czwartek, 14 maja 2020

Oślica Balaama – czyli życie konsekrowane


  Świechna mnie zainspirowała. W jednym ze swych postów1 pokazała filmik2 z życia emerytowanych sióstr zakonnych. Mnie jest trudno orzec, jakie były intencje twórcy tego dokumentalnego filmu, ale nie trudno odgadnąć, że jest bardziej antyreklamą życia konsekrowanego niż jego pochwałą. Choć z drugiej strony jest też antyreklamą starości, i w tym aspekcie film jest bardziej sensowny. Bo też starość w żadnym razie nie nadaje się do reklamy, poza przypadkami reklam produktów rzekomo medycznych dla seniorów, którymi zalewa nas telewizja.

  Mam mieszane uczucia do życia konsekrowanego, szczególnie żeńskiego. Autentycznie śmieszą mnie ich stroje, mające być symbolem przynależności do danego zakonu. Nie mogę się też wyzbyć przekonania, że to jest publiczna demonstracja pewnej formy dewiacji religijnej. Taki przerost formy nad treścią, mogący skutkować w skrajnych przypadkach zaburzeniami psychicznymi. A jednak mam świadomość, że nie mam prawa ostentacyjnie emanować tą swoją opinią, bo poza nielicznymi przypadkami, de facto z tymi siostrzyczkami jest wszystko w należytym porządku. Wprawdzie nie rozumiem sensu takiego życia, ale przecież mojego też nie wszyscy muszą rozumieć. Jak wspomniałem, śmieszy mnie ich strój, ale jednocześnie wyjątkowo nie śmieszą mnie żadne, ale to żadne dowcipy na temat ich życia. A już kompletnie brak we mnie tolerancji na słowne napaści, połączone z obelgami pod ich adresem. Jedynym wyjątkiem są sytuacje, gdy ich działania wykazują cechy nadużyć, lub szaleństwa. Uważam, że z jednej strony dobrze, że zniknęły z większości szpitali, z drugiej, nie sposób przecenić ich zaangażowanie w opiekę nad osobami dotkniętymi różnego rodzaju zaburzeniami rozwoju, domów dziecka czy hospicjów. Mam pretensje, że jako katechetki indoktrynują dzieci i młodzież, ale to są pretensje bardziej skierowane do zatwierdzonego przez państwo systemu edukacji, a nie bezpośrednio do nich. Nie one ten system stworzyły.

  Nie ma im też czego zazdrościć, choć z drugiej strony tak nie do końca potrafię je żałować. Wszystko za sprawą benedyktynki s. Małgorzaty Borkowskiej (absolwentka filologii polskiej i filozofii na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, oraz teologii na KUL-u), która odważyła się napisać i wydać książkę pod dość wymownym tytułem: „Oślica Balaama. Apel do duchownych panów”3. Dla niezorientowanych, opisuje w niej stosunek kleru do sióstr zakonnych. Pozwolę sobie na jeden cytat: „Przez kilkanaście wieków zakonnice słuchały kazań, konferencji, rekolekcji, pouczeń, a zawsze w pokornym milczeniu, jak te nieme bydlątka: cokolwiek im mówiono, umiały tylko potakiwać.  (...) Założenie ze strony kaznodziejów było niewątpliwie takie, że zawsze, w każdej sprawie i w każdych okolicznościach, oni wiedzą lepiej; zakonnice zaś nauczyły się to akceptować, najpierw dlatego, że potrzebują celebransa i muszą przyjmować jego warunki; a potem już z tradycji i z przyzwyczajenia4. Autorka opowiada, w jaki sposób duchowni traktują zakonnice – jako głupie kobiety, nic nierozumiejące, niewykształcone, przeznaczone do pokornego słuchania, usługiwania i siedzenia cicho. Miałem niezłą zagwozdkę, bowiem trudno Autorkę i jej książkę traktować w kategoriach antyklerykalizmu, a przecież nie opisuje nic innego, niż to, o czym mówi i pisze antyklerykalizm.

  Znamienny jest epizod z pewnym wywiadem5, który przeprowadził Dawid Gospodarek na zlecenie agencji KAI, a który szybko zniknął po jego się ukazaniu na stronach tej Agencji. Tak jakby z czyjegoś nakazu. Na szczęście jego przedruk się zachował i gorąco go polecam jednym krótkim cytatem: „Zakonnica w przekonaniu szeregowego kaznodziei jest głupia. Gdyby głupia nie była, to by zakonnicą nie została6.





25 komentarzy:

  1. Brakuje mi tylko jednego zdania, odnośnie tej kwestii "Autorka opowiada, w jaki sposób duchowni traktują zakonnice – jako głupie kobiety, nic nierozumiejące, niewykształcone, przeznaczone do pokornego słuchania, usługiwania i siedzenia cicho." Nierzadko zakonnice odbijają sobie to na swoich podopiecznych. I nie jest to wyssane z palca czy też powtarzane na podstawie reportaży telewizyjnych, tylko doświadczone że tak się wyrażę, organoleptycznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak to jest z tym „odbijaniem sobie”. Sam nie miałem takich doświadczeń (ze strony sióstr zakonnych), więc nie mogłem tego napisać ;)

      Usuń
  2. "Autorka opowiada, w jaki sposób duchowni traktują zakonnice". Nie podoba mi się takie generalizowanie. Bo ani wszyscy duchowni, ani wszystkie zakonnice. Księża różnią się między sobą, zakonnice zresztą też. Podobnie jak w innych grupach społecznych. Wszędzie są ludzie i ludziska. :)

    Jedno jest chyba dzisiaj pewne - do życia konsekrowanego nikt nikogo nie zmusza. Jeśli komuś tak "w duszy zagra", to powinien w tym kierunku iść. Inaczej on się będzie męczył, a wraz z nim i ci obok. Ale tak chyba jest z każdym powołaniem życiowym, także świeckim.
    Co więcej, z tego stanu konsekrowanego można "uciec", pewnie z jakimś "garbem", ale takie jest życie, a czasu cofnąć się nie da.

    Kiedyś było trochę inaczej. Wszystko było prostsze - pierwszy syn był przeznaczony na dziedzica majątku, drugi na służbę królowi, a trzeci dla Pana Boga... :)
    Z córkami było prościej, albo za mąż, albo do klasztoru. Oczywiście i tu i tu z odpowiednim posagiem. :)

    Zakonnice z filmu "Siostry" żyją sobie spokojnie, bez głodu i chłodu, odpoczywają w pięknych okolicznościach przyrody. Może tylko regularnie nie uprawiają seksu, zwłaszcza z mężczyznami ….
    Bo że jakoś grzeszą, to nie ma wątpliwości, skoro tak często się spowiadają … :)
    Ileż to kobiet świeckich nie ma takich warunków, na dodatek często doświadczając różnorakiej przemocy ze strony otoczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie wiem Mario, czy to jest generalizowanie. W końcu o tym pisze siostra zakonna. Wiem tylko, że sposób tego traktowania staje się coraz bardziej publiczny. W zalinkowanym artykule jest takie zdanie: „Zakonnice rzeczywiście są źle traktowane, ostatnio pisano o tym również w L'Osservatore Romano”, więc to pewnie nie jest błahy problem.

      W komentarzu pod notką Świechny również na ten aspekt zwróciłem uwagę. Bycie zakonnicą jest sprawą wyboru i trudno je za ten wybór „obwiniać”, szczególnie nam, w ogóle nie czującym takiego powołania. Zaś, co do ucieczki, wydaje mi się, że o ile to jest w miarę proste wśród męskiej części kleru, o tyle u sióstr zdecydowanie bardziej skomplikowane. Trudniej im o wsparcie, gdyż raczej wątpliwe by uciekały do mężczyzn.

      Jak to dobrze, że ja nie żyłem kiedyś, choć byłem pierworodnym ;)))

      Właściwie w tym filmie „Siostry” chodzi o coś innego. Relacja dwóch sióstr, z których jedna dominuje nad drugą, więc nie jestem pewien, czy to takie sielskie, anielskie życie. Co się stanie, gdy jedna z nich odejdzie w zaświaty? Przecież one obie bez tej relacji nie potrafią żyć. Ten facet nakręcił jeszcze jeden film o siostrach, tym razem rodzonych i świeckich, funkcjonujących na tej samej zasadzie. Jak masz ochotę, Świechna poleca:
      https://ninateka.pl/film/siostry-pawel-lozinski

      Usuń
  3. A mnie ten film wzruszyl i rozbawil. Poczatek swietny byl. One- siostry, wlasnie w tej swojej starosc, pokazywaly cala wyrazistosc swych charakterow. Wszystko to co dobre ale i to, co nieciekawe w ich osobowosciach nabralo glebi i sily. Nie ma juz szans na zmiany, sa uksztaltowane i inne juz nie beda:) Wady szczegolnie mocno wylaza na starosc na wierzch.
    Geba mi sie rozesmiala, przy tym ich wieczornym posiedzisku przy stole . Jakos tak fajnie … nic juz nie musza... Jedna , gawedziara , z pewnoscia cale swe zycie lubila pogadac, nawija o krzyzyku pod habitem. Swietny jest moment kiedy gadula mowi siostrze - kolezance, ze tydzien temu byla u spowiedzi i teraz znowu poszla, a owa kolezanka jej dogaduje cos w stylu, ze dosc czesto grzeszy. Wedlug mnie, gadula na bank nie grzeszy, ale co jej szkodzi isc sobie do ksiedza pogadac? Kto jej zabroni ze spowiedzi skorzystac? Usmialam sie:)) Fajne siostrzyczki. Ta druga to taka cwiczaca mozg. Lamiglowki slowne lubi ukladac, ale z gadaniem u niej cieniej- konkretna niewiasta musial byc... no i ten konkret na starosc jeszcze bardziej sie w niej utrwalil:)
    Od razu mi sie tesciowa przypomniala jak chodzila ze swa siostra ( tez juz wiekowa dama) raz w tygodniu na spotkania seniorow. No i razu ktoregos problem powstal, bo ona z siostra wolaly na tych spotkaniach pospiewac piosenki, a reszta brala sie za gry i wolala pograc… no i postanowila tesciowa wraz z siostra spotkania owe zbojkotowac. Pomyslalam sobie wowczas, ze fajne problemy maja:)) Takie wlasnie rozczulajace problemy:)) Wydawac by sie moglo, ze wraz ze staroscia czlowiek staje sie taki dystyngowany, wie jak sie zachowac, potrafi nie dzielic wlosa na czworo, a tu ups!! Sa i staruszkowie zadymarze, gaduly, klotliwcy, przesmiewcy… jak to w zyciu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja jeździłem na kolonie w wieku 11 - 13 lat /3 razy/ i były apele, to była zresztą fajna szkoła migania się od różnych bezsensownych zarządzeń i zajęć... gimnastyki porannej nie pamiętam, ale ruchu, sportu to i tak tam było sporo... kolonia obok też miała apele, w każdym razie plac apelowy z flagą mieli i im tą flagę kiedyś buchnęliśmy... i telewizja też raz była, ale jakoś tak szybko, dyskretnie przemknęła, tylko kilka dni później zobaczyłem siebie w Kurierze Mazowieckim jak wcinam kanapkę na stołówce, specjalnie nas zwołano na ten Kurier...
      za to w liceum jeździłem na zimowiska, ale tam to już był luzik, robiliśmy praktycznie co chcieliśmy, małolacka normalka: tanie wino(?) "Złota Grań" /ten jeden brand akurat zapamiętałem/ i integracje z dziewczynami...
      tyle wspominek, ale tak na temat, to może ta Twoja ekipa miała już jakieś doświadczenia z innymi koloniami takimi jak moje i jakiś tam wzorzec im się utrwalił, jak to ma wyglądać... a dyrekcja dumna i blada, że to ich kolonię wybrano poddawała się sugestiom...
      p.jzns :)

      Usuń
    2. Moje kolonie zadne tak nie wygladaly jak wlasnie te , na dodatek ostatnie…. nie pojechalam juz wiecej choc mozliwosc byla. Ok rano jakas zbiorka po umyciu sie, ale te nasze opiekunki (nierzadko mlode nauczycielki) same z ranca pospac chcialy a nie latac i przysiady robic lub gwizdkiem gwizdac. Jedna z owych koloni przezylam miedzynarodowa. Zjechaly dzieciaki z dawnych Niemiec wschodnich. To byla najfajniej zorganizowana impreza, i bez tego calego porannego kolonijnego ceremonialu. Dla mnie ta ostatnia z nagrywaniem byla najgorsza. Calkiem jednak mozliwe, ze tworca filmu mial inne dpswiadczenia i chcial je pokazac i … niechcacy mnie doswiadczyl swoimi doswiadczeniami :))) Pokazal jak moga komunistyczne kolonie wygladac:)))

      Usuń
    3. Musialam cos poprawic i komentarz wlecial tu .

      Teraz sprawa filmow dokumentalnych. Ja w te dzielka nie wierze. Scislej mowiac wiem jak powstaja. Dokumentalista zachowuje sie w pewnym wzgledzie jak rezyser filmow fabularnych. Tyle tylko ze pracuje z ludzmi bez aktorskiego szlifu. Pamietam jak razu ktoregos bedac na koloniach pod Lodzia ( mialam jakies 13 lat) przyjechala do nas ekipa z Lodzi i nagrywali film o zyciu kolonistow. Na zadnej z dotychczasowej kolonii ( a jezdzilysmy z siostra pare razy) nie musielismy rano robic gimnastyki. Nie bylo zbiorek z odliczaniem i ustawianiem nas w szeregu, z glupim meldowaniem stanu grupy i apelami ku czci ojczyzny, czy czegos tam. Kiedy przyjechalysmy na te kolonie to zapowiadalo sie nawet niezle. Jakies cztery dni byly luzackie, a potem sie zaczelo, bo ekipa nagrywajaca sie zajwila- Zaczeli nas budzic do zdjec. Robic poranna gimnastyka i to taka bardzo pokazowa , chodzilysmy w bardzo wyrezyserowanych kolkach. Cwiczylysmy jak na pokazach. Uczylysy sie meldowania , robienia apeli, krzyczenia "czolem!!" czy jakos tak. Bylo tam kilka starszych dziewczyn. Takie france, wiekowo w ogole do nas nie pasowaly, na bank mialy jakies 17- 18 lat ( w tamtych czasach tak stara mlodziez nie jezdzila na kolonie… 15 lat to maksimum). Palily fajki. Interesowali ich chlopacy i gdzie na randke wybyc, oraz , ze na disco do Lodzi wyskocza. Takie niedoszle gwiazdy. Nie pasowaly do nas. Niewatpliwie przyjechaly z ekipa nagrywajaca ten film , bo w sumie to one byly glownymi "aktorkami", ktore na apelach przeprowadzaly zbiorki. Wreczaly jakies polne kwiaty dyrektorce kolonii… Nagralismy ow film, meczac sie tym czasami i po nagraniach sluch o tworcach zaginal. Wrocili do swoich zajec w wielkim swiecie. Pamietam , ze pisalysmy z tych kolonii listy do rodzicow, ze nam sie tu nie podoba. Nie bylysmy jedyne, bo rodzice przyjezdzali do dzieci i chieli je zabrac. Moi tez przyjechali , w sumie to pare dni przed zakonczeniem calej imprezy.

      Razu ktoregos bedac juz 27 latka odpalilam TV , wtedy jeszcze telewizja edukacyjna rano leciala i tam w tym programie emitowali ow film jako relikt zamierzchlych czasow. Pokazujacy realia zycia kolonijnego- socjalistycznego wychowywania mlodziezy etc... Zamarlam, bo zobaczylam siebie jako dzieciaka. Po filmie byla rozmowa z tworcami dokumentu i oni wlasnie opowiadali jak to chcieli ukazac prawde, inwigilacje i wychowywanie mlodziezy i dzieci pod sznurek…. Chcialam tam zaduzwonic i zdementowac cala sprawe ,ale nie mozna bylo:))
      Dlatego wedlug mnie film dokumentalny to czesto gesto ustawianie ludzi pod to, co rezyser chce tym filmem udowodnic. Trzeba zagrac tak, jak rezyser mowi... tyle tylko, ze nie jest sie wyuczonym aktorem.
      Nie wiem jak to jest we wszystkim co filmowe, ale ja takie cos przerobilam.

      Usuń
    4. Aniu:

      Mówiąc szczerze, nie wiem, w którym miejscu ten film z życia siostrzyczek ma rozczulać, a już tym bardziej rozbawiać? Starość w zasadzie nie jest śmieszna, zaś starość za klasztornym murem tym bardziej. Widziałaś w którymś momencie, aby te siostrzyczki się śmiały? Z kogoś, z czegoś, z siebie, i obojętnie jak, radośnie czy złośliwie? Nawet wtedy, gry grają w te scrabble(?)
      Oczywiście, należy wziąć poprawkę na reżyserię i montaż autora tego filmu, ale wtedy mam prawo odnieść się do serii innych filmów, pokazujących radosne siostrzyczki, które specjalnie naśladują pingwiny, aby zdobyć fundusze na budowę domu opieki dla upośledzonymi dziećmi. Bo to też reżyseria, na potrzeby zdobycia funduszy. Nie, nie negują pomysłowości, ani ich zaangażowania, tylko ja wątpię, czy opieka nad tymi dziećmi to niekończące się pasmo radosnej szczęśliwości.

      Inaczej, abyś nie myślała, że jestem skrajnym pesymistą. Ja doceniam starania zarówno tych w klasztorze dla emerytek, jak i tych opiekujących się dziećmi. Nie odbieram im prawa do śmiechu, tylko smutne jest to, że u tych pierwszych go nie widać.

      Wreszcie sprawa samej reżyserii i scenariuszu filmów dokumentalnych. Nie jestem przekonany, że film dokumentalny musi pokazywać „całokształt”. Autor chce pokazać jakieś zagadnienie, jakiś problem i wybiera z całego materiału te fragmenty, które się do tego odnoszą. W pierwotnej wersji film trwał 40 minut i reżyser wybrał z tego tylko te 11. A teraz pytanko: czy mimo to naprawdę wiesz, co chciał pokazać? Przyznam uczciwie, moje pierwsze wrażenie (odbiór) było też zupełnie inne. Bo w gruncie rzeczy życie klasztorne jest tu tylko nic nieznaczącym tłem. Tu tylko chodzi o dziwną zależność między dwiema kobietami.

      Usuń
    5. Wątek kolonii dla dzieci i młodzieży, jest tu jakby kompletnie oderwany od tematu, ale niech Wam będzie ;)

      Chciałem tylko zwrócić uwagę, że ta forma letniego „wypoczynku” w tamtych czasach służyła dokładnie temu samem, co edukacja w szkole, czyli kształtowaniu właściwych postaw ideologicznych ;)) I tak, jak to bywało w szkołach, tak i tu trudno było o w pełni zaangażowane „ciało pedagogiczne”, stąd skutek takiego kształtowania był praktycznie żaden.

      I trochę Aniu pomyliłaś cel filmu dokumentalnego z propagandowym. Różnica jest jednak dość istotna.

      Usuń
    6. Asmo

      Film dokumentalny zostawmy w spokoju, ale podejrzewam , ze dokument potrafi byc tez porezyserowany. Lekko podkrecony dla potrzeb tego, co sie chce powiedziec.
      Ale jak juz sam zauwazyles nie o tym rzecz, wiec nie gadajmy.

      To mnie zainteresowalo w twoim komentarzu:
      "nie wiem, w którym miejscu ten film z życia siostrzyczek ma rozczulać, a już tym bardziej rozbawiać? Starość w zasadzie nie jest śmieszna, zaś starość za klasztornym murem tym bardziej. "

      Teraz po mojemu. Moze masz zal, ze starosc jest nam przypisana? Ja sie wzruszylam i rozesmialam na tym filmiku, a ty chyba to zle odebrales jako nabijanie sie ze starosci?
      A nawet gdyby, bo znam i dopiekliwych staruszkow, bo … starosc nie jest swieta. Zwyczajna bywa. Jednym sie udaje , drugim niekoniecznie. Nawet pod wzgledem wypracowania swoich charakterow. Jeden jest na starosc okropny, upierdliwy a drugiego zycie troche obilo, utemperowalo ( chociaz obija i temperuje wszystkich). Wyciagnal wnioski, charakter starl na tace zycia i jest nieco latwiejszy we wspolzyciu, niz kolega obok.
      Nie wiem czy ogladales drugi polecany przez siebie samego film? Przyjrzyj sie tam uwaznie. Nie wybralabym starosci dwoch siostr. Obie niewatpliwie wyksztalcone. Pomimo lat wyslawiaja sie zwiezle, dokladnie, nie przejawiaja poplatania zmyslow, ale.... te ich relacje. Na pewno nie sa mile i pelne siostrzanej czulosci. Zostaly we dwie , nikt sie w rodzinie nie ostal. Powinny cieszyc sie swoja obecnosci i dziekowac losowi, ze siebie jeszcze maja. A co robia? Starsza tepi mlodsza. Bo miesnie tej mlodszej zanikly w biodrze, bo operacje miala, bo nie chodzi, bo ma chodzic, spacerowac po podworku… nawet jak salatke ze sklepu kupowaly to ona ( mlodsza ) sie pochorowala od tej salatki, zawsze trzeba bylo sie nia ( mlodsza) opiekowac. Najmlodsza, rozpieszczona… takie bla, bla ,bla, starszej o niepowodzeniach owej mlodszej. Ze najlpiej to by caly dzien przespala. W koncu wstaje owa mlodsza siostra robi jakies tam spacerki i podchodzi prosi owa starsza o klucz do mieszkania. Chce wejsc do domu. I co? Myslisz , ze dostala? Nie … starsza udawala ze nie dociera do niej to, co mlodsza mowi, dopoki sama nie zechciala sie pdoniesc i do domu wejsc. A film konczy sie jakzesz malowniczo, burza . Chcialbys tak zyc w swieckiej rzeczywistosci, nie konsekrowanej a swieckiej? Jakby ci tak gadala( albo gadal brat), ze za duzo spisz, za malo chodzisz, ze zawsze cos tam nie tak robisz i z toba zawsze bylo pod gorke.... klucz dostalbys jakby chciala/chcial ci go dac? Piekna starosc. Nie ma co. I to starosc nie w domu dla konsekrowanych.
      A przyjrzyj sie owym, mowiac tytulem twojego posta, "Oslicom Balaama". Moze nie sa twarzowo siostry poubierane, ale co ubior ma do rzeczy? Jedna gra w scrabble. Obok niej starowinka cieszy sie jakas zabawka i ciagle chce, aby ktos jej owa zabawke nakrecal i ta grajaca bez znaku zniecierpliwienia uruchamia co rusz owe dajace rodosc sasiadce ustrojstwo. Przyjrzyj sie jak ta siostra cierpliwie wytrzymuje ta druga, ktora nie kuma zasad gry w scrabble, w pewnym momencie traci cierpliwosc , ale jak dlugo probuje wyjasnic zasady. Zartuja sobie ze swieckimi u bram klasztoru. Ogolenie nie jest zle .
      No ale ty masz takie skrzywienie w sobie, ze jak uslyszysz ze klasztor dla konsekrowanych to od reki masz juz wyrobiona opinie, ty nawet ogladac nie musisz, ty juz wiesz na samo haslo co masz napisac.
      Moj dziadek tak mial, ze: " q ***a panie wszystko to ci komunisci":)) Ale wierzacym tez nie byl, zas komunistow chyba bardziej nie lubil niz kosciola dlatego tak mu na starosc zostalo z tymi komunistami:))
      Badz zdrow Asmo:)

      Usuń
    7. Jako niepoprawny, ale i sceptyczny optymista nie mam do niczego żalu, tym bardziej do starości. Najzwyklejsza kolej rzeczy, i cieszę się, że jej dożyłem, choć jak sceptyk wiem, że i to się kiedyś skończy ;)

      Drugi filmik też obejrzałem, dlatego polecałem go Marii, by obejrzała. Moje wnioski są podobne do Twoich. Życie opierające się na dziwnej relacji dwóch osób, nawet nie tyle jest śmieszne, ile tragiczne. Ów tragizm widać w obu filmach. Dwie główne bohaterki filmu o klasztorze też łączy taka sama niezdrowa relacja: dominacja jednej nad drugą. Bardziej to widać w przypadku rodzonych sióstr.

      Jeśli zaś o mnie chodzi (dlaczego Ty zadajesz mi tak osobiste pytania? ;))) ), dlatego właśnie uciekałem od toksycznych osób, aby nikt mi nigdy, a szczególnie na starość, nad uchem, nomen omen, nie zrzędził. ;) Piszesz: „Przyjrzyj się jak ta siostra cierpliwie wytrzymuje tą drugą, która nie kuma zasad gry w scrabble, w pewnym momencie traci cierpliwość”. Nie przyszło Ci na myśl, że ona nie ma innego wyjścia, musi się zdobyć na maksimum cierpliwości? Gdzie ona ucieknie i na jak długo, na tak małej przestrzeni, w dodatku niemal cały czas w towarzystwie osób trzecich?

      Nie mam żadnej opinii na temat życia w klasztorze, poza tą, że to nie dla mnie. ;)

      Usuń
  4. Wnuczka mojej przyjaciółki poszła do klasztoru mając ponad 20 lat , będąc na studiach. Będąc w okresie nowicjatu Młoda pisała pełne entuzjazmu listy, jak to jest cudownie, dobrze itd, itp. Po pierwszych tzw. "zaślubinach" nagle wszystko się zmieniło - nowicjuszki zaczęły być traktowane tak jak wszystkie inne siostry zakonne i dziewczynie otworzyły się oczy- gdzieś zniknęła cała życzliwość, z którą nowicjatki były traktowane. Przed drugimi zaślubinami powiedziano im, że mają jeszcze możliwość wystąpienia z klasztoru i ona zdecydowała się na opuszczenie tej drogi. Na odchodne przełożona i kilka starych zakonnic ją po prostu przeklęły- na głos, oficjalnie, życząc jej wszystkiego złego w życiu poza murami klasztoru.
    Nie wróciła do domu rodzinnego, z pomocą babci odbudowała swe życie z dala od rodziców, którzy jej postanowienie wyjścia potępili (oboje po studiach, pracujący w swych zawodach) Nie przestała wierzyć w Boga, nadal się modli, ale niekoniecznie w kościele- wszak Bóg jest wszędzie, jak głosi kościół.
    Dlaczego w ogóle wpadła na myśl o pójściu do klasztoru - zawsze źle się czuła we własnym domu, stałe scysje z matką ( pani psycholog) był poza tym związana z Oazą, bo tam się czuła potrzebna i lubiana.
    Więc teoria, że zostają zakonnicami bo są głupie nie bardzo jest prawdziwa - po prostu często nie bardzo mają do kogo wrócić, bo rodzice mają im za złe,że porzuciły tak "zaszczytny" kierunek. Poza tym analiza pochodzenia społecznego tych kobiet daje sporo do myślenia- dziewczyn z dużych miast, z rodzin inteligenckich prawie nie ma.
    Dobrze, że ta miała babcię, która pomogła jej zorganizować nowe, samodzielne , dorosłe życie. Młoda po kilku latach wyszła za mąż, mieszkają poza Polską.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na swój sposób ten Twój przykład jest jednak budujący, bo dobrze, gdy w pewnym momencie przychodzi otrzeźwienie. Wprawdzie nie do końca jestem przekonany, że stosunek do nowicjuszek tak bardzo się zmienia po pierwszych ślubach, ale nie twierdzę też, że tak się nie dzieje. Opinia, że „Gdyby głupia nie była, to by zakonnicą nie została” jest trochę na wyrost. Wydaje mi się, że te nowicjuszki ładują się w klasztory z przekonania, a nie z powodu głupoty. Inna sprawa, że owo przekonanie rodzi się z indoktrynacji, na którą nie wszyscy jesteśmy odporni. Tu mi się nasuwa dość oczywiste podobieństwo z agitowaniem do sekt, ale aż tak daleko nie chcę się posuwać.
      Miałem w rodzinie kuzynkę, którą wszyscy widzieli w zakonie już od czasu wczesnej Komunii Świętej. Sprawa się „rypła”, gdy trawiło się jej zajść w ciążę...

      Usuń
  5. „Oślica Balaama. Apel do duchownych panów”. Książkę czytałem w zeszłym roku. I mam totalnie inne wrażenia niż te, które opisujesz. Podany przez Ciebie cytat pochodzi ze wstępu (dostępnego ogólnie w sieci) i użyty (a właściwie wyrwany) w takim znaczeniu, rzeczywiście sprawia wrażenie antyklerykalizmu. Książka jednak jest bardzo sympatyczna i widać, że napisał ją ktoś, kto naprawdę kocha Kościół. Kapłanom się obrywa, prawda... Zwłaszcza pewnego rodzaju kapłanom. Ale styl wypowiedzi przypomina raczej zatroskaną matkę niż krytyka. Widać tu troskę o to, by ludzie się poprawiali, by nie popełniali tych samych błędów. I jest to też taka próba „odczarowania Kościoła”. Zamiast „załatwiania” sobie czegoś w niebie odpowiednimi modlitwami, Siostra radzi skupienie się na rzeczywistości.
    I tu nasunęła mi się taka refleksja. Gdy przeglądam portale lub blogi, które mają gdzieś w tytule, albo przynajmniej w zanadrzu termin „ateizm” zwykle pierwsze, co spotykam to krytyka religii. I tak w menu np portalu racjonalista zaraz po "światopoglądzie” następują takie punkty jak: „Religie i sekty”, „Biblia”, „Kościół i Katolicyzm” - oczywiście w ujęciu krytycznym. W Polsce prym wiedzie oczywiście krytyka katolicyzmu. Na różnym poziomie oczywiście. Na tej podstawie można nawet ukuć twierdzenie, że internetowy ateizm żywi się krytyką religii. Krytyka, krytyka, krytyka... Zresztą Twoje dwa blogi też mają formułę krytyczną;-) Klasyczna metoda argumentacji zwykła w krytyce widzieć tzw drogę negatywną, po której winna przyjść część twórcza (pozytywna). W przeciwnym razie nic nie wnosi do tematu (no może jedynie ...połowę:-). I w tym momencie przypomina mi się dwóch gości z Muppet Show siedzących w loży wydających swoje zgorzkniałe opinie, jaki ten świat jest do ...hmhm. Siostra Borkowska stosuje krytykę, ale widać wyraźnie, że to dopiero pół drogi. I po tym następuje druga pozytywna część - szukanie nowych rozwiązań.
    Poza tym i pewnie dobrze o tym wiesz, jeśli ktoś krytykuje złe postawy w swojej własnej idei - naprawdę mu na tej idei zależy. I w jakiś sposób świadczy też to o sile tej idei. Że chce się rozwijać i „oczyszczać ziarno od plew”. Jakoś mało na przykład spotkałem ateistów, którzy by krytykowali ateizm:-) Chyba że to system doskonały:-);-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdzie nie twierdzę, że s. Borkowska krytykuje Kościół i religię. Jest jedną z niewielu publicystów i autorów, którym zależy na poprawie sytuacji w Kościele. Nie mam zamiaru jej tego zabierać. Tyle, że ona skupia się na stosunkach wewnątrz instytucjonalnego Kościoła. Jak dla mnie to trochę za mało. Weź sobie sytuację po aferach pedofili i homoseksualnych, które też dotykają przede wszystkim Kościół instytucjonalny. Czy coś się zmienia? Wręcz przeciwnie, KEP nie podejmuje obiecanych działań, bo..., bo jest pandemia.

      Piszesz: „Jakoś mało na przykład spotkałem ateistów, którzy by krytykowali ateizm”??? A za co chciałbyś krytykować ateizm? To nie jest organizacja, która byłaby choć namiastką Kościoła. To nie jest żadna organizacja. Nieformalne grupy ateistów, skupione wokół Racjonalista, czy Ateizm, nawet nie przypominają stowarzyszenia. Ot, luźne grupy, których łączy tylko jedno: niewiara w istnienie bogów. Tam nie ma spójnej, jednolitej ideologii. Cała ich realna działalność skupia się wokół wolności do posiadania niezależności od religii, w tym kraju niestety, mało skuteczna. A już na pewno ateizm nie jest Kościołem, który należałoby reformować.

      Usuń
    2. Zatem, co następne na „krytycznej” palecie? Obchody stulecia urodzin papieża-Polaka...

      Usuń
    3. wykonałem eksperyment myślowy, jak ateista może krytykować ateizm... jedyne co wychodzi mi na outpucie, to surrealistyczny dialog:
      - Ty źle nie wierzysz w byty boskie.
      - Ja źle nie wierzę? To ty źle nie wierzysz.
      za to ateizm jako system?... to już kompletna masakra... muszę o tym opowiedzieć koledze, który nie wierzy w Grdybś, czyli jest agrdybsistą... uśmieje się chyba, gdy się dowie, że agrdybsizm to system...
      p.jzns :)

      Usuń
    4. Ceramik, następna będzie na palecie seksualność w ujęciu katolickim, gdyż Jan Paweł II nie jest winien temu, że się urodził ;)))
      Korci mnie jeszcze temat instytucjonalnego Kościoła do pedofilii, ale to oklepany już temat. Poczekam na jakieś kuriozalne działania w związku z filmem „Zabawa w chowanego”. Na razie zbieram materiał i już jest bogaty ;)

      Usuń
    5. Piotrze, trafiłeś w dziesiątkę. Sam bym tego lepiej nie ujął ;)

      Usuń
  6. Znałam tylko jedną zakonnicę ,ale to już było dawno temu.Poszła do zakonu z gospodarki,trochę ich tam było.To była prosta kobieta,ciężko pracowała w zakładzie dla dzieci upośledzonych.
    Mam z nią jedno raczej makabryczne wspomnienie.Jak przyjeżdżała do brata a potrzebna była kura na rosół,to łapała delikwentkę,podciągała habicik,kurkę między nóżki i ciach ;)

    Zakonnice tak jak wszyscy ludzie,są te dobre,są te i obarczone złym charakterem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sic! Wow! Widziałem wiele sposobów owego "ciach", ale o takim nawet nie słyszałem ;)))

      Raczej staram się zakonnic nie oceniać, ale z kilkoma mam na pieńku ;)

      Usuń
    2. Ten sposób jakoś wrył się w moją pamięć ;)

      Usuń
  7. Ja mam nie za mile wspomnienia z czasów kiedy mama była w domu prowadzonym przez zakonnice.Na każde żale,bóle i problemy była oschla odpowiedz PAN Jezus cierpiał to ty tez musisz. ..Tak ze ten,..musisz umierać w cierpieniu i nic nas to nie obchodzi. Teraz ten dom jest państwowy i mam nadzieje ze mieszkańcy są lepiej traktowani z uczuciem i troska.Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam nową komentatorkę ;)

      Szukanie czegoś wspaniałego w cierpieniu to już odrębna sprawa. Już tu nie raz dawałem wyraz niezrozumienia dla takiej idei (Matka Teresa z Kalkuty). Niemniej nie chciałbym aż tak uogólniać. Może czasy się zmieniły i do tych sióstr też doszło, że eskalowanie surowością to nie metoda.

      Usuń