niedziela, 20 września 2015

Droga do nieśmiertelności



  Znów miałem okazję nieźle się ubawić. Za sprawą pewnej z pozoru sensacyjnej wiadomości. Zamrożono głowę dwudziestokilkolatki, zmarłej na raka, z nadzieją, że kiedyś być może da się odtworzyć jej osobowość np. w wirtualnej rzeczywistości komputerów. Science fiction w czystej postaci, choć nie sposób przyznać, że wiele z takich nieprawdopodobnych mrzonek i tak się sprawdziło. Jak mi to kiedyś obrazowo opisała Daglezja, gdyby tak jeszcze trzysta lat temu twierdzić, że będzie można rozmawiać w czasie rzeczywistym z kimś na drugim końcu świata, uznano by cię za idiotę.

  I chyba w tej możliwości spełnienia się tych naukowych cudów, mój ulubieniec, ortodoksyjny katolik, poczuł zagrożenie graniczące z paniką. Gdyby bowiem ów cud, z odtworzeniem własnych myśli, stał się rzeczywistością, zagrożone byłyby dwa filary jego wiary. Po pierwsze, trzeba by zrewidować pojęcie duszy, po drugie, mogłoby się okazać, że owa wieczna szczęśliwość jest osiągalna tu na ziemi, w sposób niemalże realny – w neuronowej sieci komputerowej, i co gorsza, bez rozliczania za grzechy. Straszne... Posłużę się cytatem: „bajania transhumanistów czy ekspertów od zamrażania, by zachować życie, można włożyć między bajki. Bajki te są jednak niezmiernie groźne, bowiem pozwalają ludziom uciekać od świadomości śmierci. (...) Transhumanizm jest kolejną próbą odebrania ludziom tej nadziei i zastąpienia jej fałszem wybawienia od śmierci przez technologię. I właśnie dlatego jest tak bardzo niebezpieczny”*. I tu rodzi się pytanie: a czym są marzenia o nieśmiertelności duszy w wydaniu religijnym, jeśli nie właśnie bajkami, choć bardziej zbliżonymi do tej o królewnie Śnieżce i siedmiu krasnoludkach?

  Przyjrzyjmy się bliżej temu zagadnieniu. Pewne zjawiska, szczególnie w dziedzinie medycyny, których dziś racjonalnie nie można wyjaśnić, np. niezrozumiałe ozdrowienia z śmiertelnej choroby, nazywane są ochoczo cudami, świadectwem istnienia nadprzyrodzonej mocy, dowodem miłosierdzia Bożego, czy jeszcze jak kto woli. I jakoś nikt się nie zastanawia, dlaczego na jeden przypadek cudownego ozdrowienia, tysiące innych, jeśli nie miliony, mimo modłów i próśb, tego uzdrowienie nie doznaje. Ich Bóg jest mało, że kapryśny, to jeszcze bardziej niż skąpy w udzielaniu takiej pomocy, za to szczodrą ręką obdziela swoją dziatwę kataklizmami. A jak to jest z medycyną? Dzięki wysiłkowi sporej ilości lekarzy, dziś taki wyrok jak choroba raka, nie jest już beznadziejny i nieodwracalny. A jakie postępy poczyniła transplantologia! Podobno jest jeden, warte podkreślenia – jeden, przypadek cudownego odrośnięcia nogi, w średniowiecznej Hiszpanii, potwierdzony czymś na wzór sądu inkwizycyjnego. Prawdziwych, realnych przypadków przyszycia kończyny już dziś nikt nie liczy. I tak można by jeszcze długo wyliczać.
  
  I ostatnia uwaga. Mój ulubieniec twierdzi, że: „Ludzka technologiczna nieśmiertelność byłaby zresztą, (...) śmiertelną nudą, z której każdy chciałby uciec, a nie wiecznym szczęściem. To ostatnie znaleźć można, i nie ma tego, co ukrywać, nie w technologii, nie w oszustwach, ale w… chrześcijaństwie, które oferuje nie tyle przerzucenie naszej tożsamości na komputer, czy jakieś wieczne uduchowienie, ale wieczność we własnym zmartwychwstałym ciele”. O nudnej nieśmiertelności pisałem w poprzedniej notce, więc nie będę się powtarzał. Mnie jeszcze bardziej przeraża wizja zmartwychwstałego ciała. Wieczna szczęśliwość zombie pozbawionego pokus. W Biblii jest napisane „Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz”, a tu nagle z tego prochu znów powstaje ciało. Pytanie jakie? Te z chwili śmierci, co byłoby logiczne? Miliardy ciał przerażonych starców (bo nie wiedzą czy będą zbawieni czy potępieni), których nie imają się prawa fizyki i chemii w świecie, którego nastąpił właśnie ostateczny kres – bo to ma się stać właśnie w dniu końca świata!!! Panie Terlikowski, bo o nim tu mowa, to się jak kupa dupy nie trzyma. To jest jeszcze bardziej karkołomne niż owa zamrożona głowa tej dwudziestokilkulatki.

* - wszystkie cytaty z http://www.fronda.pl/a/terlikowski-zycie-wieczne-tylko-w-chrystusie-technologia-nie-wybawia-od-smierci,57200.html

2 komentarze:

  1. tak mi się przypomniało :) za każdym razem, gdy w mediach podają informację, że lekarz popełnił błąd przy stwierdzaniu zgonu... /przecież były sytuacje, że już w chłodni człowiek zaczynał się ruszać/ .... za każdym razem myślę sobie: ot i kolejny Jezus.
    jeżeli teraz są takie sytuacje, to co dopiero mówić wieki temu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam szczerze, że nigdy mi się zmartwychwstanie tak nie kojarzyło :), a przecież to całkiem możliwe...

      Usuń