Każdy pragnie by drugi bliźni w jakiś sposób troszczył się o niego. Dobrze jest
mieć świadomość, że jest ktoś, kto zapyta jak się czujesz. Problem w tym, że
czasami ta troska przekształca się w nadtroskliwość. Jeszcze dziś, gdy słyszę
jak mnie ktoś częstuje słowami: jak ty sobie biedaku z tym dasz radę,
przechodzą mnie ciarki. Ale nie dlatego, że nie wiem jak sobie dam radę, bo faktycznie
nie wiem, ale ja nie lubię niepotrzebnie martwić się na zapas. Niedawno taki
bliski zapytał mnie, co się stanie, gdy już nie będę miał sił cokolwiek zrobić
wokół siebie? Będzie problem, ale już postanowiłem – dom starców, a jak będzie
tragicznie – hospicjum. Stać mnie, mam emeryturę. Ale jest niestety gorzej.
Ktoś ze znajomych zaczął się troszczyć o moją duszę. Bo przecież jako zagorzały
ateista, czeka mnie wieczne potępienie. W tym miejscu zawsze dochodzi do zgrzytów.
Jego koronnym argumentem jest fakt, że Chrystus umarł na krzyżu za wszystkich ludzi,
nawet ateistów, co dowodzi po pierwsze, że mam szanse, po drugie, że to dowód
na Jego istnienie.
Zacznijmy
od drugiego argumentu. Prawdę mówiąc, ja nie mam problemu z istnieniem Jezusa,
jako człowieka. Bogiem uczynili Go wyznawcy nowej na
religii, która powstała ponad dwa tysiące lat temu. Jego istnienie to żaden
dowód na to, że był Bogiem. A już w żaden sposób nie potrafię zrozumieć
twierdzenia pierwszego, że On umarł za mnie, czy za kogokolwiek innego. Mnie
się ciśnie na usta pytanie: a co przez to się zmieniło w życiu człowieka? I co
to znaczy, że umarł za mnie? Ja też umrę i to jest pewne jak amen w pacierzu. Tak
jak wszyscy ludzie na tej ziemi. Jedni lepiej, inni gorzej. W żadnym wypadku,
aby być dosłownym, nie zdjął ze mnie ciężaru śmierci czy cierpienia. Ba!
„Przyozdobił” to marne życie strachem przed wiecznym potępieniem. Naprawdę
można się poczuć z tego powodu szczęśliwym?
Mój znajomy
idzie jednak dalej. Moje wątpliwości próbuje zbić faktem, że Jezus odkupił wszystkie nasze
winy raz na zawsze. A ja się pytam jakie to winy, i co to znaczy raz na zawsze?
Bo z tej sekwencji twierdzeń wynika, że moje minione i przyszłe winy już
zostały odkupione, więc siłą rzeczy, cokolwiek złego już zrobiłem i jeszcze
zrobię nie musi obciążać mojego sumienia (czytaj – kartoteki)! Nie muszę się martwić o moje złe uczynki? Tak oczywiście nie jest, bo powinienem
postępować zgodnie z nakazami religii. Tylko dlaczego nie według zasad własnego
poczucia moralności? Ale stąd też wniosek, że jednak nie wszystkie winy odkupił. Przynajmniej
te, jakie będą moim udziałem.
To moje
rozumowanie podobno nie ma sensu, bo mylę odkupienie ze zbawieniem. Dałem
szansę memu adwersarzowi, by mi to wyjaśnił. Wychodzi na to, że na to zbawienie
mam szanse jedynie wtedy, gdy uwierzę w odkupienie. Może być nawet w ostatniej
chwili mojego życia. Niby logiczne, ale nie do końca, bo rodzi się szereg
wątpliwości. Podobno to odkupienie dotyczy również ateistów, ale gdy w nie
uwierzę, natychmiast przestanę być ateistą. Czyli jednak nie dotyczy ateistów. A co z
całą rzeszą ludzi, którzy z racji różnych miejsc urodzenia, nie mieli szans
nawet zapoznać się z tym, co znaczy odkupienie? I wreszcie, co z całą rzeszą
zbrodniarzy, którzy nawrócili się w ostatniej chwili swego życia, a którzy stali
się równymi największych świętych?
W moim
odczuciu, nawet zbawienie, przez określenie jako wieczne, jest w jakimś sensie makabryczne.
Nie może istnieć wieczna szczęśliwość, bez doznawania nieszczęść. Inaczej stanie
się czymś tak normalnym jak oddychanie powietrzem, nad którym nawet się nie
zastanawiam. Oddycham i już. Jak będę się dusił, poznam jego zbawienne skutki dla
życia. Dusza pewnie nie oddycha, ale ta szczęśliwość będzie tym samym. I tak
całą wieczność(sic!) Pytanie: czy ta moja dusza będzie tym samym, czym jest dzisiaj,
pozbawiona pragnień dnia dzisiejszego tu na ziemi, pozbawiona tych doznań,
które dziś mnie fascynują? Wytłumaczył mi, że ta szczęśliwość będzie czymś,
czego dziś nie mogę nawet sobie wyobrazić. Więc skąd wiadomo, że mnie
uszczęśliwi? A ludzi jest miliardy i każdy ma inne odczucia szczęśliwości, chyba
że każdy będzie miał swoje własne, prywatne Niebo. Biorę pod uwagę jeszcze
jeden straszny fakt: całą wieczność będę musiał wielbić Boga, a ja chciałbym
wielbić kobiety i to nie tylko platonicznie... Jak twierdzą feministki, Bóg
jest kobietą, więc jeszcze to przemyślę...
p.s. W trakcie redagowania tej notki, odwiedziły mnie dwie urocze dziewczyny. Tak jakby wiedziały o czym piszę, bo nomen omen, chodziło im o to, aby mnie nawrócić. Na Świadków Jehowy. Wdałem się w dyskusję, tak dla jajeczek. Po pięciu minutach uznały, że mają jeszcze sporo domów do odwiedzenia. Nie zatrzymywałem, bo pewnie po kwadransie, no, może dwóch, byłoby o dwie ateistki więcej...
eeeee..... ......eeeee..... [właśnie przebiega proces myślowy. a że jestem blondynką, jest on spowolniony] ...eeee.....
OdpowiedzUsuńjeżeli Jezus odkupił winy wszystkich raz na zawsze.... to po co wierzący chodzą do spowiedzi, jeżeli wszystko jest już odkupione....
ups! za dużo myślenia! jeszcze mi żyłka w mózgu pęknie!
Nawet gdybyś miała mózg o prędkości najlepszego komputera, na nic by Ci się to zdało w tym temacie, więc proszę tu bez kompleksów niższości :)
UsuńTemat spowiedzi jest niezrozumiały z kilku względów, również i tego, który poruszyłaś, ale można się umówić, że to taki rytuał mający umożliwić dostęp do sakramentu Komunii św.
Pozdrawienia
O mnie nikt się nie troszczy :( Chodzę i śpiewam , albo wyję do nieba ? :) ,, zaopiekuj się mną ... mocno tak ,, :) Pięknej nocki życzę :)))
OdpowiedzUsuńAż się prosi o retoryczne pytanie: A jak się zatroszczyć o kogoś anonimowego? :)
UsuńMusiałem sobie puścić tę piosenkę Rezerwatu, bo już prawie zapomniałem. I nie mogłem się powstrzymać aby klip dodać... :) choć nie pierwowzór.
Dla odmiany – miłego dnia
Wielkie dzięki , za miłą muzyczkę :) Jak mnie pamięć nie myli , to jest to mój drugi prezent
Usuńmuzyczny od Ciebie . Zaopiekuj się mną ... właśnie tak :)
Cudownego sobotniego wieczorku :)))
Mnie pamięć strasznie zawodzi, za Chiny Ludowe nie przypomnę sobie kiedy to było ten pierwszy raz :)
UsuńJest piękny ten sobotni wieczór. Właśnie skończyłem zbierać orzechy laskowe i teraz zajmuję się stertą prawdziwków znalezionych dziś w lesie.
Równie cudownego wieczoru
Ja też zapomniałam , ale może nam podpowie pan M :) albo pan P .
UsuńBardzo mili panowie :) Starsi panowie :) starsi panowie dwaj ?:)
Choć szron na głowie , choć nie to zdrowie :( To w sercu ciągle maj :)
Dzisiaj to sobie podśpiewuje , nawet mi nieźle idzie :)))
/ To gdzie rosną te prawdziwki ?:) U mnie nawet muchomorka nie znalazłam /:(
To dalej miłego wieczorku :))) jakby co , to mogę pomóc , lubię orzeszki :)))
Totalna ciemnica. Nawet nie kojarzę tych dwóch starszych panów M i P :) A Wasowskiego i Przyborę już jak najbardziej. Mnie dla odmiany prześladuje dziś tango Oh! Donna Clara. I to z tak zawiłych powodów, że aż strach próbować tłumaczyć :)))
UsuńPrawdziwki rosną w „mojej” puszczy (noteckiej) ale innych grzybów też nie uświadczysz. Za to orzeszki (nie z lasu a mojego sadu), palce lizać. A pewnie za chwilę będą jeszcze włoskie. Uwielbiam tak świeże, jeszcze gorzkawe. Będzie lecznicza naleweczka :))))
Flirtowanie pozostawiam Pani anonimowej natomiast te orzeszki to chyba do mnie się pakować powinny :) zupelnie nie anonimowa dla autora
UsuńSkoro nie anonimowa , to pewnie orzeszki trafią , tam gdzie adresatka :)
UsuńPięknej nocy życzę :)))
Oczywiście dla autora bloga i gości odwiedzających / ja też odwiedzająca / :)
UsuńPięknej nocki życzę :)))
Ja , chyba bardziej odwiedzająca , jak flirtująca :) to takie małe sprostowanie :))) chyba ?:)
UsuńBliski człowiek zawsze potrzebny.Chociaż czasami miałoby się ochotę wystawić go za drzwi.Pomaga sama świadomosc ,że jest lub są tacy ludzie. Ale o to trudno ;zawsze denerwuje mnie jak ktoś mi kogoś przedstawia mówiąc: mój przyjaciel ,a chodził z nim x lat temu do szkoły ,a w dorosłym życiu byli kilka razy na wódce.
OdpowiedzUsuńTroska o duszę i życie przyszłe? A kto to wie? Kto wrócił "stamtąd" by opowiedzieć.
Przypomniał mi się fragment piosenki z kabaretu Olgi Lipińskiej,niezwykłej i jedynej w tym co tworzyła:
Ciesz się z tego co masz ,
albo przynajmniej śmiej,
po co walić głową w mur ,
po co pić i wąchać klej.
I to jest moje motto na dzisiaj .
Pozdrawiam życząc zdrówka i gotówki.
Człowiek to taka konstrukcja (psychiczna), że potrzebuje bliskiej, bratniej duszy, która w jakimś sposób będzie się o nas troszczyć, ale nadgorliwość szkodzi. Stąd wyjątkowo :) się z Tobą zgadzam, nawet z tym, że mnie też denerwuje nadużywanie słowa „przyjaciel”. A cytat z Lipińskiej wskazuje, że ona zawsze była w formie... intelektualnej.
UsuńPozdrawiam
Miłej niedzieli życzę :))) i dużo , dużo prawdziweczków :) To ja :) niby ta flirtująca :)))
OdpowiedzUsuńSię porobiło, tak jakby nie było wiadomo od zawsze, że faceci nie mają podzielnej uwagi. Skąd ja teraz, biedny, mam wiedzieć, która Anonimowa jest która? :)))
UsuńNie, dziś już prawdziwych prawdziwków nie będzie (to tak z jakieś piosenki). Skończyły się upały i po prostu leje. Ale to dobrze, mam w zanadrzu Formułę1...
Równie miłej niedzieli życzę
Oszczedze Ci zatem klopotu . Znikam
UsuńNigdzie nie napisałem, że kogoś wypraszam...
UsuńA ja zostaję :) posiedzę sobie cichutko i poczytam . Widzę nowa notka dojechała :)
OdpowiedzUsuńCo robić w taki deszczowy dzień ?:) może załapię się na grzybową , albo orzeszki :)
Bo u mnie dziś obiad w proszku , albo w lodówce :)
Miłego popołudnia :)))
Uwielbiam zbierać grzyby, ale jestem ostatni, który by się ich tknął :)
UsuńDzięki, że zostałaś, ale cichutko siedzieć nikt Ci nie karze :)
Miłego dnia, choć u mnie pochmurno jakoś i na deszcz znów się zapowiada :(