Tym razem
nie o cudach związanych z religią. Tak jak mój już w pełni racjonalny umysł nie potrafi uznać cudotwórczej mocy istot
niematerialnych, tak samo, nie potrafi się pogodzić z tym, co zwykło się
określać mianem zjawisk paranormalnych i nie tylko, co też jest cechą ateizmu.
Kiedy byłem
jeszcze młody, zdarzyło mi się na spacerze z ukochaną trafić na natrętną
cygankę-wróżbiarkę. Zazwyczaj unikałem takich jak ognia, tym razem, za sprawą
towarzystwa dziewczyny, nie wchodziło to w rachubę. A rzecz zapowiadała się
ciekawie, gdyż ta cyganka zobowiązała się odgadnąć moje imię. Oczywiście za
pewną opłatą. Mam dość rzadkie imię, powiedziałbym nawet, bardziej niż rzadkie,
więc przystałem, pewny, że nie odgadnie. I nie odgadła, choć powiedziała, że
imię jest na sześć liter, co było prawdą, ale nie o to przecież chodziło. Pieniędzy też nie
oddała. Mimo to, przez jakiś czas „zachodziłem w głowę” jak to się stało, że
zgadła tę ilość liter? Sprawa okazała się prozaiczna. Spora ilość męskich imion
ma sześć liter, więc ryzykowała niewiele, a zawsze mogła powiedzieć, że pomylić
się może każdy.
Podobnie
sprawa ma się z wróżbitami i magami wszelkiej maści. W zależności od wieku naiwnego,
chcącego poznać przyszłość, łatwo przewidzieć, co go prędzej spotka; miłość,
czy choroba. Sam gwarantuję, że coś z tego się spełni. A już takie zdarzenia
jak podróż, pieniądze, sława, wypadek, śmierć bliskiej osoby – to mamy jak w banku.
Jeśli wróżbita przepowie kilka ważnych spraw, wystarczy, że spełni się jedna, a
już jesteśmy w stanie uwierzyć w jego nadnaturalne zdolności. I nieważne jest
to, że większość przepowiedni nigdy nam się nie przytrafi, np. duża kasa,
wygrana w lotto, podróż na Hawaje, itp. Podobnie rzecz ma się z horoskopami.
Ławo zauważyć, że są enigmatyczne, mało zrozumiałe i wieloznaczne. Ale o to w
tym chodzi, bo w końcu coś tam w nich sobie dopasujemy. A już taka astrologia,
kiedyś szczycąca się mianem nauki (sic!?).
Ktoś mnie w przeszłości obdarował obszerną charakterystyką Barana. To mój znak
zodiaku. Zdumiała mnie konieczność podania daty i godziny urodzenia, co miało
mieć kolosalny wpływ na celność tej charakterystyki. I owszem, znalazłem kilka
opisów, zgodnych z moimi zapatrywaniami na samego siebie, tyle, że było tego
tak ze trzydzieści procent. Reszta okazała się kompletnym nieporozumieniem. A
mimo to, te mniejsze zgodne procenty miały świadczyć o prawdziwości wpływu
gwiazd i planet na moje życie (sic!)
A teraz
prawdziwa rewelacja. Niejaki Samuel Hahnemann stwierdził własnym autorytetem,
że zwykła woda ma pamięć (sic!)
Trudno wprawdzie orzec, czy to taka sama pamięć jak ludzka, ale ma ona
gromadzić i zachowywać pamięć o innych cząsteczka napotykanych na swej drodze.
Nic to, że żadne badania naukowe tego nie potwierdzają, ba!, uznają to za
wierutną bzdurę, faktem jest, że na tej bazie stworzono pseudonaukę i
gigantyczny biznes, zwany homeopatią. Jest śmieszniej. Johann Grander
skonstruował urządzenie, „rewitalizator wody”, które ze zwykłej wody czyni tzw.
„wodę ożywioną”, która zawiera maksymalne stężenie „pozytywnych biologicznie
drgań” (sic!). Nie pamiętam już nazwy „leku” homeopatycznego, którego opis znalazłem w
necie. W takiej „ożywionej wodzie” rozpuszcza się kacze gumno, które zawiera
bakterie pewnej choroby. Dokładnie się miesza, aż się rozpuści, bierze się litr
takiej zawiesiny i miesza się ze stu litrami kolejnej porcji „wody ożywionej” i
tak ze sto, a nawet więcej razy. W efekcie otrzymuje się „roztwór”, w którym
nie ma już pewnie ani jednej cząsteczki owego kaczego gumna, za to „ożywiona
woda” ma „pamięć” tej bakterii chorobotwórczej. Następnie tę wodę miesza się z
cukrem i rozlewa do butelek i z kolosalnym zyskiem sprzedaje się... naiwnym i
głupim. Ponieważ w tym leku nie ma nic oprócz wody i cukru, nie są potrzebne
żadne certyfikaty. Na nic zdają się wołania, co bardziej rozsądnych lekarzy i
naukowców. Za homeopatią stoi zbyt silne lobby, i olbrzymie pieniądze, tak, że
ci, którzy powinni ukrócić ten haniebny proceder, chowają głowę w piasek, bo
przecież woda z cukrem nikomu nie może zaszkodzić. Najwyżej uszczupli kieszenie
naiwnych.
Mniej
kontrowersyjnie jest z tzw. medycyną naturalną, szczególnie tą, opartą na
chińskiej medycynie ludowej, choć tu przyznam, że jej dział – ziołolecznictwo
ma pewien sens, gdyż pewne substancje, zawarte w tych ziołach, są często
stosowane w farmakologii i to z
pozytywnym skutkiem. Podobnie jest ze stosowaniem pewnych ćwiczeń, które mając
usprawnić nasze ciało, jednocześnie czynią je odporne na część chorób, ale to
już bardziej jest związane z profilaktyką leczniczą. Mam jednak mieszane
odczucia do akupunktury, akupresury, reiki, jakichś tajemniczych fluidów yin
yang, itp. Temu już zdecydowanie bliżej
do magii. Owszem, akupunktura i akupresura może uśmierzać ból, podobnie jak tabletki
przeciwbólowe, ale chorób już raczej nie leczą, skoro zwykłe szpitale medycyny
konwencjonalnej na brak pacjentów nie narzekają.
Wyobraźnia
ludzka potrafi zdumiewać. Jeszcze bardziej futurologia. Ileż to razy
nasłuchałem się o trafności przewidywania takich sław jak Leonardo da Vinci,
Juliusza Verne, a z naszego podwórka – Stanisława Lema. A sprawa ma się tak samo
jak z wróżbitami i horoskopami. Przewidzieli kilka nowinek technicznych,
zresztą bardzo ogólnikowo, ale setki ich innych pomysłów nie doczekały się
nigdy realizacji. Ja tylko jednej rzeczy w tym wszystkim nie rozumiem.
Większość z nas uzna z pełnym przekonaniem, że nie sposób przewidzieć
przyszłości, że nie wierzy czarodziejom i magom, a jednak spora część tej
większości chętnie czyta horoskopy, wierzy w magiczne liczby, polega na astrologii,
czasami skorzysta z wróżbitów i jasnowidzów, i bez żenady stosuje pseudoleki
czy pseudoterapie znachorów.
Ale najbardziej zabawne jest w tym to, że religie monoteistyczne, a chrześcijaństwo w szczególności, zabraniają tych wręcz okultystycznych i diabolicznych praktyk, choć same oferują dokładnie to samo...
Ale najbardziej zabawne jest w tym to, że religie monoteistyczne, a chrześcijaństwo w szczególności, zabraniają tych wręcz okultystycznych i diabolicznych praktyk, choć same oferują dokładnie to samo...
Czytając Twój wpis, przypomniałam sobie pewną sytuację.
OdpowiedzUsuńNa grupowym wyjeździe zagranicznym (a było to dawno)
- zostaliśmy zaproszeni do domu profesora - anatomopatologa.
Po kolacji rozpoczęła się część mniej oficjalna - gospodarz
zdradził swoje umiejętności wróżenia z otwartej dłoni.
Wróżył każdemu po kolei - wszyscy byli zaskoczeni tym, co usłyszeli
- aż doszedł do mnie. Długo się przyglądał, ale po chwili powiedział,
że nic mnie nie powie, nie może tego zrobić - po czym dalej kontynuował
wróżenie pozostałym. Wtedy długo myślałam, co też mógł z mojej ręki
wyczytać - przecież mógł skłamać, ale widocznie nie był na takie coś przygotowany. Po latach chyba zrozumiałam... To była moja jedyna przygoda
z wróżbiarstwem. W drugą stronę też się zdarzyło - taka sobie młodzieńcza
zabawa, zdumiona trafnością szybko zaniechałam. Do dziś uważam, że to
"dzieło szatana" - z tym mi nie po drodze (takie to cuda)...
To chyba wystarczy, boję się, że zacznę dalej żartować (!)
Do lata!
Wróżenie z dłoni :) Ileż ja się na ten temat nasłuchałem... Dla mnie to taka sama metoda jak wróżenie z fusów. Sam kiedyś „studiowałem” te linie życia, szczęścia, i co tam jeszcze. Doszedłem do wniosku, że dwóch rzeczy możemy być w stosunku do przyszłości pewni: to, że umrzemy i..., że łatwowiernych i naiwnych nigdy nie będzie brakować .
UsuńSzkoda, że znikasz na tak długo.
Szkoda, że tak mało wiesz o tym co leczy akupunktura i akupresura. Nie wiem, skąd czerpiesz swe wiadomości, ale z pewnością nie od specjalistów, którzy się na obu metodach leczenia znają. Podstawową funkcją obu metod jest jednak leczenie, a ból uśmierza się przy okazji. Niestety niektórym się zdaje, że wystarczy popatrzeć kilka godzin na kursie i już się jest akupunkturzystą pełna gębą. A do tego, by naprawdę pomóc pacjentowi potrzebna jest wiedza medyczna i na wielu uczelniach medycznych są w czasie studiów wykłady z akupunktury. No i poza tymi wykładami trzeba i tak się jeszcze wyszkolić u dobrego akupunkturzysty.
OdpowiedzUsuńNie wiesz zapewne, że akupresura odpowiednio zastosowana pomaga osiągać lepsze wyniki w sporcie, co było przetestowane w COPO przy warszawskim AWF jeszcze w latach 70' XX wieku.
Miłego;)
Szczerze? Nie żałuję, że akurat o tych metodach medycyny niekonwencjonalnej wiem niewiele. Właśnie dlatego, że wciąż tkwi w tym rodzaju niekonwencjonalności. Rzeczywistość mówi wyraźnie, że z chwilą, gdy do Chin wkroczyła na dobre medycyna konwencjonalna, znaczenie tej pierwszej ogranicza się do głębokiej prowincji.
UsuńTu być może Cię zaskoczę. Sam byłem w jakimś stopniu poddany akupunkturze podczas zabiegu chirurgicznego. Znieczulono mnie wbijając mi jakąś szpilę w kręgosłup. I takie szerokie zastosowania tej metody jest obecnie stosowane. Jako zabieg znieczulający, a nie leczniczy. Wiem też, że w Europie jest jakaś klinika leczenie bólu, ale czy ból jest chorobą czy jej objawem? Ja nie neguję obu tych metod jako metod zwalczania bólu, ba!, uważam że, skoro dziś medycyna potrafi leczyć wiele chorób, to powinna przynosić też ulgę cierpiącym z powodu bólu i jeśli wspomniane metody są skuteczne, a są, powinno się je rozpowszechniać. Ale sama wspomniałaś, że to nie są proste metody. Mnie jednak razi ta cała pseudofilozoficzna otoczka tym metodom towarzysząca, rodem z czasów magii i czarów.
Nie, nie wiedziałem, że akupunktura pomaga osiągnąć lepsze wyniki sportowe. Ale aż mi się chce krzyczeć: NIE!!! Wszystkie metody poza treningowe, to doping, który nic wspólnego z szlachetną rywalizacją sportową nie ma.
Pozdrawiam z podziękowaniem za poruszony temat.
Co tam Panie w polityce ?:) nadrobiłam zaległości i już wiem . Polityka mnie nie kręci . Kiedyś mnie trochę połechtała i mam niemiłe wspomnienia.
OdpowiedzUsuńU Świętoszka weselej odbijamy piłeczkę między wiarą , a nie wiarą ,przyglądamy się magii i czarujemy jak umiemy :) Wolny czas , spędzamy miło i przyjemnie . I uśmiechamy się do świata , a z nami biegną ,, Bezgrzeszne lata ,, Uśmiechem przepraszam za moje wygłupy :)
Dziś Dzień dziecka i ciut mnie poniosło :)
Pięknego dnia życzę :)))
/cygance udało się w połowie , a mnie /?:)
Cóż, pogoda jakby fatalna, gdyż po wczorajszej burzy non-stop leje, ale dla mnie to nie problem. Ja z kolei mam okazję nadrabiać zaległości... we wszystkim. Dzień dziecka mnie jakoś nie wzrusza, czasy dzieciństwa mam już daleko za sobą, a sama data, choć z innych przyczyn, źle mi się kojarzy.
UsuńBezgrzeszne lata?! A co to jest? Ja grzeszyłem na potęgę, myślą, mową, i uczynkiem, i szczerze mówiąc, nie żałuję. Mógłbym pisać powieść, tylko talentu nie mam.
Ogólnie rzecz ujmując i Tobie udało się tak samo jak cygance...
Dużo uśmiechu życzę.
w takim razie :)
OdpowiedzUsuńobstawiam , że imię szanownego składa się z pięciu liter .
Moje czasy dzieciństwa też dawno minęły . Tylko czasami patrzę na ten Świat oczami dziecka . Urzeka mnie jego piękność ,niezwykłość i dobroć .
Na ludzi patrzę już dojrzałym wzrokiem i wiem , że to my sami sprawiamy i to dobro w zło zamieniamy . Takie czary -mary , albo tylko
ludzka głupota .Dzięki za te życzenia uśmiechu , chociaż mówiąc szczerze
wcale mi nie do śmiechu .Kolejna wizyta w Urzędzie Skarbowym , może dziś
tego gościa załatwię śmiechem , podobno mam zarażający :)
Dobrej pogody :)
Oj, chyba nieuważnie czytałaś. W notce napisałem wyraźnie, że cyganka trafnie określiła ilość liter tworzących moje imię.
UsuńWidzieć świat pięknym, niezwykłym czy nawet dobrym, nie jest domeną dziecka. I całe szczęście. I nie sądzę abyś w dzieciństwie nie widziała złych ludzi, choć ocena tego zła była pewnie inna.
A, co do Urzędu Skarbowego, może ja miałem szczęście, ale zawsze miałem z nim dobre spotkania, nawet jeśli problem mnie przerastał. Kiedyś zdarzyło mi się nawet zabawna historyjka, może kiedyś opiszę.
Pozytywnego załatwienia sprawy z US
Babcia ostrzegała mnie przed cygankami. Mama ciągnęła za rękę jak najdalej od wróżących cyganek.
OdpowiedzUsuńJako nastolatka za namową koleżanek udałam się z nimi do wróżki. Koleżanki wmawiały mi, że wszystko co wywróży ta wróżka spełnia im się w stu procentach. Nastawiona sceptycznie do wróżek jedynie utwierdziłam się w przekonaniu, że owa wróżka w takiej niby luźniej rozmowie wypytuje o różne życiowe sytuacje, a potem jedynie dopasowuje wysoce prawdopodobne fakty do danej osoby. Nie dziwota, że koleżankom wszystko się sprawdzało, wszak wróżka znała wiele faktów z ich życia.
Jako dziecko co roku jeździłam na kolonie, pewnego roku trafiła nam się Pani, która wróżyła z kart. Szybko się od niej nauczyłam tego fachu. Frajdę sprawiało mi wróżenie koleżankom :) Ja to traktowałam jako zabawę. Kiedyś już jako dorosła powiedziałam koleżance, że kiedyś wróżyłam z kart. Zainteresowała się tym. Ponieważ miałam jakąś książkę z podpowiedziami jak interpretować układ kart powróżyłam jej. Potem jeszcze swej przyjaciółce wróżyłam. Przyjaciółce wywróżyłam, że będzie miała dziecko. Zapierała się, mówiła, że nie planuje. Po pewnym czasie zapytała mnie: skąd wiedziałaś? Tak wskazywały karty. Przyjaciółka nie wiedziała, że była w ciąży. Powiesz, że to przypadek. I druga sytuacja. Koleżance wywróżyłam ciężką chorobę i śmierć męża. Niestety i ta wróżba się sprawdziła. Przypadek? Może. Ale rzuciłam karty w kąt i powiedziałam, że już nigdy więcej nie będę wróżyła z kart. Uznałam, że takie wróżenie o ile może przepowiadać coś miłego jest nawet zabawne, ale jeśli coś trudnego wychodzi w kartach... moje słowa do kumpeli - nie traktuj tego poważnie, to nie oznacza, że się to sprawdzi - nie pomagały. Mi też nie pomogły jak dowiedziałam się o spełniającej się przepowiedni. Uznałam, że wróżenie może być niebezpieczne.
Aby postawić horoskop potrzebna jest dokładna godzina urodzin, aby prawidłowo obliczyć ascendent. Też się w to kiedyś bawiłam, przyjaciółka mnie tym zainteresowała i postawiła mi horoskop.
Co do wyboru imienia. Imię ma znaczenie. Ta sama przyjaciółka nim nadała imiona swym dzieciom najpierw czytała jakie dane imię ma znaczenie. Ja w to nie wierzę! Nie wierzę, że imię może określić jakim człowiekiem będzie ten nowo narodzony człowiek. Ale to ja.
Twoje wróżenie z kart, zresztą nie tylko Twoje, opiera się na tych samych zasadach. Albo odgadniesz, albo nie, „na dwoje babka wróżyła” przy czym na pewno zapamiętasz trafne wróżby, bo po pierwsze jest ich mniej, po drugie, potwierdzają Twoje przekonania. Potrafisz sobie przypomnieć wszystkie nietrafione przepowiednie?
UsuńNie uwierzę nigdy w to, że imię może kształtować osobowość człowieka. To mit nie mający żadnego uzasadnienia w rzeczywistości. Jeśli bowiem moje imię jest tak rzadkie, dlaczego moje życie niczym się od innych nie wyróżnia? A powinno! Zresztą, wystarczy przejrzeć kilka różnych opracowań na temat znaczeń poszczególnych imion. I skonfrontować to z osobowościami właścicieli tychże. Może i znajdziesz jakieś zgodne cechy, ale nigdy nie będą spójne we wszystkim. Ba! wystarczy przeczytać kilka biografii znanych postaci o tych samych imionach.
Pozdrawiam pięknie.
z moich wróżb wynika,że Twoje imię zaczyna się na literę K i ma dwie samogłoski, w tym z całą pewnością samogłoskę "o"
OdpowiedzUsuń:):):) Kłamiesz. To nie wynika z Twoich wróżb ale z faktu, że je znasz.
Usuńto nieładnie zarzucać komuś kłamstwo. Skąd miałabym znać Twoje imię ?
UsuńJeszcze mniej ładnie jest kłamać :) Sama siebie zapytaj czy mam rację, czy nie, mnie nie musisz się przyznawać. Fakt, że ukrywasz się pod "anonimowym" paradoksalnie świadczy na moją korzyść.
UsuńPozdrawiam pięknie :)
nie ukrywam się,nie kłamię,nie znam Cię
UsuńCóż, nie będę się upierał. Zwracam honor za posądzenie o kłamstwo. Ale w wróżbę i tak nie uwierzę :) Taką mam rogatą duszę.
UsuńPS. Owo zwracanie honoru jest jednocześnie przeproszeniem.
UsuńNo właśnie, a ja ani nie wróżyłam, ani nie mam właściwości paranormalnych, a też wydaje mi się, że to imię znam. Możliwe, że nawet i nazwisko. Nie wykluczam, że i miejscowość zamieszkania. :):)
OdpowiedzUsuńCo nijak się jednak ma zarówno do wiary jak i ateizmu ( a może nawet wprost przeciwnie, bo trochę w tym zarówno wiary jak i ateizmu). Ot życie! :)
Pozdrawiam
Maria
Jeśli znasz fakty, to znaczy, że opierasz się na nich. To jest domena ateizmu, nie wiary :)
UsuńPozdrawiam :)
Problem w tym, że tak naprawdę to nie znam faktów, a jedynie opieram się na wierze, że to, co uważam za fakty w istocie jest faktami.
UsuńAle bez obaw, nie będę sprawdzać - pozostanę przy wierze. :)
Maria
Tu już chyba wkraczamy w filozoficzną definicję prawdy o faktach. Aż tak bardzo, ze względu na charakter notki, nie chciałbym się wgłębiać.
UsuńJa nie obawiam się Twojego sprawdzania :)
Miłego dnia.
Czymś innym jest znać,wiedzieć a czymś innym wywrozyc
OdpowiedzUsuńTu się oczywiście zgadzam, ale paradoksalnie wywróżenie nie jest ani wiedzą ani poznaniem. To tylko niczym nieuzasadnione domysły, loteria, która się sprawdzi albo i nie.
UsuńPozdrowienia.
Boję się wróżek, bioenergoterapeutów i innych magików, dlatego nie korzystam z ich usług. Nigdy też nie wywoływałem duchów ani nie rysowałem pentagramów. Wolę się trzymać z daleka od tego typu zjawisk.
OdpowiedzUsuńAle miałem kiedyś taką sytuację, że przewlekle chorowałem i pewien "magik", badając mnie tylko rękami, powiedział dokładnie co mi dolega. Lekarze tego nie wiedzieli, a po wykonaniu dokładnych badań okazało się, że "magik" miał rację.
Pozdrawiam:)
Twój komentarz jest ewidentnie dwuznaczny. Piszesz, że unikasz wróżbitów i magików, ale... nie dlatego, że w nich nie wierzysz ale, że się ich boisz (sic?) I przytaczasz mi przykład jakich słyszałem już wiele.
UsuńOtóż sam siebie też mógłbym uważać za maga. Przez rok czasu od momentu pojawienia się pewnej choroby, tłumaczyłem lekarzowi swoje podejrzenia. Pewnie z przekory upierał się przy innej. Po roku ustąpił i przyznał mi rację. Wiesz skąd moja wiedza o tej konkretnej chorobie? Na nią cierpiał mój ojciec, a ja miałem identyczne objawy...
Dziwnym trafem wszyscy wróżbici, magowie, pseudo terapeuci i znachorzy unikają jak ognia jakiejkolwiek weryfikacji w warunkach mogących potwierdzić ich zdolności. A przecież jakikolwiek certyfikat przysporzyłby im pacjentów, bogactwa i ich imię rozsławił.
Pozdrowienia.
Tak samo unikam wróżek i bioenergoterapeutów jak staram się unikać toksycznych ludzi (oczywiście poza pracą, bo klientów takich mam sporo).
UsuńZnam parę osób, które "bawiły się" w wywoływanie duchów czy karty tarota, a później miały problem z zasypianiem, koncentracją, nie wspomnę już o omamach słuchowych, bo w to mogę nie wierzyć.
Co do magika, który mi pomógł, to wierzę w jego moc, bo facet robi to zupełnie za darmo. Ma wysoką emeryturę, dodatkowo pracuje, a pomaganie innym traktuje chyba jako przyjemność. Nawet czekolady nie chce za to wziąć.
Uważam, że wszelkie wróżenie, horoskopy i inne tego typu podobne powinno się traktować jak zabawę, a nie coś, w co się uparcie wierzy. Jakies przepowiednie z horoskopów są bardzo ogólnikowe, dlatego mozna je z łatwością dopasować do wielu osób. Raz moja koleżanka w jednym horoskopie miała napisane, że jakiś tam dzień będzie jej dniem szczęśliwym, a w innym, że ten sam dzień przyniesie jej pecha. I gdzie tu logika?
OdpowiedzUsuńNie wierzę także we wszelkiego typu wróżbiarzy, cyganki i inne osoby, które próbują komus przepowiedzieć przyszłość. Zanim doczytałam to, że większość imion męskim ma sześć liter, wpadłam na taki sam pomysł, że właśnie dlatego, ta cyganka zgadła, że twoje imię ma sześć liter. Chociaż moja mama mówiła, że w rejonie, w którym pracuje była taka sytuacja, że pewien człowiek zaginął. Policja nie wiedziała co zrobić, nie mogła go znaleźć. Skończyło się tak, że byli tak zdesperowani, że udali się do dwóch wróżbiarzy. Jedna kobieta powiedziała im, że ten człowiek żyje i ma się dobrze, a druga, że umarł i znajduje się gdzieś koło wody. I znaleźli tego człowieka koło brzegu rzeki. Jednak właściwie to można uzasadnić w racjonalny sposób. Ów wróżbita mógł po prostu zgadywać.
W kwestii tego, że woda ma pamięć, chyba moge najwięcej powiedzieć. Miałam przed półtora roku nauczycielkę od wf-u, która mówiła nam o takich rzeczach. Bardzo podobała jej się medycyna niekonwencjonalna, więc zagłębiała się w tematy dotyczące ajurwerdy, akupunktury i innych metod. Kiedys walnęła nam wykład o tym, że jakiś naukowiec zauważył, że woda ma pamięć. Nie wiem, czy o tym słyszałeś, ale podobno woda święcona po zbadaniu pod mikroskopem układała się w krzyż. Ponadto ten człowiek wykonując swoje badanie porozlewał wode do różnych kubków, przy czym do jednych mówił pozytywne słowa, a do innych brzydkie. Zbadał wodę w tych kubkach pod mikroskopem i wyszło mu, że tam gdzie mówił pozytywne słowa, woda układała sie w piękne kształty, a tam gdzie obraźliwe, woda układała się w chaotyczne kształty. Na prawdę się zastanawiam co ta osoba brała, że takie cos zobaczyła... Jednak to nie jedyna rzecz jaką ta nauczycielka nam opowiadała, bo takich sytuacji było zdecydowanie więcej. Historia z ową nauczycielka skończyła sie w następujący sposób. Jedna dziewczyna nagrała nauczycielkę, gdy ta klękała i mówiła, że robienie znaku krzyża to jest blokowanie sobie trzech czakr, dlatego nie powinniśmy tego robić. O filmiku dowiedziała się dyrekcja. Nauczycielkę zwolniono, jednak prawdopodobnie nie za propagowanie bzdur, ale za naruszenie wolności wyznania.
Wnioski z tego wszystkiego jak dla mnie nasuwają się dwa: przepowiadanie przyszłości jest jak loteria albo się odgadnie albo nie i nie ma w tym żadnej nadzwyczajnej mocy, a drugi wniosek jest taki, że wróżbiarstwo niekiedy jest niebezpieczne. Uważam, że powinno się traktować to jako zabawę, a nie w to wierzyć. Sama nie chcę myśleć co by było, gdyby nauczycielka o której pisałam uczyła w podstawówce, a nie w liceum. Przecież to ma ogromny wpływ na dzieci. Chociaż nie tylko, bo prowadzenie takich metod niekiedy doprowadza do oszałamiania społeczeństwa. Woda z cukrem z pozoru nie jest groźna, gorzej jeśli sprawi się, że niektóre osoby w to uwierzą, a one z kolei rozpowszechnią swoje poglądy następnym i tak dalej. Wiem, że z pozoru może się to wydawać absurdalne, ale sama znam osoby, którym wmówiono rzeczy, które dla mnie nie są prawdziwe, przez ludzi zajmujące się medycyną naturalną. Problem polega na tym, że swoje poglądy rozpowszechniają innym osobom i chcą, aby i one w nie uwierzyły, a jak to kiedyś ktoś powiedział "kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą".
Ups... troszku się rozpisałam...
UsuńMnie długie komentarze odwiedzających nie przeszkadzają, każdy przeczytam z zainteresowaniem. Zawsze można się dowiedzieć czegoś ciekawego.
UsuńSam jestem sceptykiem, ale i mnie się przytrafiają różności. Ostatnio dałem się namówić na lewoskrętną witaminę C, podobno najlepsza na moją przewlekłą chorobę. I kiedy już zżarłem zawartość kilku opakowań , trafiam na artykuł, w którym ktoś wyłuszczył, że z tą lewoskrętną witaminą to czysty bajer. Po prostu nie ma prawoskrętnej witaminy C, a ja w aptece robiłem z siebie idiotę, bo wszystkie witaminy C są lewoskrętne. W dodatku, tak naprawdę nic nie leczy, co najwyżej pomaga w przeziębieniu, kiedy organizm ma jej większe zapotrzebowanie.
Dziękuję za odwiedziny. Byłem na Twoim blogu, pewnie jutro coś napiszę, bo dziś dość późno się zrobiło.
Pozdrawiam.
O lewoskrętnej witaminie też słyszałam. Logiczne dla mnie by było, gdyby była prawo i lewoskrętna, ale nie wiem jak to z tym jest, więc może nie będę się nad tym zastanawiać. Za to wiem, że jest dobra na odporność. Wiadomo, że nie ma leków uniwersalnych i jedna witamina C nie wyleczy wszystkich chorób. Ona z tego co mi wiadomo podnosi odporność, dzięki czemu przeciwdziała wystąpieniu przeziębienia. Ludzie z kolei jej używają dlatego, bo nie da się jej przedawkować, przez co jej nadmiar jest nieszkodliwy.
UsuńJeśli natomiast chodzi o komentarz u mnie. Jasne, granice wolności słowa też muszą być, dlatego napisałam "Oczywiście w żadną stronę nie można przeginać".
Asmo Ty nie wyczytałeś między wierszami, że Darek wstał o czwartej nad ranem, poszedł do ogrodu, wybrał najdorodniejsze okazy truskawek, starannie je opłukał zimnym strumieniem wody, po czym ułożył je na drewnianej desce w napis: Kocham Cię? Potem gdy zalał już tą galaretką truskawki na cieście w Chatce Maniki deseczkę zabrał do salonu, położył na podłodze, karmili się truskawkami wraz z Maniki do białego rana, a wraz z każdą zjadaną literką, atmosfera stawała coraz gorętsza :)
OdpowiedzUsuńOpiszę to w blogowej notce.
Muzyka w papierowej książce to to czego będzie mi najbardziej brakować. Jeszcze nie wiem czy będę stosowała odnośniki - w przypisach podawała nazwę utworu, myślałam o takim rozwiązaniu
Miłego dnia
Ps.
Jednak mnie przekonałeś Asmodeuszu - wspomnę o Tobie w powieści, potem pojawisz się jako gość