niedziela, 19 sierpnia 2018

Niedzielna spowiedź - moja niemoralność


  W polemice na blogu Zrzędy, wyszło, że jestem człowiekiem niemoralnym, bo nie uznaję religii chrześcijańskiej za ideologiczny wzorzec prawdziwej moralności. Tu mały wtręt, a cóż to jest ta moralność? Według słownika PWN: „zespół ocen, norm i zasad określających zakres poglądów i zachowań uważanych za właściwe”. Warto też poznać definicję sumienia, które determinuje nasze zasady moralne. Według tego samego źródła: „zdolność oceny własnego postępowania i świadomości odpowiedzialności moralnej za swoje czyny”. W rozumieniu obu tych definicji nie mam problemu uznać siebie za człowieka moralnie poprawnego (nie mylić z doskonałością) i z czystym sumieniem (na stan obecny, w przeszłości bywało różnie).

  Okazuje się jednak, że dla pewnych środowisk jestem człowiekiem amoralnym i bez sumienia, szczególnie zaś z powodu niechęci do religii oraz barku akcesu do religijnej grupy społecznej, za co niektórzy przypisują mi również aspołeczność. Na moment ironicznie – tak bardzo się tą opinią przejąłem, że postanowiłem zrobić rachunek sumienia. I znów się odwołam do słownika PWN: rachunek sumenia to „przypomnienie sobie popełnionych grzechów, również tekst ułatwiający to przypomnienie”. Stąd tekst poniżej. Będzie jak na spowiedzi, przy czym lojalnie dodam, że moich Czytelników nie obowiązuje tajemnica spowiedzi. Ten rachunek sumienia będzie w dwóch częściach. Pierwsza dotyczy przestępstw wobec przykazaniom Dekalogu, druga, niesubordynacja wobec siedmiu grzechom głównym

  Dekalog (w skróconej wersji katolickiej):
- Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną – nie mam, nie mam nawet tego, przed którym istnieli by ci przed nim. Czasami zdarzało mi się nazwać kobiety „boginiami” i tak je traktować (czyli byłem za wielobóstwem), ale one były w stu procentach materialne, na dodatek widzialne w całej swej niczym nie okrytej krasie;
- Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremnie – nie mam Boga, więc żaden bóg nie jest mój, ale czasami mówię: „Na Boga!”, faktycznie przeważnie nadaremnie, bo ci, do których ten zwrot kieruję, zupełnie na niego nie reagują. Ale gdzieś doczytałem, że ten zwrot jest tylko symbolem emocji, pełnoprawnym w języku polskim i nic wspólnego z religijnym Bogiem nie ma;
- Pamiętaj abyś dzień święty święcił – właściwie nie muszę pamiętać, w każdą niedzielę i każde święto dzwony wiejskiego kościółka mi przypominają. Gorzej z tym święceniem, za Boga (to też wyrażenie nie mające związku z religią) nie mogę się zmusić do wizyty w tm kościółku, o modlitwie nawet nie wspomnę;
= Czcij ojca swego i matkę swoją – nie miałem szczęścia, nie za bardzo mam za co ich czcić. Jeśli już to pewnie tylko za to, że się w ogóle urodziłem. Choć z drugiej strony, jak sobie przypomnę pasmo nieszczęść jakie mnie w życiu spotkały, a i uświadomię, ile cierpienia mnie jeszcze czeka... Ok, ok, ogólnie kocham to swoje życie, ale z kolei nie wiem na czym to czczenie rodziców ma polegać, tym bardziej, że nie żyją.
- Nie zabijaj – tu mam problem, bo to przykazanie jest mało precyzyjne. Wprawdzie żadnego ludzia nie zabiłem (nawet nienarodzonej zygoty), ale na sumieniu (którego podobno ateiści nie mają) mam sporą ilość karpi, kilkanaście kurczaków i niezliczoną ilość owadów, ale te ostatnie to się chyba nie liczy? I nie wiem jak traktować niezliczoną ilość zmarnowanych plemników, ale to też chyba się nie liczy?
- Nie cudzołóż – tu jeż ze mnie grzesznik straszny, nagminnie cudzołożyłem przed ślubem, jeszcze bardziej po rozwodzie, a już codziennie (ja się nie chwalę) w czasie drugiego małżeństwa, a gdy doszło do separacji, można uznać, że zdradzałem dwie na raz (sakramentalną i niesakramentalną);
- Nie kradnij – gdyby było tylko to jedno przykazanie, pewnie w butach wzięto by mnie do nieba, gdyż nic nikomu nie ukradłem. Na szczęście lista moich innych przewinień jest długa, bo ja do nieba nie chcę;
- Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu – tu mogę się zasłaniać barkiem świadomości w tym temacie. Często wypowiadam opinie o innych, ale nie mam pewności czy są fałszywe, czy nie. Chciałbym, aby były zawsze prawdziwe, ale coś mi się zdaje, że to tylko chciejstwo;
- Nie pożądaj żony bliźniego – tu się poddaję. To było silniejsze ode mnie i nie miałem na to wpływu. Ileż obcych żon ja pożądałem... Nie zliczę;
- ani żadnej rzeczy, która jego jest – niestety, tego nie rozumiem. Jakoś tak nie miałem wyrzutów sumienia, pewnie dlatego, że ateista sumienia nie ma, gdy zazdrościłem innym samochodu, domu, a najbardziej, gdy ktoś miał bogatą bibliotekę.

  Siedem grzechów głównych, choć nie w tej kolejności jak trzeba:
- obżarstwo – czasami mnie dopada, ale ogólnie całe życie to ja byłem chudzielec. Dopiero teraz zarysowuje się coś na kształt mięśnia piwnego, choć spokojnie, jeszcze całej garderoby nie wymieniam z tego powodu – tylko spodnie, bo krawcowa nie chce mi klinów wszyć;
- nieczystość – dbam o higienę osobistą, ale rozumiem, że nie o to biega. Tak jestem nieczysty, bo nieczyste myśli nachodzą mnie niemal codziennie. Tylko nijak tych myśli wyłączyć nie potrafię. Może gdybym się modlił, ale ponieważ ta modlitwa byłaby fałszywa, trudno ocenić, co gorsze;
- chciwość – od tego też nie potrafię uciec. Chciwy jestem wiedzy i rozrywki, nawet bogactwa materialnego i wygody. Chciwy też jestem zdrowia (ostatni z tym kiepściutko) i dobrej kondycji fizycznej, ale tu wiek senioralny daje o sobie znać;
- zazdrość – tu też mogę służyć za przykład grzeszności. Dziś nawet ogarnia mnie niewypowiedziana zazdrość o dziewczyny, u których znalazłem się na marginesie ich życia, to znaczy na ich czarnej liście;
- gniew – zdarza mi się choć bez przesady. Najczęściej wkurza mnie radosna twórczość i elokwencja polityków i purpuratów. To też silniejsze ode mnie;
- lenistwo i znużenie duchowestricte lenistwo nie za bardzo, ale lenistwo do duchowego uwielbienia Pana Boga, to już jest wręcz totalne;
- pycha – specjalnie na koniec sobie zostawiłem. Tym razem bez samoosądu, Czytelnicy powinni ocenić, choć ja tej oceny jestem pewien. Nie na darmo kobiety mojego życia w większości określały mnie mianem szpetnego narcyza.

  Zastanawia mnie w tym wszystkim jedno i nie wynika ze złośliwości wobec religii. Zauważyłem brak, zarówno w Dekalogu jak i tych siedmiu grzechach głównych, odniesienia do kłamstwa. Jest mowa o fałszywym świadectwie wobec bliźniego, ale kłamstwo się przecież na tym nie kończy. Czyżby tej religii to kłamstwo było do czegoś potrzebne? Tu dodam, skoro na spowiedzi, że większość życia to ja kłamałem jak najęty, najczęściej zaś okłamywałem sam siebie. Aż trafiłem na uroczą kobietę, która mnie wyleczyła z tej przypadłości. Cena była straszna, ale przecież za grzechy trzeba odpokutować. Gdy tak rozglądam się wokoło, abstrahując od faktu, że formalnie to ja wciąż jestem katolik zapisany w księgach, to choćbym nie chciał, wciąż jest we mnie tak 95 procent katolika. Analizując ten mój rachunek sumienia, właściwie niczym się od nich nie różnię (może proporcje inne), poza faktem, że nie wierzę w istnienie Boga i się do niego nie modlę. Jest jeszcze coś - nie pójdę z tym rachunkiem do księdza kaznodziei i nie będę prosił o rozgrzeszenie, które wyczyści to moje sumienie, którego podobno mi brak.



24 komentarze:

  1. Jestem wstrząśnięta, nie mieszana. Spodziewałam się słowa na niedzielę, ale to... odebrało mi mowę i władze umysłowe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mea culpa – nie miałem zamiaru aż tak Cię zbulwersować. Powiem szczerze, teraz żal mi tych spowiedników, jeśli mają taką wrażliwość jak Twoja...

      Usuń
    2. Sądzisz, że jakąś mają?... To chyba tylko świeżaki.

      Usuń
    3. Oj, nie pamiętam kiedy byłem ostatni raz w spowiedzi, i nie wiem jak to naprawdę jest z tą wrażliwością spowiedników, dlatego użyłem spójnika „jeśli”.

      Usuń
    4. Coś kiepska masz pamięć, przecież wyspowiadałeś się świeżutko dzisiaj :) Pomijając mnie, ciekawe, jak tam z wrażliwością pozostałych spowiedników :))

      Usuń
    5. @Frau Be
      Nie pamiętam, kiedy byłem w spowiedzi przed konfesjonałem, tę dzisiejszą zapamiętam na długo ;)
      Trudno ocenić, jak z wrażliwością innych, trochę za mało chętnych do ocny. Dzisiaj niedziela, dzień święty i może nie wypada wchodzić na blog Asmodeusza :D

      Usuń
    6. O i masz, od małp mi nawymyślał.

      Usuń
    7. Niejaki Asmodeusz, zwracając się do mnie per "małpa Frau Be".

      Usuń
    8. A Ty wiesz, że mnie samego ta małpa denerwuje? Przepraszam, czasami wpadam na ten ogólnie stosowany chwyt. Obiecuję nigdy więcej, przynajmniej w stosunku do Ciebie.

      Usuń
    9. Nie przepraszaj, bo ja tylko żartowałam. Ale że to chwyt "ogólnie stosowany" to jakoś nie zauważyłam, akurat z moich obserwacji wynika, że niewiele osób ta robi.

      Usuń
    10. Jeśli w jednym wątku dyskutuje kilka osób, ta małpa jest dość powszechna.

      Usuń
    11. Tak, właśnie w takiej sytuacji się z tym spotkałam, chyba nawet z raz czy dwa i ja się tym posłużyłam.

      Usuń
    12. Cyba odeślę Cię do spowiedzi :D

      Usuń
    13. Jeszcze tylko tego mi brakowało...

      Usuń
  2. Asmodeusz- dałeś sobie odpowiedz kto jest Twoim bogiem. również dałeś sobie odpowiedz jak bardzo jest nie wygodna wiara w której byłeś i nauki Kościoła.Poszedłeś w zupełnym innym kierunku. Jezus powiedział,że trzeba się zaprzeć samego siebie i wsiąść krzyż swój. Czyli współpracować z łaską która została dana co wymaga zaparcia się spraw i uciech tego świata. Ty ją odrzuciłeś. Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną jest właśnie tym co się odrzuca związanym z Bogiem prawdziwym idąc w zupełny inny wymiar pozbawiony Boga. Bez Boga robi się hulaj dusza. Niby pod pozorem wolności i swobody uciech tego świata, że wszystko mi wolno czyha najgorszy wróg jakim jest demon. On pod pozorami tego wyzwolenia jakiego się stałeś przywłaszczając sobie jeszcze imię Asmodeusz wpadłeś w jego sidła po uszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zdumiony, i to mało powiedziane. Przecież ja, jak na spowiedzi...

      Kto jest moim bogiem? Człowiek, choć nie w takim znaczeniu jak Bóg chrześcijański.
      Ta wiara mało, że niewygodna, to w moim odczuciu (bez osobistej obrazy) bezsensowna. Mówi się, że życie bez Boga traci sens, zapytam: a jaki jest sens życia z Bogiem?
      Nie rozumiem tego zaparcia się siebie, ani tego krzyża. Jeśli przyjąć, że stworzył nas Bóg, to czy po to, abyśmy się siebie zaparli i umartwiali swoje ciało, któremu nadał taki a nie inny kształt?
      Nie wiem, co to jest ta łaska, nawet gdy wierzyłem, nie miałem okazji jej poznać poza zapewnieniom kaznodziei, że jest. A skoro jej nie poznałem, jak mogłem ją odrzucić? Odrzuca się coś, co się ma. Sorry, ale te uciechy świata też są podobno dziełem Boga. Znasz pierwsze wersy Ewangelii św. Jana?
      Zapewniam Cię, że bez Boga nie jestem dziś hulaką. Zauważ, że moja spowiedź dotyczy właściwie tylko czasów przeszłych, w większości tych, kiedy nie byłem ateistą.
      Nigdzie nie napisałem, że mi wszystko wolno. Uważam, że moja wolność kończy się tam, gdzie wkracza w wolność innych (żyjących ludzi).
      Ha, ha – powiadasz, że imię (właściwie nick – moje prawdziwe imię jest inne) determinuje moją moralność? Demon? Mam odwagę przyznać się, że za wszystkie moje złe czyny, odpowiadam ja sam, a nie jakiś demon.

      Łączę pozdrowienia, mam nadzieję, że nie uraziłem.

      Usuń
  3. Cóż za ekshibicjonizm! Ale i tak się nie wzruszyłam;))))
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że chciałem kogoś wzruszyć? :D :D :D
      Pozdrawiam pięknie :)

      Usuń
  4. Wzruszyłem się również. Pomyśleć że cała ta spowiedź z powodu urażenia przeze mnie owej ateistycznej wrażliwości i wyczulenia na fakt, że koniecznie chcesz się pozbyć śladu jakiegokolwiek wpływu religii na swoją moralność. Naprawdę... aż chyba łzę uronię. Nie trzeba było Asmo... choć nie czuję się na szczęście winien.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he, he… nie przeczę miałeś w tym udział, ale to raczej z powodu tego braku sumienia, bo nie wiem czy da się urazić mój ateizm. Wielu, i to bawet biskupów próbowało.
      Ale spokojnie, nie płacz jako i ja nie płaczę :D

      Usuń
  5. Człowiek jest Twoim bogiem i filozofia życia tegoż człowieka, którą sobie obrałeś. Asmodeusz Ty przez to, że masz taką filozofie robisz logiczne błędy myśleniowe, że ich najzwyczajniej nie widzisz lub widzisz tylko to olewasz. Pytasz jaki jest sens życia z Bogiem. Sens życia z Bogiem mamy w objawieniu. Ono pokazuje sens. Skoro nas Bóg stworzył to po to aby w ostateczności był tego sens. Ty zaś ten sens negujesz nie mając żadnych dowodów,że to co my katolicy wyznajemy jest bez sensu. Po to Bóg nas głównie stworzył abyśmy Go poznali i z nieprzymuszonej woli chcieli do Niego dążyć. Ty wybrałeś właśnie odwrotny kierunek bo taki dał Ci Bóg wybór swobodę i prawo… i z tego korzystałeś. Tylko w ostateczności jaki z tego będzie sens? Będzie bezsens! Czy jakiekolwiek nadane prawo ma sens? Prawo drogowe ma sens jeśli się go przestrzega. Jeśli stwierdzisz, że nie ma sensu tego przestrzegać,a twierdzących takich będzie od czorta to wiadomo jakie będą skutki. My nie mamy się umartwiać lecz żyć pełni życia w ramach zasad Ewangelicznych. To może się wydawać trudne i dlatego to co uczy Kościół jest nie wygodne w dzisiejszym świecie . To jest ten krzyż, który trzeba unieść aby mieć czystą dusze. Asmodeusz- łaska to była i jest taka, że Chrystus za Ciebie umarł w katorgach. Następnie to trzeba teraz tą łaskę wdrożyć w życie. Z tego co Ty piszesz z tej spowiedzi to powinieneś wstąpić do jakiegoś kościoła protestanckiego. Tam już oni Ci załatwią zbawienie wystarczy, że uwierzyłeś w Chrystusa resztę się nie liczy. Uciechy świata te nieprzyzwoite, niemoralne łamiące przykazania są konsekwencją grzechu jakim człowiek jest napiętnowany. Człowiek sprowadzając grzech spowodował to, że wie co jest złem a co dobrem. Dziś nie jesteś hulaką bo już Twój wiek się zmienił. To co się robiło kiedyś dziś ma już inny obraz ze względu na wiek, poglądy też się zmieniają i potrzeby. Błędem jest twierdzenie, że demona nie ma- wtedy łatwo taki zły duch dopadnie ofiarę pod pozorem dobra, spokoju, rozwagi. Wtedy co dotychczas było poukładane zaczyna się wszystko odwracać w innym kierunku. Wtedy też wychodzi się z założenia że wszyscy są w błędzie tylko ja mam rację. Zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy Boże i osobiste zbawienie taki człowiek jest pozbawiony wszelkiego głosu ostrzegawczego. Zły duch tak osaczy ofiarę, że ona nic nie da sobie powiedzieć złego na temat swojej egzystencji, sprzecznych ze sobą pewnych postępowań, przemyśleń i wiary z pogardą ją ukazywać w której wyrosłeś. To była odpowiedz na Twój wpis do mnie. To,że ja tak piszę to nie znaczy,że Cię osądzam. Nie mnie jest sądzić. mirek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiem na wszystko, ale według własnego porządku.

      Napisałem wyraźnie, że człowiek jest moim bogiem, ale nie w takim sensie jak Twój Bóg dla Ciebie. Nie będę się do niego modlił i nie będę od niego oczekiwał zbawienia i nie będę go wychwalał, jeśli na to nie zasługuje. Ale mimo wszystko i tak człowiek zasługuje na szacunek, bo człowiek brzmi dumnie, jeśli tylko nie jest podły. Jeśli chodzi o człowieka, wierzę tylko w to, że tych dobrych jest zdecydowana większość, ale wcale nie muszą być święci.

      Sens, który próbujesz mi wyłuszczyć mnie nie przekonuje z kilku powodów. Najważniejszym jest to, że w, jak to określiłeś „nielogicznym myśleniu” (dzięki za komplement), Bóg się nie mieści. Ja Go długo próbowałem wcisnąć w swoje szare komórki, ale im bardziej chciałem, tym bardziej ta moja nielogiczność się buntowała. Innymi słowy obaj wychodzimy z dwóch różnych założeń i od razu uprzedzę, nie będę się spierał, które założenia są racjonalne. Obaj wychodzimy od słynnego warunki a priori, który z obu nas czyni jednakowych głupców, no może nie aż tak bardzo, ale na pewno jednakowych. Wiesz na czym polega różnica między mną a Tobą? Ja szanuję na swój sposób Twoją wiarę (nigdy Ci nie napisałem, że jest głupio nielogiczny) natomiast Ty nie masz odrobiny szacunku do mojej niewiary, do której Cię przecież nie zmuszam. Ale to szczegół, się nie obrażam.

      Skoro ja nie akceptuję istnienia Twojego Boga, wszystkie Twoje argumenty (o stworzeniu, p grzechu pierworodnym, o łasce, o zbawieniu, o wolnej woli, a nawet tym szatanie) stają się tak samo nieakceptowalne. Co zatem z sensem życia? W Twojej wersji polega on na dążeniu do zbawienia, które zapewni Ci szczęśliwość wieczną. W związku z tym sensem jesteś gotów nawet zostać niewolnikiem za życia na ziemi, o ile wierzysz w Słowo Boże zawarte w Ewangelii. Radkowi miałem okazję przytoczyć, więc i Tobie sobie pozwolę, bo piszesz, że nie musisz się umartwiać: „To się bowiem podoba [Bogu], jeżeli ktoś ze względu na sumienie [uległe] Bogu znosi smutki i cierpi niesprawiedliwie” [1P 2 19]. Choćbym nie wiem jak chciał zostać prawdziwym Świętoszkiem takiej postawy nie zrozumiem. Ty mówisz o jakieś radości a Biblia o niewolnictwie, smutku i niesprawiedliwości. Komu mam wierzyć? Tobie czy Biblii? Wynika, że ani Biblii, ani Tobie.

      Posługujesz się stereotypami na temat mojego sensu życia, chyba też na podstawie Biblii, gdzie mowa o głupim, który nie wierzy (nie chce mi się szukać, ale Ty wiesz o co chodzi). Stwierdzasz więc autorytatywnie, zupełnie mnie nie znając, że prowadziłem niecne życie wbrew Prawu, choć na starość mi przeszło. Zapewniam Cię, nie łamię prawa drogowego, jedyny mandat zapłaciłem za złe parkowanie. Nigdy też żaden sąd nie skazał mnie za jakieś przewinienie nawet grzywną. Gorzej, za dobre sprawowanie i nieskazitelną opinię wybrano mnie na ławnika sądu powiatowego. Moje niecne życie ogranicza się do spraw seksu i wszystkiego, co z nim związane, ale nawet i tu nie mam sobie nic do zarzucenia. Nigdy żadnej kobiety nie zgwałciłem, nigdy też nie korzystałem z usług prostytutek, nawet z erotycznego masażu czy pań li tylko do towarzystwa. Kilka razy w życiu miałem wyrzuty sumienia w związku z seksem gdy... partnerka (tu: sakramentalna żona) była zawiedziona i nieusatysfakcjonowana.

      I teraz spojrzyj na to moje życie obiektywnie, jeśli potrafisz. Przeżyłem je do tej pory tak aby czerpać z niego satysfakcję (nie tylko seksualną) i jednocześnie nie krzywdzić bliźnich. Prawdopodobnie, gdy będę umierał będzie mi tego życia bardzo żal, ale powiem sobie: Asmo zrobiłeś ile mogłeś, nie musisz mieć do siebie pretensji. Zostawiłeś światu potomstwo i tyle Twojej wieczności ile o Tobie ludzie będą pamiętać. Miałeś niebywałe szczęście, że na krótką chwilę zaistniałeś w tak pięknym Wszechświecie. Miliardom plemników i jajeczek tego szczęścia nie było dane zaznać. A teraz twoje prochy staną się drobną, bardzo drobną cząstką tego Wszechświata. Reszta jest Nirwaną.

      Nie wciskaj mnie w protestantyzm, wszak w Jezusa, jako Boga, też nie wierzę.

      Usuń
  6. Nie wiem na jakiej podstawie stwierdzasz, że nie mam szacunku do Twojej niewiary. Na podstawie być może niektórych zwrotów lub zdań co jest wynikiem emocji. Tzn. szanuje człowieka i takiego jak Ty i Twoje poglądy ateistyczne. Twoja wiara to wiara w coś innego brak Boga i wiara w naukę, która niczego nie udowodniła. Lecz wiara w Boga istotę niepojętą bardziej zezwala na to aby uważać że taka istota istnieje niż w naukę która nić przynajmniej dziś nie odkryła. Lecz ktoś neguje Boga jego sprawa. My chrześcijanie, katolicy, którzy choć trochę pojęli naukę z Ewangelii mają obowiązek z takimi osobami jak Ty rozmawiać w tym temacie… i tyle . Najgorsze jest to ,że jak ktoś za wszelką cenę będzie twierdził że czarne to białe z nauk Pisma św. pomimo oczywistości że tak nie jest, a powodem jest to ,że racja musi być moja wbrew faktom bo nie wierzę. Ty tak robisz i to jest gorsze niż ta spowiedź. Zrobiłeś to z kapelanem o którym swego czasu była dyskusja. Włożyłeś myśl interpretacje w jego słowa, że na 10 osób ty jeden stwierdzasz co innego tylko dlatego, że to kapelan katolicki do którego masz awersję. Taka jest prawda i to jest gorszące i wtedy zaczyna się brak szacunku to takiej osoby bo manipuluje z premedytacją , a nie to, że ktoś jest ateistą.To tyle życząc słonecznego dnia bo lato ucieka jak woda w kranie.mirek

    OdpowiedzUsuń