Wielokrotnie pisałem, że nie mam zamiaru
wyśmiewać się z wiary, i poniższy tekst bardziej wynika z niezrozumienia pewnego elementu tej wiary, niż z
próby wyśmiania. Podobno rzeczą ludzką jest błądzić, a ja mam odwagę przyznać
się otwarcie, że w tym temacie nie tylko błądzę, ale kompletnie zgłupiałem.
Mogę się kłócić o istnienie lub nieistnienie Boga i choć optuję za drugim, w
jakimś sensie rozumiem tych, co za pierwszym. Ale mamy dziś 15 sierpień, święto
tak absurdalne, że nie sposób uwierzyć, iż ktoś na taki pomysł w ogóle wpadł. I
to w XX wieku.
Dogmat i samo święto ustanowił papież Pius
XII w 1950 roku. Ów dogmat głosi, że Najświętsza Maryja Panna została z ciałem
i duszą wzięta do nieba wiecznej chwały. Żadne novum, ten przekaz pochodzi z średniowiecza, ale od ogłoszenia tego
dogmatu, każdy katolik jest zobowiązany do uznania tego faktu za fakt nie
podlegający żadnej dyskusji. I mam szkopuł, bo praktycznie to ja wciąż jestem
katolikiem, gdyż nie mam ochoty na cyrk z formalną apostazją. Więc jako ten
katolik, a raczej mój katolicki z nazwy mózg, cierpi straszliwe męki, próbując
pogodzić się z tym niedorzecznym dogmatem. Wątpliwości mam kilka, podzielę się najważniejszymi.
Czym dla katolika jest owo niebo? Bliżej
nieokreślonym i niesprecyzowanym miejscem w zupełnie nieokreślonej przestrzeni i czasie, dostępnym
tylko dla duszy i tylko po śmierci. Ta koncepcja, choć w nią nie wierzę, jest o
tyle przekonywująca, że dotyczy rzeczywistości niematerialnej, czyli nam żywym –
niesprawdzalnej. Problem w tym, że paradoksalnie, mimo swej bezgraniczności, nie
ma w niej miejsca dla najmniejszej materialnej cząstki. Jednakże mieści się tam...
całe ciało Maryi Panny, pewnie z szatami, bo przecież nago nie uchodzi. Teoretycznie musiałoby się ono rozpaść w materialną nicość
i pozostać jako niematerialna dusza, tylko po co w takim razie to ciało tam w
ogóle przetransportowano? Próbowałem
to sobie wytłumaczyć teologiczno-filozoficznie, choć nie mam się ani za
jednego, ani za drugiego. Śmierć jest ohydna, może nawet nie sam moment umierania
ile rozkład ciała. Pewnie dlatego wymyślono różnego rodzaju pochówki, od
spalenia po grzebanie w ziemi, aby tego procesu nie oglądać. To tłumaczyłoby
dlaczego ciału Maryi Panny Bóg oszczędził tego procesu. Widać esteta..., choć
tylko w tym jednym przypadku, co też da się wytłumaczyć – była matką Jego syna, choć to też wprawdzie nie brzmi dobrze, przynajmniej z ludzkiego punktu widzenia, bo
to znaczy, że Ją zapłodnił, choć na swój, boski sposób.
Inna sprawa, że nikt nie chce wyjaśnić,
czy Maryja Panna w czasie wniebowzięcia jeszcze żyła, czy już nie? Ikonografia
w przewadze przedstawia ją żywą, w dodatku młodą, choć musiała mieć około
pięćdziesięciu lat, co w tamtych czasach wyraźnie odbijało się na urodzie
kobiet, a musimy pamiętać, że jej życie nie było usłane różami. Speców od
poprawiania urody też nie było. Pozornie ta jej nieprzemijająca młodość i uroda
w ikonografii nie ma znaczenia, wszak to tylko wyobrażenie artystów, ale de facto nie chcemy Jej widzieć podobną,
na przykład do Matki Teresy z Kalkuty. Wróćmy do sedna. Bardziej optuję za tym,
że jednak była już osobą zmarłą fizycznie, ale i wtedy owo wniebowzięcie jest bezsensowne.
Po co tym duszyczkom w niebie martwe ciało, skoro one, raz, mają dobrą, wręcz
fotograficzną pamięć, dwa, sama duszyczka Maryi Panny w niebie też miałaby się
dobrze z perspektywą zmartwychwstania na Sądzie Ostateczny, jak my wszyscy. A
tak, grozi jej ciału uciążliwa droga powrotna...
Ok, moje
dywagacje są być może chore, i wcale o taką diagnozę się nie obrażę. Ale i
katolicy, gorący orędownicy tego wniebowzięcia mają poważny problem, o czym
przekonałem się na pewnym katolickim portalu. Oto jeden taki nawiedzony pisze: „Warto
wiedzieć, co na temat Wniebowzięcia mogą nam powiedzieć współczesne nauki, jak
chociażby mikrobiologia” (sic!) Moje
zdumienie sięgnęło, nomen omen, niebo(tycznych)
wyżyn, choć mi zdecydowanie wniebowzięcie nie grozi. Wiara odwołuje się do
nauki – tego dawno nie grali. Wyjaśnię słowami tego orędownika, choć w wersji
skróconej: „Nie tak dawno biolodzy
ustalili istnienie procesu mikro-chimeryzmu, który powoduje, że obce komórki
żyją w ciele żywiciela. Inaczej, każde dziecko pozostawia w ciele matki swoje,
obce jej komórki”1. To jest fakt i tego nie podważam.
Konsekwencją tego faktu ma być to, że w ciele Maryi Panny pozostały komórki
Jezusa, a Jezus to Bóg. Innymi słowy, w Jej ciele wciąż żył Bóg i dlatego
musiała być Wniebowzięta. Prostota i logika tego argumentu wszystko wyjaśnia,
a od dziś można głosić hasło: nauka w służbie wiary.
W związku z tym ostatnim argumentem poszedłbym krok
dalej. Skoro w ciele Maryi Panny są pierwiastki (komórki) boskie, możemy
podważyć, dotąd niepodważalny dogmat o jedynym Bogu. Poza Trójcą Świętą, mamy
Boginię, Maryję Pannę i wszystkie zarzuty dotyczące kultu Maryjnego, stają się
z miejsca bezpodstawne. I już tak na marginesie, całkiem poważnie: czy nie wystarczyłoby wiernym, aby Matka Boska była zwykłą kobietą, która miała to szczęście urodzić Zbawiciela? Dla większości z nas, pewnie byłaby przez swoje hstoryczne istnienie bardziej bliska. Boskość czyni obcym...
Przypisy:
1 - https://www.pch24.pl/7-rzeczy--ktore-katolik-musi-wiedziec-o-wniebowzieciu-najswietszej-maryi-panny,53514,i.html
1 - https://www.pch24.pl/7-rzeczy--ktore-katolik-musi-wiedziec-o-wniebowzieciu-najswietszej-maryi-panny,53514,i.html
Dla kogo jest nie zrozumiane święto o wniebowzięcie Maryi i jakiej nowożytnej Europy.mirek
OdpowiedzUsuńDla mnie, i tak piszę w notce, jest to święto niezrozumiałe, zaś za nowożytną Europę uznaje się (umownie) okres od odkrycia przez Kolumba Ameryki, do dziś.
UsuńChore to są nie Twoje dywagacje, tylko te wszystkie bzdury, które bezmyślnie łyka najwierniejszy lud. Tylko zastanawia mnie, po co sobie obciążasz głowę rozkminianiem tych bredni. Skoro ktoś może wierzyć w jedną niedorzeczność (bóg), to może i we wszystkie inne. Od tego ani Ty nie uwierzysz, ani wierzący nie przestanie wierzyć i nie zacznie myśleć...
OdpowiedzUsuńStarość ma swoje przywileje, więc lubię takie rozważania o sprawach wyższych i niezrozumiałych ;) A gdy się trafi ktoś, kto zechce mnie przekonać, że nie mam racji, wtedy przyjemność mam podwójną...
UsuńChyba jestem w stanie zrozumieć to ostatnie.
UsuńNo i sorry, Winnetou, nie wiedziałam, żeś sędziwy :)
Frau Be, nie sędziwy a senioralny :D
UsuńA to nie przypadkiem tylko kwestia nazewnictwa? Chi, chi...
UsuńNie tylko nazewnictwa ale również mojego samopoczucia. Senior brzmi dumnie :D
UsuńFakt. W każdym razie dumniej od "junior", bo to kojarzy mi się z juniorkami - takim szkolnym obuwiem zmiennym z czasów mojego dzieciństwa.
UsuńNie wiem czy się przyznać? Ja o juniorkach nie słyszałem nawet, gdy moja córka chodziła do szkoły. To chyba jeszcze młodsze określenie :(
UsuńZaczekaj... niech policzę...
UsuńWyszło mi, że masz 9517536548520 lat :)
Pomyliłaś chyba z numerem Pesel :D Ale też się nie zgadza, bo wyszłoby, że jestem stanowczo za młody...
UsuńCholera... to impas!
UsuńDam Ci szansę... Za wywiad. Szczegóły, może jeszcze nie dziś, w mailu. Ale przedtem zgoda na wywiad ;)
UsuńPrywatny?
UsuńJaki prywatny? Prywatnie nie pytałbym publicznie o zgodę.
UsuńUmówimy się na wstępną zgodę. Ja Ci wyjaśnię szczegóły a Ty wtedy podejmiesz ostateczną decyzję.
UsuńNo dobrze, niech Ci wisi (jak mawiali starożytni Rosjanie).
UsuńBłąd (sic!) Starożytni Polacy (a do niech właściwie się zaliczam) mieli to określenie za klątwę :D
UsuńOk, w weekend dostaniesz mój mail ;)
Spróbuję wziąć to na klatę mą rozbudowaną.
UsuńTę klątwę czy wywiad?
UsuńRaczej wywiad, choć klątwa też może dotyczyć kobiet.
UsuńStarożytne Rosjanki też rzucały klątwy?
UsuńJestem o tym głęboko przekonana.
UsuńNo to mnie uspokoiłaś ;)
UsuńSam powiedz: co by to była za kobieta (w dowolnej erze i epoce), która nie rzuca klątw?!
UsuńMusiałem się zastanowić. Z jednej strony niby masz rację, ze świecą takiej szukać, co nie rzuca. Z drugiej, myślę, że w takiej nierzucającej mógłbym się zakochać. Czułbym się bezpiecznie ;)
UsuńOt, konformista! Komfortu psychicznego się zachciewa :)
UsuńPS. Mam na myśli rzucanie klątwami, przekleństwami, garnkami i facetami (facetów też).
UsuńKomfort psychiczny to ja mam teraz na co dzień. Żadna niczym mi nie rzuca...
UsuńTo oczywiste, co miałeś na myśli. Mhm. Dziwne kobiety masz wokół siebie. Żeby tak żadna?... Nic?... Tak zupełnie nic?...
UsuńZależy, co masz na myśli przez kobiety wokół sibie?
UsuńTe np., które żyją z Tobą pod jednym dachem lub dalsze (lub bliższe).
Usuń;) Mam cały domek wyłącznie do swojej dyspozycji
UsuńSzczęściarzu!!! Zaraz zzielenieję i zakwitnę z zazdrości.
UsuńSpokojnie, ja nie dlatego, żebym się chwalił. Tylko proszę, nie rzucaj niczym :D
UsuńZajrzyj na pocztę, jeśli adres na Twoim blogu jest właściwy.
Adres jest właściwy, zajrzałam, oniemiałam, odpisałam, co brzmi niemal tak dumnie jak veni, vidi, vici :)
UsuńTo nawet brzmi dobrze ;)
UsuńCóż, jestem katolikiem i w Boga wierzę. Wierzę także w to, co podaje Pismo Święte, a niekoniecznie papież. Myślę, że już samym początku zrobiłeś błąd w definicji nieba. Określiłeś to jako miejsce niematerialne poza czasem i przestrzenią. Z tym pierwszym się nie zgodzę. Wiara chrześcijańska jasno określa, że nasze ciała kiedyś zmartwychwstaną, a co za tym idzie, nie będziemy tylko bezcielesnym jestestwem - o ile zmartwychwstaniemy ;) Jestem jednak zdania, że lepiej wierzyć, niż nie wierzyć. A nauka też wszystkiego nie wyjaśni i nie udowodni, bo czym wówczas byłaby wiara? Niczym innym jak pewnością, popieraną naukowymi dowodami. Wracając do Maryi, dla mnie była ona kobitą niezwykłą w swej prostocie. Owszem, kobietą która urodziła Zbawiciela, ale jakże pospolitą. Pełną słabości i ludzkich uczuć, a jednocześnie silną psychicznie. To czy została wniebowzięta czy nie, osobiście dla mnie nic nie zmienia. No może jest jakąś podporą nadziei na życie po śmierci...
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie.
UsuńNajpierw o niebie. Nie ośmieliłbym się definiować coś czego nie znam, ale taka koncepcja nieba jest oparta na wypowiedzi Benedykta XVI: „Używając określenia >niebo< nie odnosimy się do konkretnego miejsca we wszechświecie. Mamy na myśli coś o wiele większego i trudniejszego do zdefiniowania za pomocą naszych ograniczonych pojęć ludzkich”. Ta koncepcja nieba nie wyklucza przecież samego Zmartwychwstania ludzi. Czym innym jest niebo, czym innym „nowa ziemia” po zmartwychwstaniu.
Lepiej wierzyć, niż nie wierzyć – to słynny zakład Pascala. To stwierdzenie nie precyzuje w jakiego boga wierzyć, a przecież we wszystkich nie sposób.
Zgoda, nauka nie wie wszystkiego, ale też nauka nie twierdz, że wie wszystko. Religie mówią o Prawdzie, choć nikt nie potrafi sprecyzować czym ta Prawda jest. Zgodę się też z wnioskiem, że gdyby jakieś aspekty wiarę dało się udowodnić naukowo, przestałaby być wiarą. Stąd moja ironia w stosunku do mikro-chimeryzmu.
Mówiąc szczerze, ja nawet nie mam nic przeciw kultowi Maryi, pod warunkiem, że mnie się nie zmusza do uznania Go za prawdziwy. Mogę Maryję uznać za postać historyczną, prawdziwie istniejącą, choć tak naprawdę prawie nic o niej nie wiemy. To, że ktoś ją traktuje w kategoriach świętości też nie stanowi dla mnie problemu. Ale dogmaty, cokolwiek by nie oznaczały, stanowią dla mnie barierę nie do przejścia.
Ogólnie rzecz ujmując, wiara innych nie jest dla mnie problemem, mam jedynie kłopoty z pewnymi elementami religii i instytucjonalnym Kościołem.
Pozdrawiam i dziękuję za wizytę na tym blogu.
Asmo, Ty chyba straszliwie nudzisz się na tej emeryturze i z nudów zgubiłeś logiczne myślenie. Skoro ktoś wierzy, że po urodzeniu dziecka można nadal być dziewicą, skoro wierzy, że Chrystus urodził się 25 grudnia, skoro wierzy, że każdy kiedyś, kiedyś powróci do życia, to jasne że wierzy również w fakt wniebowstąpienia NMP. Pamiętaj, że wszelka wiara w rzeczy nadprzyrodzone nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek logiką.
OdpowiedzUsuńDla ludzi wierzących ważne są np. wszystkie ewangelie, które powstały przynajmniej
wiek, a czasem i dwa po czasach, w których żył Chrystus i pisane były przez ludzi, którzy nigdy Go na oczy nie widzieli ani nie słyszeli na żywo.
Wrzuć w wyszukiwarkę frazę "Księga Urantii" - można ową księgę przeczytać na necie.
Niestety w formie papierowej kosztuje 145 zł i trochę mi szkoda na nią wydać tyle pieniędzy. Lektura przednia, tematów do postów- multum.
Miłego;)
Gdybym ja się nudził na tej emeryturze, to ja bym pisał miłosne liryki. Kiedyś miałem takie marzenie, ale zawsze brakowało czasu i brakuje do tej pory/
UsuńCóż, to prawda, że z logicznego punktu widzenia nic w religiach nie trzyma się kupy, dlatego ja czasami wierzących podziwiam.
„Księga Urantii”? Kiedyś o niej chyba słyszałem, ale nawet tytuł nie wzbudził mojego zainteresowania. O ile pamiętam chodzi o usystematyzowaną wizję relacji Bóg – człowiek. Niby ok, ale jeśli ktoś „naukowo” podchodzi do takich spraw, zapala mi się czerwone, ostrzegawcze światełko. Kiedyś czytałem obszerne dzieło o scjentologii... Wiesz, jeśli ktoś wierzy w bajowe historie Biblii, wydaje mi się bardziej normalny, niż ci, którzy próbują to przerobić na „naukową” rozprawę. Ale pewnie sprawdzę z ciekawości
Pozdrawiam :)
Ta pozycja nie ma w sobie ani krztyny naukowego podejścia, czy też naukowego spojrzenia. Ta pozycja to coś jakby nowe objawienie, czy coś w tym stylu.
UsuńBiblia nie jest żadnym oryginalnym dziełem, ma pierwowzór w sumeryjskich eposach. "Gołym" okiem widać, że była w wielu miejscach przerabiana tak by zaspokoić interesy sfer rządzących maluczkimi. A ktoś z dobrym przygotowaniem technicznym spokojnie wynajdzie w niej wiele ciekawostek i może dojść do zaskakujących wniosków, o ile uruchomi myślenie twórcze i nie potraktuje całości jako ładny mit umoralniający i wytyczający drogę.
Księgę Urantii można nawet pobrać jako darmowy PDF. Ale ja nie pobrałam.
Bo dla mnie ten tekst to też swoista manipulacja i w tym temacie zgadzam się z Igorem Witkowskim.
Otwórz koniecznie nowy blog, z tymi lirykami miłosnymi;)
Miłego;)
Dlatego określenie „naukowo” ująłem w cudzysłowie, aby nikt nie pomylił z prawdziwą nauką ;) Nie wiem, może się skuszę pobrać, jeśli nic nie kosztuje. Ale czy przeczytam – to wielki znak zapytania.
UsuńAktualnie nie jestem w nikim zakochany (no, może platonicznie), więc te liryki jakby w próżnię. Taka świadomość nie sprzyja natchnieniu :D I ja się naprawdę jeszcze nie nudzę...
Dołączam się do sugestii anabell o tym blogu z lirykami miłosnymi. :)
UsuńSkoro my będziemy je czytać i się, nie wątpię zachwycać, to nie będzie to przecież tak "w próżnię". No i kto wie, może obiekt "platoniczny" się domyśli i bardziej łaskawym okiem spojrzy.
A poza tym to przecież najpiękniejsze liryki miłosne powstawały nie z zaspokojenia pożądania, ale raczej wprost przeciwnie. :)
Taaak Mario, bez wątpienia najpiękniejsze liryki powstały w momentach niespełnionej albo tragicznej miłości. I tu mam problem, mimo obecnego stanu, a może właśnie z powodu niego, ni ździebko u mnie tragiczności.
UsuńPewnie za sprawą własnego doświadczenia, dochodzę do wniosku, że ta platoniczna miłość to – doskonały wynalazek. Kocham, mówię miłe słówka, gdy trzeba pomogę na miarę swoich możliwości, a jednocześnie unikam wszystkich niebezpiecznych meandrów i zawiłości prawdziwej miłości.
De facto nie cierpię poezji, już chyba o tym pisałem, ale kto wie, może kiedyś, może nie w formie bloga, popełnię jakieś liryczno-poetyckie przestępstwo.
Asmodeusz. Mając trochę czasu to prostuję przekłamania.Nauka o wniebowzięciu i w ogóle święto Wniebowzięcia Maryi pojawia się w V wieku. Gdy Kościół otrzymuje możliwość jawnego działania i obchodzenia jakichkolwiek świąt. Ogłoszenie dogmatu nie polegało na tym,że Kościół coś nowego się dowiedział. Dogmat jest ogłaszany gdy są jakieś niedomówienia czy spory. W ten sposób gdy się ogłasza dogmat to Kościół określa jego znaczenie.Istotą dogmatu jest przekonanie,że z racji tego, że Maryja jest Matką Boga Zbawiciela z której się począł została już zbawiona i to samo czeka nas.Lecz Maryja za zasługi w współudziale w zbawieniu z Trójcą dostała już ten zaszczyt. Jan Damasceński z którym nie trudno się zgodzić pisał, iż nie mogło uleć zniszczenia to ciało, które w sposób cudowny nosiło Jezusa i zostało przez Chrystusa odkupione i uświęcone. Tyle w temacie. mirek
OdpowiedzUsuń