czwartek, 23 czerwca 2016

Refleksje na temat duchów



  W ramach współpracy z pewnym portalem, otrzymałem do zrecenzowania książkę Theresy Cheung zatytułowaną „Rozmowy z niebem.” Ów portal ma wyłączność na tą recenzję, więc tu pozwolę sobie tylko na kilka osobistych refleksji dotyczących treści tej książki, których, ze względu na ograniczoną formę nie byłem w stanie poruszyć w tejże recenzji. Ich jest sporo, bo temat dla mnie mocno kontrowersyjny z uwagi na mój sceptycyzm i braku wiary w życie po życiu.
Niewiele można się dowiedzieć na temat samej Autorki. Wychowana w rodzinie spirytystów, co wydaje się być nie bez znaczenia dla jej pisarstwa, ukończyła teologię i filologię angielską na uniwersytecie w Cambridge. Matka dwojga dorosłych już dzieci, poczytna pisarka w temacie duchowości i kontaktów ze zmarłymi przodkami, wydała już sporo książek.

  Przyznam szczerze, pomyślałem, że taka książka to dla mnie bomba! Może mnie ktoś wreszcie przekona. Nie zawiodłem się lekturą, choć i tak mnie Theresy Cheung nie przekonała, wręcz przeciwnie, podała mi jak na tacy, kilka nowych argumentów, że wiara w świat duchów i możliwość z nimi kontaktów jest możliwa, ale tylko w sferze... pobożnych życzeń. Zacznę od pewnego przykładu, zdarzenia, które przytrafiło się samej Theresie Cheung, i który eksponuje niemal w każdej swej książce.
Jakiś czas przed owym zdarzeniem zmarła jej matka i choć Theresy Cheung nie trwa w wiecznej żałobie, ciągle o niej myśli. Pewnego dnia, jadąc samochodem utkwiła w korku za dwiema ciężarówkami, tirami. Ani w tył, ani w przód. Na szczęście, w którymś momencie drobnymi skokami dociera do skrzyżowania i choć nie ma żadnego powodu, dla którego miała by skręcić z głównego szlaku, jednak skręca i jedzie nie bardzo wiadomo gdzie. Tego samego wieczoru, dowiaduje się z wiadomości, że na tej drodze doszło do poważnego wypadku dwóch ciężarówek, tirów i kilkunastu samochodów osobowych, jadących za nimi. Dla Theresy Cheung, jest to ewidentny przykład działania na naszą podświadomość duchów naszych zmarłych bliskich. Bo przecież nie było żadnego sensu, żadnej racjonalności w tym, że skręciła na tym skrzyżowaniu.

  No cóż, można i tak interpretować to zdarzenie, jeśli się chce. A Theresy Cheung naprawdę w tym czasie szukała kontaktu ze swoją zmarłą matką. Właśnie! W tym opisie wydarzeń jest więcej chciejstwa niż racjonalności. I mnie bowiem nie raz zdarzyło się utkwić w korku nawet na kilka godzin, gdy nie było gdzie z niego uciec. Ale gdy taka okazja się zdarza, uciekam, nawet jeśli to nie ma sensu, bo do wyznaczonego celu i tak muszę się dostać. Tyle, że zamiast posuwać się samochodem po kilka metrów na kwadrans, wolę ten korek przeczekać w jakieś przytulnej knajpce, przy aromatycznej kawie. Czas i tak traci na znaczeniu a ja oszczędzam nerwów i unikam zmęczenia. Być może Theresy Cheung nie myślała tymi samymi kategoriami, ale jej ucieczka z korku na pewno miała podobne podłoże. No dobrze, ale co z tym wypadkiem i dwoma tirami? I tu jest właśnie przysłowiowy pies pogrzebany. Theresy Cheung nie ma żadnej pewności, że to były te same dwa tiry, za którymi jechała. Nigdzie o tym zresztą nie wspomina. Po pierwsze, na głównych szlakach nigdy tirów nie brakuje, ba!, kierowcy samochodów osobowych często narzekają na ich nadmiar. Po drugie i chyba najbardziej zaskakujące, ów korek, w którym ona się znalazła, najprawdopodobniej był konsekwencją tego wypadku, o którym dowiedziała się z wiadomości, gdyż korki najczęściej tworzą się z powodu wypadków. Nie, nie twierdzę, że moja interpretacja jest prawdziwa, ale bardziej prawdopodobna niż ta z oddziaływaniem zmarłej matki na podświadomość jej córki. Na domiar wszystkiego, można mieć w tym miejscu pretensje do wszystkich zmarłych, że nie ostrzegli (obojętnie jak) kierowców tirów, którzy... spowodowali wypadek.

  Napiszę z pełnym przekonaniem, wszystkie opisane przypadki „kontaktów” ze światem zmarłych da się zinterpretować w zdecydowanie bardziej racjonalny sposób.  A te przypadki to przede wszystkim prorocze sny, jakiś splot nieprzewidzianych zdarzeń, dziwne zjawiska, na wpół mistyczne przeżycia czy wreszcie „znaki”. Szczególnie te ostatnie budzą kontrowersje. Dla Theresy Cheung może to być nawet spadające nie wiadomo skąd ptasie piórko, co omal nie przyprawiło mnie o szyderczy śmiech. Dalibóg, jeśli ktoś chce, za taki „znak” może uznać nawet wypadający z ręki widelec!!! Niektóre z opisywanych przypadków niemal trącą o śmieszność. Oto jakiś czytelnik, miłośnik książek Theresy Cheung przypomniał sobie, że gdy był dzieckiem i skakał z bratem na łóżku, zobaczył kątem oka przez ułamek sekundy „anielską dłoń”. Przestali skakać i dzięki temu uniknęli wypadku(sic!) Omal nie wylałem na siebie gorącej kawę, którą popijałem z filiżanki. To też pewnie był jakiś „znak” – ostrzeżenie: nie pij kawy gdy czytasz książkę Theresy Cheung! Skąd ten facet wie, że to była „anielska dłoń” (czyżby wcześniej już taką widział?), a nie jakiś refleks świetlny. I skąd to przekonanie, że gdyby skakał dalej, na pewno uległby wypadkowi?! Tego już niestety nie tłumaczy. A szkoda...

  No dobrze, nie będę się już więcej naśmiewał z tych opisanych wydarzeń mających dowieść pragnienia kontaktu zmarłych z nami. Nie chcę odbierać przyjemności potencjalnym czytelnikom. Już na koniec, pewna ogólna refleksja po lekturze. Theresy Cheung przez niemal całką książkę namawia czytelnika do otwarcia się na zjawiska paranormalne, otwarcie serca dla wiadomości z nieba. Te określenia są nam właściwie znane, trudno je jednak sprecyzować, jeszcze trudniej objaśnić, a już niemożliwym dowieść. A tym argumentem posługuje się nie tylko Theresy Cheung, ale niemal wszyscy wierzący w niebo i sprawczą moc duchów zmarłych czy Aniołów stróżów. A takie argumenty – w moim mniemaniu – są namawianiem do zadania gwałtu własnemu rozumowi, własnej wiedzy i własnemu rozsądkowi. Duchowość to określenie wewnętrznego stanu w odbiorze otaczających nas zjawisk, ale w żadnej mierze nie wiara w duchy. Theresy Cheung kompletnie pomieszało się to pojęcie duchowości z wiarą w zabobony i tylko problem w tym, że ona tym pomieszaniem chce zarazić swoich czytelników. Niestety, jej się to udaje, i nie tylko jej, z niemałym sukcesem. Świat wciąż kocha irracjonalność.


19 komentarzy:

  1. Zawsze zastanawia mnie postawa podobną do Twojej skoro nie niebo nie piekło nawet w sensie metaforycznym to co? Moja wiara jest znikoma ale jednak zostawiam sobie granice że jest coś potem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez ironii: Nic, zero, nul – ściślej: nicość. Taka sama nicość jakiej doznałaś przed narodzeniem. Pamiętasz coś z niej? Nie było bólu, nie było rozkoszy; nie było radości, nie było smutku; nie było dobra, nie było zła. Coś na wzór buddyjskiej nirwany – wyzwolenie od cyklu narodzin i śmierci, ale bez cyklu, czyli jednorazowe zaistnienie we Wszechświecie, z którym wyżej wymienione stany ściśle się wiążą. A zatem, tu już żartobliwie: błogostan, którego nawet świadomości mieć nie będziemy.

      Usuń
  2. Skoro wierzy się w niesamowite możliwości ludzkiego ducha, nie wiem, czemu uparcie trzymać się twierdzenia, że po śmierci nic nie ma. Znaczy ja tego aż tak pewien nie jestem, choć nie wykluczam że może być tak jak mówisz.

    O duchach naczytałem się sporo, a nawet ośmielam się powiedzieć, że bardzo dużo. Żadna książka nie daje odpowiedzi, są sceptycy i są entuzjaści teorii ich istnienia.

    W mojej rodzinie opowiada się jeden przypadek. Przez pewien czas rodzice moich dziadków mieszkali razem, tzn. ojciec i matka babci, oraz matka dziadka. Jako pierwszy zmarł pradziadek Feliks. Jego żona, prababka Wenia, nie wierzyła nigdy w duchy, w przeciwnieństwie do prababki Marjanny, która zaczęła twierdzić, że chyba niedługo czas i na nią, bo "Pan Feliks stoi w drzwiach kuchni i kiwa na nią ręką." Miała rację, zmarła niedługo po tym. Oczywiście można to zawsze zrzucić na karb tego, że stary człowiek myśli częściej o śmierci, mając nadzieję, że ktoś tam po drugiej stronie będzie na niego czekał, stąd wizja pradziadka machającego ręką. Dla mnie temat jest jednak otwarty, nie zapieram się ani przy istnieniu duchów, ani przy ich nieistneiniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestia duchów zmarłych i „znaków” od nich otrzymywanych, ściśle wiąże się z uznaniem życia po życiu. W moim mniemaniu owo istnienie da się określić jednym retorycznym pytaniem: Jaki sens miałoby życie w powłoce cielesnej, gdyby na tym miało się skończyć? Człowiek wpada w pułapkę, którą sam na siebie zastawił. Bo pytanie można odrobinę zmodyfikować: Jaki sen miałoby życie, skoro istnieje szczęśliwa i wieczna duchowość, której ta fizyczna powłoka de facto nie jest potrzebna? Bo jeśli jest koniecznie potrzeba, to znaczy, że bez niej wiecznej duchowości nie ma. Inaczej mówiąc, wspomniane przez Ciebie „niesamowite możliwości ludzkiego ducha” bez narodzin ciała nie mogłyby nawet zaistnieć. Skoro tak, obumierające ciało te możliwości unicestwia, co często widać na podstawie postępującej, starczej demencji.

      Najzabawniejsze (jeśli o tej kwestii można w ten sposób tak mówić) jest to, że nawet najbardziej przekonani o istnieniu życia po życiu, chcą żyć w tej cielesnej powłoce jak najdłużej i robią wszystko, aby w niej straszliwie cierpieć, choć przecież po drugiej stronie ma ich czekać raj, świat bez zła i cierpienia, bez smutku i rozpaczy. Coś w tej logice nie do końca jest logiczne...

      Jeśli o mnie chodzi, nigdy nie doznałem żadnych „znaków” potwierdzających istnienie duchów. Ja o nich tylko słyszałem, rzadko z drugiej ręki, najczęściej z trzeciej i jeszcze dalszej.

      Usuń
    2. Skoro o tym mowa, że bez narodzin... To nie zastanawia Cię fakt, że coś jednak to ciało (od ameby do człowieka) - związek pierwiastków chemicznych ożywia? Traktujesz życie jako proces chemiczny, który się kończy, ale mimo całej swojej mądrości nie wiemy jak się go inicjuje i nie umiemy powtórzyć. Jeżeli ożywia je jakaś energia, przyjmująca różne formy, to niekoniecznie jest ona skazana na śmierć razem z formą. Podobno nic w przyrodzie nie ginie.

      Usuń
    3. Jeśli coś mnie w tym temacie zastanawia to tylko jeden szczegół. Kiedy i w jakich okolicznościach powstał pierwszy żywy organizm. Tylko ten jeden jedyny moment, gdyż pozostałe są już tylko konsekwencją tego pierwszego, tak jak to określiłeś: od ameby po homo sapiens, co logicznie, teoretycznie i praktycznie potwierdza teoria ewolucji, choć nie przeczę, nie wszystko. Lepszej teorii, weryfikowalnej nie znamy. To, że nie potrafimy tego powtórzyć też jest zrozumiałe, bo zdajesz się zapominać o takim czynniku jakim jest czas. Aby taki organizm powstał, trzeba było milionów lat, odpowiednich warunków, sprzyjających okoliczności. Tego nawet setki pokoleń nie są w stanie zapewnić, by taki eksperyment mógł się powieść w warunkach laboratoryjnych. Pozostaje teoria, zdecydowanie bardziej prawdopodobna niż „boski pierwiastek”. To może jednak i dobrze, że nie mamy pewności. Świat bez kłótni o pochodzenie życia mógłby stracić wiele na uroku :)

      Paradoksalnie owo powiedzenie „nic w przyrodzie nie ginie” raczej przemawia za moją opcją. Tam jest powiedziane wyraźnie: „w przyrodzie”! Trudno uznać niematerialny świat duchów za świat przyrody :) A już poważniej. Nasza zdolność myślenia, w tym myślenia abstrakcyjnego, samoświadomość, nasza duchowość (nie mylić z duchem) wynika z rozwoju naszego mózgu. Żadne inne zwierzę tego nie osiągnęło. Ale nawet Homo nie miał takiego mózgu od razu. Niemniej to mózg jest podstawowym czynnikiem naszego „ja”. Jeśli go zabraknie (czytaj: umrze) przestaje istnieć to nasze „ja”, choć część z naszego istnienia pozostaje – potomstwo czy nasz dorobek. Dla przeważającej większości ludzi to za mało, by pogodzić się z rzeczywistością, ale... to już nie mój problem.
      Sorry, że tak rozwlekle.

      Usuń
  3. A ja jeszcze raz za poetą powtórzę:
    "There are more things in Heaven and Earth, than are dreamt of in your philosophy."
    W. Szekspir

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że muszę się rozprawić z tym cytatem: „Istnieje więcej rzeczy na niebie i ziemi , niż się ich śniło waszym filozofom” Niejakiemu Einsteinowi przypisuje się inny cytat: „Wadą wszystkich cytatów w necie, jest to, że wszyscy od razu uznają je za prawdziwe”. To oczywiście przekręt, ale tylko w tym, że Einstein nie znał netu :) Nieistotne.

      Ponieważ tę przytoczoną przez Ciebie sentencję wypowiedział wielki Szekspir wszystkim się wydaje, że zawiera ona najprawdziwszą prawdę. A rzecz ma się tak, że póki o czymś nawet nie śnimy, to coś po prostu nie istnieje. Ale Jaskółko, jest gorzej, zdecydowanie gorzej. Nie wszystko to, o czym nawet tylko śnimy, musi istnieć naprawdę. Zapytam: śniłaś, marzyłaś o byciu dobrą wróżką, o przygodach z krasnoludkami, może o bogatym i pięknym królewiczu z bajki? Ja odpowiednio do płci też. Mam, nieuzasadnione wprawdzie, ale pełne przekonanie, że nawet najwięksi filozofowie w dzieciństwie też marzyli, i nic z tego nie wynika. Żywych krasnali jak nie było, tak nie ma. Szekspir wstawił ten tekst w dramat, w historię z pogranicza rzeczywistości, wierzeń i magii. Znalazł doskonałe uzasadnienie takiego połączenia, za co mu chwała. Wszak dobrym dramaturgiem był. To jest jednak fikcyjny dramat, który tylko po za pewnymi elementami, niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Ta sentencja przypomina mi pewien dowód na istnienie Boga wysnuty przez św. Anzelma z Canterbury, dość zawiły i nie na temat tej notki. Obalony dowód.

      Pozdrawiam pięknie.

      Usuń
    2. Powiem wprost-nie masz racji. Nie należy tego powiedzenia traktować tak, jak to zrobiłeś. "Nie śniło" jest rodzajem przenośni. Czy chcesz tego, czy nie, czy zgadzasz się z powiedzeniem, czy nie- są na Ziemi i w Kosmosie rzeczy, których jeszcze człowiek nie zbadał, bo nie ma jeszcze odpowiednich narzędzi. Wraz z rozwojem technologii, metodologii, techniki, itp. człowiek odkrywa coraz więcej tego, o czym Szekspir i filozofowie w współczesnych im czasach nie wiedzieli.

      Zdumiewa mnie twoja "przewrotność" w argumentowaniu, oraz jakieś strasznie uparte trwanie "przy swoim".
      O już wiem, tak argumentujesz, aby koniecznie Twoja prawda była tą jedyną. Niech jest, ale nie argumentuj tak strasznie na siłę. Choćby tak:
      "Szekspir wstawił ten tekst w dramat, w historię z pogranicza rzeczywistości, wierzeń i magii. Znalazł doskonałe uzasadnienie takiego połączenia, za co mu chwała. Wszak dobrym dramaturgiem był. To jest jednak fikcyjny dramat, który tylko po za pewnymi elementami, niewiele ma wspólnego z rzeczywistością".

      WSTAWIŁ- powiedzenie- wstawił w dramat. Ono bez tego "dramatu" też funkcjonuje z sensem, niezależnie od baśniowości dramatu, w który zostało wstawione.

      Wywód o snach też mnie nie przekonał. Szekspir był wielki, powiedział trafną sentencję i należy mu się uznanie.
      Sentencje mają to do siebie, że zawierają przesłanie i nie wymagają wielkiej analizy. A tej nie jesteś w stanie obalić, bo jest na bardzo wysokim poziomie ogólności.
      Zawsze znajda się rzeczy, które nas będą zaskakiwać.

      Usuń
    3. Mam dla Ciebie dwa rodzaje wiadomości, dobre i złe, i powinienem zapytać, które chcesz najpierw? Nie mam takiej możliwości, więc sam zdecyduję. Rozpocznę od dobrych.

      Ja się z Tobą w pełni zgadzam. Zarówno w tym, że Szekspir był wielki, i że należy mu się uznanie. Również z tym, że zawsze się znajdą rzeczy, które będą nas zaskakiwać. Zgadzam się również z tym, że są na Ziemi i w Kosmosie takie elementy, których człowiek nie zbadał.

      Natomiast kompletnie nie rozumiem zarzutu: „jakieś strasznie uparte trwanie przy swoim." Chodzi oczywiście o mnie. Dalibóg, naprawdę nie rozumiem, bo Ty robisz dokładnie tak samo! Strasznie upierasz się przy swoim, ale sobie zarzutu z tego nie czynisz (sic!) Nie doszukuj się w tym złośliwości, bo jej w tych słowach nie ma, ja tylko nie rozumiem, dlaczego mi się odmawia prawa (nie tylko przez Ciebie) do obrony własnych poglądów, kiedy ja nikomu zarzutów, z powodu posiadania ich własnych, nie czynię. Najwyżej wchodzę w dyskusję, co nie tylko w moim mniemaniu, jest działaniem w pełni dopuszczalnym. Nikomu nie bronię posiadania własnych opinii, choć się nie zawsze z nimi zgadzam. Chyba, że chodzi o to, i to jest ta szczególnie zła wiadomość, że w każdej dyskusji, ja, i tylko ja, powinienem oponentom przyznawać rację, bo mnie nie wolno posiadać własnego zdania. Użycie przeze mnie jakichkolwiek argumentów na poparcie wysnuwanych tez, jest zabronione szczególnie i bezwzględnie.

      A teraz, jeszcze raz odnośnie cytowanej przez Ciebie sentencji Szekspira, tym razem bez wielkiej analizy. Jej zaletą jest to, że właściwie można nią tłumaczyć każdą niejasność, a jeszcze w oryginale, toż ci dopiero argument!!! Problem w tym, że skoro nią da się wszystko tłumaczyć, to znaczy, że nie tłumaczy NIC! Dosłownie tak jak owo wyświechtane „Niezbadane są wyroki boskie”.

      Pozdrawiam pięknie z zapewnieniem, że nie żywię żadnej urazy.

      Usuń
    4. Otóż to:"Niezbadane są wyroki boskie" i "Są na świecie...." To są sentencje, a sentencje mówi się zwyczajowo, często na zakończenie dyskusji,kiedy dyskutanci nie wniosą już nic nowego:):):)
      I na tym poprzestanę :)

      Usuń
  4. Nie znam autorki, nie czytałam, więc nie będę recenzować. Kiedyś, podobnie jak Ty, byłam ogromnie pewna tego, że wszelkie sny, przeczucia, telepatia, akupunktura, akupresura, duchy, przeżycia w stanie śmierci klinicznej jak i wspomnienia z regresji hipnotycznej to jeden wielki wymysł cwaniaczków by nabrać naiwnych. Dziś wiem, że nie wszystko jest bzdurą, tylko, że my niewiele o tym wszystkim wiemy, a jeszcze mniej z tego rozumiemy. Nie rozumiemy a do tego część z nas nawet nie stara się tego zrozumieć, w czym przypomina mi pewnych doktrynerów w sukienkach.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomijając fakt, że ja bym akupunktury czy akupresury nie łączył ze sprawami duchów, muszę przyznać, że choć jestem sceptykiem, jestem na te sprawy otwarty i ze wszech miar próbuję je zrozumieć. Fakt, determinuje mnie ten mój sceptycyzm, ale nie dam sobie zarzucić, że zamykam się w swoich racjach. W końcu przez ponad cztery dekady swego życia, byłem przekonany o istnieniu życia po życiu. Niestety, im bardziej temat zgłębiam, tym bardziej ocena owych przeżyć związanych z duchami, wydaje mi się domeną właśnie cwaniaczków, żerowania na ludzkiej naiwności i łatwowierności.

      Usuń
  5. Podpisuję się pod komentarzem @anabell.:) Musisz przyznać Asmodeuszu, że istnieją sprawy, których nijak w sposób rozumowy nie wyjaśnisz, co nie znaczy,że ich wyjaśnić nie można. Słowa Szekspira można dopasować do wielu wynalazków współczesności...np. internet, przeszczep serca, klonowanie. Myślę,że w sferze poza cielesnej, też jest wiele nie odkrytych tajemnic, a nauka może je kiedyś odkoduje i to... co jest tajemnicą okaże się bardzo proste do zrozumienia, ale zupełnie inne niż sobie wyobrażamy.

    Pozdrawiam znad jeziora.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dag, ja oczywiście rozumiem, co masz na myśli pisząc: „istnieją sprawy, których nijak w sposób rozumowy nie wyjaśnisz”, ale aż mnie korci na pewną ripostę, której sobie nie odmówię, ale której nie traktuj jako „wycieczki” pod swoim adresem. Męczy mnie wniosek, że skoro ktoś takich spraw nie próbuje wyjaśnić rozumowo, to należy przyjąć, że tłumaczy je bezrozumnie, tu mam na myśli Theresy Cheung, co dziwnym trafem zgadza się z moimi odczuciami na temat jej książki:)

      Ja oczywiście zgadzam się z Tobą, że jest jeszcze wiele spraw i rzeczy do odkrycia, tak jakoś dziwnie się jednak składa, że te nowe odkrycia coraz bardziej ograniczają pole działania wszystkich spirytystów, magów i zwolenników duchowej teorii dziejów. Ale to i dobrze.

      Pozdrawiam pięknie.

      Usuń
  6. Pozwolę sobie nie zgodzić się z tezą "... te nowe odkrycia coraz bardziej ograniczają pole działania wszelkich spirytystów ...."
    Wielki myśliciel Heidegger powiedział jakby coś odwrotnego: "I wszel­kie rozświet­le­nia tyl­ko no­we ot­wierają otchłanie." :) I tego raczej się trzymajmy. :)
    Pozdrawiam
    Maria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, a kogo Ty mi za autorytet proponujesz?! Narodowego socjalistę, członka NSDAP?! Denuncjatora?!

      Prawdą jest, że każdy krok do przodu w odkrywaniu świata generuje nowe pytania i to w postępie geometrycznym. Rzecz w tym, że te pytania oddalają się od sacrum, eliminują znaczenie duchów na rzecz racjonalności i faktów doświadczalnych – brzydko określając – faktów namacalnych.

      Pozdrawiam pięknie :)

      Usuń
  7. Każdy z nas ma inne postrzeganie świata.Jeden wszystko traktuje rozumowe,drugi bardziej duchowo.Ja uważam ,że dobrze jest nieraz chociaż spróbować jedno z drugim spróbować chociaż na jakiś czas złączyć.
    Jeżeli komuś umiera bliski to bywa także chcemy wierzyć,że jest blisko nas.To jest taka wiara w wiarę.Ale to nie powód,żeby książki od razu pisać.
    Może ludziom,którzy wierzą ,że jakaś duchowa siła nad nimi czuwa łatwiej się żyje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choć jestem racjonalny, przychylam się do ostatniego zdania, pytania. Pisząc recenzję, nawet o tym nie pomyślałem, a teraz nawet żałuję. Tylko mam jakieś takie przeczucie, że to bardzo intymne przeżycie, które nie nadaje się do propagowania. Przecież jest dużo takich osób, które duchów się boją i nie chciałyby w żaden sposób wchodzić z nimi w relacje. To tak, jak jakiś fetysz, którym nie trzeba się chwalić.

      Usuń