Celowo nie piszę o spowiedzi, bo nie
oczekuję żadnego rozgrzeszenia, ani tym bardziej pokuty. Dla mnie ratunku już nie ma. Zainspirował mnie pewien pobożny kaznodzieja, który autorytatywnie napisał, że
jestem jak robaczywy owoc, ucieleśnieniem toksyczności grzechu, bo jak mówi
Biblia, jestem zatwardziały i nieczuły na Boga i mam mroczne serce. Idąc tropem jego, kaznodziei opisu, wyznaję: wchłaniając to zło zostałem zatruty i niezdolny do życie. Oddałem
się cywilizacji, która jest cywilizacją grzechu budowanym na kłamstwie. Tym
kłamstwem jest twierdzenie, że ziemia i jej historia należy do człowieka, jest
nim niechęć podporządkowania się Bogu, a będąc zamknięty w horyzoncie doczesności,
nie chcę uznać wieczności. Straszne...
Problem w tym, że jest gorzej, zdecydowanie
gorzej. Grzech we mnie rozrasta się i zakorzenia niczym chwast, przez co nie
mam miłosierdzia i jestem obojętny na dobro. I oczywiście strasznie się irytuję
i jestem coraz bardziej zakłamany. Tajemnica mojego grzechu jest podobna do
robaka mieszkającego w owocu. Nie jednego robaka, ale całego mnóstwa robaków, które robaczą
moją duszę i pożerają najwartościowsze składniki mojego duchowego organizmu,
przy okazji zanieczyszczając go obrzydliwymi ekskrementami. Owe robale nie
tylko niszczą, ale i fabrykują robaczywe życie, niewyrazistość, zepsucie i
rozkład. Innymi słowy jestem żywym, rozkładającym się trupem. Straszne...
Podgryzam swoim wątpieniem najbardziej delikatny
miąższ religijny. Jestem jak faryzeusz, który dyskretnie ukrywa swoje zepsucie.
Jestem jak narcyz, sprzedający za drogie i tanie pochlebstwa swój rzekomo
nieodparty urok własnej wyjątkowości. Rządzę się prawem okazji, by szybko
osiągnąć cele. Czuwam nad nowością, która unieważnia to, co dawne i istotne.
Pragnę sukcesu, do którego dążę grzeszną przebiegłością. A oprócz tego jest
jeszcze we mnie tasiemiec zbudowany z wielu innych drobnych przewinień. Jako robaczywy
bywalec religijnych środowisk nie skupiam się na Prawdzie i świętości, ale
używając subtelności domniemanych, staram się ośmieszyć i skompromitować tych,
którzy demaskują moją obłudę. Grzech nie szuka już dobra i świętości, ale
czyha na cudzy grzech i nim żyje. Upadanie żyje upadaniem. Upada w
niemiłosierne przedpola piekieł. Straszne...
Uf! Ulżyło mi niemożebnie po tym
wyznaniu. Może taka spowiedź pod dyktando świętobliwego kaznodziei ma sens?
Wystarczy powiedzieć, że jest się niewierzącym, a on od razu nam napisze
litanię grzechów. Niestety, ja odmiennie od tej cudzołożnicy, którą Jezus
wybawił z niechybnej śmierci przez ukamieniowaniem innych, też mających się z
świętobliwych, na Jego słowa: „Idź, a od tej chwili już nie grzesz!” [J 8, 11],
i tak pójdę przez siebie wybraną ścieżką. W sferze grzesznych uczynków
już pewnie ta litania się specjalnie nie wydłuży, stary jestem i nie będę już miał wiele okazji. Za to w sferze duszy wolę
dalej karmić te robale. Wiara w zabobony, w rzekome cuda-niewidy, w moc
fałszywych rytuałów, które przypominają abrakadabra
z bajek o czarownicach – to dopiero gnicie mózgu, które i tak przed robalami nie chroni. Wolę tego tasiemca niż
fałszywą pobożność. Pozwolę się zwieść rozumowi, który jeśli czegoś nie rozumie,
pozwala z czystym sumieniem powiedzieć: nie wiem, a nie zasłaniać się, bogami,
aniołami czy diabłami, i co tam jeszcze ktoś sobie nie wymyśli.
Przypisy:
całość na podstawie: https://www.katolik.pl/historie-robaczywych-owocow--czyli-niemilosierna-toksycznosc-grzechu,32220,416,cz.html
całość na podstawie: https://www.katolik.pl/historie-robaczywych-owocow--czyli-niemilosierna-toksycznosc-grzechu,32220,416,cz.html
Ciekawe co na to ksiądz Robak?
OdpowiedzUsuńKs. Robak znalazł lekarstwo na te robaki. Soplica, w butelkach o rożnej pojemności, się nazywa.
UsuńTo co wlasciwie ze mna???? Wierze w Boga, ale cuda, rytualy i litanie mnie nie interesuja. Ty jasno sie okresliles, a ja nie bardzo wiem, do jakiego sortu przynaleze. Hmmm ... diabel nie odgadnie, aniol nie podpowie :/
OdpowiedzUsuńJa ci niczego nie podpowiem – nie chcę mieć nikogo na sumieniu ;))) Ale jeśli nie interesuje Cię magia, trzeba by zrobi krok do przodu i zapytać siebie, co w tej wierze nie jest magią?
UsuńWiesz Asmo, mnie nie przeszkadza, że ludzie wierzą w dziwne wg mnie rzeczy, w końcu jeśli im z tym dobrze, to niech sobie wierzą.Mnie tylko denerwuje, że bardziej interesują się innymi a znacznie mniej sobą i zaglądają innym w gary, do łóżka i jeszcze się martwią o ich życie w innym wymiarze.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Mnie najbardziej denerwuje to, że chcą zaglądać w moje sumienie i publicznie je oceniać. Jezus nakazał im głosić słowo Boże, a im pomyliło się to z samosądem. Zwróć uwagę, że w tych słowach kaznodziei nie ma nic, co mogłoby człowieka do wiary przyciągnąć, nawet na miarę li tylko postępowania. Nic tylko potępienie, potępienie i potępienia.
UsuńPięknie pozdrawiam ;)
Gdyby nie ostatni akapit pomyślałabym, że ktoś Ci się włamał na bloga. Np. jakiś skruszony arcybiskup ;)
OdpowiedzUsuńHa, ha, ha. Wiesz, że nigdy o takiej możliwości nie pomyślałem?
Usuńnic nie zrozumiałem z tego linkowanego artykułu, znaczy z pierwszej połowy, bo dalej ugrzązłem, nie dałem rady reszcie tego bełkotu z innego świata... zwykle staram się czytać te odnośniki, żeby wiedzieć o czym piszesz, do czego nawiązujesz... ale nie tym razem...
OdpowiedzUsuńale wychodzi na to, że też jestem obojętny na dobro, na to "dobro" na ten przykład, które wciska nam ten bidulek, autor wspomnianego artykułu... wiesz, w mojej pracy to ja muszę mieć wyrobioną profesjonalnie obojętność na takie "dobra", a w ostateczności umieć salwować się czmychnięciem, gdy taki pacjent osaczy...
p.jzns :)...
Oczywiście, że jesteś tym, którego toczą robaki i tasiemce, skoro odrzuciłeś wiarę w Boga ;) Z kolei ta Twoja obojętność, byłaby uznana z a dobro...
Usuń