne artykuły na portalach religijnych. To tak jak inni lubią oglądać horrory, choć straszne opowieści pobudzają u nich niezdrowy wzrost adrenaliny, przy czym ja dla odmiany, odczuwam tylko rozbawienie.
UsuńNie do końca się zgodzę z puentą tych przykładów, skądinąd ciekawych. Ta nie nasza „bajka”, przynajmniej w tym kraju, staje się powoli rzeczywistością, a jej animatorzy mają dość specyficzne podejście do wolności człowieka. Zgoda, jest wiele innych ciekawych tematów, ale czy ciekawszych? Przecież to zleży od osobowego usposobienia. Na przykład, uwielbiam gotować, ale jakoś tak nie bardzo widzę sens w przepisywaniu przepisów kulinarnych i rozpisywaniu się o najróżniejszych smakach, czego innym nie zabraniam, ani u nich nie piętnuję. Inny: uwielbiam kolarstwo szosowe. Problem w tym, że tylko je oglądać, natomiast kompletnie nie mam pomysłu jak je opisywać?
Pozdrawiam :)
Oooo, ja też lubię kolarstwo szosowe.Żeby było zabawniej sama nie jeżdżę na rowerze, nie ten wiek, nie to zdrowie. Ale oglądam niemal wszystkie transmisje.I ogromnie przeżywam wszystkie kraksy. Z przykrością zauważyłam, że z roku na rok coraz marniej są realizowane te transmisje, ale i tak oglądam.Jak na kobietę to sporo sportu oglądam- niemal wszystkie konkurencje narciarskie, lekkoatletykę,wybrane mecze tenisowe, czasem siatkówkę i...podnoszenie ciężarów.Uwielbiałam gdy komentował p.Smalcerz,bo tłumaczył co zawodnik zle wykonał, że nie dał rady podnieść ciężaru.
UsuńMiłego;)
Z kolei ja uważam, że od strony technicznej realizacja relacji z wyścigów kolarskich się zdecydowanie poprawiła pod względem technicznym, gorzej ze spikerką. Jeszcze kilka lat temu dominował na Eurosporcie duet Wyrzykowski – Jaroński (relacjonowali również biathlon) i to była prawdziwa rewelacja. Gdy etap był nudny, bo i takie się zdarzają, można było się skupić tylko na ich dyskusji, a ta była rewelacyjna, nie pozbawiona ironicznego żartu, różnych anegdot i opisów historii pałacyków, zameczków, które kolarze mijali po drodze. Niestety, nic co piękne nie trwa wiecznie, pomieszano ich z innymi redaktorami, nawet z byłym kolarzem Baranowskim, ale to już nie to samo.
UsuńZaś co do dziedzin sportowych, jestem zdecydowanie bardziej ograniczony od Ciebie. W zimie skoki i biathlon, a tak tylko kolarstwo, rzadziej Formuła 1.
Pozdrawiam ;)
a kto z was pamięta: "halo, tu heliHopfer?"... nie wspomnę już o niezrównanym Jasiu Ciszewskim...
UsuńSmalcerz po prostu się na tym zna, w końcu mistrz olimpijski i długoletni trener, więc umie wyjaśnić, co i jak... ale faktycznie, to jest ważne, by dobrze zreferować publice niuanse jakiejś mniej medialnej dyscypliny, bo większość z nich to ignoranci...
za to na piłce nożnej i na boksie "znają" się wszyscy, aż puby trzeszczą od tłumu "znawców" i ich opinii :)...
p.jzns :)...