wtorek, 21 kwietnia 2020

Wiara i zabobon


  Jak stwierdził kard. Godfried Danneels: „Dziś nie ma alternatywy między wiarą a ateizmem, tylko między wiarą a zabobonem”, i choć nie lubię się zgadzać z hierarchami, akurat temu (pewnie dlatego, że nie jest polskim hierarchą) jestem gotów przyznać pełną rację. Ateizm nie jest zagrożeniem wiary, choć jest jej totalnym przeciwieństwem. Zagrożeniem dla wiary jest zabobon. Niemniej uczciwie przyznam, że zdanie jest wyrwane z kontekstu, a ów kontekst ma charakter oskarżający. Oskarżający ludzkość. Ja tam jednak całej ludzkości bym nie oskarżał, za to niektórych hierarchów już zdecydowanie bardziej. Religijnych oszołomów również.

  Zabobon, w ogólnym znaczeniu to religia bałwochwalcza, kult fałszywych bogów. Z pośród wielu definicji, można przyjąć, że zabobon to irracjonalne, zbliżone do religijnego, ustosunkowanie się do nieosobowych mocy. I tu zaczynają się schody. Dla Kościołów chrześcijańskich zabobonem jest wszystko to, co jest niezgodne z tą religią, przy czym samych religii chrześcijańskich jest multum. Problem w tym, że i w tej religii zabobonów nie brak, patrząc na nie obiektywnie, to znaczy z boku. Są tacy, którzy uważają, że cała religia, nie tylko chrześcijańska, to zabobon, ale ja aż tak daleko bym nie poszedł. Fakt, że wiara w Boga, bogów wzięła się z niewiedzy, lecz jednocześnie chęć poznania tego Boga (bogów) stała się napędem do poznawania naukowego. Nie ma więc sensu deprecjonować samej wiary, która de facto jest skutkiem umiejętności myślenia abstrakcyjnego. Trzeba za to pilnie strzec, aby nie stawała się zabobonem, a to już nie jest takie proste.

  Teologowie chętnie odwołują się do Cycerona, według którego postawa zabobonna oznaczała paraliżujący lęk wobec bóstw. Jego zdaniem, zabobon polega na  bezpodstawnym lęku, natomiast religia wiąże się z prawidłowym kultem. Chrześcijaństwo obrało za prawidłowy kult postać Jezusa. Wszystko jest jeszcze w należytym porządku, gdyby nie fakt, że stoi On w niejakiej sprzeczności do Boga Starego Testamentu, ale to też jeszcze nie sposób uznać za zabobon. Każda religia, wiara ma prawo ewoluować. Tyle, że akurat tej religii i tego było za mało. Powstawały różne szkoły teologiczne rodząc różnego rodzaju herezje, przy czym trudno jednoznacznie dziś orzec, czy obecny kurs katolicyzmu, też nie jest herezją. W końcu to tylko on sam, katolicyzm decyduje o sobie. Coś jak sędzia we własnej sprawie. Aby to zobrazować, dwa przykłady. Zdaniem św. Augustyna zabobon miał przystęp do człowieka, który po grzechu pierworodnym miał zaćmiony umysł i był pozbawiony wiedzy. Innymi słowy, człowiek był zabobonny od zarania swoich dziejów. Czy tworząc religię chrześcijańską też? Tak by przynajmniej z tego twierdzenia św. Augustyna wynikało. Z kolei św. Tomasza z Akwinu uważał, że zabobon oznaczał kult oddawany Bogu w niewłaściwy sposób. Zabobon mógł przyjmować postać oddawania czci przesadnie fałszywego kultu, oddawanego Bogu prawdziwemu. Z dzisiejszej perspektywy, trudno mu racji nie przyznać, gdyż ów kult coraz bardziej kładzie nacisk na obrzędowość niż samą wiarę.

  Tu warto wskazać owe zabobony towarzyszące szczególnie religii chrześcijańskiej. Zacznijmy od średniowiecznych polowań na czarownice. Bądźmy szczerzy, trudno o bardziej dobitny przykład zabobonnego myślenia w historii chrześcijaństwa, nawet jeśli przyjąć, że zrodził się z pogańskich wierzeń i obyczajów. Nawiasem mówiąc, miał się ten zabobon całkiem dobrze jeszcze w dwudziestym wieku. Równie dobrze, jeśli nie lepiej, ma się zabobon z personifikacją zła do postaci diabła. Mocno zakorzeniony w dzisiejszej religii. Któryś z hierarchów jeszcze nie tak dawno ośmielił się nazwać rzecz po imieniu (diabeł jest nieuprawnioną personifikacją zła) i musiał się z tego mocno i gęsto tłumaczyć, by w końcu się wycofać. Wprawdzie to nie jest już postać z kopytem, rogami i ogonem, a wręcz inteligentny i przystojny facet, ale zawsze. Chciałoby się rzec: jakie czasy taki diabeł, o czym zaświadczają zacni egzorcyści. Dodałbym od siebie jeszcze trzy zabobony ściśle ze sobą powiązane. Wiara w cuda, w cudowną moc modlitwy, oraz w moc przedmiotów (relikwie, święte obrazy i medaliki, uzdrawiające źródełek, czy święconą wodę).

  Ostatnio natknąłem się na kolejny, drastyczny przykład rosnącego zabobonu. Prymas Polski, abp Wojciech Polak apelował o modlitwę w Niedzielę Miłosierdzia Bożego w intencji ustania pandemii. Sam fakt specjalnie nie dziwi, wierni modlą się o coś pozytywnego i czego się tu czepiać? A jednak, proponuje się, aby tą modlitwą była Koronka do Miłosierdzia Bożego, autorstwa s. Faustyny, która ma wizje prywatne, w które nikt nie ma obowiązku wierzyć. A skoro ta jej modlitwa oparta jest na wizjach, które trudno nie nazwać herezją, to już pod paragraf zabobonu podchodzi. Gdzieś wyczytałem, że ta ma największą moc (sic!). Jestem ciekaw, kto moce tych modlitw zmierzył? I to firmuje swoim autorytetem prymas Polski. Ale spokojnie, nie zamierzam protestować w Watykanie, jak owi oburzeni na wysokie opłaty za pogrzeby parafianie.


36 komentarzy:

  1. Autor wpisu mógł podać chociaż, że około 80% tekstu to niemal toczka w toczkę zjechany artykuł KS. Waldemara Kulbata "RELIGIA A ZABOBON", ubarwiony osobistymi animozjami wobec Kościoła (mającymi się jak pięść do oka do reszty tekstu). Tak by było uczciwiej, choćby ze względu, że tak pieczołowicie zawsze podajesz linki na końcu każdej notki... :)

    Co do tych koronek - jaki to przykład rosnącego zabobonu to nie wiem. Koronka to tak naprawdę sekwencja znanych modlitw odmawiana z różańcem - Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario i Wierzę w Boga, więc autor najwyraźniej nie ma pojęcia jak ta koronka wygląda, skoro bredzi coś o jakiejś herezji i autorstwie Faustyny w oparciu o wizje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już poprawiłem, bo mi umknął ten link. Tak może być?
      Oczywiście, że mój tekst różni się od oryginału w przekazie z linku. Chciałem wykazać, że zabobon to nie tylko to, co ma na myśli Kościół katolicki.

      Akurat znam wszystkie modlitwy będące częścią Koronki wraz z dodatkami. Właśnie cały problem w tym, że ten układ plus te dodatki dowodzą magiczności Koronki do Miłosierdzia Bożego. A skoro magia to i zabobon.

      Usuń
    2. Poproszę przykład tej "magiczności", albo raczej wykazanie, że w tej akurat modlitwie istnieje jakaś magiczność wyróżniająca ją spośród innych.

      Usuń
    3. „O trzeciej godzinie błagaj mojego miłosierdzia, szczególnie dla grzeszników, i choć przez krótki moment zagłębiaj się w mojej męce, szczególnie w moim opuszczeniu w chwili konania. Jest to godzina wielkiego miłosierdzia dla świata całego. Pozwolę ci wniknąć w mój śmiertelny smutek; w tej godzinie nie odmówię niczego duszy, która mnie prosi przez mękę moją” (Dz. 1320), czyż to nie brzmi jak zaklęcie?

      Za portalem Niedziela:
      „Moc
      Św. s. Faustyna wielokrotnie doświadczała mocy Koronki, szczególnie jako modlitwy za konających. Dotyczyło to np. pewnej konającej, u wezgłowia której Jezus nakazał siostrze odmówić Koronkę. Nie zdążyła jeszcze dokończyć modlitwy, gdy chora z wielkim spokojem umarła, doznała bowiem szczególnego miłosierdzia w godzinie śmierci (Dzienniczek nr 810-811). Zdarzyło się też, iż s. Faustyna, modląc się Koronką do Miłosierdzia Bożego, prosiła Boga o deszcz w czasie suszy. Modlitwa jej została wysłuchana (Dzienniczek nr 1128). Koronka okazała się też skuteczną modlitwą o uciszenie burzy (Dzienniczek nr 1731)”, to już nie tylko zabobon, a czary...

      Usuń
    4. Ale mi tu cytujesz fragmenty dzienniczka, a nie Koronki. :) Tego zaklęcia chyba nikt nie karze nikomu cytować, nieprawdaż?

      Usuń
    5. Oto zaklęcie z Koronki, wobec którego nawet Anioł jest bezsilny:
      "Zaczęłam błagać Boga za światem słowami wewnętrznie słyszanymi. Kiedy się tak modliłam, ujrzałam bezsilność Anioła i nie mógł wypełnić sprawiedliwej kary, która się słusznie należała za grzechy. Z taką mocą wewnętrzną jeszcze się nigdy nie modliłam. Słowa, którymi błagałam Boga, są następujące: Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa za grzechy nasze i świata całego; dla Jego bolesnej Męki miej Miłosierdzie dla nas" (Dzienniczek, 474-475).

      Usuń
    6. Ależ kazał wiernym i to sam Prymas Polski. Dla ciekawostki - dokładnie o godzinie 15-tej czasu warszawskiego, gdyż o tej godzinie koronka ma największą moc ;)))

      Usuń
    7. No dobra, a czym to się w ogóle rożni od innych modlitw, skoro wyróżniasz je na zabobonne i niezabobonne?

      Usuń
    8. Każda modlitwa z osobna to może jeszcze nie magia, nawet ten fragment s. Faustyny (choć jest już magiczny), ale jeśli tych modlitw używasz w ściśle określonej kolejności, w ściśle określonej godzinie, co ma im zapewnić „większą moc”, to już wtedy jest klasyka magii.

      Według KKK modlitwa jest spotkaniem z Bogiem, która ma wyrazić więź z Nim i wiarę w Jego istnienie. Jej nadrzędnym celem jest przyszłe (własne) zbawienie, czasem może być prośbą o zbawienie innych. Modlitwa jest też „trwaniem w komunii z Bogiem” (KKK 2565), jest odpowiedzią wiary na darmową obietnicę zbawienia, odpowiedzią miłości na pragnienie Jedynego Syna (KKK 2561)
      Aby nie było, modlitwa może mieć charakter wspólnotowy, ale ma służyć wspólnocie Kościoła pod warunkiem, że jest błaganiem o wybaczenie win i uwolnienie od nich. To wyjaśnia, dlaczego w kościołach podczas Mszy wierni modlą się (czasami śpiewem) razem. Owszem, często sama Msza ma charakter intencyjny. I teraz już moja interpretacja: jeśli ta intencja służy zbawieniu, wszystko jest w należytym porządeczku, jeśli jednak ową intencją jest żądanie zmiany otaczającej rzeczywistości – to wtedy jest to już magia.

      Usuń
    9. Modlitwa w intencji przerwania pandemii nie jest według mojego mniemania żadnym żądaniem zmiany. Nie doczytałem się bowiem w wypowiedziach hierarchów kościelnych, że czymś takim zaskutkuje, albo że ustanie pandemii jest od tego zależne.
      Asmo tak w zasadzie to już nie wiesz czasem czego się czepnąć i zaraz wytłumaczę dlaczego... :)

      Generalnie już bym bardziej zrozumiał, jakbyś twierdził, że modlitwa i wiara że słucha jej jakaś nadnaturalna istota jest w ogóle zabobonem - bo to leży w założeniu ateizmu. Ale tworząc jakieś wyróżniki, jaka modlitwa jest, jaka nie jest, mam wrażenie że wykraczasz poza kompetencję ateisty :D

      Usuń
    10. Ujmijmy to więc tak: jeśli jakiś szaman odczynia magiczne rytuały, aby odgonić chorobę, sprowadzić deszcz, zatrzymać deszcz, to mamy do czynienia z pogańską magią. Jeśli jakiś szarlatan wywołuje duchy, aby im coś przekazać to mamy do czynienia ze spirytualizmem. Ale jeśli to samo czynią chrześcijańscy wierni modlitwą, to już jest realnie uzasadnione działanie ;) To mi chcesz powiedzieć?

      Nie mogę powiedzieć, nawet jako ateista, że wiara jest zabobonem. Muszę mieć świadomość skąd się wzięła, jakie spełniała i spełnia zadania. Jeśli ja mam prawo negować istnienie Boga, ktoś inny ma takie samo prawo uważać, że istnieje. Tu nie ma żadnego zabobonu. Zabobonem stają się dopiero te elementy wiary, które usiłują wymusić działania sprzeczne z prawami natury (rzeczywistości).

      A co to są kompetencje ateisty i kto je określa? ;)))

      Usuń
    11. Sam sobie chyba to wmawiasz. :) Zauważam tylko, że nikt nie warunkuje ustania epidemii od odmówienia tej Koronki i chyba wyraziłem się jasno.Intencja oznacza jakąś chęć czegoś, a modlitwa jest jednym z wielu sposobów na wyrażenie tej chęci. Jeżeli ktoś wierzy w Boga - wyraża tą chęć Bogu. Proste?

      A co to są działania sprzeczne z prawami natury w tym wypadku? I jak ta Koronka je wymusza. :)

      Usuń
    12. Przeginasz. Nie ja sobie coś wmawiam, to Ty usiłujesz mi coś wmówić ;) Piszesz: „nikt nie warunkuje ustania epidemii od odmówienia tej Koronki”, tymczasem Prymas: „w Dzienniczku s Faustyny Kowalskiej jest napisane, że nie znajdzie ludzkość ukojenia dopóki nie zwróci się z ufnością do Jego miłosierdzia”, a zwracać się trzeba Koronką o godz. 15-tej, co sam uczynił. No, więc jak? Jest warunek, czy go nie ma?

      Jesteś niewyrobiony towarzysko ;))) Wypadałoby najpierw odpowiedzieć na postawione pytanie, a dopiero później zadać swoje... Ale nie będę taki. Wirus rozprzestrzenia się w jak najbardziej naturalny sposób. Mutuje też naturalnie. Koronka usiłuje ten naturalny bieg rzeczy zatrzymać (wymusić) za sprawą interwencji sił niematerialnych, tym samym nienaturalnych.

      Mam nadzieję, ze teraz mi wyjaśnisz te kompetencje? ;)))

      Usuń
    13. Znaczy wierzący nie powinien się modlić wcale, prymas powinien powiedzieć, żeby się nie modlić i nie zawierzać bożemu miłosierdziu, bo to zabobon i nic nie daje (sic!). Pytanie czym by ci wierzący różnili się od Ciebie? Chyba niczym.

      Ukojenie ludzkości - cóż to znaczy? Przecież to można interpretować jak się chce.

      Dla wierzącego z tego co mi wiadomo wszelkie działania tzw. natury są zależne od wyroków boskich, więc może się modlą by pandemia minęła w jakiś sposób nie będący sprzeczny z naturą. :) W końcu ten jakże mądry człowiek od pół roku nie umie sobie sobie poradzić z małym wiruskiem, ani nawet pojęcia nie ma jak ma sobie poradzić. Za rok może go nie być wcale - przepadnie jak hiszpanka, ale równie dobrze może zmutować i zabijać coraz większy procent ludzi. Obydwie drogi będą jak najbardziej naturalne.

      Nie znam się na wyrobie butów. Więc nie wpierniczam się jak szewc ma je robić. Ty nie wierzysz w Boga - co Cię obchodzi jak się modlą ci którzy wierzą i na jakiej podstawie se uznajesz co jest zabobonem a co nie, skoro istota boska jest dla Ciebie fikcją. Nie masz kompetencji. Co innego jakbyś wierzył - wtedy mógłbyś sobie snuć wyobrażenia co na Boga działa, a co nie.

      Usuń
    14. Tu sobie imaginujesz. Gdzie ja bronię wierzącym się modlić? Wyjaśniam tylko czym modlitwa powinna być, a czym nie, i to nie jest moje widzimisię, o tym mówi KKK, choć bywa sprzeczny w swoim przekazie, co jest dość charakterystyczną cechą religijności.

      O to ukojenie zapytaj s. Faustynę, nie mnie ;)))

      Piszesz: „z tego co mi wiadomo wszelkie działania tzw. natury są zależne od wyroków boskich”. Jeśli to przyjąć za prawdę, a dodatkowo uznać, że Bóg jest w swym dziele nieomylny, tym bardziej modlenie się by pandemia minęła, nie w sposób naturalny, a przyspieszony, jest sprzeciwianiem się woli Bożej. Takie typowo katolickie pouczanie Boga, że przesadził ;))) Tak jak to było kilka lat temu z modlitwą o deszcz. Deszcz przyszedł i znów zarzucano (modlitwą) Bogu, że przesadził, bo powódź ;) Natomiast ten „jakże mądry człowiek” nie kryje tego, że czegoś nie potrafi i zamiast się modlić, próbuje zdziałać coś konkretnego na miarę swoich możliwości.

      Też bym butów nie zrobił, bo nigdy się tego fachu nie uczyłem. Natomiast wierzącym byłem ponad trzy dekady, więc moje kompetencje są daleko większe niż czeladnika (mam na myśli Ciebie) ;)))

      Usuń
    15. Ja tam żadnej sprzeczności nie widzę - modlitwy błagalne są częstym wyrazem ludzkiej łączności z Bogiem.

      Przecież nie z nią dyskutuję, tylko z Tobą. Po co przytaczasz w takim razie cytaty, których nie rozumiesz?

      A nie, nie, w prośbie nie ma nic na temat przeciwstawiania się. Człowiek poza tym nie ma tu możliwości przeciwstawiania się, może tylko prosić i mieć nadzieję że to Bóg wszystko odwróci.

      Wiesz... Do bani byłeś tym wierzącym, bo tak jak tu się wynurzasz na ten temat - to niewiele trzeba było, żebyś wiarę stracił. W sumie dobrze że nie byłeś takim szewcem jak wierzącym, bo byś jeszcze do tego mógł z głodu paść...

      Usuń
    16. Jest taka pieś religijna „Pójdź do Jezusa”, a w niej refren:
      „Słuchaj Jezu jak Cię błaga lud
      Słuchaj, słuchaj, uczyń z nami cud
      Przemiń, o Jezu, smutny ten czas
      O Jezu pociesz nas”.
      Jeśli ją wierni nie fałszują ;), to mnie się nawet podoba. Ale ostatnio ona mi się dziwnie kojarzy z pewną przyśpiewką:
      „Stał się cud pewnego razu, oj
      dziad przemówił do obrazu, oj
      obraz doń ani słowa, oj
      taka była ich rozmowa, oj, oj, oj”
      To tak gwoli rozluźnienia tematu w kwestii łączności ludzi z Bogiem ;)

      Ale moja opinia będzie skażona ateizmem ;) Sam zresztą napisałeś, że to ukojenie ludzkości można traktować jak kto chce... Wciel się na chwilę w postać s. Faustyny (to jest trudne ale spróbuj). Czy owo ukojenie musi oznaczać uwolnienie od cierpienia? Mnie w dzieciństwie wystarczyło, gdy matka podmuchała w bolące miejsce. Rana nie znikała, ale było jakby lżej. Owo ukojenie ludzkości w wersji s. Faustyny polega na jej błaganiu Boga za światem (ludzkością) słowami wewnętrznie słyszanymi. Może brak nam dzisiaj żywej s. Faustyny, której modlitwa uczyniła Anioła bezsilnym? W końcu to nie jest dar powszechnie dostępny. Prawdziwych brzuchomówców brak... Może ta koronka jest dziś tak nieskuteczna dlatego, że chóralnie jest odmawiana?

      Kat pyta skazanego o ostatnie życzenie. Możliwości jest multum, ale nie może dotyczyć odwołania wykonania wyroku. Bóg jest sędzią sprawiedliwym, czy można cofnąć wyrok? Można, przez inny sąd. Ale to jest sędzia ostateczny, odwołania nie ma. Nawet przy założeniu, że pandemia nie jest wyrokiem, Bóg w swojej wszechmocy nie może zmienić swojego stworzenia (taki paradoks). Nigdy nie zmienił, dlaczego miałby teraz?

      Ja siebie nie będę oceniał. Poszedłem droga rozumu i naprawdę dużo było trzeba, aby wiarę porzucić, zdecydowanie więcej niż wystarczy, aby wierzyć. Do porzucenia potrzebujesz olbrzymiego rozwoju umysłowego, do wiary wystarczy tylko rozwój wyłączyć. ;)

      Usuń
    17. Nie wiem czemu Ci się kojarzy, nie ta tonacja, ale w zasadzie to zauważyłem że ta przyśpiewka z dziadem i obrazem często się pojawia u Ciebie. :)

      Spróbuję z koronką, jak zobaczę jakiegoś anioła...

      Daj spokój takim baśniowym teoriom. Są ateiści głupi jak but i genialni wierzący. Żaden rozwój umysłowy za tym nie stoi, więc nie schlebiaj sobie.

      Usuń
    18. Słusznie zauważyłeś. W tej przyśpiewce jest ukryta moja myśl przewodnia odnośnie osobistej relacji z Bogiem. ;)

      Tu życzę powodzenia ;)

      Może Cię to zdziwi, ale ja się z Tobą zgodzę (poza tym, że są genialni wierzący), właśnie dlatego, że sobie nie schlebiam. Mam już notkę w tym temacie, i myślę, że Cię zaskoczy. Może nie treść, ale fakt, że jestem jej autorem ;)))

      Usuń
    19. No wiem, a jak mówiłem że obraziłeś się na Pana Bozię, bo miał Cię gdzieś to mi wyskakujesz z jakimś rozwojem umysłowym... :D

      Poczytamy, zobaczymy :)

      Usuń
    20. Mógłbym się czasami obrazić na Ciebie, jesteś wszak realny, nawet jeśli znany mi wirtualnie, czego o Bogu nie mogę powiedzieć. Jednak się nie obrażam ;)))

      Usuń
  2. z punktu widzenia osoby bezwyznaniowej, areligijnej /tzw. "ateisty"/ każda religia jest zabobonem, aczkolwiek niekoniecznie jako całość, gdyż każda religia /jej doktryna/ może zawierać, czy wręcz na pewno zawiera pewne sensowne, racjonalne elementy, czy też intuicje aspirujące do naukowych, tylko opisane językiem specyficznym dla danej religii, nieraz trudno przetłumaczalnym na "po ludzku"...
    natomiast jak to wygląda z punktu widzenia wyznawcy jakiejś religii?... sporo tu zależy od samej religii... np. taki hinduizm, który jest raczej luźnym konglomeratem religijnym, niż sztywnym systemem jest szalenie elastyczny i bardzo łatwo adaptuje wszelkie wierzenia spoza mainstreamu, można by rzec, że słowo "zabobon" w hinduizmie nie funkcjonuje lub co najwyżej lokalnie w szczątkowej postaci...
    natomiast religie abrahamiczne, nawet biorąc pod uwagę rozmaitość ich odmian są systemami na tyle sztywnymi, że dość łatwo szafują słowem "zabobon" /jako pejoratyw/ w stosunku do wierzeń odbiegających od tego, co forsują autorytety danej odmiany...
    ot, i cała historyja... zabobon to pojęcie względne, zależne osoby, czy też grupy wyznawców, która dane wierzenie jako zabobon postrzega...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pełna racja Piotrze w dwóch kwestiach. Religie pełne są zabobonów, i jest to pojęcie względne, zależne od punktu siedzenia. ;)
      Natomiast kompletnie nie wiem, co masz na myśli pisząc o: „intuicjach aspirujących do naukowych, tylko opisane językiem specyficznym dla danej religii”?

      Usuń
    2. nie będę przynudzał koncepcjami kosmologicznymi ze wspomnianego hinduizmu, wspomnę tylko /"zapomniany" obecnie przez K.Rz-kat. jako dość nieporęczny ideologicznie :) / pomysł, jakoby tzw. "dusza" wstępowała w ciało przyszłego dziecka w łonie przyszłej matki z pewnym opóźnieniem, a nie w chwili poczęcia... pomijając pewien seksizm w niej zawarty /różne ilości dni zależnie od płci/, to jest to wypisz wymaluj intuicja na temat formowania się mózgu (nośnika świadomości) w rozwijającym się organizmie...

      Usuń
    3. Jerzu Kolczasty, Piotrek to nie tak. Ta koncepcja to jedna z tez bodaj św. Tomasza i Augustyna, wcześniejszy od nich Orygenes przyjął koncepcję platońską (odrzuconą przez jakiś tam sobór) a równoczesny Augustynowi (zwolennikowi koncepcji arystotelesowskiej, którą przytoczyłeś) Tertulian uważał za słuszną koncepcję stoicką, wedle której zapłodnienie duchowe następowało równocześnie z zapłodnieniem cielesnym.
      Pomimo że koncepcja Arystotelesa przeważyła i rozdzielono płody na „preanimowane” i „animowane” - zabicie jednego i drugiego zostało potępione na jednym z wczesnych synodów, około 3 wieku naszej ery.

      Wszystkie te koncepcje wzięte zostały z antyku, ale to chyba oczywiste... :)

      Usuń
    4. Piotrze, dalej Cię nie rozumiem. Masz jakiś naukowy, niekoniecznie w pełni udokumentowany, dowód na to, że na jakimś etapie płodu „wstępuje” w niego dusza (cokolwiek pod pojęciem duszy rozumieć)? Tymczasem dziś da się dość precyzyjnie określić kiedy tworzy się mózg, czy jego zalążek.

      Usuń
    5. at Asmo...
      nie rozumiesz, bo nie przeczytałeś dokładnie... pisałem tylko o intuicji, a nie o stwierdzeniu faktu naukowego, zaś owa "dusza" to tylko rodzaj metafory, w końcu co wtedy ludzie mogli wiedzieć na temat mózgu, jego rozwoju na etapie życia płodowego?...
      ale to już jest bez znaczenia po wyjaśnieniu Radka, że jest to koncept wtórny, bo wychodzi na to, że chrześcijaństwo nie ma kompletnie NIC do zaoferowania sensownego w swojej doktrynie, jest bezwartościowe jeśli chodzi o takie intuicje... a ja się trochę wygłupiłem wchodząc w rolę adwokata tej religii i usiłując znaleźć chociaż jedną...

      Usuń
    6. Masz wybaczone, choć pierwotnie użyłeś sformułowania „intuicjach aspirujących do naukowych” ;)

      Usuń
    7. ano użyłem, bo intuicje religijne podawane są przez wyznawców jako fakty naukowe...
      osobną sprawą jest kwestia trafności tych intuicji... podam taką ciekawostkę: zapewne słyszałeś o "eterze"?... koncept pojawił się ww wczesnym hinduizmie, a także w religii /bóg Eter/ i filozofii starożytnej Grecji... potem zajęła się tym nauka w XIX wieku, ale w końcu sprawa upadła, zaprzeczono istnieniu tego czegoś... obecnie do sprawy "eteru" wraca fizyka kwantowa i kosmologia fizyczna, tylko nadaje mu nową interpretację, a próżnia, pustka kosmiczna okazuje się nie być wcale pusta... to jest właśnie przykład takiej intuicji aspirującej: starożytni czuli, że gdzieś dzwonią, tylko nie widzieli, jaki bije dzwon i czy to w ogóle jest dzwon, a nie na przykład bęben lub chordofon szarpany /vide Teoria Strun/...

      Usuń
    8. Niewiele wiem o eterze w fizyce kwantowej, bo kompletnie takiej fizyki nie pojmuję ;) Jeśli owa fizyka opiera się na prawdopodobieństwie, to czy tak mam rozumieć ten eter: prawdopodobnie może być? Bardziej prawdopodobnym wydaje mi się fakt, że umrę ;)))

      Za to najbardziej mało prawdopodobne jest to, że wiara opiera się na naukowych podstawach ;)

      Usuń
    9. Tak, w którejś z książek Merritta musiałem się zapoznać z pojęciem eteru - w rozumieniu tego "nadtworzywa". Skombinuj sobie "Księżycową Studnie", tam autor w fajny sposób przysposobił sobie teorię eteru dla swoich potrzeb. :)

      Usuń
    10. Taaa, ja czytałem obecnie najpopularniejszego kosmologa i teologa, ks. Michała Hellera „Sens życia i sens wszechświata”, gdzie próbuje przekonać czytelnika, że jedyna drogą do poznania Boga jest fizyka kwantowa ;))) Dlatego, że nikt się w tym nie jest w stanie połapać ;)

      Usuń
    11. Asmo, mówimy o powieści fantastycznej, więc...

      Usuń
    12. Teorie Hellera też są fantastyczne ;)))

      Usuń
    13. fizyka kwantowa nie zajmuje się prawdopodobieństwem istnienia eteru, a jedynie jest na etapie próby negowania istnienia próżni doskonałej, idealnie pustej, zaś "eter" to tylko taka umowna, robocza, nieoficjalna /bardziej literacka, niż naukowa/ nazwa na to, co ową (rzekomą) próżnię wypełnia... i choć nie jestem fachowcem w tej dziedzinie, to sam koncept rozumiem... skoro cała przestrzeń jest przeniknięta wszelkimi polami falujących oddziaływań, a ich nośnikiem są określone, takie czy inne cząstki /a jednocześnie fale/, to na pustkę nie ma już miejsca...

      Usuń
    14. Piotrze, ale najśmieszniejsze jest to, że tak to opisał Merritt - opierając się na teoriach modnych na początku XX wieku.

      Usuń