piątek, 6 kwietnia 2018

Pokora


  Chyba od zawsze byłem buntownikiem i przyznam szczerze, postawa pokory jest mi obca, czasami, gdy wymuszona, sprawiała mi wręcz fizyczny ból. O ile rozumiem pokorę jako szacunek wobec sił natury, o tyle każdy inny jej przejaw wydaje mi się objawem słabości i nieuzasadnionego upokorzenia. Okazuje się jednak, że jestem w błędzie. Wprawdzie mój stosunek do pokory i tak się nie zmienił, ale nie dalej jak wczoraj próbowano mnie przekonać, że prawdziwa pokora jest cnotą nad cnotami. Czytam: „Pokora jest fundamentem wszystkich innych cnót, stąd w duszy, w której ta cnota nie istnieje, nie może się rozwinąć żadna inna cnota” – to św. Augustyn. Jak zwykle mam wątpliwości, szczególnie do prawd świętych teologów, bo znam wielu ludzi, nie tylko wierzących, którzy uważają się za pokornych, choć ewidentnie nie rozumieją znaczenia tego słowa i często mylą go z pychą. Ale spokojnie, nikogo nie oceniam, czasami też tak mam. Jest jednak szansa na właściwe zrozumienie i przyjęcie tej postawy raz na zawsze. Wystarczy zastosować się do kilku wskazówek, o czym poniżej.

  Po pierwsze, należy bezwzględnie zaakceptować wszystkie upokorzenia jakie nas spotykają. Jak twierdzi niejaki św. Gabriel od Marii Magdaleny „Nie da się uzyskać pokory bez upokorzeń”. Mam nadzieję, drogi Czytelniku, że się nie obrazisz, jeśli Ci powiem, że nie powinieneś się obrażać na obelgi, powinieneś je przyjąć z pełną pokorą, a wręcz z podziękowaniem. Dzięki temu masz szansę na zdobycie wiele innych cnót chrześcijańskich.

  Po drugie, należy być bezwzględnie posłusznym już nie tylko wobec rodziców, ale i przełożonych w szkole i pracy, wobec autorytetów i sług kościelnych, a nawet wobec rządzących, bez względu na to, co o nich naprawdę myślisz. Znów powołam się na słowa świętego, tym razem Benedykta: „Pierwszym stopniem pokory jest bezzwłoczne posłuszeństwo”. To ma swoje uzasadnienie w strukturze hierarchicznej – szef zawsze ma rację.

  Po trzecie, należy unikać wszystkich oznak pychy. Przede wszystkim nie wolno pod żadnym pozorem ufać sobie. Nie zaufanie do siebie, a bezgraniczna ufność w Boga ma nam zapewnić bezgrzeszność. Lorenzo Scpuoll twierdził, że: „Nieufność wobec siebie jest absolutnie niezbędna w walce duchowej”. Sparafrazuję ks. Natanka: jeśli myślisz, że jesteś dobrym katolikiem, wiedz, że coś [niedobrego] się dzieje...

  Po czwarte, należy medytować o wielkości Boga, aby uzmysłowić sobie, że jesteś nikim. Nic nie znaczysz wobec wielkości tego świata. Niejaki Jan Vianney dochodzi do słusznego wniosku, że „My – to tyle co nic”. Nie mogę się uciec do pokornej, choć ironicznej dygresji: jeśli Kościół to ogół wiernych, a każdy wierny to tyle, co nic..., czymże jest ten Kościół, jeśli nie zgromadzeniem niczego? Ale ja nie muszę rozumieć wszystkiego.

  Po piąte, należy zapomnieć natychmiast i od razu o faryzeuszowskiej postawie: „Panie, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie (tym bardziej jak niewierzący – dopisek mój)”. Taka myśl jest wyjątkowo szkodliwa dla duszy wiernych. Ba!, jest znienawidzona przez Boga. Podobno Pismo Święte mówi, że jedyną bezpieczną drogą do zbawienia jest uznanie innych ludzi za lepszych od nas samych. Tomasz Kempis pisał: „Nie czyń niczego z egoizmu i zarozumiałości, ale w głębokiej pokorze uważaj każdego za lepszego od Ciebie”.

  Pokora, pokora i jeszcze raz pokora.  Bez tej cnoty nigdy nie będziemy kroczyć ku świętości. Pozwolę sobie w tym miejscu na obszerne fragmenty pewnej modlitwy Tomasz Kempisa, która może wiernych w tej pokorze umocnić:
 

Wyzwól mnie z pragnienia bycia lubianym,
z pragnienia bycia wysławianym,
z pragnienia bycia chwalonym,
z pragnienia, aby zaciągano u mnie rady.
Uwolnij mnie ze strachu przed poniżeniem,
ze strachu przed wzgardą,
ze strachu przed zapomnieniem,
ze strachu przed wyśmianiem.
Daruj mi łaskę abym pragnął,
aby inni byli bardziej kochani niż ja,
abym w oczach świata był przegranym,
abym był niezauważony,
aby inni byli bardziej święci ode mnie.
Amen
”.

  I czegoś tu kompletnie nie rozumiem. Pragnienie doskonałości jest a priori pychą, a pokora ma nas uczynić właśnie doskonałymi. Choć z drugiej strony teraz rozumiem hierarchów i naszego premiera, którzy chcą chrystianizować Europę. Ewidentnie trzeba im ludzi bezgranicznej pokory.
No cóż, bez względu na konsekwencje, ja jednak pozwolę sobie zostać buntownikiem. Jeśli natura obdarzyła mnie rozumem, nawet jeśli tylko szczątkowym, nie chcę być tym przysłowiowym pokornym pastuszkiem, który kłania się wszystkim wokoło w geście uniżoności.


PS. Jeśli ktoś się poczuł urażony – odsyłam do artykułu: http://www.pch24.pl/jak-pielegnowac-cnote-pokory--szesc-praktycznych-podpowiedzi,59325,i.html, ja tam przepraszać za autora tekstu, na podstawie którego powstała ta notka, nie będę.



61 komentarzy:

  1. Całkiem rozsądna ta modlitwa. Mógłbym się pod nią podpisać, zwłaszcza ostatni wers mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc ja też mam wątpliwości do tego wersu. Nie wiem czy to prośba, czy może raczej klątwa...?

      Usuń
    2. Taka myśl mi przyszła do głowy, Asmodeuszu. Gdyby identyczny tekst popełnił jakiś świecki intelektualista (bez nadawania mu formy modlitwy) i gdyby jeszcze opublikował go na łamach np. Gazety Wyborczej, to założę się, że niejeden ateista zachwyciłby się tym tekstem!

      Usuń
    3. Bingo boja! To jest właśnie "problem" Asmodeusza - każde zdanie, nawet słowo wypowiedziane przez katolika należy wyśmiać, opluć, próbować udowodnić że to kompletna bzdura i góra hipokryzji.
      Anastazja

      PS. Asmodeuszu niby jesteś mądry, niby inteligentny a nie widzisz podstaw. A podstawą jest czas... Mało tego - Twoje eseje i felietony brzmią mniej więcej tak jak te teksty z których masz niezłą polewę...

      Usuń
    4. Boja:
      Chyba jesteś w błędzie. Ostatnio w „Wyborczej” przeczytałem pewien świecki tekst, pewnego świeckiego intelektualisty i... boki zrywałem ze śmiechu. Piszę o tym na drugim blogu w ostatniej notce. Wyjaśniam, ów intelektualista to Andrzej Duda, a tekst popełnił w listopadzie ub. roku na jakimś uniwersytecie.

      Tak nie do końca Cię rozumiem, bo de facto, treść tej notki, tej modlitwy ukazała się na katolickim portalu. Akurat w modlitwie nic nie zmieniłem, li tylko ją skróciłem. Czy to, że umieściłem ją na swoim blogu jest karygodnym postępkiem, tym bardziej, że w żaden sposób nie odnoszę się do treści tej modlitwy.

      Usuń
    5. Nasti:

      Jaki czas? Tekst, do którego się odnoszę pojawił się ledwie kilka dni temu. Skoro autor tego artykułu przenosi pewne tezy na czas współczesny, dlaczego mnie nie wolno ich krytykować? A to, jak Ty odbierasz te moje teksty, tu posłużę się sloganem, to już Twój problem. Nieśmiało nadmienię, nie piszę tylko dla Ciebie, jest gorzej, piszę przede wszystkim dla siebie, ale to, że jestem szpetnym egoistą, już Ci kiedyś pisałem, nigdy nie ukrywam.
      Miłego dna i pięknie pozdrawiam :)

      Usuń
    6. Chyba rzeczywiście popełniłem błąd. Powinienem napisać świecko - liberalny intelektualista...

      Nie ma nic karygodnego w zamieszczaniu modlitw. Nie mam zamiaru potępiać Cię za to. Ot, podzieliłem się myślą, która przyszła mi do głowy... To chyba też nie jest karygodny postępek?

      Usuń
    7. Przez to Twoje niedopatrzenie ;) popełniłem już notkę, ale o świeckim intelektualiście konserwatywnym. Świecki tekst na portalu „Wyborczej”. Opublikuję jutro na blogu Zrzędy. Jak tylko znajdę intelektualistę liberalnego, nie omieszkam spełnić Twojego życzenia.

      Wiesz, ja nigdy nie mam pretensji o żadne karygodne postępki, nawet krytyczne.

      Usuń
    8. No właśnie może trudno jest znaleźć prawdziwego liberalnego intelektualistę...

      Usuń
    9. Problem? Niewielki. Jeśli już, to trudno znaleźć takiego, do którego można by się doczepić.

      Usuń
    10. Boże... Ty piszesz a nie wiesz co!? No chyba że jestem totalną debilką i św Augustyn, Gabriel i cała reszta żyją w obecnych czasach, no to ja Cię bardzo w takim razie przepraszam:D
      Anastazja

      Usuń
    11. Oświeć mnie więc proszę, bo chętnie bym jakąś mądrą wypowiedź przeczytał.

      @Anastazjo, Kempis wszak na czasie... :)

      Usuń
    12. Nasti:
      Jeśli autor artykułu cytuje słowa starożytnych świętych i twierdzi, że one są aktualne dziś, to ja się do tego dziś odnoszę. Błagam, więcej pokory :D

      Usuń
    13. Radku:
      Znalazłem jednego intelektualistę, który od kilku tygodni ma się za liberała. Ba!, myślę, że go polubisz. Jutro Ci go przedstawię na blogu Zrzędy ;)

      Usuń
    14. Kempis na czasie, Asmodeusz na czasie... Czyli ten kto na czasie jest wyznacznikiem prawdy?:D
      Nie dla mnie. Trzeba umieć rozdzielić pewne sprawy. A tego Asmodeusz nie potrafi i klepie te swoje felietony i eseje.
      Także Radku, dwa lata czytania tego bloga sprawiły że... No i tu możesz sobie wstawić co chcesz :D
      Anastazja

      Usuń
    15. Nasti:

      Naprawdę Cię podziwiam. Dwa lata trawisz moje teksty! To chyba absolutny rekord! W pierwszej chwili chciałem wstawić w wielokropek „stałam się ateistką” ale w to raczej nie uwierzę... :D

      Tak się zastanawiam, jakie sprawy powinienem rozdzielić?

      Usuń
    16. No właśnie jakoś ostatnio nie trawię Twoich tekstów:D I naprawdę myślisz,że Twoja pisanina sprawi że ktoś stanie się ateistą?! Pobożne życzenie...:D

      Zastanawiaj się dalej:)
      Anastazja

      Usuń
    17. Gdyby ktoś na podstawie moich notek przeszedł na ateizm, kto wie, czy natychmiast nie zawiesiłbym tego bloga. Nie chcę mieć nikogo na sumieniu :D

      Nie będę się dalej zastanawiał. Sama nie znasz odpowiedzi... ;)

      Usuń
  2. Co ci powiem to ci powiem, ale ci powiem...

    Modlitwa Kempisa wymiata!!! Przeciez to wolnosc. Nie kazdego na to stac. Mnie jeszcze na to nie stac.
    Chec bycia kochanym, chec bycia lubianym ( coz to sie nei zrobi aby brylowac w towarzystwie i aby nas lubiano), chec znaczenia, strach przed ponizeniem, byciem ponizonym... to wlasnie owe leki mocno nas zwiazujace i trzymajace nas jak psy na smyczy.
    Ma nas to gowno w garsci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznasz, że ciekawe spojrzenie na pokorę ;) Piszesz o wolności, ale ja niejednokrotnie czytam, a przypominam sobie i Twoje słowa, że prawdziwa wolność jest tylko w wierze. Dodałbym jeszcze watek radości – tak pojmowana pokora definitywnie ją wyklucza.

      Usuń
    2. Nie pamietam gdzie napisalam cos o tym,ze prawdziwa wolnosc jest tylko w wierze. Moze ja sie czuje w tym wolna, w taki sposob wolna, ale to nie znaczy absolutnie , ze kazdy tak musi to pojmowac. Czy pokora musi wykluczac radosc?
      Wydaje mi sie jednak, ze to, co napisal Kempis jest zwiazane mocno z pokora i wolnoscia. Z uwolnieniem sie od lekow, od chorych ambicji wprowadzajacych nas w strachy, leki i niepokoje. Z uwolnieniem od uciazliwych pragnien, ktorych realizacja jeszcze bardziej nas zniewala, a my myslimy , ze w tym tkwi nasze szczescie i spelnienie.

      Usuń
    3. Zgadza się, pisałaś o sobie.

      To co napisał Kempis jest tylko wyrazem pokory, ja tu nie widzę żadnego motywu wolności. Co to znaczy uwolnić się od chorych ambicji i lęków? Kto ma decydować, która ambicja jest chora i nie zapominaj, że lęki (strach) uczynił nas tymi, kim jesteśmy. Doprawdy nie rozumiem dlaczego pragnienia mają być ciężarem? Odbierz ludziom nadzieję na miłość, na uznanie w towarzystwie, na powodzenie w życiu – staniemy się otępiałymi samobiczownikami. Tak rozumiana pokora uczyni nas męczennikami bez powodu. Jesteś pewna, że Jezus tego oczekuje od wiernych?

      Usuń
    4. Nie , absolutnie nie...Jezus potrafil i batem uzyc.
      Nam sie bedzie Asmo trudno na tej plaszczyznie dogadac. W sumie prawie na kazdej plaszczyznie jest nam sie trudno dogadac.

      Ja pisze o czyms wewnetrznym. Wyzwol mnie- zwraca sie Kempis. Wyzwolenie to chyba uwolnienie, nieprawdaz? Nie widzisz zwiazku z wolnoscia? No nie moze byc, ze niewdzisz:)
      Wyzwol mnie... z pragnienia bycia chwalonym, wyslawianym, aby u mnie zaciagano rady . Uwolnij mnie od strachu przed ponizeniem, zapomnieniem...
      No super sprawa.


      "Odbierz ludziom nadzieję na miłość, na uznanie w towarzystwie, na powodzenie w życiu – staniemy się otępiałymi samobiczownikami. "
      Szczegolnie to uznanie w towarzystwie.... potem ludzie tak pragna tego uznania, ze zaedzaja sie w niewlasciwe drozynki.
      Moj ojciec tak pragnal uznania, ze kazdy dowod ludzkiej wdziecznosci zbieral jak trofea. A tymi dowodami uznania w tamtych czasach byla flacha mocnego trunku. Do faceta nie szlo sie z czekoladkami za okazana pomoc. No i te dowody wdziecznosci go zgubily. A pamietam jak raz przyniosl koniak i ... chwalil sie tym koniakiem jako oznaka ludzkiego szacunu.

      Usuń
    5. nie widzisz- powino byc z odstepem.

      Usuń
    6. Znam kilka przypadków kiedy Jezus gani za coś, ale nigdy za pragnienie szczęścia, nawet jeśli różnimy się w tym, co przez szczęście rozumieć. Podobno Bóg stworzył nas po to abyśmy byli szczęśliwi. Każde z tych pragnień pokory, wymienione przez Kempisa odbiera nam poczucie szczęścia. Czy takie uwolnienie od pragnień jest wolnością? Uważam, że zdecydowanie bardziej czyni nas bezwolnymi.

      Skupiasz się na wybranych elementach modlitwy (tych, które Ci pasują), pod którymi i ja bym się może podpisał, ale co ma wspólnego z wolnością poniżanie, wyśmiewanie, zapomnienie? Czy wolnością jest bycie przegranym i niekochanym? Jako całość ta modlitwa jest prośbą o bycie jak pies, i nie mam tu na myśli policjanta. Jeszcze raz zapytam, takimi chciał nas Bóg?

      Ok, uznanie towarzyskie jako powód pijaństwa też się zdarza, ale bez przesady. Mój szef, absolutny abstynent, pochwalił mi się całym kredensem koniaków i żadnego z nich nie tknął. Odwrócę problem tego uznania – co powiesz na uznanie w grupie wiernych niektórych kapłanów za swoje cnotliwe i pobożne życie (bez sarkazmu). Też się go powinien wyrzec?

      PS. za błędy w komentarzach nie musisz przepraszać. Rozumiem, że są tworzone dynamicznie, co te błędy usprawiedliwia

      Usuń
    7. Kurna chata Asmo:)
      Inaczej pojmujemy pewne sprawy. Inaczej patrzymy.
      Ludzie to byty pragnace. Mamy pragnienia i to nie jest zle, ale te pragnienia czesto przynosza szkode nam i innym. Pragnienia nazistow zwazane z panowaniem, z wyzszoscia ich rasy nad innymi. Oni mieli silne pragnienie wladzy i je realizowali- pragnienia sa ponoc neutralne , ale co z nich czasami wychodzi to ...strzez nas przed tym panie!
      Tak samo jak David pragnal Betszeby. No i tak pragnal, ze bez realizacji tego pragnienia to ani rusz. Wyslal jej meza na wojne, na czolo, na najtrudniejszy odcinek frontu, bo pragnal aby Betszeba wdowa sie ostala. A to bylo pragnienie, ktore mialo mu przyniesc szczescie, spelnienie, ukojenie...tylko kosztem kogo?

      Czasami kiedy realizacja pragnienia jest niemoralna nie mozna w to isc, a ludzie pragna pomimo wszystko tego szczescia. Czy o to szczescie szlo Bogu? Czy takie uwolnienie od pragnien przynosi zniewolenie?

      Gdyby moj ojciec okielznal jakos pragnienie bycia lubianym, szanowanym... potrafilby sobie tez poradzic z owymi oznakami wdziecznsci. Matka mu kiedys poradzila, ze skoro musi bo inczej go to udusi, to niech bierze kase od ludzi ( lapowki), a nie alkohol. Cala rodzina by na tego typu dowodach uznania skorzystala. Moj ojciec zas uwazal, ze jak wleje w gardlo to mu nikt nic nie zarzuci, nie udowodni, ale jak se dom wybuduje za lapowy to moze byc ciezko. Straci wtedy dobra opinie. I tak owa opinie tracil przez styl zycia jaki prowadzil.

      Bog nie ma nic przeciwko ludzkiemu szczesciu tyle tylko, ze my chyba to wszystko zle pojmujemy. To ma cos wspolnego z nasza swiadomoscia. Z naszym rozpoznawaniem swojej watrosci i miejsca w grupie w jakiej sie znajdujemy.
      Czlowiek z owa pokora, jak to opisuje Kempis, ma wywalone- choc on akurat tak by nie powiedzial, nie uzylby takiego slownictwa- na to, ze ktos go probuje ponizyc, albo poniza. Jest silny , kiedy jest uwolniony od tego strachu. Ten ponizajacy wygina sie i wypina aby ponizanemu dopierniczyc, a ten ktos mysli wtedy cos w stylu, ze to nie moj problem a ponizajacego.

      Fajnie pokazuje te sprawy scena z filmu Dystrykt 9 . Tam takie Krewety przyjechaly z kosmosu na nasza Ziemie. Zawisly swym statkiem kosmicznym nad nasza planeta. Wyglodniale, zagubione w kosmosie... Ludzie ich biora pod obserwacje. Tworza im getto. Slabo karmia. W koncu ponizaja. Robia naloty na ich nedzne chalupy. Jest tam jeden Krewet, ktos na styl krewetowego medrca. Kiedy mu robia nalot na chate mowi do wspoltowarzysza niedoli cos w stylu: "Kleknij przed nimi. To taka rasa. Uspokoja sie, kiedy beda widziec, ze maja wladze". I wiesz , ze ta postawa owego Kreweta wyladowala sytuacje. Madrzejszy byl ow koles. Z wieksza swiadomoscia, rozpoznaniem sytuacji... w pewien sposob wolny od leku.
      Drastyczny to byl film , ale ciekawy. Pokazywal wlasnie chmare ziemskich debili dpouszczonych do wladzy- wlasnie takich ludzi z pragnieniem szczescia w postaci posiadania wladzy, giwery jako oznak tej wladzy, uznania, ludzkiego miernego szacunu, bo wiadomo ze ludzkie sa emocjonalni i z tymi szacunami to raz jest tak innym razem siak, w zaleznosci od nastroju.

      No i Kempis w swej modlitwie chce wolnosci od tego badziewia. Na co mu to?

      A tak jeszcze w sprawie samotnosci. Ponoc samotnosc nie zaczyna sie wtedy kiedy ludzie od ciebie odchodza, ale kiedy ty zaczynasz odchodzic od ludzi, czyli odwracajac myslenie. To nie inni maja zalowac, ze opuscili takiego koesia jakim jestem "ja", ale to "ja" powinnienem sie smucic kiedy opuszczam innych z powodu swoich dasow, fochow, zlego mylsenia, bo nie zrobili tak, jak chcialem... W tym momencie zaczyna sie powazna samotnosc. Tak samo jest z miloscia. To my mamy kochac. A my zachowujemy sie z reguly tak, ze chcemy byc kochami a w zamian zobaczymy, bo tak milo jest byc kochanym.

      Usuń
    8. Mnie różnorodność spojrzeń nie dziwi i nie przeraża.

      Wg mnie popadasz w skrajności. Niepotrzebnie wywaliłaś temat nazistów. Chrześcijanie do tej pory mają pragnienie nawrócić wszystkich, szczególnie zaś na wiarę katolicką. Kiedyś używali do tego miecza i ognia. Ja nie o takich pragnieniach chcę mówić, bo też notka dotyczy postaw bardziej osobistych.

      Może pomówmy o pragnieniu zaspokojenia potrzeb rodziny, o pragnieniu trwania w tej rodzinie miłości i wzajemnego szacunku? Może podyskutujmy o lęku o najbliższych, o swoje i ich zdrowie? Co jest złego w zwykłym szczęściu, pewności o jutro czy zaspokojeniu drobnych przyjemności? Co wreszcie jest złego w pragnieniu radości zarówno z własnych sukcesów, jak i tych, których kochamy? Co może być złego w tym, by nie traktowano nas jak idiotów?

      Jak pewnie zauważyłaś, mam na blogu gościa, który ze wszystkich sił chce mnie obrazić i poniżyć. Dziś ja jestem na to uodporniony, ale ilu blogowiczów robi wszystko, aby się przed tym uchronić? I wiesz, że ja ich rozumiem? Ale prawdą jest to, że to właśnie postawa, iż to jego problem a nie mój, pozwala mi traktować go jak powietrze.

      Jest jeszcze problem kochania i chęci bycia kochanym. Tylko głupiec może sądzić, że swoją miłością wymusi miłość drugiej osoby. Ale jeśli ona zaiskrzy w czym problem, aby tyle samo brać ile się daje?

      Nie widziałem filmu, który opisujesz. Ja jestem pod wrażeniem serialu „Westworld”, gdzie tego typu zagadnienia są uwypuklone właśnie w wymiarze osobowym ale w odniesieniu do ogólnego pojmowania szczęścia w życiu tu i teraz.

      Usuń
    9. Jeszcze o tej samotności. Mnie dotyczy z mojego wyboru, ale to nie jest pustelnia. Nie uciekam od ludzi, ale nie wszystkich dopuszczam do intymności. W moim wieku, z moim schorzeniem, intymność nie jest powodem do jej epatowaniem. Wyznaję zasadę „znaj swoje miejsce, mocium panie” i taki stan też da się polubić, pod warunkiem, że mimo wszystko lubi się siebe.

      Usuń
    10. Nie popadam w skrajonosci.
      To moga byc chrzesciajnie kiedys, ktorzy mieczem nawracali ( ale nie przesadzajmy z owym nawracaniem poprzez miecz), to mogli byc komunisci, to mogli byc nazisci i wsyzscy inni, ktorzy ludziom tworza zly los. Sa sprawcami zlych , nieludzkich sytuacji.
      Ty chyba wlasnie Asmo za bardzo sie boisz owej pokory. Ty myslisz ze ona cos ci odbierze, np.: szcescie rodzinne, ale to przeciez nie tak, to jakies popatanie. Realizuj czlowieku swoje pragnienia, ale jakbys mial poprzez to skrzywdzic innych to lepiej sie zastanow czy nie wrwac takowego pragnienia ze swojego serca, a wiadomo, ze wyrywanie to bolesny proces. Chcesz rodziny? Piekna sprawa, realizuj to, tylko moze nie kosztem Uriasza meza Betszeby. W takim wypadku zacznij sie modlic na styl Kempisa, aby cie Bog uwolnil od zlego pragnienia.

      "Tylko głupiec może sądzić, że swoją miłością wymusi miłość drugiej osoby. Ale jeśli ona zaiskrzy w czym problem, aby tyle samo brać ile się daje?"
      A jaki tu niby problem? Jezeli ona wolna i on wolny, to jaki to niby problem? Jezeli jedna ze stron burzy swoj zwiazek bo wpadla po uszy w nowe uczucie to moze byc problem. Ja wiem, ze zaraz odezwa sie glosy, ze przeciez silnego zwiazku nic nie jest w stanie zburzyc.
      Ha, ha, ha... jezeli zwiazek jest slaby to dlaczego ludzie razem siedza i czekaja az jakis nowy, uczuciowy wyzwoliciel sie na horyzoncie pojawi i znowu zaskoczy i bedzie znowu przepieknie i normalnie, i te motyle w brzuchu? To jest nieuczciwe podejscie do sprawy.

      "Co wreszcie jest złego w pragnieniu radości zarówno z własnych sukcesów, jak i tych, których kochamy? Co może być złego w tym, by nie traktowano nas jak idiotów?"
      Kto cie traktuje jak idiote, kiedy wszystko jest ok. Nakazuja ci sie z partnerka rozstac?
      Jezeli juz n<stapi jakows sad, to bedziemy sadzeni z milosci. Czyli wlasnie nie trzeba bac sie kochac. Jak to mowil papiez (?): "Nie lekajcie sie, Bog jest miloscia".

      "Jak pewnie zauważyłaś, mam na blogu gościa, który ze wszystkich sił chce mnie obrazić i poniżyć. Dziś ja jestem na to uodporniony, ale ilu blogowiczów robi wszystko, aby się przed tym uchronić? I wiesz, że ja ich rozumiem? Ale prawdą jest to, że to właśnie postawa, iż to jego problem a nie mój, pozwala mi traktować go jak powietrze."
      Wyobraz sobie, ze zauwazylam, ale... omawianiem tej sprawy ( opisywaniem goscia i tego jak sie pieknie zachowujesz) troche straciles w moich oczach w zwiazku z tematem "pokora":))

      Usuń
    11. W notce napisałem, że nie jestem pokorny i raczej się nie zapowiada, że to się zmieni ;)

      Skoro poruszyłaś temat nazizmu i komunizmu, chyba się ze mną zgodzisz, że postawa pokory wobec tych systemów jest bardziej tchórzostwem niż cnotą?

      Zapytam w wątku o miłości: zgodzisz się ze mną, że czasami miłość wygasa, nawet nie zawsze ze względu na nas samych? Nie mów mi o modlitwie. Modliłem się bardzo gorliwie, nawet nie o siebie, nie o to, że coś tracę, i... kompletna cisza, tak jak w tej przyśpiewce: „Stał się cud pewnego razu (...)”. Nie ma recepty na to uczucie z tej prostej przyczyny, że nie ma dwojga ludzi myślących tak samo. Dobrze jeśli ona kończy się przyjaznym przyzwyczajeniem. A mimo to pragniemy miłości jak jedzenia i picia.

      Czy zawsze da się przewidzieć, że nasze pragnienia skrzywdzą innych? Chcesz dobrze, a okaże się, że i tak komuś to nie pasuje. Znam to z autopsji, z pracy , gdy zawiadowałem trzema tuzinami ludzi. Ledwie tylu, a nigdy nie zadowolisz wszystkich, bo część poczuje się skrzywdzona. Gorzej, bo moi przełożeni mieli do mnie też pretensje, o to że zbyt często idę na ustępstwa. A przecież ja tylko pragnąłem aby podwładni nie czuli się wykorzystywania, a przełożeniu nie mieli pretensji o wyniki. Okazało się, że pragnę za dużo, ale przecież innego, lepszego wyjścia nie było.

      Nie lękajcie się? Warto by ten temat rozwinąć, ale sobie dziś daruję, stąd tylko dwa zdania. Cała wiara opiera się przede wszystkim na lęku przed potępieniem. Jak czytam ostatnie homilie, w 90 procentach jest w nich straszenie diabłem o bardzo różnych imionach i postaciach...

      Usuń
    12. "Skoro poruszyłaś temat nazizmu i komunizmu, chyba się ze mną zgodzisz, że postawa pokory wobec tych systemów jest bardziej tchórzostwem niż cnotą?"

      Czyli w tym momencie powinnismy chyba dokonac charakterystyki czlowieka pokornego. Jak zachowuje sie ow pokorny wedlug ciebie i jak wedlug mnie.
      Jezeli biore za wykladnik Jezusa to on absolutnie nie byl tchorzem i nie byl posluszny wladcom tego swiata. Jawnie mowil co o nich mysli. Draznil ich nie raz swoimi wypowiedziami. Ci wielcy wzburzeni odchodzili po rozmowach z Jezusem.

      "Zapytam w wątku o miłości: (...) "
      Milosc dla mnie miala calkiem inny wydziwek i iachzej o niej myslalam, kiedy bylam na etapie zycia zmyslami, inaczej kiedy te zmysly zaczely ciut opadac, a jeszcze inaczej kiedy zaczelam nabierc lat i zyciowego doswiadczenia. Powiem tylko, ze kiedy patrze na siebie sprzed lat i mysle jak to na uczicach chcialam wszystko budowac, jak to na emocjach i zmyslach polegalam, to smiac mi sie chce ze na tak kruchej nietrwalej i zmiennej materii sie opieralam. I jezeli czlowiek zatrzymuje sie ciagle li tylko na pojeciu milosci w sposob zmyslowy to w zwiazku daleko nie pojedzie ( nie wazne czy tak pojmuje kobieta, czy mezczyzna). Takie zmyslowe pojmowanie i takie pragnienia swiadcza o niedojrzalosci delikwenta.
      Milosc to cholernie ciezka robota. Wazne aby dwoje ludzi szlo w tym samym kierunku...

      W sprawie owego krzywdzenia. Za bardzo pragnales zadowolic podwladnych. Czloweik musi tez zdawac sobie sprawe, ze nie zawsze moze jechac w zycu na wozie. To tez jakas lekcja pokory , zgody na zycie. Czyli kiedy ma sie woz trzeba sie cieszyc, ale kiedy jest sie pod wozem trzeba to z godnoscia przejsc. Inni tez zasluguja czasami na miejsce na wozie.

      Usuń
    13. Zauważ, że autor artykułu o pokorze nie odwołuje się do postawy Jezusa – naucza jak powinien zachować się pokorny wierny, powołując się na słowa świętych. I do takiego nauczania mam pretensje. Będę powtarzał jak mantrę – gdyby Jezus dziś pojawił się na ziemi, ortodoksyjni katolicy uznaliby Go za heretyka.

      Ja raczej nie odnoszę się do zmysłowej miłości, mówię o niej jako o uczuciu. Właśnie w kontekście tego, że zmysłowość, czy tego chcemy czy nie, przygasa. Tu się z Tobą zgodzę, pragnienie zmysłowości, choć pewnie nikomu nie obce, jeśli nie jest pod kontrolą, świadczy o niedojrzałości.

      Za bardzo chciałem zadowolić podwładnych? Nie wiem, może, ja uważam, że szukałem „złotego środka”. Ale tu się z Toba nie zgodzę. Jeśli ja mam decydować o tym, kto jedzie na wozie, a kto idzie obok, to to nie ma nic wspólnego z pokorą. A o tym czy to ja idę czy jadę, jest już w zasadzie tylko zależne ode mnie. Jeśli mam iść, to nie dla pokory, a z powodu własnych błędów, czy własnej nieudolności.

      Usuń
    14. Zloty srodek znam tylko jeden: "Czyn innym tak jakbys chcial aby i tobie czyniono". Gorzej, ze mozesz tak ludziom czynic, a oni to najnormalniejw swiecie wykorzystuja.
      Kazdy chce siedziec, podrozowac na wozie. I czyni wszystko aby sie na nim utrzymac.

      Usuń
    15. Byłby ok, gdyby wszyscy się do niego stosowali. Niestety, życie jest dalekie od ideału.

      PS. Nie wiem dlaczego skasowałaś komentarz do PKanalii? Według mnie niepotrzebnie.

      Usuń
    16. @Asmo...
      a co ciekawego napisała?... bo ja nie zdążyłem przeczytać... z Anią /p.jzns :)/ się fajnie gada, ale do chwili, gdy się za bardzo nie uruchomi, wtedy trzeba się już ewakuować...

      Usuń
    17. Wiesz, skoro skasowała, to znaczy, że nie chce abyś przeczytał ;) Ja nie będę zdradzał jej tajemnic.

      Usuń
    18. powodów do kasowania własnych komentarzy może być mnóstwo, ale skoro skasowała, to znaczy, że tak miało być, a ja tylko sobie zażartowałem...

      Usuń
    19. Pełna zgoda, co do powodów. Jeśli to był z Twojej strony żart, tak samo traktuj moją odpowiedź ;)

      Usuń
    20. Pkanalia

      Ja sie nie uruchamiam, ja sie wkurzam i ...wtedy bywa wkurzajaco:)

      Usuń
  3. Im mniejsze wymagania, tym bardziej szczęśliwy się człowiek czuje. Inaczej... zrzędzi. :P

    OdpowiedzUsuń
  4. "Wyzwól mnie z pragnienia bycia lubianym,
    z pragnienia bycia wysławianym,
    z pragnienia bycia chwalonym,
    z pragnienia, aby zaciągano u mnie rady.
    Uwolnij mnie ze strachu przed poniżeniem,
    ze strachu przed wzgardą,
    ze strachu przed zapomnieniem,
    ze strachu przed wyśmianiem"
    gdy zamienimy fragment "Wyzwól mnie" na "Obym się wyzwolił" to ten kawałek magicznej inwokacji ma naprawdę zdrowy sens... tylko co to ma wspólnego z pojęciem "pokora"?...
    ...
    zaś co do pokory, to tak się jakoś porobiło, że można ją pojmować na dwa sposoby... pierwszy to stoicki spokój w obliczu wydarzeń z którymi nie wygrasz... drugi to akceptacja bycia gnojonym przez inną nagą małpę... domyślam się, że to drugie (owo gnojenie) jest dla Ciebie nie do przyjęcia... dla mnie też, tu możemy przybić fląderkę... zgrzyt zaczyna się w momencie, gdy pierwsze zahacza się o drugie... wtedy jest chwila próby, koan do rozwiązania, na który masz ułamek sekundy do namysłu... wtedy właśnie procentują godziny spędzone w ciszy, czasem w "pokracznej pozycji"... wtedy się dowiadujesz, sam od siebie, czy masz przysłowiowe "jaja", czy nie...
    chrześcijańska wykładnia łączy oba rozumienia słowa "pokora" i podsuwa gotowe rozwiązanie wspomnianego koanu... mnie ono wybitnie nie pasuje, ale spójrzmy na sprawę z boku, neutralnie... mityczny Jezus nauczał przeważnie "niziny społeczne", biedaków i niewolników... realizacja buntu była dla nich (jako zbiorowości) słabym rozwiązaniem, gdyż przeważnie nie działało, tedy podsunął im inny koncept na życie i przeżycie... a potem ktoś (bodajże cesarz Konstantyn) odkrył, że ta ideologia jest niezłym konceptem trzymania ludu za pysk i tak już poszło dalej z różnymi modyfikacjami aż po dzisiejsze czasy...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamiana „Wyzwól mnie” na „Obym się wyzwolił” nic nie zmienia – obie prośby do kogoś kierujesz. Może gdyby to zamienić na deklarację-życzenie: „Chcę się wyzwolić”.

      Stoicki spokój? Ja bym to bardziej kojarzył ze wzgardą. Dla mnie pokora ma sens, o czym piszę w notce, tylko w przypadku sił natury, bo ani ich nie przewidzisz, ani im się przeciwstawisz, a skutki mogą być tragiczne. Proponowane przez autora przykłady pokory, to tak naprawdę przejaw pychy. Bo jeśli ktoś się do tych wskazówek dostosuje, jest to droga do fałszywie pojmowanej świętości, czyli nic innego jak interesowność.

      Po części zgodzę się z konceptem o Jezusie, który dał biednym i zniewolonym nadzieję na szczęście, choć nie w życiu doczesnym. Tylko kapłani, poczynając od św. Pawła, to kompletnie pomieszali. Owa nadzieja opierała się li tylko na uwierzeniu w boskość Jezusa, prawe życie zapewniało już prawo stanowione i istniejące reguły religijne, które wymagały tylko drobnej korekty (faryzeuszostwo). Kapłani de facto faryzeuszostwo rozbudowali do granic absurdu, a nadzieję zmienili w doczesną podległość i upokorzenie.

      Usuń
    2. wzgarda, tudzież pogarda to coś bardziej złożonego, bo łączy ze sobą niechęć i podbijanie sobie poczucia własnej wartości kosztem obiektu wzgardy, tak więc nie o to chodzi... kojarzysz scenę z "Wejścia smoka", gdy Bruce zostaje złapany w potrzask?... widząc, że (na razie) nic z tym nie zrobi siada sobie spokojnie na glebie i tyle... to jest właśnie pokora w tym pierwszym znaczeniu... żadnej wzgardy tam ani śladu, a przynajmniej nie widać tego po nim...
      ...
      natomiast widzę pewien sens w słowach: „Nie da się uzyskać pokory bez upokorzeń”... nie twierdzę, że się z nimi zgadzam, ale coś w tym jest, gdy sobie pomyślę, ile kopniaków w dupę na treningach mógł dostać wspomniany Bruce, by nauczyć się osiągania takiego stanu umysłu...

      Usuń
    3. Wzgardę odnoszę tylko do stoickiego spokoju, co nie ma nic wspólnego z pokorą. Nie pamiętam już „Wejścia smoka”, to nie był ten gatunek filmów, który mógłby zapaść w mojej pamięci, więc się do jego postawy nie odniosę. Tym samym nie wiem, czego przejawem było siadanie na glebie. Uważałbym dziś za przejaw rozsądku a nie pokory. Mogę przypuszczać, ze zemścił się za to upokorzenie, więc gdzie tu pokora?

      Taaak, pokorę da się odmalować jako upokorzenia, ale jeszcze raz, jeśli ktoś za te upokorzeni chce się mścić, to nie ma to nic wspólnego z pokorą. Te kopniaki w takiej sytuacji to raczej forma ćwiczeń odpornościowych na ból.

      Usuń
    4. a czyż pokora rozumiana jako ów stoicki pokój nie jest wynikiem zdrowego rozsądku właśnie?...
      akurat w tym filmie nikt go nie upokorzył... po prostu w ferworze walki znalazł się w pomieszczeniu w którym zatrzasnęły się wszystkie wyjścia... istotnie spuścił potem srogi łomot tym "złym", lecz w ramach misji, której się podjął... choć motyw zemsty /za śmierć siostry/ też był, ale wcześniej...
      mniejsza jednak z tym skoro nie pamiętasz...
      natomiast w tradycyjnych szkołach walki stosuje się pewne metody graniczące z upokarzaniem /choć bez przesady/, jednak mszczenie się na instruktorze nie ma potem miejsca, choć podczas treningu takie pomysły potrafią przychodzić do głowy, ale na tym właśnie cały myk polega, by się ich wyzbyć...

      Usuń
    5. Brak strachu przed pogardą, potępieniem , zapomnieniem, wyśmianiem uważasz za rozsądek? Bez przesady, bo to może się dla Ciebie źle skończyć.

      Nie porównuj ćwiczeń, mających za zadnie uczynić Cię odpornym na ciosy innych do pokory. Wiadra potu wylane podczas ćwiczeń, oswajanie z bólem mają za zadnie skutkować sukcesem, który nic wspólnego z pokorą nie ma. Masz tu do czynienia z maksymą: cel uświęca środki.

      Usuń
    6. kiedyś zdiagnozowano u mnie "psychopatycznie niski poziom lęku", po części jako cechę wrodzoną, po części nabytą, ale jakoś nic mi nie jest i nic mi się złego nie stało do tej pory... co prawda czasem spotykam się z zawiścią ludzką wobec mojego luzu, ale zbytniej krzywdy od takich ptysiów nie doznałem...
      chyba nie chcesz mi wmówić, że rozsądek nakazuje tworzyć sobie w umyśle problemy z niczego i poddawać się emocjom w obliczu czegoś, czego zmienić nie możesz?... uważam wprost przeciwnie, że za pracą nad spokojnym umysłem stoi rozsądek właśnie, bo człowiek jest wtedy zdrowszy, tak fizycznie, jak psychicznie... chociaż nie przeczę, że są ludzie, którymi nie rządzi "ego", lecz "superego", więc ich motywacja może być inna, brzmieć: "bo tak trzeba" i na tym ich używanie mózgu się kończy...
      ...
      sorry, ale chyba pomyliłeś sport walki ze sztuką walki, poza tym wyraźnie wspomniałem o tradycyjnym treningu... celem treningu sportowego lub np. wojskowego faktycznie jest sukces, ale założeniem tradycyjnej sztuki jest zupełnie coś innego, zaś ewentualny sukces jest co najwyżej efektem ubocznym... ale nawet w treningu sportowym w pewnych ćwiczeniach także chodzi nie tylko o odporność na ból, ale ogólną odporność psychiczną, zaś w skład jej wchodzi właśnie trening pokory...
      tu jest rzecz jasna ukryte założenie, że trening prowadzi ktoś kompetentny, kto nie przekroczy granicy prozaicznego gnojenia ćwiczących i doprowadzenia ich do dysfunkcji psychicznej... takie przegięcia na przykład zdarzają się w wojsku, gdzie nie można po prostu wyjść z sali i wypisać się z klubu...

      Usuń
    7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    8. Piotrze:

      Niski poziom to jeszcze nie całkowity brak strachu, Nie wiem, mogę się mylić, ale ci którzy mówią, że się niczego nie boją, budzą moje natychmiastowe podejrzenia.

      Nie to Ci chcę powiedzieć. Rozsądek to racjonalne podejście do jakieś sytuacji czy do problemu. Ale nie sądzę aby dało się go osiągnąć za pomocą jakichś ćwiczeń. Do tego potrzebne jest przede wszystkim doświadczenie, niekoniecznie związane z „kopaniem” przez trenera. Żaden trener nie da Ci gotowych rozwiązań na to jak żyć, a nawet jak postępować w określonej sytuacji.

      Będę szczery, nie widzę zbyt wielkiej różnicy między sportem walki a sztuką walki. Te pojęcia i tak determinuje słowo „walka”. Dorabianie do niej jakieś idei, czasami wręcz boskiej, to pomieszanie z poplątaniem. Ta pokora, o której Ty mówisz, i tak wiąże się uzyskaniem odporności, nie ważne czy psychicznej czy fizycznej. To nie jest pokora dla pokory.

      Usuń
    9. ktoś kto twierdzi, że niczego się nie boi po prostu kłamie... nie mylmy jednak strachu z lękiem... strach to uczucie w obliczu realnego zagrożenia, zaś lęk to strach przed zagrożeniem urojonym... inna sprawa, że odrobinka lęku jest okay, to mechanizm powodujący, że naga małpa nie wtyka bezmyślnie łapy w każdą dziuplę, ale wtedy to się nazywa "ostrożność"... niestety mnóstwo nagich małp przegina z tą ostrożnością, reaguje lękowo na urojone zagrożenia, co prowadzi do np. takich (pro)totalitarnych ideologii, jak narodowy konserwatyzm lub coś w tym stylu... w skrajnych przypadkach nauka nazywa to "paranoją"...
      ...
      chyba się nie rozumiemy... rozsądek może być napędem, by coś ćwiczyć, choć motywacje mogą być też inne... zaś sam trening może ów rozsądek wzmocnić, ale czasem też go osłabić... owszem, najlepiej trenuje samo życie, ale to zbyt powoli idzie, więc takie, czy inne techniki treningowe mogą ten proces rozwoju przyspieszyć /albo też zjebać psychikę :)/... ale tu chyba wypływamy na zbyt szerokie wody poza temat...
      ...
      nie jestem przywiązany mentalnie do słowa "walka", więc pojmuję tą różnicę między sztuką i sportem... ale to tak jest... jedni coś pojmują, inni nie :)... ja na przykład nie pojmuję idei pokory dla pokory, traktuję pokorę narzędziowo, jako "coś po coś"...

      Usuń
    10. Wiesz, jeśli ten trening może skutkować albo-albo, to ten wewnętrzny lęk, nawet przesadny jest jak najbardziej uzasadniony.

      Jeśli nie pojmujesz pokory dla pokory to... przeczytaj notkę jeszcze raz. Tam masz klasyczne przykłady takiej pokory :D

      Usuń
  5. Przysłowie mówi "Pokorne cielę dwie matki ssie". Co jednak zrobić, kiedy żadna z nich do cielaka się nie przyznaje, bo same pokory nie uznają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet chciałem to przysłowie w tę notkę wpleść, ale to chyba nie o taką pokorę chodzi :)

      Usuń
    2. to przysłowie próbował mi kiedyś ojciec wbijać do głowy, lecz moja buntownicza natura stawiała skuteczny opór... dopiero później załapałem, że źle mi to tłumaczył, więc nie jarzyłem w czym rzecz... myk polega na zrozumieniu różnicy pomiędzy pokorą i pokornością... tą drugą można po prostu zagrać, takie "judo", pozornie ustąpić, aby zwyciężyć...

      Usuń
    3. Przysłowie ma zdecydowanie negatywny wydźwięk. Nakazuje Ci postawę fałszywej pokory, by wyciągnąć jak najwięcej korzyści.

      Usuń
    4. czyli nie mówimy de facto o pokorze, lecz pewnej sztuce manipulowania ludźmi... sama w sobie nie jest ona taka zła, kwestia tylko wykonania, tak to zrobić, by nie dać sobie na głowę wejść, sama pokorność bez asertywności jest faktycznie do dupy...

      Usuń
    5. Mówimy przede wszystkim o pokorze promowanej w artykule. Takiej, która wyklucza w jakiś sposób istnienie własnego „ego”. Więc nie zgodzę się z tym, że nie ma w niej nic złego, bo tak jak piszesz, brak asertywności jest do dupy.

      Usuń
    6. okay, */, errata, powinno być, że: "w tym subwątku nie mówimy de facto o pokorze", zaś zaczynem było pewne zacytowane na jego /subwątku/ wstępie przysłowie..

      Usuń
    7. Ok, lekko przesadziłem, w końcu tu ma istnieć dowolność tworzenie „podwątków”.

      Usuń
  6. A tej pierwszej -pokory-zagrać nie da rady i myk z "judo",nie wyjdzie?Podobnie jest ,jak ktoś zbyt długo przebywa wśród białych,nagich małp-nabiera ich mentalności i zachowań.Wtedy oprócz lęku ,strachu wyłazi cała groza istnienia pełna przestrachu i paniki przed nieznanym.Wtedy najlepszym wyściem jest ucieczka w schizofrenię bezobijałową .Wszystko ma swoje korzenie w dzieciństwie-skorupka za młodu.......solomijo
    raul

    OdpowiedzUsuń