poniedziałek, 21 grudnia 2015

Jak tu żyć bez świąt


  Nie było problemu, dopóki byłem wierzącym, choć jak to opisałem w poprzednim felietoniku, za nimi nie przepadałem. Później już było gorzej. Strasznie się to wszystko kłóciło z moim nowym światopoglądem. Rzecz w tym, że tylko ja go zmieniłem, reszta rodziny nie. Zapewniam, że ta cała świąteczna tradycja rodziła niekomfortową dla mnie sytuację. Wszyscy modlą się przed wigilijną wieczerzą, ja nie, bo hipokryzji nie lubię i nawet udawać modlitwy nie potrafiłem. Owszem kolędy już śpiewałem, gdyż niektóre mi się nawet podobają. Z polskich „Cicha noc”, „Przybieżeli do Betlejem pasterze”, ale ulubioną jest „O Tannenbaum” i tu wyjaśnię, że choć dziś uznawana jest za niemiecką, jej pierwowzorem jest śląska pieśń o jodełkach z XVI wieku.



  Na pasterki też chodziłem, bo przecież tym nikomu nie ubliżałem. Wbrew opisowi z poprzedniej notki, lubię czasami pójść do kościoła by poczuć tę atmosferę doniosłości i skupienia, choć ma to dla mnie zupełnie inny wymiar niż dla wierzących. I wszystko byłoby w porządku, gdyby ta moja niewiara innym nie przeszkadzała. Pierwszym był mój ojciec, już w podeszłym wieku, który mi zarzucił, że ateista nie powinien obchodzić świąt katolickich. Starszy człowiek, w dodatku ojciec, więc i w polemikę nie wchodziłem, co on odebrał jako moją słabość i dokuczał coraz bardziej. W końcu, któregoś roku nie pojechałem na tradycyjne, rodzinne spotkanie, co niemal zerwaniem wszelkich kontaktów się nie skończyło. Ojciec zmarł, o problemie można by zapomnieć. Nie do końca, bo na jego miejsce pojawili się inni. Już nie tylko w rodzinie. I na to w końcu znalazłem sposób, biorąc wszystkie możliwe dyżury w pracy w okresie świątecznym. Koledzy byli zadowoleni, a ja unikałem zarzutów o hipokryzję. 

  Tyle, że w końcu i praca zawodowa się skończyła, a w mediach coraz więcej zarzutów o to samo. Dziś mam totalny spokój. Na świąteczną wyżerkę do nikogo nie jeżdżę, żadnych tam choinek nie stroję, księdza po kolędzie nie przyjmuję i z tego powodu nie spotkał mnie żaden ostracyzm, choć mieszkam sobie w małej wsi, gdzie taka postawa musi być widoczna. Jedyny problem, zresztą drobny, to pozamykane sklepy i nudne jak flaki z olejem programy telewizyjne. Bo te święta wręcz wpycha się mi na siłę. Ale spokojnie, zawsze sobie robię świąteczny prezent – kilka dobrych książek, które nic wspólnego ze świętami nie mają.

  Śmieszą mnie te zarzuty, że ateiści są nieuprawnieni do obchodzenia tych świąt. Tylko jakie mają wyjście, skoro na około wszyscy świętują i do tych świąt wręcz zmuszają? Jak oderwać się od rodziny, która w świętach widzi radość i wzniosłość – uciec od niej na ten czas? Nie kupować prezentów? Ostentacyjnie nie brać udziału w wigilijnej wieczerzy? A może zabronić rodzinie obchodzenia świąt, bo obrażają moje niereligijne uczucia? Ktoś może pomyśleć, że to straszne być samotnym w ten dzień i nie cieszyć się tymi świętami. Otóż wykrzyczę wszystkim wierzącym niedowiarkom: nie!!! Nie mam z tym najmniejszych problemów, nie popadam w żaden smutek, nie dopada mnie żadna depresja z tego powodu i nie ogarnia mnie żadne uczucie złości na innych, którym te dni sprawiają radość. Tak samo w te dni się raduję, jak zresztą każdego innego dnia w roku, między innymi z tego powodu, że budzę się o poranku i kładę się spać wieczorem w miarę zadowolony z faktu, że dane mi było ten dzień przeżyć.

  Już na koniec okazjonalny wierszyk:

W dzień Bożego Narodzenia
radość wszelkiego stworzenia.
Ale mnie tymi słowami
nikt nie zdoła otumanić.
Kiedy do świąt dni już kilka,
człowiek ma w sobie coś z wilka.

Indyk smutny coraz częściej
aż dostaje skórki gęsiej.
Karpie wiedząc, co je czeka
trzęsą się jak galareta.

Świnka też wie, proszę panów,
że jej życie jest do chrzanu.
Koguta to w oczy kole,
że będzie oczkiem w rosole.
 
Kaczka się martwi okropnie:
A niech te święta gęś kopnie!
A pewna gęś szara cała
już kompletnie posiwiała.
 
Śledź też czuł się nieszczęśliwy,
nie znosił octu, oliwy.
Sardynki w okresie owym
całkowicie tracą głowy.

W dzień Bożego Narodzenia
radość wszelkiego stworzenia.
Niech od dziś każdy pamięta,
że ludzie lubią zwierzęta.

(Jan Gross, nasz gorzowski fraszkopisarz)


31 komentarzy:

  1. No tak, pewne stany uczuć - jakby były mi skądś znane...
    Mnie bardzo interesują uwarunkowania odchodzenia ludzi
    od Kościoła - to zaprząta moją głowę od zarania (!)
    Potrafię zrozumieć agnostyków lub, tzw. wierzących
    ale niepraktykujących - choć takiej kategorii, jak wielu
    mówi, nie ma (!?) Inni są dla mnie ciągłą zagadką - bo
    jak sinego trzeba doznać wstrząsu, żeby tak się przeorientować,
    albo jak długo trzeba kumulować w sobie "alergeny", żeby
    wywołały wstrząs "anafilaktyczny", po którym człowiek jest już
    inaczej zorientowany (?) Nie oczekuję w tym zakresie żadnych
    wyjaśnień - tylko tak głośno myślałam.
    Dobra na dziś i na jutro!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnostyk to ktoś kto przyjmuje, że nie ma dowodów na istnie lub nieistnienie Boga, więc w ogóle tym zagadnieniem się nie zajmuje. Kategorię ludzi, którzy wierzą i nie praktykują przyjęło się dziś nazywać letnimi katolikami. Tyle definicje. Wyjaśnię jeszcze jedną sprawę, by stać się ateistą, nie jest potrzebny żaden wstrząs :)
      Pozdrawiam późną nocą!

      Usuń
    2. potwierdzam - wstrząsu... choćby maleńkiego wstrząsiku nie przeżyłam.

      ja mogłabym zadać pytanie: jak bardzo trzeba się bać przyszłości, aby wierzyć w bajki i opowieści zawarte w książce?
      jak bardzo trzeba być zagubionym w sobie i nie mieć własnego zdania, aby poddawać się nakazom innych?
      jak bardzo trzeba być podatnym na manipulacje, wpajanie określonych treści i zachowań wymaganych przez określoną "grupę naciski". jednym wpajają biblię, innym koran czy torę.... a dlaczego nie wrócić do mitów greckich, wierzeń sumerów... albo do naszej rodzimej polskiej wiary : pogaństwa? - może to byłoby najsłuszniejsze, nie sądzisz?

      Usuń
    3. Nie, mnie nie pociąga nawet pogaństwo, które de facto w niczym, w swym podstawowym założeniu, nie różni się od chrześcijaństwa – wymaga wiary w niematerialne a sprawcze istoty. To już jest poza zasięgiem mojej percepcji.

      Usuń
  2. Skoro nie obchodzisz świąt zatem i z mej strony życzenia byłyby nietaktem. Mogę jedynie zapewnić o swej życzliwości nie tylko z okazji świąt Bożego Narodzenia.
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja faktycznie na życzenia nie liczę, ale te, które mi są składane i tak przyjmuję z życzliwością, i na nikogo z tego powodu się nie obrażam. Nie jestem drapieżnikiem, którego trzeba obchodzić z daleka :)
      Pozdrawiam pięknie

      Usuń
    2. Nie rozumiem skąd to skojarzenie z drapieżnikiem, gdyż za takowego Cię nie posądzam. Tylko dobre słowo tu zostawiam. Bowiem uważam, że zdrowia, szczęścia, radości i ludzkiej życzliwości warto życzyć nie tylko innym, ale także i sobie w każdej chwili, zawsze i wszędzie, przy każdej okazji; podobno człowiek jest istotą stadną, więc z tą życzliwością ludzką łatwiej jest zaliczać każdy kolejny dzień życia;
      pozdrawiam :) Basia

      Usuń
  3. Asmodeuszu...Tak sobie kombinuję, że skoro większość Twoich zmysłów bierze jednak udział w świętowaniu, to może nie upieraj się tak bardzo, gdyż wychodzi na to, że mimo wszystko świętujesz odrobinkę... Serdeczności przesyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja się właściwie przy niczym nie upieram, no, może poza jednym. Jestem ateistą :)Chyba, że mnie ktoś przekona, że nie mam racji. A świętuję odrobinkę, gdyż po prostu nie da się inaczej. W końcu nie mieszkam na pustynie, czy kompletnym odludziu.

      Usuń
    2. Otóż to... Serdeczności :)

      Usuń
  4. Świętoszku Ty całkiem nieźle kombinujesz :) Przecież zostało napisane , że ostatni będą pierwszymi . Znamy się na okrętkę , ale myślę , że tam na górze , duże szanse masz... nawet jako ateista :) Przekonałam trochę , czy mam przechlapane ?:) Pięknego dnia dziś ... a następnych jeszcze piękniejszych :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem na czym to moje kombinowanie ma polegać? Szczerze, to jestem przekonany, że „tam na górze” czułbym się równie nieszczęśliwy, jak „tam na dole”. Gdybym oczywiście uwierzył, że góra i dół istnieje :)
      Nie, nie przekonałaś mnie, ale też nie masz przechlapane :)
      Odwzajemniam życzenia :)

      Usuń
  5. To może inaczej :) Zjawia się u Świętoszka cud dziewczyna nieziemskiej urody .
    Świętoszek jest nią oczarowany , wręcz szczęśliwy , że taki ktoś zawitał pod
    jego dach .Rozmawia z nią na każdy temat w dzień i w nocy bardzo , bardzo :) Prosi ją , aby została , ponieważ już bez niej nie wyobraża sobie życia . I wtedy ona mówi , że chętnie to uczyni , tylko on ma zacząć wierzyć i zapomnieć , że był ateistą . I jak mi poszło ?:) Odpowiedz jak na spowiedzi :) Lepię pierogi i jakaś głupota mnie dopadła ... nudne zajęcie.
    U mnie w lesie rosną grzyby , taki świąteczny wysyp , dziwne grzyby w grudniu :) A jednak wszystko się może zdarzyć /przeczytaj to i usuń /

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bardzo wiem, co mam usunąć? Cały komentarz, czy tylko akapit o grzybach? To drugie jest technicznie niemożliwe :))) a przy pierwszym, żal tyłek ściska, ale Twoja wola będzie uwzględniona, jeśli ją potwierdzisz.
      Ha, ha – zaśmiał się hrabia po francusku, bo był biegły w tym języku. Na postawiony przez Ciebie problem odpowiem szczerze, choć są dwie możliwości. Pierwsza, przymiotnik nieziemska źle mi się kojarzy, bo w duchy też nie wierzę:) Ale rozumiem, że chodził Ci o istotę ziemską, przecudnej urody. I tu też jest prosta odpowiedź. Ja takie w swoim życiu już pokochałem i zawsze się to dla mnie źle kończyło. Każda czegoś ode mnie wymagała, choć niekoniecznie wiązało się to z ateizmem, ba, były to sprawy mniejszej wagi. Problem w tym, że na jednym wyrzeczeniu się nigdy nie kończyło, rzekłbym, apetyt rósł w miarę jedzenia :) i paradoksalnie, ta cud uroda dla odmiany bladła :)
      Sparafrazuję: nie zemną te numery, blondynki i brunetki :))) Wprawdzie dla idei (ideologii) się nie umiera, ale łatwiej by mi było zrezygnować z papierosów, alkoholu, spotkań z kumplami, co się zdarzało, niż ze światopoglądu :)
      Współczuję tej roboty przy pierogach, wiem jak to jest, bo czasami sam pyszne, koniecznie z mięsem (z grzybów uznaję tylko pieczarki), sobie przyrządzam.
      Posyłam uśmiech, który przywołał na mojej twarzy Twój komentarz :)

      Usuń
    2. Cieszę się , że moim komentarzem wywołałam uśmiech ... Dziś na ulicy w moim Zaciszu / albo Zadupiu / :) widziałam samych ponuraków . Pięknego wieczorku :)))

      Usuń
    3. eeee..... zacząć wierzyć?
      można zacząć uczyć się języka obcego, można zacząć się uczyć pływać....
      ale zacząć wierzyć?
      można zacząć wykonywać jakieś czynności związane z wiarą, np. na komendę: klękanie i wykonywanie innych gestów w kościele.

      a czy można postanowić sobie, że zacznę kogoś konkretnego kochać np. od poniedziałku?

      ktoś, kto twierdzi, że można zacząć w ten sposób wierzyć... wg mnie nie ma pojęcia o wierze.

      wiara i miłość rodzą się w człowieku niezależnie od jego woli.

      mój "ex" kiedyś mi powiedział: ty lepiej zacznij wierzyć, bo co będzie jak to kiedyś okaże się prawd!?"


      chcąc - nie chcąc dni świąteczne spędzam inaczej niż te zwykłe (wolne w pracy jest). ale... :) ...w ostatnich latach wyzwoliłam się od choinki w domu (córa już urosła i nie "ciśnie" dziecinnie). spotkania rodzinne przy zastawionym stole są - odkąd pamiętam tak było u mojej babci - tam było religijnie. teraz spotykamy się u mojej mamy - już bez zabarwienia religijnego.

      Usuń
    4. Zgadzam się z Tobą Dor oto w pełni. Dodam tylko, że to o czym mówi Twój ex, jest odmianą wersji tzw. zakładu Pascala, rzecz w tym, że jak to napisałaś w innym komentarzu, można go odnieść do każdej religii, w tym nawet pogańskiej, co grozi paranoją :)

      Usuń
  6. Ja częściowo święta obchodzę, jako swego rodzaju tradycję. Nie podoba mi się konsumpcjonizm panujący w tym czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łukaszu, przecież nikt Cię do konsumpcjonizmu nie zmusza, ale dlaczego potępiać go u innych? W końcu, nie Ty ponosisz tego koszty.
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Większość Polaków święta bardziej jako tradycję karpiowo-choinkową traktuje,niż okres typowo religijnych przeżyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie się zgadzam z tym co pisze Pani Baggins ... nie tylko karp i choinka . Boże Narodzenie to :Adwent , Roraty , Rachunek sumienia , Spowiedź , Postna Wieczerza i Pasterka . Tak mnie uczyła / albo przekazywała moja babcia / Staram się , ale nie zawsze tak mi wychodzi . Myślę Świętoszku , że Cię nie
      obraziłam , tym co napisałam , bo wiem , że dawno , dawno temu i Ty te święta tak obchodziłeś . Chyba się zgodzisz że Najpiękniejsze Święta , to te , które były u babci :)

      Usuń
    2. @Pani Baggins
      Ja nie mam przynajmniej wyrzutów sumienia, że nie stosuję się do innych tradycji :)

      Usuń
    3. @Anonimowy
      Właściwie trudno się nie zgodzić z tymi świętami u babci, choć i one miały inny wymiar niż ten „wymagany” :) Było dużo ludzi, był akordeon i mandolina podczas śpiewania kolęd, małe rajskie jabłuszka i makowiec, którego już nigdy indziej nie jadłem.
      Mnie naprawdę trudno obrazić...

      Usuń
  8. Wcale się nie obrażę , jak usuniesz , dzisiejsze moje komentarze :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Moja babcia też piekła makowiec i sernik . Na choince były rajskie jabłuszka , ciastka gwiazdy , orzechy , długie cukierki i świeczki w takich dziwnych spinaczach . Pomieszczenia oświetlały lampy naftowe , było dużo gości i śpiewano piękne kolędy . Tamten klimat już się nie powtórzy . Chciałabym to przeżyć jeszcze raz . Sama droga do babci wiodła przez las .Dojazd saniami , konny zaprzęg , a śnieg po pas . To były magiczne święta , może stoły nie uginały się , pod ciężarem jadła . Ale głód został zaspokojony i nikt głodny do domu nie wracał . Fajnie było powspominać ... pamięć to coś wspaniałego , aby służyła nam jak najdłużej :) Miłej nocy :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, tamte klimaty świąt już nie wrócą, wydaje mi się, że paradoksalnie ich podłożem była i wielodzietność, dziś już kompletnie niemodna, choć sporadycznie się trafia, i niechęć do rozwodów, które naznaczały rozwodników hańbą. Ludzie nie kłócili się o politykę, ale między sobą, by na czas świąt się godzić, stąd my kojarzymy dziś te święta jako czas pojednania.
      Udanej Wigilii i przyjemnych Świąt.

      Usuń
    2. Do świąt dni kilka, a we mnie nic z wilka; wprost przeciwnie życzliwość kwitnie, radość rozpiera i...chce mi się żyć. Może dlatego, że pozostało to we mnie z czasów kiedy "podłożem była i wielodzietność, dziś już kompletnie niemodna"? Jestem dziesiątym dzieckiem moich Rodziców i zarówno wigilia jak i święta były skromne, dlatego teraz potrafię docenić to co mam; pozdrawiam we wigilię :) to znaczy że będę tu zaglądać przez cały przyszły rok bo jaka wigilia taki cały przyszły rok;

      Usuń
    3. @Aisab
      Oj, nieładnie, nieładnie :) Przecież dodałem „sporadycznie się zdarza”. A, że się nie mylę przypomnę, że tzw. wskaźnik dzietności w Polsce to 1,33 – jeden z najniższych w świecie. Właśnie tworzę o tym felietonik, więc jestem na bieżąco :)
      Jeśli starczy mi sił i chęci starczy, pewnie będę pisał cały następny rok i zapewniam, że będziesz mile widziana na moim blogu. A już tak na marginesie. Kolejny zabobon :)))), co w Wigilię się wydarzy, będzie tak cały rok. Coś w tym jest jednak na rzeczy, bo nawet ja, prawie nieświadomie, unikam w ten dzień ciężkich robót :))))
      Uśmiech posyłam :)

      Usuń
    4. @ Asmodeuszu> zabobon,o tym, że jak we wigilię tak cały rok. Zabobon, jak mało który. To tylko "bat" [szantaż] na niegrzeczne dzieci. Dowód; wiele lat temu urodziłam we wigilię syna i nie wyobrażam sobie jakbym miała rodzić każdego dnia przez cały rok :) to by dopiero była katorga :) Przyznaj się, że unikasz ciężkich prac we wigilię nie dlatego, że obawiasz się spełnienia zabobonu, lecz z lenistwa :) odwzajemniam uśmiech i do ...napisania :)

      Usuń
    5. Dzięki za życzenia :)Pozdrawiam bardzo ciepłym uśmiechem :)))

      Usuń