Za górami, za lasami..., stop! Wróć! W Radomiu, w katolickiej
rodzinie urodziła się dziewczynka. W Krakowie ukończyła Akademię Sztuk Pięknych
i jak sama dziś mówi – była zatwardziałą ateistką. Za pracę dyplomową dostała w
1980 roku nagrodę Ministra Kultury i Sztuki. Na pewno wyszła za mąż i na pewno
dostała kolejną nagrodę w 1998 roku Fundacji Polska-Japonia im. Miyauchi. Na
pewno też urodziła dwóch synów, których wychowała babcia, którzy zostali
ochrzczeni, i przystąpili do I Komunii świętej. Kolejne etapy je życiorysu nie
są do końca jasne, można rzec śmiało – zależne od tego, dla kogo ten wywiad.
W tej bardziej romantycznej wersji1 dostała w
2001 roku od znajomej bilet na pielgrzymkę do Włoch, żeby zobaczyć freski
Giotta w Asyżu. Trochę to dziwne jak na pięćdziesięcioletnią ateistkę, ale nie
wnikam, wszak ona malarką jest, a artyści miewają różne fanaberie. Dość że w czasie tej pielgrzymki wzięły się za nią
anioły i to całkiem materialne. Siedziały obok niej dwie rycerki św. Michała
Archanioła, oraz małżeństwo o nazwisku Anioł. W kościele na Monte Casino
zaczęła płakać, i tak płakała przez cztery dni, aż ją wyspowiadał jakiś ksiądz,
dokładnie o piętnastej (godzina Miłosierdzia Bożego). Uświadomiła sobie, że
życie bez Boga „To stałe trwanie
w lęku, przejmowanie się czymś pozornie ważnym. Brak perspektywy, bo
wszystko wydaje się nieważne, jeśli po drugiej stronie nie ma nic”2.
Narzuciła sobie ascezę – codziennie chodziła na Mszę świętą, przestała
malować i pić alkohol. Aha, odstawiła od łoża męża na pięć lat, gdyż uświadomiła sobie, że żyli w
grzechu bez sakramentu ślubu, bo on też była ateistą, którego od tego momentu zmuszała do
chodzenia na niedzielną mszę świętą. Po pięciu latach jego ateizm skapitulował. Huczne i
wystawne wesele zorganizowali w symbolicznym miejscu – w Kanie Galilejskiej.
Teraz bardziej dramatyczna wersja3.
Pielgrzymka do Rzymu jest opisana mniej obrazowo, to znaczy bez szczegółów. Była i się nawróciła. Bardziej
dramatycznie jest przedstawiona historia z mężem. Odstawiła go od łożą, aby móc
przystępować do sakramentu Komunii świętej. Musiał z nią chodzić, co tydzień do
kościoła, ale podobno za nic w świecie nie chciał się nawrócić. Wreszcie doszło
do otwartego z nim konfliktu i groził im rozwód, bo modlitwy nie pomagały. Aż
któregoś dnia znalazła modlitwę Jana Pawła II do Świętej Rodziny. Od tego dnia
modliła się do św. Józefa tą właśnie modlitwą. I wtedy nastał trudny czas dla jej
rodziny. W odróżnieniu od pierwszej wersji nie porzuciła malowania, tyle, że
nikt tych obrazów nie chciał kupować, więc popadli wręcz w nędzę. I choć
modliła się również o to, aby znalazł się kupiec, nic takiego się nie stało. W
końcu straciła cierpliwość i zamiast błagalnych modłów pojawiła się pretensja,
i to jest delikatne określenie: „Święty
Józefie, to ja się modlę i modlę do Ciebie, a Ty nic i nic. Już więcej do
Ciebie modliła się nie będę”4. I wiecie co?! Ten św. Józef się...
przestraszył. Pięć godzin po tej groźbie zadzwonił telefon z informacją, że
trzy obrazy zostały sprzedane (sic!)
Uszczęśliwiona, za te pieniądze wykupiła pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Na
niewiele to się zdało, bo jej sytuacja właściwie nie uległa zmianie. Mąż wciąż
był ateistą. Po roku kolejna pielgrzymka do Kany Galilejskiej. Ktoś jej
powiedział, że dobrze byłoby gdyby na następną pielgrzymkę zabrała męża, by tam
wziąć z nim ślub kościelny. Problem w tym, że on o niczym nie wiedział. Z pomysłodawczynią
podjęły decyzję o odprawieniu dziewięciodniowej nowenny. Malarka do św. Józefa,
nowa przyjaciółka do Miłosierdzia Bożego. I ten mąż już takiego szturmu
modlitewnego nie wytrzymał. Opisu wspaniałości ślubu nie opiszę, ciekawych odsyłam
do linku. W każdym razie mąż mógł wrócić do łoża, a ona do picia wina.
Już kiedyś opisałem pewne świadectwo
nawrócenia znanej osoby, celebrytki, może nawet bardziej kontrowersyjne. Właściwie
powinienem zostawić tę historię bez komentarza, bo co mnie to obchodzi, że ktoś
tam się nawrócił i po czterdziestu latach związku wziął ślub sakramentalny. Mam
jeden, bardzo ogólny wniosek. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego tacy ludzie się
tym chwalą, kiedy im sławy nie brakuje? I po kiego diabła mieszają w to ateizm?
Wychodzi mi, że dla jeszcze większej sławy i jeszcze większego suspensu.
Jakoś tak wychodzi, że ci neofici są zawsze na piękniejszym świeczniku niż zwykli wierni, a ich wiara jakby większa. Inaczej te historie byłyby tragicznie nudne – bardziej nudne niż harlekiny.
PS. Nie podaję w notce
nazwiska malarki, autorki tych obrazów. Można je znaleźć w linkach.
Przypisy:
1 - https://www.gosc.pl/doc/1411102.On-ja-zna
2 - ibidem;
3 - https://deon.pl/wiara/slub/wszystko-dzieki-sw-jozefowi,329493
4 - ibidem
1 - https://www.gosc.pl/doc/1411102.On-ja-zna
2 - ibidem;
3 - https://deon.pl/wiara/slub/wszystko-dzieki-sw-jozefowi,329493
4 - ibidem
Wydaje mi się, że jej ateizm był tu akurat dość istotny, zaś niektórych interesuje proces samego nawrócenia. No bo teoretycznie to się po prostu stało, choć cała ta historia nie jest pozbawiona pewnej mistyki.
OdpowiedzUsuńCzemu się ludzie tym chwalą, czy też mówią o tym? Cóż, można zadać pytanie - a dlaczego Ci to przeszkadza? Po co Ty o tym napisałeś?
To nieładnie zadawać pytanie przed odpowiedzią na pytanie postawione wcześniej. To tylko tak na marginesie.
UsuńNajpierw dowcip: Gdy mąż ustępuje w jakieś kwestii żonie, nazywamy to kompromisem. Jeśli religijna żona ustępuje mężowi, nazywamy to cudem...
Tak jest w przypadku małżeństwa tej malarki. Ale do rzeczy. Jest w notce cytat i tu go powtórzę: „To stałe trwanie w lęku, przejmowanie się czymś pozornie ważnym. Brak perspektywy, bo wszystko wydaje się nieważne, jeśli po drugiej stronie nie ma nic” i to jest główna przyczyna powstania tej notki. „Kocham” tę argumentację, mającą rzekomo zdyskredytować ateizm. A teraz zgadnij dlaczego akurat u niej mnie to bardzo bulwersuje?
Może i nieładnie, ale jakoś odpowiedzi satysfakcjonującej na to nie znalazłeś.
UsuńNie wiem jak było w tym małżeństwie, nie znam ludzi. Szczerze mówiąc mogę śmiało odpowiedzieć, że wolty z ateizmu na wiarę i na odwrót po prostu się w ludzkim życiu zdarzają i może te nawrócenia czy też odwrócenia są dla tych ludzi na tyle istotne, że chcą się tym z kimś podzielić. Nie robi to na mnie wrażenia za bardzo.
Ludzie nie chcą "nic" po drugiej stronie, jako lekarstwo stworzyli więc wiarę w "coś", co ich satysfakcjonuje. Szkopuł w tym, że ballada o wielkim nic jest tak samo niewydolna, a może nawet bardziej - a roztrząsasz ten swój ateizm od co najmniej 6 lat. Z jakichś przyczyn uważasz, że kogoś to interesi.
Miałem odpowiedzieć na pytanie „dlaczego?”, czy napisać laurkę, która by Cię usatysfakcjonowała?
UsuńMasz rację, owe „wolty” się zdarzają, ale różnią się dość znacznie. Częściej trafia się porzucenie wiary oraz częściej nagłaśnia się historie powrotu na łono Kościoła, pewnie dlatego, że ich niewiele i jakże by inaczej – towarzyszą temu cuda (sic!).
Napisałeś: „Ludzie nie chcą "nic" po drugiej stronie” i to jest mało precyzyjne określenie, gdyż dotyczy wierzących. Dodajesz: „ballada o wielkim nic jest tak samo niewydolna, a może nawet bardziej” i o to „bardziej” bym chętnie podyskutował (w żadnym razie nie zmuszam), gdyż takie twierdzenie u Ciebie to czysty slogan w rodzaju pseudonaukowej teza o pamięci wody ;)))
Na koniec: czy ja kogoś zmuszam, aby interesował się moimi wywodami na temat wiary i ateizmu? Jeśli u któregoś/którejś z blogowiczów jest temat, który mnie nie interesuje, po prostu nie komentuję, co nie jest równoznaczne z tym, że na tego/tą się obraziłem.
To po kiego grzyba sam takie pytania zadajesz i bawisz się w spekulację? Też laurki się spodziewasz?
UsuńA Twój ateizm wykładany w ten sposób to coś innego niż slogan? Abstrahując już od tego czy ten Bóg istnieje, czy nie - Twoje motywowanie jego nie istnienia należy do dość prymitywnych, podobnie jak dziwne pretensje do wierzących, że wierzą i coś to dla nich znaczy.
Teksty o nawróceniach też nie zmuszają Cię do czytania. A jednak się tym zainteresowałeś. :) Nie widzisz jednak pewnego braku konsekwencji? Lubisz pisać o swoim ateizmie, ale drażnią Cię ludzie którzy ateizm porzucają i o tym piszą. W przypadku tej kobiety musiałeś się nawet dopieprzyć do jej rodziny, według swojego widzimisię. Chyba spektakularne sukcesy we własnych małżeństwach Cię uprawniają do takich osądów?
Moje pytanko jest konkretne, i niestety nie potrafisz na nie znaleźć odpowiedzi, jako i ja nie potrafię ;) Irytuje mnie podobnie jak Ciebie, choć nie tak samo, bo Ciebie tylko to, że je w ogóle zadałem.
UsuńWidzisz Radku, mój ateizm jest tak prosty jak budowa cepa, więc o żadnym sloganie nie może być mowy. Bo ta prostata jest dla wierzących nie do pojęcia, ona ich po prostu przerasta. I mi nie imputuj. Nie mam pretensji do wierzących o to, że wierzą, jeśli już to tylko jak wierzą i wtedy, gdy tę (wypaczoną) wiarę narzucają innym. Jeśli uważasz, że moje motywowanie jest prymitywne, to spróbuj je obalić. Będę miał niezły ubaw ;)
Mnie takie teksty interesują, bo mam takie hobby. Tak jak lubię grać w szachy, czytać książki i chodzić do opery. Znalazłoby się jeszcze sporo innych zainteresowań, ale aż tak nie będę się chwalił. ;) I nie pomoże Ci uciekanie się do moich nieudanych związków małżeńskich. Jeśli mi coś nie pasuje, natychmiast to odrzucam i nigdy tego nie żałuję, a na pewno z tego powodu się nie nawracam na jedynie słuszną wiarę. I to nie ja dopieprzam się do jej rodziny, to ona tą rodziną (szczególnie mężem) publicznie epatuje.
O laurce? Nic mnie panie szanowny nie irytuje, śmiało możesz wręczać.
UsuńWiesz, nie ze mną te numery o przerastaniu, bo ja nie jestem aż tak przywiązany do idei istnienia Boga, więc nie będę niczego obalał - bo mam to gdzieś - konkretnie to w co wierzysz albo nie, a sam fakt istnienia Boga osobiście mnie w tej chwili nie zajmuje, jeśli chodzi o kwestie merytoryczne. Problem w tym, że równie dobrze można powiedzieć, że nie wierzysz, bo przerasta Cię wiara w Boga - dla mnie sytuacja jest patowa, bez możliwości doniesienia walnego zwycięstwa której ze stron.
I super. Hobby tej pani jest pisanie o swoim nawróceniu. Pytam kolejny raz - jaki masz z tym problem natury emocjonalnej, że aż musisz ja wydrwić?
Pytanie w notce brzmi: „dlaczego tacy ludzie się tym chwalą, kiedy im sławy nie brakuje? I po kiego diabła mieszają w to ateizm?”
UsuńNigdzie nie czynię Ci zarzutu, że wierzysz. Mógłbym jedynie zapytać, dlaczego bronisz tej zwichrowanej wiary, jak Częstochowy przed Szwedami? Natomiast ja nigdy nie twierdziłem inaczej – wiara w Boga mnie przerasta, szczególnie brakiem logiki i konsekwencji, dlatego ją porzuciłem. I to jest moje walne zwycięstwo. Moje walne zwycięstwo.
Patrz pierwszy akapit tego komentarza ;)
No widzisz, nie moja wina że zadajesz pytania, które generują kolejne pytania, a nie odpowiedzi. :)
UsuńA dlaczego w ogóle uznajesz, że opowieść o swoich doświadczeniach jest "chwaleniem się"? I gdzie ona jest znana? I co tak magicznego jest w ateizmie, że nie można o nim wspominać?
Dlatego, że uznaję że każdy ma prawo wierzyć w swojego Boga a innym nic do tego. Oczywiście są ludzie zakompleksieni, którym wydaje się że wiara innych jakoś oddziałuje na ich życie. To złudzenie wynika z tego, że wytworzony system etyczny przenikał się zawsze z religijnym - dlatego im się myli jedno z drugim. Ponieważ sądzę, że pewne mechanizmy zostały przy pomocy wiary właśnie skonstruowane na zasadzie systemu immunologicznego, zawsze uznawałem wiarę za coś bardziej pożytecznego niż negatywnego. Była już rozmowa na ten temat, zdaje się że uznajesz coś odwrotnego, z tym, że problem w tym jest taki, że nie masz odniesienia do jakiejś rzeczywistości, aby to udowodnić. :)
Nie no spoko, dla niektórych wypróżnienie się to już jest sukces... Ale wiesz, nie trzeba się tym chwalić. :)
Jest znana w środowiskach kultury i to nie tylko polskiej (patrz nagrody). Gdyby się chwaliła tym, że stała się neofitką, nawet palcem bym nie kiwnął. Mogła nawet napisać, że była wcześniej ateistką, w końcu z czegoś się nawróciła. Niemniej już Ci przytoczyłem fragment, w którym pluje na ateizm, który był jej udziałem przez 50 lat, jakby zapominając o tym, że na tym świecie wciąż żyją ateiści, którzy nie mają żadnych problemów ze swoim światopoglądem. Nie potrzeba niczego magicznego w ateizmie, ale podobno wg wiary mamy się nawzajem szanować. Tego przynajmniej wymagają wierzący w stosunku do siebie.
UsuńSam pisałem wielokrotnie, że człowiek musiał przejść przez etap wiary, to było nieuniknione. Tylko że pewne (całkiem liczne) elementy tej wiary i moralności z niej wynikające, straciły dawno swój sens. Jeśli więc dziś ktoś promuje, a wręcz narzuca taką mentalność i taką moralność innym, to jest to już zjawisko zdecydowanie negatywne (patrz Twoja ostatnia notka, która mnie zainspirowała do szerszego spojrzenia na ten temat i jutro to opublikuję).
Ja się nie chwalę, ja mam po prostu talent ;)
Znana w środowisku kultury... Czyli szerzej nieznana. :) Owo "plucie na ateizm" świadczy o jakiejś histerii, która staje się powoli Twoim udziałem, a nie o jakimś jej realnym pluciu - bo czytam i czytam nie nie mogę się tego "plucia" dopatrzeć. Znacznie więcej plucia na wiarę widać w Twojej "tfurczości".
UsuńAle obawiam się, że nie jesteś kompetentny w ocenie czy straciły sens, czy nie, choć mam podobne zdanie, że dzieje wiary przebiegają etapowo.
Współczuję, ale tylko trochę. :)
Jesteś już tak zaślepiony wiarą w Kościół katolicki, tak otumaniony narracją ortodoksów, że nie potrafisz rozróżnić ataku na wiarę od krytyki pewnych (irracjonalnych) postaw religijnych. Może nie wierzysz w Boga, ale masz bożka – Kościół. Zaczyna mi być Ciebie żal (nie trochę a mocno) ;)))
UsuńZainspirowałeś mnie do jeszcze jednej notki, i pytanie tylko, czy ja je wszystkie będę miał okazję opublikować, bo zarówno sytuacja w kraju, jak i w Kościele robi się coraz bardziej dynamiczna? ;)
Wiesz, jak odwrócisz tą tyradę pod swój adres będzie zgodna z prawdą.
UsuńAsmo
Usuń"Mnie takie teksty interesują, bo mam takie hobby. Tak jak lubię grać w szachy, czytać książki i chodzić do opery. Znalazłoby się jeszcze sporo innych zainteresowań, ale aż tak nie będę się chwalił. ;"
Hobby to przyjemnosc:) Wiara innych daje ci przyjemne momenty … jakis taki kryptowierzacy jestes:)) A moze ty ciagle szukasz.. piszesz te swoje posty jako S.O.S . Na zasadzie : "Wierzacy ratujcie mnie!!! Przekonajcie!!! Nie chce aby tam bylo "NIC"!!!"
Wyjesz z pragnienia aby cos jednak bylo? Jak najwiecej zainteresowania i przyjemnosci ci zycze w grzebaniu w tekstach wierzacych:))
Nie straciles nadzieji:))
UsuńAniu:
UsuńTak, fałszywa (obłudna) wiara innych mnie cieszy, bo tego uniknąłem. To za ich sprawą przestałem wierzyć w ogóle.
Możesz sobie imputować, co chcesz, ale jedyne czego pragnę, to aby tam było NIC. Każda inna wersja mnie przeraża. I na to nie straciłem nadziei. I na pewno nie stracę. Chcesz się założyć? ;)))
Boisz sie katolickiej wersji piekla i dlatego wolisz to nic?
UsuńTo mnie zaciekawilo
"Tak, fałszywa (obłudna) wiara innych mnie cieszy, bo tego uniknąłem."
Ciagle jestes nastawiony na swiat zewnetrzny, na innych, na ocenianie innych, na wszyukiwanie bledow u innych... falszywa wiara innych- A co z toba? Bo jak na razie to ciagle ci inni...ci inni wierza falszywie, czy tez falszywie realizuja swoja wiare.
Twoja wiara jest w twoim sercu. Jezeli ktos jest falszywy to falszywie ja realizuje. Im bardziej czystszy wewnetrznie czlowiek tym piekniej ta swa wiare pokazuje.
Zajmij sie swoja wiara w ateizm, w to NIC. Realizuj ja pieknie, tego ci zycze. I owego odpuszczenia sobie zainteresowania falszem innych. Najwazniejsze, ze ty jestes czysciutki na kazdym poziomie twojego zycia:)))
Jeśli się czegoś boję to katolickiej wersji Nieba ;)))
UsuńChciałabyś, żebym się zamknął w sobie i był nieczuły na zniewagi? I tu świadomie z premedytacją zapytam: dlaczego sama tak nie postępujesz?
Piszesz: „Im bardziej czystszy wewnętrznie człowiek tym piękniej tą swą wiarę pokazuje”, w następnej notce na tym blogu będzie coś na temat tej wewnętrznej czystości i realizacji pięknej wiary. Polecam ;)
NIC nie jest kwestią wiary, natomiast nigdy nie miałem problemu mówić o sobie, że jestem niedoskonały. Wierzący też tak o sobie mówią, ale jednocześnie twierdzą, że to ich przybliża do Boga. Ja dla siebie nie szukam takiego usprawiedliwienia ;)
Tak a propos piekła, taki dowcip znalazłem na katolickim portalu:
UsuńBóg dzwoni do Szatana i pyta, co tam u niego słychać?
- W porządku, całkiem dobrze od czasu, gdy do mnie posłałeś kilku inżynierów. Klimę mi zainstalowali, ruchome schody, telebim i jeszcze sporo innych ciekawych nowinek technicznych...
- Natychmiast ich odeślij do mnie, bo jak nie, oddam sprawę do sądu!
- Nie wygrasz. Najlepszych prawników też do mnie zesłałeś.
Urzekła mnie Twoja historia..., znam podobną ale krótszą, choć latami niewątpliwie dłuższą. Mistycyzmu w niej za grosz, aureoli w nagrodę też nikt nie dostał. I raczej o męskiej cierpliwości jest niż o nawróceniu. Upierdliwość nawracającej była tak dotkliwa, paskudna i wredna, że w końcu cierpliwość urwała ucho dzbanowi, nawracająca dostała hmmm...kopa w cztery litery? Teraz nie ma komu uprzykrzać życia, a nienawrócony znalazł spokój ducha u normalnej nienawracającej i niupierdliwej niewiasty. Urzekła Cię moja historia?
OdpowiedzUsuńBardzo mnie urzekła ;) Przyznam Ci w sekrecie, że gdyby mnie się trafiła taka żona, postąpiłbym dokładnie tak, jak to opisujesz ;)
UsuńJakoś mnie to nic a nic nie wzruszyło ani nie zachwyciło. Właśnie czytam Amita Goswamiego "Fizyka duszy"- kwantowa księga umierania i nieśmiertelności.
OdpowiedzUsuńFizyka kwantowa jest dobra na wszystko i na ateizm i na wiarę.
Miłego;)
Gdzieś czytałem, że fizyka kwantowa jest nadzieją na udowodnienie istnienia Boga, dlatego mnie na tę książkę nie namówisz ;)))
UsuńPozdrawiam;)
nie panikuj Asmo... to nie o tego Boga chodzi... gdy fizycy /kwantowi, czy jacyś tam inni/ gadają podczas niezobowiązujących pogaduch, dla czystego sportu, o jakimś tam Bogu, to raczej rozumieją ten wirtualny byt w sensie deistycznym, panteistycznym, nieosobowym, "metafora taka" :)
UsuńNie panikuję, ale niejaki ks. Michał Haller w książce "Teologia i wszechświat" do takiej koncepcji poszukiwania Boga (tego Boga) się ucieka.
Usuńokay, ale on jest księdzem, więc pojmuje pojęcie "Boga" po księżowsku... aczkolwiek bycie księdzem wcale nie musi implikować wiary w (tego) Boga, np. taki c.k. oberfeldkurat Otto Katz raczej w żadnego nie wierzył i choć jest to tylko fikcyjna postać literacka, to miała ona swoje pierwowzory w realu :)
Usuńks. Haller jest swoim pierwowzorem ;)
UsuńSzantażować św. Józefa (i każdego innego)? Fe! Nieładnie. Nawrócony żyje w/g kreda: niech się stanie wola Twoja, czyż nie?
OdpowiedzUsuńTen szantaż jest wyjątkowo kobiecy. Poskutkowało nie tylko w stosunku do św. Józefa, ale przede wszystkim w stosunku do jej męża ;)
UsuńEee, to kredo obowiązuje chyba wszystkich wierzących? Ja już nie pamiętam, jak to było ze mną, ale na pewno się z tym kredem nie zgadzałem.
A czemu to się nie zgadzałeś?
UsuńMierzi mnie taka koncepcja. Odbiera człowiekowi własną wolę, czyni z niego bezrozumną owieczką.
Usuńdlaczego dziwne (nawet trochę) i dlaczego fanaberia?... gdybym był maniakiem malarstwa, to bym korzystał z każdej okazji, by się załapać na tani trip w celu obejrzenia czegoś ciekawego, nawet do pielgrzymki religijnej bym się dołączył...
OdpowiedzUsuń...
ale "szantaż dupą" /bo to tak się lapidarnie nazywa/ w stosunku do własnego chłopa?... fuj, nieładnie, niemoralnie po prostu... kiedyś jedna pani próbowała ze mną takiej sztuczki i migiem wylądowała z gratami za drzwiami chałupy... pamiętam to dość dobrze, bo to była jedyna zła kobieta, która mi się w życiu trafiła... no, ale cóż... katolicka moralność zapewne uważa to za czyn chwalebny...
...
ale te obrazki hipisa(?) z gniazdem na głowie nawet i ujdą, da się oglądać...
p.jzns :)
Mnie nie dziwi ani nie mierzi fakt, że malarz szuka natchnienia w sakramentaliach. Tu mi tylko nie pasuje motyw, że z powodu tych sakramentaliów można się nawrócić. Długo by tłumaczyć, mam jednak wrażenie, że ona na tej pielgrzymce była w stanie wskazującym. Taki płacz bez konkretnego powodu na to wskazuje ;)
UsuńO tyle ten szantaż dziwny, że oboje są już po pięćdziesiątce (lat, nie wódki). W tym wieku, a znam to z autopsji, taki szantaż jest mało racjonalny.
Ja tez nie mam nic do tych obrazów. Złego słowa nie powiem, choć to nie jest ta sztuka, która mnie fascynuje.
a la pelerinage comme a la pelerinage :)
UsuńNie znam korsykańskiego ;) Natomiast tłumaczenie jest jakby bezsensowne: każdy ma taką pielgrzymkę, na jaka zasługuje?
Usuńwrzuć sobie na translator wujka Gugiela leniuchu, to Ci wyjdzie trawestacja "na wojnie, jak to na wojnie", bo z pielgrzymkami jest identycznie... to było a propos alkoholu, ale nie tylko, bo tartacznie też bywa :)
UsuńGdzieś czytałam,że podobno nikt na sto procent nie jest ateistą.Tkwi w każdym z nas jakiś skrawek (często ukryty) tęsknoty za Niepoznanym.I bywa,że w pewnym momencie on się uaktywnia.
OdpowiedzUsuńTakie historie jak te przytoczone przez Ciebie to często pojawiają się w przestrzeni internetu.Może za kilka lat usłyszymy,że znowu jakiś przewrót w życiu tych osób nastąpił.
Zależy, co rozumieć przez niepoznane? Jeśli jako argument ontologiczny na istnienie Boga, to stanowczo odrzucam ;) Zaś sam fakt istnienia niepoznanego, jest jak najbardziej racjonalny.
UsuńTego się raczej nie dowiemy. Piewcy świadectw nawrócenia do tego nie dopuszczą ;)
Coś co istnieje poza materią.Ja na przykład nie wierzę w Boga chrześcijańskiego.
UsuńZawsze twierdzę,że bliżej mi do Boga judaizmu.który też jest tylko wytworem ludzkiego dociekania,szukania,zrozumienia Nieznanego.
Wiesz, jeśli napisałaś o Bogu, jako WYTWÓR ludzkiego dociekania, to ja akurat nie będę się sprzeczał. Mnie wystarczy, że to jest wytwór ludzkiego myślenia, a to są ścieżki nie do końca poznawalne. Choć są tacy, którzy wiedzą skąd się to wzięło i mnie to przekonuje ;)
UsuńAle ja wierzę,że istnieje to Niepoznane.I tym się chyba trochę różnimy ;)
UsuńChyba nie tylko trochę ;) Nie mam Ci w ogóle tego za złe, że wierzysz w istnienie.
Usuń"Nie potrafię zrozumieć, dlaczego tacy ludzie się tym chwalą, kiedy im sławy nie brakuje? I po kiego diabła mieszają w to ateizm? Wychodzi mi, że dla jeszcze większej sławy i jeszcze większego suspensu."
OdpowiedzUsuńNie rozumiem dlaczego ty ciagle zaznaczasz swoj ateizm i to, ze kiedys wierzyles i byles wiernym synem kosciola? Nie rozumiem, przeciez to nieistotne, nieprwdaz? A moze robisz to z powodu checi zablysniecia i suspensu?
Tacy ludzie mowia o swoim zyciu. Jak to u nich bylo i jak to terazu u nich jest. Niczym sie od ciebie nie roznia. Ale to boli co? Boli jak ktos rusza to, czemu ty obecnie oddajesz czesc, no nie?
Powiadaja rozni wierzacy faceci, ze mezczyzni na drodze wiary ogolnie maja trudniej , o wiele trudniej… i tak czasami myslac o tobie, wydaje mi sie, ze teze te potwierdzasz w 1000%. Ponoc mezczyzni sa bardziej nastawieni na materie, cialo.
Oj jaka zla to kobieta ta opisyswana przez ciebie, bo wlasnego chlopa dooopa do czegos pozamaterialnego przekonala. Jak go wyposcila to uwierzyl we wszystko:)))
Nic na to nie poradzę, że nie rozumiesz. Pisałem już ze sto razy, a może i więcej: mówię o tym w sytuacji gdy atakuje się mój ateizm. Musisz tylko odwrócić relacje. Najpierw ktoś w niewybredny sposób atakuje mój ateizm, a dopiero po tym ataku rodzi się mój sprzeciw i kontratak. Jeśli komuś dajesz prawo ataku na ateizm, to daj mi też prawo do obrony.
UsuńNie mam nic przeciw temu, aby opowiadali o swoim życiu. Nic, kompletnie nic. Ich nawrócenie nic, a nic mnie nie boli. Tylko w tym opowiadaniu jest napaść, ohydna i bezpodstawna. Ja nie wiem, czy mężczyźni mają gorzej z tą wiarą (uważam, że jest wręcz odwrotnie), nigdy tego nie sprawdzałem i nie będę sprawdzał. Natomiast mam pełne prawo twierdzić, że wiara czy jej brak jest w pełni osobistą decyzją, i wara każdemu, kto by chciał w ten wybór ingerować.
Zapytam z lekka ironicznie: Ciebie ten motyw szantażu dupą cieszy? ;)))
"Pisałem już ze sto razy, a może i więcej: mówię o tym w sytuacji gdy atakuje się mój ateizm."
UsuńTwoj ateizm? A to dobre. Ona mowiac o sobie ( o swoim wczesniejszym ateizmie) ruszyla twoj ateizm? Zawsze czulam ze masz cos wypaczonego w mysleniu:))
" Najpierw ktoś w niewybredny sposób atakuje mój ateizm, a dopiero po tym ataku rodzi się mój sprzeciw i kontratak."
Na serio chore. Nie wolno nikomu opowiadac, ze wczesniej byli ateistami i czuli pustke, bo to ciebie obraza? Czlowieku zlituj sie. I dlatego ty po calosci wysmiewasz sie z kazdego katolickiego tekstu?
Az sie chce powiedziec abys skorzystal z pomocy fachowcow.
"Jeśli komuś dajesz prawo ataku na ateizm, to daj mi też prawo do obrony."
Jezeli powiem , ze wczesniej bylam np.: scjentologiem i to sie zmienilo bo czulam , ze to nie to, znaczy, ze owym zdaniem zaatakowalam scjentologow?
"Zapytam z lekka ironicznie: Ciebie ten motyw szantażu dupą cieszy? ;)))"
Zastanawia mnie meska gluopta. Kondycja facetow mnie wrecz zamartwia. Za dooope wszystko:)))
Gdyby pisała o swoim ateizmie, to ja bym się jej nie tykał. Tymczasem ona pisze: „Wiedziałam, jak wygląda życie bez Boga. – To stałe trwanie w lęku, przejmowanie się czymś pozornie ważnym. Brak perspektywy, bo wszystko wydaje się nieważne, jeśli po drugiej stronie nie ma nic”, a to jest opis jej ateistycznego otoczenia, bo w takim się obracała przez pół wieku. Nie odczuwam żadnego lęku, jeśli się czymś przejmuję, to tylko ważnymi sprawami. Przez wiek mam już ograniczone perspektywy, ale to nie znaczy, że nie mam ich wcale. Wreszcie nie wszystko wydaje mi się nieważne. I co najważniejsze, ona tego olśnienia doznała w jednej sekundzie. Ja potrzebowałem kilkunastu lat, a mimo to nigdy bym nie napisał, że moje życie w wierze było bez sensu.
UsuńJeszcze raz powtórzę. Sam powrót do wiary nie ma w sobie żadnej sensacji, problem jest wtedy, kiedy wyśmiewasz tych, którzy w niewierze zostali. Ba, wyśmiewasz samą siebie. To samo dotyczy scjentologii.
Właściwie nie mam więcej pytań ;))) Na kanale Eurosportu leci polska reklama. Małżeństwo wychodzi z domu i ona pyta: „Ile mamy maseczek?” On odpowiada: „trzy”. Ona z złością w oczach: „tylko trzy?”. Facet wchodzi do apteki i kupuje dziesięć plus żel do dezynfekcji rąk i chwali się tej żonie: „Teraz mamy trzynaście maseczek” i je pokazuje wraz z żelem. Ona nawet nie patrząc: „A o żelu zapomniałeś!”. W tym miejscu ja bym jej wylał ten żel na włosy a’la skręcona włoszka. Zaś na głowę założył wszystkie maseczki, aby jej ten żel dobrze wyschnął we włosach. Niestety, niektórzy faceci są przez żony tak wytresowani, że łykają zniewagi bez mrugnięcia okiem. Ja na szczęście siebie do tej grupy nie zaliczam ;)
"To stałe trwanie w lęku, przejmowanie się czymś pozornie ważnym"... mnie to się kojarzy raczej z wierzącymi w pewną bozię, przynajmniej ich częścią we fragmencie dotyczącym "trwania w lęku", a wszystkimi w temacie "przejmowania się czymś pozornie ważnym"... aczkolwiek nie można zaprzeczyć, że sporo osób areligijnych /tzw. "ateistów"/ też potrafi sobie tworzyć iluzje, z definicji pozornie ważne, tylko trochę inna, niż iluzja istnienia jakiejś bozi...
Usuń...
no tak, Ania nie była by Anią, gdyby nie skorzystała z okazji dopieprzyć chłopom w temacie "doopnym"... tylko, że to wcale nie chodzi o kwestie doopy, tylko akcent leży na temacie "szantaż"...
...
a tak w ogóle, skoro przy temacie, to generalnie taki szantaż uchodzi za kobiecą specjalność, ale nie zawsze i niekoniecznie... kiedyś miałem kumpla, który tak właśnie dyscyplinował swoją kobitkę, w ramach kary odmawiał jej dostępu do jej ulubionej kobiecej zabawki... gdy mi się z tego zwierzył, to mu odpowiedziałem, że jest to świetny sposób, ale nie na dyscyplinowanie kobitki, tylko na rozwalenie związku... i tak się stało, po jakimś niezbyt długim czasie było już po ich związku...
Piotrze:
UsuńLęk przed Bozią ma zasadniczy plus, zawsze można sobie powiedzieć, że Bozia mi wybaczy, więc ja bym tego lęku nie przeceniał ;) W wypowiedzi malarki chodzi tylko o zdyskredytowanie ateizmu. Im ma towarzyszyć lęk jako permanentny strach, choć nie bardzo wiadomo przed czym. Można by rzec, że przed śmiercią, tyle że taki towarzyszy również wierzącym, dlatego wymyślili sobie wieczność. Jeszcze gorzej jest z tym brakiem celu i sensu życia, dlatego ateistom przypisuje się nihilizm. I nic to, że wierzący mają takie same pragnienia wobec życia tu i teraz, ich życie jest jak ból, lepszy niż mój ból. No bo żeby ten ateista wierzył chociażby w krasnoludki, byłby bardziej podobny do wierzących. Mnie się to kojarzy z grą w lotto. Ateista i wierzący wierzą, że wygrają (inaczej by nie grali). Ateista wierzy, że ma szansę jedną na milion ileś tam. Wierzący wierzy, że jak się pomodli, to na pewno wygra (znam to z autopsji, moja siostra się tak modliła) ;)))
Oczywiście, że taki szantaż nie może się niczym dobrym skończyć. Nie tylko w małżeństwie.