poniedziałek, 28 listopada 2016

Tożsamość i inne bzdety



  Będzie poważnie (bardzo się starałem), więc i pewnie nudnie. Nic na to nie poradzę, od dłuższego czasu mnie ponosi, aby się odnieść do pewnego tematu, którym ostatnio wymachuje się niczym sztandarem, uzasadniając nim wszystkie, bądźmy szczerzy, nie zawsze sensowne dążenia. Faktem jest, że nie tylko w naszym kraju liberalizm znalazł się w defensywie. Coraz bardziej modny staje się konserwatyzm poprzez populistyczne hasła. Ale też ścisłe określenie liberalizmu wymyka się już poza encyklopedyczną definicję, która brzmi: „ideologia i kierunek polityczny, według którego wolność jest nadrzędną wartością, ma charakter indywidualistyczny i przeciwstawia się kolektywizmowi.”1 Czy to na pewno tylko ideologia i polityka?  W mojej opinii, również sposób na życie.

  Ten populizm, to oprócz bliżej niesprecyzowanego dążenia do dobra, również tradycja i tożsamość, najczęściej narodowo-religijna, które mają uzasadnić coraz większe ograniczenia osobistej wolności. A że jest z tym coraz gorzej niech świadczą o tym takie wydarzenia jak Intronizacja, próby ostracyzmu innowierców i niewiernych, oczernianie organizacji pozarządowych, próby odgórnego sterowania kulturą i sztuką, bliżej niesprecyzowana zmiana programów nauczania, niekontrolowana centralizacja wszystkiego, o próbach destabilizacji organów demokratycznych nie wspomnę. Wszystko to właśnie w imię bliżej niesprecyzowanej tradycji i tożsamości. Tylko we mnie rodzi się naiwne, wręcz dziecięce pytanie; a jak to się je?

  Człowiek jest istotą stadną, gotowym wiele dla tego stada poświęcić, ale się nie oszukujmy, tym poświęceniem kieruje osobniczy egoizm. W stadzie łatwiej i bezpieczniej – dla jednostki. Tylko czy ten komfort ma prawo usprawiedliwiać duszenie własnej osobowości? Ja jestem w stanie zrozumieć te ograniczenia, które gwarantują bezpieczeństwo grupy wobec zagrożeń zewnętrznych i wewnętrznych. Od tego jest prawo, które zapewnia sensowne warunki wewnętrznej koegzystencji takiej grupy, ściślej, danej społeczności. Tyle, że to prawo nie może czynić nas niewolnikami tego prawa, bo wtedy staje się ono chore. Tworzy się jakieś prawdy ostateczne, absolutnie właściwą moralność, czy byty całkowicie uzależnione od abstraktów takich jak tożsamość i tradycja. Czymże ma być owa tradycja i kto ma o tym decydować? Gdy słyszę o tradycyjnym modelu rodziny dwa plus dwa, od razu rodzi się we mnie wątpliwość; dlaczego nie dwa plus cztery skoro bywało nawet dwa plus dziesięć? Dlaczego mówi się o tradycyjnym łamaniu się opłatkiem, skoro ta tradycja wywodzi się dopiero z XVIII wieku? Ile czasu potrzeba by coś stało się tradycją, ile potrzeba, by coś przestało nią być, bo i takie przypadki się zdarzały. Gdyby wszystkie podobne elementy życia społecznego traktować w kategoriach tradycji, udusilibyśmy się w obrzędowości, która wynika właśnie z tradycji. A czy życie kończy się na kultywowaniu obrzędów? Może sens życia to nie tradycja a stałe poszukiwanie czegoś nowego? Czegoś, co ma to życie uczynić coraz mniej uciążliwym. To, że nie wszystko złoto, co nowe, nie ma tu żadnego znaczenia, człowiek od zawsze eksperymentował, właśnie po to, aby uczynić życie znośnym, a że nie zawsze mu wychodziło, takie jest prawo eksperymentu. Nikt nie powiela popełnionych błędów, choć ja mam poczucie, że konserwatyzm właśnie do tego zmierza.

  Jeszcze gorzej jest, w mojej ocenie, z tożsamością. To już abstrakt nad abstraktami. Idea, która na dobrą sprawę zabija nas, jeśli nie dosłownie, to w kategoriach własnego ja. Nie jesteśmy sobą, jesteśmy jakimś bliżej niesprecyzowanym tworem, którego ma cechować... i tu można sobie wymyślić cokolwiek się zechce, a co ma być charakterystyczne dla jakieś danej społeczności. Tu sarkastycznie warto wspomnieć, że przez długi czas byliśmy postrzegani jako pijacy, złodzieje i pieniacze. To ostatnie zostało nam do dziś. Nie jesteśmy ludźmi w dosłownym tego słowa znaczeniu, stajemy się częścią jakiegoś narodu, który jest wciśnięty w abstrakcyjne granice, tylko pozornie trwałe i odwieczne, tyle że na mapie. Jako pojedyncze jednostki nie mieliśmy żadnego wpływu na ich powstanie. A tak, jest jeszcze język, na tyle niespójny, że potrzeba uznanych autorytetów polonistyki, by tłumaczyli nam jaka forma wyrażenia jest poprawna, przy czym nawet oni nie są w stanie powstrzymać, nieraz fatalnych tendencji jego zmian. Są jeszcze jakieś korzenie, ale konia z rzędem temu, kto dokładnie określi gdzie się zaczynają. Przyjęto uważać za początek jakieś symboliczne daty, tak samo bezsensowne, jak tworzenie granic. Gdy słyszę, że naszymi korzeniami jest chrześcijaństwo, od razu pytam, dlaczego nie słowiaństwo? Jeśli pogańskie słowiaństwo, to skąd się ono wzięło? Tym sposobem dochodzę do wniosku, że mamy jednak coś z małp, i stąd wzięło się określenie małpowanie.

  Nie sposób zaprzeczyć, że jedyną logiką dziejów ludzkości była chęć zdobywania przestrzeni życiowej, co niejednokrotnie przybierało nawet nihilistyczny charakter, choć jednocześnie pozwalało doskonalić umiejętności i wiedzę. Dziś nie jest inaczej, choć ta dążność przybrała zupełnie inny charakter. Są nimi przemiany cywilizacyjne, kulturowe i ekonomiczne. To konserwatyści nadali globalizacji sens pejoratywny a międzynarodowej integracji podobne znaczenie. Daleki jestem od zachwytu, bo te dążenia niosą ze sobą pewne niebezpieczeństwa, jak chociażby ostatnia imigracja w Europie. Ale ja jestem gotów założyć się o każdą kwotę, że świat sobie i z tym problemem poradzi. To jeszcze nie jest Armagedon.

  Podobno nowoczesność zabija w nas poczucie bezpieczeństwa, rodzi niepewność i dezorientacje, i wszystko traci sens. Retorycznie zapytam, czy kiedykolwiek było inaczej? Czy opierając się na konserwatywnych ideach tożsamości i tradycji, cokolwiek na tej płaszczyźnie się zmieni? Czy cywilizacja chrześcijańska (łacińska) kiedykolwiek zapewniała pełne poczucie bezpieczeństwa tu i teraz? Jaki był sens życia rzeszy niewolników, poddanych tyrani monarchii, czy obywateli narodowych i ideologicznych totalitaryzmów? Konserwatyzm proponuje nam powrót do niewzruszonych wartości(?), zakorzenienia(?), stabilizacji(?) i odrodzenia tożsamości2. W imię iluzorycznego sensu istnienia, jakim ma być wieczne zbawienie. Innymi słowy propozycja zakotwiczenia w jednym miejscu i w jednym czasie. Stagnacja, która przekształci się we wstecznictwo na tle innych. „Módl się i pracuj...”, nawet jeśli praca uszlachetnia, bo modlitwa już niekoniecznie.

  Szczerze powiedziawszy, nie mam nic przeciw, jeśli komuś takie życiowe idee się marzą. Inaczej nie miałbym się za liberała. Jest jeden, jedyny drobny warunek, który dziś wisi na włosku. Niech konserwatyści nie czynią ze swej ideologii, obowiązującą bezwzględnie wszystkich.


23 komentarze:

  1. Faktycznie i nuda i bzdety. :)

    Jeżeli dla Ciebie tradycja i tożsamość są niesprecyzowane, może masz jakiś problem z percepcją. Przykre, ale się zdarza. Generalnie to nawet nie rozumiem większości z tego co napisałeś. Skąd ten tradycyjny model rodziny dwa plus dwa? Dlaczego upatrujesz tradycję głównie w obrzędowości? (A skoro mowa o tym opłatek jest tradycją starszą w Polsce niż XVII w. choć wcześniej dzielono się nim głównie w zakonach i kościołach.) O co chodzi z tą niespójnością języka?
    Co ma postrzeganie nas rzekomo jako " pijacy, złodzieje i pieniacze" do tożsamości u licha? Dalej już w ogóle używasz jakichś horrendalnych argumentów typu:

    "stajemy się częścią jakiegoś narodu, który jest wciśnięty w abstrakcyjne granice, tylko pozornie trwałe i odwieczne, tyle że na mapie. Jako pojedyncze jednostki nie mieliśmy żadnego wpływu na ich powstanie." - A może właśnie jako społeczność o określonej tradycji i zbiorowość o wspólnej tożsamości mieliśmy ten wpływ?
    Naszymi korzeniami jest chrześcijaństwo, bo dopiero ono umożliwiło funkcjonowanie państwa Polskiego. Przy czym tradycje słowiańskie są żywe tez do dziś.

    Końcówka to już czysty majak. Dezorientacje budzi tempo i bezrefleksyjność zmian, a nie ich wprowadzanie w ogóle. Stawanie w kontrze jakichś czasów feudalnych jako alternatywy jest kuriozalne, nawet jak na Ciebie. Stagnacja, wstecznictwo... bajdy, klity.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro nie rozumiesz, to zapytam czym dla Ciebie jest tradycja? Bo podobno to jakieś obyczaje i wierzenia doniosłe dla współczesności uznane przez społeczność. Czyli powinienem się utożsamiać z katolickimi (a to nie to samo, co narodowymi) wierzeniami, bez względu na światopogląd (sic!?) Pomińmy wiarę, tradycja świąt państwowych – bardzo różnie z nią bywało, i nie bardzo wiadomo które, nawet przed wojną. Co jeszcze może być taką tradycją, aby dla niej umierać? Wytłumacz, bo ja naprawdę nie rozumiem.

      Nie, nawet jako społeczeństwo nie mieliśmy wpływu na zarys naszych granic. O tym decydowali władcy i to nie zawsze swoi, nawet nie zawsze bezpośredni sąsiedzi. Zarysy państwa, dzielnic które to państwo tworzyły, istniały przed przyjęciem chrześcijaństwa. Na domiar wszystkiego, chrześcijaństwo nie wynikało z naszego chciejstwa czy przychylności do tej wiary, a z politycznej konieczności, przyjmowaliśmy je jako naród bardzo opornie, gdybyś nie wiedział.

      To odwołanie do czasów feudalnych to nie mój wymysł. Ja tego tak dosłownie nie ująłem, ale skoro tak to odebrałeś, widocznie coś w tym jest na rzeczy. Bezrefleksyjność zmian? A kiedy one były refleksyjne? Zmiany zawsze mają charakter dynamiczny i właściwie nieprzewidywalny, co nie znaczy że zmian należy się bać. To stagnacja, zastój jest przerażający jeśli inni idą do przodu.

      Usuń
    2. "Jakieś obyczaje i wierzenia" (sic!) Przede wszystkim kultura, która kształtuje się w oparciu o odrębność grupy która ją tworzy. Jej elementami są i religia i historia i charakterystyczne cechy jak język. Oczywiście dołączyć należy elementy innych kultur, które jednak zawsze są adoptowane na potrzeby tej, która ją przejmuje - jak choćby architektura, czy nauka.

      Otóż jako grupy, które się nie utożsamiają ze sobą nie tworzą trwałych struktur państwowych i żaden władca ani sąsiad na dłuższą metę tego jest w stanie scalić, ani rozerwać.
      No istniały, mówi się nawet o państwie Lechickim, wymieniani są jacyś bliżej nieznani władcy, ale nie był to zwarty organizm państwowy. Przynajmniej nie ma na to dowodów, więc nie wiem co to ma do rzeczy. Chrześcijaństwo było jakimś zerwaniem z jednym elementów tradycji, jego narzucenie z pewnością nie było łatwe, ale jak uważasz, w jakim celu je przyjęto?

      Nie dosłownie? "Jaki był sens życia rzeszy niewolników, poddanych tyrani monarchii, czy obywateli narodowych i ideologicznych totalitaryzmów? " Do czego to niby odniesienie?

      Rzym rwał się też ostro do przodu cywilizacyjnie i jakoś się wszystko zesrało. Ciekawe dlaczego?

      Usuń
    3. Kultura ma być tradycją? Oba terminy znaczą zupełnie coś innego. A najzabawniejsze w tym stwierdzeniu jest to, że tradycja jest w jakimś sensie stała, kultura podlega stałej zmianie i ma początki znacznie wcześniejsze niż chrześcijaństwo, a jej ocena zmienia się jeszcze szybciej. Historia? Przecież ta już żadnego związku z tradycją nie ma, chyba że w znaczeniu konieczności jej poznania. Problem w tym, że co zmiana opcji politycznej, zmienia się interpretacja tej historii.

      Ale musisz przyznać, że państwowości to nie jest wynalazek chrześcijaństwa. Tak naprawdę państwowość stoi mu na przeszkodzie, choć nie mnie oceniać, czy to dobrze, czy źle. Ja już napisałem, że przyjęto je ze względów politycznych, nie chęci poznania obcej wiary.

      Nie wszystkie formy władzy państwowej mają charakter feudalny, a już na pewno nie totalitaryzmy. Monarchie, choć nie w takiej formie jak kiedyś (z kilkoma wyjątkami), istnieją do dziś.

      Rzym padł między innymi z powodu chrześcijaństwa, które rozwaliło go od środka, choć nie twierdzę, że i z innych powodów już nie. Nawiasem mówiąc nie żal mi Rzymu. Tamten system musiał paść ze względu na anachronizm (stagnację, za którą stało chrześcijaństwo), inne, już bardziej nowożytne też padały. Tako rzecze historia, na którą się powołujesz.

      Usuń
    4. Coś takiego... A jesteś w stanie oddzielić kulturę od tradycji i historii i budować je niezależnie? Prosty przykład - skansen. Co w nim poznajesz, historię, kulturę, czy tradycję? Teraz widzę, że po prostu nie potrafisz zidentyfikować tych pojęć, czytając co najwyżej ich definicje i stąd te dziwne wnioski wyciągnięte w tym tekście.

      A dlaczego niby Państwowość miała być wynalazkiem chrześcijaństwa? Było odpowiedzią na uznaną przez Ciebie za "bzdet" tożsamość. Jej elementem jest była wspólna religia, niekoniecznie chrześcijaństwo.

      Masz może na myśli skansen komunistyczny na Kubie? :D

      Rzym zaczął padać zanim rozpowszechniło się tam chrześcijaństwo, powodem kryzysu była degeneracja ustrojowa i militaryzm. Jeżeli przyjmujesz tezę że chrześcijaństwo rozwaliło Rzym od środka, zadaje pytanie w kontrze: W jaki sposób? Widzę tylko niebezpośrednią przyczynę wynikającą z chrześcijaństwa - przyjęcie wiary pozornej, która nie ukorzeniwszy się, nie zdołała scalić tego rozkładającego się organizmu. Poza tym dlaczego chrześcijaństwo nie rozwaliło od środka Bizancjum, które rozwijało się nadal?
      Stagnacja za którą stało chrześcijaństwo... lubisz ten bon-mot. Tylko jakoś nie widzę w historii nic na jego poparcie. To pusty frazes.

      Usuń
    5. Skansen powiadasz. No cóż dla mnie to tylko ekspozycja, nawet jeśli regionalna i to z moich terenów trudno mi się z nią utożsamiać. To było i minęło, to se już nie wrati. Jaki to powód do dumy, skoro nie miałem w tym żadnego udziału? Poznaję w nim "starożytną" kulturę, jak każdy eksponat w muzeum (uwielbiam zwiedzać). Tradycja skansenu. Tradycja ich tworzenia czy istnienia? Element minionej kultury, która m i n e ł a. Bezpowrotnie.

      Państwowość wynikała z dwóch elementów. Pierwszym było zagrożenie z zewnątrz, drugą chęć posiadani i zysków władcy, a ponieważ nie zawsze toczono wojny... Bo dobrze mieli się tylko władcy i możnowładcy. A władcy podbijali sąsiednie plemiona i słabsze państwa. Czy ci podbijani i niewoleni też mieli się z tym nowym państwem utożsamiać, nawet li tylko przez religię? Państwo to do dziś forma ucisku jednej jednostki przez drugą.

      Jeśli uznać komunizm za formę monarchii to też. Bardziej miałem na myśli postkolonialne państwa jakiś cesarzy-kacyków lub monarchie arabskie.

      Ten rozpustny Rzym w 72 roku zaczął budowę Koloseum, w 125 powstaje Panteon, jeszcze w 216 ukończono Termy Karakali. W III w.n.e. powstają nowe mury. Tak naprawdę Rzym rozpadł się dopiero w 330 roku właśnie przez podział. Tysiąclecie rozpusty obchodzono w 247 roku. :)

      Bizancjum opierało się na wschodnich kanonach władzy absolutnej, zupełnie różnych od zachodniej kultury. Ale nawet chrześcijaństwo i tam nie zapobiegło upadkowi. Poczytaj coś na temat przyczyn rewolucji francuskiej, a przekonasz się czym jest ten bon-mot.

      Usuń
    6. Cóż ja mam powiedzieć. Mogę tylko powtórzyć że poznanie definicji pewnych pojęć nie świadczy o ich rozumieniu. Faktycznie masła nie ubija się już w maselnicach. Tyle wynika z Twojej interpretacji pojęcia dziedzictwa narodowego.

      Acha. I co jednoczy ludzi w momencie tego zagrożenia? Sam fakt jego występowania? Co najpierw musi nastąpić? Zmiana trybu życia z wędrowniczego na osiadły, wtedy wchodzą w grę takie aspekty jak obrona terytorium. Mało wiesz o konstrukcji społecznej państwa pierwszych Słowian, nie było wtedy grupy możnowładców, a i władca nie miał władzy absolutnej, wiec wybierał go tylko na czas wojny. Dopiero Mieszko I dokonał całkowitej zmiany i stał się władcą absolutnym na wzór zachodni, natomiast jakaś tradycja została, bo nie zmienił nazwiska na Helmut.

      No i co mi tu za daty podajesz? Czy one tyczą się upadku Rzymu? Czy ja mówiłem coś o jakiejś rozpuście? Petru Cię historii uczył?

      Nie wiem co ma bon-mot wspólnego z rewolucją francuską, oprócz tego że pochodzi ten wyraz z francuskiego i oznacza krótką dykteryjkę lub celne dowcipne twierdzenie, które staje się przysłowiem, znasz inne tłumaczenia podziel się bez odsyłania mnie do lektury o genezie rewolucji francuskiej. Faktycznie źle go użyłem, w stosunku do Twoich słów, bo ani celne ani dowcipne, tylko tyle że często to powtarzasz.



      Usuń
    7. Ja nie odnoszę się do dziedzictwa narodowego. Mowa jest o tradycji, której pewne, prawicowe kręgi nie chcą jednoznacznie określić.

      Usiłujesz mi znów coś imputować. Ja wyraźnie napisałem, że ludzie są istotami stadnymi i łączą się w społeczności. Te tendencje skutkują pewnymi tworami: plemiona, państwa, unie. Nie mam zamiaru tego negować, ani zaprzeczać pewnym korzyściom z tego wynikających. Tyle, że dziś propaguje się konserwatywne idee, mające te formalne społeczności wzmocnić, przywrócić im dawną izolacyjną formę, posługując się hasłami tożsamości i tradycji, hasłami, których znaczenia rozmywają się jak jakieś idee fixe, a które mają może jakieś znaczenie symboliczne, ale nie przekładają się w żaden sposób na życie doczesne. To jest przysłowiowy przerost formy nad treścią.

      Piszesz o degradacji ustrojowej i militarnej – degradację utożsamiam z rozpustą. Ale nawet gdyby tylko uznać Twoje znaczenie, jej przyczyną było między innymi chrześcijaństwo, nawiasem mówiąc, nieco inne niż po dekretach Konstantyna.

      Oczywiście, że powtarzam, nawet często, choć nigdy nie dorównam tym, którzy usiłują mi wmówić, że jakaś niesprecyzowana tożsamość wiąże się z przyjęciem chrześcijaństwa.

      Usuń
    8. Kuźwa, nie obchodzi mnie czego i jakie kręgi nie chcą określić, bo nie o tym mowa, zdeprecjonowałeś pewne wartości w ogóle, a nie sposób ich postrzegania, a teraz nagle wyspałeś się, zmieniasz śpiewkę i stwierdzasz, ze coś Ci imputuje.
      W zasadzie tylko w drugim akapicie się odniosłeś do tego, o czym teraz mówisz, choć też trudno dopatrzyć się w tych faktach związku z tradycją narodowo-religijną, bo co z nią mają wspólnego oprócz może jednej jedynej intronizacji "próby odgórnego sterowania kulturą i sztuką, bliżej niesprecyzowana zmiana programów nauczania, niekontrolowana centralizacja wszystkiego, o próbach destabilizacji organów demokratycznych nie wspomnę".
      Wszystko to można realizować pod płaszczykiem innych ideologii, nieprawdaż?

      Powtarzam pytanie. W JAKI SPOSÓB CHRZEŚCIJAŃSTWO BYŁO PRZYCZYNĄ UPADKU RZYMU?. Bo już od trzech komentarzy niczego nowego poza powtórzeniem tej prawdy objawionej mi nie wyjaśniłeś. I nie odsyłaj mnie proszę do czytania książek, bo Gibbona, który zapoczątkował tą tezę czytałem, a od jego czasu (XVIII w) podano co najmniej 200 kompleksowych przyczyn tego wydarzenia. A i jest tam też mowa o odejściu od tradycyjnych cnót i wartości na rzecz chrześcijaństwa, które potraktowano przypominam powierzchownie i w kategorii mody, co nie niosło za sobą żadnej odnowy moralnej, ani mentalnej.

      A co z tym bon-motem? Bo jestem ciekaw. Już bez złośliwości się pytam.

      Usuń
    9. P.S.

      Gdybyś wyprowadził tezę, że wykorzystuje się tradycję do celów politycznych i zawłaszcza historię, to zgodziłbym się z takim postawieniem sprawy, zastanawiając się może tylko w jakim stopniu to się dzieje.

      Usuń
    10. Oczywiście, że deprecjonuję pewne wartości, bo są w moim odczuci nic nie znaczącymi, abstrakcyjnymi sloganami, mającymi jedynie za zadnie wstrzymać rozwój. Czy muszę Ci udowadniać, że tradycja się zmienia, że tożsamości nie da się w jednoznaczny sposób określić? Szczególnie to drugie. Zapytam, ilu dziś jest rodowitych Polaków, nie mających w sobie żadnej domieszki obcej krwi? Na dobrą sprawę nawet potomkowie Mieszka I nie byli rdzennymi Polakami, skoro pochodzili od matki Czeszki. Jeszcze gorzej było po Chrobrym. Ile w naszym języku jest obcych naleciałości i czy wobec tego można mówić o stricte ojczystej mowie?

      Właśnie Gibbon: „całe zło zaczęło się pod koniec panowania Marka Aureliusza, a główną przyczyną był upadek starorzymskich cnót SPOWODOWANY szerzeniem się chrześcijaństwa.” (http://www.imperiumromanum.edu.pl/ustroj/cesarstwo-rzymskie/przyczyny-upadku-cesarstwa-rzymskiego/) Oczywiście przyczyn było więcej i nikt tego nie neguje, ja też, ale jeśli mowa o chrześcijaństwie, to przede wszystkim chodzi o wojskowość, bo ta religia miała wtedy charakter pacyfistyczny.

      Sam użyłeś sformułowania bon-mot w stosunku do mego stwierdzenia, uznając je za niepoprawne. Jeśli chrześcijaństwo miałoby nie być jedną z przyczyn upadku Rzymu, skierowałem Cię do genezy rewolucji francuskiej, bo tam wyraźniej widać korelację między przyczynami (religia) a skutkami (rzeź). Ściślej, skutek nie musi być bezpośrednim w stosunku do przyczyny. Wytłumaczę Ci to na osobistym przykładzie. W swej miłości do zwierząt, przygarniałem wszystkie bezdomne koty, jakie mi podrzucano. W efekcie po dwóch latach przestało mnie budzić drobne ptactwo śpiewające, nad czym strasznie ubolewałem.

      Mógłbym w ten sposób postawić sprawę jak sugerujesz. Tyle, że moje odczucie jest i tak takie jak opisuję. To nie są wartości, dla których mógłbym się wyrzec własnych poglądów, w tym liberalizmu,
      kosmopolityzmu i pacyfizmu.

      Usuń
    11. Dla mnie jeżeli murzyn utożsami się z naszą kulturą i uzna się za Polaka to będzie częścią narodu polskiego. To co powypisywałeś to zalążki pod jakieś nazistowskie teorie o czystości rasy.

      Zastawiłem na Ciebie pewną logiczną pułapkę i mnie nie zawiodłeś ładując się w nią całym ciężarem. Bo cóż właśnie wyłożyłeś? Że odejście od tradycji na rzecz nowej religii - chrześcijaństwa było przyczyną upadku Rzymu. I poniekąd jest to racja, bo tak właśnie musiało bezrefleksyjne przyjęcie nowej wiary. Tylko jak teraz wyglądają Twoje tezy o małym znaczeniu tych wartości?

      Zawsze myślałem że powodem rewolucji był podział społeczeństwa na stany.

      A ten przykład z bezdomnymi zwierzętami to mi się skojarzył z przygarnianiem imigrantów : )

      Nie wyrzekaj się. U jednostek jest to mało szkodliwe, gorzej jak cały naród zaczyna tak myśleć. Może skończyć jak Rzym, który też przyjął pacyfistyczne zasady. Gdyż w Twoim myśleniu tkwi bardzo poważny błąd - założenie atrybucji. :D

      Też mi przyszedł do głowy mały przykład. Otóż ze stosowaniem tych pacyfistycznych, liberalnych zasad jest jak z miejscem parkingowym przed domem. Jest tylko jedno, a samochody dwa - Twoje i sąsiada. Oczywiście bardzo miło by było wpuścić sąsiada na swoje miejsce w nadziei, że jutro On zrobi to samo. Ale cóż to, drugiego dnia również stoi na nim wóz sąsiada. No to bierzesz się na sposób i parkujesz kilka minut wcześniej, ale sąsiad po przyjeździe karze Ci wypier:*%ć gdyż to jest jego miejsce, bo zawsze tu stawał.


      Usuń
    12. bo tak właśnie musiało SIĘ SKOŃCZYĆ bezrefleksyjne przyjęcie

      Usuń
    13. Jeśli myślisz, że mnie te zagraniczne koniugacje przeszkadzają, to jesteś w błędzie. One tylko dowodzą, że tożsamość to idee fixe.

      Oboje uznaliśmy, że nie samo chrześcijaństwo przyczyniło się do upadku Rzymu, więc bez przesady o tych wartościach. Jeśli już są, to z przewagą ujemnych.

      Kto tworzył kasty jeśli nie francuski kler i monarchia?

      Rzym upadł i jak wspomniałem wcześniej – dobrze się stało. Na koniec militaryzm do niczego mu się nie przydał. Mnie ojciec zawsze mówił, kto jaką bronią wojuje, od takiej ginie. Wyobraź sobie globalną wioskę bez granic. Ciekawe kto przeciw komu miałby się zbroić? A wiesz ile kasy by zaoszczędzono? Np. na likwidację biedy... i na pewno nie brakowałoby miejsc parkingowych pod domem. Ale i dla mnie jest jasne, że na dziś to marzenie nie do spełnienia.

      Te koty były polskie. Czystej rasy polskie dachowce...

      Usuń
    14. A dlaczego mam tak myśleć? I mylisz się, one niczego nie dowodzą, czego przykładem choćby Bawer Aondo-Akaa, który za nadrzędną przyjął tradycje polską. Ci którzy się nie asymilują, obojętnie gdzie, zawsze będą obcymi.

      Francuski kler i monarchia nie stanowi znaku równości z chrześcijaństwem, czyż nie? Zresztą kler też był tam podzielony na stany.

      No jak się wojsko rozlazło, to się nie przydał :)

      No to niestety jest utopia. Piękna, ale utopia.

      Tylko z tymi latającymi faszystami nie mogły się dogadać... a to pech.

      Usuń
  2. No to Cię poniosło:)Z tego tekstu mogłeś zrobić trzy.Byłoby czytelniej i łatwiej skomentować.Esej jak moczka;)
    "Co raz bardziej modny staje się konserwatyzm poprzez populistyczne hasła". A jak to się je?Możesz podać jakiś przykład z życia,bo szczerze mówiąc nie wiem jak to zdanie "ugryźć".
    No proszę - Ty też uważasz,że człowiek musi/chce przynależeć do jakiegoś stada.Miło:)
    "Nikt nie powiela popełnionych błędów" - noooo optymistyczny idealista.No chyba,że Ty tego nie robisz to gratuluję.Chętnie się na korepetycje zapiszę:)
    A z tą tradycją i tożsamością to totalnie pojechałeś...Co złego jest w tradycji?A tożsamość to świadomość siebie,a w grupie to wspólne cechy i poczucie jedności.To też coś złego?
    Wiem,może powinnam przeczytać najpierw artykuł ale jakoś nie mam ochoty...
    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę nie wiesz, czym jest populizm? :) Wybacz ten lekki sarkazm, ale Twoja prośba o wytłumaczenie, też wydaje się sarkastyczna. Co obiecują Tobie konserwatyści? Poprawę życia poprzez wyrównanie poziomu życia wszystkich (jak komuniści?). Takie wyrównanie jest jazdą w dół bez trzymanki, jeszcze tego nie odczuwamy, ale z gospodarką po roku rządów jest coraz gorzej. Jak będzie źle, poczujemy sami. Albo może chodzi o uznanie tradycyjnych wartości, co też do końca nie jest sprecyzowane.

      Taak, ale ja tę chęć stada tłumaczę egoistycznymi pobudkami ;)

      A ja chętnie Ci korepetycji udzielę, jak drugi raz tych samych błędów nie popełniać. Niektóre metody są drastyczne...

      Nie wiem jak Ty, ja nie mam ochoty być taki sam jak inni. Zdecydowanie jestem za jakąś oryginalnością, za czymś, co by mnie od innych odróżniało a nie tylko starzejąca się fizjonomia. A co do tradycji, pokaż, opisz mi choć jedną, za którą mógłbym tęsknić? Nawet nie próbuj nic o świętach.

      Ten artykuł jest krótki, dotyczy jakiegoś sympozjum właśnie odnośnie tradycji i tożsamości, bez których podobno nie możemy się obejść, ba! bez nich wyginiemy (sic!)

      Usuń
    2. Nie,ja tak na poważnie.Bo dla mnie polityka zawsze idzie w parze z populizmem.Inaczej się nie da.Co mi obiecują konserwatyści?Teraz rozumiem,że chodzi Ci o PiS...No cóż,nie dałam się nabrać na te populistyczne hasła,także mi nic nie obiecują.Co do gospodarki - odczuwamy skutki ale jeszcze ludzie nie są tego świadomi.Czasami tak jest lepiej...

      Tłumaczysz chęć przynależenia do stada egoistycznymi pobudkami.Uważaj w takim razie na tożsamość...

      To kiedy?Przy tej nalewce te korepetycje?I ja się nie boję.Duża dziewczynka już jestem,wiele przeżyłam.

      Ja już Ci dawno napisałam,że nie jestem konformistką.Każdy chce być oryginalny i później wychodzi klon klona i tak dalej...Warto być po prostu sobą.
      Ale ja Cię nie znam i nie znam Twoich upodobań.Ale wiele tradycji tworzy się w rodzinnym domu.Ale z takich tradycji nie związanych ze świętami(chodzi o wszystkie święta czy tylko te kościelne?)to masz topienie Marzanny,granie Hejnału Mariackiego,masz wiele tradycyjnych potraw(żurek śląski,niedzielny śląski obiad chyba pamiętasz jeszcze?).

      Tradycje powinno się pielęgnować.Nie widzę w tym nic złego.Choćby zapalenie znicza na grobie bliskiej osoby.Robisz to nawet Ty...Pytam się w takim razie po co?Tradycja i tożsamość idą w parze:)
      A.

      Usuń
    3. Nie upieram się przy PiS-ie. Np. taki PSL też by nas rozwalił na drobne, a partią konserwatywną raczej nie jest.

      Te egoistyczne pobudki pozwalają mi zachować osobistą, i tylko osobistą tożsamość. Jestem wyrodnym synem ojca i matki. Nic więcej :)

      Duża dziewczynka i popełnia te same błędy? Chyba, że sercowe, z tych natychmiast usprawiedliwiam :)

      U mnie tradycyjnie ojciec okładał matkę i nas, czy to też należy uznać za tradycję? Z świąt państwowych pamiętam jak tradycję próbowano zrobić z 1-go maja. Też mnie nie pociągało. Natomiast żur, rolada, kluski i modro kapusta... nie wiem czy to była tradycja, czy nieprzemijająca ochota na coś dobrego. Rolada, kluski i jeszcze ta modro kapusta, która mi nie podchodziła. Ale przyznaję, czasami, jak mi się chce też sobie zrobię. Czy tradycyjny schabowy lub bigos też uznać za tradycję, już polską?

      Nie, już tego nie robię, nie zapalam znicza. Czasami bliskich wspomnę, ich prochom, ciepło znicza nie jest potrzebne. Do niczego, chyba że temu, który znicz zapala, ale to też egoizm. W moim odczuciu ważniejsza jest pamięć, zwykła, od czasu do czasu, niż tradycyjne palenie zniczy na pokaz z okazji Wszystkich Świętych.

      Usuń
    4. A PiS jest partią konserwatywną?No to Ci się żart udał:)Partię tworzą ludzie,a im daleko do konserwatyzmu.Nawet kościół odchodzi od tego modelu.

      Ojjj tam,ja też jestem najgorszą córką dla mojej matki,właśnie dlatego że się z nią nie utożsamiam.No bywa...

      Jeden podstawowy błąd - wciąż wierzę w ludzi...Czyli można powiedzieć,że sercowe;)

      Jeśli działo się tak np.15 dnia każdego miesiąca,to tak.To była rodzinna "tradycja".
      Co do potraw - owszem.Bigos jak najbardziej jest polską tradycyjną potrawą.I obwarzanki krakowskie mi teraz przyszły do głowy.Mmmmm chyba się robię głodna.Bo modrą kapustę trzeba umieć zrobić;)Dla mnie to była niedzielna tradycja,taki obiad.
      A Dzień Górnika?To święto i tradycja.Inie rozumiem czemu odcinasz się od wszystkiego co dobre.

      Ja zapalam znicze nie tylko z okazji Wszystkich Świętych ale o tym już było.Może i niepotrzebne,bo dla wierzącego ważniejsza jest modlitwa za duszę.I brakuje mi tych tradycyjnych zniczy,jak ja to mówiłam jako dziecko - doniczkowych;)Teraz to odpust bardziej niż znicze.Ech...
      Kiedyś tradycyjnie wysyłało się kartki na święta,urodziny,imieniny.A teraz?Szkoda gadać...
      A.

      Usuń
    5. Nie ma bardziej konserwatywnej instytucji na tym świecie niż Kościół.

      Dobre jedzenie lubię i bez tradycji :) a że potrafię sam sobie przyrządzić, nie zawsze czekam do niedzieli. W piątki rolada też mi tak samo smakuje.

      Barbórka? Przyznam, przez dłuższy czas pracy w kopalni lubiłem. Ale gdy przestał mi imponować nadmiar alkoholu we krwi, już bywało różnie. Mundur też stawał się przyciasny, a ordery (komunistyczne) ciążyły. Na trzeźwo Barbórka już nie była taka piękna.

      Teraz możesz zadzwonić do przyjaciół i złożyć życzenia na głos. W dobie informatyzacji, kartki świąteczne to relikt przeszłości. Choć przyznaję, z nostalgią wspominam korespondencję listową, szczególnie tę miłosną. :)

      Ludziom trzeb ufać, choć jak na drodze i tu obowiązuje zasada ograniczonego zaufania.

      Usuń
  3. "Nie, już tego nie robię, nie zapalam znicza. Czasami bliskich wspomnę, ich prochom, ciepło znicza nie jest potrzebne. Do niczego, chyba że temu, który znicz zapala, ale to też egoizm. W moim odczuciu ważniejsza jest pamięć, zwykła, od czasu do czasu, niż tradycyjne palenie zniczy na pokaz z okazji Wszystkich Świętych".
    Noooooo...Nareszcie na zakończenie coś z czym się zgadzam... Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żebyś tak ze wszystkim się zgadzała :) ale rozumiem, to marzenie ściętej głowy...
      Pozdrawiam

      Usuń