niedziela, 8 marca 2020

III wojna światowa – na dzień kobiet


  Blogowa znajoma stwierdziła kategorycznie: „Ja się będę upierać, że wojnę światową to my mamy non-stop, i te wojny lokalne tyczą się nie tylko ludzi danego terenu, na którym rzecz się dzieje, ale nas wszystkich”1. Stanowczo zaprzeczyłem i..., i dziś zmieniam zdanie by udowodnić, że nie jestem upartym osłem, odpornym na każdą argumentację oponentów. Tak, III wojna światowa trwa i to ponad pół wieku, choć ma zupełnie inny charakter, niż mojej oponentce się wydaje.

  Osiedle mieszkaniowe w jakimś większym mieście polowy lat sześćdziesiątych. Mąż wraca zmęczony z pracy, idzie umyć ręce i twarz, i już odświeżony przechodzi do jadalni, gdzie czeka na niego zadbana żona, uśmiechnięte dzieci nastolatki, oraz skromny, ale pachnący obiad. Żona napełniając talerz męża, pełna troski pyta o to, jak minął mu dzień, dzieci zaś opowiadają jak im minął dzień w szkole. Po obiedzie on siada w wygodnym fotelu, żona podaje mu filiżankę z kawą i dzisiejszą prasę, a dzieci idą odrabiać lekcje. Ona jeszcze tylko musi pozmywać naczynia, by w końcu usiąść obok męża z ręcznymi robótkami. Wreszcie mogą włączyć telewizor, czarno-biały, bo właśnie rozpoczyna się emisja programów telewizyjnych. Wieczorem, gdy dzieci już poszły spać, przygotowuje w sypialni łóżko, gotowa w każdej chwili ubrać seksowną bieliznę, jeśli tylko mąż wyrazi w delikatny sposób chęć na spełnienie małżeńskiego obowiązku. I tak dzień w dzień, z przerwą na niedzielę, gdzie dodatkowa atrakcją jest wspólne wyjście do kościoła, a obiad jest bardziej uroczysty... Idylla?

  Dorastające dzieci zaczynają dostrzegać, że coś tu nie gra. Ojciec jest jakoś dziwnie wyobcowany. Owszem słucha, ale nigdy sam o nic nie pyta. Owszem, dba aby wszystkim żyło się w miarę dobrze, ale jest przy tym wręcz despotycznie przywiązany do rytuału wypracowanego przez kilkanaście lat. Nie ma mowy o jakimś szaleństwie. Matka zaś właściwie nigdy się nie śmieje, tak spontanicznie, jak z głupiego żartu, choć na jej twarzy uśmiech trwa. Jak przyklejony. Stara się o to, aby w domu był porządek, posiłki na czas, i żeby nikomu nie zabrakło czystej odzieży. Tyle, że w tym nie ma żadnej ambicji. Jest tylko obowiązek. Życie de facto jest takie, jakie musi być i młodym zaczyna być w tym świecie duszno.

  Pod koniec lat sześćdziesiątych wybucha rewolucja, przez jednych nazwana kulturową, przez innych seksualną, i to jest początek III wojny światowej, która trwa do dziś. Młodzi malują szarość życia pastelowymi kolorami, a dla większych doznań sięgają po narkotyki. Purytański świat bożego ładu, niezniszczalnych reguł i norm moralnych okraszonych hipokryzją, wali się niczym domek z kart po ciężkim bombardowaniu. Już nigdy nic nie będzie takie samo. Jednak myliby się ktoś, kto by sądził, że liberalizm, feminizm czy tolerancja odniosły zwycięstwo. Po trzydziestu latach pewnych, ale drobnych sukcesów nowych idei, konserwatyzm przeszedł do kontrnatarcia i nic nie jest rozstrzygnięte. Od końca lat dziewięćdziesiątych wojna się nasila. Powstaje ruch anti-choice, rzekomo oddolny, de facto sponsorowany przez lobby konserwatywne (w Polsce to Kościół, Ordo Iuris oraz PiS). I nie chodzi w tym tylko o sprzeciw wobec aborcji, gender, LGBT, ale także o walkę z antykoncepcją i, co jest przerażające, z ustawodawstwem antyprzemocowym.

  Ta wojna dziś po stronie konserwatystów sięgnęła szczytu absurdu szczególnie na poziomie feminizmu. Poczucie wolności, możliwości decydowania o sobie oraz godność kobiety, stały się dla tych kręgów grzechem. Ta rzekomo oddolna inicjatywa proponuje z okazji święta kobiet litanię za ofiary feminizmu (sic!), którą pozwolę sobie przytoczyć we fragmentach i w formie puenty:

  Módlmy się za:

- kobiety, którym wdrukowano brak zaufania do mężczyzn;
- kobiety, które chciałyby żyć zgodnie ze swoim powołaniem do małżeństwa i macierzyństwa;
- kobiety deprecjonowane i wytykane palcem jako kury domowe;
- kobiety, którym wpojono ideał realizacji siebie zamiast obdarowywania sobą mężczyzn;
- kobiety faszerowane antykoncepcją w ramach przejmowania kontroli nad własnym życiem;
- kobiety uwikłane w imię błędnie pojmowanej wolności w związki pozamałżeńskie, romanse, konkubinaty ;
- kobiety, którym wmówiono atrakcyjność bycia singlem;
- mężczyzn, którym odebrano męskość;
- mężczyzn, którym nie dano być głowami rodzin;
- mężczyzn, z którymi żony konkurują zamiast wspierać;
- porzucone dzieci, które były dla matek mniej ważne od kariery;
- dzieci, którym ze względu na prawo kobiety do wyboru nie dano się narodzić;
- kobiety, którym wmówiono, że ich macica, ich sprawa;
- homoseksualistów, którym matki nie potrafiły zaprezentować pozytywnego obrazu kobiecości2.






69 komentarzy:

  1. Modlitwę bym uważał może za absurdalną, gdyby nie fakt, że feminizm bywa jeszcze bardziej absurdalny. Też mam parę cytatów pań feministek na tą okazję...

    - "NIE POPIERASZ FEMINIZMU? JEBNIJ SIĘ W ŁEB!"
    - "Szkoda tylko kobiet, które tak są zmanipulowane przez patriarchat, że trzymają sztamę ze swoimi oprawcami, oprawcami swoich sióstr w nieszczęściu." :) Po prostu jest to idealna na drugi podpunkt - feministkom nie mieści się łebkach, że są kobiety, którym odpowiada tradycyjna rola żony i matki.
    - „Wikipedia jest redagowana w sposób seksistowski i widać tam uwarunkowania patriarchalne oraz normatywne, które niekoniecznie wynikają ze złej woli, a raczej z ignorancji” - pani Środzie chodziło o brak żeńskich form niektórych wyrazów...
    - Orgazm z mężczyzną to kolaboracja z systemem patriarchatu... To z transparentu.
    - "Nie sądzę, żeby Polacy mieli duży mózg w tych czaszkach słowiańskich" - takim antropologicznym odkryciem zabłysła Gretkowska..
    Nie chcę mi się szukać, ale tymi tekstami przykryłbym cały Twój blog jak kapeluszem, a gdybym dopomógł tekstami zachodnimi to życia by CI nie starczyło na komentarz.

    Więc daruj Asmo, ale to modlitwą tych wszystkich pierdół nie jesteś w stanie przebić nawet w połowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż, różnica między feminizmem, a ową litanią jest tak, że feminizm wynika z własnej woli (nawiasem mówiąc podobno danej od Boga – to ironia), natomiast owa litania wynika z patriarchatu, czyli woli narzuconej przez mężczyzn.
      Po kolei.
      Pierwszy cytat, pisany wersalikami, a z którym się w pełni zgadzam – czasy ubezwłasnowolnienia kobiet skończyły się bezpowrotnie. Kobieta ma prawa oddać się w niewolę mężczyzn, jeśli ma takie życzenie, ale nikt nie ma prawa jej do tego zmusić.
      Drugi punkt. Twoja ocena jest tu pobożnym życzeniem, wynikającym z chęci dyskredytowania feminizmu. Skoro bowiem pisze, że „Szkoda tylko kobiet, które (...)” to znaczy, że feminizm dopuszcza taką ewentualność, i żałuje tych kobiet, a nie zabrania im takimi być.
      Żeńskie końcówki, czy to się nam podoba czy nie – to wciąż sprawa otwarta. Polski język to nie łacina, która jest niereformowalna. Dla ćwiczenia proponuję Ci znaleźć męską końcówkę dla „przedszkolanka”.
      O transparentach nie dyskutuję. Był też bowiem taki: „Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś”.
      Co ma wspólnego tekst Gretkowskiej z feminizmem? Chyba, że miała na myśli zatwardziałe łby męskich szowinistów, i w takim kontekście jestem gotów ją poprzeć.

      Śmiało, szukaj dalej ;)

      Usuń
    2. Ha ha ha. :D Naprawdę? Sam na to wpadłeś?
      Nie, mój Boże, to że ktoś ma takie a nie inne poglądy nie wynika z żadnego "patriarchatu", wynika z jego indywidualnych potrzeb. Nie mówimy o jakimś wynaturzonym, anachronicznym pojęciu, wedle którego kobieta ma tylko jeden zwój mózgowy więcej od konia, żeby wody z wiadra nie chłeptała przy myciu podłogi. Pomyliły Ci się czasy, kolego.

      Co to znaczy nie "zabrania im takich być", skoro rzekomo feminizm walczy o prawa wszystkich kobiet, a ością w gardle stają mu te, które nie chcą w takim stopniu jak one sobie to wyobrażają w tej walce uczestniczyć? Przecież te teksty o zniewoleniu stawiają je w kategorii tych głupszych, zmanipulowanych i pozbawionych woli tępych krów, choć do wyboru jest tu hołdowanie wszelkim głupotom, które się komuś we łbie narodziły. - Pozostaje "jebnąć się w ten łeb" chyba.

      Żeńskie końcówki są sprawą otwartą - to fakt, ale takie zinterpretowanie bałaganu w tym panującego świadczy o czyimś ciężkim pomyślunku chyba.

      Nie, dzięki mam to gdzieś i lepsze zajęcia na dziś.
      Au revoir, mon ami. :)

      Usuń
    3. W ogóle odniesieniu do zajadłości członkiń takie choćby Femenu, stwierdzenie że ktoś "nie zabrania takim być" jest wręcz kuriozalne... Pytanie brzmi czego i komu zabrania ta modlitwa nad którą się pastwisz?

      Usuń
    4. Wyobraź sobie, że sam to wymyśliłem.

      Właśnie, że z patriarchatu. Od zarania dziejów to facet decydował za kobietę i podpierał tę tezę religią, którą też wymyślił. I wmówił kobiecie, że ona sama tego chce. Bo w tym nie chodzi o to, żeby kobieta nie mogła chcieć być żoną i matką, może chcieć jak najbardziej, ale to dziś szerzy się pogląd, że to jest jej powinnością i obowiązkiem. Czasami czytam tych szowinistycznych belzebubów w czarnych kieckach, którzy mówią o szacunku męża do żony, ale jednocześnie nie potrafią się wyzbyć tej zależności – żona ma być partnerką męża. Rozumiesz? Żona ma być, mąż może ale nie musi.

      Czy walka o prawa wszystkich kobiet, z naciskiem na „wszystkich” to zbrodnia? Walczą między innym o to, aby maltretujący żonę mąż musiał opuścić dom, a nie na odwrót, jak to jest zazwyczaj praktykowane (domy dla matek z dziećmi, które uciekły przed zwyrodniałym mężem). Przecież to paranoja! Walczą o to, aby je w ogóle nie można było maltretować, nawet tych zwanych Matkami Polkami.

      Wszystko bym zrozumiał, ale to, że stroisz się w homisia... (sic!) Szok!!! :D :D :D

      Usuń
    5. Nigdzie nie napisałem, że ta litania komuś czegoś zabrania. Jest kuriozalna sama w sobie.

      Usuń
    6. Współcześnie chodzi wprawdzie o pewne predyspozycje mężczyzn i kobiet do pełnienia pewnych ról w społeczeństwie, a nie decydowaniu za kobietę i podpieranie tych tez religią (jak już wspomniałem czasy Ci się porympały), ale wierzyć w feministyczne dyrdmyały Ci nikt nie zabrania. Im też się pomyliły epoki i nie zauważyły że część postulatów to anachronizm i absurd :)
      Wiedziałem też, że za chwilę dojdziemy do mężów maltretujących żony, choć nie jest to wykładnią konserwatywnego związku, a patologii, ale Ty przecież różnicy nie widzisz, więc nie ma się co nad tym rozwodzić.

      Jakiego homisia? Powiedzenie mon ami - "mój przyjacielu" nawiązuje do literatury, znajdź sobie sam do czego konkretnie. Tobie zaś popierdzieliło się z mon amour chyba.

      Usuń
    7. A co to znaczy „pewne predyspozycje”? Dla mnie to sformułowanie to powrót do patriarchatu, i jest wymyślone przez konserwatystów na rzecz walki z feminizmem, gender i LGBT. Samo określenie „pewne” dowodzi, że nic w tym stwierdzeniu nie jest pewne. Jaka jest rola kobiety w społeczeństwie decyduje płeć biologiczna i de facto odnosi się li tylko do rozrodczości. Reszta owych „predyspozycji” wynika już tylko z patriarchatu.

      Czy feminizm to dyrdymały? Dla męskich szowinistów i owszem. Ale tylko dla nich.
      Znów przeinaczasz. Proszę, trzymaj się tekstu moich komentarzy, a nie tego, co masz w głowie. Nie napisałem, że przemoc w rodzinie dotyczy tylko rodzin konserwatystów.

      Nic mi się nie pomyliło. Wprawdzie mon ami to o przyjacielu, ale użycie tego pieszczotliwego zwrotu w kontekście polemiki, ma ewidentnie charakter homoseksualny. Trudno mówić do takiego partnera, per przyjaciółko. Nie ukrywajmy, chciałeś mi nim dopiec. Wystarczyło napisać po polsku (podobno znasz i ten język), a nie byłoby żadnych wątpliwości i dwuznaczności.
      PS. do przyjaciółki zwraca się przez mon amie, więc nie popieprzyło mi się z mon amour.

      Usuń
    8. Naprawdę? Trochę widzę Ci ten bełkot przyćmił percepcję.

      To, że kobieta rodzi dziecko, a nie mężczyzna pociąga za sobą inne konsekwencje - choćby w postaci urlopu macierzyńskiego, co też nie jest spowodowane tradycją a faktem że karmi. Jest też słabsza fizycznie i to głównie zaważyło na rozdziale niektórych ról społecznych, a nie jakieś religijne widzimisię. Do tego dodajmy cechy psychologiczne (inne podejście do czułości i wrażliwość) - również przekazywane genetycznie (choć współcześnie tracące na znaczeniu) - by dojść do wniosku że powtarzasz po prostu kosmiczne brednie.

      Ale to też jest pewnie wymyślone przez konserwatystów na rzecz walki z feminizmem... :D Wredni ci konserwatyści, to przez nich musi tak cierpieć. :D A nie, przepraszam, nie musi, feminizm je wyzwala z tej przykrości. Rzucasz się jak ryba na haczyku, mieszając jak w betoniarze feminizm, gender i LGBT - choć te terminy nie mają za wiele ze sobą wspólnego, a nawet stoją w niektórych założeniach w sprzeczności.

      To po kiego grzyba mi wyskakujesz z tą przemocą?

      Ja pierdykam... To zwrot Herkulesa Poirot, - nie zawracał się nim pieszczotliwie do kochanka, ani nie był homisiem - kończył tym zwrotem uzasadnienie swojej dedukcji. Użyłem go jako żartobliwie, a nie żeby Ci "dopiekać".

      Usuń
    9. Jako feministka (umiarkowana) nie uznaję radykalizmów
      Ale
      Liga broni, liga radzi, liga nigdy was nie zdradzi :):):)

      Usuń
    10. @Arsenata - umiarkowanym feministą to i ja mogę być, :) bo nie jestem ślepy np na dyskryminację zawodową kobiet.

      Usuń
    11. Z tym urlopem macierzyńskim trafiłeś kulą w płot. Jest przecież możliwy do wzięcia przez facetów (a są już postulaty o obowiązku dzielenia go pół na pół).
      To, że jest fizycznie słabsza nie jest żadnym argumentem, praktycznie nie ma takiego zawodu, którego mogłyby nie wykonywać. Przypomnę Ci też, że kobiety w Europie żyją przeciętnie 83 lata, faceci 75. O jakiej więc słabości mówisz?
      Z psychologią jedziesz już po bandzie, skoro sam piszesz, że te różnice tracą na znaczeniu.

      Tak, konserwatyzm chce wracać do patriarchatu (tradycyjna rodzina – wnet wrócę do tego tematu) walcząc z feminizmem, gender i LGBT. Powiedz mi, z którym z tych tematów konserwatyzm nie walczy? Tylko, że do tej tezy chcesz mi dorobić populistyczne hasełka w rodzaju chęci odebrania komuś wolnych wyborów. Ze mną taka narracja o zagrożeniu tradycyjnej rodziny nie przejdzie, bo to pic na wodę, fotomontaż, który kupi tylko ciemny lud. Sytuacje jest bowiem dokładnie odwrotna. To konserwatyzm chce odebrać ludziom (a przede wszystkim kobietom) prawo decydowania o swoim życiu.

      Bo przemoc fizyczna i psychiczna jest przez konserwatyzm tolerowana, nie tylko w konserwatywnych rodzinach.

      Teraz ja pierdykam... A co to, lektura kryminałów jest obowiązkowa, abym ja musiał wiedzieć, co mówił Poirot?! Przykro mi, to nie moja półka z takimi fiździ-piździ. Pierwszym i zarazem ostatnim kryminałem jaki przeczytałem był „Dziesięć Murzynków” nomen omen Agathy Christie, gdzie akurat Poirot nie występował. I to było pół wieku z okładem temu.

      Usuń
    12. Czy ja mam rozumieć Radku, że dyskryminacja kobiet w rodzinie jest już dopuszczalna, skoro wymieniłeś tylko zawodową?
      Drugie pytanko: w którym miejscu notki opowiadam się za radykalnym feminizmem?

      Usuń
    13. Asenata, możesz doprecyzować, co rozumiesz przez radykalny feminizm, skoro uznajesz umiarkowany?

      Usuń
    14. Asmodeusz

      Cytat z Wikipedii
      "Radykalny feminizm odrzuca możliwość stopniowego zreformowania systemu społecznego i zakłada konieczność rewolucyjnych zmian. Pod tym względem odróżnia się od feminizmu liberalnego, który skupia się na prawnych gwarancjach równości, postuluje stopniowe reformy społeczne i lepszą integrację kobiet w obrębie istniejącego społeczeństwa."

      Chodzi o to,że nie jestem za zmianami w typie rewolucyjnym,ale w całej rozciągłości popieram postulaty feminizmu.

      Precz z patriarchatem :)

      Usuń
    15. Nie trafiłem kulą w żaden płot - choćby dlatego, że urlop tzw tacierzyński uważam za rozwiązanie zastępcze - facet nie da dzieciakowi cyca, to raz, dwa - jego kontakt z dzieckiem jest też inny, niż kontakt matki. Wynika to z tego, że dziecko kojarzy przez dłuższy okres tylko ciało matki z bezpieczeństwem (choćby po biciu serca - dlatego niemowlęta uspokajają się na piersi matki) i emocjonalna więź z nią jest po prostu większa.

      Zatem kobiety żyją dłużej... No proszę, sam sobie dodałeś kolejną różnicę między płciami. Gratuluję samozaorania. :D Poza tym pewnie z tego samego powodu miałeś od groma koleżanek w kopalni. :D w sporcie też w wadze ciężkiej dominują kobiety. :D

      "Zestaw" nazwany rodziną w konfiguracji mężczyzna i kobieta rodząca dziecko jest po prostu naturalnym i oczywistym rodzajem więzi społecznej, nie związanym z żadnym patriarchatem już od dobrych paru lat. :) Nie przeczę, że są takie rodziny oparte na nadrzędnej roli mężczyzny, ale twierdzenie że dąży do tego współczesny konserwatyzm to paranoiczne urojenie liberałów. Nawet na naukach małżeńskich mówi się o układzie partnerskim. Co więcej - istniały i istnieją społeczności gdzie dominuje kobieta - z tym że ten tradycyjny układ jest nadal zachowany. :) Kwestia LGBT, gender, czy innych nie jest po prostu determinantą rozwoju - u jej podstaw stoi TYLKO rozumiana tradycyjnie rodzina.

      Nie wiem jaki konserwatyzm to tolerował. Chyba Twój urojony albo liczący sobie 100 lat.

      A co rozumiesz przez "dyskryminację kobiet w rodzinie" i czym się ona różni od dyskryminacji mężczyzn?

      Znajomość francuskiego też nie jest, a to nie ja wymyśliłem sobie "homisia". Też bardzo atrakcyjny słowotwór, taki rzekłbym korwinowski.

      Usuń
    16. Asenata:

      Wyjaśnię, ja znam pojęcie radykalnego feminizmu, ale nigdy nie zetknąłem się z zadawalającą definicją. Stąd moje pytanie. Powołujesz się na Wikipedię i tu od razu przypomniał się pewien artykuł na portalu NaTemat.pl. Podano pięć absurdalnych postulatów feministek, i akurat w tej ocenie mają rację. Jednym z nich jest uznanie, że Wikipedia jest zbyt męska ;) Ale ja nie z tego powodu nie do końca wierzę Wikipedii. Dość powiedzieć, że o takiej rewolucji nigdzie indziej nie przeczytałem. Nie omieszkam przypomnieć pozostałych czterech idiotycznych postulatów:
      1 – feministki w Anglii chciały wyższych składek ubezpieczeniowy dla mężczyzn, gdyż częściej są sprawcami wypadków (liczbowo, a nie procentowo);
      2 – szwedzkie feministki chciały zabronić facetom sikania na stojąco;
      3 – niemieckie wymyśliły sobie studia informatyczne tylko dla kobiet;
      4 – polskie feministki, za szwedzkimi, chciały zakazu dla mężczyzn siedzenia w szerokim rozkroku.
      Z tych wszystkich durnych postulatów jakiś czas działała szkoła informatyczna. W końcu je wyśmiano, uznając, że one boją się męskiej konkurencji.

      Gwoli ścisłości i prawdy. Każdy ruch generuje jakieś głupoty i feminizm nie jest od tego wolny. Niemniej główne idee feminizmu trudno za głupoty uznać, a to te wywołują ostry protest konserwatystów.

      Usuń
    17. Sikania na stojąco zabronić ;) Ciekawe. Chociaż może chodziło o to,żeby mężczyźni sami odczuli męczące skutki damskiego sikania.
      No bo facet,gdzie chce to po prawdzie może sikać.A kobieta tylko problemy ma.

      Zgadza się każdy ruch generuje głupoty. Tak było i będzie.

      Konserwatyści kobiet feministek raczej nie lubią,wiem coś o tym :)

      Usuń
    18. Główną ideę feminizmu faktycznie trudno uznać za głupotę, ale pojedyncze postulaty - które według nich mają te idee ziścić już tak.
      Patriarchat jest anachronizmem, to fakt, ale np. walka z nim za pomocą np. parytetów - jest tworzenie kolejnej patologii w miejsce poprzedniej... Tzw. całkowita równość jest niemożliwa zaś ze względu na różnicę między płciami i różne potrzeby. Tylko tyle i aż tyle.

      @Asenata, ale z tym sikaniem to myśmy nie zawinili... :D

      Usuń
    19. Rademenes
      Wiem :)

      Ale ja tak poprzez pryzmat własnego życia.
      Mam chore nerki,jestem na lekach moczopędnych.Wiesz jakim koszmarem jest dla mnie wyruszyć w dłuższą podroż.
      Jakbym była facetem problem byłby mniejszy.

      Usuń
    20. Rademenes
      Ale parytet po prawdzie zwiększa szansę kobiet

      I niech on sobie jest,może kiedyś mężczyznom się przyda ;)

      Usuń
    21. Radku:

      Masz mnie faktycznie za niedorozwiniętego. A która to feministka postuluje by facet karmił dziecko własnym cycem? Żadna też nie odbiera możliwości bycia matki z dzieckiem w pierwszym okresie życia. Tworzysz problemy, tam gdzie ich nie ma. Choć są, ale innego rodzaju. Moja żona przeżyła tak zwaną depresję poporodową (zjawisko wcale nie rzadkie). To ja w pierwszym okresie życia córki musiałem ją karmić mlekiem z apteki, kąpać i przewijać oraz prać pieluchy. Tylko wtedy nie było tacierzyńskiego. Straciłem cały urlop i musiałem kupić sobie L4. A córka, mimo że nie czuła matczynego bicia serca, wyrosła na ludzi. Też jest feministką ;)

      Nie tylko od groma, ale z jedną z niech się ożeniłem. Fakt, nie pracowała na dole. Ale niech Ci się nie wydaje, nie pamiętam dokładnie roku, niemniej gdzieś tak do początku lat sześćdziesiątych kobiety pracowały na dole. Cały czas pracowały na sortowni, gdzie faceci bali się iść. Dziś na dole jest wiele kobiet w randze inżynierów. Ale wracając do sedna, co to ma wspólnego z tymi latami życia? Ano to, że nawet feministki nie negują różnic wynikających z biologicznej płci. One twierdzą, że te biologiczne różnice nie są powodem ich dyskryminowania.

      O tym jak bardzo się mylisz z tym paranoicznym urojeniem liberałów już następnej notce na tym blogu, choć miałem inne plany.

      Nie sto lat temu, a współczesny w próbie odrzucenia konwencji stambulskiej.

      Owszem, znam przypadki nieuleczalnie chorych pantoflarzy, ale to mają na własne życzenie. O problemie dyskryminacji kobiet w rodzinie i jej przejawach będzie w tej samej notce.

      Nie wiem, kto wymyślił słowotwór „homisie”, ale ma się dobrze w prawicowych kręgach.

      Usuń
    22. Asaneta:
      Z tym sikaniem chodziło o coś innego. Mowa była o budynku urzędowym, a postulat oparto na tezie, że sikanie na siedząco jest zdrowsze ;))) Aha i jeszcze jedno. Kobiety nie mogły korzystać z męskich ubikacji, co uznano za dyskryminację...

      Usuń
    23. @ Asenata, z jednej strony zwiększa szansę kobiet, ale pytanie czy w takim układzie będą to kobiety kompetentne. Obecnie wydaje mi się, że udział kobiet w polityce jednak wzrasta - co się wiąże z ze zdobyczami sufrażystek - które wywalczyły prawa głosu i szerszy dostęp do edukacji, a co za tym idzie spowodowały wyższą świadomość społeczną - i za kilka lat ten parytet będzie również anachronizmem. Zresztą historia dowodzi - że kobieta ambitna i predysponowana do władzy - znajdzie sposób by tą władzę zdobyć, nawet wbrew aktualnym normom społecznym. :)

      Usuń
    24. A jakoś nikt się nie pyta o kompetencję mężczyzn.

      Usuń
    25. Asenata:

      Pytają, pytają, tylko owe kompetencje ograniczają się do lojalności ;)

      Usuń
    26. Zależy gdzie.
      Nie mniej jednak nie wydaje mi się, żeby rozwiązaniem problemu kompetencyjności dysponował feminizm...

      Usuń
    27. Taki temat mnie ominal:))

      Z tym zabronieniem sikania facetom na stojaco… ja Wam powiem, ze jestem za, a moze nawet przeciw? Trudno mi to ustalic.
      Jestem za wprowadzeniem ustawy zabraniajacej panom takowego procederu ze wzgledow czysto praktycznych ( jako kobieta sprzatajaca dla rodziny chalupe - czesciej to czynie, niz pozostali czlonkowie rodziny). Na serio,to nie zlosliwe, ale … faceci kiedy sikaja stojac "obryzguja cala okolice" ( bleeeeeee…. fizjologia w takim surowym wydaniu jest po prostu bleeeeeee) i czynia spostoszenia owej okolicy. np.: szybciej rdzewieja, czy tez zachodza grzejniki blisko sedesu.
      Kiedys weszlam do meskiej toalety w Czestochowie na Jasnej Gorze, bo do meskiej byla mniejsza kolejka , a do kobiecej hektar i konca nie widac….
      Obskurnie w tej meskiej toalecie bylo. Zaszle czyms kafelki blisko pisuarow, o grzejnikach przy pisuarach nie wspomne:)))
      Nam to fachowiec razu ktoregos wytluamczyl, kiedy przyszedl grzejnik przesuwac, czyli panowie siusiajcie na siedzaco. A jezeli nie to miejcie choc tyle przyzwoitosci, aby deske "po zabiegu" spuscic:))
      Ale zdyskrymonowalam mezczyzn, tak po choremu feministycznemu, albo konserwatywnemu….
      A moze to kolejna roznica miedzy mezczynami i kobietami? Sposob oddawania moczu. No tak, trzeba to ustawowo zrownac:))
      Przemoc… a co Wy tak o tym, ze to dotyka biedne kobiety w rodzinach? Prawda jest, ze kobiety przemoc spotyka czesciej. Natomiast "przemoc" ostatnio to nie jest temat zawezony do postulatow feministycznych. Przeciez i faceci potrafia dostac niezly lomot w domu od starej. Roznica miedzy nami polega na tym, ze kobieta z podbitym okiem leci i sie uzala i opowiada co sie jej przytrafilo, szybciej sie otwiera , bo w jej przypadku bycie ofiara jej nie dyskryminuje. Natomiast faceci ukrywaja to, ze kobiety ich bija. Bo z reguly slysza teksty, ze : "zes pierdola to zarobiles", albo "A co? Odgarnac sie nie potrafisz?". Nie sa brani przy zgloszeniach powaznie, no i czesto sa obiektem kpin i drwin otoczenia, kumpli w pracy...
      Nie jestesmy pod tym wzgledem rowno traktowani. Przemoc i to nie rzadka dotyka osoby bedace w zwiazkach homoseksualnych. Prawdopodobnie jest dotkliwsza. Czesto spotykana jest tez w zawiazkach homoseksualnych ( nie rozrozniam na lesbijskie , ogolnie homoseksualne) przemoc ekonomiczna.
      Przemoc nie ma nic wspolnego z konserwatyzmem. Ma zas wiele wspolnego z ludzka natura.
      Mozna oczywiscie tworzyc takie jeszcze systematyki jak homoseksualisci konserwatysci, lesbijaki konserwatystki…
      Za rozlegly to temat:))

      Usuń
  2. Patrzę na to optymistycznie: "modlisz się za mnie, czyli g*wno możesz". Dyskusję powyższą przeczytałam z przyjemnością. Tak, jestem feministką. Zgadzam się, że każdy ruch generuje jakieś głupoty. Fakt, że wiele kobiet przyłącza się do panów, którzy pragną nierównych praw, aż tak mnie nie dziwi - mechanizm przyłączania się do kogoś, kogo uznajemy za silniejszego, gdy czujemy się słabi, jest znany w psychologii. Chodzi wiec o to, aby kobiety utwierdzać w tym, że słabe nie są.

    ... I równe prawa dla wszystkich (50%-50% szans w sądzie, który decyduje o opiece nad dzieckiem też).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, akurat się z Tobą zgodzę z tym pragnieniem bycia przy silniejszym. Nie sądzę, aby feministki tego zabraniały, lub chciały zabronić aktami prawnymi. Tylko po drugiej stronie tak to nie działa. Pominę kwestie związane z aborcją i antykoncepcją, ale gdzieś niedawno wyczytałem, że w Polsce większość kobiet zarabia około 20 procent mniej niż mężczyźni na tym samym stanowisku, a do tego dochodzi jeszcze dość powszechne przyzwolenie na seksizm.

      Z postulatem równych szans w przyznawaniu opieki nad dzieckiem w pełni się zgadzam.

      Usuń
    2. To mechanizm psychologiczny, nie coś co podlega zabranianiu. Każdy reaguje w sobie typowy sposób - z tego samego powodu niektóre dzieci bronią bitej matki, a inne usprawiedliwiają bijącego ojca.

      Do dyskusji powyżej i kompetencji kobiet, którym pomagają parytety: czy równość nie powinna oznaczać, że na wysokich stanowiskach może być tyle samo niekompetentnych kobiet, co mężczyzn? Dlaczego kobieta na wysokim stanowisku musi być specjalistką, przecież to nie jest warunek konieczny w przypadkach awansowania mężczyzn. Zadumajmy się nad tym przez chwilę ;)

      A jeśli chodzi o 20% niższe zarobki, spotkałam się dzisiaj z taką propozycją prezentu dla żony zamiast kwiatka - przez cały rok to panowie zostają w domu, gdy dziecko choruje i to oni są głównym kontaktem dla szkoły czy przedszkola, to do nich wydzwaniają wychowawcy z każdą głupotą, czy wypadkiem, który wymusza nagłe urwanie się z pracy. Ciekawe jakie to miałoby skutki dalekosiężne ...

      Usuń
    3. Ja wiem, czy do stwierdzenia tego faktu jest potrzebna psychologia? Przykład dziecka jest tu jakby przejaskrawiony. Większość dzieci w takiej sytuacji jest bierna, albo staje w obronie matki. Natomiast jeśli ten ojciec bije obcego, to już może być bardzo różnie i optuję za wariantem, w którym dziecko staje po stronie ojca.

      Tu jest w moim mniemaniu ekstremalna sytuacja i w ogóle bym jej nie rozważał w kategoriach równości. Na wysokich stanowiskach powinni być kompetentni ludzie, bez względu na płeć. Pytasz: „Dlaczego kobieta na wysokim stanowisku musi być specjalistką, przecież to nie jest warunek konieczny w przypadkach awansowania mężczyzn”, otóż też się nie zgodzę. Nie sądzę, aby kobiety PiS-u na wysokich stanowiskach (B. Szydło nie wyłączając) były kompetentne, lub specjalistkami w swoich dziedzinach (patrz: Zdrojewska jako minister edukacji, czy kurator Nowak) :D

      Chyba Cię ci konserwatyści zarazili ;))) Bo ja nie sądzę, aby to miało być dobrym prezentem. Ten obdarowujący wykazał się w jakimś zakresie seksistą. Bo skoro ma zamiar zastąpić żonę w takich czynnościach, czynienie tego w ramach prezentu, jest ubliżające. Przez rok robi łaskę, a resztę życia męcz się sama żono. Nie sądzisz, że lepszym rozwiązaniem jest jakiś podział obowiązków względem dziecka, ale nie okazjonalnie, tylko na stałe?

      Usuń
    4. Nie, na wysokim stanowisku powinny być kompetentne osoby, a nie równa ilość mężczyzn i kobiet, gdyż płeć nie powinna mieć tu znaczenia. Jeżeli w danej chwili więcej będzie specjalistek kobiet, nie powinny one ustępować mężczyznom.
      Jeśli chodzi o te wysokie stanowiska nie zgodzę się również, że protekcja obejmuje tylko facetów, bo znane mi są liczne przypadki awansów przez łóżko, albo po znajomości różnych babeczek, które średnio się nawet orientowały czym mają się na nowym stanowisku zająć - to tak w temacie zadumania się nad tym zjawiskiem.

      Podobne zwodnicze myślenie obnażył ostatnio Stephen King - pisząc, że "że zróżnicowanie rasowe czy kulturowe nominowanych twórców nie jest istotne - powinna się liczyć jedynie jakoś tekstów kultury, które tworzą." To antyrasistowskie z gruntu stwierdzenie doprowadziło różnego rodzaju czarnoskóre pisareczki (notabene również feministki do szału), prawdopodobnie nawet tego przesłania nie zrozumiały.

      Usuń
    5. Ja się z tym zgodzę, nawet z tym, co napisał Stephan King. Niemniej warto wspomnieć, że w tym temacie dodał: „Nie masz szans na nagrodę, jeśli od początku jesteś wykluczony z gry”. Można uznać, że nominacje są właśnie początkiem gry, gry o Oskary. Choć być może początek jest wcześniej – nominacje do nominacji. Niestety, nie znamy reguł początku, stąd być może oburzenie reżyserki i pisarki.

      Usuń
    6. Ten dodatek to chyba taki ukłon w stronę tych pań. :)
      Nie wiem na ile zasadne są te głosy o wykluczenie. W zeszłym roku Oscara dostał Spike Lee, reżyser czarnoskóry - prawdę mówiąc jedyny, znany mi czarny, kręcący ambitne, oscarowe kino. W związku z dysproporcją w ilości aktorów i reżyserów czarnoskórych i białych - z których chyba już prawie każdy zdążył dostać po Oscarze :) - pojawia się pytanie według jakiego klucza dawać Murzynom Oscary? Z parytetu, tak żeby zawsze jeden co najmniej dostał?
      Przypomina to trochę pretensje tego rapera co był ostatnio w Polsce i stwierdził, że więcej nie przyjedzie bo był jedynym czarnym na lotnisku i czuł się brudny. Gdyby takim tekstem pojechał biały, od razu zauważono by rasistowski wydźwięk tej wypowiedzi - te gadanie o tych Oscarach mają taki sam wydźwięk - ponownie różnicują ludzi na białych i czarnych, czego ich autorzy nie zauważają.

      Podobnie jest zresztą z tym feminizmem - co zauważyły czytelniczki Twojego bloga uważające się za feministki - zwłaszcza szarabajka trafiła w sedno, choć trudno się dopatrywać czegoś nieprawidłowego w ogólnym założeniu tego ruchu, który postuluje o równe traktowanie obu płci - choć ja bym to uściślił - że powinien postulować o danie równych szans, biorąc pod uwagę że jednak kobiety od mężczyzn się różnią i mają różne potrzeby.

      Usuń
    7. Albo próba załagodzenia wydźwięku pierwszego zdania?

      Nie chcę dyskutować o Oskarach, bo tam zawsze, choć nie tylko z przyczyn rasowych, dochodzi do jakichś śmieszności, a w dodatku mnie te Oskary w ogóle nie interesują. Akurat tu przydaje się ogólniejsze spojrzenie. Nie żebym Ci coś wytykał, ale konserwatyści mają tendencję do wyolbrzymiania nieistotnych szczegółów związanych z nie tylko z feminizmem, ale również z LGBT, czy nawet liberalizmem. Ponieważ zasadność tych ruchów trudno podważyć, próbuje je się ośmieszyć wyciągając jakieś mało istotne przykłady. Tymczasem... Na kanale HBO produkuje się komik Oliver jakoś tam, który w co tygodniowym programie punktuje konserwatystów i ich wpadki, szczególnie Trumpa i jego otoczenia. Brytyjskich konserwatystów też nie oszczędza. Program jest wartki, nie zatrzymuje się na jakimś jednym zagadnieniu i trzeba mocno się skupić, by połapać się w tym natłoku przykładów. Otóż, każdy idea ma swoich oszołomów i z tym już się zgodziliśmy. Ale do tego dochodzi jeszcze jeden aspekt. Konserwatyści nie muszą walczyć o swoje prawa, oni je wszystkie możliwe mają, takie jakie im odpowiadają, a mimo to o coś stale „walczą”. A to coś, to nie dać takich samych praw innym. Niestety, najbardziej wyraziści widać to na przykładzie Polski, którą ów Oliver w ogóle się nie zajmuje. A szkoda...

      Dalej czegoś nie rozumiesz o czym świadczy zdanie: „powinien postulować o danie równych szans, biorąc pod uwagę że jednak kobiety od mężczyzn się różnią i mają różne potrzeby”. Trudno o bardziej antyfeministyczny ciąg myśli. A kto ma decydować o tych różnicach i potrzebach? Na razie decydują faceci i ewentualnie zarażone antyfeminizmem kobiety, zależne od mężczyzn. Czy feministki walczą o to, aby mężczyźni rodzili potomstwo na równi z nimi, albo żeby nosili podpaski higieniczne? Radku, one walczą o równe szanse tam, gdzie ewidentnie ich nie ma i spłycanie tego do walki z „tradycyjną rolą kobiet” jest nadużyciem.

      Usuń
    8. Tak Asmodeuszu, jest potrzebna psychologia. Kiedyś rozmawialiśmy o "bohaterze rodziny" i byłam zaskoczona, że nie chcesz tego tematu widzieć w psychologiczny sposób. A mechanizmy reakcji w rodzinie psychologia tłumaczy całkiem sprawnie. Sporo dzieci staje po stronie bijącego ojca, zresztą z czasem mogą też zajmować jego miejsce. Nie oceniam tego teraz, piszę tylko o zjawisku, że istnieje. Podobnie kobiety z rodzin autorytarnych często stają po stronie przymusu i przemocy wobec nowego pokolenia kobiet.

      "Na wysokich stanowiskach powinni być kompetentni ludzie ..." - zgadzam się. Ale życie pokazuje, że dość często nie są. Realna równość to więc równość niekompetencji na wysokich stanowiskach :) I tu mnie zaskakuje PiS. Ponieważ w tej parii wyraźnie widać, że jest takie samo podejście do płci w kwestii kompetencji (ich brak zupełnie nie przeszkadza kobietom w awansie, jednocześnie trudno jest podnieść argument, że zdobyły swoją pozyzję pzez łóżko :D). Gdzieś tu mi śmignął przed oczami argument "przez łóżko" - czy to nie jest przypadkiem alternatywa dla "przy piwku"? Rozumiem, że jakiś szef woli dać komuś awans przez łóżko i Ci, którzy woleli załatwić swój awans przy piwku, są rozgoryczeni ... rozumiem, naprawdę. Jestem z prowincji, jestem monogamiczna, ale też nie piję piwa, czyli podwójnie w plecy.

      Pisząc o prezencie byłam świeżo po obejrzeniu pewnego vloga, gdzie padła taka propozycja. Jej wydźwięk był taki, że to nie tak, że ta pani, feministka zresztą, marzy o dostaniu prezentu, tylko demaskuje intencje obdarowujących. Patrząc z punktu widzenia życia, panowie: mieszkacie w domu, który jest Wasz, i to nie jest tak, że "pomagacie" żonie. Pomagacie sami sobie zarządzać domem. Jeśli kobieta jest biologicznie uwarunkowana do karmienia, to nie oznacza to uwarunkowania do nieodpłatnej pracy. Nie oznacza to, że Wasze pranie musi być też wyprane. A skoro jest podnoszony temat wyższych zarobków mężczyzn - super, zajmijcie się dzieckiem tak, jak do tej pory robiła to pracująca żona, i obserwujcie jak nie awansujecie, bo będąc ojcem 6-latka, kilka razy w roku wypadacie z obiegu na kilka dni. Ciężko? Nie ma obowiązku posiadania dzieci, prawda?

      Myślę, że najlepszymi specjalistkami od kobiecych potrzeb są same kobiety, indywidualnie.

      Usuń
    9. Asmo, daruj szczerość, nie wiem co tu jest do rozumienia, ale Twoje podejście do tej równości jest po prostu czystko komunistyczne - przytnijmy może każdego do jednego wymiaru. :) Niby z Ciebie taki liberał, który dostrzega indywidualność każdej jednostki, a przerasta Cię dostrzeżenie cech indywidualnych płci.

      Jeżeli jakiś postulaty składają kobiety - trudno mówić, że o ich potrzebach decydują mężczyźni. :) Fragmentem o "zarażonych antyfeminizmem kobietach" rozbawiłeś mnie do łez. Czyli co, okazuje się, że ich zdanie się nie liczy? Marzy Ci się wprowadzanie nowego porządku poprzez wykluczenie nieprawomyślnych?

      Usuń
    10. Świchna:

      Chcesz mnie przekonać do syndromu sztokholmskiego? Nie neguję, podobno są takie przypadki, niemniej na tyle rzadkie, że nie mogą stanowić podstaw do wyciągania ogólnych wniosków. Piszesz: „Podobnie kobiety z rodzin autorytarnych często stają po stronie przymusu i przemocy wobec nowego pokolenia kobiet”. Nie, nie z rodzin autorytarnych. Przykład z autopsji. Oboje z siostrą pochodzimy z patologicznej rodziny, gdzie autorytet ojca był wymuszany siłą. Ja mam wstręt do wszelkich autorytetów, siostra ma zaś skłonności do jeszcze bardziej wojującego feminizmu niż ja. To o czym piszesz, wynika z wychowania w rodzinach, gdzie dominuje pewna ideologia. Jaka? Domyśl się sama. ;)

      Nie spłycałbym awansu niekompetentnych kobiet do kariery przez łóżko ;) Kobiety w większości partii służą do ocieplenia wizerunku, co de facto też jest uwłaczające, choć jednocześnie pozwala przyciągnąć kobiecy elektorat. Męski też, o ile są atrakcyjne ;). Polityka to jednak nie przemysł filmowy czy rozrywkowy.

      Piszesz: „panowie: mieszkacie w domu, który jest Wasz, i to nie jest tak, że "pomagacie" żonie”. Przecież akurat się z tym w pełni zgadzam, z pozostałymi argumentami w tym akapicie też. Z ostatnim zdaniem też bym się zgodził, ale jest jedno „ale”. Bez poparcia przynajmniej części męskiego rodzaju, feminizm, nawet ten jednoskowy, wciąż tkwiłby w podziemiu ;)

      Usuń
    11. Radku:

      Nie mam nic przeciw temu, abyś był szczery. ;) Niemniej sądzę, że znów coś wymyślasz. Akurat jako facet, w kategoriach biologicznych dostrzegam uroki odmienności płci żeńskiej. Ba!, bywam nimi zachwycony do tego stopnia, że nie wyobrażam sobie istnienia bez kobiet. Tylko co to ma dorzeczy? Dyskutujemy o równouprawnieniu w sferze społecznej, a nie biologicznej. A już z tym komunizmem, to szkoda gadać. Ja Ci nic nie wypominam, ale to Ty na swoim blogu umieściłeś wierszyk ku czci kobiet z okazji święta, które wprawdzie nie wymyślił komunizm, ale wyniósł je na piedestał. Który z nas jest „większym” komunistą?

      Drugim akapitem wszystko dokładnie poplątałeś. Czyżbyś naprawdę niczego nie zrozumiał?
      - tak, o potrzebach kobiet dziś chce decydować męski konserwatyzm;
      - „zarażone antyfeminizmem kobiety” to fakt, a nie moje widzimisię. Określenie jest wprawdzie dyskredytujące, ale pokaż mi w moich tekstach zdanie, w którym zabraniam kobietom być przeciwieństwem feministek.

      Usuń
    12. Jeżeli dostrzegasz różnicę tylko w cechach biologicznych to już w ogóle Twoje pojęcie o kobietach jest katastrofalne, a wręcz jaskiniowe. Naprawdę w ciągu długiego życia nie zauważyłeś, że kobiety są wyposażone w cały zestaw cech charakteru innych niż mężczyźni?

      Jak to "chce decydować męski konserwatyzm?" weź no mi nie strzelaj sloganami rodem z manifestu komunistycznego... O czym niby chce ten konserwatyzm decydować bo jak pragnę zdrowia nie rozumiem tego...

      Usuń
    13. Możesz mi przybliżyć ten zastaw cech charakteru, które tak bardzo różnią kobiety od mężczyzn. Wystarczy kilka, tych najbardziej charakterystycznych. Tylko proszę bez ogólników.

      Obiecałem Ci notkę w tym temacie. Jest gotowa. Jutro publikacja. Mogę zapewnić, że nie chodzi o manifest komunistyczny. Wręcz przeciwnie. Sądzę, że sam się zdziwisz... ;)

      Usuń
    14. Nie będę się rozpisywał, ale - poziom testosteronu wyższy u mężczyzn niż u kobiet decyduje od tym, że kobiety są łagodniejsze.
      - kobiety mają zdecydowanie większą potrzebę dbania o swój wygląd, poświęcają więcej czasu swojemu ciału, zdrowiu itd. Zauważ, że masę blogów o odchudzaniu i kosmetykach prowadzą prawie wyłącznie kobiety. - Mężczyźni dbają o siebie najczęściej w kontekście fizycznej siły.
      Poza tym mózg kobiety różni się znacząco od mózgu mężczyzny - w związku z czym zupełnie inaczej przebiegają u obu płci procesy decyzyjne, inne jest postrzeganie (u mężczyzn bardziej ogólne, u kobiet szczegółowe - w związku z czym lepiej zapamiętują rozkład przedmiotów na małej przestrzeni).

      Po dalsze nauki sięgnij do fachowej literatury - polecam np. „Ona, on i mózg”, albo "Płeć Mózgu".

      Usuń
    15. Taaa, a ten testosteron to efekt biologii czy uwarunkowań społecznych? Tak tylko pytam przy okazji tej łagodności i ostatnich wiadomości o Joannie Jędrzejczak. Widziałeś jej twarz po ostatniej walce? I na pewno trio Beat: Szydło, Mazurek, Kempa, oraz panie Pawłowicz, Zdrojewska, Lichocka, Anna Nowak i jeszcze wiele, wiele innych to rzeczywiście przejaw kobiecej łagodności...

      Tu też mam wątpliwości. Ja tam lubię zadbać o swój wygląd, choć za picusia się nie mam. Wciąż jednak pytam, z czego to wynika? A przejdź się do takiego klubu disco. Wiesz ilu tam jest pajaców wystrojonych jak stróże w Boże Ciało? Nawet oczy i paznokcie sobie malują, a o fryzurach nie wspomnę. A weź stroje. Niektóre grupy mają swój specjalny styl, aby odróżniać się od reszty.

      Tuś mnie zagiął. Tak szowinistycznego tekstu dawno nie czytałem. Przypomniał mi się skecz na YouTube, gdzie facet tłumaczył jak jest zbudowany mózg kobiety (węzły), a jak mężczyzny (szufladki). Jeśli jakieś różnice w mózgach są, to wiążą się li tylko z biologią kobiety (rodzicielstwo, macierzyństwo i procesy fizjologiczne). Nawet owo inne postrzeganie ma swoją przyczynę w biologii. Ale jeśli wyciągasz odmienność procesów decyzyjnych, to wybacz – po prostu wysiadam...

      „Płeć mózgu” mam w swojej prywatnej bibliotece, oraz jeszcze kilka innych pozycji w tym temacie.

      Usuń
    16. wystaw Jędrzejczak przeciw jakiemuś Salecie, może wtedy uzyskasz odpowiedź.

      Nieważne z czym się wiąże, ważne jest efekt, i nie ma to nic wspólnego z szowinizmem tylko z nauką.
      No, to zabierz się do czytania ze zrozumieniem i wszystko będzie dla Ciebie jasne, bo od samego posiadania nikt się mądrzejszy nie robi.

      Usuń
    17. A, byłbym zapomniał. Sprawdź jeszcze definicję szowinizmu, bo widzę że jego istoty również nie rozumiesz

      Usuń
    18. Myślę, że w walce ze Szpilką miałaby szanse, choć to nie ta sama waga i różna dyscyplina ;)))

      Czytam:
      - Męski szowinizm opiera się na przekonaniu, że mężczyźni są lepsi od kobiet;
      - Kobiecy szowinizm to przekonanie, że kobiety moralnie przewyższają mężczyzn.
      Jakby na to nie patrzeć..., kwalifikujesz się pod obie definicje :D

      Usuń
  3. Może dla odmiany trochę empirii.
    Miałam to szczęście albo pecha, że wychowana w bardzo konserwatywnej rodzinie, jednocześnie byłam świadkiem rodzenia się i rozwijania feminizmu. I to nie była rewolucja, a proces. Często rozmawiam z przyjaciółką "od zawsze" i nie możemy się nadziwić, czemu tak ulegle, głupio i tchórzliwie zachowywałyśmy się wobec swoich mężów? Bo po prostu na zmianę mentalności trzeba czasu.

    Czy feminizm ma same zalety? Nie. Myślę, że kobiety poszły za daleko w pojmowaniu równości płci - kobieta różni się od mężczyzny, co nie znaczy, że jest lepsza lub gorsza. Jest inna. Podam może prosty przykład. Mężczyzna właściwie może zostać ojcem w każdym wieku (jak Bóg da :) ). Mój dziadek spłodził ostatniego syna mając 64 lata. Czy kobieta może w tym wieku zostać matką? To ją ogranicza czasowo, stawia przed wyborem: kariera albo dzieci. Mitem natomiast jest, że musi być z założenia lepszym rodzicem. Tak jak mitem jest, że oboje małżonkowie mogą robić karierę, a dziecko równie dobrze może wychować żłobek. Jedno z nich musi pracować w mniejszym wymiarze czasu, choćby dlatego, że dzieci chorują, ale głównie dlatego, że dla prawidłowego rozwoju dziecko potrzebuje w najmłodszych latach stałego, bliskiego opiekuna.

    Litania jest oczywiście czadowa, czyli zaczadza zbyt wierne dusze :)

    PS 1. Nic mi się nie wydaje.
    PS 2. Jesteś upartym os...obnikiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rewolucji (tej z lat 60-tych ub. wieku) mówią konserwatyści. To faktycznie była rewolucja, choć nie w sferze feminizmu, a raczej obyczajowości.

      Tak nie za bardzo wiem w którym elemencie feministki poszły za daleko? Przecież nie zaprzeczają biologicznej płci, więc ten przykład 64-letniego ojca, niczego nie dowodzi. Wiesz, wybór między karierą a macierzyństwem nie jest znów taki skomplikowany, jeśli owa kariera przynosi konkretny wymiar finansowy, który np. pozwala zatrudnić nianię, jeśli żłobek jest be (z czym się nie zgodzę). Jeśli dziecko choruje, to rodzi się pytanie jak? Jeśli to krótka choroba, nie ma problemu, jeśli długa i ciężka, cóż, nikt nikomu nie obiecuje samych sukcesów w życiu, różne przypadki chodzą po ludziach (feministkach też), ale nie można z góry zakładać, że tak się właśnie stanie. Większości kobiet, pragnących kariery, udaje się połączyć jedno z drugim.

      Do PS-u. Nie tylko Ciebie miałem na myśli we wstępie. Było Was dwie ;))) Ale zapewniam, że opinia o oślim uparciuchu mnie nie obraża. Bo w tym jest coś na rzeczy ;)

      Usuń
    2. Niania nie zastąpi matki albo ojca. Tym bardziej żłobek. To jest udowodnione naukowo. Dziecko to nie piesek ani kotek. Potrzebuje mieć czas w najwcześniejszym okresie życia na nawiązanie stałej relacji z opiekunek, w psychologii zwanej (brzydko) obiektem. Taki brak będzie się na dziecku odbijał całe życie.

      Usuń
    3. Wniosek z tego taki, ze zawsze trzeba sprawdzać źródła :))) Fakt, to nie mój komentarz. Okazałam się uzurpatorką :)

      Usuń
    4. Następna notka będzie o tradycyjnej rodzinie w kontekście tradycji europejskiej. Teraz mogę zdradzić, że w tych arystokratycznych rodzinach nie do pomyślenia było, aby matka zajmowała się dziećmi od urodzenia. Od tego była niania i/lub karmicielka piersią. Pani Matka miała sporadyczny kontakt ze swoimi dziećmi. I nikomu to nie przeszkadzało. Ja o tym nie piszę jako przykład do naśladowania, ja tylko stwierdzam fakt.

      Aby udowodnić coś naukowo trzeba lata badań na dużej grupie dzieci wychowywanych przez rodzoną matkę i dla porównania – nianię (żłobek). Wyniki można ocenić dopiero w dorosłym życiu takiego dziecka i to nie zaraz po osiągnięciu pełnoletności. Nie znam takich badań, więc taka opinia jest być może dopasowaniem faktów do propagowanej teorii. W jednym z komentarzy powyżej (19:20) opisywałem przykład własnej córki i myślę, że to nie jest odosobnione zdarzenie.

      Tak na marginesie, skąd Ci przyszedł namyśl odnośnik do pas czy kota?

      Usuń
    5. Spokojnie, w końcu też napisałaś, że "Nie, nie lokalne, ale prowadzone innymi metodami, niż walenie do siebie z armat". ;)

      Usuń
    6. Niczego nie trzeba naukowo udowadniać. To już jest udowodnione i szczegółowo rozpisane na kolejne etapy rozwojowe dziecka. I nie nadaje się na omówienie nie tylko w komentarzu, ale nawet w notce.
      Dziecko nie jest po to, żeby je MIEĆ, tylko, żeby z Z NIM BYĆ. Miłość to jest czas plus uwaga, a przecież dobrze jest, jeśli dziecko czuje się kochane, prawda? Przykład kota lub psa: pomyśl sobie, czy oddałbyś swoją ukochaną kotkę byle komu codziennie na pół dnia? Czy myślisz, że byłoby jej z tym dobrze? I nie pisz mi tylko, że w żłobkach nie jest byle kto :) Różnie to bywa.

      Usuń
    7. Nie dam się nabrać na slogany ;)))

      Nie, to nie jest udowodnione, to są stwierdzenia wynikające z trendów opartych na ideologii. W dodatku oparte na widzimisię psychologów, poruszających się na płaszczyźnie niemożliwej do zbadania. Nikt nie „wejdzie” w psychikę dziecka, a przecież dziecko jest emocjonalnie ubogie. Mnie czasami przerażały poradniki dla młodych matek, dlatego przestałem je czytać. Byłem wychowywany przez obojga rodziców i przez babcie, a każde miało inną wizję wychowywania. Na domiar wszystkiego, nikt w nas (rodzeństwo) nie chuchał, a mimo to rozchorowałem się poważnie dopiero na starość.
      Aby z dzieckiem być, najpierw musisz je mieć. Z tą miłością trzeba też uważać. Nadgorliwość bywa bowiem gorsza od faszyzmu... Szarabajko, nie doceniasz podświadomej chęci przetrwania. Nawet w tak ekstremalnych warunkach, jak np.. wojna, sieroctwo nie było wyrokiem śmierci.

      Z tymi zwierzakami też nie trafiłaś. Zdarza się, że młode jest zabierane matce nim jeszcze jest samodzielne, czasami dlatego, że matka ginie, albo ktoś chce się pozbyć jak najszybciej nadmiaru. Natomiast ja swoją kotkę często zostawiam samą nawet więcej niż na pół dnia. Wystarczy jej zapewnić żarcie, a ona i tak poza mną świata nie widzi.

      Usuń
  4. Ja uważam że ona trwa i istnieje ale ludzie inaczej to traktują

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że wojna trwa? Oczywiście, że trwa i to na wielu płaszczyznach, ale trudno te wojny porównywać do wojen światowych w rozumieniu historycznym.

      Usuń
  5. pierwszy punkt linkowanego artykułu:
    "(...) za kobiety, które oduczono być dumnymi ze swojej kobiecości"
    żeby nie było, to od razu zastrzegam, że nie czepiam się pominięcia przez Ciebie tego punktu, po prostu taka była logika Twojego posta do której masz pełne prawo... niemniej jednak zaciekawił mnie ten punkt... znam różne odmiany feminizmu, bo tak się składa, że jednego feminizmu nie ma, jest tych feminizmów wiele, jedną odmianę suportuję, inna może mi się nie podobać, kwestia gustu, ale nie spotkałem się nigdy z taką odmianą feminizmu, która by postulowała pozbycie się dumy z kobiecości, cokolwiek słowo "kobiecość" miało by znaczyć... co to oznacza?... ano tyle, że Fronda po prostu łże i tyle, jak zwykle zresztą, a dalszych łgarstw nie chce mi się już szukać w tym artykule...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fronda to portal dla ludzi o mocnych nerwach ;)

      Dla jednego mojego znajomego kobiecość to ubiór.Konkretnie sukienka i spódnica.
      Ja tylko w spodniach chodzę.Więc,żen wszelkiej kobiecości pozbawiona.

      Usuń
    2. pomijając już kwestię, że od ortodoksyjnego macho ze Szkocji Twój znajomy mógłby zdrowo oberwać, to ciekawi mnie, jak on się zapatruje na legginsy: "camel toe", czy takie tam coś w podobnym stylu :)

      Usuń
    3. Piotrze:

      Nie tylko ten punkt pominąłem, ale po to wstawiłem link, abyś mógł doczytać tę resztę ;) Wyjaśnię, niektóre punkty nie są może głupie, tylko forma litanii jest idiotyczna.
      Katolicki feminizm, bo to on jest inspiracją tej litanii, działa podobnie jak reszta „nizmów” konserwatystów. To działa na tej samej zasadzie, jak czerwona zaraza, ideologia LGBT czy ideologia gender. Takich tworów nie ma, ale jaki problem głosić, że one są?
      Warto też odnieść się do Frondy. To portal dla oszołomów i tak należy go traktować. Ja zaglądam tam z powodów rozrywkowych i czasami wyłapuję takie perełki, z którymi mam się ochotę podzielić.

      Usuń
    4. Asenata:
      Nie ma się co przejmować opinią jednego faceta. Niektóre damskie spodnie są bardziej seksy niż spódniczka ;)

      Usuń
    5. oprócz wielu odmian feminizmu jest jeszcze feminizm fikcyjny, urojony, na przykład omawiany na Frondzie...
      ale przełożeniem "kobiecość = sexy" to ja bym uważał, są feministki (realnie istniejąca odmiana) od których można za to nieźle oberwać :)

      Usuń
    6. Właśnie mi Radek tłumaczy, że owa seksowność jest ściśle związana z kobiecością ;)

      Usuń
  6. Tyle rozważań do przemyślenia. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja tam się cieszę z rewolucji lat 60tych, że mogę na siebie zarabiać, uczyć się i nie muszę być na utrzymaniu męża. Cóż nie ze wszystkimi postulatami dzisiejszego feminizmu się zgadzam, ale na tym polega wolność, że mam swoje zdanie.

    A'propos kontrofensywy: jest jeszcze ruch inceli i red pillersów w Stanach. To dopiero odlot!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mi się tam kiedyś obiło o uszy z tymi ruchami, ale to chyba jacyś wariaci ;) Podobno niektóre choroby psychiczne się leczy, ale nie wszystkie. W tych Stanach to nie tylko na tym punkcie mają pomylone i przyznam szczerze, jak się mam za kosmopolitę, nigdy mnie tam nie ciągnęło ;)

      Usuń
    2. Choroby psychiczne jak depresja czy choroba dwubiegunowa można tak dobrze zaleczyć, że ludzie na dobranych lekach nie różnią się od zdrowych. To może być sąsiad czy kolega z pracy, osoba całkiem zwyczajna.

      A ci ludzie mają zwichnięte osobowości nie zaś choroby. Zwichniętej osobowości i syndromu "małego" nie da się leczyć. Takie zboczenie zawodowe, że musiałam napisać

      Usuń
    3. To, że ktoś funkcjonuje na lekach, nie dowodzi, że jest zdrowy.
      Mam kumpla schizofrenika. Jest ok, choć czasami zachowuje się dziwnie. Potrafi zadzwonić o drugiej w nocy, że kot wrócił z podwórka. Nie złoszczę się, bo jestem świadomy jego choroby. Tak na marginesie: jest doskonałym szachistą, stąd nasza znajomość.

      Zaś, co do stanu członków tych grup, moja opinia nie ma znamion diagnozy lekarskiej. Czytałem o przypadkach, że ludzie ze „zwichniętą osobowością” wracają do „normy” np. po wolontariacie w hospicjum.

      Usuń